- W empik go
Szalony eksperyment - ebook
Szalony eksperyment - ebook
Czy w świecie ogarniętym przez chaos znajdzie się miejsce na miłość?
Gdy świat opanowuje szaleństwo, ludzie tracą to, na czym zależy im najbardziej – bliskich, wolność, sens życia. Epidemia tajemniczej choroby powoduje, że ludzie odchodzą od zmysłów, a wszelkie normy moralne przestają mieć znaczenie. Niektórzy podejrzewają, że to nie przypadek – ktoś chce w wyrachowany sposób sterować ludzkimi umysłami… W sam środek tego szaleństwa przypadkiem wplątuje się para nieznajomych: Diana i Daniel. Opętany wizją zawładnięcia ludzkością naukowiec zamierza wykorzystać ich oboje do swoich przerażających eksperymentów. Czy będą w stanie zachować przytomność umysłu i wyrwać się z matni chemicznych halucynacji? Czy wspólnymi siłami uda im się stworzyć coś, co przetrwa rozpad świata, jaki znamy?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-618-9 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy Czytelnicy,
jestem młodą kobietą. Mieszkam w małej wiosce, ale pracuję w mieście, gdzie jestem instruktorką nauki jazdy. Codziennie muszę godzić dwa zderzające się światy, bo ludzie ze wsi mają inną mentalność niż ci z miasta. Sama nie wiem, którzy są według mnie lepsi, każdy ma po części rację. Ale z pewnymi rzeczami się nie zgadzam – od tematów politycznych i religijnych po zaradność. Wiele przeszłam w życiu i w mnóstwo sytuacji aż ciężko uwierzyć.
W mojej książce przedstawię losy pewnej dziewczyny, która też musiała borykać się z podobnymi kłopotami.ROZDZIAŁ 1
W końcu upragnione wakacje! Nawet pogoda dopisuje. Ciepło, uśmiechy na twarzach, lekki wiatr, po prostu kumulacja szczęścia – pomyślała Diana, kiedy wychodziła z budynku Politechniki Rzeszowskiej.
Dopiero co udało jej się ukończyć inżynierię medyczną w wieku dwudziestu czterech lat – zaczęła później niż jej rówieśnicy. Nie mogła się zdecydować, na jaki kierunek pójść, więc zwlekała z tym jakiś czas, a teraz jest już po wszystkim. Czas biegnie jak szalony, a człowiek nie młodnieje.
Z uśmiechem na twarzy przejrzała dyplom jeszcze raz, po czym schowała go do torebki. Czuła ulgę, jakby ktoś zdjął jej kajdany z rąk, które i tak długo nosiła. Uczyła się godzinami, poświęcała większość czasu na zdobywanie coraz obszerniejszej wiedzy. Dzięki temu może podjąć pracę, która odmieni jej życie na lepsze. Przed oczami przeleciał jej film z lat, które spędziła na studiach. Pełno uśmiechu i łez, strachu przed tym, co niepewne. Zdać semestr. Uda się lub nie. Wiele czasu spędzali na praktykach i można było się powygłupiać, pośmiać i powymieniać pomysłami. Do tego, podobnie jak w szkole, wycieczki – beztroskie wypady. Przynajmniej będzie co wspominać. Przykro jej się zrobiło, ponieważ wiedziała, że z większą częścią osób raczej się już nie zobaczy. Pewnie niektórzy wyjadą za granicę, założą rodziny i nie będą mieć na nic czasu lub po prostu poświęcą się karierze i nikt nie będzie w stanie wyrwać ich spod sterty pieniędzy.
Dziewczyna miała mieszane uczucia – czuła radość i żal. Ale szybko doszła do siebie, bo nie powinno się żyć tylko wspomnieniami. Musi zadbać o przyszłość i znaleźć wymarzoną pracę. Nie można całe życie dorabiać jako kelnerka. Świat stoi otworem, tylko trzeba chcieć pójść za głosem serca i spełniać swoje marzenia. W domu lub w mało interesującej pracy niczego nie wysiedzimy. Nikt za nas nie nadstawi karku ani nie podejmie próby pomocy, nawet ze zwykłej empatii.
Dumnie wyszła z placu i poprawiła na ramieniu pasek od małej torebki. Nie miała w domu nic lepszego, co pasowałoby do jej ubrania, więc wybrała tę najmniej wygodną, aby całość się dobrze komponowała. Udała się w kierunku przystanku autobusowego blisko kina. Jej długie, jasnobrązowe włosy rozwiewał wiatr, niczym w filmie. Chociaż w rzeczywistości nie zawsze wygląda to tak ładnie, kiedy kosmyki niemiłosiernie kleją się do świeżo pomalowanych ust.
Czarna sukienka, szpilki, które przy każdym kroku charakterystycznie stukały. Zgrabna figura wzbudzała zainteresowanie mężczyzn na przystanku, a Diana niezbyt dobrze umiała sobie poradzić z zawstydzeniem. Postanowiła schować oczy za okularami przeciwsłonecznymi, które miały dodać jej odwagi podczas oczekiwania na autobus jadący do centrum. Wyjęła okulary z torebki, lecz ich oprawkę oplotły słuchawki, które jeszcze przed wyjściem z domu w pośpiechu zwinęła w kulkę i wrzuciła do przegródki. Zamiast w spokoju oczekiwać na transport, walczyła z głupimi kabelkami, które przy każdej próbie rozplątania robiły jej na złość i nie dawały się pokonać.
Wszyscy na nią patrzyli – nie tylko męska część oczekujących. Na jej policzkach wykwitły rumieńce. Nie było potrzeby się denerwować, mogła schować słuchawki z powrotem, ale była na tyle uparta, że próbowała dać im radę. Chciała posłuchać ulubionych piosenek, które wprawiłyby ją w jeszcze lepszy nastrój i przy których mogłaby się rozmarzyć na temat przyszłości.
– Może pani pomogę? Może uda mi się je rozplątać?
Spojrzała w lewo. Stał tam mężczyzna lekko po czterdziestce, przystojny, elegancko ubrany. Uśmiechał się delikatnie i czekał na jej odpowiedź.
Diana pomyślała, że warto skorzystać z jego propozycji. Miała nadzieję, że mężczyzna nie ucieknie z jej rzeczami – w końcu można trafić na różnych ludzi, o czym przekonała się jedna z jej koleżanek. Chciała poratować chłopaka telefonem, bo – jak twierdził – jego się rozładował, a pilnie musiał zadzwonić do domu. Ledwo podała smartfon temu człowiekowi, a on pobiegł i dziewczyna tyle go widziała.
– Jeśli byłby pan tak miły – powiedziała, skrępowana – to proszę mi pomóc, bo jeszcze jestem roztrzęsiona. Właśnie odebrałam dyplom ukończenia studiów – pochwaliła się.
– O, gratuluję! Bardzo miło poznać ambitną kobietę. Jestem Marek. – Uśmiechnął się i podał jej rękę, którą Diana uścisnęła. Jego dłoń była ciepła i delikatna, co dziewczyna zauważyła z zadowoleniem. Nie lubiła, gdy mężczyzna miał zimne, szorstkie dłonie. Skoro podał swoje imię, czuła się zobowiązana do przedstawienia się. Wyznała, że pochodzi ze wsi i ma nadzieję, że niedługo znajdzie pracę, która pozwoli jej się stamtąd wyrwać.
Marek, który rozplątywał nieszczęsne słuchawki, doskonale ją rozumiał.
