Szczęśliwe związki. O miłości, wolności i szczęściu - ebook
Szczęśliwe związki. O miłości, wolności i szczęściu - ebook
Kontynuacja bestselleru „Jestem szczęśliwym singlem”. Z tej książki nauczysz się jak być w szczęśliwym związku i znajdziesz odpowiedzi na pytania:
Jak kochać szczęśliwie?
Czym są zdrowe granice i co zrobić kiedy partner je przekracza?
Dlaczego ciągle zakochujesz się w niewłaściwych facetach?
Jakie są Twoje podświadome wzorce miłości?
Jak być asertywnym?
Dlaczego powstają toksyczne relacje?
Dlaczego w konfliktowej sytuacji on krzyczy, a ona płacze?
Na czym polega rozmowa partnerska?
Jak stworzyć szczęśliwy związek?
Praktyczny poradnik z interaktywnymi ćwiczeniami
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8289-524-7 |
Rozmiar pliku: | 5,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Czy to jest miłość
Z perspektywy lat widzę powtarzający się motyw. Najpierw byłam smutna, czułam się samotna i bardzo chciałam spotkać kogoś, kto stanie się moim przyjacielem. Potem byłam szczęśliwa, radosna i pełna nadziei. Potem zaczynałam płakać, uciekać i wracać. A potem załamana i nieszczęśliwa myślałam ze łzami, że znów zakochałam się w niewłaściwym człowieku.
Potem cykl się powtarzał. Samotna – szczęśliwa – nieszczęśliwa – załamana. Samotna – szczęśliwa – nieszczęśliwa – załamana – samotna – szczęśliwa – nieszczęśliwa – załamana – samotna – szczęśliwa – nieszczęśliwa – załamana.
Pierwszy etap. Samotna, nie umiałam sobie znaleźć miejsca. Wieczorami w pustym pokoju czułam jak rośnie we mnie dziwny ból, pustka, tęsknota, potrzeba, której nie umiałam niczym zapełnić. To było bardzo fizyczne uczucie.
Najpierw pojawiało dziwne rozproszenie uwagi. Nie mogłam się na niczym skoncentrować i traciłam zainteresowanie tym co akurat robiłam. Nawet jeśli oglądałam film, czytałam albo pracowałam, nagle wszystko wypadało mi z rąk i traciło sens, a zostawała tylko ciemność i otchłań, z której po chwili długimi, cichymi krokami wychodziła samotność. Czułam drżenie na całym ciele. Wiedziałam, że za chwilę mnie pochłonie i że nic już nie mogę zrobić. Coś we mnie łkało, płakało i ponad wszystko pragnęło poczuć obecność drugiego człowieka. Kogokolwiek. Byle bym tylko mogła przestać być sama.
Czasem celowo nie wracałam do domu. Cztery ściany wynajętego pokoju z kuchnią spadały na mnie z bezgłośnym hukiem, który przytłaczał mnie do ziemi, odzierał z godności i resztek poczucia własnej wartości.
Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tego uniknąć. Wychodziłam rano do pracy, a potem szukałam okazji, żeby pozostać wśród ludzi, rozmawiać o czymkolwiek, byle tylko nie wracać do pustej kawalerki, gdzie mieszkała głodna samotność. Wpadałam do jej paszczy od razu po zamknięciu drzwi. Dźwięk przekręcanego zamka brzmiał jak wyrok, jak gilotyna odcinająca mnie od normalnego życia, jakie toczyłam na zewnątrz.
Marzyłam tylko o jednym – żeby to dławiące mnie cierpienie jak najszybciej się skończyło. Żebym poznała kogoś, z kim będę spędzać wszystkie wieczory. Kogoś, w kim się zakocham i kto będzie mnie kochał.
Internet stał się w Polsce powszechnie dostępny na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Niedługo później pojawiły się pierwsze portale matrymonialne, a potem też randkowe. W tych pierwszych ogłoszenia z prasy przeniosły się po prostu do sieci. Te drugie zaczęły żyć własnym życiem. Ludzie, którzy zakładali w nich swoje profile, niekoniecznie pragnęli spotkać bratnią duszę i wielką miłość. Często szukali raczej towarzystwa na jeden wieczór. Spotkałam kiedyś człowieka, który dość szczegółowo mi o tym opowiedział. Pamiętam do dzisiaj jedno zdanie:
– Jeśli kobieta, z którą miałem zaplanowane spotkanie, niespodziewanie odwołała, zawsze zdążyłem znaleźć kogoś innego.
– Codziennie?… – zapytałam z niedowierzaniem.
– Codziennie po pracy. Dopiero potem wracałem do domu.
W czasach przed internetem życie toczyło się zupełnie innym rytmem i wszystko wymagało więcej czasu. Nie było telefonów komórkowych, aplikacji ani portali. Źródłem informacji, rozrywki oraz kontaktów towarzyskich były gazety. W dziale ogłoszeń w rubryce „towarzyskie” można było znaleźć krótki anons w rodzaju: „Pracowity, bez nałogów, uczciwy, pozna panią bez zobowiązań do lat 30”. Bez zdjęcia, oczywiście. Był tylko numer telefonu stacjonarnego. Pamiętam, że kiedyś, bardzo dawno temu, umówiłam się z takim „młodym, pracowitym”, który okazał się spawaczem w pobliskiej fabryce. Miło spędziliśmy czas w kawiarni przy lodach i nie spotkałam go nigdy więcej.
Świat pełen jest nieszczęśliwych singli, którzy kładą się spać samotni, budzą się z poczuciem niesprawiedliwości, krzywdy i odrzucenia. Dokładnie tak się kiedyś czułam.
Ta samotność skradająca się do mnie ze wszystkich kątów była nie do zniesienia. Nie umiałam sobie z nią poradzić. Zawsze okazywała się silniejsza i zawsze w końcu rzucała mnie na ziemię, a kiedy zaczynałam płakać, to łzom nie było końca.
