Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szalona Siódemka - SOS - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,00

Szalona Siódemka - SOS - ebook

Pełna humoru i zabawnych przygód książka o 16-latkach, które wyruszają na wakacyjny rejs promem. Czy niesforne dziewczyny przetrwają tę wyprawę? Ba, czy ich wyprawę przetrwa reszta pasażerów?
Dlaczego na statku pojawiają się antyterroryści? Co znajduje się w starej, czarnej skarpetce i czy panna młoda naprawdę musi być młoda? A co, gdyby ciasto stało się przyczyną samobójstwa i gdyby sprawić, że hotel zacznie pływać? W końcu: jak wykorzystać piankę do golenia by ewakuować cały prom...?
Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi w tej fascynującej książce. Nie spodziewajcie się jednak oczywistych rozwiązań.
Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65211-09-5
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Romeo i Julia

Przez ostatnie dwa tygodnie ciocia Jadzia i pan Piotr – przez wszystkich okolicznych mieszkańców osiedla nazywany zrzędą – próbowali zorganizować przyjęcie weselne. Dzięki opatrzności niebios i niewielkiej pomocy dziewczyn ich przypadkowa znajomość zamieniła się w porywające uczucie miłości. Mimo swoich lat, oboje postanowili w końcu się pobrać.

Początkowa wizja ślubu, który z racji upodobań i manier rodzinnych cioci Jadzi miał się odbyć w skromnym, wiejskim stylu, upadła definitywnie i trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Z tego właśnie powodu Zuzia od blisko dwóch godzin siedziała w niewielkiej poczekalni i razem z mamą, ciocią Jadzią i panem Piotrem usiłowała zatrudnić organizatorkę ślubu. Najwyraźniej jednak u pani wedding plannerki pojawiły się pewne opóźnienia, bo wizyta planowana była przecież na dziesiątą, a aktualnie dochodziła dwunasta. Jako że salon „Romeo i Julia” położony był kilkadziesiąt kilometrów od domu Zuzi, a mama z racji rangi zbliżającego się wydarzenia uparła się, by być przed czasem, Zuzia musiała wstać już o siódmej. Biorąc pod uwagę fakt, iż zgodnie z rozkładem roku szkolnego aktualnie trwały wakacje, Zuzia uważała tak wczesną pobudkę za skrajną, graniczącą z torturami nieuczciwość. Najchętniej siedziałaby teraz w domu na kanapie lub poszła z przyjaciółkami na duże kręcone lody z truskawkową posypką.

Męcząc się niemiłosiernie, po raz kolejny spojrzała na zegarek. Gdy upewniła się, że wskazówki się nie cofają, tylko w żółwim tempie wleką się do przodu, przeniosła wzrok na ściany, okna i pokrytą włochatymi dywanikami podłogę... Nie tylko jej się nudziło. Pan Piotr kręcił się na małym niewygodnym krzesełku, grzebał palcem w uchu i od czasu do czasu kiwał twierdząco lub przecząco głową, w ten sposób włączając się do dyskusji między ciocią Jadzią – swoją przyszłą żoną – i mamą Zuzi.

Rozmowa wchodziła właśnie w fazę analizy koloru serwetek i sposobu ułożenia ich na stołach, gdy w końcu drzwi otworzyły się i czekający usłyszeli zaproszenie do środka. Pan Piotr poderwał się z miejsca tak gwałtownie, że różowe krzesełko, na którym wcześniej siedział, przewróciło się, wywracając przy tym trzy kolejne, stojące obok niego. Mama ruszyła mu wtedy z pomocą, przy okazji zahaczając stopą o włochaty dywan, a jej podwinięta noga zachwiała nią na tyle, że trzepocąc rękami w powietrzu niczym wielki ptak, runęła jak długa na podłogę. Chwilę później sytuacja została opanowana – mama i krzesła stanęły z powrotem na własnych nogach i cała gromadka weszła do dużego przestronnego gabinetu...

Wszystko było w nim utrzymane w odcieniach różu i bieli. Pan Piotr, który nie był zwolennikiem kolorów pudrowo-landrynkowych, pomyślał, że jeśli będzie zmuszony jeszcze raz tu wrócić, by nie oszaleć przyniesie ze sobą jakieś ciemne okulary przeciwsłoneczne.

– No dobrze – zaczęła dość pulchna starsza pani za biurkiem; przejechała wzrokiem całą czwórkę, a następnie wzięła do ręki kartkę, długopis i zaczęła coś notować.

– Domyślam się, że to jest pan młody – powiedziała, wskazując czubkiem długopisu na pana Piotra, po czym dodała: – A która z pań jest jego narzeczoną?

