- W empik go
Świeże blizny - ebook
Świeże blizny - ebook
Anna Prus nie chce już uciekać. Jej oprawca i były szef Andrzej Smolny trafił do aresztu i oczekuje na proces, w którym mają mu zostać postawione zarzuty zabójstwa. Prus postanawia pozostać w Grabkowicach, małej miejscowości w województwie śląskim, mimo że to miejsce nadal jest dla niej obce. O traumatycznych przeżyciach przypominają świeże blizny. Zakład mięsny Smolny S. A. radzi sobie z wizerunkowym kryzysem dzięki Ewie Smolnej, żonie byłego prezesa. Ewa nie czuje nad sobą władzy męża i spełnia się w nowej roli. Wkrótce w okolicy pojawia się dystrybutor ze wschodu, przyjaciel Andrzeja. Smolna z pewnej siebie prezeski zmienia się w przerażoną, niezdolną do działania kobietę, którą była zanim mąż trafił za kratki. Powracają dawne tajemnice, błędy przeszłości domagają się zapłaty, a w toku śledztwa pojawia się nowy podejrzany. Czy Smolny wyjdzie na wolność? Prus pomna decyzji o tym, że nie chce więcej uciekać, chwyta się ostatniej szansy i próbuje do tego nie dopuścić.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383515045 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
© Aleksandra Mantorska, 2023
Anna Prus nie chce już uciekać. Andrzej Smolny oczekuje na proces, w którym mają mu zostać postawione zarzuty zabójstwa. O traumatycznych przeżyciach przypominają tylko świeże blizny. Wkrótce w okolicy pojawia się dystrybutor ze wschodu, przyjaciel Andrzeja. Ewa Smolna z pewnej siebie prezeski zmienia się w przerażoną, niezdolną do działania kobietę. Powracają dawne tajemnice, a w toku śledztwa pojawia się nowy podejrzany. Czy Smolny wyjdzie na wolność? Prus nie może do tego dopuścić.
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym RideroPROLOG
Nie czuł nic. Jakby wziął o jedną tabletkę silnych leków przeciwbólowych za dużo. Informacje z zewnątrz, słowa, gesty, dźwięki docierały do niego odrobinę wolniej. To dlatego, że się odciął. Tak postanowił. Wszystko napływało do niego tak, jakby stał za kuloodporną szybą. Chciał słyszeć ten szum, przez który nie przebijały się słowa. Wiedział, gdzie się znajduje. Nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń. Myślał, że jest silny, ale brak wolności złamał go szybciej, niż przypuszczał. Musiał się wyłączyć, żeby przetrwać.
Przez większość czasu funkcjonował w trybie __ off. Czasem jednak sytuacja wymagała tego, aby stał się maksymalnie skupiony. Konflikty w zamknięciu wybuchały często i tylko szybka i właściwa reakcja pozwalała na to, by nie eskalowały. By nie popadł w jeszcze większe kłopoty.
Działał na autopilocie.
Nie zdecydował, co zrobi, kiedy wyjdzie. Wizje powrotu do poprzedniego życia mieszały się z aktami zemsty, na które miał ochotę, i powodowały znaczny wzrost adrenaliny. Zdecydował, że to nie miejsce i czas na bycie w ciągłym pobudzeniu. Tę energię postanowił zachować na moment wyjścia z więzienia. Teraz celem było przeżycie.
— Ej, ty! To nie o twojej sprawie mówią?
Szybko zorientował się, że chodzi o niego. Mimo wyłączenia, w którym zwykle trwał, starał się być czujny, by właściwie reagować na zaczepki.
Zsunął się z pryczy tak, by stopy dotknęły zimnej podłogi. Podążył wzrokiem w kierunku, w który wpatrywał się kolega z celi. Przykrył okaleczoną dłoń zdrową ręką.
Ujrzał zielony las z przewagą drzew iglastych, jakich pełno w Polsce. A jednak bardzo dobrze znał to miejsce. Czuł, jak przyspiesza mu
oddech. Przeczytał pasek informacyjny na dole ekranu. Powoli zaczął do niego docierać głos z telewizora. I to nie dlatego, że tamten zrobił głośniej. To on przełączył się w tryb uważnego słuchania. Już wiedział.
Znaleźli ciała.ROZDZIAŁ 1
Błysk flesza oślepił ją na moment. Odwróciła głowę i zamrugała kilka razy. Nadal słyszała łagodny, pewny głos Ewy Smolnej i dźwięki migawek aparatów dziennikarzy dokumentujących konferencję prasową w Smolny S.A. Oczy wciąż nie mogły dojść do siebie, kiedy usłyszała, jak głos nowej prezeski zaczyna drżeć. Jak na zawołanie rozszalały się migawki aparatów. Spojrzała na Ewę.
— Andrzej Smolny, mój mąż, trafił do aresztu. Toczy się wobec niego postępowanie. Mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość. — Szczupła brunetka spojrzała na swoje splecione palce i wzięła głęboki oddech, żeby kontynuować. — Nie proszę państwa, abyście przestali pisać o tym, co tu się wydarzyło. Nie, nie jest to moim celem. Wręcz przeciwnie. Jako kobieta uważam, że trzeba głośno mówić o przemocy, która spotkała inne kobiety. To należy do państwa obowiązków jako dziennikarzy, taką macie społeczną rolę i absolutnie to rozumiem. Chciałabym podziękować, że zajęliście się tym tematem. Jednak proszę was o to, żebyście nie zapominali, że Smolny S.A. to nie tylko były prezes, Andrzej S. Przede wszystkim ta firma to ludzie, którzy tu pracują. Grabkowice od lat funkcjonowały dzięki naszej firmie. Całe pokolenia pracują w tym zakładzie produkcyjnym. Jeżeli upadnie, to ci ludzie stracą pracę. Nie chcę nawet o tym myśleć. Pragnę państwa zapewnić, zarówno mieszkańców, jak i dziennikarzy, że zrobię wszystko, by firma pozostała znana przede wszystkim ze wspaniałych produktów, a nie z tego, że przez pewien krótki czas była punktem przerzutowym dla handlu ludźmi. Proszę pamiętać, że tej firmy nie założył mój mąż. To spuścizna moich teściów, którzy zaczynali od produkcji kiełbas i wędlin w domowej kuchni. Oni nie są winni, że byli rodzicami zwyrodnialca. Tak jak i mieszkańcy Grabkowic nie powinni płacić za… — Ewa Smolna zawahała się przez chwilę — …zbrodnie prezesa firmy, w której pracują.
