Symfonia uczuć - ebook
Symfonia uczuć - ebook
Wiolonczelistka Allegra Wells przyjeżdża do Rzymu na pogrzeb ojca, którego nie widziała od piętnastu lat. Poznaje tam przystojnego milionera Rafaela Vitalego. Pasjonująca rozmowa o muzyce kończy się wspólną nocą. Jednak poranek przynosi otrzeźwienie. Gdy Rafael dowiaduje się, że Allegra jest córką odwiecznego wroga jego rodziny, nie chce jej więcej widzieć. Ale los decyduje inaczej…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4300-1 |
Rozmiar pliku: | 805 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyglądało na to, że wielu gości przyszło na stypę do sali balowej rzymskiego hotelu tylko po to, żeby się upić. Ale Allegra Wells poprzestała na gazowanej wodzie mineralnej. Piętnaście lat temu czułaby rozgoryczenie albo cyniczną satysfakcję, ale teraz tylko znużenie.
Niemal żałowała, że nie wzięła alkoholu, który paliłby w gardle i rozpuścił lód w sercu. Zamknęła je i popadła w uczuciowe odrętwienie, dzięki któremu jakoś przetrwała najtrudniejsze chwile i ułożyła sobie skromne, ale przyzwoite życie w Nowym Jorku. Dopiero teraz, po śmierci ojca, w tłumie obcych, uświadomiła sobie swoją izolację od świata, którą zawsze postrzegała jako bezpieczny dystans.
Ojciec bez skrupułów ją porzucił. Jego drugą żonę i pasierbicę widziała tylko na zdjęciach. W chwilach słabości poszukiwała bowiem w internecie informacji o Albercie Mancinim, naczelnym dyrektorze Mancini Technologies. Często fotografowano go z powodu młodej drugiej żony o wysokich aspiracjach towarzyskich. Przynajmniej w ten sposób ją opisywano.
Jej zachowanie na pogrzebie potwierdziło opinię dziennikarzy. Odziana w czarne koronki, z wystudiowaną elegancją ocierała oczy. Nie zaszczyciła Allegry nawet jednym spojrzeniem. I nic dziwnego. Nie znała jej przecież. Allegra przyjechała na pogrzeb tylko dlatego, że wezwał ją prawnik ojca.
Zadawała sobie pytanie, po co tu jeszcze tkwi i na co liczy. Ojciec umarł dla niej przed piętnastu laty, a przynajmniej ona dla niego. Żałowała nie tyle jego śmierci, co tego, że przez ten czas ani nie pisał, ani nie dzwonił. Czyżby po to przybyła, żeby zamknąć w swojej świadomości ten smutny rozdział przeszłości? Poznać powody swego cierpienia?
Matka potraktowała jej udział w pogrzebie jako zdradę. Allegrę nadal bolało serce na wspomnienie jej lodowatego milczenia. Nawet w najlepszych czasach panowały między nimi napięte stosunki. Jennifer nigdy nie doszła do siebie po porzuceniu przez męża. Allegra też cierpiała męki. Usiłowała zrozumieć przyczyny nagłego osamotnienia, pozbawienia luksusów i rodzinnej harmonii. Na próżno próbowała wywnioskować coś z lakonicznych wyjaśnień matki, które niczego nie wyjaśniały:
„Twój ojciec postanowił z nami zerwać. Nic nie mogę zrobić. Nie chce mieć więcej z nami do czynienia. Nie da nam ani pensa”.
Allegra nie wierzyła własnym uszom. Ojciec ją kochał, brał na ręce, łaskotał, nazywał swoim małym kwiatuszkiem. Przez lata czekała na list, wiadomość, telefon, jakikolwiek znak życia. Nie otrzymała żadnego.
Po co tu przyjechała? Ojciec nie żył, nikt jej tu nie znał ani nie wiedział, ile dla niego niegdyś znaczyła.
Z drugiego końca sali pochwyciła błysk bursztynowych oczu i połysk kruczoczarnych włosów. Atrakcyjny brunet stał z boku tak jak ona i obserwował tłum. Napięte rysy zdradzały, że targają nim równie silne emocje jak nią.
Nie znała go i nie miała pojęcia, dlaczego przyjechał na pogrzeb, ale zaciekawiło ją jego czujne spojrzenie i izolacja od pozostałych gości. Oczywiście nawet w najlepszych czasach nie zagadnęłaby nieznajomego, a rozwód rodziców jeszcze pogłębił jej wrodzoną nieśmiałość.
