- W empik go
Święty Jacek - pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
31 grudnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Święty Jacek - pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych - ebook
Śląsk w dawnych wiekach, Śląsk „święty”, jak pierwszy spośród dzielnic polskich wszedł w orbitę wpływów nauki Chrystusowej, tak też pierwszy zaczął promieniować duchem Bożym. Z ziemi śląskiej wyrósł szereg wielkich postaci, szermierzy prawdy Chrystusowej — św. Jacek, wielki apostoł i cudotwórca rozpoczyna ten szereg — warto ich poznać, ukochać i naśladować. Za mało znamy jeszcze tę nową krainę, Śląsk „święty”, który trzeba dopiero odkrywać, w należyte światło postawić. Ukochać zaś będzie nie trudno, bo to nasze i swojskie, a przy tym święte i wielkie, bo każdy z owych bojowników Bożych, choć w odmienny sposób, kształtował siebie i innych na wzór Boży — apostołował, szerzył Królestwo Boże w duszach.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-995-9 |
Rozmiar pliku: | 209 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od wydawnictwa
Mamy wprawdzie wielu katolików praktykujących, katolików przekonanych wewnętrznie o wzniosłości zasad Kościoła katolickiego, lecz większość z pośród nich katolicyzm swój ogranicza do własnej swej duszy, boi się wystąpić z nim publicznie, brak im odwagi apostolskiej, za mało w nich Ducha, który apostołów Chrystusowych i pierwszych chrześcijan wiódł do czynu. Gnuśność katolicka i obojętność na to, co dzieje się obok nas, winna ustąpić odwadze płynącej z wielkiej miłości Bożej. Z umiłowania Bożego bowiem rodzi się zapał apostolski, duch ofiarny i gotowość do walki dla umiłowanej sprawy.
Gdzie szukać wzorów apostolstwa Bożego?
Śląsk w dawnych wiekach, Śląsk „święty”, jak pierwszy z pośród dzielnic polskich wszedł w orbitę wpływów nauki Chrystusowej, tak też pierwszy zaczął promieniować duchem Bożym. Z ziemi śląskiej wyrósł szereg wielkich postaci, szermierzy prawdy Chrystusowej — św. Jacek, wielki apostoł i cudotwórca rozpoczyna ten szereg — warto ich poznać, ukochać i naśladować. Za mało znamy jeszcze tę nową krainę, Śląsk „święty”, który trzeba dopiero odkrywać, w należyte światło postawić. Ukochać zaś będzie nie trudno, bo to nasze i swojskie, a przytem święte i wielkie, bo każdy z owych bojowników Bożych, choć w odmienny sposób, kształtował siebie i innych na wzór Boży, — apostołował, szerzył Królestwo Boże w duszach.
Ks. Siemienik.Śląsk święty
Ziemia dawnych Ślęzan, zamieszkujących górne i dolne porzecze Odry, bywa nazywaną „Śląskiem świętym”. Jestto nazwa zupełnie słuszna. Żadna bowiem z dziedzin pierwotnej Polski nie piastowała na łonie swojem tylu Świętych, ilu piastowała ziemia śląska.
Na śląskiej ziemi „świętość” krzewiła się od czasów najdawniejszych. Początków urostu świętości należy tutaj szukać jeszcze niemal w drugiej połowie IX wieku, czyli wtedy, kiedy cała Polska, razem ze swoimi władykami, osiadłymi w Kruświcy, była jeszcze długo pogańską. Wiadomo bowiem, że ziemia Ślęzan, jakoteż ziemia Wiślan, podbite ongiś przez książąt wielkomorawskich, należały do krajów, w których apostołował św. Metody, zwany tutaj Strachotą, i że Ślęzanie, oraz Wiślanie byli ochrzczeni z poręki tego świętego apostoła Słowian jeszcze około r. 880. Już wtedy zatem nawiedziła ziemię śląską łaska Boża, która jest matką świętości.
Właściwa atoli świętość, w postaci ludzi, uświęconych łaską, oraz jaśniejących bohaterską cnotą, zjawia się na ziemi śląskiej w ośmdziesiąt kilka lat później. Wówczas bowiem przeciąga przez śląską dziedzinę „chrzestna macierz” Polski, bogobojna księżna Dubrawka, przyszła małżonka Mieszka I, której potomność przyznała chlubne miano „świątobliwej”. W trzy lata później ciągnie tędy pierwszy przedstawiciel apostołującej Polski, idący „szukać Chrystusa w śmierci” pośród pogańskich Prusów, a mianowicie św. Wojciech, którego pamięć związano z powstaniem kościołów w Cieszynie, Bytomiu, oraz Opolu. Rychło potem podąża za nim jego serdeczny przyjaciel, równie „Chrystusa w śmierci szukujący” i ginący w imię apostołującej Polski, św. Bruno Saksończyk.
Niemal bezpośrednio za nimi ściągają na ziemię śląską dwaj małopolscy pustelnicy, św. Jędrzej, zwany Wszeradem, i św. Benedykt, którzy przenosząc się z miejsca na miejsce dolinami Dunajca, Popradu, Wagu i Odry, osiadają czasowo nad rzeczką Olawą, kędy potomność uczciła ich pamięć wzniesieniem kapliczki, zburzonej przez husytów r. 1448. Niewątpliwie nawiedzał ziemię śląską także św. Stanisław, biskup krakowski, którego owczarnia obejmowała okręgi cieszyński i bytomski. W samem sercu Śląska, nad rzeką Ślęzą, około góry zwanej ongiś Śląską, a później Sobótka, miał rodowe dziedzictwo mąż wielkiej świątobliwości, który zbudował i wyposażył siedmdziesiąt siedm kościołów, Piotr Włastowicz, zwany także Duninem, a przez ludność śląską mianem „błogosławionego” uczczony.
