- W empik go
Szczęśliwej Polski już czas - ebook
Szczęśliwej Polski już czas - ebook
Adam Bodnar to nie tylko profesor prawa, były Rzecznik Praw Obywatelskich, ale także zaangażowany mówca i (szczególnie od czasu, kiedy przestał być RPO) publicysta. Zbiór jego tekstów z ostatnich 2 lat, który publikujemy to felietony i wystąpienia na różne tematy, czasem fundamentalne z perspektywy ustrojowej, czasem wydawałoby się mniejszego kalibru, poświęcone pojedynczym przypadkom. Pisane zawsze z obywatelską pasją i prawniczą erudycją.
Dlatego właśnie warto czytać Bodnara. Konsekwentnie, w sprawach wielkich i bardzo małych stosuje te same kryteria i system wartości, oparty na wolności osobistej, słowa, wyznania, sumienia, na prawach człowieka. Zresztą – przekonajcie się Państwo sami.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66095-52-6 |
Rozmiar pliku: | 6,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
.
W czasie uroczystości wręczenia tytułu doktora honoris causa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie Marian Turski, redaktor tygodnika „Polityka” i świadek Zagłady, powiedział, że w związku z agresją rosyjską Ukraińcy od 24 lutego 2022 roku tworzą swoją własną Pieśń o Rolandzie. Jest to okres tragiczny, skutkujący exodusem ludności oraz jej wielkim cierpieniem. Ale jednocześnie na naszych oczach tworzy się historia nowego, silnego, zjednoczonego narodu ukraińskiego. Poziom determinacji w obronie ojczyzny, patriotyzm liderów, w tym zwłaszcza prezydenta Wołodomyra Zełenskiego i żołnierzy, genialna polityka informacyjna oraz międzynarodowa Ukrainy – to wszystko będzie stanowiło podstawę odbudowy naszego wschodniego sąsiada.
Ale nie jest to tylko historyczna zmiana Ukrainy – ona dotyka również nas, Polaków. Dlaczego? Po pierwsze, nigdy w naszej współczesnej historii nie przyjęliśmy tak wielu uchodźców, i to w tak krótkim czasie. Społeczeństwo obywatelskie, przy jednoznacznej postawie wszystkich środowisk politycznych, zaangażowało się w różnego rodzaju akcje pomocowe. Okazało się, że budowane przez lata struktury różnych organizacji pozarządowych, sieci wsparcia, grup ludzi dobrej woli potrafią skutecznie pomóc setkom tysięcy uchodźców z Ukrainy. Co więcej, jest to pomoc mądra, dobrze zorganizowana i przemyślana, władze lokalne zaś czuły się w obowiązku nadążać za aktywnymi obywatelami-wolontariuszami. W mojej pamięci pozostanie obraz auli w poznańskim Collegium Da Vinci, które odwiedziłem 11 marca 2022 roku. Aula była zasypana różnymi darami od poznaniaków, które – uporządkowane i posortowane – czekały na przekazanie uchodźcom lub na transport do Ukrainy.
Po drugie, runął mit, że w Polsce mamy słabe społeczeństwo obywatelskie. Być może nie zawsze potrafimy się organizować w długotrwałe inicjatywy, tworzyć struktury i zaawansowane formy finansowania. Jednak kryzys pokazał, że w obliczu wielkiej tragedii wielu polskich obywateli potrafi się zmobilizować. Warto tu przywołać aktywność Adriany Porowskiej z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, która na co dzień prowadzi schronisko dla bezdomnych w warszawskim Ursusie. Zaraz po wybuchu wojny zaczęła koordynować pomoc dla uchodźców na dworcu Warszawa Zachodnia, współpracując z setkami wolontariuszy. Pani Porowska miała pełną świadomość, że nawet jak wojna się zakończy, to z tej wielkiej energii powstanie poważna organizacja społeczna. Bo do tworzenia nowych struktur potrzebny jest właśnie impuls, swoisty mit założycielski, tym razem opierający się na gigantycznym wysiłku w momencie szczególnego wyzwania.
Po trzecie, prawdopodobnie przestajemy być państwem narodowościowo i religijnie homogenicznym. Już przed wojną w Polsce mieszkało ponad milion obywateli z Ukrainy. Teraz pozostanie z nami co najmniej milion uchodźców. W chwili, gdy piszę te słowa, trudno to oszacować, ponieważ część osób pojedzie dalej, do innych państw Unii Europejskiej, część będzie chciała wrócić do domu. Ale duża część z przybyłych zostanie z nami w Polsce na dłużej, bo nie ma dokąd wracać. Tu nad Wisłą znajdzie dobre warunki do nowego życia; nie będzie też w stanie uwierzyć, że nastał koniec wojny. Dlatego wszystkim uchodźcom musimy stworzyć dobre warunki życia – to oczywiste. Ale musimy także nauczyć się żyć w społeczeństwie wielokulturowym, co będzie nie lada wyzwaniem dla polskich szkół, pracodawców, szpitali czy dla instytucji publicznych.