W recepcyjnym hallu zakładu produkcyjnego Smolny S.A., gdzie tłoczyli się reporterzy i operatorzy różnych stacji telewizyjnych, radiowych i prasy, rozszalała się wrzawa. Pytania, które były wykrzykiwane przez dziennikarzy jednocześnie, trudno było zrozumieć. Jedno, zarówno
wagą, jak i decybelem, wybiło się z tłumu.
— Smolny brutalnie gwałcił i zabijał kobiety. Jak pani to skomentuje? Jako żona?
Smolna wyprostowała się na krześle, a jej łabędzia szyja wydała się jeszcze dłuższa.
— Dokładnie tak, jak skomentowałam to przed chwilą. Proszę wybaczyć, ale teraz wypowiadam się jako nowa prezeska Smolny S.A., nie jako żona. Jestem w stałym kontakcie z policjantami, przekazałam im wszystkie informacje, które posiadałam. Progi firmy także były i nadal są dla nich i dla prokuratury otwarte, by mogli bez przeszkód prowadzić śledztwo. Zaapelowałam także do pracowników, by nie wahali się współpracować. Wszystko dla dobra naszego i firmy. Myślę, że możemy podzielić się z państwem naszymi planami. — Smolna odchrząknęła i poprawiła się na krześle. Zielony kamień w pierścionku na jej palcu odbił światło jarzeniówki. — Stara część zakładu, w której miały miejsce haniebne zbrodnie, zostanie wyburzona. Oczywiście
nastąpi to po zakończeniu czynności policji.
— Prokurator wyraził na to zgodę? Policja zabezpieczyła już wszystkie dowody?
— Do tej pory nie działaliśmy wbrew nakazom policji i prokuratury. W tym przypadku będzie tak samo. Śledztwo właściwie dopiero się rozpoczęło. Zaczekamy tyle, ile będzie trzeba.
Anna Prus, która siedziała kilka krzeseł od Ewy Smolnej, obserwowała jej profil. Delikatne rysy twarzy i jasna skóra kontrastowały z czarnymi włosami, które kobieta zawinęła w ciasny kok tuż przy karku. Miała na sobie niewielką ilość makijażu i granatowy, dopasowany garnitur. Mówiła zdecydowanym głosem i pewnie spoglądała w oczy dziennikarzom. Całą sobą wzbudzała zaufanie. Tym bardziej Anna nie mogła się nadziwić, że to ta sama kobieta, którą po raz pierwszy spotkała zaledwie kilka tygodni temu. Mimo woli wróciła wspomnieniami do nie tak odległych wydarzeń.
Pierwszy raz zobaczyła Ewę Smolną podczas kłótni z mężem, ówczesnym szefem Anny. Była tak samo elegancka jak teraz. Ciemne włosy miała związane nisko na karku, a duże okulary przeciwsłoneczne przysłaniały pół twarzy. Mąż siłą wepchnął ją do samochodu na środku firmowego parkingu, a sam wszedł do budynku. W aucie Ewa zdjęła okulary, a Anna mogła zobaczyć ciemnofioletową plamę pod lewym okiem. Wtedy żona prezesa wyglądała jak przestraszone zwierzę, które marzy o tym, by uciec w bezpieczne miejsce. Teraz z dumą reprezentowała firmę i jej pracowników, sprawnie odpierając ciosy głodnych krwi dziennikarzy.
Prus nie miała wątpliwości, że tym zagrożeniem był Andrzej Smolny. Dobrze wiedziała, jak zachowywał się w pracy, jaki strach potrafił wzbudzić. Sama przekonała się, do czego jest zdolny. Mocno nacisnęła świeżą bliznę na nadgarstku. Zaraz po wyjściu ze szpitala wykupiła w aptece w Żywcu specjalną maść. Nieotwarta tubka leżała w szufladzie w kuchni razem z innymi lekami. Z jakiegoś powodu nie mogła pozbyć się tego naznaczenia. Czy chciała, żeby przypominało jej o najgorszych chwilach w życiu? Czemu chciała o tym pamiętać? Czy także dlatego sprzeciwiała się pomysłowi wyburzenia starej części fabryki, którą Smolny przysposobił sobie na miejsce mordu?
Według Anny Prus wszystko zbyt szybko wracało do normalności. Ewa Smolna przejęła firmę, kiedy aresztowano jej męża. Uspokoiła pracowników, zaleciła pracować jak do tej pory. Biuro handlowe w Warszawie miało ręce pełne roboty. Mnożyły się pytania ze strony dziennikarzy, klientów i konsumentów. Ewa była jak dyplomata łagodzący nastroje, wskazujący kierunek na przód, zapewniający wsparcie każdemu pracownikowi w trudnym okresie. Wszyscy zaczęli wierzyć w to, że firma poradzi sobie z kryzysem wizerunkowym, który zgotował prezes.
Anna tuż po aresztowaniu Andrzeja Smolnego nie zamierzała wyjeżdżać z Grabkowic. Zawsze uciekała od problemów, zamiast stawić im czoła. Jednak wtedy, tuż po tym, jak o grabkowickiej sprawie dowiedziała się opinia publiczna, nie zamierzała tego robić. Andrzej Smolny, czyli największe zagrożenie, siedział w zamknięciu. Poza tym wyglądało na to, że Anna zaczynała układać sobie życie na nowo. Wtedy miała po swojej stronie Michała, a jej wyjazd oznaczałby koniec tego związku. Wtedy, kiedy jeszcze nie znała całej prawdy.
Cykanie migawek, szelest papierów, szepty, wypowiadane głośno słowa, szuranie krzeseł i butów na posadzce w recepcji zlewały się w szum, który docierał do niej, jednak nie był na tyle pociągający, by wyrwać ją z rozmyślań.
Michał nadal był dla niej zagadką, której nie mogła rozwiązać. A właściwie nie chciała tego robić w obawie, czego jeszcze może się dowiedzieć.