Próbowałam znaleźć rozwiązanie. Alkohol na chwilę pomagał zapomnieć, ale potem tym mocniej uświadamiałam sobie swoją beznadziejną sytuację i czułam się jeszcze gorzej. Starałam się bywać wśród ludzi, żeby móc kogoś spotkać. Założyłam nawet profil na portalu towarzyskim, ale szybko z niego zrezygnowałam, bo nie szukałam przygody. Ja chciałam znaleźć kogoś na całe życie.
Czasem mi się to udawało. Wtedy wchodziłam w drugi etap. Byłam totalnie, niewiarygodnie, cudownie szczęśliwa. Fruwałam nad ulicą. Wszystko wydawało się wspaniałe, mądre i piękne. Serce trzepotało z radości. Miałam siłę do pracy, sprzątania, radzenia sobie ze stresem i nieprzyjemnymi ludźmi. Budziłam się rześka po zbyt krótkim śnie, nic mi nie przeszkadzało. Słuchałam z uwagą, chciałam się wszystkim dzielić i we wszystkim pomagać. Byłam zakochana! Nagle wszystko nabierało sensu. Wszystko! W najbardziej smutnej piosence potrafiłam usłyszeć radość. W najnudniejszym filmie znajdowałam coś ujmującego. Widziałam same zalety we wszystkim i we wszystkich, także oczywiście w moim chłopaku. Jednocześnie całkowicie byłam w stanie ignorować jego wady, udawać, że czegoś nie widziałam, nie słyszałam albo że coś się nie zdarzyło.
Snułam plany, widziałam nas razem w przyszłości i myślałam, że zawsze będzie tak jak teraz. Tak wyobrażałam sobie miłość. I oczywiście bardzo się myliłam.
Szczęśliwy okres zakochania trwał kilka tygodni. Potem coś zaczynało się psuć. I oczywiście prawie zawsze to była jego wina. Już nie był taki miły jak na początku. Nie patrzył na mnie z zachwytem. Potrafił warknąć, burknąć albo się zezłościć. Był niecierpliwy dla swojego taty. Śmiał się z seksistowskiego dowcipu. Nie rozumiał dlaczego nie można trzymać ptaków w klatkach. Jadł za dużo cukru, a potem skarżył się na ból głowy i zmęczenie.
Starałam się mu pomóc i wytłumaczyć co źle zrobił i w jaki sposób mógłby to zmienić, ale wtedy zaczynały się nieprzyjemne sytuacje. Obrażanie się, trzaskanie drzwiami, zarzuty. Coraz więcej było nieporozumień i kłótni.
Wcale już nie czułam się szczęśliwa. Wprost przeciwnie. Żyłam wtedy w oczekiwaniu na szczęście, doświadczając wszystkich możliwych emocji – od smutku i samotności, przez depresję i zniechęcenie, złość, wściekłość i rozczarowanie, chęć rozstania i zerwania z nim raz na zawsze, aż po tęsknotę, potrzebę bliskości i miłość. Czasem chciałam go przytulić, a czasem kopnąć. Czasem go nie znosiłam, a czasem znów byłam w nim zakochana. Czasem chciałam go surowo ukarać, a czasem obsypać prezentami. Czasem nie mogliśmy na siebie patrzeć, a czasem…
Czułam się kompletnie skołowana.
– Czy to jest miłość? – zastanawiałam się.
Czasem wydawało się, że tak. Ale czasem miałam pewność, że nie.
– Jak to możliwe? – pytałam siebie. – Jak to możliwe, żeby kogoś kochać i nie kochać? Chcieć z kimś być i nie chcieć? Odchodzić i wracać? Walczyć i znów się godzić?
Czy to jest miłość?…2. A WIĘC ROZSTANIE?
Rozdział 2
A więc rozstanie?
Byłam w potrzasku. Z jednej strony miałam to, o czym tak bardzo marzyłam. Z drugiej strony rzeczywistość była tak daleka od tego co sobie wyobrażałam, jak stąd do Vanuatu.
Myślałam, że on będzie mnie kochał. A on czasem zachowywał się tak, jakby w ogóle mu na mnie nie zależało. Kłamał, unikał mnie, był odpychający, mówił przykre rzeczy, krzyczał, obrażał, nie odpisywał na SMS-y, nie chciał się ze mną spotkać, był niecierpliwy, niezadowolony, wściekły, obrażony, a poza tym za dużo pił, niezdrowo się odżywiał, oglądał niewłaściwe filmy i miał problemy z podjęciem dobrych decyzji.
– Czy to jest człowiek dla mnie? – pytałam samą siebie. – Serio? Czy tak ma wyglądać całe moje życie?
Czasem byłam gotowa przyznać przed samą sobą, że nie tak wyobrażam sobie szczęśliwy związek i że to chyba jednak nie jest mężczyzna mojego życia. Co ja mam w takim razie zrobić? Odejść? Zostawić go?
Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądała ta ostatnia rozmowa. Powiem mu, że chcę z nim porozmawiać, usiądziemy na kanapie, on nie będzie się niczego spodziewał, a ja mu powiem, że chcę odejść.
– Ale jak to, dlaczego?! – zapyta ze zdumieniem i będzie miał na twarzy wyraz kogoś, kto tonie.
– Nie czuję się szczęśliwa – powiem spokojnie.
– Ale jak to? Dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej?
– Mówiłam ci wiele razy, ale nie słyszałeś.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek o tym rozmawiali! Jak to sobie wyobrażasz? Że wyjdziesz i nie wrócisz? A pomyślałaś o tym jak ja się będę czuł?
Będę go pewnie przepraszać i powiem, że jest mi bardzo przykro, ale podjęłam decyzję i odchodzę. Od razu. Natychmiast. Pakuj walizki. Albo ja pakuję walizki.
Wyobrażając sobie to rozstanie od razu czułam się lepiej.
– Masz za swoje! – myślałam. – Tyle razy prosiłam cię, żebyś się zmienił, tyle razy płakałam, czułam się samotna i odtrącona, teraz ty skosztujesz jak to smakuje. Może dopiero wtedy docenisz co miałeś, ale będzie już za późno. Ja będę już w zupełnie innym miejscu i być może z zupełnie kimś innym, bo może wreszcie szczęśliwie się zakocham.