Najdostojniejszy jednak zastęp Świętych zjawia się na śląskiej ziemi w wieku XIII. Wtedy bowiem jaśnieje pełnią cnót zrazu na książęcym stolcu we Wrocławiu, a później w zaciszu klasztoru Cystersek w Trzebnicy św. Jadwiga, małżonka bogobojnego księcia Henryka Brodatego i matka bohaterskiego syna, również Henryka, który za Wiarę i Ojczyznę żywot położył. Obok świętej świekry celuje równie wielką doskonałością jej bogobojna synowa, wdowa po poległym Henryku, księżniczka Anna, siostra trzeciego zakonu franciszkańskiego, także za świętą uważana. Współcześnie ze świętemi księżniczkami działa na Śląsku wielce świątobliwy i za „błogosławionego” uważany, a węzłami krwi ze śląskimi Odrowążami związany, krakowski biskup Iwo, czcigodny stryjec i wychowawca największego Świętego Ślązaka, św. Jacka Odrowąża. Wychowany w szkole wysokiej bogobojności stryja św. Jacek, wielki chorąży apostołującej Polski, żarem swojej świętości porywa za sobą cały szereg osób, a mianowicie: stryjeczną siostrę bł. Bronisławę Odrowążównę, równiez rodowitą Ślązaczkę, okrywającą chwałą swego ubłogosławienia zgromadzenie krakowskich Norbertanek, — następnie swego towarzysza zakonnego, bł. Czesława, długoletniego apostoła Śląska i cudownego obrońcą Wrocławia, — dalej, także swego towarzysza, nazywanego „błogosławionym”, Henryka Morawczyka, słynącego świętością w Opolu, — oraz bliskiego krewniaka, pasterza krakowskiej owczarni, ze Śląskiem związanego węzłami krwi i pasterzowania, biskupa Prędotę Odrowąża, głośnego pośmiertnemi cudy, dla których nazwano go „błogosławionym”.
Wyniesiona wysoko przez św. Jadwigę i św. Jacka świętość krzewi się dalej na śląskiej ziemi, wydając długi szereg osób, pospolicie nazywanych znowu „błogosławionemi”, pomimo, że Kościół święty owego „ubłogosławienia” nie zatwierdzał. Między tymi „błogosławionymi” wybija się w wieku XIV postać czcigodnego pasterza wrocławskiej owczarni, rodaka św. Jacka z Kamienia, biskupa Okszy Nankiera, który boso obchodząc kościoły w Nyssie w dzień wielkopiątkowy, nagle ziemskie życie zakończył. Niemal współcześnie za świątobliwym pasterzem jaśnieją doskonałością u wrocławskich Dominikanów „błogosławieni” Jan i Konrad, u nysseńskich „błogosławiony” Dominik, a między raciborskiemi Dominikankami „błogosławiona” Eufemja, pospolicie zwana Ofką, córka raciborskiego księcia Przemysława, która po śmierci zasłynąć miała u swego grobu cudownem dawaniem znaków, ilekroć śląską ziemię miało spotkać jakieś nieszczęście. Ponieważ zasię, gwoli darowizny Kazimierza Sprawiedliwego, chcącego pozyskać sobie raciborskiego księcia Mieszka, kawał dawnej ziemi krakowskiej z grodami Bytomiem, Oświęcimiem, Zatorem i Siewierzem, przypadł dziedzinie śląskiej, przeto między „śląskich Świętych” wchodzą dalej św. Jan, rodem Kęczanin, mistrz krakowskiej wszechnicy i perła polskiego duchowieństwa, — jego rodaczka z Kęt „błogosławiona” Ludmiła, świątobliwa siostra trzeciego zakonu franciszkańskiego, spoczywająca w Rzymie, — a następnie „błogosławione” siostry zakonu drugiego Jadwiga ze Zatora i Martyna z Oświęcimia, umęczone w Zawichoście czasu nawały tatarskiej, — a w końcu świątobliwi bracia zakonu pierwszego, „błogosławieni” Aleksy, Michał, Gabriel, Jan, Aleksander i t. d.
Z pośród tego licznego „pospólstwa Świętych” śląskich wybijają się w dalszym postępie czasu dwie wielkie postacie męczenników, rodowitych Ślązaków, a mianowicie błog. Melchiora Grodzieckiego, kapłana Towarzystwa Jezusowego, pochodzącego z Cieszyna, a zamordowanego przez węgierskich kalwinistów w Koszycach r. 1618, oraz błog. Jana Sarkandra, proboszcza czeskiego Holeszowa, pochodzącego ze Skoczowa, a zamordowanego przez husytów w Ołomuńcu r. 1620. Obaj męczennicy, ubłogosławieni przez Kościół, są niestety w rzędzie Świętych Ślązaków ostatni. Aczkolwiek bowiem zjawiają się jeszcze później dusze świątobliwe, to jednakowoż niema miedzy niemi postaci więcej wybitnych. Ziemia śląska, oderwana od polskiej Macierzy i zawojowana przez niemieckich luteranów, straciła na długo żywszą łączność z Krakowem, gdzie spoczęły śmiertelne szczątki jej najlepszego syna i wodza świętych, Jacka Odrowąża. Skoro atoli przyszła godzina przynajmniej częściowego wyzwolenia i powrotu oderwanej ziemi do prawej Macierzy, godzi dawną łączność ożywić i w duszach rodaków Świętego ogień świętości znowu rozpalić, ku czemu najlepiej posłuży poznanie dziejów jego chwalebnego życia.Pochodzenie i młodość Jacka Odrowąża
Św. Jacek pochodził ze starego rodu Odrowążów, których znakiem herbowym była strzała w łuku i którzy mieli przybyć do Polski z Moraw, co poniekąd stwierdza sama nazwa „Odrowąż”, zapewne przybrana od nazwy rzeki Odry, oraz „węzi”, czyli jaru, jakich wiele ta rzeka w swoim górnym biegu przepływa. Osiedli od niepamiętnych czasów w Polsce Odrowążowie rozrośli się szeroko, a w czasach św. Jacka mieli już liczne gniazda odrębne, wedle których pisali się „Odrowążami z Końskich”, „z Białaczowa”, „z Chlewisk” i t. p. Św. Jacek pochodził z rodziny, która osiadła rycerski gródek zwany ongiś Łanką, a położony na Śląsku Opolskim i włączony później do przyległej majętności Kamień Wielki. Jeszcze po dziś dzień zachowała się na zamku w Kamieniu komnatka, przemieniona na kaplicę, w której miał się urodzić św. Jacek, a do której od niepamiętnych czasów tłumnie pielgrzymują Ślązacy, na każdą doroczną uroczystość Świętego, przypadającą 16 sierpnia.