Na początku nie chciała z nim rozmawiać. Uciekła z piwnicy, w której znalazła rower z centrowanym kołem i uszkodzone nadkole auta. Wcześniej Smolny ją tym szantażował. Miała nie węszyć, siedzieć cicho, w przeciwnym razie wszyscy dowiedzą się, że pewnej deszczowej nocy potrąciła rowerzystę i uciekła z miejsca zdarzenia. Jak nadkole przeszło z rąk Smolnego do piwnicy Michała? Wtedy jej natura wzięła górę. Uciekła, nie czekając na słowa wyjaśnienia.
Z nieznanego jej powodu Michał zdolny był dla szefa ryzykować zdrowiem, a nawet życiem. Czy miał coś wspólnego z przerzutem Ukrainek do zachodniej Europy? Wiedział o zabójstwach? O skłonnościach Smolnego do przemocy wobec kobiet? Bała się prawdy. Nie chciała dowiedzieć się, kogo tak naprawdę wpuściła do swojego życia, do łóżka i do serca.
Wtedy miała ochotę pojechać prosto do Warszawy.
_A jednak zostałam w Grabkowicach_, pomyślała, nadal pocierając
różową bliznę. _Dlaczego zostałam?_
— Czy wiadomo o innych zamieszanych w handel ludźmi? Andrzej S. nie działał przecież sam.
Anna podniosła wzrok na dźwięk znajomego głosu, który przebił się ze zgiełku panującego na konferencji prasowej. Rafał Dąbrowski przygładził długie do karku ciemne włosy. Zmrużone oczy wbił w panią prezes.
— Proszę państwa, mogę tylko odpowiadać na pytania, które dotyczą mnie albo firmy. Niestety, nie mam wiedzy na temat tego, z kim współpracował były prezes. Te spekulacje są niepotwierdzone. Bardzo proszę o kierowanie takich pytań do policji, która prowadzi śledztwo. Szanowni państwo, jeśli pozwolicie, chciałabym oddać głos naszej ekspertce do spraw jakości, Annie Prus. Wiem, że pojawiają się pytania dotyczące naszych produktów. Chciałybyśmy rozwiać wszelkie wątpliwości naszych klientów i konsumentów. Proceder, którym zajmował się były prezes, w żaden sposób nie wpłynął na bezpieczeństwo produkcji i jakość produktów Smolny S.A. Oddaję głos Annie Prus.
Anna, słysząc swoje nazwisko, oderwała wzrok od Rafała, którego poznała, kiedy sama zaczęła szukać informacji o Smolnym. Okazał się wtedy jedynym lokalnym dziennikarzem, który pisał o wyrzucaniu przez Smolnego odpadów produkcyjnych do lasu. Wtedy nikt nawet nie domyślał się, jakie jeszcze tajemnice skrywa prezes.
Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić tłukące się w piersi serce. Rozbłysły flesze i dźwięk opadających migawek się nasilił. Odchrząknęła i zaczęła mówić.
— Dzień dobry, nazywam się Anna Prus, jestem główną specjalistką do spraw jakości w firmie Smolny S.A. Ze względu na pojawiające się zarzuty o to, jakoby z naszymi wyrobami było coś nie tak, chcielibyśmy zapewnić…
— Chodzi o możliwość pojawienia się ludzkiego mięsa w produktach? — krzyknął ktoś z tłumu.
— Chcielibyśmy podkreślić, że te zarzuty są bezpodstawne. Linie produkcyjne znajdują się w nowej części zakładu, tam nie dochodziło do żadnych czynów zabronionych. Tak ustaliła policja, potwierdzają to także…
— Dlaczego bezpodstawne? To dobry sposób, by pozbyć się dowodów. Dorzucić mięso do kiełbasy i sprzedawać w markecie.
Anna nie mogła dostrzec mężczyzny, który zadawał te pytania, ale czuła, jak rosła w niej irytacja.
— Proszę pamiętać, że mówi pan o ludziach. Prawdopodobnych ofiarach zabójstwa. Odrobinę szacunku — wtrąciła się Ewa Smolna. — Proszę o wysłuchanie pani Anny do końca.
Mężczyzna już się nie odezwał, a audytorium w ciszy czekało, aż Prus zacznie mówić.
— Potwierdzają to badania, które zleciliśmy niezależnemu laboratorium. Nie wiem, czy mają państwo świadomość, ale jako certyfikowana firma spożywcza z każdej wyprodukowanej partii produktu pobieramy próbki, które zabezpieczamy w archiwum. Oczywiście z zachowaniem odpowiednich warunków przechowywania. Zostały one zbadane i w żadnej z nich nie stwierdzono obecności ludzkiego mięsa. — Anna uniosła kartkę. Zmrużyła oczy oślepiona blaskiem fleszy aparatów fotograficznych. — To jest raport z badania. Udostępnimy go państwu po zakończeniu konferencji. Daje nam to solidne podstawy, by uspokoić naszych konsumentów. Mamy nadzieję, że nadal posiadamy państwa zaufanie.
— Badane produkty pochodzą z jakiego okresu?
Anna poczuła, jak robi jej się gorąco. Pierwszy raz była w takiej sytuacji, pierwszy raz odpowiadała na pytania dziennikarzy. Jednak krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej także dlatego, że obawiała się tego pytania.
— W archiwum nie przechowujemy przeterminowanych produktów, a nasze wyroby mają stosunkowo krótki okres przydatności do spożycia. Mamy do czynienia z wyrobami mięsnymi.
— Czyli z jakiej partii pochodziła najstarsza próbka?
— Sprzed sześciu miesięcy.
— Czyli może pani zapewnić konsumentów, którzy przez sześć miesięcy spożywali kabanosy czy parówki Smolnego, że nie zajadali się ludzkim mięsem. A ci, którzy jedli je na przykład rok temu, już nie mogą mieć takiej pewności?
W holu nastąpiło poruszenie. Dziennikarze zaczęli szeptać i rozmawiać między sobą, migawki aparatów fotograficznych opadały jak szalone. Anna wzięła głęboki wdech, by coś powiedzieć i przebić się przez wrzawę, ale ubiegł ją inny dziennikarz. Znajomy brunet z półdługimi włosami i niebieskimi oczami.