W rzeczywistości rozstania wyglądały inaczej. Zamiast spokojnej rozmowy na kanapie była złość, kłótnia, trzaśnięcie drzwiami, łzy. Bardziej przypominało to ucieczkę niż zakończenie związku. I tak też się czułam. Jak więzień, który wreszcie wydostał się na wolność. Chciałam biec przed siebie jak najdalej, na cudowne nowe łąki oblane słońcem, do nowego lepszego życia, do nowych możliwości, marzeń i do szczęścia.
Biegłam więc, biegłam, uciekałam, pełna siły i radości z odzyskanej wolności. Wszystko znów wyglądało wspaniale. Miałam przed sobą nieograniczone perspektywy. Mogłam wreszcie robić wszystko co lubię, jak lubię i kiedy lubię, nie musiałam liczyć się z niczyimi humorami ani brakiem wychowania. Mogłam na nowo zorganizować moje fantastyczne, szczęśliwe życie. Hurra!!!! Moja euforia trwała przez kilka dni.
Potem niespodziewanie doświadczałam czegoś, co mogłabym porównać do emocjonalnego trzęsienia ziemi. Wszystko waliło się z hukiem w gruzy. Wszystkie plany, nadzieje, marzenia, cała moja nowa energia i wolność. Nagle czułam się jak rozbitek na środku oceanu. Nie miałam NIC. Nic!!!!!!!
Byłam zrozpaczona. Samotna. Porzucona. Nieszczęśliwa. I wtedy zaczynał się etap czwarty. Tej dojmującej, szarpiącej samotności i pustki, która atakowała mnie każdego wieczoru z kątów wynajętego mieszkania. Nie mogłam jej znieść. Nie byłam w stanie znaleźć żadnego sposobu, żeby ją uciszyć, zapełnić, uzdrowić. Nic nie pomagało. Nawet najdłuższa wizyta u znajomych musiała się skończyć. Tak samo jak każdy seans filmowy, koncert czy widowisko. Zawsze przychodził moment kiedy będę musiała wrócić do domu i usłyszeć ogłuszającą ciszę czterech ścian. To mnie przerażało. Budziło we mnie tajfun rozpaczy, z którym nie umiałam sobie poradzić.
Wydawało się, że jest tylko jedno rozwiązanie: zakochać się. Spotkać kogoś właściwego. Spotkać kogoś, kto będzie podobny do mnie: silny, niezależny, odważny, samodzielny. Tak wtedy o sobie myślałam. I wiesz jak to jest. Wierzyłam w coś, co wydawało mi się prawdą i zupełnie nie dostrzegałam prostego faktu, że gdybym rzeczywiście była silna, niezależna, odważna i samodzielna, to z całą pewnością nie czułabym się jak rozbitek na środku oceanu i nie podnosiłabym poziomu wody moimi wodospadami łez, a wprost przeciwnie.
Gdybym naprawdę była silna, niezależna, odważna i samodzielna, to zajęłabym się budowaniem mojego szczęśliwego życia. Pomału, konsekwentnie, wytrwale. Miałabym siłę, którą mogłabym siebie wesprzeć. Miałabym odwagę do tego, żeby ruszyć po nieznanej drodze i nauczyć się nowych umiejętności. Na tym polega samodzielność – na podejmowaniu decyzji w zgodzie ze swoim sercem, umysłem i duszą, rozwijaniu się wewnętrznie jako człowiek i podążaniu naprzód. Bez oglądania się wstecz.
Samodzielny, dojrzały emocjonalnie człowiek nie musi uciekać i nie jest targany wichurami sprzecznych emocji. Nie płacze z samotności, nie zmienia co chwilę decyzji, a kiedy w końcu odchodzi z nieszczęśliwego związku, nie marzy o tym, żeby do niego wrócić.
Samodzielny, silny, odważny, dojrzały emocjonalnie człowiek wie dokąd iść i co robić, podejmuje decyzje, a następnie konsekwentnie je realizuje, ucząc się po drodze i pozostając zawsze w łączności ze swoim sercem oraz z Siłą Wyższą, którą niektórzy nazywają Bogiem albo Wyższą Jaźnią albo Energią, Źródłem Życia albo po prostu Życiem.
Tego oczywiście wtedy nie wiedziałam.
I nie zdawałam sobie sprawy z tego, że stoję na początku najbardziej niezwykłej podróży, jaką kiedykolwiek odbyłam. Podróży do wolności.3. CZUŁE MIEJSCA
Rozdział 3
Czułe miejsca
Wiesz jak to jest. Czasem w ogóle nie masz na coś ochoty. Czasem nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jest coś, co powinieneś zrobić i co znacząco podniosłoby jakość twojego życia. No bo skąd właściwie masz wiedzieć? Codzienność jest wystarczająco skomplikowana i wymagająca. Trzeba odnaleźć się wśród ludzi i w samotności, znaleźć pracę, utrzymać pracę, zrobić na kolegach w pracy odpowiednie wrażenie, dostać nagrodę, zasłużyć się, znaleźć cel, zdobyć go, a jednocześnie rozwiązywać wszystkie uporczywie uprzykrzające życie drobiazgi: pójść do dentysty, sprzątać, dźwigać do domu ziemniaki, płacić rachunki, odnawiać ubezpieczenie na samochód i tak dalej.
Jest mnóstwo rzeczy, o których trzeba pamiętać.
Jest mnóstwo rzeczy, o których nie chcesz pamiętać.
Jest mnóstwo rzeczy, których podświadomie unikasz, wypełniając sobie czas różnymi zajęciami.