Obserwowała go ukradkiem, chociaż wątpiła, czy zauważył bladą, zaniedbaną kobietę z masą rudych włosów, ubraną w wyblakłą czerń. Wiele pań rzucało mu ukradkowe, a nawet zalotne spojrzenia. I nic dziwnego. Zabójczo przystojny, bardzo męski, wysoki i muskularny, emanował energią, niezbyt stosowną na pogrzebie, ale mimo to wyglądał nieodparcie pociągająco. Przybył tu, żeby uczcić zmarłego, a stanowił uosobienie żywotności. Z zaciśniętymi pięściami przerzucał ciężar ciała z nogi na nogę jak bokser przed walką. Bardziej niż wygląd Allegrę pociągała jego witalność, której jej samej brakowało. Wiele by dała, by dowiedzieć się, co go tu sprowadziło.
Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę baru. Postanowiła jednak wypić coś mocniejszego przed powrotem do pensjonatu, gdzie wynajęła mały pokoik przed odczytaniem testamentu następnego dnia. Wątpiła jednak, czy ojciec coś jej zapisał. Potem wróci do Nowego Jorku, zostawiając za sobą cały ten zamęt. Nie wierzyła jednak, że zdoła o nim zapomnieć.
Zamówiła kieliszek wina i wyszła do odosobnionej alkowy za główną salą przyjęć w poszukiwaniu samotności.
– Ukrywasz się? – zagadnął nieoczekiwanie niski, melodyjny głos.
Allegra stężała. Zrobiła wielkie oczy na widok nieznajomego, którego wypatrzyła w sali balowej, jakby ściągnęła go myślami. Wyglądał niemal jak książę z bajki, nie licząc szelmowskiego błysku w oku i zaciśniętych ust.
Niezdolna wydobyć słowa ze ściśniętego gardła, tylko patrzyła na dość długie włosy, te bursztynowe oczy i cień świeżego zarostu na mocnej szczęce. Ubrany w ciemnoszary garnitur i nieco ciemniejszą koszulę ze srebrzystym krawatem, nasunął jej skojarzenie z Mefistofelesem. Jej zdaniem emanował ledwie tłumioną energią, jeszcze potężniejszą przy bliskim spotkaniu i jeszcze bardziej zniewalającą.
– Nie odpowiesz? – zagadnął, gdy długo milczała.
Zawstydzona Allegra zamknęła usta. Z trudem przypomniała sobie, o co pytał. Z jeszcze większym usiłowała wymyślić jakąś logiczną odpowiedź.
– Prawdę mówiąc, rzeczywiście szukałam odosobnienia. Nie znam tu nikogo. – Upiła łyk wina, żeby zyskać chwilę na ochłonięcie i dodać sobie odwagi.
– Chadzasz na pogrzeby dla rozrywki? – zapytał lekkim tonem.
Allegra zesztywniała. Nie chciała przyznać, że jako odtrącona córka wróciła po resztki.
– Tylko wtedy, kiedy oferują darmowy poczęstunek – zażartowała. – Znałeś Alberta Manciniego? – Nazwisko ojca ledwie przeszło jej przez gardło.
Zobaczyła w oczach nieznajomego dziwny błysk, którego znaczenia nie potrafiła odczytać, lecz poraził ją jak błyskawica.
– Nie bezpośrednio. Mój ojciec dawno temu prowadził z nim interesy. Postanowiłem… złożyć uszanowanie.
– Rozumiem.
Leniwe spojrzenie mężczyzny sprawiło, że dostała gęsiej skórki. Działało jak pieszczota, rozgrzewało skórę. Nigdy tak żywo ani tak błyskawicznie nie reagowała na nikogo, być może dlatego, że przeżywała tak silne emocje jak nigdy przedtem.
– Bardzo uprzejmie z twojej strony – skomentowała, ale odpowiedział jedynie uśmiechem. – Nie przypominam sobie twojego imienia.
– Bo go nie wymieniłem. Mam na imię Rafael – dodał, mierząc ją znów wzrokiem jak sokół ofiarę.
Rafael Vitali nie wiedział, z kim ma do czynienia, ale zachwyciła go burza tycjanowskich loków i wielkie, szare oczy, czyste jak zwierciadła. Potrafił odczytać z nich emocje na odległość: czujność, smutek, rozpacz.