– Też miałem do wyboru albo pracować całe życie jako rolnik, albo zostać inteligentem, jak mnie określiła rodzina. Oczywiście nie uważam ludzi ze wsi za głupich, niektórzy mają jednak sporo zajęć na roli i brakuje im czasu na pracę w mieście.
Gdy tak rozmawiali, w oddali pojawił się autobus. Tuż przed wejściem do niego mężczyzna wręczył Dianie rozplątane słuchawki wraz z wizytówką firmy, w której pracował. Widniały na niej numer telefonu i nazwa przedsiębiorstwa, która i tak niewiele jej mówiła. Pojazd zatrzymał się i kierowca otworzył drzwi. Wsiedli do środka i stanęli obok siebie, bo wszystkie miejsca siedzące były zajęte.
– Po co mi to? – zapytała niepewnie.
– Mówiłaś, że szukasz pracy. Jeśli będziesz rozsyłać CV, to możesz zacząć od tej firmy, a ja wspomnę kadrowej, że może odezwać się pewna Diana.
– To już kolejna rzecz, w której mi pan pomaga. Czym sobie na to zasłużyłam? – Była mile zaskoczona.
– Byłem kiedyś w podobnej sytuacji, dlatego postanowiłem pomóc. Mówią, że dobro wraca.
– Bardzo dziękuję, może kiedyś będę mogła się odwdzięczyć.
Autobus podjechał na przystanek. Marek pożegnał się z Dianą i wysiadł, a ona jeszcze chwilę patrzyła na niego z uśmiechem przez szybę.
Takie miłe dni mogłyby mi się przytrafiać częściej – pomyślała.
Niedługo ona też musiała wysiąść. Widok dworca PKP, który od dłuższego czasu nie był remontowany, sprawił, że błogi nastrój się ulotnił. Jeszcze jazda pociągiem i znów wróci do codzienności.
Od razu po powrocie do domu pochwaliła się mamie sukcesem, ale ona tylko odparła:
– To świetnie, a teraz przebierz się, bo trzeba pomóc ojcu przy rżnięciu drewna. – Głos matki wydawał się dość obojętny. Były dwie opcje: chowała emocje na później lub nie była zbyt dumna z osiągnięć córki.
Zawiedziona dziewczyna nawet niczego nie zjadła, tylko od razu poszła się przebrać. Szykowała się do pracy z rozczarowaną miną.
Czego ja się, głupia, spodziewałam? – mówiła sobie w duchu. – Przecież ona tego nie doceni. Skąd może wiedzieć, jak to jest? Nie była na studiach, więc postrzega je jak zwykłą szkołę. Inna matka chociaż by mnie przytuliła i przyjęła nowinę z większym entuzjazmem. Jak ona mogła to zignorować? Czy ona nie ma żadnych uczuć?
Ojciec pracował za stodołą. Układał w stos drewno, które miał zamiar pociąć piłą skonstruowaną własnoręcznie, na Mazowszu znaną jako krajzega, a na południu Polski jako cyrkularka. Z nią trzeba ostrożnie, łatwo można sobie zrobić krzywdę, jeśli nie używa się jej umiejętnie.
Podeszła do ojca.
– Cześć!
– O, już wróciłaś? Co na uczelni?
– Doskonale, odebrałam dyplom – odpowiedziała z niezbyt wesołą miną.
Tata ją objął.
– To super, córeczko, jestem z ciebie bardzo dumny. Ale nie widzę twojej radości.
– No bo wiesz, pochwaliłam się mamie, ale zareagowała obojętnością, trochę mnie to zabolało.
– Wiesz, jaka jest matka. To, że tak się zachowuje, nie znaczy, że się nie cieszy. Wieczorem weźmie telefon, zadzwoni do ciotki i pochwali jej się, jaką ma zdolną córkę.
– No tak, one przekazują sobie wszystko, nawet kiedy ktoś pierdnie. – Diana się uśmiechnęła.
Zaśmiali się.
– Dokładnie. Dziś jest twój wielki dzień. Ja sobie poradzę z tym drewnem, a ty zasłużyłaś na odpoczynek.
– Nie, tato, dam radę. Szybciej skończymy i razem odpoczniemy.
– Skoro tak, to nakładaj te pocięte kawałki na taczkę i uważaj na kręcący się pas od silnika.
Praca zajęła im dwie godziny. To był idealny czas na przemyślenia, co zrobić ze swoją przyszłością. Przecież nie będzie całe życie pracować w restauracji jako kelnerka. Nie jest łatwo sprostać wszystkim zadaniom, ale trzeba sobie dawać radę. Uważała, że młoda i wykształcona kobieta powinna mieć wymarzoną pracę, realizować się w niej, robić karierę, a nie pracować na siłę tam, gdzie czuje się nieszczęśliwa i niespełniona. To tak, jakby nie lubić sera feta, ale zmuszać się do zjedzenia go. Czemu się ma marnować, skoro i tak nikt nie chce się go czepić, leży i zawadza? Praca i jedzenie to nie to samo, ale trzeba robić to, co się lubi, i nie zmuszać się do czynności, które pogarszają stan psychiczny, ponieważ nie myśli się o niczym innym niż o zakończeniu danego działania. A założenie rodziny na siłę, bo tak trzeba, bo co ludzie powiedzą? Świat nie istnieje od kilku, ale od tysięcy, a może nawet milionów lat, wiadomo, jak wygląda rzeczywistość, jak dużo jest wielodzietnych rodzin, w których rodzice wmawiają sobie, że kochają dzieci, że miłość jest najważniejsza. A przecież miłością ich nie nakarmisz, nie dasz im schronienia i ciepła. Nie chodzi o tablety, telefony i inne wypasione dyrdymały. Dzieciom są potrzebne wiedza i mądrość, którą mogą czerpać z różnych źródeł – a najwięcej z obserwacji. Obraz idealnej rodziny? Piękny, zadbany, czysty dom, pełen radości, zabawy i miłości, dobrze zaopatrzona lodówka, rodzinne zdjęcia na półkach, gry, dzięki którym można ćwiczyć mózg. Dwójka rodzeństwa, która bawi się wspólnie, kocha się i szanuje.
Diana czuła zmęczenie. Ostatkiem sił wzięła prysznic, położyła się do łóżka i nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Zazwyczaj przed snem bawiła się telefonem – oglądała filmiki albo grała w gry. Ale tego wieczora, gdy tylko dotknęła policzkiem poduszki, od razu pogrążyła się w głębokim śnie.
Rano obudziło ją głośne wołanie matki, aby wybrała się do sklepu. Niechętnie wstała z łóżka, uczesała włosy i włożyła dres. Schowała portfel, listę zakupów i reklamówkę do kieszeni. W drodze do sklepu rozglądała się po okolicy i cieszyła, że mieszka na wsi – blask słońca, śpiew ptaków i roślinność dookoła sprawiają, że człowiek czuje się wolny i szczęśliwy. Ludzie w mieście tego nie mieli. Mogli na chwilę pojechać na działkę, ale co to za wolność, skoro działka była niewielka i otoczona siatką?