Czasem pojawia się taka leciutka, mała myśl, która jak trzepocząca ważka zbliża się do ciebie i podpowiada, że warto byłoby zająć się poczuciem własnej wartości albo asertywnością albo dietą albo uzależnieniem od gry w telefonie, ale odganiasz ją jednym gestem i zaczynasz myśleć o czymś innym. Mówisz sobie wtedy, że masz mnóstwo do zrobienia, na nic nie masz czasu, masz za dużo pracy, ledwo udaje ci się ze wszystkim zdążyć, więc błagam, gdzie ja jeszcze miałabym czas na zajmowanie się jakimś moim nałogiem? Ja przecież nie mam żadnych nałogów. Prawda?
I płyniesz sobie dalej przez życie. Zgodnie z własną wolą i w takim kierunku, jaki wybierasz. Pozornie. W rzeczywistości życie podsuwa ci różne ścieżki i różne osoby, których głównym zadaniem jest pokazanie ci jaka jest prawda. Jaka jest prawda o tobie. Nie to, co ci się wydaje, ale raczej to, co naprawdę się w tobie kryje. I to jest jedna z najważniejszych rzeczy, jakie zrozumiałam. O życiu i o miłości.
Wszyscy ludzie z którymi zetknęłaś się w życiu, pojawili się nieprzypadkowo. Dotyczy to wszystkich, szczególnie tych, których pamiętasz jako nieprzyjemnych, trudnych albo złych, takich, z którymi byłaś nieszczęśliwa, którzy wyrządzili ci krzywdę, których nienawidzisz albo którym nie umiesz wybaczyć.
Wiesz dlaczego pamiętasz ich jako najbardziej przykrych albo toksycznych? Dlatego że właśnie oni w doskonały sposób naciskali wszystkie twoje czułe miejsca. Wskazywali najlepiej wszystkie twoje słabości i ograniczenia. Byli mistrzami w uderzaniu tam, gdzie bolało najbardziej. A wiesz gdzie najbardziej boli? Tam, gdzie coś jest chore To jest pierwsza najbardziej fascynująca rzecz, jaką odkryłam o związkach. Wyjaśnię to dokładnie za chwilę.
Człowiek uczy się przez całe życie. Najważniejsze wydaje mi się jednak to, skąd czerpie naukę i z jaką intencją to robi.
Kiedyś moje nastawienie było zupełnie inne niż dzisiaj. Kiedyś chciałam znaleźć szybki sposób, który rozwiąże mój problem. Gdzieś w głębi duszy uważałam, że życie powinno być łatwe, a ja jestem tu po to, żeby z niego korzystać w taki sposób, który przyniesie mi możliwie najwięcej przyjemności.
Myślę, że taki sposób myślenia jest milcząco wspierany przez kierunek rozwoju naszej zachodniej cywilizacji. Wystarczy spojrzeć na komunikaty pojawiające się najczęściej w publicznych przestrzeniach w postaci reklam. Wszyscy starają się wynaleźć taki produkt, który zrobi coś za ciebie. Znasz reklamę tabletek na wątrobę? Czy zwróciłaś uwagę na to, że pośrednio zachęca się w niej do niezdrowego jedzenia, sugerując jednocześnie, że możesz jeść wszystkie torty, serniki, kiełbasy i kotlety, a potem wystarczy łyknąć pastylkę, żeby uniknąć bólu brzucha?
Tylko dlaczego „niezdrowe jedzenie” jest niezdrowe, hm? Czy chodzi o to, żeby jeść „niezdrowe jedzenie” i nie czuć bólu, czy może raczej o to, żeby być zdrowym?…
A kiedy kupujesz samochód, to jaki? Oczywiście taki, który sam będzie potrafił zaparkować i będzie miał system nawigacji, dzięki któremu nie będziesz musiała myśleć, tylko podążysz za gotowymi wskazówkami. Są też już pierwsze samochody, które same się prowadzą, więc jako kierowca nic nie musisz robić, żeby dojechać na miejsce.
Reklamy piwa sugerują, że dzięki niemu będziesz bardziej popularny i wartościowy, a reklamy słodyczy obiecują, że będziesz miał dzięki nim więcej pomysłów i koncentracji.
Widzisz? Wszyscy namawiają do tego, żeby korzystać z tanich, szybkich, gotowych rozwiązań, obiecując, że dzięki temu twoje życie stanie się łatwiejsze. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że jest dokładnie odwrotnie.
Dotyczy to w takim samym stopniu związków, jak i życia w ogóle.
To jakie masz nastawienie do życia przekłada się bezpośrednio na to jak wyglądają twoje relacje z innymi ludźmi.
To jest druga najważniejsza rzecz, jaką zrozumiałam o związkach.
Kiedyś instynktownie w pierwszym odruchu uważałam, że jeśli ja nie czuję się wystarczająco szczęśliwa, zaopiekowana, nakarmiona, wypoczęta, nagrodzona i zmotywowana, to znaczy, że ktoś jest temu winny. I powiem ci, że kiedy wychodzisz z takiego założenia, to zawsze znajdziesz winnego.
Pamiętam jak w pracy podczas zebrania dyrektor powiedział, że ma dla nas jeszcze więcej dobrych wiadomości. Od nowego roku zostanie wprowadzony nowy system motywacyjny dla pracowników na etacie.
– System motywacyjny – pomyślałam sobie. – Znaczy, pracownicy sami z siebie nie mają motywacji do pracy?…
Tak właśnie jest w naszej cywilizacji. I tak właśnie uczy się nas, że zawsze ktoś inny jest odpowiedzialny za to jak się czuję, jakie mam nastawienie do życia, jaki mam nastrój, co mi się udaje, czy chce mi się przychodzić do pracy, czy nie.
Czy tylko ja widzę, że to jest życie postawione na głowie? I że na dłuższą metę to jest kompletnie nieefektywne? Jak długo możesz motywować pracowników, ucząc ich, że motywacja do pracy jest czymś zapewnionym przez pracodawcę?… Im więcej będziesz jej dawał, tym mniej ludzie będą czuli się odpowiedzialni za to, co mają do zrobienia, w konsekwencji więc życiowo będą coraz mniej zmotywowani, zmobilizowani i stracą poczucie sensu.