Po czwarte, Polska musi wspierać Ukrainę w naprawianiu własnego państwa i wychodzeniu z traumy wojny. Ładnie ujął to Andrij Deszczyca, ambasador Ukrainy w Polsce w czasie solidarnościowego koncertu polsko-ukraińskiego. Powiedział, że Ukraina straciła starszego brata, ale zyskała starszą siostrę. Traumy historyczne trzeba odłożyć na bok, zostawić je badaczom i muzealnikom, ale nie można już ich wykorzystywać w bieżących rozgrywkach politycznych. Tlący się przez ostatnie lata nacjonalizm należy zastąpić aktywnymi działaniami na rzecz przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. Jest to dla Polski moralny obowiązek, bo przecież Ukraińcy walczą nie tylko o własną przyszłość, ale także o przetrwanie wartości liberalnych w całej Europie. Dlatego w tym wysiłku musimy zadbać o Ukrainę jak o młodszą siostrę, która za chwilę ma wyjść za mąż, a my musimy podzielić się naszym doświadczeniem, w jaki sposób zbudować długotrwały i udany związek.
Wreszcie, wyzwaniem będzie odbudowa Ukrainy. Już teraz mówi się o tym, że potrzeba wielkiego „planu Zełenskiego”, finansowanego zapewne przez Unię Europejską oraz Stany Zjednoczone, który pozwoli na odbudowę Mariupola, Chersonia, Charkowa, Kijowa i innych miast. Ale odbudowa to nie tylko kwestia infrastruktury. To tworzenie dobrych warunków do przedsiębiorczości, wymiany intelektualnej, transferu wiedzy, wspólnych inicjatyw kulturalnych i gospodarczych czy wymiany studenckiej. Już teraz warto zacząć o tym myśleć. A za kilkanaście lat, gdy spojrzymy na połączoną polską i ukraińską flagę, to dostrzeżemy, że w istocie składa się ona z tysięcy cegiełek dobrej sąsiedzkiej współpracy, opartej na rzeczywistej przyjaźni, zaangażowaniu i empatii.PRZYZNAJMY UKRAIŃCOM PRAWA WYBORCZE
.
Jakiś czas temu miałem przyjemność zobaczyć przedstawienie w przedszkolu mojego syna. Jeden z przedszkolaków był zachęcany do powiedzenia wierszyka, ale się wstydził i krępował. Ożywił się dopiero, kiedy wszyscy jego koledzy i koleżanki odśpiewali piosenkę w języku ukraińskim. Panie z przedszkola były bardzo dumne, że to się udało. A mamie chłopca – uchodźczyni z Ukrainy – polały się łzy.
Polska zmieniła się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Niebywały wysiłek społeczeństwa obywatelskiego doprowadził do ugoszczenia setek tysięcy uchodźców z Ukrainy. Specjalna ustawa uchodźcza pozwoliła na normalne korzystanie, na równych zasadach, z prawa do edukacji, ochrony zdrowia czy pomocy społecznej. Polskie społeczeństwo coraz bardziej zrasta się ze społecznością ukraińskich migrantów i uchodźców, co widzimy niemal na każdym kroku – w transporcie miejskim, w teatrach, w kinach, w szkołach, uczelniach, a także w przedszkolach.
Warto postawić kropkę nad i. Zbliżają się wybory samorządowe. Pod koniec 2023 roku obywatele polscy wybiorą się do urn, aby wybrać swoich przedstawicieli do rad gmin, miast, powiatów oraz sejmików województw. Będą także wybierali wójtów, burmistrzów i prezydentów. W wyborach tych oprócz obywateli Rzeczypospolitej mogą uczestniczyć obywatele Unii Europejskiej zamieszkujący stale Polskę, czyli obywatele innych państw członkowskich Wspólnoty. Jednakże ich udział w wyborach jest ograniczony tylko do najniższego szczebla samorządu terytorialnego, czyli rad gmin i miast – mogą zarówno wybierać swoich przedstawicieli, jak i kandydować w wyborach.