Jedyne, co zmuszało ją do opuszczenia rodzinnej miejscowości, to chęć rozwoju osobistego i znalezienia lepszej pracy – na wsi nie widziała dla siebie przyszłości. Aby utrzymać się na studiach, musiała pracować jako kelnerka na rynku w Rzeszowie i znosić humory klientów. Gdy jednak roznosi się posiłki w mieście, można zarobić więcej niż dzięki ciężkiej pracy na wsi. Rolnicy nie raz ponoszą straty i nie są w stanie ich szybko odrobić. Ludziom się nie przelewa, ale Diana widziała, że mimo to są szczęśliwi. Jako młoda kobieta czuła jednak niedosyt i chciała się rozwijać. Dostrzegała niezadowolenie rodziców, którzy myśleli, że to ona przejmie gospodarkę – starsza siostra Diany wyjechała za granicę i nie chciała wracać. Mieszkała tam już trzy lata, miała narzeczonego, nie lubiła zajmować się zwierzętami ani uprawą. Wolała kupić wszystko w sklepie. Wiele razy mówiła: „Po co trzymać krowę, skoro butelka mleka kosztuje dwa złote?”. Jaj dużo nie jadła, ciasta kupowała w cukierni, nie widziała więc potrzeby brudzić rąk podczas pracy w gospodarstwie. Ojciec zaś miał inne podejście. Twierdził, że to, co jest w sklepie, nie równa się temu, co wyhoduje się samodzielnie, a domowe wędliny są o wiele zdrowsze i smaczniejsze. Zawsze powtarzał, że póki żyje, będzie trzymał różne zwierzęta. Mieli kilka świń, gromadę kur, gęsi, a dodatkowy dochód zapewniały uprawa i sprzedaż rzepaku. Dla siebie sadzili ziemniaki, pomidory, rośliny dyniowate, włoszczyznę czy ogórki. Robili przetwory, a nadmiar warzyw sprzedawali lub karmili nim zwierzęta.
Wiosną cudownie było spacerować przez sad kwitnących drzew owocowych, tak białych, jakby pokrył je gęsty puch. Na obrzeżach sadu rosły porzeczki, maliny, truskawki i agrest. Nie ma nic piękniejszego niż zapach ciasta z owocami, świeżo upieczonego z babcinego przepisu. Zapach wspomnień dawnych czasów…
***
Diana dotarła do sklepu spożywczego, w którym część towarów można wybrać samemu, ale wędliny, ciastka czy alkohol podaje już sprzedawca. Często można było natknąć się tam na lokalną plotkarę. Tak było i tym razem.
Dziewczyna przywitała się tradycyjnym „dzień dobry”, złapała koszyk i udała się między regały. Starsza pani, która nie odrywała od niej wzroku, odburknęła coś w rodzaju „bry”.
Jeśli nie będę się spieszyć, to powinna sobie pójść, zanim skończę – pomyślała Diana.
Wyciągnęła kartkę z kieszeni i jeszcze raz przeanalizowała to, co miała kupić. Wiedziała, że ta kobieta to największa plotkara we wsi. Interesowała się wszystkim, jakby nie miała swojego życia. Na siłę szukała jakiegoś powodu, aby móc się do kogoś przyczepić i prawić mu morały.
Gdy Diana miała już w koszyku kilka warzyw, których jej rodzice nie uprawiali, mleko, ser żółty i chleb, a także dwa opakowania mrożonek na zupę, poszła w kierunku kasy. Nagle ją zamurowało.
Ta stara flądra jeszcze tu jest! – pomyślała.
Niezręcznie było zawrócić, więc podeszła do kasy i położyła koszyk na ladzie. Gdy sprzedawczyni kasowała produkty, a Diana pakowała je do reklamówki, zaczęło się to, czego dziewczyna się najbardziej obawiała. Wścibska kobieta niestety musiała się wtrącić:
– Słyszałam, że skończyłaś studia.
– Skąd pani wie? – zapytała zdziwiona Diana.
– Córka widziała cię, jak wychodziłaś z politechniki, wystrojona.
– O, to ciekawe, bo ja jej nie widziałam.
– A bo zakochana pewnie jesteś i nie zwracasz uwagi, co się dookoła dzieje. – To zapewne miało ją sprowokować do mówienia.
– Przykro mi, nie mam chłopaka. I póki co go nie szukam. Chcę się najpierw rozwijać, miłość przyjdzie później.
– O, jaka nowoczesna! Żebyś tylko nie czekała za długo, bo zostaniesz starą panną. Dziecka też nie powinno się mieć zbyt późno, bo potem się chore może urodzić.
– Teraz jest taka medycyna, że póki nie ma menopauzy, to dziecko można urodzić zdrowe. To nie tak jak za komuny, że się jadło tylko szczaw i kapustę. A poza tym nie widzę powodu, żeby się pani zwierzać ze swojego życia. I tak już dużo powiedziałam. Wybaczy pani, ale się spieszę.
Gdy wychodziła, za plecami słyszała tylko, jak kobieta zrzędzi do kasjerki, że dziewucha pyskata i ojciec za rzadko pas ściągał. Nie przejęła się tym, bo rozumiała, że prawda w oczy kole. Ojciec nigdy jej nie uderzył i nie miał takiego zamiaru. Najgorsze było to, że ktoś, kto czegoś nie widział i nie słyszał, uwielbiał sobie dopowiadać i – co najgorsze – wtrącać się w czyjeś życie.
Przed sklepem jak zawsze siedzieli próżniacy z butelkami alkoholu w rękach, podzieleni na dwie grupy. Jedną tworzyły stare chłopy, mędrcy życiowi i filozofowie, a drugą – rycerze ortalionu, mistrzowie podrywu oraz cwaniactwa. Tych najbardziej jej było szkoda, bo to młodzi mężczyźni, a już na dnie, bez perspektyw. Gdy ją zobaczyli, jak zwykle zaczęli zachowywać się jak małpy na drzewie – niby miło, że doceniali jej urodę, ale sposób, w jaki to okazywali, sprawiał, że nie było się z czego cieszyć. Wiedziała, że żaden by jej krzywdy nie zrobił, nigdy nie słyszała, żeby któryś zaatakował kobietę lub próbował ją zgwałcić – nie to, co w mieście, że tam strach iść samotnie przez ulicę. Zwykłe popisywanie się przed kolegami. Tylko po co, skoro nic się tym nie osiągnie? Chyba że nabierze się na to jakaś pusta lala ich pokroju.
Potraktowała ich jak powietrze i ruszyła w kierunku domu. Rozmyślała, czy kiedyś uda jej się znaleźć tego jedynego. Póki co nie znała mężczyzny, który by jej odpowiadał. Przecież nie będę się z byle kim marnować, jestem ambitną kobietą, to i chłopaka chciałabym ambitnego – rozmarzyła się. – Żeby mnie kochał i wspierał, i żebym nie musiała być jedynym żywicielem rodziny, kiedy znajdę dobrą pracę. Co może mi zapewnić taki typ spod sklepu? Przecież on by mnie nie zabrał na wycieczkę, a chciałabym zobaczyć inne kraje. Nigdy nie byłam za granicą i chcę to nadrobić, korzystać z życia, a nie siedzieć w jednym miejscu i jeździć tylko po okolicy albo nad zimny Bałtyk, nic innego nie widzieć, nie znać innych kultur. Człowiek powinien się rozwijać, poszerzać horyzonty, poznawać nowych ludzi i próbować czegoś nowego. No… może trochę przesadziłam. Po prostu chcę kogoś normalnego, aby nie ograniczał moich możliwości rozwoju.
Gdy dotarła do domu, położyła zakupy na stole i rozejrzała się za rodzicami. Przypomniała sobie, że musi iść do pracy na dwunastą, bo jeszcze nie zwolniła się z restauracji – nie odejdzie, dopóki nie znajdzie czegoś innego, lepszego. Nie miała czasu pomóc przy gotowaniu obiadu, bo spóźniłaby się na swoją zmianę. Mama zjawiła się w kuchni i szukała odpowiedniego garnka na zupę.
– Co będziesz dziś robić? – zapytała.
– Idę do pracy na dwunastą.