Więc tak. Ja też kiedyś uważałam, że ktoś powinien mnie zmotywować, odpowiednio wynagrodzić, uszczęśliwić i poprowadzić. Szukałam tego zawsze na zewnątrz siebie, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można zrobić inaczej.
Kiedyś uważałam, że samoprowadzący się samochód to genialne rozwiązanie, dzisiaj jestem przekonana o tym, że to jeszcze bardziej uśpi naszą zdolność do działania, reagowania i rozwoju.
Kiedyś instynktownie koncentrowałam się na tym kto i w jaki sposób jest winny temu, że ja nie jestem szczęśliwa. Chciałam więc doprowadzić do tego, żeby świat zmienił się tak, żeby było mi w nim wygodnie.
Dzisiaj wiem, że to co widzę dookoła, to czego doświadczam, jest odbiciem tego, co znajduje się w moich myślach, moim sercu i umyśle.
To oznacza, że w gruncie rzeczy mam nieograniczoną moc. Mogę wszystko zrobić, wszystko zmienić, wszystkiego się nauczyć, wszystko naprawić. Mogę być totalnie szczęśliwa zarówno jako singiel, jak i będąc z związku z drugim człowiekiem.
I ponieważ to jest jedna z najbardziej fascynujących rzeczy, jakie odkryłam, to od tego chciałabym zacząć.4. ĆWICZENIE
Rozdział 4
Ćwiczenie
Czy spotkałaś się kiedyś ze stwierdzeniem, że w związku najważniejsze jest to, żeby mówić partnerowi o tym jak się czujesz i czego potrzebujesz? Ja przeczytałam to kiedyś w piśmie dla kobiet w dziale porad dotyczących związków.
– Nareszcie! – pomyślałam. – Tak! No przecież! Nie muszę trzymać swoich zranionych emocji w sobie ani ich ukrywać! Jesteśmy w związku po to, żeby dzielić się ze sobą uczuciami i szczerze o nich rozmawiać.
„Jeśli nie powiesz partnerowi jak się czujesz, jakie emocje budzi w tobie jego zachowanie w danej sytuacji, to nie możesz oczekiwać, że się zmieni, bo on może nie zdawać sobie sprawy z tego, że postępuje w niewłaściwy sposób, który ciebie rani”.
Co o tym myślisz? Zgadzasz się z takim stwierdzeniem?
A może zrobimy małe ćwiczenie?
Oto dziesięć stwierdzeń dotyczących związków, głównie w sytuacjach konfliktowych. Bardzo proszę przeczytaj je uważnie i przy każdym zaznacz czy według ciebie jest prawdziwe. Możesz też dodać coś od siebie jeśli uznasz za stosowne.
1. Kiedy mój partner zachowuje się w niewłaściwy sposób, powinnam mu zwrócić uwagę.
...................................
...................................
...................................
2. Kiedy partner przekracza zdrowe granice, na przykład mnie obraża albo wyzywa, powinnam mu powiedzieć, że się na to nie zgadzam.
...................................
...................................
...................................
3. Kiedy partner rani moje uczucia, powinnam szczerze z nim porozmawiać i wyjaśnić jak się wtedy czuję.
...................................
...................................
...................................
4. Mam prawo żądać, żeby partner zmienił zachowanie, które jest dla mnie krzywdzące.
...................................
...................................
...................................
...................................
5. W dobrym związku partnerzy zawsze mogą sobie o wszystkim powiedzieć.
...................................
...................................
...................................
...................................
6. „Ten kto naprawdę kocha, nigdy nie musi mówić _przepraszam_” – to cytat z książki i filmu „Love Story”.
...................................
...................................
...................................
...................................
7. Ten kto jest winny, zawsze powinien przyznać się do winy i przeprosić. Na tym polega uczciwość w związku.
...................................
...................................
...................................
...................................
8. Mam prawo domagać się przeprosin w sytuacji kiedy partner sprawił mi wielką przykrość.
...................................
...................................
...................................
...................................
9. Niezdrowo jest tłumić w sobie emocje, dlatego lepiej powiedzieć partnerowi prawdę prosto w oczy.
...................................
...................................
...................................
...................................
10. W każdym związku zdarzają się gwałtowne kłótnie i sytuacje konfliktowe.
...................................
...................................
...................................
...................................5. SZCZERE ROZMOWY
Rozdział 5
Szczere rozmowy
Jestem ciekawa jaki jest twój wynik testu. Przypuszczam, że przy wszystkich stwierdzeniach napisałaś „tak”. Wspaniale! Ja też się z nimi zgodziłam. W moim poprzednim życiu i wcześniejszym sposobie myślenia. Teraz myślę inaczej. I teraz też żyję inaczej.
Powiem ci tak: w moim wcześniejszym życiu byłam nieszczęśliwa, czułam się więźniem związku, z którego nie widziałam wyjścia. Gdybym wtedy zrobiła ten test, wszystkie moje odpowiedzi byłyby pozytywne.
Najbardziej niezwykłe jest w tym to, że nawet kiedy wiedziałam, że ten związek nie jest dla mnie dobry, to nie umiałam go zakończyć. A nawet kiedy udawało mi się go zakończyć, bardzo szybko wracałam i zaczynaliśmy od nowa. Od nowa, ale tak samo, bo przecież wciąż byliśmy tymi samymi osobami.
Czy znasz to może ze swojego życia?
Czy jesteś w związku z człowiekiem, co do którego nie masz pewności czy jest tym właściwym? Czy wiesz po czym to można poznać? Czy wiesz dlaczego jesteś z kimś, z kim nie chcesz być?…
Prawda, że to jest niezwykłe? Jak to możliwe, że człowiek robi coś, czego nie chce robić? Dlaczego jest w miejscu, w którym nie chce być? Teoretycznie wszystkie drogi są przed nim otwarte, a jednak on drży, czeka i boi się zrobić krok naprzód. Jak myślisz dlaczego tak jest? Czego się boi? Co go zatrzymuje?
Och, jak ja to dobrze znam z mojego życia!