Tymczasem w Polsce mieszka już co najmniej 1,5–2 miliona uchodźców z Ukrainy. Do tego należy doliczyć co najmniej milion migrantów, którzy mieszkali już wcześniej. Postulat przyznania praw wyborczych na poziomie lokalnym to żadne novum, pojawił się przy okazji poprzednich wyborów samorządowych. Pamiętam, jak uczestniczyłem w debacie na ten temat zorganizowanej przez historyczkę i socjolożkę Myroslavę Keryk w Domu Ukraińskim. Jednak wtedy ten pomysł nie padł na podatny grunt, choć był jasno artykułowany przez społeczność ukraińską. Teraz wszystko się zmieniło. Obywatele Ukrainy są wśród nas, uczestniczą w życiu społeczności lokalnej, pracują, płacą podatki, wychowują dzieci. Nie ma powodu, dla którego nie mieliby zostać wyborcami i mieć wpływ na wybór władz lokalnych. Powinno to być naturalne, aby mieli także w lokalnych radach swoich przedstawicieli. Pod względem faktycznym ich status w żaden sposób się nie różni od sytuacji Włocha prowadzącego lokalną pizzerię na południu Polski czy Holendra uprawiającego ziemię na Kujawach. Tymczasem pod względem prawnym różni się on diametralnie.
Konstytucja nie stoi na przeszkodzie przyznania praw wyborczych na poziomie lokalnym obywatelom innych państw. Już kilkanaście lat temu Trybunał Konstytucyjny przesądził, że artykuł 62 Konstytucji, mówiący o prawach wyborczych dla obywateli polskich, nie wyklucza przyznania takich praw innym osobom. Decydujący powinien być status stałego zamieszkania, bo jednostka samorządu terytorialnego to wspólnota wszystkich mieszkańców, niezależnie od posiadanego przez nich obywatelstwa.
Przy okazji dokonywania zmian w tym zakresie można się także zastanowić nad poszerzeniem praw wyborczych na szczeblu lokalnym. Obecnie obywatele Unii Europejskiej nie mogą głosować w wyborach do rad powiatu oraz sejmiku województwa. Trudno znaleźć racjonalny powód dla takich przepisów. Wynikały one raczej z nadmiernej ostrożności naszych polityków. Podobnie obywatele Unii nie mogą być kandydatami na wójta, burmistrza i prezydenta. Państwa członkowskie Wspólnoty są zobowiązane jedynie do zapewnienia praw wyborczych na najniższym szczeblu samorządowym. Jednak w pozostałym zakresie wyborów lokalnych mają swobodę decyzyjną. Niektóre państwa pozwoliły wręcz na to, aby kandydatami na burmistrzów zostawali obywatele Unii Europejskiej. W 2020 roku burmistrzem rumuńskiej Timisoary został Dominic Fritz, który jest obywatelem Niemiec. Przez wiele lat był związany z tym miastem oraz działał w ruchach obywatelskich. Na stałe zamieszkał w Timisoarze kilka lat przed wyborami. Obywatelstwa niemieckiego nie zamienił na rumuńskie.
W raporcie Unii Metropolii Polskich Miejska gościnność: wielki wzrost, wyzwania i szanse jego autorzy wskazują, że ludność polskich dużych miast wzrosła od 15 do nawet 50 procent, dzięki napływowi obywateli Ukrainy. Jeśli nie mogą pójść do wyborów, to będą jak wspomniany przedszkolak na przedstawieniu. Niby z nami żyją i mieszkają, ale pozostają w sytuacji milczenia – decyzje o ich prawach i obowiązkach na szczeblu lokalnym będziemy podejmowali za nich. A przecież powinniśmy razem z nimi zaśpiewać piosenkę w czasie wyborów samorządowych.ROZLICZYĆ ROSYJSKICH ZBRODNIARZY
.
Napaść Rosji na Ukrainę oraz zbrodnie wojenne popełniane przez wojska rosyjskie skłaniają do refleksji nad potencjalną odpowiedzialnością karną zbrodniarzy. Z różnych powodów okazało się, że międzynarodowy system prawny jest niepełny. W świecie dyplomacji oraz prawników toczy się dyskusja, jak stworzyć mechanizmy pozwalające na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za wszystkie popełnione czyny.