– To ja – odezwała się zdziwiona pytaniem ciocia Jadzia.

Już nie taka młoda ta panna młoda – pomyślała Zuzia i prawie ugryzła się w język. Nie wypadało przecież komentować wieku bądź co bądź lubianej przez nią cioci.

Tymczasem pani, nie odrywając wzroku od leżących przed nią kartek, mruczała coś pod nosem i kiwała teatralnie głową.

– Hm... Tak dobrze... Dobrze... Aha... No i... Oj... No w sumie dobrze... – mamrotała do samej siebie. – Zaraz państwu kogoś przydzielę – rzekła w końcu bardziej rzeczowo. – No chyba że macie państwo jakieś własne prośby dotyczące organizacji wesela...?

– Nie, raczej nie. Nie myśleliśmy o żadnej konkretnej osobie – odparła ciocia Jadzia.

– Dobrze – pani organizatorka pokiwała głową, wskazując na wyjście z pokoju. – Zechciejcie się państwo udać do gabinetu numer sto siedem... Za drzwiami skręcicie w lewo, a następnie pójdziecie wąskimi schodami w górę.

Wszyscy posłusznie podnieśli się z miejsca i ruszyli we wskazanym kierunku.

Ciekawe... – pomyślała Zuzia. – Ciekawe, że ta pani odprawiła nas po niespełna pięciu minutach, podczas gdy poprzednia para zajmowała jej gabinet ponad dwie godziny... Co więcej – jak oni tam tyle wytrzymali? – dumała, podążając schodami na górę.

Odpowiedź jednak pozostawała dla niej jedną wielką niewiadomą.

Zuzia jako pierwsza wdrapała się w końcu na piętro i rozejrzała się wokół. Zanim zdążyła zapukać do drzwi sto osiemsiedem, te gwałtownie otworzyły się na oścież i w progu stanęła wysoka, tyczkowata kobieta, wyglądem przypominająca choinkę. Jej jasne loki sterczały na wszystkie strony, a hipisowska bluzka w kropki mieniła się wszystkimi możliwymi kolorami tęczy. Spod jasnych pasiastych spodni wystawały srebrne buty, zakończone metalowymi czubeczkami, zaś w ręce kobieta trzymała zieloną teczkę i długopis o dość nietypowym kształcie, przypominającym dużego żółtego banana. Brakowało tylko choinkowych lampek owiniętych wokół szyi.

Zuzi opadła szczęka. Stała właśnie przed nią pani AnetaAtena Sosnowska – jej dawna nauczycielka języka polskiego, która w ubiegłym roku pracowała w szkole na zastępstwie...

Pani Sosnowska uśmiechnęła się jakoś tak kurtuazyjnie.

– Witaj Zuziu – zaczęła. – Jak miło cię widzieć. – Zaraz potem zwróciła się do reszty: – Miło mi również państwa poznać. Zapraszam do mnie – zamaszystym gestem dała wszystkim znak, by weszli do środka.

Wnętrze jej gabinetu było równie artystyczne jak jego właścicielka. Ściany obwieszono kolorowymi obrazami w drewnianych, owalnych ramach. Przedstawiały one modelki w wyszukanych sukniach ślubnych, wdzięczące się przy wielkim wodospadzie. Wyglądały nad wyraz sztucznie, ale najwyraźniej malarz uznał, że przyszłe panny młode powinny również podążać za takimi stylizacjami. Duże przestronne okna sprawiały wrażenie przestrzeni. Na czerwono-pomarańczowym dywanie stało nowoczesne, niebieskie krzesło obrotowe i niewielkie biurko, zasypane od góry do dołu gigantyczną ilością kolorowych segregatorów. Firanki wiszące przy drzwiach były zrobione z piór i frędzli – z kolei na ich końcach wisiały niewielkie metalowe dzwoneczki. Gdy wiatr zawiał przez otwarte okno, dało się słyszeć ich delikatne podzwanianie.

Zuzia miała wrażenie, że wchodzi do indiańskiego tipi. Bez wątpienia pomieszczenie nie było w jej guście, ale przynajmniej można było pooglądać w nim detale, które służyły jako doskonały czasoumilacz. Ku radości pana Piotra kolor różowy nie był już eksponowany na pierwszym planie, a choć gdzieniegdzie pojawiały się różowe wstawki na ścianach i poduszkach ułożonych na niewielkim szezlongu, ich ilość wcale nie przytłaczała.

Cała czwórka przez chwilę bacznie rozglądała się po pomieszczeniu, a ochłonąwszy w końcu, usadowiła się na dużej zielonej kanapie.