Niestety jednak! Kamienie mówić nie mogą. A one jedne tylko pozostały jako nieme świadki młodocianych przeżyć tego chłopięcia, które pośród nich ujrzało dzienne światło i które pośród nich zaprawiało się do życia wielkiego Apostoła i wielkiego Świętego. Innych bowiem świadectw, dotyczących tego pierwszego okresu życia świętego zupełnie niema. Ze skąpych zapisków współczesnych, dotyczących zresztą tylko pośrednio jego osoby, można wywnioskować jeno tyle, że Jacek urodził się r. 1183 i że jako kilkunastoletni młodzian opuścił dom rodzicielski, udając się do Krakowa, gdzie jego dalszem wychowaniem kierował brat ojca, ks. Iwo Odrowąż, kanonik katedralny, kanclerz książęcy, a w końcu biskup krakowski.
Późniejsi żywotopisarze Świętego podają, że ojciec św. Jacka nazywał się Eustachy, czyli jak wówczas mówiono Ostafiej, a matka Beata, czyli Bożenna i że Jacek miał brata, imieniem Jakóba, ożenionego z niejaką Przybysławą, którą Święty, już jako zakonnik, prawie umarłą, cudownie do życia przywrócił. Jeszcze późniejsze podania, mówiące jakoby bł. Czesław był rodzonym bratem św. Jacka, okazały się błędne, a powstały skutkiem fałszywego pojmowania wyrażenia łacińskiego „familia”, którem to wyrażeniem w wiekach średnich i starożytnych oznaczano „otoczenie”, a nie najbliższą rodzinę danej osoby.
Tą osobą, do której „familji”, czyli otoczenia, zaliczał się później bł. Czesław, towarzysz i współbrat św. Jacka, był biskup Iwo, stryj Świętego. Biskup Iwo, rodzony brat pana Ostafieja z Łanki, ojca św. Jacka, był synem Szawła Odrowąża z Końskich. Poświęciwszy się stanowi duchownemu, spełniał ks. Iwo obowiązki kapłana przy katedrze krakowskiej. Świątobiliwy Iwo wezwał bratanka Jacka po swoim powrocie z zagranicy, co mogło nastąpić około roku 1200. Jacek, dojrzewający natedy młodzieniec, powolny życzeniom dobrego stryja i czujący w sobie wyraźne „wołanie Boże”, przybywszy do Krakowa, ochoczo począł się sposobić do służby Bożej i pilnie przyłożył się do nauki, którą pobierał w krakowskiej szkole katedralnej. Oprócz rzeczy pierwiastkowych uczono tutaj nadto jeszcze gramatyki, retoryki, etyki i t. p. przedmiotów, potrzebnych przyszłym kapłanom. Wymownym pomnikiem ówczesnego sposobu nauczania w krakowskiej szkole katedralnej jest ksiega „Dziejów Polski”, napisana przez blog. Kadłubka (dawnego mistrza tejże szkoły), na życzenie Kazimierza Sprawiedliwego, a mająca na celu „przedstawienie potomnym zacności przodków”.
Dzięki takiemu nastawieniu rzeczy dzieło błog. Wincentego Kadłubka było księgą bardzo poczytaną, której wieki średnie używały jako podręcznika szkolnego nie tylko do nauczania samej historji, ale także do nauczania etyki, czyli obyczajności chrześcijańskiej, retoryki, czyli wymowy i stylistyki, czyli sposobu pięknego wyrażania myśli. Na tym podręczniku, który słusznie nazwano „prawdziwym spichrzem średniowiecznej uczoności”, kształciły się liczne pokolenia dawnych „scholarów”, z pośród których wychodzili wielcy uczeni, bohaterowie i święci, oddający wszystkie trudy swego górnego życia Ojczyźnie i Bogu.
Dzieło błog. Wincentego, wykończone dopiero w zaciszu jędrzejowskiego klasztoru było niewątpliwie „pokłosiem” tego, co święty biskup, jeszcze jako mistrz krakowskiej szkoły katedralnej swoim uczniom wykładał. A było to prawie wtedy, kiedy św. Jacek do Krakowa przybył i kiedy ks. Iwo, marzący o najlepszem pokierowaniu krokami bratanka na drogę Chrystusowego kapłaństwa młodego Jacka wychowaniu krakowskiej szkoły powierzał. Stało się przeto zadość życzeniom świątobliwego stryja.Jacek został wychowankiem Wincentego.
Święty uczeń kształcił się w szkole świętego mistrza.
Zagraniczne wykształcenie i kapłaństwo Jacka.
Po ukończeniu krakowskiej szkoły katedralnej młody Jacek Odrowąż był już należycie przygotowanym do przyjęcia święceń kapłańskich. Ks. Iwo atoli, sam wielki miłośnik nauki, widząc w Jacku wielkie zdolności, postanowił wysłać go jeszcze na dalsze kształcenie do szkół zagranicznych. Te postanowienia Ks. Iwona kierowały się oczywiście do tych uczelni, których sam wypróbował i z których wyniósł najmilsze wspomnienia, a mianowicie do uczelni paryskich. Tam bowiem najwyżej stały nauki teologiczne, do których Jacek okazywał szczególne umiłowanie i tam zbierał się „kwiat młodzieży” ówczesnego świata, której koleżeństwo młodemu Odrowążowi snadnie kiedyś przydać się mogło, jak samemu ks. Iwonowi przydało się koleżeństwo papieża Grzegorza IX, stamtąd właśnie wyniesione.
Prawie natedy jednak ks. lwo zamianowany został przez księcia Leszka Białego kanclerzem państwa. Skoro wyniesiono go na taki odpowiedzialny urząd, musiał ku temu posiadać potrzebne uzdolnienia. Ks. Iwo atoli, człowiek wielce sumienny i dokładny, mimo wysokiego wykształcenia teologicznego, potrzebnego kapłanowi, zapragnął posiąść wyższe wykształcenie prawnicze, wielce znowu przydatne kanclerzowi państwa. Nie zważając przeto na swoje podeszłe lata, wybrał się do słynnej szkoły prawniczej w Bononji, a raczej Vincenzy, dokąd owa szkoła natedy była przeniesiona, celem dalszego kształcenia się w prawie, co nastąpiło pod koniec 1207 r.