Po II wojnie światowej nie istniał system odpowiedzialności karnej za zbrodnie wojenne. Dlatego zwycięzcy wojny powołali do życia trybunał w Norymberdze, który następnie przeprowadził procesy karne. Patrząc jednak z perspektywy czasu, był to trybunał ad hoc – stworzony na potrzeby osądzenia konkretnych zbrodni popełnionych przez nazistów. Również w poszczególnych państwach toczyły się procesy dotyczące II wojny światowej – wystarczy przypomnieć procesy zbrodniarzy hitlerowskich prowadzone w Polsce czy proces Eichmanna w Jerozolimie. Ale przecież także nasz Instytut Pamięci Narodowej do dzisiaj jeszcze prowadzi takie sprawy i może postawić przed sądem zbrodniarzy wojennych (np. strażników z Auschwitz), jeśli jeszcze żyją.
Natomiast w latach 90. XX wieku ludzkość doszła do wniosku, że trybunały tworzone do osądzania różnych zbrodni – np. w byłej Jugosławii, Rwandzie, Kambodży, Sierra Leone czy Libanie – nie wystarczą. Konieczny jest stały trybunał, który zajmować się będzie zbrodniami wojennymi. Z tych powodów w 1998 roku powołano Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) z siedzibą w Hadze. Statut Rzymski powołujący MTK został ratyfikowany przez 123 państwa. Szkopuł w tym, że ani Rosja, ani Ukraina go nie ratyfikowały. W Rosji wynika to z takiego samego podejścia, jakie dominuje w USA – „jesteśmy mocarstwem i nie będziemy się poddawali jurysdykcji zewnętrznego organu”. W przypadku Ukrainy było to spowodowane ograniczeniami konstytucyjnymi i związanymi z tym zaniedbaniami w procesie ratyfikacji Statutu.
Jednak Ukraina już po aneksji Krymu w 2014 roku dwukrotnie złożyła deklaracje uznające jurysdykcję MTK odnośnie do przestępstw, które zostały popełnione na jej terytorium – dotyczy to zwłaszcza zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości oraz ludobójstwa. W tym kierunku zresztą śledztwo prowadzi prokurator MTK Karim Khan. Współpracuje z ukraińską prokuraturą, także poprzez wizyty na miejscu zbrodni (był m.in. w Buczy). Jest wspierany przez środowisko międzynarodowe.
W debacie publicznej raczej nie ma wątpliwości, że w Ukrainie popełniono zbrodnie wojenne oraz zbrodnie przeciwko ludzkości. Jednakże prawnicy wstrzymują oddech, czy można mówić także o ludobójstwie. Politycy używają tej kwalifikacji, choćby w kontekście Buczy, bez zawahania, ale prawnicy mają świadomość, że wykazanie tej zbrodni wymaga przedstawienia dowodów na rzeczywistą wolę zniszczenia danej grupy narodowościowej i etnicznej. W praktyce sądowej nie jest to takie proste.
Statut Rzymski przewiduje jeszcze jedną zbrodnię – agresji – rozumianej jako „planowanie, przygotowanie, inicjowanie lub wykonanie przez osobę zajmującą pozycję pozwalającą na sprawowanie efektywnej kontroli nad politycznymi lub militarnymi działaniami państwa lub też nimi kierowanie, aktu agresji, który przez swój charakter, wagę lub skalę w sposób oczywisty narusza Kartę Narodów Zjednoczonych”. Ocena okoliczności wojny w Ukrainie nie pozostawia wątpliwości, że Rosja rozpoczęła wojnę napastniczą i dokonała aktu agresji. Zostało to już nawet potwierdzone de facto przez inne trybunały – Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze (nie mylić z MTK z siedzibą w Hadze) oraz przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Oba trybunały nakazały Rosji powstrzymanie się od działań zbrojnych. Jednak to przesądzenie oraz wydanie środków tymczasowych przez oba trybunały nie będzie wpływało na kwestię odpowiedzialności karnej Władimira Putina czy innych dowódców. Dlaczego? Ponieważ – jak zostało wspomniane – Rosja i Ukraina nie ratyfikowały Statutu Rzymskiego. Brak ratyfikacji oznacza zaś, że akurat ta zbrodnia agresji nie może zostać osądzona pod kątem prawnej odpowiedzialności dowódców. Co więcej, ściganie zbrodni agresji jest ograniczone czasowo do czynów popełnionych po 16 lipca 2017 roku, a w praktyce rozpoczęcie takiego postępowania zależy od Rady Bezpieczeństwa ONZ (do której należy Rosja).