— Co to za pytanie? Nie siej zamętu. Koleżanki i koledzy, ja doskonale rozumiem, że nagłówki potwierdzające, że Smolny sprzedawał w produktach ludzkie mięso i mamy w Grabkowicach drugiego Karla Denke, byłyby bardzo chwytliwe, ale róbmy to, co do nas należy, porządnie. Od snucia opowieści i bajdurzenia są pisarze, my powinniśmy skupić się na faktach. Mnie natomiast zastanawia, że rozmawiamy o produktach, jakby to one były najważniejsze. — Zwrócił się ponownie w stronę podłużnego stołu, za którym siedziały Prus i Smolna. — A przecież chodzi o nielegalny handel ludźmi, o dramat kobiet, tych, które zostały wywiezione w głąb Europy, i tych, które zostały bestialsko zamordowane. — Rafał pokręcił głową, a na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. — Naprawdę w tym momencie najważniejsze jest, żeby zapewnić sobie przychylność konsumentów? Prezes siedzi, ale jego filozofia nadal utrzymuje się w firmie — kontynuował, patrząc prosto w oczy Ewie Smolnej.
— Szanowni państwo, w naszym obowiązku jest zapewnienie konsumentów o bezpieczeństwie produktów — odezwała się Anna Prus. — I nie jest to podyktowane filozofią byłego prezesa, ale tym, że obliguje nas do tego prawo.
Na konferencji padło jeszcze kilka pytań, ale wyglądało na to, że wszyscy dostali to, czego chcieli. Dziennikarze mieli surówkę na kolejne materiały, a prezeska po raz kolejny pokazała nową twarz zakładu produkcyjnego Smolny S.A. i odcięła się grubą kreską od tego, co zrobił jej mąż.
Anna czuła, że stres związany z wystąpieniem będzie musiała odreagować w weekend. Na szczęście przyjeżdżała do niej przyjaciółka, więc nie będzie zmuszona pić w samotności.
Porządkowała swoje notatki, żeby zająć czymś drżące dłonie. Z rozdrażnieniem zerkała na dziennikarzy i reporterów, którzy zabierali swój sprzęt i kierowali się w stronę wyjścia. Czekała, aż opuszczą recepcyjny hall, aby mogła zaszyć się w swoim gabinecie. Marzyła o tym, by zostać sama, by nikt nic do niej nie mówił, by…
— Aniu… — Ewa Smolna dotknęła jej ramienia.
Anna tak bardzo skupiła się na układaniu kartek i wyrównywaniu wszelkich nierówności w pliku dokumentów, że nie zauważyła, kiedy szefowa zbliżyła się do niej.
— Wszystko w porządku? — Smolna zmrużyła oczy, bacznie się jej przyglądając.
Anna pod naporem tego spojrzenia poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
— Nie, to znaczy tak. W porządku. Cieszę się, że mam to za sobą. — Wypuściła głośno powietrze.
— Świetnie ci poszło. — Smolna uśmiechnęła się, zaraz jednak na jej twarzy pojawił się wyraz zaniepokojenia. — Aniu, musimy zrobić coś z tymi pytaniami o próbki.
Dreszcz przebiegł jej po plecach. Nerwowym gestem założyła blond kosmyk za ucho.
— Zbadaliśmy te próbki, które mogliśmy przebadać. Zdaję sobie sprawę, że z tych pytań mogą zrodzić się kontrowersje, ale…
— Już samo to pytanie jest kontrowersją. — Smolna przerwała pracownicy. — Nikt nigdy nie powinien zadać nam pytania o ludzkie
mięso w naszych produktach — dodała szeptem.
Anna przez chwilę widziała jedynie ciemne jak węgiel oczy Ewy Smolnej. Nic innego nie istniało, jedynie ten świdrujący wzrok, który sprawił, że wstrzymała oddech.
Smolna pokręciła głową, a świat wokół Anny zaczął wracać do rzeczywistości.
— Nie wiem, jak to zrobimy, ale musimy ukrócić te pytania, Aniu. Wiem, że ten dzień dostarczył nam wielu emocji. Jedź do domu, odpocznij, na pewno coś wymyślimy.
Anna poczuła jej ciepłą dłoń na ramieniu, a delikatny uśmiech przełożonej sprawił, że prawie zapomniała o tym mocnym, sugestywnym spojrzeniu. W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
— Nie chciałam tego głośno mówić na konferencji… — Kobieta pokręciła głową. — Już widzę te nagłówki: „Żona broni prezesa”. — Głośno westchnęła. — Oni mówią z taką pewnością siebie, jakby to wszystko zostało już potwierdzone, a przecież policja prowadzi śledztwo. Bóg jeden wie, ile ofiar znajdą. Czy znajdą cokolwiek — prychnęła.
— Mam nadzieję, że wszystkie — odparła Prus, próbując nie okazać swojej irytacji.
Dla niej sprawa była jasna. Smolny był winny. Każda, nawet najmniejsza sugestia czy wzmianka o tym, że policja nie zebrała jeszcze wystarczających dowodów, czy informacja o domniemanych zabójstwach, złościły ją. Ona wiedziała, jak było naprawdę.
Przemknęła obok grupki dziennikarzy, którzy jeszcze kręcili się w hallu recepcji. Weszła do swojego pokoju, w którym pracowała na co dzień. Niewielka klitka bez okien stanowiła dla niej zarówno bezpieczne schronienie, jak i miejsce izolacji od pozostałych pracowników firmy. Zabrała płaszcz z wieszaka i skorzystała z propozycji szefowej, by dziś wcześniej wrócić do domu.
Wyszła przez główne drzwi i ruszyła w stronę auta. Na parkingu nadal kręcili się dziennikarze, a operatorzy kamer i fotoreporterzy
pakowali sprzęt do bagażników. Zobaczyła Rafała, który palił papierosa i z kimś rozmawiał. Wyglądał na zadowolonego. Ich spojrzenia się spotkały. Ruszyła w stronę swojej czerwonej skody.
— Niezłe wystąpienie.
Z zaskoczenia omal nie upuściła kluczyków do auta. Rafał przyglądał jej się z ukosa.