Po paru latach wspólnego „kolegowania” bratanka i stryja powrócili obaj Odrowążowie do Krakowa, gdzie tymczasem zaszły pewne zmiany, albowiem umarł był biskup Pełka, a na osieroconej stolicy zasiadł dawny mistrz krakowskiej szkoły, bł. Wincenty Kadłubek. Świątobliwy i światły biskup z radością witał powracających Odrowążów, ze strony których, jako ludzi wyksztalconych i bogobojnych, spodziewał się wiele, zarówno dla dobra Kościoła, jakoteż Ojczyzny, znajdującej się wtedy w położeniu ciężkiem, skutkiem prawie nieustannych wojen, oraz wewnętrznych wstrząsów, powodowanych zawiścią skłóconych między sobą książąt, wielmożów i mieszczan, spierających się między sobą nietylko o sprawy własne, ale godzących także w sprawy Kościoła i jego urządzeń.
Ks. Iwo, wyniesiony natedy do godności kanonika kapituły krakowskiej, oraz piastujący nadal odpowiedzialny urząd kanclerza państwa, mógł zbożnym zamiarom świątobliwego biskupa pomóc istotnie wiele. Niemniej obiecywał Jacek, dobiegający wówczas trzydziestego roku życia. Jako potomek możnego rodu, spokrewniony z pierwszymi wielmożami kraju, wychowany w szkole bogobojnego stryja, gotowego zawsze do wszelkich poświęceń i ofiar względem Kościoła i państwa, oraz posiadający wyższe wykształcenie, bardzo rzadko między ówczesnem społeczeństwem spotykane, przedstawiał w swojej osobie bardzo pożądany nabytek do zasilenia zastępu duchownych w krakowskiej owczarni.
Jacek atoli, mimo ukończenia wyższej szkoły, odpowiedniego wieku, oraz dostatecznego przygotowania wewnętrznego nie był jeszcze kapłanem. I ta właśnie sprawa była obecnie główną troską pieczołowitego stryja, ks. Iwona, którego najgorętszem życzeniem było widzieć ukochanego bratanka przy ołtarzu Pańskim. Zwrócił się przeto do biskupa Wincentego z prośbą o łaskę udzielenia święceń Jackowi. Biskup Wincenty przyjął prośbę z wielką radością, a czyniąc zadość życzeniu ks. Iwona i przekazując Jackowi w sakramencie kapłaństwa władzę sprawowania tajemnic Chrystusowych, czynił to z niezwykłem przejęciem, oraz głębokiem wzruszeniem, albowiem niewątpliwie, jako Święty, przeczuwał w młodym lewicie równie Świętego...
Po otrzymaniu święceń kapłańskich pozostał Jacek dalej u boku stryja. Biskup Wincenty, widząc w nowowyświęconym kapłanie wielką gorliwość i niezwykłe uzdolnienia, zatrzymał Jacka przy swojej katedrze i wkrótce posunął go na godność kanonika. Młody kanonik, który w kilka lat później wstąpił do zakonu kaznodziejskiego i który całą resztę życia spędził na apostolstwie słowa Bożego, przyjmując ową godność, jako główny przedmiot działalności obrał sobie niezawodnie kaznodziejstwo.Wprawdzie dawne zapiski, podnoszące wielkie uzdolnienia i owocną pracę kaznodziejską ks. Iwona, o kaznodziejstwie ks. Jacka milczą, jak milczą wogóle o jego osobie, jednakowoż śmiało twierdzić można, że kazania młodego kapłana porywać musiały cały Kraków, rzadko jeszcze natedy słyszący wymowne słowo Boże w brzmieniu rodzimem.
Na stanawisku kanonika i kaznodzieji katedralnego spędził św. Jacek lat kilka, poczem wyjechał znowu na dalsze nauki za granicę, a mianowicie do Paryża, wedle dawnych postanowień ks. Iwona. Pojechał jednakowoż znowu ze stryjem. Tak bowiem wynika z przekazu opata paryskich Norbertanów, O. Gerwazego z Cichester, który w jednym liście pisze, że około roku 1217 bawił ks. Iwo w Paryżu w szkołach.
Nie trzeba chyba znawu dodawać, z jakim zapałem, wdzięczny zabiegom dobrego stryja ks. Jacek owe nauki podejmował. Zdobywanie każdej wiedzy bowiem, a tem więcej jeszcze wiedzy, dotyczącej bezpośrednio znajomości spraw Bożych, zbliża człowieka do Boga, a zbliża tem znaczniej, im wyżej owa wiedza sięga. Gwali temu wszyscy ludzie prawdziwie święci zawsze skwapliwie korzystali z każdej nauki. Każda bawiem wiadomość, wyjaśniająca tajniki życia, czy to doczesnego, czy też wiecznego dawała im bliższe poznanie Boga, jako pierwszej i ostatecznej przyczyny wszech rzeczy i budzIła w nich ową „świętą bajaźń”, o której Mędrzec Pański prawi, że „jest początkiem wszelakiej mądrości”. (Przysłow. 1, 7.) I ta właśnie „bojaźń Pańska” była właściwym przedmiotem owej troski, dla której ks. Iwo nie tylko towarzyszył Jackowi w jego podróży, ale razem z nim w Paryżu pozostał. Może jednak nie tyle chodziło mu tutaj o samo tylko zasadnicze zachowanie owej „bojaźni Pańskiej” w sercu bratanka, czyli uchronienie Jacka przed niebezpieczeństwem grzechu, ile raczej o jej pomnożenie. Jacek bowiem, liczący natedy lat trzydzieści kilka, wewnętrznie należycie wyrobiony i zbrojny w sakramentalną łaskę stanu Chrystusowego kapłaństwa, dawał chyba dostateczne upewnienia, że z drogi cnoty lekkomyślnie nie zejdzie. Ks. Iwonowi chodziło przeto o coś więcej.
Jeszcze przed laty, czasu pierwszego pobytu w Paryżu, nawiązał ks. Iwo serdeczne stosunki z tamecznymi Norbertanami z opactwa świętego Wiktora. Bawiąc w tem mieście poraz wtóry, odnowił dawne nawiązki i tak bardzo do bogobojnych mnichów przylgnął, że postanowił wstąpić do ich zakonu, do czego nawet zobowiązał się przysięgą, jak o tem pisał papież Honoriusz III. A chociaż dalszy przebieg wypadków, a nastepnie rychła śmierć, przeszkodziła dokonania tego postanowienia w zupełności, to jednakowoż spełnił je częściowo, bo do końca życia nosił pod płaszczem norbertańską sukienkę, jako znak zakonnej przynależności.