Co ją łączyło z Mancinim? Nie miało to już znaczenia, kiedy wreszcie doszedł sprawiedliwości, ale rozsadzała go ciekawość. Czy była przyjaciółką rodziny, kochanką czy utrzymanką? Z całą pewnością nie przyszła do baru. Co więc ukrywała?
Po namyśle uznał, że smutek, zmieszanie i nadzieja, wypisane na ślicznej buzi, wskazują na kochankę, choć sądząc po wieku, mogłaby być córką Manciniego. Lecz żona i córka stały po drugiej stronie pokoju, nadąsane, a nawet znudzone.
Złożyłby wdowie wyrazy współczucia, gdyby nie wiedział, jak szastała pieniędzmi męża. Następnego dnia odkryją, jak mało im zostało. I słusznie, zważywszy, że Mancini to samo zrobił jego matce, zostawiając ją z niczym. Ojca wolał nie wspominać, lecz śmierć Manciniego otworzyła niezabliźnioną ranę. Pamiętał dobrze słowa ojca:
„Zaopiekuj się nimi, Rafaelu. Teraz ty będziesz głową rodziny. Chroń matkę i siostrę, cokolwiek się wydarzy”.
Odpędził bolesne wspomnienia. Znalazł doskonały sposób wymazania ich z pamięci… z czarującą ślicznotką u swego boku. Wsparł się o ścianę bliżej niej, tak że wyczuwał jej delikatny, kwiatowy zapach, a miedziany kosmyk musnął jego ramię. Wyglądała uroczo ze srebrzystoszarymi oczami, zadartym noskiem, pełnymi wargami i złocistymi piegami na kremowej skórze.
– Mam nadzieję, że zaopatrzenie baru było warte uczestnictwa w stypie – zagadnął ponownie.
– Nie przyszłam się napić.
– Tak też myślałem. Skąd go znałaś?
– Nie widziałam go od dawna. Nie jestem pewna, czy mnie pamiętał – dodała z gorzkim śmiechem, który obudził w Rafaelu współczucie.
Nie powinien jej współczuć, zwłaszcza teraz, kiedy postanowił ją uwieść. Nie wątpił, że jest odtrąconą utrzymanką, która poleciała na pieniądze i luksusy. Kto by żałował takiej osoby? Wyglądała jednak tak krucho, jakby mogła ją zdmuchnąć nawet siła oddechu. Spostrzegł cienie pod oczami, bladość cery i szczupłą sylwetkę z intrygującymi krągłościami pod raczej bezkształtną, czarną sukienką.
– Nie wierzę, żeby ktokolwiek mógł cię zapomnieć – stwierdził i z rozbawieniem obserwował, jak rumieniec zabarwia jej policzki.
– Zdziwiłbyś się… – odparła z nieśmiałym uśmieszkiem. – Jakie interesy prowadził twój ojciec z moim… to znaczy z nim?
– Opracowali nową wówczas technologię dla telefonii komórkowej. – Nie dodał, że przyniosłaby jego ojcu duże zyski, gdyby Mancini nie wyeliminował go z interesu. I gdyby żył…
– Nie wiedziałam. Nie znam się na technice. Ledwie umiem obsługiwać własny aparat.
Rafaela kusiło, by pogładzić ją po policzku i sprawdzić, czy jest tak gładki jak wygląda. Ocenił ją na dwadzieścia kilka lat.
– Z czego obecnie żyjesz? – zapytał.
Podejrzewał, że złowiła kolejnego starszego pana z grubym portfelem. Dlatego zaskoczyła go odpowiedź:
– Pracuję w kawiarni muzycznej w Greenwich Village.
– Co to takiego? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
– Sklep, gdzie sprzedają instrumenty, libretta, ale też serwują kawę, urządzają koncerty początkujących muzyków i dają lekcje muzyki. To coś w rodzaju ośrodka kultury dla melomanów.
– Przypuszczam, że też do nich należysz.
– O tak – przyznała z wyraźnym wzruszeniem i jakby nutą smutku w głosie. – Muzyka wiele dla mnie znaczy.
Rafaela zaskoczyło jej nieśmiałe wyznanie. Robiła wrażenie szczerej, ale nie zamierzał zgłębiać jej charakteru, tylko zaciągnąć ją do łóżka.
– Chyba powinnam już iść. Nie mam żadnego powodu, żeby zostać – stwierdziła Allegra z ociąganiem, równocześnie prosząc spojrzeniem, żeby ją zatrzymał.