— Dzięki, ale mogłeś mi darować. — Otworzyła drzwi i usiadła na miejscu kierowcy. Zimna tapicerka sprawiła, że zadrżała. Jednak mimo przeszywającego chłodu poczuła się bezpiecznie we wnętrzu auta.
Rafał oparł się o otwarte drzwi.
— Czego ci nie darowałem?
Anna wzięła głęboki oddech.
— Mogłeś odpuścić ten tekst o bezdusznej firmie, która ma gdzieś ludzi i myśli tylko o zyskach.
Rafał zaśmiał się głośno. Kucnął, a ich oczy znalazły się na podobnej wysokości.
— Aniu, nie bierz tego do siebie. Przecież wiesz, że nie chodziło mi o ciebie. Mam wrażenie, że jesteś jedyną uczciwą osobą w Smolnym, nieskażoną znieczulicą i małomiasteczkowością. Gdyby nie ty, Andrzej cały czas robiłby to, co robił, i nikt nie kiwnąłby palcem. A żonka niech nie zgrywa wielkiej obrończyni kobiet i lokalnej społeczności. Pasowało jej takie życie i nie zrobiła nic, by powstrzymać swojego męża.
— Myślę, że nie miała wyboru.
— Nie miała wyboru? Naprawdę tak myślisz?
— On ją bił.
— To tym bardziej powinna coś zrobić. Czemu nie poszła na policję?
— Po co? Żeby usłyszeć, że to sprawa rodzinna i powinni dogadać się między sobą? Rafał, doskonale wiesz, że system nie stoi po stronie ofiar przemocy domowej. Poza tym czy byłeś kiedyś w sytuacji, kiedy najbliższa osoba podnosi na ciebie rękę?
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Anna czuła na sobie jego baczne spojrzenie. Niebieskie oczy mężczyzny lustrowały jej twarz. Czy domyślił się, że mówiła o własnych doświadczeniach? Miała ochotę dotknąć rękami włosów i założyć opadające blond kosmyki za ucho. Gest, który towarzyszył jej w chwili speszenia. Nie zrobiła tego jednak. Jej dłoń wylądowała na nadgarstku. Zamiast świeżej blizny wyczuła jednak materiał płaszcza. By nie spuścić wzroku, skupiła się na czerwieniejącym z zimna nosie Rafała.
— Nie, nie byłem — przerwał milczenie i głośno westchnął. — Przepraszam. Zachowuję się irracjonalnie, bo ta cała akcja ze Smolnym mnie wkurwia. Tyle czasu wszystko uchodziło mu płazem. Musiałaś pojawić się ty, żeby wszystko się zmieniło.
— A ty wróciłeś do gry.
Anna poznała Rafała jako bezrobotnego dziennikarza, który miał problem ze znalezieniem stałego zatrudnienia. Ostatni pracodawca, lokalna gazeta „Głos Żywca”, wolałby zapomnieć, że mieli cokolwiek ze sobą wspólnego. Rafał Dąbrowski sam określał siebie jako dziennikarza śledczego. Tropił różnego rodzaju afery, podejrzane przetargi, pogłoski o urzędnikach przyjmujących łapówki. Nic dziwnego, że zainteresował się odpadami zakładu Smolnego, które producent wyrzucał do lasu. Napisał artykuł, który bardzo szybko zniknął z głównego portalu gazety, a wkrótce „Głos Żywca” podziękował mu za współpracę.
— Wróciłem do gry. Dzięki tobie.
Anna poczuła, jak jej serce przyspiesza, a krew pulsuje w żyle przy skroni. Nie dała rady powstrzymać nawyku. Założyła pasmo
włosów za ucho.
— Może masz ochotę wpaść do mnie wieczorem? — wypowiedziała zaproszenie jednym tchem.
— Anno Prus, zapraszasz mnie na randkę?
Nie oderwała wzroku od kierownicy, dopóki nie wypowiedziała zdania do końca.
— To raczej nie może być randka. Przyjeżdża do mnie przyjaciółka z Warszawy. Posiedzimy, wypijemy kilka drinków. Jeżeli masz ochotę, możesz wpaść.
— Cholera, akurat dziś nie mogę, ale dzięki za zaproszenie. — Rafał wyprostował nogi w kolanach i włożył ręce do kieszeni.
Spojrzała na niego przelotnie, mając poczucie, że zrobiła coś nie na miejscu.
— Jasne, rozumiem. To na razie. — Sięgnęła po klamkę, chcąc zamknąć drzwi auta. Zawahała się jednak. — Rafał, chciałabym cię o coś prosić.
Wyglądał na zaintrygowanego. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, a niewielka zmarszczka u nasady nosa wskazywała na zainteresowanie.
— Muszę wiedzieć, czy Michał Pasterski był w to zamieszany. Pomożesz mi znaleźć więcej informacji o nim? A może już coś wiesz?
Rafał wziął głęboki oddech, odchylił głowę i zapatrzył się w niebo. Po chwili ponownie skierował wzrok na siedzącą w samochodzie blondynkę.
— Sam nie wiem. Dlaczego pytasz akurat o niego?
— To mój były. Mam podejrzenia, że mógł w jakiś sposób pomagać Smolnemu. Myślisz, że będzie dla mnie lepiej, jeżeli dowiem się o czymś prosto z gazety?
— Skoro to twój były, to ty najlepiej powinnaś wiedzieć, czy ma coś na sumieniu, czy nie.
Nie odpowiedziała. Mimo chłodu panującego w aucie, do którego drzwi cały czas były otwarte, zrobiło jej się gorąco. Nabrała ochoty, by zrzucić z siebie płaszcz.
— Czemu właściwie zostałaś w Grabkowicach? — Rafał przerwał panujące między nimi milczenie.
— Nie zmieniaj tematu.
— Serio. Ktoś inny na twoim miejscu już dawno wziąłby nogi za pas. Nie jesteś stąd. Czemu nie wróciłaś do Warszawy?
— Pomożesz mi czy nie? — Sięgnęła do drzwi, gotowa w każdej chwili je zamknąć i odciąć się od dziennikarza.
— Pomogę.
— Dzięki — odpowiedziała lekko zaskoczona. Spodziewała się, że Rafał odmówi. Była gotowa trzasnąć drzwiami bez pożegnania.
— Choć naprawdę dziwi mnie, że nie wiesz, jak bardzo ten Michał był w to zamieszany. Ile ze sobą byliście? Kilka miesięcy?