Nie wiadomo jednak, czy takie postanowienie przedsięwziął wówczas także ks. Jacek. Niewątpliwie jednak w surowym trybie życia norbertańskich mnichów, wstających w nocy na jutrznię, przyjmujących posiłek tylko dwakroć dziennie, wyznających głośno wobec zgromadzonej braci swoje przewinienia, a ponadto oddających się ciężkiej pracy duszpasterskiej, podobał sobie ks. Jacek wielce. Wszak niedługo potem sam taki tryb życia uprawiać zaczął, jeno nie w norbertańskim, ale dominikańskim zakonie. Takie bowiem były wyroki Boże, kierujące drogami jego życia.
Mamy wprawdzie wielu katolików praktykujących, katolików przekonanych wewnętrznie o wzniosłości zasad Kościoła katolickiego, lecz większość z pośród nich katolicyzm swój ogranicza do własnej swej duszy, boi się wystąpić z nim publicznie, brak im odwagi apostolskiej, za mało w nich Ducha, który apostołów Chrystusowych i pierwszych chrześcijan wiódł do czynu. Gnuśność katolicka i obojętność na to, co dzieje się obok nas, winna ustąpić odwadze płynącej z wielkiej miłości Bożej. Z umiłowania Bożego bowiem rodzi się zapał apostolski, duch ofiarny i gotowość do walki dla umiłowanej sprawy.
Gdzie szukać wzorów apostolstwa Bożego?
Śląsk w dawnych wiekach, Śląsk „święty”, jak pierwszy z pośród dzielnic polskich wszedł w orbitę wpływów nauki Chrystusowej, tak też pierwszy zaczął promieniować duchem Bożym. Z ziemi śląskiej wyrósł szereg wielkich postaci, szermierzy prawdy Chrystusowej — św. Jacek, wielki apostoł i cudotwórca rozpoczyna ten szereg — warto ich poznać, ukochać i naśladować. Za mało znamy jeszcze tę nową krainę, Śląsk „święty”, który trzeba dopiero odkrywać, w należyte światło postawić. Ukochać zaś będzie nie trudno, bo to nasze i swojskie, a przytem święte i wielkie, bo każdy z owych bojowników Bożych, choć w odmienny sposób, kształtował siebie i innych na wzór Boży, — apostołował, szerzył Królestwo Boże w duszach.
Ks. Siemienik.Śląsk święty
Ziemia dawnych Ślęzan, zamieszkujących górne i dolne porzecze Odry, bywa nazywaną „Śląskiem świętym”. Jestto nazwa zupełnie słuszna. Żadna bowiem z dziedzin pierwotnej Polski nie piastowała na łonie swojem tylu Świętych, ilu piastowała ziemia śląska.
Na śląskiej ziemi „świętość” krzewiła się od czasów najdawniejszych. Początków urostu świętości należy tutaj szukać jeszcze niemal w drugiej połowie IX wieku, czyli wtedy, kiedy cała Polska, razem ze swoimi władykami, osiadłymi w Kruświcy, była jeszcze długo pogańską. Wiadomo bowiem, że ziemia Ślęzan, jakoteż ziemia Wiślan, podbite ongiś przez książąt wielkomorawskich, należały do krajów, w których apostołował św. Metody, zwany tutaj Strachotą, i że Ślęzanie, oraz Wiślanie byli ochrzczeni z poręki tego świętego apostoła Słowian jeszcze około r. 880. Już wtedy zatem nawiedziła ziemię śląską łaska Boża, która jest matką świętości.
Właściwa atoli świętość, w postaci ludzi, uświęconych łaską, oraz jaśniejących bohaterską cnotą, zjawia się na ziemi śląskiej w ośmdziesiąt kilka lat później. Wówczas bowiem przeciąga przez śląską dziedzinę „chrzestna macierz” Polski, bogobojna księżna Dubrawka, przyszła małżonka Mieszka I, której potomność przyznała chlubne miano „świątobliwej”. W trzy lata później ciągnie tędy pierwszy przedstawiciel apostołującej Polski, idący „szukać Chrystusa w śmierci” pośród pogańskich Prusów, a mianowicie św. Wojciech, którego pamięć związano z powstaniem kościołów w Cieszynie, Bytomiu, oraz Opolu. Rychło potem podąża za nim jego serdeczny przyjaciel, równie „Chrystusa w śmierci szukujący” i ginący w imię apostołującej Polski, św. Bruno Saksończyk.
Niemal bezpośrednio za nimi ściągają na ziemię śląską dwaj małopolscy pustelnicy, św. Jędrzej, zwany Wszeradem, i św. Benedykt, którzy przenosząc się z miejsca na miejsce dolinami Dunajca, Popradu, Wagu i Odry, osiadają czasowo nad rzeczką Olawą, kędy potomność uczciła ich pamięć wzniesieniem kapliczki, zburzonej przez husytów r. 1448. Niewątpliwie nawiedzał ziemię śląską także św. Stanisław, biskup krakowski, którego owczarnia obejmowała okręgi cieszyński i bytomski. W samem sercu Śląska, nad rzeką Ślęzą, około góry zwanej ongiś Śląską, a później Sobótka, miał rodowe dziedzictwo mąż wielkiej świątobliwości, który zbudował i wyposażył siedmdziesiąt siedm kościołów, Piotr Włastowicz, zwany także Duninem, a przez ludność śląską mianem „błogosławionego” uczczony.
Najdostojniejszy jednak zastęp Świętych zjawia się na śląskiej ziemi w wieku XIII. Wtedy bowiem jaśnieje pełnią cnót zrazu na książęcym stolcu we Wrocławiu, a później w zaciszu klasztoru Cystersek w Trzebnicy św. Jadwiga, małżonka bogobojnego księcia Henryka Brodatego i matka bohaterskiego syna, również Henryka, który za Wiarę i Ojczyznę żywot położył. Obok świętej świekry celuje równie wielką doskonałością jej bogobojna synowa, wdowa po poległym Henryku, księżniczka Anna, siostra trzeciego zakonu franciszkańskiego, także za świętą uważana. Współcześnie ze świętemi księżniczkami działa na Śląsku wielce świątobliwy i za „błogosławionego” uważany, a węzłami krwi ze śląskimi Odrowążami związany, krakowski biskup Iwo, czcigodny stryjec i wychowawca największego Świętego Ślązaka, św. Jacka Odrowąża. Wychowany w szkole wysokiej bogobojności stryja św. Jacek, wielki chorąży apostołującej Polski, żarem swojej świętości porywa za sobą cały szereg osób, a mianowicie: stryjeczną siostrę bł. Bronisławę Odrowążównę, równiez rodowitą Ślązaczkę, okrywającą chwałą swego ubłogosławienia zgromadzenie krakowskich Norbertanek, — następnie swego towarzysza zakonnego, bł. Czesława, długoletniego apostoła Śląska i cudownego obrońcą Wrocławia, — dalej, także swego towarzysza, nazywanego „błogosławionym”, Henryka Morawczyka, słynącego świętością w Opolu, — oraz bliskiego krewniaka, pasterza krakowskiej owczarni, ze Śląskiem związanego węzłami krwi i pasterzowania, biskupa Prędotę Odrowąża, głośnego pośmiertnemi cudy, dla których nazwano go „błogosławionym”.