Rafael nie potrzebował lepszej zachęty.
– Jest jeszcze wcześnie – odpowiedział, przysuwając się do niej tak, żeby czuła jego ciepło.
Allegra popatrzyła na niego rozszerzonymi oczami i oblizała wargi. Nie potrafił rozstrzygnąć, czy ma ogromne doświadczenie czy żadnego, ale rozpaliła jego zmysły.
– Nie musimy tu zostawać – dodał. – Powiedz, jaki utwór najbardziej lubisz.
– Och! – westchnęła nieśmiało, jakby zaskoczona, ale też zadowolona. – Nie sądzę, żebyś go znał.
– Sprawdź.
– No dobrze – odparła z uśmiechem, promiennym jak blask słońca. – Trzecia część „Sonaty na wiolonczelę” Szostakowicza. Nie należy do najsłynniejszych kompozytorów, ale komponuje bardzo nastrojową muzykę. Porusza mnie jak żadna inna – dodała niemal ze łzami wzruszenia w oczach.
– Chętnie bym jej posłuchał – powiedział zgodnie z prawdą. Poruszył ten temat jako pretekst, żeby zaprosić ją do swojego hotelowego pokoju, ale widząc, jak silne emocje budzi w niej wzmianka o ulubionej melodii, naprawdę zapragnął ją usłyszeć. – Chodźmy na górę. Wynajmuję tu pokój ze świetnym systemem nagłaśniającym i o wiele lepiej zaopatrzonym barkiem niż tu, na parterze – zaproponował.
– Ale…
– Chodź – zachęcił, wyciągając do niej rękę, ale zacisnęła pięści, jakby jego propozycja budziła w niej opory.
Rafael nadal nie potrafił rozstrzygnąć, czy naprawdę ją onieśmiela, czy tak dobrze gra.
– Nie jestem pewna…
– A ja tak. – Wziął ją za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie.
Podeszła z wahaniem, obserwując jego twarz szeroko otwartymi oczami, jakby szukała u niego wsparcia. I zaoferował je. Zamknął jej dłoń w swojej i wyprowadził z tłumu. Kilku gości rzuciło im zaciekawione, a nawet zawistne spojrzenia. Rafael zignorował je, tak jak wcześniej bardziej lub mniej subtelne zaloty niektórych pań. Pragnął tylko tej jednej i właśnie z nią wychodził.
Przeszli przez hol ku błyszczącym windom. Serce Rafaela przyspieszyło rytm w oczekiwaniu na kulminacyjny moment. Dawno na nic nie czekał z taką niecierpliwością. Naciskając przycisk, wstrzymał oddech, żeby nie zburzyć czarownego nastroju, wciąż niepewny, czy ruda piękność nie zmieni zdania. Gdy wkroczyli do kabiny, na szczęście pustej, zwrócił się do niej:
– Masz najbardziej uroczy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.
– Naprawdę? – spytała, wyraźnie zaskoczona komplementem.
Rafael coraz bardziej wierzył w jej autentyczność, ale nie w niewinność, skoro rozpaczała po Mancinim. Ale robiła wrażenie niedoświadczonej. Przyciągnął ją do siebie na tyle blisko, że dotykał jej uda. Ten nieznaczny dotyk rozpalił mu krew w żyłach. Pragnął więcej. O wiele więcej.
– Tak – potwierdził. – To prawdziwa rzadkość. Chciałbym go częściej oglądać.
– Pogrzeb nie stwarza okazji do radości – przypomniała, spuszczając wzrok.
Wjechali na górę, zanim Rafael zdołał wymyślić sensowną odpowiedź. Wysiedli w na ostatnim piętrze w apartamencie, który zarezerwował. Allegra oglądała przestronne wnętrza rozszerzonymi oczami.
– Jak tu pięknie! – westchnęła.
Czyżby nie przywykła do luksusów? Rafael postanowił nie łamać sobie nad tym głowy. Wciągnął ją do środka. Nareszcie byli sami.ROZDZIAŁ DRUGI
Allegra odniosła wrażenie, jakby wkroczyła w odmienną rzeczywistość. Co tu robiła? Dlaczego przyjęła zaproszenie obcego człowieka? Do tej pory nie popełniała takich głupstw.