Co można zrobić w takiej sytuacji? Wszak osądzenie zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości czy nawet ludobójstwa to i tak poważna sprawa. To prawda, jednak proces przed MTK ma swoje ograniczenia. Po pierwsze, trzeba sprawców fizycznie postawić przed sądem. Po drugie, postępowania dotyczące danej zbrodni mogą nie wykazać odpowiedzialności kierownictwa. Za masakrę ludności cywilnej w Mariupolu może odpowiadać konkretny dowódca, ale mogą pojawić się praktyczne trudności z wykazaniem linii dowodzenia sięgającej ministra obrony narodowej czy samego Putina. Po trzecie, procesy przed MTK są długie nie tylko z powodów proceduralnych, ale także ze względu na konieczność poszanowania praw ofiar oraz ich aktywne uczestnictwo w postępowaniu dowodowym.
Teoretycznie zbrodnie wojenne mogą także być osądzone przez sądy poszczególnych państw. W niektórych z nich, w tym w Polsce, obowiązuje zasada uniwersalnej jurysdykcji. W skrócie, nie ma znaczenia, gdzie została popełniona zbrodnia – jeśli sprawca znajduje się na terytorium Polski, to jako zbrodniarza wojennego można go osądzić. O przestępstwie wojny napastniczej mówi artykuł 117 polskiego Kodeksu karnego, a inne zbrodnie wojenne przewidziane są w rozdziale szesnastym tego aktu prawnego. Podobnie jest w Niemczech czy w Belgii.
Napotykamy tu jednak na kolejny problem. Po pierwsze, zbrodniarz musi być w Polsce, czy w innym państwie, zatrzymany. Po drugie, pojawia się kłopot z immunitetem. Takim osobom jak Putin przysługuje immunitet związany z wykonywaniem funkcji głowy państwa – a zatem byłoby bardzo trudno postawić go przed sądem.
Jeden z najznamienitszych znawców międzynarodowego prawa karnego, profesor Philippe Sands, autor wydanej również w Polsce książki Powrót do Lwowa. O genezie „ludobójstwa” i „zbrodni przeciwko ludzkości”, opowiadającej o postaciach Herscha Lauterpachta oraz Rafała Lemkina, w eseju dla „Financial Times” z 28 lutego 2022 roku zaproponował powołanie specjalnego trybunału do osądzenia zbrodni agresji w Ukrainie. Jego apel poparły środowiska prawnicze na całym świecie. W Polsce na ten temat z aprobatą wypowiadał się także profesor Paweł Wiliński. Trybunał mógłby czerpać inspirację z wcześniejszej inicjatywy Specjalnego Trybunału dla Libanu, ale szczegóły działania nie są jeszcze przesądzone. Powołanie specjalnego trybunału musiałoby nastąpić w wyniku umowy międzynarodowej. Swoją legitymację sąd czerpałby zatem ze skali poparcia międzynarodowego. Mógłby on doprowadzić do osądzenia wszystkich zbrodni, w tym zbrodni agresji. Ponadto możliwe byłoby prowadzenia postępowania zaocznego (in absentia), bez obecności osób oskarżonych. Oczywiście głównym oskarżonym zostałby Władimir Putin wraz z innymi osobami głęboko związanymi z haniebną agresją, a najważniejsze postępowanie skupiłoby się na osądzeniu ich roli kierowniczej we wszczęciu wojny napastniczej przeciwko Ukrainie. Znany ukraiński prawnik Mykola Gnatovskyy sugeruje, że gdyby taki trybunał powstał, to współpracowałby ściśle z MTK, a zajmował się tylko zbrodnią agresji. Jego zdaniem Ukraina mogłaby zrzec się jurysdykcji do osądzenia tej zbrodni.
Również w kontekście działalności Rady Europy pojawiają się pomysły stworzenia regionalnego trybunału (specjalnej izby), który zająłby się osądzeniem aktu agresji. Mogłoby się tak stać na zaproszenie do współpracy Rady Europy przez Ukrainę. Jak na Radę Europy to dość innowacyjny pomysł, ale nie powinien być lekceważony. Być może łatwiejsze byłoby utworzenie takiego organu przy wsparciu istniejącej organizacji międzynarodowej niż tworzenie od nowa całego specjalnego trybunału. Istnieje szansa, że dość szybko udałoby się uzyskać zgodę zdecydowanej większości państw członkowskich Rady Europy.
Bez wątpienia polską racją stanu powinno być doprowadzenie do osądzenie wszystkich zbrodni dokonanych przez Władimira Putina i jego przybocznych, w tym wsparcie dla stworzenia odpowiednich mechanizmów prawnych. Dlatego warto, aby Polska wyraziła jednoznaczne poparcie dla powołania dodatkowego, specjalnego trybunału do osądzenia zbrodni agresji Rosji na Ukrainę, uzupełniającego pracę MTK.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------