Wyniesiona wysoko przez św. Jadwigę i św. Jacka świętość krzewi się dalej na śląskiej ziemi, wydając długi szereg osób, pospolicie nazywanych znowu „błogosławionemi”, pomimo, że Kościół święty owego „ubłogosławienia” nie zatwierdzał. Między tymi „błogosławionymi” wybija się w wieku XIV postać czcigodnego pasterza wrocławskiej owczarni, rodaka św. Jacka z Kamienia, biskupa Okszy Nankiera, który boso obchodząc kościoły w Nyssie w dzień wielkopiątkowy, nagle ziemskie życie zakończył. Niemal współcześnie za świątobliwym pasterzem jaśnieją doskonałością u wrocławskich Dominikanów „błogosławieni” Jan i Konrad, u nysseńskich „błogosławiony” Dominik, a między raciborskiemi Dominikankami „błogosławiona” Eufemja, pospolicie zwana Ofką, córka raciborskiego księcia Przemysława, która po śmierci zasłynąć miała u swego grobu cudownem dawaniem znaków, ilekroć śląską ziemię miało spotkać jakieś nieszczęście. Ponieważ zasię, gwoli darowizny Kazimierza Sprawiedliwego, chcącego pozyskać sobie raciborskiego księcia Mieszka, kawał dawnej ziemi krakowskiej z grodami Bytomiem, Oświęcimiem, Zatorem i Siewierzem, przypadł dziedzinie śląskiej, przeto między „śląskich Świętych” wchodzą dalej św. Jan, rodem Kęczanin, mistrz krakowskiej wszechnicy i perła polskiego duchowieństwa, — jego rodaczka z Kęt „błogosławiona” Ludmiła, świątobliwa siostra trzeciego zakonu franciszkańskiego, spoczywająca w Rzymie, — a następnie „błogosławione” siostry zakonu drugiego Jadwiga ze Zatora i Martyna z Oświęcimia, umęczone w Zawichoście czasu nawały tatarskiej, — a w końcu świątobliwi bracia zakonu pierwszego, „błogosławieni” Aleksy, Michał, Gabriel, Jan, Aleksander i t. d.
Z pośród tego licznego „pospólstwa Świętych” śląskich wybijają się w dalszym postępie czasu dwie wielkie postacie męczenników, rodowitych Ślązaków, a mianowicie błog. Melchiora Grodzieckiego, kapłana Towarzystwa Jezusowego, pochodzącego z Cieszyna, a zamordowanego przez węgierskich kalwinistów w Koszycach r. 1618, oraz błog. Jana Sarkandra, proboszcza czeskiego Holeszowa, pochodzącego ze Skoczowa, a zamordowanego przez husytów w Ołomuńcu r. 1620. Obaj męczennicy, ubłogosławieni przez Kościół, są niestety w rzędzie Świętych Ślązaków ostatni. Aczkolwiek bowiem zjawiają się jeszcze później dusze świątobliwe, to jednakowoż niema miedzy niemi postaci więcej wybitnych. Ziemia śląska, oderwana od polskiej Macierzy i zawojowana przez niemieckich luteranów, straciła na długo żywszą łączność z Krakowem, gdzie spoczęły śmiertelne szczątki jej najlepszego syna i wodza świętych, Jacka Odrowąża. Skoro atoli przyszła godzina przynajmniej częściowego wyzwolenia i powrotu oderwanej ziemi do prawej Macierzy, godzi dawną łączność ożywić i w duszach rodaków Świętego ogień świętości znowu rozpalić, ku czemu najlepiej posłuży poznanie dziejów jego chwalebnego życia.Pochodzenie i młodość Jacka Odrowąża
Św. Jacek pochodził ze starego rodu Odrowążów, których znakiem herbowym była strzała w łuku i którzy mieli przybyć do Polski z Moraw, co poniekąd stwierdza sama nazwa „Odrowąż”, zapewne przybrana od nazwy rzeki Odry, oraz „węzi”, czyli jaru, jakich wiele ta rzeka w swoim górnym biegu przepływa. Osiedli od niepamiętnych czasów w Polsce Odrowążowie rozrośli się szeroko, a w czasach św. Jacka mieli już liczne gniazda odrębne, wedle których pisali się „Odrowążami z Końskich”, „z Białaczowa”, „z Chlewisk” i t. p. Św. Jacek pochodził z rodziny, która osiadła rycerski gródek zwany ongiś Łanką, a położony na Śląsku Opolskim i włączony później do przyległej majętności Kamień Wielki. Jeszcze po dziś dzień zachowała się na zamku w Kamieniu komnatka, przemieniona na kaplicę, w której miał się urodzić św. Jacek, a do której od niepamiętnych czasów tłumnie pielgrzymują Ślązacy, na każdą doroczną uroczystość Świętego, przypadającą 16 sierpnia.
Niestety jednak! Kamienie mówić nie mogą. A one jedne tylko pozostały jako nieme świadki młodocianych przeżyć tego chłopięcia, które pośród nich ujrzało dzienne światło i które pośród nich zaprawiało się do życia wielkiego Apostoła i wielkiego Świętego. Innych bowiem świadectw, dotyczących tego pierwszego okresu życia świętego zupełnie niema. Ze skąpych zapisków współczesnych, dotyczących zresztą tylko pośrednio jego osoby, można wywnioskować jeno tyle, że Jacek urodził się r. 1183 i że jako kilkunastoletni młodzian opuścił dom rodzicielski, udając się do Krakowa, gdzie jego dalszem wychowaniem kierował brat ojca, ks. Iwo Odrowąż, kanonik katedralny, kanclerz książęcy, a w końcu biskup krakowski.