– Pani inżynier nie wypada pracować jako kelnerka. Tyle się namęczyłaś, aby zdobyć tytuł, a teraz chcesz to zaprzepaścić?
– A skąd u ciebie takie zainteresowanie? Czyżbyś rozmawiała z tatą?
Zofia zmieszała się i otworzyła mrożonki, aby szybciej rozmarzły.
– Nigdy nie byłaś mi obojętna – powiedziała, żeby odsunąć podejrzenia. – Ostrugaj chociaż ziemniaki, które przygotowałam w wiaderku.
– Dlaczego zmieniasz temat?
– Też chcesz wyjechać za granicę jak twoja siostra? I przestać się do nas odzywać?
– Za granicę mogę wyjechać na wycieczkę, nie do pracy. – Zabrała się do obierania ziemniaków. – Dobrze wiesz, że Magda w przyszłym roku bierze ślub i musi zarobić. W Polsce nie miałaby takiej możliwości, a zawsze wolała wygodę. Nie martw się, po jej ślubie częściej będziecie się widywać.
– Zobaczymy.
Diana szybko skończyła to, co miała zrobić, i poszła przygotować się do pracy. Prysznic, delikatny makijaż, upięte włosy. Musiała wyjść wcześniej na pociąg, bo tata był w pracy w fabryce i nie mógł jej podwieźć. Jakoś musiał sobie radzić – nie chciał się utrzymywać z samego gospodarstwa.ROZDZIAŁ 2
Kolejny dzień pracy. Diana szybko dotarła na rynek, stanęła przed restauracją Red Beef & Wine i głęboko odetchnęła. Nie miała ochoty dłużej tam pracować, ale dla własnego dobra musiała się przemóc. Weszła do środka i od razu przywitała ją Amelia – wesoła dziewczyna o skandynawskiej urodzie. Miała długie jasnoblond włosy oraz jasną karnację. Dziewczyny poznały się w pracy i zaprzyjaźniły – od razu znalazły wspólny język. Nie było dnia, aby nie zamieniły ze sobą chociaż jednego zdania. Pomagały sobie zawsze, a jeśli któraś popełniła jakiś błąd, to nie trafiała do szefa na dywanik – koleżanki wspólnie wymyślały jakieś rozwiązanie.
Diana przebrała się i szybko sprawdziła kartę zmiany oraz drukarkę, dzięki której zamówienia internetowe z dowozem trafiały do restauracji. Starała się pracować najlepiej, jak potrafiła. Chciała pomóc rodzicom w utrzymaniu domu, mimo że nie wyglądał źle – ale też nie był jak z katalogu. Mama była gospodynią domową. Oczywiście szukała zatrudnienia, ale miała problemy ze zdrowiem i nie mogła podjąć się byle jakiej pracy, a tym bardziej ciężkiej. Poza tym do utrzymania było jeszcze gospodarstwo. Ojciec pracował jako operator maszyn w fabryce części samochodowych. Od tworzyw sztucznych miał na twarzy wypryski – można powiedzieć, że wyglądał przez to jak nastolatek podczas burzy hormonów. Tylko że był około pięćdziesiątki.
Gdyby Diana straciła pracę, to przez jakiś czas musiałaby korzystać z oszczędności albo zostać pasożytem na utrzymaniu rodziców lub, co gorsza, państwa – a tego nie chciała. Wolała mieć swoje pieniądze niż prosić kogokolwiek o pomoc. Życie ze wstydem i świadomością, że kogoś wykorzystuje, nie wchodziło w grę. Praca po dwanaście lub mniej godzin – zależnie od grafiku zajęć na studiach – była bardzo męcząca, ale czuła, że wypada samodzielnie opłacać własne potrzeby. Zdaniem Diany wszyscy, którzy nie pracowali z lenistwa, a nie z jakiegoś poważnego powodu, byli zwykłymi darmozjadami. Zastanawiające, skąd tacy ludzie jak ci, których spotkała pod sklepem, mieli pieniądze na alkohol czy inne używki. Mało kto z nich pracował, a jeśli już, to sezonowo lub na budowie. A z tego kokosów nie było. Wypłaty przepijali już pierwszego tygodnia. Czyżby w grę wchodziła kradzież? A może Wróżka Zębuszka chowała pod poduszką każdego z nich kasę za zęby wybite podczas walki, wojny o byle głupotę pod sklepem, na festynie czy dyskotece? Niekiedy młodzi ludzie budzą odrazę, ale i tak trzeba ich szanować, bo są zagubieni, choć nie pozwalają sobie pomóc. Skoro wybrali takie życie, taki kierunek, to może lepiej tego nie zmieniać, aby nie było gorzej.
Ci wszyscy ludzie pijący alkohol w ogródkach na rynku w większości byli kulturalni. Siedzieli z eleganckim drinkiem w ręku, egzotyczne owoce nadawały danej chwili czar, pozory idealnego stanu, tak jakby wszystko stanęło w miejscu. Plaża, piasek i palmy dookoła – marzenie, jakże odległe, ale nie niemożliwe do zrealizowania. A co z tymi, którzy przychodzą tylko po to, by się upić, robić awantury i wydzierać się na całe miasto, jacy to są fascynujący i bajeczni? Mnóstwo przekleństw drażniących uszy, obrzydliwe obściskiwanie się i całowanie z byle kim. Widać brak prawdziwych uczuć, byle po tęgim piciu zdobyć panieneczkę, a potem martwić się o to, skąd w razie czego wziąć pieniądze na utrzymanie dziecka…
Diana wiele widziała i sporo myśli napływało jej do głowy. Nie lubiła chamstwa, a jeśli coś jej nie pasowało, starała się zwracać innym uwagę w kulturalny sposób. Kelnerki nie mają łatwo – muszą znosić grymasy, wybrzydzanie i niezadowolenie wielu osób mających, no cóż, wymagania z kosmosu. Kawa miała być tak idealna jak na filmikach z internetu. Klienci narzekali, że herbata jest za mocna albo jedzenie ohydne jak pomyje. Oj, naprawdę ktoś próbował pomyj? Ekstra! To musiało być przeżycie nie z tej ziemi… Takie są realia, choć wypadałoby odezwać się do kelnera trochę grzeczniej, mniej chamsko, a na pewno dałoby się jakoś załagodzić sytuację. Ciekawe, czy ci, co to uważają się za wielkich znawców kulinarnych, przyrządziliby lepszą potrawę? Skoro to tacy profesjonaliści, to dlaczego sami sobie nie gotują? Diana osobiście znała kucharza i wiedziała, że za każdym razem przyrządzał bardzo dobre posiłki, nie zaserwowałby byle czego. Ona sama też pracowała solidnie i czuła, jak szybko płynie jej czas.
Tym razem goście byli mili, wielu spędzało w restauracji romantyczny wieczór. Nie była to elegancka restauracja, chociaż na taką wyglądała. Przepiękny wystrój, delikatny zapach kwiatów i płonące świece na stolikach wprawiały w dobry nastrój. Ceny nie były wysokie jak na takie miejsce, w środku było komfortowo, a serwowane porcje były przyzwoitych rozmiarów. Menu zawierało przeróżne potrawy – od mięs po sałatki, a nawet dania wegańskie. Alkohole były dobrej jakości, a kelnerzy – stale uśmiechnięci. Nie zawsze był to uśmiech szczery, ale tak trzeba, aby nie stracić dobrej opinii.
Diana i Amelia przegadały też parę wolnych chwil, pośmiały się wspólnie i z pracownikami kuchni. Trochę żal będzie odejść, ale chciała się rozwijać. A ze znajomymi zawsze można się spotkać w innym czasie i miejscu.