Wiodła proste, spokojne życie. Pracowała w kawiarni u najbliższego przyjaciela, osiemdziesięciolatka, który traktował ją jak wnuczkę. Nie zamierzała nic zmieniać. A jednak kiedy Rafael wziął ją za rękę, była zgubiona. Albo raczej odnalazła samą siebie, jakby jego dotyk pobudził ją do życia. Po latach odrętwienia, błogosławionego i przeklętego równocześnie, ktoś jej potrzebował. Oszołomiło ją zniewalające spojrzenie bursztynowych oczu, słodkie jak rzeka płynnego miodu.
Zdawała sobie sprawę, że nie zaprosił jej tylko po to, by posłuchać muzyki, a jednak kusiło ją, by wskoczyć do tej rzeki, popłynąć z prądem i zobaczyć, dokąd ją zaniesie.
Cała w nerwach, oswobodziła dłoń i obeszła apartament. Z zachwytem oglądała luksusowe detale, wysokie sufity, marmurowe podłogi, ozdobne meble, jedwabne i satynowe poduszki na licznych sofach w obszernym salonie. Okna od podłogi do sufitu ukazywały z trzech stron spektakularną panoramę miasta.
– Czy to Koloseum? – spytała, wskazując przed siebie, gdy Rafael stanął za nią tak blisko, że czuła bijący od niego żar.
– Tak.
Stał zaledwie kilka centymetrów za nią. Nie wiedziała, jak się zachować w nowej sytuacji. Miała ochotę oprzeć się o niego, a równocześnie się obawiała. Ale czego? Nie mógł jej skrzywdzić, przynajmniej nie tak dotkliwie, jak ją skrzywdzono przed laty. Gdy położył rękę na jej ramieniu, przestała walczyć z pokusą i przylgnęła do niego, tak że czuli nawzajem bicie swoich serc. Zamknęła oczy i chłonęła jego bliskość całą sobą. Potrzebowała bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, żeby poczuć, że żyje.
Większą część życia spędziła samotnie, zbyt nieśmiała, by zdobywać przyjaciół w szkole, zbyt zagubiona i obolała, by próbować nawiązać bliższą więź z matką, i zbyt wylękniona, by szukać miłości u kilku chłopaków, z którymi chodziła.
Lecz teraz wystarczyła jedna chwila, by przypomnieć jej, że żyje, że jest warta zainteresowania i może w każdej chwili bezpiecznie odejść.
– Napijemy się szampana? – zaproponował Rafael, miękkim, melodyjnym głosem.
Allegra skinęła głową. Niewiele piła, ale uznała, że warto uczcić tę czarowną chwilę. Gdy odszedł, żeby nalać trunku, jej serce przyspieszyło rytm. Co takiego w sobie miał, że zapragnęła zaryzykować, zamiast uciekać? Chwilę później podał jej kieliszek.
– Cin-cin – wymamrotał.
– Cin-cin – powtórzyła.
Od dwunastego roku życia nie wzniosła nieformalnego włoskiego toastu. Przywołał słodko-gorzkie wspomnienie Wigilii w rodzinnej posiadłości w Abruzzi, otoczonej ośnieżonymi szczytami gór. Ojciec pozwolił jej po raz pierwszy spróbować szampana. Zaskoczył ją cierpki smak i bąbelki na języku. Rozsadzała ją radość ze wspólnego świętowania z rodziną w atmosferze bezpieczeństwa, szczęścia i miłości.
Czy było to tylko złudzenie, miraż, oszustwo? Musiało być. Albo widziała świat oczami dziecka przez różowe okulary. Być może ojciec tak bardzo jej nie rozpieszczał, jak pamiętała. Całkiem możliwe, że zaraz po toaście wyszedł zadzwonić i zostawił ją samą. Nie ufała nawet własnej pamięci.
– Wypijesz? – wyrwało ją z zadumy pytanie Rafaela.
– Oczywiście. – Upiła łyk, który smakował równie wspaniale jak ten pierwszy w życiu. Zamrugała powiekami, żeby odpędzić wspomnienia i nie okazać swych uczuć przy obcym.
– Opowiedz mi o sobie – poprosiła, kiedy odzyskała równowagę. – Co robisz?
– Prowadzę własną firmę.
– Jaką?
– Zarządzam nieruchomościami, przeważnie komercyjnymi, jak hotele czy ośrodki wypoczynkowe.