Późniejsi żywotopisarze Świętego podają, że ojciec św. Jacka nazywał się Eustachy, czyli jak wówczas mówiono Ostafiej, a matka Beata, czyli Bożenna i że Jacek miał brata, imieniem Jakóba, ożenionego z niejaką Przybysławą, którą Święty, już jako zakonnik, prawie umarłą, cudownie do życia przywrócił. Jeszcze późniejsze podania, mówiące jakoby bł. Czesław był rodzonym bratem św. Jacka, okazały się błędne, a powstały skutkiem fałszywego pojmowania wyrażenia łacińskiego „familia”, którem to wyrażeniem w wiekach średnich i starożytnych oznaczano „otoczenie”, a nie najbliższą rodzinę danej osoby.
Tą osobą, do której „familji”, czyli otoczenia, zaliczał się później bł. Czesław, towarzysz i współbrat św. Jacka, był biskup Iwo, stryj Świętego. Biskup Iwo, rodzony brat pana Ostafieja z Łanki, ojca św. Jacka, był synem Szawła Odrowąża z Końskich. Poświęciwszy się stanowi duchownemu, spełniał ks. Iwo obowiązki kapłana przy katedrze krakowskiej. Świątobiliwy Iwo wezwał bratanka Jacka po swoim powrocie z zagranicy, co mogło nastąpić około roku 1200. Jacek, dojrzewający natedy młodzieniec, powolny życzeniom dobrego stryja i czujący w sobie wyraźne „wołanie Boże”, przybywszy do Krakowa, ochoczo począł się sposobić do służby Bożej i pilnie przyłożył się do nauki, którą pobierał w krakowskiej szkole katedralnej. Oprócz rzeczy pierwiastkowych uczono tutaj nadto jeszcze gramatyki, retoryki, etyki i t. p. przedmiotów, potrzebnych przyszłym kapłanom. Wymownym pomnikiem ówczesnego sposobu nauczania w krakowskiej szkole katedralnej jest ksiega „Dziejów Polski”, napisana przez blog. Kadłubka (dawnego mistrza tejże szkoły), na życzenie Kazimierza Sprawiedliwego, a mająca na celu „przedstawienie potomnym zacności przodków”.
Dzięki takiemu nastawieniu rzeczy dzieło błog. Wincentego Kadłubka było księgą bardzo poczytaną, której wieki średnie używały jako podręcznika szkolnego nie tylko do nauczania samej historji, ale także do nauczania etyki, czyli obyczajności chrześcijańskiej, retoryki, czyli wymowy i stylistyki, czyli sposobu pięknego wyrażania myśli. Na tym podręczniku, który słusznie nazwano „prawdziwym spichrzem średniowiecznej uczoności”, kształciły się liczne pokolenia dawnych „scholarów”, z pośród których wychodzili wielcy uczeni, bohaterowie i święci, oddający wszystkie trudy swego górnego życia Ojczyźnie i Bogu.
Dzieło błog. Wincentego, wykończone dopiero w zaciszu jędrzejowskiego klasztoru było niewątpliwie „pokłosiem” tego, co święty biskup, jeszcze jako mistrz krakowskiej szkoły katedralnej swoim uczniom wykładał. A było to prawie wtedy, kiedy św. Jacek do Krakowa przybył i kiedy ks. Iwo, marzący o najlepszem pokierowaniu krokami bratanka na drogę Chrystusowego kapłaństwa młodego Jacka wychowaniu krakowskiej szkoły powierzał. Stało się przeto zadość życzeniom świątobliwego stryja.Jacek został wychowankiem Wincentego.
Święty uczeń kształcił się w szkole świętego mistrza.
Zagraniczne wykształcenie i kapłaństwo Jacka.
Po ukończeniu krakowskiej szkoły katedralnej młody Jacek Odrowąż był już należycie przygotowanym do przyjęcia święceń kapłańskich. Ks. Iwo atoli, sam wielki miłośnik nauki, widząc w Jacku wielkie zdolności, postanowił wysłać go jeszcze na dalsze kształcenie do szkół zagranicznych. Te postanowienia Ks. Iwona kierowały się oczywiście do tych uczelni, których sam wypróbował i z których wyniósł najmilsze wspomnienia, a mianowicie do uczelni paryskich. Tam bowiem najwyżej stały nauki teologiczne, do których Jacek okazywał szczególne umiłowanie i tam zbierał się „kwiat młodzieży” ówczesnego świata, której koleżeństwo młodemu Odrowążowi snadnie kiedyś przydać się mogło, jak samemu ks. Iwonowi przydało się koleżeństwo papieża Grzegorza IX, stamtąd właśnie wyniesione.
Prawie natedy jednak ks. lwo zamianowany został przez księcia Leszka Białego kanclerzem państwa. Skoro wyniesiono go na taki odpowiedzialny urząd, musiał ku temu posiadać potrzebne uzdolnienia. Ks. Iwo atoli, człowiek wielce sumienny i dokładny, mimo wysokiego wykształcenia teologicznego, potrzebnego kapłanowi, zapragnął posiąść wyższe wykształcenie prawnicze, wielce znowu przydatne kanclerzowi państwa. Nie zważając przeto na swoje podeszłe lata, wybrał się do słynnej szkoły prawniczej w Bononji, a raczej Vincenzy, dokąd owa szkoła natedy była przeniesiona, celem dalszego kształcenia się w prawie, co nastąpiło pod koniec 1207 r.
Po paru latach wspólnego „kolegowania” bratanka i stryja powrócili obaj Odrowążowie do Krakowa, gdzie tymczasem zaszły pewne zmiany, albowiem umarł był biskup Pełka, a na osieroconej stolicy zasiadł dawny mistrz krakowskiej szkoły, bł. Wincenty Kadłubek. Świątobliwy i światły biskup z radością witał powracających Odrowążów, ze strony których, jako ludzi wyksztalconych i bogobojnych, spodziewał się wiele, zarówno dla dobra Kościoła, jakoteż Ojczyzny, znajdującej się wtedy w położeniu ciężkiem, skutkiem prawie nieustannych wojen, oraz wewnętrznych wstrząsów, powodowanych zawiścią skłóconych między sobą książąt, wielmożów i mieszczan, spierających się między sobą nietylko o sprawy własne, ale godzących także w sprawy Kościoła i jego urządzeń.