***
W godzinach wieczornych do restauracji przyszły trzy osoby, które przykuły uwagę Diany.
Kobieta w sukience po kostki i dwóch mężczyzn w koszulach i jeansach. Jeden z nich miał wypchaną teczkę i usiadł naprzeciwko pozostałej dwójki, chyba młodego małżeństwa – wyglądali na ludzi przed trzydziestką i mieli na palcach obrączki. Byli czymś wyraźnie zafascynowani, bo nie rozglądali się dookoła, wzrok ciągle skupiali na chłopaku przed nimi.
O czymś im opowiadał.
Amelia zaniosła im karty, ale to Diana chciała przyjąć ich zamówienie – miała nadzieję, że wtedy dokładnie przyjrzy się temu chłopakowi. Ale czy zwróciłby na nią uwagę? Wyglądał na młodego cwaniaczka, ale i biznesmena. Trochę przypominał chłopaków spod sklepu – ten wzrok i uśmiech. Jedynie koszula sprawiała, że wyglądał na grzecznego i poukładanego, ale za tym niewinnym ubraniem kryło się coś dzikiego. Drań, który kocha, a jednocześnie zmienia kobiety jak skarpetki, codziennie w samochodzie puszcza muzykę głośno jak na imprezach, najczęściej rap, kawałki jednego ze znanych i lubianych raperów – na „E”, każdy się domyśli.
Zastanowili się nad wyborem i chłopak zerknął na kelnerki, by sprawdzić, czy zamierzają podejść. Nie chciał być chamski, nie miał zamiaru pstrykać palcami albo wołać. Przyciągnął Dianę wzrokiem, a ona od razu podeszła i z uśmiechem zapytała, czy może już przyjąć zamówienie. Amelia w międzyczasie odebrała swoją przerwę – w tej pracy każda chwila, kiedy można usiąść, jest cenna. Nie wiedziała o prawdziwych zamiarach Diany, ale pewnie i tak nie miałaby nic przeciwko, ponieważ starała się oddzielić pracę od prywatnego życia. Goście po kolei złożyli zamówienie, które Diana spokojnie zanotowała. Cały czas czuła jednak na sobie wzrok tego chłopaka, zza notesu widziała jego oczy spoglądające na nią. Zamówił jako ostatni. Cały czas szeroko się uśmiechał, a ona tłumiła w sobie emocje i starała się skupić na pracy. Gdy odchodziła, jej tętno było przyspieszone. Nie wiadomo, dlaczego większość kobiet jest zauroczona takimi mężczyznami. Ci spokojni to zazwyczaj opcja awaryjna, dranie są na pierwszym miejscu. Samo życie…
Po około dwudziestu minutach zamówienie było gotowe. Wzięli coś, czego przygotowanie nie było bardzo czasochłonne – dla kobiety sałatka z grzankami, a dla mężczyzn porządna micha gyrosu z frytkami i sosem. Diana cały czas ich obserwowała. Widać było, że im smakuje.
Pierwsi normalni ludzie od kilku dni – pomyślała.
Po skończonej kolacji odłożyli talerze na bok. Chłopak wyciągnął z teczki kilka katalogów, duży notatnik i niebieski długopis ze srebrnym logiem jakiejś firmy. Opisał najważniejsze osoby w firmie – w tym siebie. Gdy Diana zabierała talerze, zwróciła uwagę tylko na imię: Kamil. Nie chciała wyjść na wścibską. Przyjrzała mu się. Brązowe włosy, idealnie ułożone i ładnie błyszczące, oczy w tym samym kolorze. Ideał – przystojny i uśmiechnięty. Spojrzał na nią, po czym poprosił o wodę gazowaną i zaproponował deser dla gości. Wszyscy wzięli po szarlotce z lodami na ciepło.
Po obfitym jedzeniu od razu gorzej się myśli, nie marzy się o niczym innym niż o śnie, ale ta trójka dała radę obgadać biznes. Kamil zaprosił swoich towarzyszy na spotkanie i upierał się, że kolacja jest na jego koszt. Powiedział, że za chwilę będzie się zbierać, bo musi jeszcze załatwić coś ważnego. Pozbierał swoje rzeczy, schował je do teczki, wstał i poszedł zapłacić za kolację. Prędzej czy później i tak mu się to zwróci – na pewno musiał otrzymywać jakąś prowizję. Kelnerki poinformowały mężczyznę, że podeszłyby z terminalem, on jednak uwielbiał zaczepiać kobiety i zawsze podchodził do lady. Po uregulowaniu rachunku z uśmiechem na twarzy podziękował za obsługę i skomplementował urodę dziewczyn – a najbardziej Diany. Schował kartę do portfela, pożegnał się, puścił im oczko i wyszedł ze swoimi towarzyszami, którzy również nie chcieli dłużej siedzieć w restauracji.
– Klasyk – powiedziała Diana. – Komplementy, a ja dalej jestem sama. Nawet na ślub siostry nie będę miała z kim iść. Nie chcę zaprosić byle kogo, bo jeszcze się upije i narobi mi obciachu.
– Stara, nie przejmuj się, jeszcze się ktoś znajdzie, zobaczysz. A może ten chłopak kiedyś tu wróci i zaproponuje ci spotkanie?
– On? Wątpię, po prostu chciał być miły.
– Zobaczymy. Idę posprzątać.
Amelia zrobiła, co należało. A Diana do końca zmiany rozmyślała o nieznajomym i o tym, dlaczego nie znalazła jeszcze chłopaka, który by ją pokochał, skoro tak wielu twierdzi, że jest ładna. Może coś im w niej nie pasowało? Charakter? Przecież wielu tak naprawdę jej nie znało.
Najwyżej będę musiała rozejrzeć się na kotem, jak przystało na starą pannę, i gadanie baby ze wsi się sprawdzi – rozmyślała.
***
Kilka dni później, w sobotę, znowu miała popołudniową zmianę – wtedy klientów jest najwięcej i szef sobie życzył, aby większość kelnerów stawiła się w pracy. Na zmianie była także Amelia, a oprócz niej dwóch kolegów, również przyjaznych i wesołych. Jeden z nich, Paweł, robił świetne kolorowe drinki i gdy Diana przyszła do restauracji, właśnie je roznosił, a reszta osób zajmowała się wydawaniem posiłków.
Po czterech godzinach miła praca stała się nieciekawa. Jeden z klientów, upojony alkoholem, przestał nad sobą panować. Zachowywał się, jakby był u siebie w domu. Na początku wydzierał się i klął przez telefon – ciężko stwierdzić, ile to trwało, ale zapewne oburzyło innych gości, którzy niezbyt chętnie wysłuchiwali obelg, chcieli raczej spędzić ten wieczór w spokoju, a przede wszystkim miło. Zjeść i się napić, rozkoszować się każdym kęsem, zapomnieć o całym tygodniu pracy, męczącym nie tylko dla ciała, lecz także dla psychiki. Mężczyzna rozłączył się i nerwowo wrzucił telefon do kieszeni. Podparł się łokciem o stół, po czym rozejrzał się po sali. Gdy Diana przechodziła obok z tacą, klepnął ją w pośladki i powiedział głośno: „Niezła suka”.
Wtedy coś w niej pękło. Nikt wcześniej nie śmiał skierować do niej tak ohydnego słowa, chociaż zdarzało się, że słyszała komentarze o pięknym, kształtnym tyłku. Dawno nie czuła takiej złości. Zwyzywała gościa od chamów i prostaków. Cała uwaga innych skupiła się na ich dwójce. Jeden z kolegów kelnerów postanowił załagodzić sprawę, objął ją ramieniem i poprosił, aby pomogła kucharzowi, a on to załatwi i zaniesie za nią zamówienie. Oddała mu tacę i bez słowa poszła na zaplecze szybkim krokiem.