— To był właściwie początek znajomości.
Rafał skinął głową. Czuła na sobie jego palące spojrzenie.
— Odezwę się do ciebie. Teraz muszę jechać.
— Miłego wieczoru, Anno Prus — powiedział i odszedł.
Zanim włożyła kluczyk do stacyjki, sięgnęła do torebki po telefon. Zauważyła nową wiadomość SMS, a kątem oka obserwowała Rafała znikającego w bocznym lusterku. Wróciła spojrzeniem do ekranu smartfona i zamarła.
„Widziałem cię w telewizji. Jak się czujesz? Mogę zadzwonić? Filip”.
Podpisał się, jakby podejrzewał, że usunęła jego numer. Nie zrobiła tego. Musiała przecież wiedzieć, których telefonów nie odbierać. Filip, główny powód, dla którego opuściła Warszawę i zmieniła swoje życie, tą wiadomością przypomniał jej, że nie miała tam po co wracać.
Wrzuciła telefon z powrotem do torebki i wyjechała z parkingu
fabryki Smolny S.A.ROZDZIAŁ 2
Grudzień i okres świąteczny nigdy nie były szczęśliwym czasem dla Anny. Wręcz przeciwnie. Dobitnie pokazywały jej, że nie ma rodziny i nie ma z kim celebrować tradycji świąt Bożego Narodzenia. Z ojcem, niereformowalnym recydywistą, nie utrzymywała kontaktu. Matka zmarła, kiedy Anna miała osiemnaście lat. Tęskniła za nią, mimo że wiedziała, że przez lata zdążyła wsączyć w nią niepewność, poczucie irracjonalnego lęku, wpoić skrzywiony obraz mężczyzn oraz relacji międzyludzkich. Brakowało jej jednak poczucia, że ma do czego i do kogo wracać, że gdzieś na świecie jest osoba, która chce dla niej dobrze, choć nie zawsze jest w stanie to właściwie wyartykułować czy okazać.
Kiedy była w związku z Filipem, świętowali z jego rodzicami, co było jeszcze gorszym rozwiązaniem niż spędzenie świątecznego czasu przed telewizorem z butelką wina. Rodzina Filipa nie była wolna od wad. Anna często musiała radzić sobie z niewygodnymi, wścibskimi pytaniami ze strony rodziców partnera, a kłótnie przy stole wybuchały co chwila z najmniejszego powodu. Jedyną osobą z rodziny Filipa, której towarzystwo jej odpowiadało, była jego siostra Liliana. Porozumiewawcze spojrzenia, które rzucały sobie nad stołem, podnosiły ją wtedy na duchu. Jednak te wieczory utwierdzały Annę w przeświadczeniu, czego jej brakuje. Ona rodziców nie miała. Czuła się jak sierota, a świąteczny okres przypomniał jej o tym ze zdwojoną siłą.
Kiedy Natalia, jedyna i najbliższa przyjaciółka, zaproponowała, by spędziła tegoroczne święta z nią i jej partnerem Pawłem, odmówiła. Wiedziała, że to zaproszenie jest podyktowane dobrymi intencjami, a jednak gdzieś w środku czuła, że Natalii jest jej po prostu żal. Zapowiadało się zatem, że te święta spędzi samotnie i dla niej było to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż przebywanie z kochającą się parą i udawanie, że nie jest ani trochę zazdrosna o szczęście przyjaciółki. To mogłoby być krępujące zarówno dla niej, jak i dla nich. Nie chciała stać się piątym kołem u wozu i nie chciała, by oni czuli się w obowiązku dotrzymywać jej towarzystwa.
Kompromisem okazał się wspólny weekend w okolicy szóstego grudnia. Przyjaciółki miały spędzić ze sobą trochę więcej czasu i zobaczyć się po raz pierwszy, odkąd Anna wyjechała z Warszawy.
Postanowiła pojechać po Natalię na dworzec w Bielsku-Białej. Nie chciała, żeby przyjaciółka przesiadała się w Koleje Śląskie, żeby dojechać do Żywca, skąd do Grabkowic było raptem dziesięć kilometrów. Miło było też zobaczyć zabytkowy dworzec kolejowy utrzymany w stylu budynków, jakie można było spotkać w małych austriackich miasteczkach. Anna przyglądała się czerwonej cegle, z której zbudowany był gmach dworca, kiedy usłyszała zapowiedź płynącą z głośników, że Daszyński z Warszawy Centralnej wjeżdża właśnie na peron pierwszy.
Nigdy wcześniej nie rozstawały się na tak długo. Oczywiście dzwoniły do siebie, rozmawiały przez kamerkę w telefonie, jednak to nie to samo, co fizyczna obecność drugiego człowieka. Natalia chciała przyjechać od razu, kiedy dowiedziała się, że Anna trafiła do szpitala z obrażeniami, które zadał jej Smolny. Z jakiegoś jednak powodu Anna odmawiała. Grabkowice kojarzyły jej się z czystą niesprawiedliwością, siedliskiem zła. Bała się też powiedzieć głośno to, co siedziało w niej bardzo mocno. Kobiety, które padły ofiarą Smolnego i o których wiedziała Anna, były pięknymi, wysokimi brunetkami. Podobny typ urody reprezentowała żona Andrzeja, Ewa Smolna, i właśnie Natalia. Na samą myśl o tym, że do Grabkowic ma przyjechać przyjaciółka, mdliło ją. Co się zmieniło? Czy tak jak reszta grabkowickiej społeczności chciała jak najszybciej przejść do porządku dziennego z tym, co się stało? A może potrzeba czyjeś obecności była silniejsza? Przyjazd Natalii tutaj był swego rodzaju kompromisem. Gdyby Anna nie wyraziła zgody na żadną z propozycji spotkania, przyjaciółka wierciłaby jej dziurę w brzuchu pomysłem wspólnego spędzenia okresu świąt Bożego Narodzenia do momentu, aż by się zgodziła. Prus wolała tego uniknąć.
Abstrahując od całej mrocznej otoczki związanej ze Smolnym i Grabkowicami, po prostu chciała się z Natalią zobaczyć.