Czy on naruszał moje zdrowe granice? Oczywiście! Czy robił rzeczy, które sprawiały mi przykrość? Bardzo często! Czy mówił słowa, które mnie raniły? No jasne! Tyle razy przez niego płakałam! Czy zachowywał się w niewłaściwy sposób? Och! Czasem atakował ludzi bez powodu, czasem się z nich wyśmiewał, kłócił się ze swoimi rodzicami, nigdy nie wiedziałam jak zareaguje. Próbowałam mu wyjaśniać co źle robi i do czego prowadzi takie zachowanie, ale zazwyczaj w odpowiedzi złościł się na mnie i krzyczał, że nie życzy sobie takich uwag albo atakował i mówił, że ja przecież też nie jestem idealna, więc z jakiej racji chcę go pouczać. Albo po prostu z niechętną, zniecierpliwioną miną ucinał rozmowę.
A ja oczywiście myślałam wtedy, że on mnie nie kocha, bo ktoś kto kocha przecież nie zachowuje się w taki odpychający, nienawistny sposób, prawda?
To dlatego właśnie czułam się więźniem w moim własnym życiu. Nie wiedziałam co mogłabym zrobić, żeby naprawić ten związek, nauczyć go tego, co sama wiem, uczynić go lepszym człowiekiem, który nie rani ludzi bez potrzeby, kieruje się dobrem, nie ocenia po pozorach, nie odpycha, potrafi przebaczyć i jest otwarty na dialog.
Próbowałam różnych sposobów. Czasem coś zmieniało się na krótką chwilę, ale potem znów wchodziliśmy w ten sam tryb wzajemnych oskarżeń i walki. Czułam, że to jest bez sensu. Byłam bezsilna. Ale oczywiście próbowałam działać. Tyle razy usiłowałam doprowadzić do szczerej rozmowy. Tak jak radzili psychologowie w pismach dla kobiet: _Powiedz mu jak się czujesz, opisz swoje emocje, staraj się nie oskarżać i nie mówić co on robi źle, skoncentruj się na tym jakie są twoje uczucia, na przykład: Kiedy zapominasz o naszej rocznicy, jest mi przykro i czuję się nieważna. Albo: Kiedy nie odpowiadasz na moje wiadomości, czuję niepokój i martwię się czy coś ci się nie stało._
Wydawało mi się, że to świetne rozwiązanie. Powiem mu jak się czuję, w jaki sposób on rani moje uczucia i co powinien zrobić, żebym była z nim bardziej szczęśliwa. I wtedy on oczywiście powie, że nie zdawał sobie z tego sprawy i obieca, że będzie się zachowywał inaczej. Proste, prawda?
W praktyce to wyglądało zupełnie inaczej. Po takiej rozmowie nikt nie czuł się lepiej – ani on, ani ja. Mnie było jeszcze bardziej smutno i ciężko, bo tym mocniej uświadamiałam sobie w jaki sposób cierpię w tym związku i że źródłem mojego cierpienia jest mój partner. On czuł się przyparty do muru i nie bardzo wiedział jak zareagować. Czasem przyjmował postawę obronną i mówił, że jemu też jest przykro kiedy ja – i tu następowało wyliczenie moich wad albo błędów, które najczęściej brzmiało tak irracjonalnie, że nie mogłam się z tym zgodzić, więc nasza „szczera rozmowa” przeradzała się w kłótnię i wzajemne zarzuty.
Na przykład ja mówiłam, że kiedy on jedzie za szybko samochodem, ja czuję się zagrożona i boję się, że gdyby na jezdnię wbiegł ptak albo kot, on nie zdąży zahamować. A on odpowiadał:
– Ja się czuję tak samo kiedy ty jedziesz za wolno!
– Słucham?! – nie wierzyłam własnym uszom. – Jak w ogóle możesz porównywać te dwie sytuacje?! To są dwie zupełnie różne sprawy!
– Dla mnie nie.
– Ty chyba nie umiesz myśleć logicznie! Przecież to nie ma sensu!
– Dla mnie to ma sens.
– Jaki to ma sens?! W jaki sposób narażam czyjeś życie kiedy jadę zbyt wolno?!
– Narażasz moje życie – odpowiadał. – Ja wtedy boję się, że nie zdążę na czas, mam poczucie, że tracę cenne minuty mojego życia siedząc w samochodzie, który porusza się z idiotyczną prędkością zamiast jechać jak wszyscy normalni ludzie. Więc to…
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że ja jestem nienormalna?! – chwytałam go za słowo.
– Ty to powiedziałaś – rzucał z uśmieszkiem. – Poza tym…
– Jak możesz tak mówić?! – moja złość zamieniała się w żal. – Jak możesz zawsze wszystko obracać przeciwko mnie?…
– I w dodatku nie dajesz mi skończyć, tylko ciągle mi przerywasz, bo oczywiście to co ty masz mi do powiedzenia jest najważniejsze.
– Proszę, mów.
– Teraz już za późno. Nawet nie pamiętam co chciałem powiedzieć.
Tak mniej więcej wyglądały nasze „szczere rozmowy”. Miałam wrażenie, że nie tylko w niczym nie pomagają, ale nawet pogarszają sytuację. Nic z nich nie wynikało oprócz napiętej atmosfery i cichych dni. Im dłużej trwało milczenie i mijanie się bez słowa, tym bardziej tęskniłam za tym, żeby było znów jak dawniej, żebyśmy się śmiali, żartowali i przytulali. W końcu któreś z nas wyciągało rękę do zgody i życie toczyło się dalej. Aż do następnej kłótni.
Więc tak.
Czy on przekraczał zdrowe granice? Oczywiście! Ale czym właściwie są te „zdrowe granice”, o których tak dużo się mówi? Zacznijmy od tego, żeby sprecyzować co to właściwie oznacza.6. ZDROWE GRANICE
Rozdział 6
Zdrowe granice
Zdrowe granice osobiste to sfera mojej przestrzeni emocjonalnej, fizycznej, cyfrowej, finansowej i każdej innej, do których wyznaczam taki dostęp, jaki uważam za właściwy.