Przypuszczalnie należał do uprzywilejowanej klasy społecznej. Powinna to odgadnąć po stroju, prezencji i pewności siebie. Nawet woda kolońska ze zmysłową nutą szafranu pachniała ekskluzywnie. Ona też dorastała w dostatku, aż do rozwodu rodziców. Ale uświadomiła to sobie dopiero, kiedy wszystko jej odebrano, chociaż nie bardzo zależało jej na pieniądzach ojca.
Tylko matka utyskiwała, że nie zostawił jej nic, że musi oszczędzać, żebrać i wyprzedawać resztki biżuterii. Jednak Allegra też boleśnie odczuła przeprowadzkę z olbrzymiej willi do mieszkania z dwiema sypialniami, daleko od modnego centrum, przeniesienie do publicznej szkoły i brak wakacyjnych wyjazdów. Często żyły z hojności okazjonalnych kochanków matki, eleganckich panów w garniturach, którzy równie szybko przychodzili, jak odchodzili. Allegra dokładała wszelkich starań, żeby ich unikać.
Pogorszenie statusu sprawiło, że jej matka zgorzkniała. Lecz Allegrze bardziej brakowało ojcowskiej miłości niż luksusów. Wtedy postanowiła nigdy więcej na nikim nie polegać. Ludzie zawodzą, a najczęściej najbliżsi. Dobrze zapamiętała tę lekcję. Nie musiała jej dwa razy powtarzać.
– Lubisz swoją pracę? – spytała, żeby podtrzymać rozmowę i uniknąć gorącego spojrzenia Rafaela. Nie była jeszcze gotowa sprawdzić, dokąd ją zaprowadzi.
Rafael wyglądał na całkiem zadowolonego z takiego rozwoju sytuacji. Pił szampana i leniwie obserwował ją spod wpółprzymkniętych powiek.
– Bardzo – odpowiedział, odstawił kieliszek i podszedł do ekskluzywnego sprzętu nagłaśniającego obok marmurowego kominka.
– Posłuchajmy twojej ulubionej trzeciej części sonaty Szostakowicza – zaproponował.
– Bardzo chętnie – odrzekła, mile zaskoczona, że zapamiętał, co lubi. – Ale chyba nie masz jej na płycie?
– Nie – odparł ze śmiechem. – Ale ten sprzęt jest podłączony do internetu. Z łatwością ją znajdę.
Rzeczywiście w ciągu kilku sekund łagodna melodia popłynęła z głośnika. Jak zwykle głęboko ją poruszyła. Muzyka zastępowała jej przyjaciół, ojca, ukochanego. Zajmowała w jej duszy miejsce przeznaczone dla ludzi i związków. Nie mogła zdradzić ani odejść.
Rafael wyciągnął do niej rękę.
– Chodź.
Pod wpływem nastroju chwili ujęła ją bez oporów i pozwoliła, żeby usadził ją na wielkiej, skórzanej sofie, otoczył ramieniem i przyciągnął tak blisko, że czuła jego ciepło i zapach. Nigdy nikt jej tak nie tulił, ale odbierała tę bliskość jako rzecz naturalną. Wsparła głowę o jego pierś, zamknęła oczy i słuchała w milczeniu rzewnej melodii i bicia jego serca. Delikatne palce gładziły jej ramię, a oddech unosił pasemka włosów. Mogłaby tak siedzieć całymi godzinami.
Wkrótce jednak orkiestra zagrała dramatyczne, finałowe crescendo. Potem zapadła cisza. Allegra wiedziała, że ta część utworu trwa tylko osiem minut, ale w jej odczuciu trwała wieki. Czuła się równocześnie wyczerpana i pobudzona do życia. Żadne z nich nie poruszyło się ani nie przemówiło. W końcu zagadnęła jako pierwsza:
– Czy wiesz, że wiolonczela najbardziej ze wszystkich instrumentów przypomina ludzki głos? Chyba dlatego tak silnie na mnie działa – dodała, świadoma, że łza spłynęła jej po policzku.
Rafael otarł ją delikatnie.
– To rzeczywiście przepiękna melodia, nostalgiczna i poruszająca.
– O tak – przyznała, wzruszona jego szczerą refleksją.
Właśnie takiej więzi potrzebowała. Z uśmiechem padła mu w ramiona i zajrzała w płonące namiętnością oczy, uśmiechając się przez łzy. Rafael spuścił głowę i objął jej usta zapraszającym, niewypowiedzianie słodkim pocałunkiem, który równocześnie dawał spełnienie i pozostawił niedosyt. Zapragnęła więcej. I wkrótce dostała. Chwilę później przeniósł ją przez pokój i położył na miękkich, skórzanych poduszkach.