Wreszcie wśród tłumu wysiadających z pociągu zobaczyła dobrze jej znaną sylwetkę. Trudno było przegapić burzę ciemnokasztanowych włosów. Jasną twarz przysłaniały duże okulary przeciwsłoneczne.
Kiedy Natalia dostrzegła Annę, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyciągnęła rączkę walizki i ruszyła w jej stronę.
— Widać, że przyjechałaś z Warszawy. Okulary na pół twarzy, wyglądasz jak gwiazda filmowa — powiedziała Anna, kiedy wysunęła się z objęć przyjaciółki. Sama zamarzyła, by w tej chwili mieć na sobie okulary przeciwsłoneczne. Udałoby jej się ukryć łzy napływające do oczu.
— Spałam w pociągu. Możesz się domyślić, jak wyglądam. Poza tym dziś słońcu pomyliły się chyba pory roku — zaśmiała się głośno Natalia.
Anna wzięła od przyjaciółki walizkę, choć nie obyło się bez protestów, i ruszyła w stronę auta. Natalia miała rację, grudniowe słońce mocno grzało, jednak mróz szczypał w policzki, nie pozwalając zapomnieć o zimowej aurze. Szczyty okolicznych gór pokryte były warstwami śniegu.
— Przegapiłam konferencję z twoim udziałem — powiedziała Natalia, zapinając pasy. — Jak poszło?
— Nie masz czego żałować, a ja cieszę się, że nie widziałaś tej katastrofy. Byłam bardzo zestresowana. Dobrze, że w ogóle zdołałam coś powiedzieć. — Odpaliła silnik.
— Na pewno świetnie ci poszło. A dziennikarze? Regularnie przeglądam serwisy informacyjne i mam wrażenie, że sprawa zaczyna cichnąć.
— W ogólnopolskich może tak. Tutaj to nadal gorący temat.
— Nie ma co się dziwić — prychnęła Natalia. — Ładnie tutaj — dodała, wyglądając przez okno pasażera.
— Tak, Bielsko-Biała ma przepiękny rynek, ale nie wiem, czy uda nam się coś więcej zobaczyć. — Anna sięgnęła ręką w stronę telefonu, na ekranie którego wyświetlała się mapa.
— Spokojnie. Nie przyjechałam tu na zwiedzanie.
Przez chwilę w samochodzie panowała cisza. Anna zerkała na nawigację, by bez niespodzianek dojechać do drogi ekspresowej numer jeden.
— Nie zgadniesz, kto się odezwał.
Kątem oka zauważyła, jak Natalia gwałtownie odwróciła się w jej stronę.
— No nie mów…
— Filip we własnej osobie.
— Czego chciał?
— Widział mnie w telewizji, na konferencji. Chciał zadzwonić, pogadać.
— I co zrobisz?
— Nic. Nie zamierzam się do niego odzywać. Przecież to przez niego uciekłam z Warszawy.
— A może powinnaś wrócić?
— Do Filipa? — Anna z zaskoczenia podniosła głos.
— Nigdy w życiu! Do Warszawy. Miałam na myśli Warszawę, twój dom. — Natalia posłała jej smutny uśmiech.
Anna wzięła głęboki oddech. Przez chwilę skupiła się na prowadzeniu auta.
— Myślałam o tym. W szpitalu i po tym, kiedy mnie wypuścili. Wiesz, że mam naturę uciekinierki. Chciałam zabrać swoje rzeczy, choćby część, i wrócić. Tylko że nie mam do czego. Nie mam pracy w Warszawie, nie mam gdzie mieszkać. Nie czuję, żeby tam był mój dom.
— Na początku zamieszkałabyś u mnie.
— Tak! Z tobą i z Pawłem jako przysposobione dziecko.
— No i co z tego? To tylko na jakiś czas. Dopóki nie znalazłabyś mieszkania. Szukasz wymówek, Anka. Pracę też szybko byś dostała.
— Wiadomość od Filipa przypomniała mi, czemu uciekłam.
Anna usłyszała głośny oddech Natalii, a po chwili poczuła jej dłoń na ramieniu.
— A dlaczego zostałaś?
Natalia wypowiedziała to pytanie tak cicho, że Anna ledwo je dosłyszała.
— Dlaczego zostałam w Grabkowicach?
— Do Warszawy nie chcesz wrócić, bo tam jest twój były, którego unikasz. W Grabkowicach jest twój inny eks, z którym nie rozmawiasz, a mimo to nadal tu jesteś. Gdzie tu logika, Anka? Nie rozumiem.
— Mówiłam ci już. Wiem, że mam naturę uciekinierki. Uciekam, kiedy pojawiają się kłopoty. Wyjechałam z Warszawy, bo wtedy takie rozwiązanie wydawało się najlepszą opcją. Teraz jestem silniejsza i mądrzejsza. Chcę zacząć mierzyć się z problemami, zamiast od nich uciekać.
— Czyli rozmawiałaś z Michałem o tym, co się wydarzyło?
Anna nie odpowiedziała. Zacisnęła dłonie mocniej na kierownicy i wzięła głęboki oddech. Cały czas wahała się, ile powinna powiedzieć Natalii, która swoim pytaniem trafiła w czuły punkt. Była jej przyjaciółką i kiedyś mówiły sobie wszystko, jednak teraz Prus nie mogła się przemóc, by powierzyć jej swoją największą tajemnicę. O tym, że spowodowała wypadek i uciekła z miejsca zdarzenia, wiedzieli tylko Michał Pasterski i Andrzej Smolny. Na razie wolała, żeby tak zostało.
— Ta cisza wiele mi mówi. Wnioskuję zatem, że nie rozmawiałaś. Świetnie, Anka. Wiesz, co ty robisz? Próbujesz udowodnić sobie, że przestałaś uciekać, na siłę zostając w Grabkowicach, bez żadnego racjonalnego powodu. Tymczasem nadal uciekasz, ale robisz to w bardziej wysublimowany sposób. Dystansując od siebie ludzi, nie budujesz trwałych relacji. Zmartwię cię kochana. Uciekasz cały czas, nawet jeżeli wydaje ci się, że nie, bo nie zmieniasz miejsca zamieszkania.
Anna wcisnęła pedał gazu i zaczęła wyprzedzać jadącą przed nimi toyotę. Auto cały czas sunęło obok, nie zwalniając nawet na chwilę. Kiedy dostrzegła samochód jadący z naprzeciwka po pasie, z którego właśnie korzystała, przyszło jej do głowy, że być może za wcześnie zdecydowała się na manewr wyprzedzania. Nie zdjęła jednak nogi z gazu, wręcz przeciwnie docisnęła go.
— Przyjechałaś mi prawić morale? Jeśli tak, to mogę odwieźć cię z powrotem na dworzec — wysyczała przez zaciśnięte zęby. Kątem oka widziała, że Natalia na nią spogląda. Wyobraziła sobie jej zaskoczoną minę.
— Ania, ja po prostu martwię się o ciebie i próbuję zrozumieć.
— Nie jesteś moją matką, Natalia, żeby mówić mi, co mam robić.
Niemal w ostatniej chwili zdała sobie sprawę, że nie uda jej się wyprzedzić toyoty. Kierowca ani myślał zwalniać, a jadące z naprzeciwka auto było już bardzo blisko. Za blisko.
— Ania…
Prus zdjęła nogę z gazu i schowała się za srebrną toyotą. Kierowca SUV-a, z którym przed chwilą jechała po jednym pasie, ryzykując czołowe zderzenie, przejechał tuż obok, nie omieszkując uraczyć jej przeciągłym klaksonem.
— Nie mówię ci, co masz robić. Przepraszam, może faktycznie przesadziłam. Możesz jechać bezpieczniej?
Anna zwolniła i oparła głowę o zagłówek. Poprawiła uchwyt na kierownicy. Dopiero po chwili zaczęło dochodzić do niej, co właśnie się wydarzyło. Przed oczami stanął jej tragiczny finał. Gdyby w porę nie schowała się za autem, które zamierzała wyprzedzić, zderzyłaby się z SUV-em. To starcie jej niewielka skoda fabia z pewnością by przegrała. Wyobraźnia podsunęła jej obrazek auta po kraksie z całkowicie zmiażdżonym przodem. Wzdrygnęła się, chcąc pozbyć się tej wizji z głowy. Zawsze jeździła ostrożnie, czasem nawet za ostrożnie. Co się z nią stało? Czy to wzmianka o Michale tak na nią podziałała?
Natalii łatwo było dawać jej rady. To nie było jej życie. To nie ona musiała występować przed bandą dziennikarzy, którzy mogli każde wypowiedziane przez nią słowo wykorzystać przeciw niej. To nie ona została oszukana przez faceta. Natalia miała wspaniałego partnera, który ją kochał i dbał o nią. Każdy mężczyzna, z którym związała się Anna, źle ją traktował. Czy to była jej wina? Miała w sobie jakiś magnes, który przyciągał nieodpowiednich mężczyzn?
— Posłuchaj — odezwała się pojednawczym tonem. — Nie chcę się kłócić, ale to naprawdę jest skomplikowane. Nie wytłumaczę ci w jednej rozmowie, dlaczego wtedy wyjechałam, a teraz tego nie zrobiłam, i dlaczego nie wyjaśniłam sobie pewnych spraw z Michałem. To naprawdę nie jest takie proste, rozumiesz?
Natalia milczała. Anna posłała jej szybkie spojrzenie. Przyjaciółka wpatrywała się w krajobraz za oknem.
— A z Michałem to jest raczej zamknięty rozdział.
— Raczej?
Anna kątem oka dostrzegła, że Natalia zwróciła się w jej stronę.
— Na pewno.
— Ale powiedziałaś raczej, a nie na pewno. Nie sądzisz, że jednak…
— Natalia. — Anna przerwała przyjaciółce, przeciągając ostatnią głoskę jej imienia.
— Może gdybyś poznała prawdę, gdybyś go wysłuchała… — Kobieta nie dawała za wygraną.
— Ten temat jest dla mnie zamknięty — przerwała przyjaciółce. Zerknęła na mapę w telefonie, choć doskonale wiedziała, gdzie jest. Zbliżały się do Grabkowic.
Anna miała ochotę już wysiąść z auta. Czuła się jak podczas dzisiejszej konferencji prasowej. Tylko czekała, pełna napięcia, na kolejne niewygodne pytanie ze strony Natalii. Kontrolnie rzuciła okiem na prędkościomierz. Nie chciała ponownie dać się ponieść kotłującym się w środku emocjom.
— Nie chcesz z nim rozmawiać, nie chcesz poznać prawdy, bo boisz się, że od początku współpracował ze Smolnym, że był jego prawą ręką. Teraz tylko się tego domyślamy, nigdy nawet nie powiedziałaś mi, dlaczego tak uważasz. Jeżeli w rozmowie przyznałby ci się do tego, nie mogłabyś mieć nikłego cienia nadziei, że jednak facet, w którym się zakochałaś, tak potwornie cię nie oszukał. Może właśnie ta nadzieja cię tu trzyma. Nie pozwala ci wyjechać.
Prus starała się skupić na drodze. Widziała auto jadące przed nią, na szczęście w bezpiecznej odległości. Zacisnęła mocno szczęki, nie chciała powiedzieć tego, co naprawdę myślała. Miała ochotę zawrócić i odwieźć Natalię z powrotem na dworzec. Zamiast tego wzięła jeszcze jeden głęboki oddech.
— Czy to jest naprawdę takie ważne? Nie muszę wiedzieć wszystkiego ze szczegółami. Nie wiem, czy udawał to, co było między nami. A może naprawdę się zakochał. Tak, masz rację. Nie chcę tego wiedzieć. Przypomnę ci, że ledwo uszłam z życiem — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Mogę zachowywać się irracjonalnie.
Nie zdołała opanować głosu. Miała nadzieję, że przyjaciółka wreszcie zrozumie, że nie ma najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.
Wyglądało na to, że podniesiony ton przyniósł oczekiwany rezultat. Natalia nie odpowiedziała. W samochodzie zapanowała cisza, która najpierw uspokoiła Annę, a potem wywołała poczucie winy. To przecież ona zakrzyczała przyjaciółkę, która przestała się odzywać.
— Pękłoby mi serce, gdyby okazało się, że nic nie było naprawdę — szepnęła Anna, decydując się na przerwanie martwej ciszy.