– Może herbaty? – spytała pani Sosnowska, podchodząc do stojącej w kącie szafy. – A może coś innego do picia...? Mam też zimną lemoniadę, colę, sok jabłkowy i pyszne ciasteczka... – Wyglądało na to, że w pomieszczeniu znajduje się zaopatrzenie, którego nie powstydziłaby się najlepsza restauracja.

Gdy każdy zdecydował się już na to, co mu najbardziej odpowiadało, na stoliku – ustawionym tuż obok kanapy – pojawiła się lemoniada Zuzi, kawa espresso cioci Jadzi, malinowa herbata mamy i nadziany budyniem waniliowym pączek pana Piotra. Sosnowska wstała zza swojego biurka i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu, zupełnie jak za dawnych, nauczycielskich czasów, gdy prowadziła lekcje.

– Ślub to wyjątkowa chwila w życiu każdego człowieka – zaczęła z belfrowskim zacięciem. – Jest absolutnie niepowtarzalna i stwarza niezapomniane wrażenie. Najważniejsi na ceremonii są oczywiście zakochani. Wszystkie przygotowania są tylko i wyłącznie dla nich, a cała reszta to skromny dodatek. Pamiętajcie o tym – powiedziała, lustrując uważnie miny narzeczonych.

– Skromny... – jęknął pan Piotr, widząc na ekranie komputera jakiś pałac, do którego prowadził gigantyczny czerwony dywan, usłany tysiącami róż. Choć widok robił na nim wrażenie, to Piotr nie bardzo umiał sobie wyobrazić scenę, w której przechadza się po nim ze swoją ukochaną. Do tej pory przecież zawsze towarzyszył mu w przemieszczaniu się niewielki wózeczek, w którym taszczył za sobą zakupy tudzież znalezione po drodze lampy i wazony. Teraz w jego miejsce miała pojawić się Jadzia, i to od tej pory dzień po dniu towarzyszyć mu w życiowej wędrówce...

– Teraz przedstawię wam kilka pomysłów – kontynuowała wedding plannerka. – Od razu zrezygnuję z tych wszystkich standardowych sal... To wielki dzień, zatem istotne jest, aby był on na swój sposób artystyczny i nietypowy. – Sięgnęła po pilota i z jego pomocą spuściła rolety w oknach, a następnie zaczęła wyświetlać coś na dużym, białym ekranie, który zjechał błyskawicznie spod sufitu.

Na obrazku pojawił się najpierw siedemnastowieczny zamek.

– Z pewnością państwo pamiętacie, prawda Zuziu, że barok pojawił się w końcu szesnastego wieku? – Sosnowska znowu zamieniała się w belfra. – Pojawił się on w okresie dominacji w architekturze polskiej stylistycznej formy późnego renesansu... Zaistniała znaczna przewaga manieryzmu... Pałace magnackie w typie jardin były zwyczaj budowlami o bryłach prostopadłościennych, a symetrię ich fasad podkreślały wieże, zaś w osi symetrii mieściła się zawsze duża sala łącząca wejście ogrodowe i frontowe...

– Rany – jęknęła cicho Zuzia. – Toż to informacje rodem z Wikipedii – szepnęła do mamy. – Jeszcze trochę, a będzie nas na wyrywki pytać, czy pamiętamy, kiedy powstała jakaś budowla i kto ją tworzył. – Faktycznie, Zuzia na lekcjach u pani Sosnowskiej (potocznie zwanej Sosną) miała takie sprawdziany wiedzy, i nie kończyły się one zbyt dobrze dla jej średniej ocen. Zuzi przeszło więc przez myśl, żeby upomnieć Sosnę, a właściwie to przypomnieć jej, że nie siedzą teraz na lekcji polskiego, ale przyszli zorganizować ślub, jednak nie bardzo miała odwagę. Sosna mówiła przecież z taką pasją...

– To jest jedna z bardziej wystawnych propozycji – ciągnęła pani od polskiego. – Osobiście bardzo lubię ten zamek i jego wystrój. Wnętrze robi naprawdę imponujące wrażenie... Do akompaniamentu można by zatrudnić zespół grający utwory Jana Sebastiana Bacha – głównego twórcy muzyki baroku – rzuciła nagle. – Byłoby niezwykle podniośle. Wręcz intrygująco. Nie sądzicie państwo?