Pani Halina, która pracowała na zmywaku, zapytała, co się stało.
– Stary idiota się upił, nazwał mnie suką i klepnął w tyłek. Wydarłam się na niego – odrzekła, oburzona.
– Bardzo dobrze, że odpyskowałaś, należało mu się. Posiedź tu trochę i ochłoń.
Minęło piętnaście minut, a w lokalu zjawił się szef. Wyglądał na oburzonego. Wszystkich z obsługi zamurowało, gdy zobaczyli, że podszedł do mężczyzny, na którego nakrzyczała Diana. Porozmawiali o czymś i właściciel poszedł na zaplecze. Zaczął robić Dianie wyrzuty.
– Co to miało być? Śmiesz obrażać moich klientów?!
– Ten facet nazwał mnie suką i klepnął w tyłek. Dlaczego miałabym to zlekceważyć?
– Nie rób z siebie takiej świętoszki, której przeszkadza klepanie w tyłek.
– Że co proszę?! – podniosła głos.
– A to, że wy, studentki, to taka cicha woda! Na zajęciach grzeczniutko, skromnie, a wieczorem wścieklizna macicy.
– Pan jest takim samym debilem jak tamten zboczeniec. Pieprzę tę robotę – powiedziała drżącym głosem i ze łzami w oczach. Ściągnęła fartuszek, rzuciła go szefowi w twarz i pobiegła do szatni po torebkę. A za nią ruszyły Amelia i pani Halina. Obie ją przytuliły.
– Nie spodziewałam się, że nasz szef to taka łajza – powiedziała pani Halina, zniesmaczona. – On myśli, że jak ktoś jest biedniejszy, to można nim gardzić. Kiedyś specjalnie strącił ze stołu obierki i kazał mi to posprzątać. A teraz jeszcze to. Miarka się przebrała, też rzucam tę robotę. A ty, Amelia?
– Mnie też się to nie podoba, ale zrozumcie mnie. Sama wychowuję dziecko i dopóki nie znajdę czegoś nowego, muszę tu wytrzymać. Rodzice przecież nie będą mnie utrzymywać, i tak mi bardzo pomogli.
– Jesteście kochane, ale nie musicie się tak poświęcać – powiedziała Diana i otarła łzy rękawem. – Biorę swoje rzeczy i wracam do domu, wypowiedzenie prześlę mu pocztą. Mamy swoje numery, mam nadzieję, że będziemy się spotykać.
Diana i pani Halina wyszły razem z restauracji, a szef nawet nie zauważył ich nieobecności, bo zabawiał swojego obrażonego kolegę.
Kucharz był wściekły, reszta jego pomocników także.
– Największy ruch, masa zamówień. A garnki, patelnie i cała reszta porzucone. Ciekawe, kto się teraz tym wszystkim zajmie? – oburzał się. – Halina mogła przecież zostać do końca zmiany i zwolnić się na drugi dzień. Teraz sami musimy to wszystko ogarnąć.
Paweł podszedł do szefa i poprosił go o rozmowę na osobności. Wyszli na zewnątrz i chłopak powiedział mu, co o tym wszystkim myśli – przez tę sytuację restauracja właśnie straciła dwie pracownice. Był bardzo niezadowolony i ostrzegł, że jeśli właściciel restauracji nie zmieni swojego nastawienia, to nikt nie będzie chciał u niego pracować. Ludzie opisują na forach zachowanie szefów, nikt się z takimi gnojami nie będzie cackać. Powiedział to odważnie i z przekonaniem. Nie zależało mu już na tej pracy, czekał jedynie na odpowiedź.
Szef kipiał ze złości.
– Takiej niesubordynacji świat nie widział! Pracodawcę powinno się na rękach nosić i szanować, a tu jakieś pyskowanie! Co ty sobie myślisz, że żadnego pracownika nie znajdę?! Na twoje miejsce jest dwudziestu chętnych!
– Tak? – Paweł się zaśmiał. – W takim razie już niedługo to tych dwudziestu będzie obsługiwać gości, bo ja nie zamierzam pracować dla takiego bydlaka, który nie szanuje swoich pracowników ani kobiet ogółem.
Wiedział, że za chwilę dojdzie do rękoczynów, dlatego podobnie jak Diana zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Amelia i drugi kelner popatrzyli na siebie, zasmuceni. Widzieli, jak szef wchodzi do sali, i nic nie mówili. Było im bardzo przykro z powodu tego, co się wydarzyło.
Gdy przyszli po zamówienie dla klientów, usłyszeli, że kucharz też zezłościł się na szefa i powiedział mu kilka słów. Właściciel machnął na to wszystko ręką, ale zdawał sobie sprawę z sytuacji. Pełne obłożenie sali zmusiło go do pomocy pracownikom.ROZDZIAŁ 3
Dopiero po dwóch dniach Diana zdecydowała się na przygotowanie CV i rozesłanie go do różnych miejsc, nawet do firmy, której wizytówkę dostała od Marka. Firma nazywała się MODEXINE i zajmowała się szyciem sukienek, garniturów oraz żakietów. Nie wiedziała, co miałaby tam robić, ale skoro mężczyzna powiedział, żeby złożyła dokumenty, zdecydowała się spróbować.
Przez kilka dni oczekiwała na telefon i była zawiedziona, że na jej CV nie odpowiedział nikt, nawet szpital. Nikt nie chciał pracownika bez doświadczenia, ale gdzie miałaby je zdobyć, jeśli nikt nie dał jej szansy spróbować? Gdy traciła już nadzieję na znalezienie jakiegokolwiek zatrudnienia, wreszcie zadzwonił telefon. Był to właściciel szwalni z wizytówki – pytał, czy nadal jest zainteresowana pracą. Sekretarka przebywała na macierzyńskim i nie miał kto jej zastąpić. Diana się zgodziła i umówili się na spotkanie w biurze w Rzeszowie – o dziwo już tego samego dnia, za półtorej godziny. Dziewczyna szybko się przygotowała i pożyczyła samochód od ojca, który akurat miał wolne – na pociąg już by nie zdążyła.
Bez problemów dotarła do biura. Na drodze nie było zbyt dużych korków, choć był dzień roboczy. Gdy podjechała pod firmę, od razu znalazła wolne miejsce. Portier dał jej przepustkę i wskazał drogę do szefa, który przyjął Dianę z uśmiechem i zaprosił ją do swojego gabinetu. Poprosił, aby usiadła w fotelu.
W końcu normalny szef – pomyślała.
Był po czterdziestce, podobnie jak Marek, ale wyglądał na wyrozumiałego, a już na pewno nie był nieuprzejmy. Poprzedni szef, gdy ją przyjmował, nie był zbyt miły, do tego zadawał dużo głupich, niepotrzebnych pytań. Pytał nawet o rodzinę i do tej pory nie wiedziała, do czego było mu to potrzebne.
Pan Andrzej przedstawił jej warunki zatrudnienia i obowiązki. Zapytał, jakie programy komputerowe potrafi obsługiwać, i zapewnił ją, że mimo wszystko da sobie radę, bo to nie jest trudne. Do jej obowiązków miało należeć umawianie spotkań, przyjmowanie zamówień od innych firm lub od osób prywatnych, a także podejmowanie przedstawicieli handlowych i podawanie im kawy, jeśli szef byłby zajęty i musieliby chwilę poczekać. Diana się zaśmiała. Potrafiła robić dobrą kawę – nauczyła się tego w restauracji. Nowy szef zaproponował jej satysfakcjonujące wynagrodzenie. Nie otrzymywała takich pieniędzy, gdy pracowała jako kelnerka, często nawet dwanaście godzin. Pomyślała, że w końcu szczęście się do niej uśmiechnęło. Mężczyzna zaproponował pracę głównie na pierwszą zmianę, a jeśli zechce wziąć wolne, musi dać znać i ewentualnie odpracować nieobecność.
