- W empik go
Szalona wiosna - ebook
Szalona wiosna - ebook
Czy to jawa, czy sen?
Przebojowa, odważna i przyjaźnie nastawiona do świata Dorota musi zmierzyć się z odrzuceniem. Mężczyzna, w którym była zakochana, właśnie zostawił ją dla innej. Dziewczyną targają skrajne emocje, ale nie byłaby sobą, gdyby poddała się zwątpieniu. Kiedy więc przypadkowo poznaje szamana mającego niezwykłe zdolności, w jej głowie kluje się przebiegły plan. Mała zemsta na niewiernym narzeczonym byłaby doskonałym remedium na smutki. Dorota jest gotowa iść na całość i skorzystać z rozwiązania, które znajduje się poza zasięgiem zwykłych ludzi. Szkopuł w tym, że szaman popełnia błąd, który przynosi dość nieoczekiwane rezultaty…
Polecamy także: „Magiczne lato”, „Karmelowa jesień”, „Anielska zima”.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65897-29-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alicja czuła rozedrganie. Wypiła już drugą tego poranka kawę i kolejny raz usiłowała dodzwonić się do Doroty. Telefon nie odpowiadał.
– Cholera jasna – zaklęła pod nosem, odkładając komórkę na blat kuchenny.
– Powiedziałaś „cholera”, słyszałam. – Matylda radośnie klasnęła.
– Dorośli czasem tak mówią – wyjaśniła naprędce Alicja. – Co nie znaczy, że masz się uczyć takich słów. Lepiej idź do swojego pokoju i pościel łóżko. Konrad zaraz wróci z bułeczkami, zawołam cię na śniadanie.
Matylda wydęła usta, wzruszyła ramionami i posłusznie wyszła z kuchni. Zauważyła, że ton głosu matki jest nadzwyczaj ostry, wolała zatem nie podejmować dyskusji. Miała nadzieję, że to przejściowe. Już od dawna chciała porozmawiać na temat używania brzydkich słów, ustalić jakiś kompromis w tym zakresie. W szkole wielu kolegów przeklinało, a ona dostawała reprymendy, nawet kiedy wymsknęło jej się „kurde” lub „cholera”. Uważała, że to niesprawiedliwe, tym bardziej że mama czasem też tak właśnie mówiła. Dzisiaj wreszcie przyłapała ją na gorącym uczynku, ale co z tego, skoro ledwie o tym napomknęła, mama kazała jej iść do pokoju, żeby ścielić łóżko. Tak właśnie kończą się trudne rozmowy z dorosłymi. Nie ma tematu.
Alicja westchnęła. Było jej przykro, że ten niedzielny poranek tak wygląda. Wolałaby wylegiwać się w łóżku lub razem z Matyldą i Konradem obejrzeć jakiś familijny film, jednak zdenerwowanie wzięło górę. Podejrzewała, że Konrad poszedł do sklepu po to, żeby zejść jej z drogi. Mieli przecież pieczywo, nie musiał biec na stację benzynową po świeżo upieczone bułki.
Nie lubiła takich dni. Niby wszystko było w porządku, bo przecież Dorota uprzedziła o tym, że nie będzie z nią kontaktu, ale Alicja i tak gdzieś w czeluściach siostrzanej podświadomości odczuwała niepokój, którego nie potrafiła ujarzmić. Nawet kiedy przyszedł Konrad i z uśmiechem krzątał się po kuchni, szykując śniadanie, Alicję to rozdrażniło.
– Jak możesz być tak spokojny, kiedy ja nie mogę sobie znaleźć miejsca? – spytała z wyrzutem.
– Bo mamy piękny dzień, zaraz zjemy pyszne śniadanko, a potem jedziemy na ściankę wspinaczkową – wyjaśnił, całując ją w czoło. – Nie widzę powodów do zmartwień. I tobie też radzę ich się nie doszukiwać. Złość piękności szkodzi. – Mrugnął okiem.
– Moja siostra się nie odzywa, jej telefon nie odpowiada, a ty uważasz, że doszukuję się zmartwień? To chyba normalne, że się denerwuję. A jeśli coś się stało?
– Co miało się stać? Dziewczyna przechodzi kryzys i miała ochotę się zresetować. Uprzedziła cię o tym. Co innego, gdyby nagle zniknęła, ale przecież…
– Była pijana. – Dorota weszła Konradowi w słowo.
– Wyolbrzymiasz.
– Wiem. – Alicja usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. – Po prostu się martwię. Nawet nie to. Jestem na nią zła. Jak można się tak zachować? To nieodpowiedzialne.
– To, że postanowiła wyjechać, oderwać się od własnych kłopotów? Przecież ma wolne, nie pracuje, nic jej tu nie trzymało. To nazywasz nieodpowiedzialnością?
– Nie wzięła ze sobą telefonu, nie ma z nią kontaktu. To jest nieodpowiedzialne.
– Bo się przyzwyczaiłaś, że w dobie komórek wszyscy są na wyciągnięcie ręki. Kiedyś tak nie było. Wyobraź sobie, że ludzie czasem są zmęczeni, i ja Dorotę rozumiem.
– A gdyby coś się stało? Mnie albo rodzicom? To co wtedy? Nawet by o tym nie wiedziała.
– Co miałoby się stać? Daj spokój. Panikujesz na zapas. Może się odezwie, kiedy trochę nabierze dystansu. Zrozum jej położenie. Straciła pracę, rzucił ją facet. Znalazła się w punkcie, kiedy na nowo musi zdefiniować siebie. Najwyraźniej taka ucieczka była jej potrzebna. Zamiast się zamartwiać, odpuść. Daj jej trochę oddechu.
– Nie rozumiem takiego zachowania.
– Bo sama byś tak nie zrobiła?
– Nigdy. Nawet by mi to do głowy nie przyszło.
– Ale nie jesteś nią.
Alicja westchnęła. Musiała przyznać Konradowi rację. Dorota była inna. Dorota była tą bardziej energiczną, bardziej żywiołową i spontaniczną z nich dwóch. Były jak ogień i woda, jak dzień i noc. Alicja była dniem. Poukładana, zorganizowana. Dorota była szalona. Alicja czasem zazdrościła siostrze tej kreatywności i odwagi. Teraz jednak była na nią zła.
– Rozprawię się z nią, gdy tylko wróci – powiedziała z zacięciem.
– Dobrze. A na razie zjedz śniadanie. Matylda! – krzyknął w stronę pokoju dziewczynki Konrad. – Jajka gotowe!
– A co ja powiem mamie, gdy zadzwoni? – Zmartwiła się nagle Alicja. – Przecież prędzej czy później też zacznie się niepokoić, że Dorota się nie odzywa.
– Powiesz prawdę. – Konrad uśmiechnął się miękko.
– Cholera jasna – jęknęła Alicja, uświadomiwszy sobie, jak trudna będzie to rozmowa.
– Powiedziałaś „cholera”, słyszałam. – Matylda usiadła przy kuchennym stole i spojrzała Alicji prosto w oczy.