W przestrzeni cyfrowej to może oznaczać, że nie chcę, żeby ktoś czytał adresowane do mnie maile albo widział historię stron internetowych, które oglądam. Po prostu nie chcę. Nie dlatego, że mam coś do ukrycia, tylko po prostu dlatego, że lubię mieć sferę prywatności, więc mam prawo ustanowić granicę i pilnować jej przestrzegania.
W sferze finansowej chcę mieć całkowitą niezależność w decydowaniu o tym jak wydaję moje pieniądze albo chcę mieć równy dostęp do wspólnych środków.
W sferze emocjonalnej chcę być traktowana z szacunkiem, nie życzę sobie, żeby ktoś mi ubliżał, wyzywał mnie, odwracał się do mnie plecami, szantażował mnie, manipulował moimi uczuciami, kłamał, krzyczał na mnie, stosował emocjonalną przemoc albo zastraszanie, tracił panowanie nad sobą, traktował mnie instrumentalnie i w inny sposób wykorzystywał mnie jako człowieka.
W sferze fizycznej zdrowe granice odnoszą się do różnych form przemocy, także tych ukrytych w żartach. Uderzenie, oplucie, kopnięcie, grożenie nożem, wykręcanie ręki, ciągnięcie za włosy, popychanie, złośliwe lub/i bolesne potrącanie, zamykanie mnie na klucz, zmuszanie do zrobienia czegoś wbrew mojej woli, rozkazywanie jak mam się ubierać albo poruszać to fizyczna przemoc.
Krótko mówiąc, zdrowe granice to określenie tego, na co się zgadzam. Nie muszę wyjaśniać dlaczego. Mogę po prostu czuć w sercu, że coś jest niewłaściwe albo niedobre dla mnie i nie zgadzać się na to. Może to dotyczyć sytuacji intymnych – kiedy na przykład nie pasuje mi jakaś pozycja albo gadżet, i wielu innych, codziennych, na przykład kiedy nie chcę, żeby ktoś czytał mój pamiętnik.
Wyznaczanie zdrowych granic to przekazywanie czytelnego komunikatu o tym, co uważam za dopuszczalne, a co nie. We wszystkich sferach życia i codzienności, od sypialni przez komputer i biurko, aż po miejsce pracy i sytuacje towarzyskie.
Po pierwsze: mam prawo określać jakie są moje indywidualne zdrowe granice.
Po drugie: mam prawo komunikować innym osobom o tym gdzie te granice przebiegają.
Po trzecie: mam prawo nalegać, żeby moje zdrowe granice były respektowane.
To jest pierwsza najważniejsza część całego procesu.
Druga część jest znacznie bardziej fascynująca.
Kto właściwie decyduje o tym gdzie przebiega zdrowa granica i na jakiej podstawie? Czy mówienie komuś jak ma się zachować nie jest próbą przejęcia kontroli nad drugim człowiekiem? W którym momencie określając moją zdrową granicę zaczynam naruszać i przekraczać zdrowe granice drugiej osoby?
Myślę, że to jest największym źródłem konfliktów w związkach. W moich związkach na pewno było. Na przykład spóźnianie się. Ja uważałam, że punktualność jest równoznaczna z okazywaniem komuś szacunku.
Kiedy jesteś umówiony na ważne spotkanie z dyrektorem firmy, w której bardzo chcesz pracować, zrobisz wszystko, żeby mieć pewność, że będziesz o czasie. Wstaniesz odpowiednio wcześnie, wyjdziesz z domu z dużym zapasem, przyjedziesz na miejsce pół godziny wcześniej, ponieważ bardzo zależy ci na tym spotkaniu, chcesz być punktualny, żeby zrobić dobre wrażenie i okazać szacunek.
Dlaczego nie stosujesz tej samej zasady wobec mnie??!!!
Nie znosiłam kiedy on się spóźniał! A spóźniał się prawie zawsze. Niezależnie od tego czy mieliśmy się gdzieś spotkać, czy razem dokądś wyjść. Ja byłam gotowa o uzgodnionej wcześniej porze, a on dopiero otwierał szafę, żeby znaleźć spodnie. Awantura gotowa.
Ja stałam przy drzwiach rzucając mu niecierpliwe, ponaglające, zimne spojrzenia, on się stresował, atmosfera była napięta, wystarczyło, żeby któreś z nas powiedziało nieopatrznie jakieś słowo i wybuchała kłótnia.
Z mojego punktu widzenia on naruszał moje zdrowe granice i okazywał mi brak szacunku.
Z jego punktu widzenia ja naruszałam jego zdrowe granice i usiłowałam zmuszać go do czegoś, na co nie miał ochoty.
Czy znasz to może ze swojego życia?
Przypominam sobie rozmowę z Asią, która była na jednej z wypraw do dżungli, które organizuję od kilkunastu lat w listopadzie. Mówiła, że mąż „doprowadza ją do szału”, a najgorsze jest to, że zawsze się spóźnia.
– Nie mogę sobie z tym poradzić – mówiła Asia. – To jest dla mnie zawsze źródłem takiego stresu, że mam zepsuty cały dzień. Wszystkiego mi się odechciewa. Nawet ostatnio jak mieliśmy lecieć na tydzień do Grecji. Samolot był o szóstej rano, więc pytam go o której chce jechać na lotnisko. Mówi, że o czwartej. Nie za późno? – pytam. – Będzie mało czasu na odprawę. – O czwartej wystarczy – mówi mój mąż. – A będziesz gotowy o czwartej? – pytam i już się cała w środku denerwuję, bo wiem co będzie rano. I oczywiście czwarta rano, ja stoję ubrana przy drzwiach z walizką, a on jeszcze w łazience, tłucze się jak nieprzytomny. Jeśli mu zwrócę uwagę, to zacznie się awantura, bo on jest bardzo niecierpliwy i wybuchowy, więc muszę uważać, żeby nie powiedzieć czegoś, co go urazi, bo wtedy jest jeszcze gorzej.
– I co było dalej? – pytam. – Zdążyliście?