Zaczęła pracę już następnego dnia. Gdy wchodziła do biura, serce jej kołatało, była kłębkiem nerwów, bo nie wiedziała, czy sobie poradzi. Nie znosiła nowych wyzwań w pracy, uczenia się wszystkiego od nowa, ale skoro to miało zmienić jej nastawienie do życia i poprawić jej komfort, to może i lepiej, że zdecydowała się na przyjęcie pracy za biurkiem.
Szef oprowadził ją po firmie i pokazał jej miejsce pracy. Krzesło obrotowe było wręcz idealne, a biurko jakby dopasowane do jej średniego wzrostu. Na blacie równo, jak od linijki, leżało pełno karteczek i wiele innych przedmiotów. Drukarka z kserem i laptop wyglądały, jakby nigdy nie były używane. Za plecami Diany stała szafka z dokumentami w segregatorach. Na szczęście każdy z nich był opisany, a dodatkowo różniły się one kolorami. W kącie stał stolik z czajnikiem elektrycznym, ekspresem, opakowaniami kawy oraz herbatą i cukrem, a pod stolikiem – mała lodówka, w której chłodziły się śmietanka i posiłki pracowników. Pod oknem dostrzegła ławę i sofę – to na niej klienci mieli oczekiwać na spotkanie z szefem. Na ścianie wisiał działający klimatyzator, z którego wydobywał się delikatny, zimny podmuch, a dzień był upalny.
Wspaniałe warunki do pracy, może tutaj nikt nie będzie mnie klepać po tyłku i się na mnie wydzierać. A może kogoś poznam? Chyba że znów przypomnę sobie tego chłopaka z restauracji… – pomyślała.
Zakryła twarz dłońmi, po czym starała się skupić na tym, co tłumaczył jej szef. Po skończonej prezentacji spokojnie usiadła w fotelu i włączyła laptopa. Dołączyła do niej księgowa Kasia – młoda i uśmiechnięta dziewczyna, która pomogła Dianie ogarnąć wszystkie tabelki. Dzięki temu lepiej się poznały. Znalazły wspólny język, zainteresowania, poruszyły także temat związków.
Kolejne dni upływały na ploteczkach i rozmyślaniach o życiu i miłości. Praca szła Dianie dobrze, dziewczyna w końcu się odnalazła i mogła w spokoju napić się herbaty. Kawy nie piła, nie była do niej przyzwyczajona i jej serce źle na nią reagowało, tętno przyspieszało nawet po jednej filiżance. Stale dochodziły nowe zamówienia, Diana miała pełno notatek o modelach i rozmiarach. Najwięcej zamówień dotyczyło sukienek, głównie na wesela, chociaż garnitury też schodziły – nawet pewien prezenter telewizyjny przyszedł zamówić jeden, szyty na miarę. Firma od lat zajmowała się tym samym, a klienci wypytywali o dodatki: bransoletki, ozdobne guziki, spinki do mankietów i wiele innych rzeczy związanych z modą. Coś powinno przyciągnąć więcej klientów, zainteresować ich, sprawić, że będą się czuć bardziej elegancko, a wszystko powinni nabyć w jednym miejscu, przy okazji przymiarki ubrań.ROZDZIAŁ 4
Nastała jesień, Diana zadomowiła się w swojej pracy. Przestała myśleć o wykształceniu i o tym, że kiedyś chciała pracować w szpitalu. Postanowiła niczego nie zmieniać, aby nie było gorzej – po prostu się bała tej zmiany. Może nie czuła się na siłach, by dać szansę czemuś nowemu. Ludzie boją się zmian z obawy, że ich poziom życia się pogorszy, nie są pewni, czy sobie poradzą. Najwyraźniej poddają się dlatego, że nie są wystarczająco silni lub brakuje im potrzebnego wsparcia. Najgorsze to nie spełniać swoich marzeń ze strachu przed tym, co powiedzą inni. Nie powinniśmy się tym przejmować, to nasze życie i nikomu nic do tego. Lepiej żałować tego, że się spróbowało, niż tego, że się czegoś nie zrobiło.
Dni stawały się coraz chłodniejsze i krótsze, burze występowały coraz rzadziej. Latem był to ciekawy widok, zwłaszcza wieczorem – błyskawice przebiegały po niebie, echo niosło grzmot daleko, a deszcz, nawet ulewny, miał w sobie coś fascynującego. Otwarcie okien po burzy i rześkie powietrze, które pomagało odświeżyć umysł, dawało satysfakcję. O tak, o wiele lepiej się wtedy myśli, kolejne pomysły napływają do głowy szybko i intensywnie, niczym wodospad spadający w głęboką rzekę.
Wieczorne spacery to najlepsza okazja, by uruchomić wyobraźnię i snuć plany, co zrobić ze swoim życiem – namalować obraz, napisać wiersz, znaleźć nową pracę, a nawet napisać książkę. Wieczór i spacer we dwoje, tak, to jest to… Można poczuć, jak nowe pomysły wchodzą do głowy, całe ciało drży z niecierpliwości, kiedy usiądziemy przy komputerze i zaczniemy realizować plany albo po prostu złapiemy z półki pierwszą lepszą książkę, krzyżówkę czy wykreślankę.
Jesień – kolejna piękna pora roku. Opadające liście są jak ludzkie niepowodzenia i toksyczne sytuacje. Wiosną wszyscy są zadowoleni, kwitną, a gdy chłód wrogiego nastawienia świata zaczyna staczać większość ludzi na dno, więdną jak trawa i znikają jak nic nieznaczący suchy liść. Zbiory z pól są sukcesem – ponownie się udało, jest nadzieja na kolejny lepszy rok. A co z zimą, królową lodu, pełną szarości i niechęci? Była piękna, gdy panował mróz, leżał śnieg i przyświecało słońce, zwłaszcza o wschodzie – można się zakochać. W myślach pojawiają się wspomnienia z wcześniejszych, beztroskich pór roku.
Stało się… Ludzie popadali w melancholię, a także w choroby, które często sami sobie wymyślali. Bali się nawet kataru i bólu gardła, biegali od jednego lekarza do drugiego, robili tuziny niepotrzebnych badań. Po prostu nie myśleli – nic złego się nie działo, a na siłę szukali sobie zmartwień. Czuli się osłabieni, zniechęceni, częściej płakali i użalali się nad sobą, wpadali w histerię, brakowało im umiejętności odnalezienia się w danej sytuacji, popełniali niezliczone błędy, czuli się poszkodowani, pokazywali wszystkim naokoło, jacy są upodleni przez życie. Narzekanie na zmianę pogody, bo za zimno i za mokro, znowu kaszel, katar, gorączka – i tak w kółko. Jeśli mieli możliwość zadbania o zdrowie własne czy najbliższych, mogli się ratować domowymi sposobami, zasięgnąć porady lekarza i zawalczyć o siebie. Choroby wyszukiwane na siłę to znak, że ludzie chcą czuć się potrzebni albo po prostu są desperatami. Może się wydawać, że w skali wszechświata jesteśmy nic nieznaczącym pyłem, że powoli ogarnia nas ogień zagłady i nędzy, gdy stajemy przeciw sobie. Oni tak właśnie myśleli: że sobie nie poradzą. Wyobraźnia ich ponosiła, wmawiali sobie śmierć z gorączki, a nie chcieli przyjmować leków, których nie znali. Jesienny deszcz, tak zimny, a oni wszyscy chorzy, nieodporni, tak bardzo boli…
Jedni stosują suplementy, aby poprawić samopoczucie i dostarczyć organizmowi potrzebnych mikroelementów, a drudzy w ogóle się tym nie przejmują, mogą być chorzy i szczęśliwi.