– Jesteś piękna. Urocza – szeptał, odgarniając z twarzy niesforne loki.
Allegra zamknęła oczy i chłonęła jego dotyk. Rafael przesunął dłonie niżej, ku obojczykom i piersiom.
– To inny rodzaj muzyki – mamrotał, całując miejsca, których wcześniej dotykał.
Tak, uczył ją nowej, zmysłowej melodii. Powinna czuć strach albo przynajmniej niepokój, ale odczuwała tylko radość. Pragnęła być tak blisko drugiego człowieka, jak to tylko możliwe, przez jedną chwilę, jedną noc. Kiedy znowu dostanie taką szansę?
Rafael ściągnął jej sukienkę z ramion i językiem odsunął biustonosz. Allegra głośno zaczerpnęła powietrza, zaszokowana nowymi doznaniami. Objęła go, przyciągnęła bliżej i wysunęła biodra do przodu, ułatwiając dostęp wprawnym palcom.
Rafael oddychał równie szybko, jak ona. Potrzebowali tego samego, prawdziwego, czystego połączenia.
– Pójdziesz ze mną do sypialni? – zapytał.
Allegra bez wahania skinęła głową.
– Tak.
Rafael wstał jednym płynnym ruchem i ruszył w stronę drzwi. Podążyła za nim do eleganckiej sypialni z wielkim łożem, przykrytym granatową narzutą.
Obrócił ją twarzą ku sobie, ujął jej twarz w dłonie i znowu pocałował, ale już głębiej, namiętnie. Potem rozpiął jej zamek błyskawiczny, tak że sukienka opadła na podłogę. Została w samej bieliźnie, zupełnie zwyczajnej, czarnej. Lecz mimo to patrzył na nią z zachwytem. Przyciągnął ją tak blisko, że czuła, jak jej pragnie. Pocałował ją znowu, najpierw w usta, potem w szyję, a potem coraz niżej, aż w końcu opadł przed nią na kolana i przyprawił o potężny dreszcz rozkoszy.
Potem wstał i ułożył ją na łóżku. Patrzyła jak zahipnotyzowana, jak odsłania opalony tors, płaski brzuch i długie, mocne nogi. A potem znów ją całował i pieścił najwrażliwsze miejsca tak długo i delikatnie, że w kulminacyjnym momencie poczuła tylko krótkie ukłucie bólu, a potem już tylko radość spełnienia.
Rafael znieruchomiał, zaklął pod nosem i zapytał:
– Jesteś dziewicą?
– Tak.
– Nie miałem pojęcia. Powinnaś była mnie uprzedzić.
– Rafaelu…
Nie dodała nic więcej, lecz jej ciało wysłało nieme zaproszenie, które przyjął. Wkrótce jej krzyk rozkoszy zabrzmiał jak najpiękniejsze crescendo, jakie kiedykolwiek słyszała.
Rafael zacisnął usta, żeby znowu nie zakląć. Nawet kiedy uwierzył w jej szczerość, nie przyszło mu do głowy, że pozostała nietknięta. Wykorzystał osobę, którą należało chronić. Złamał swoje najmocniejsze postanowienia. Znów zawiódł czyjeś zaufanie. Gdyby wiedział, że brak jej doświadczenia, nie zaprosiłby jej do pokoju. Ale uległ nastrojowi chwili. Zmyliło go jej błagalne spojrzenie. Miał nadzieję, że nie obdarzyła go uczuciem, którego nigdy nie pozwoli sobie odwzajemnić. Traktował seks jak transakcję, jak zaspokojenie potrzeb.
Nagle uświadomił sobie, że stracił głowę do tego stopnia, że zapomniał o antykoncepcji.
Allegra leżała obok, zaróżowiona, ze złoto-rudymi lokami, rozrzuconymi na poduszce. Wyglądała tak uroczo, że choć nie zdążył wyrównać oddechu, najchętniej porwałby ją znów w objęcia. Nigdy nikogo tak szybko i tak bardzo ponownie nie zapragnął.