– Zdążyliśmy, ale jakim kosztem! W końcu jaśnie pan o czwartej piętnaście otworzył garaż i pojechaliśmy. Tyle nerwów to mnie kosztowało, że szkoda gadać!
– Próbowałaś porozmawiać z mężem o tym jak ty to widzisz i jak się z tym czujesz? Może on nie zdaje sobie z tego sprawy?
– O, on zdaje sobie z tego sprawę aż nazbyt dobrze! Ile razy mu o tym mówiłam! Dla mnie punktualność jest bardzo ważna, a on to lekceważy, w ogóle się tym nie przejmuje, tak jakby w ogóle mu na mnie nie zależało.
– A czy przyszło ci do głowy, że on być może inaczej postrzega czas i przestrzeń? – podsunęłam. – Może koncentruje się w tym czasie na czymś innym i dlatego nie może jednocześnie być punktualny co do minuty?
– No co ty, Beatko? – żachnęła się Asia. – Chyba każdy widzi zegar w przedpokoju, nie? Chyba jak się na coś umawiamy, to mamy obowiązek dotrzymać słowa, tak czy nie? Czy nie na tym polega zdrowy związek między dwiema osobami? Na tym, że możemy na sobie wzajemnie polegać? Poza tym nie chodzi o jedną minutę czy dwie, tylko pół godziny! Dla mnie to jest jawny wyraz braku szacunku! I dla mnie, i dla naszego związku, i dla wspólnego planu, na który się umówiliśmy. Czasem nawet myślę, że on robi to specjalnie, żeby wszystko zepsuć.
Zatrzymajmy się tu na chwilę. Chciałabym ci zaproponować małe ćwiczenie7. ĆWICZENIE Z ŻYCIA ASI
Rozdział 7
Ćwiczenie z życia Asi
Wróćmy na chwilę do mojej rozmowy z Asią. Czy padły w niej jakieś stwierdzenia, które wywołały u ciebie refleksję? Zastanowienie? Zawahanie? Czy poczułaś, że coś tu się nie zgadza, czy może dostrzegłaś w jej słowach własny sposób myślenia?
Poniżej przypomnę kilka zdań z tej rozmowy. Chciałabym, żebyś do każdego napisała swój komentarz. Czy się z nim zgadzasz, czy nie, czy uważasz, że jest słuszne, czy może radziłabyś przyjąć inny punkt widzenia. Bądź teraz doradcą Asi i użyj swojej mądrości, żeby pomóc jej w trudnej sytuacji.
_Jeśli mu zwrócę uwagę, to zacznie się awantura, bo on jest bardzo niecierpliwy i wybuchowy, więc muszę uważać, żeby nie powiedzieć czegoś, co go urazi, bo wtedy jest jeszcze gorzej._
Czy znasz to ze swojego życia? Jak sobie z tym radzisz? Czy uważasz, że to jest przekraczanie zdrowych granic, a jeśli tak, to w jaki sposób?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
_Zdążyliśmy, ale jakim kosztem! W końcu jaśnie pan o czwartej piętnaście otworzył garaż i pojechaliśmy. Tyle nerwów to mnie kosztowało, że szkoda gadać!_
Co o tym myślisz? Czy rozumiesz jej irytację? Czy potrafisz wyjaśnić dlaczego Asia tak bardzo się denerwowała?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
_Dla mnie punktualność jest bardzo ważna, a on to lekceważy, w ogóle się tym nie przejmuje, tak jakby w ogóle mu na mnie nie zależało._
Czy czujesz podobnie jak Asia? Czy myślisz, że mąż ją w ten sposób lekceważy? Jak myślisz, dlaczego sprawa punktualności jest dla niej taka ważna?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
_Chyba jak się na coś umawiamy, to mamy obowiązek dotrzymać słowa, tak czy nie?_
Czy zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Czy uważasz, że to jest jedna z zasad dobrego związku?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
_Czy nie na tym polega zdrowy związek między dwiema osobami? Na tym, że możemy na siebie wzajemnie liczyć?_
Czy uważasz, że to prawda? Czy chciałabyś coś do tego dodać?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
_Dla mnie to jest jawny wyraz braku szacunku! I dla mnie, i dla naszego związku, i dla wspólnego planu, na który się umówiliśmy. Czasem nawet myślę, że on robi to specjalnie, żeby wszystko zepsuć._
Co o tym myślisz? Czy masz dla Asi jakąś radę? Jak twoim zdaniem powinna się zachować w tej sytuacji?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................8. ĆWICZENIE Z TWOJEGO ŻYCIA
Rozdział 8
Ćwiczenie z twojego życia
Spróbujmy zrobić jeszcze jeden eksperyment i przenieśmy to ćwiczenie na grunt, który znasz najlepiej, czyli do twojego własnego życia. Domyślam się, że jest coś, co cię drażni w twoim partnerze. Coś, co bardzo ci przeszkadza, co chciałabyś zmienić, może nawet więcej, może to jest coś, co staje na przeszkodzie waszemu szczęściu.
Opisz to proszę w krótkich żołnierskich słowach:
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Spróbujmy teraz zabawić się w detektywa i znaleźć głębsze znaczenie tego, co napisałaś powyżej.
Jak myślisz, dlaczego to ci tak bardzo przeszkadza?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Czy uważasz, że zachowanie twojego partnera narusza twoje zdrowe granice?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Co robisz kiedy ktoś narusza twoje zdrowe granice?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Jaki twoim zdaniem jest najlepszy sposób zachowania się kiedy partner narusza zdrowe granice drugiej osoby w związku?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Czy uważasz, że można nauczyć partnera szacunku? Czy uważasz, że należy uczyć partnera szacunku do drugiej osoby w związku?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Czy w twoim związku istnieje coś, co jest dla ciebie bardzo ważne, a twój partner to lekceważy? Jeśli tak, co to jest?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Dlaczego to jest dla ciebie tak bardzo ważne?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
Jak myślisz, dlaczego twój partner ma do tego lekceważący stosunek?
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................
...................................