Ks. Iwo, wyniesiony natedy do godności kanonika kapituły krakowskiej, oraz piastujący nadal odpowiedzialny urząd kanclerza państwa, mógł zbożnym zamiarom świątobliwego biskupa pomóc istotnie wiele. Niemniej obiecywał Jacek, dobiegający wówczas trzydziestego roku życia. Jako potomek możnego rodu, spokrewniony z pierwszymi wielmożami kraju, wychowany w szkole bogobojnego stryja, gotowego zawsze do wszelkich poświęceń i ofiar względem Kościoła i państwa, oraz posiadający wyższe wykształcenie, bardzo rzadko między ówczesnem społeczeństwem spotykane, przedstawiał w swojej osobie bardzo pożądany nabytek do zasilenia zastępu duchownych w krakowskiej owczarni.
Jacek atoli, mimo ukończenia wyższej szkoły, odpowiedniego wieku, oraz dostatecznego przygotowania wewnętrznego nie był jeszcze kapłanem. I ta właśnie sprawa była obecnie główną troską pieczołowitego stryja, ks. Iwona, którego najgorętszem życzeniem było widzieć ukochanego bratanka przy ołtarzu Pańskim. Zwrócił się przeto do biskupa Wincentego z prośbą o łaskę udzielenia święceń Jackowi. Biskup Wincenty przyjął prośbę z wielką radością, a czyniąc zadość życzeniu ks. Iwona i przekazując Jackowi w sakramencie kapłaństwa władzę sprawowania tajemnic Chrystusowych, czynił to z niezwykłem przejęciem, oraz głębokiem wzruszeniem, albowiem niewątpliwie, jako Święty, przeczuwał w młodym lewicie równie Świętego...
Po otrzymaniu święceń kapłańskich pozostał Jacek dalej u boku stryja. Biskup Wincenty, widząc w nowowyświęconym kapłanie wielką gorliwość i niezwykłe uzdolnienia, zatrzymał Jacka przy swojej katedrze i wkrótce posunął go na godność kanonika. Młody kanonik, który w kilka lat później wstąpił do zakonu kaznodziejskiego i który całą resztę życia spędził na apostolstwie słowa Bożego, przyjmując ową godność, jako główny przedmiot działalności obrał sobie niezawodnie kaznodziejstwo.Wprawdzie dawne zapiski, podnoszące wielkie uzdolnienia i owocną pracę kaznodziejską ks. Iwona, o kaznodziejstwie ks. Jacka milczą, jak milczą wogóle o jego osobie, jednakowoż śmiało twierdzić można, że kazania młodego kapłana porywać musiały cały Kraków, rzadko jeszcze natedy słyszący wymowne słowo Boże w brzmieniu rodzimem.
Na stanawisku kanonika i kaznodzieji katedralnego spędził św. Jacek lat kilka, poczem wyjechał znowu na dalsze nauki za granicę, a mianowicie do Paryża, wedle dawnych postanowień ks. Iwona. Pojechał jednakowoż znowu ze stryjem. Tak bowiem wynika z przekazu opata paryskich Norbertanów, O. Gerwazego z Cichester, który w jednym liście pisze, że około roku 1217 bawił ks. Iwo w Paryżu w szkołach.
Nie trzeba chyba znawu dodawać, z jakim zapałem, wdzięczny zabiegom dobrego stryja ks. Jacek owe nauki podejmował. Zdobywanie każdej wiedzy bowiem, a tem więcej jeszcze wiedzy, dotyczącej bezpośrednio znajomości spraw Bożych, zbliża człowieka do Boga, a zbliża tem znaczniej, im wyżej owa wiedza sięga. Gwali temu wszyscy ludzie prawdziwie święci zawsze skwapliwie korzystali z każdej nauki. Każda bawiem wiadomość, wyjaśniająca tajniki życia, czy to doczesnego, czy też wiecznego dawała im bliższe poznanie Boga, jako pierwszej i ostatecznej przyczyny wszech rzeczy i budzIła w nich ową „świętą bajaźń”, o której Mędrzec Pański prawi, że „jest początkiem wszelakiej mądrości”. (Przysłow. 1, 7.) I ta właśnie „bojaźń Pańska” była właściwym przedmiotem owej troski, dla której ks. Iwo nie tylko towarzyszył Jackowi w jego podróży, ale razem z nim w Paryżu pozostał. Może jednak nie tyle chodziło mu tutaj o samo tylko zasadnicze zachowanie owej „bojaźni Pańskiej” w sercu bratanka, czyli uchronienie Jacka przed niebezpieczeństwem grzechu, ile raczej o jej pomnożenie. Jacek bowiem, liczący natedy lat trzydzieści kilka, wewnętrznie należycie wyrobiony i zbrojny w sakramentalną łaskę stanu Chrystusowego kapłaństwa, dawał chyba dostateczne upewnienia, że z drogi cnoty lekkomyślnie nie zejdzie. Ks. Iwonowi chodziło przeto o coś więcej.
Jeszcze przed laty, czasu pierwszego pobytu w Paryżu, nawiązał ks. Iwo serdeczne stosunki z tamecznymi Norbertanami z opactwa świętego Wiktora. Bawiąc w tem mieście poraz wtóry, odnowił dawne nawiązki i tak bardzo do bogobojnych mnichów przylgnął, że postanowił wstąpić do ich zakonu, do czego nawet zobowiązał się przysięgą, jak o tem pisał papież Honoriusz III. A chociaż dalszy przebieg wypadków, a nastepnie rychła śmierć, przeszkodziła dokonania tego postanowienia w zupełności, to jednakowoż spełnił je częściowo, bo do końca życia nosił pod płaszczem norbertańską sukienkę, jako znak zakonnej przynależności.
Nie wiadomo jednak, czy takie postanowienie przedsięwziął wówczas także ks. Jacek. Niewątpliwie jednak w surowym trybie życia norbertańskich mnichów, wstających w nocy na jutrznię, przyjmujących posiłek tylko dwakroć dziennie, wyznających głośno wobec zgromadzonej braci swoje przewinienia, a ponadto oddających się ciężkiej pracy duszpasterskiej, podobał sobie ks. Jacek wielce. Wszak niedługo potem sam taki tryb życia uprawiać zaczął, jeno nie w norbertańskim, ale dominikańskim zakonie. Takie bowiem były wyroki Boże, kierujące drogami jego życia.
więcej..