Przytuliła się do niego i oplotła go ramionami. Rafael zesztywniał. Obudziła w nim zarówno gniew, jak i wyrzuty sumienia. Nie znosił pogawędek do poduszki. Uświadamiał zawczasu każdą partnerkę, że uczucie nie wchodzi w grę. Ale Allegry nie ostrzegł. Jako dziewica z pewnością oczekiwała czułości, której nie potrafił dać. Nie dopuszczał do siebie nikogo, żeby nikogo nie zranić ani nie zawieść.
Lecz Allegrę już skrzywdził, traktując jak zabawkę na jedną noc.
Wsunęła kolano między jego nogi i przycisnęła policzek do jego piersi.
– Bardzo mi go brakuje, chociaż nie powinno – wyznała z ciężkim westchnieniem. – Nie widziałam go od piętnastu lat, ale wciąż tęsknię za wspólnymi chwilami, za wszystkim, w co kiedyś wierzyłam. Dlatego szukałam bliskości.
Najwyraźniej mówiła o Mancinim. Ale skoro nie widziała go od piętnastu lat, nie mogła być jego kochanką. Oceniał ją na dwadzieścia kilka lat.
– Kim jesteś, Allegro? – zapytał schrypniętym głosem.
– Jego córką – wyznała ze smutkiem.
Córką wroga, rozpaczającą po zabójcy jego ojca! I szukała u niego pociechy! Rafaelem targały potężne, sprzeczne emocje: gniew, poczucie winy, że odebrał niewinność osobie, której nie powinien tknąć, smutek i nienawiść do całego klanu Mancinich.
Wstał raptownie, złapał spodenki i pospiesznie założył.
– Powinnaś już iść – warknął.
Nie potrafił jej delikatniej odprawić. Czy wiedziała, że jej ojciec miał krew na rękach? Logika podpowiadała, że nie. Musiała być dzieckiem, kiedy jego ojciec zmarł. Ale tęskniła za jego wrogiem. Mimo wyrzutów sumienia i wstydu narastała w nim złość.
– Naprawdę chcesz, żebym sobie poszła? – zapytała drżącym głosem.
– Zamówię ci taksówkę. – Założył spodnie, a ponieważ nadal nie wykonała żadnego ruchu, złapał jej sukienkę i rzucił w nią. Wylądowała na jej kolanach. Nawet po nią nie sięgnęła. Wyglądała prześlicznie z narzutą podciągniętą do piersi i rozszerzonymi ze zdumienia i przerażenia oczami.
– Dlaczego?
– Zaprosiłem cię tylko na jedną noc. Wszystko między nami skończone – wyrzucił z siebie z nieskrywanym zniecierpliwieniem. – Gdybym wiedział o twoim dziewictwie, postąpiłbym trochę inaczej, ale… wyglądałaś na zadowoloną z tego, co robiliśmy.
Allegra zamrugała, jakby wymierzył jej policzek. Potem uniosła głowę, wykazując odwagę, która jeszcze podsyciła emocje, jakie przeżywał.
– Byłam zadowolona, ale mimo braku doświadczenia wiem, że istnieją różne sposoby rozstania. Twój uważam za wyjątkowo obrzydliwy.
Rafael skrzyżował ręce na piersi. Musiał ją odprawić. Czuł, że więcej nie zniesie.
– Dziękuję za pouczenie, ale ono nic nie zmienia – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Allegra wzięła głęboki oddech i uniosła głowę, walcząc z napływającymi łzami.
– Zostawisz mnie na chwilę samą, żebym mogła się ubrać? – zapytała z godnością.
Rafael nie przypomniał, że już ją widział nago. Nie zdobył się na takie okrucieństwo. Odwaga Allegry poruszyła go mocniej, niż przypuszczał. Skinął tylko głową i wyszedł.
Potrzebował czegoś mocniejszego niż szampan. Szukał satysfakcji, a nie zyskał nic prócz nerwów i wspomnienia słów ojca:
„Nie pozostało ci nic prócz honoru i obowiązków mężczyzny, Rafaelu”.
Teraz nawet to stracił.
Gdy nalewał sobie whisky, Allegra otworzyła drzwi sypialni. Nawet nie odwrócił głowy, gdy usłyszał stukot obcasów na marmurowej posadzce salonu. Pozostał odwrócony plecami do niej, gdy naciskała guzik windy.
– Żegnaj – powiedziała ze smutkiem i dumą, zanim wsiadła.
Kiedy został sam, popatrzył niewidzącym wzrokiem w ciemność, uniósł kieliszek, lecz zamiast wypić zawartość, cisnął nim o ścianę.