***
Diana trzymała w dłoni kubek z ciepłą herbatą, którą co chwilę popijała. Od czasu do czasu kaszlała, miała lekko podpuchnięte oczy – najwyraźniej była przeziębiona. W domu cieplutko i milutko, a na zewnątrz taka plucha… I jak tu wyjść? Dobrze, że była już po pracy i mogła odpoczywać do wieczora. Jeszcze w biurze było nieźle, ale po wyjściu na zewnątrz poczuła się osłabiona. Do domu wróciła przemoczona – parasol nic nie dawał, wiatr był bezlitosny. Przez to kolejki do lekarzy były ogromne. Ktoś ze słabszą odpornością przez takie coś nabawiłby się poważnych powikłań.
Wpatrywała się w kuchenne okno, obserwowała wyścigi kropel na szybie. Wydawać by się mogło, że to ludzie – podobnie się mijały i różniły wielkością. Wszystkie zmierzały do jednego celu, lecz jedne szybciej, a drugie wolniej. Niektóre stanęły w miejscu, a gdy dołączyła do nich inna kropla, wspólnie zmierzały do mety szybciej niż pojedynczo. Czyż nie jest tak – co możemy zaobserwować u wielu ludzi, a może nawet u siebie – że aby osiągnąć cel, czasem potrzebujemy czyjegoś wsparcia? Wszystkie krople biorą udział w wyścigu, ale i tak każda trafia w to samo miejsce. Dlaczego gardzimy innymi i uczestniczymy w wyścigu szczurów? Udowadniamy, kto jest lepszy i więcej może? Dajmy szansę innym… Przecież wszyscy kiedyś umrzemy i nie pomogą nam żadne wielkie majątki, które nieraz dzielą nawet rodziny. Jeśli jest ci lepiej niż innym, to postaw większy stół, a nie wyższy płot.
Diana długo nad tym wszystkim rozmyślała i próbowała zrozumieć sens pewnych wydarzeń, ale na próżno. Dołączyła do niej mama, która wyjrzała przez okno z myślą, że może ktoś przyjechał.
– Co tam widzisz? Czekasz na kogoś?
– Nie, obserwuję krople i rozmyślam o życiu.
– A nad czym tu rozmyślać? Pracę masz, co prawda nie wymarzoną, ale jakoś ci idzie.
– Tak, ale nie tylko praca jest ważna. Praca sprawia, że mamy pieniądze, a one powodują, że komfort życia wzrasta, lecz musimy pamiętać, że przyjdzie czas, kiedy zabawki, którymi wszyscy się popisują, nie będą mieć znaczenia. – Diana usiadła przy stole i spojrzała na matkę. – Wyobrażasz sobie naszego siedemdziesięcioletniego dziadka za kierownicą luksusowego ferrari? Myślisz, że on teraz o tym marzy? Bo mnie wydaje się, że raczej wypatruje, kiedy znów go odwiedzimy. Zadbał o to, aby mieć dzieci, i teraz ma z kim porozmawiać. A co z tymi, którzy dbali tylko o swój prestiż? Uważali, że związek jest nic niewart, nie chcieli dzieci? Teraz część z nich pewnie żałuje, że nie może już nic z tym zrobić.
– Nigdy nie mówiłaś otwarcie o swoich przemyśleniach, a tu proszę – zdziwiła się mama.
– A kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy? Tak szczerze, o życiu? Nie pamiętam. Czy w ogóle odbyłyśmy kiedyś takie rozmowy? Słyszę od ciebie tylko wołanie na obiad, polecenia i krytykę, więc niech cię nie dziwi to, że gdy się przed tobą otworzyłam, poczułaś się, jakbyś rozmawiała z obcą osobą.
Matka zdenerwowała się wyrzutami córki i bez słowa wyszła z kuchni szybkim krokiem. Diana odłożyła kubek i podążyła za nią. Gdy weszła do sypialni, zobaczyła ją siedzącą na łóżku i płaczącą. Gdy kobieta się zorientowała, że córka jest obok, zaczęła jej robić wyrzuty.
– Jak możesz sugerować, że się tobą nie interesuję? Przez lata cię wychowywałam, dbałam, żeby niczego ci nie brakowało, a ty mówisz coś takiego!
– Tak, mamo, pod kątem materialnym zapewniałaś mi wszystko, ale ważne są też relacje. Dziecko potrzebuje uwagi rodzica, wsparcia duchowego, pochwały, wtedy czuje się spełnione. A z tobą nigdy nie miałam okazji porozmawiać tak od serca, wyżalić się, bo zawsze ci wszystko przeszkadzało. Nie mówię tego, by cię zranić, ale by pokazać, co o tym myślę. Może kiedyś to nadrobimy.
Pani Zofia wstała i mocno przytuliła córkę. Przyznała jej rację. Zrozumiała, że niewiele wiedziała o jej pragnieniach. To jednak nie znaczyło, że jej nie kochała. Gdyby Diana czegoś potrzebowała, śmiało może się do niej zwrócić.
– To co, mamo, może uczcimy tę chwilę i obejrzymy babski horror? Niedługo się zaczyna.
– Chętnie. – Otarła łzy. – Mam nawet w szafce czekoladki i butelkę wódki cytrynowej.
– Brzmi świetnie! – Zachwycona Diana klasnęła w dłonie kilka razy.
„Babskimi horrorami” ojciec określał brazylijskie i tureckie telenowele. Nie lubił tego typu seriali, bo jego zdaniem wszystkie były takie same, tylko aktorzy się zmieniali.
Kobietki w końcu spędziły razem czas. Oglądały serial przy słodyczach i alkoholu, śmiały się w głos z zachowania bohaterów serialu lub ocierały łzy chusteczką. Typowy babski zmienny nastrój i pytania: „Dlaczego on jej nie kocha?”.
Może nie jest taką wredną zołzą, jaką zgrywała przez ostatnie lata, i w końcu coś zrozumiała? – pomyślała Diana.
Obie panie piły kieliszek za kieliszkiem i nawet nie wiedziały, kiedy minęło kilka godzin przed telewizorem. Zdążyły opróżnić większość butelki, a także obejrzeć wszystkie ulubione seriale. Rzadko piły i wódka dość mocno uderzyła im do głowy. Po zakończonym seansie zasnęły przed telewizorem – jedna z głową odchyloną do tyłu, druga z głową w poduszce. Diana chrapała w taki sposób, że odstraszyłaby niejednego chłopaka… Ech, przewrażliwieni niech lepiej się nie zbliżają!
Gdy ojciec wszedł do salonu, nie mógł uwierzyć własnym oczom – pijane matka i córka spały na kanapie zupełnie bezsilne – jak po ostrej imprezie. Podniósł ze stołu butelkę i spojrzał na etykietę. Ze zdziwioną miną odłożył alkohol na miejsce, poszukał koca i okrył obydwie kobiety. Nigdy nie widział ich w takim stanie, dlatego na początku trochę się zmartwił, ale i ucieszył – zapanowała zgoda. Jak padło w pewnym filmie: „To musi być święto”.