– Przepraszam, że przerwę – wtrącił w końcu pan Piotr – ale niezależnie od moich muzycznych upodobań, które notabene różnią się od pani, chciałbym zapytać, ile by to właściwie kosztowało...? Znaczy: cały ten pałac, orkiestra i tak dalej... – Piotr nie był człowiekiem skąpym, a już zwłaszcza gdy chodziło o ciocię Jadzię, której gotów był dostarczyć nawet gwiazdkę z nieba, gdyby tylko takową można było kupić, ale nie chciał zbankrutować już pierwszego dnia małżeństwa. A kiedy Sosnowska wymieniła w końcu cenę – wszyscy zgodnie uznali, że jej oferta powinna zostać odrzucona.

Na ekranie pojawił się chwilę później niewielki kościółek, otoczony górami. Pan Piotr był zachwycony! Uwielbiał góry i świeże, czyste powietrze, którego w mieście – jego zdaniem – były zaledwie śladowe ilości. Zuzia jednak twardo oznajmiła, że jechanie blisko tysiąc kilometrów do miejsca pozbawionego cywilizacji nie jest jej największym marzeniem. Podobnie stwierdziła ciocia Jadzia, która również nie przepadała za podróżami. Cóż było robić? Pan Piotr westchnął tylko tęsknie i pokiwał głową na znak, że zgadza się w z resztą ekipy.

Sosnowska przewijała kolejne slajdy, a każda jej propozycja była bardziej nietypowa od poprzedniej. Kiedy na ekranie pojawiła się pomalowana na biało łódź podwodna, pan Piotr nie wytrzymał:

– Może byśmy tak od razu wzięli ślub na statku kosmicznym?! – krzyknął poirytowany. – W końcu będzie to miejsce niepowtarzalne i wyjątkowe. Czy pani wyobraża sobie, że jesteśmy kuzynami Bila Gatesa?

Ciocia Jadzia spojrzała zdziwiona na swojego przyszłego męża.

– Czyimi kuzynami? – zapytała zdezorientowana.

Pan Piotr pospieszył wnet z odpowiedzią:

– To taki pan od programów komputerowych, kochanie. Facet ma jakieś sto miliardów dolarów na koncie.

Sosnowska jak zwykle musiała sprostować:

– Przepraszam pana najmocniej – wtrąciła – ale czytałam ostatnie rankingi, i Bill Gates ma już ponad sto osiem miliardów dolarów!

– Niech ma, ile chce – warknął zniecierpliwiony pan Piotr. – Nie jest moją rodziną, nie będzie mi sponsorował ślubu, a ja nie chcę do końca życia tu siedzieć i zastanawiać się nad miejscem ceremonii – oznajmił apodyktycznie. – Niech pani łaskawie pokaże coś artystycznie szalonego i niezapomnianego, ale nieco skromniejszego...

Sosnowska, niezrażona irytacją pana Piotra, przewijała slajdy dalej.

Gdy na ekranie pojawił się obraz ukazujący park rozrywki z myszką Miki i kaczorem Donaldem w rolach głównych, zebrani zaczęli w końcu coraz bardziej wątpić w to, czy dojdą do porozumienia. Tymczasem, pobudzona tymi niekonwencjonalnymi pomysłami, Zuzia główkowała intensywnie nad tym, co mogłoby spełnić życzenia Piotra i Jadzi, jednocześnie nie rujnując ich domowego budżetu. Od dobrych dwudziestu sekund w głowie Zuzi tłukło się jedno słowo: statek! Nic dziwnego! Tata Zuzi był przecież kapitanem ogromnego statku, i kiedyś, podczas wyprawy do jego miejsca pracy, Zuzia oglądała kilka takich pływających olbrzymów i zapamiętała jeden, który podobał jej się szczególnie... Był to duży i elegancki prom Unity Line. Ojciec już dawno obiecał jej rejs tym statkiem.

– A może by tak zorganizować ślub na statku? – zasugerowała nieśmiało Zuzia.

Towarzystwo na chwilę kompletnie zaniemówiło. Nawet pan Piotr przestał szeptać Jadzi do ucha i w zamyśleniu zaczął drapać się po potylicy. W jego niewerbalnej komunikacji oznaczało to najwyższy poziom zaintrygowania.

– Hm... To całkiem niezły pomysł – przyznał po dłuższej chwili namysłu.

– Ale musielibyśmy się mocno pospieszyć, bo rejs, o którym mówi Zuzia, zaczyna się za trzy dni – stwierdziła mama, przeglądając informacje w telefonie komórkowym.

Sosnowska aż podskoczyła z podekscytowania.

– Idealnie! Naprawdę idealnie! Niczym się nie martwcie. Podpiszcie mi tylko zlecenie, a my zdążymy zrobić wszystko na czas! Już ja się tym zajmę...

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: