Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Szelągi kieleckie. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szelągi kieleckie. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 240 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Adolf Dy­ga­siń­ski.

I.

SZE­LĄ­GI KIE­LEC­KIE

1. Szy­mek Ziar­no.

2. Chłop o let­ni­kach.

3. Dzie­dzic i kłu­sow­nik.

KIEL­CE.

Na­kład i druk Mi­cha­ła Że­li­chow­skie­go.

1898.

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ. Âàðøàâà, 4 Ńåíòÿáðÿ 1897 ãîäà.

Szy­mek Ziar­no

Szy­mek Ziar­no.

Tro­je dzie­ci zo­sta­ło po śmier­ci bied­nej wdo­wy Aga­ty Ziar­ni­ny: Wi­cek, Han­ka i Szy­mek. Tak do­pie­ro w gło­wę za­cho­dzi­li roż­ni lu­dzie w Owcza­rach, co tu po­cząć z owym sie­ro­cym dro­bia­zgiem. Dzie­ci nie mia­ły we wsi krew­nych; bo oj­ciec ich, nie­bosz­czyk Łuka

Ziar­no przed trze­ma laty przy­był do Owczar i w pół­to­ra roku po­tem umarł Co praw­da, po­ku­mał się z tym i z owym; ale cóż zna­czy ta­kie zim­ne po­wi­no­wac­two?

Bar­tło­miej Pi­sa­ła je­den, a Wa­len­ty Szy­dło dru­gi, obaj go­spo­da­rze raź­no się za­prząt­nę­li, aże­by sie­ro­ty roz­dać gdzie po­mię­dzy lu­dzi. Jed­sak­źe kie­dy przy­szło co do cze­go, za­raz się po­ka­za­ło, że w ca­łej wsi nikt nie miał oso­bli­wej ocho­ty brać do cha­łu­py ma­leń­stwa, co „z tego nie bę­dzie ni­ja­kiej wy­rę­ki, jeno utra­pie­nie i mi­trę­ga.”–Toć się prze­cię nie mogą zmar­no­wać sie­rot­ki w chrze­ściań­skie na­ro­dzie!–rzek­nie raz Pi­sa­ła. Kto nie­bądź musi toto przy­gar­nąć do sie­bie". I żeby nie on, by­ły­by dzie­ci po­szły w po­nie­wier­kę. Szy­dło bo so­bie w koń­cu onę opie­kę zmier­ził i cał­kiem od­stał, gdyż miał z tem wszyst­kiem dużo za­cho­du, a nie był zno­wu tak za­sob­ny, aże­by miał czas tra­cić na dar­mo. Wieś Owcza­ry leży nie­da­le­ko od Bu­ska, mia­sta ta­kie­go, co tam Bóg wie zkąd, jak raz na te porę zjeż­dża­li ką-piel­ni­cy: „niby że woda tam­tej­sza po­moc­na bywa na roz­ma­itą cier­po­tę.” lu­dzie z oko­li­cy opo­wia­da­ją: „ Pan Je­sus już tak dał, że kie­dy cho­ry człek za­ży­je ta­kiej wody, a do tego się jesz­cze po­ką­pie w niej, usta­ją ceć­nie­ja­kie bo­le­nia, za­raz mu le­piej i do domu ze zdro­wiem wra­ca.”–Pań­stwo ta­kie, co do Bu­ska po zdro­wie na tę wodę zjeż­dża, we­so­ło so­bie żyje. Oni tam przez ca­luś­kie żni­wa nic nie ro­bią, tyla się ką­pią, a wodę tam­te piją, jak­by co smacz­ne­go. Pro­sty czło­wiek do ust tego nie weź­mie, jacy kiej prze­cho­dzi kole iró­dli­ska, nos za­ty­ka i ipu­si splu­wać: fe­tor taki za­la­tu­je, ni­czem od zbu­ka w jaju. Rów­nie i ga­dzi­nie ta woda nie lu­bu­je. Cho­rzy pić mu­szą koli zdro­wia,

Onym ka­piel­ni­kom ka­pe­la dwa razy na dzień przy­gry­wa; pod­je­dzą so­bie do­brze na obiad, a po­tem łazi toto kaj­nie­bąź, albo jeź­dzi po wsiach oko­li­czych, zwy­czaj­nie żeby po­być na słoń­cu. Tak też raz od Owczar przy­szło bę­dzie ze dwa­dzie­ścio­ro tego pań­stwa; pa­ra­do­wa­li przez wieś, a co kogo gdzie spo­tka­li, za­raz z nim roz­mo­wa grzecz­na. Nie­ma co mó­wić, do­bra wi­dać była ta szlach­ta: choć­by z ma­łem smar­ka­tem, nie wsty­dzi­li się roz­ma­wiać. Cho­dzi­li oni so­bie tak precz po Owcza­rach i na­tknę­li na ów-te trzy sie­ro­ty, Ziar­niąt­ka.

Za­raz z tego po­szło wy­py­ty­wa­nie jak, gdzie co. Po praw­dzie mó­wiąc, dzie­ci­ny były set­nie mą­dre i musi Pan Bóg dał im lep­szy ro­zum, sko­ro ro­dzi­ców do chwa­ły swo­jej za­brał. Han­kę upodo­ba­ła so­bie jed­na pani, a Wic­ka zno­wu szlach­cic ja­kiś, sta­ro­win­ka.; Do­pie­ro lu­dzie w te pędy spro­wa­dzi­li Pi sale do owych ką­piel­ni­ków, żeby wszyst­ko do­ku­ment­nie wy­ło­żył. Ho, ho, czło­wiek był z nie­go: wie­dział aku­rat­nie co komu po­wie­dzieć!– „Wi­dzę prze­cię-– po­wia­da Pi­sa­ła–że mam do czy­nie­nia t oso­ba­mi i nie będę od tego, żeby kto przy­gar­nął do sie­bie sie­rot­ki. Ale, pro­szę wiel­moż­ne­go pań­stwa, po­rzą­dek i uczci­wość mu­szą być w ta­kiej rze­czy..? Nie idzie wy­da­wać ze wsi dziec­ko; choć­by i sie­ro­tę, ni­kiej cie­ląt­ko, czy pro­się; z prze­pro­sze­niem pań­stwa”.–Ką­piel­fii­cy za­raz się po­czę­li do­py­ty­wać, o co ta­kie-; go cho­dzi, a Bar­tło­miej im fia to: –"Tu w Owcza­rach, na grun­cie, musi zo­stać do­wód, gdzie się na świe­cie bę­dzie ob­ra­cał Wi­cek, a gdzie – Han­ka, Jak to pań­stwo zło­ży­cie w moje ręce na pi­śmie, wte­dy dzie­ci wy­dam".

Mą­drze mó­wił Pi­sa­ła, więc ką­piel-nicy zgo­dzi­li się na jego żą­da­nie i po­stą­pi­li we­dług jego woli. Już po­tem wia­do­mo było każ­de­mu we wsi, że Wic­ka wziął na wy­cho­wek taki a taki pan z pod Se­roc­ka, a Han­kę – jed­na pani do War­sza­wy. Z imie­nia i na­zwi­ska wszyst­ko sta­ło czar­ne na­bia­łem, jak na­le­ży. – I naj­młod­sze­go Szym­ka był­by tez kto z pew­no­ścią wziął na wy­cho­wa­nie; ale Bar­tło­mie­ja unio­sła am­bi­cya.

Po nie­bosz­czy­kach Ziar­nach – po­wia­da – ko­niecz­nie po­win­no zo­stać choć jed­no dziec­ko w Owcza­rach! Sta­ry łuka pół­to­ra roku pra­co­wał tu mię­dzy nami, a ko­bie­ta jego tak­że so­bie set­nie ręce ura­bia­ła. Był­by wstyd dla wsi nie mieć mi­ło­sier­dzia ani dla jed­ne­go ich dziec­ka! Tego ma­luś­kie­go Szy­mu­sia ja bio­rę na swo­ję opie­kę. Tak po­wie­dział i po­sta­wił na swo­jem, cho­ciaż baba jego była spo­ra se­kut­ni­ca i nie chcia­ła mieć w cha­łu­pie iego dziec­ka

Pi­sa­ła był chłop za­moż­ny i po­rząd­ny; w domu się nie zło­ścił, nig­dy ni­ko­go nie trą­cił, a każ­dy go mu­siał we wszyst­kiem słu­chać, jak przy­ka­za­nia bo­skie­go. Szym­ko­wi nie mo­gło wyjść na złe, że u ta­kie­go go­spo­da­rza zna­lazł przy­tu­łek. –

W cha­łu­pie u Pi­sa­ły było aż czwo­ro dzie­ci: dwóch chło­pa­ków i dwie dzie­wu­chy; ale Szym­ko­wi sie­ro­cie nikt tam krzyw­dy nie śmiał zro­bić. Raz je­den po­rwa­ła Pi­sa­li­na chło­pa­ka mię­dzy ko­la­na i wy­tu­zo­wa­ła, wy­dar­ła za łeb, wy­trza­ska­ła, gdzie po­pa­dła. Do­wie­dział się o tem Bar­tło­miej i tak babę stu­kał, że się „ o kęs pod zie­mię nie za­ry­ła” –A ty oso jed­na; ję­dza za­tra­co­na! wo­łał. Czy cie­bie na chrzcie świę­tym na­le­ży­cie nie po­tar­li? Czy ty z Pa­nem Bo­giem co­dzień, rano i wie­czór nie roz­ma­wiasz, że­byś się nad sie­ro­tą pa­stwi­ła?…. A wiesz ty lu­cy­per­ko, że siła krzyw­dy zro­bisz ta­kie­mu dziec­ku, tyle za to Pan Je­zus odda dzie­ciom na­szym?….

Znał już każ­dy w domu oj­cow­ska wolę i ze Szym­kiem ob­cho­dzi­li się wszy­scy, jak z jaj­kiem. –, Bar­dzo do­brze cho­wał się chło­pak. Kie było z nim wiel­kie­go utra­pie­nia; bo od mala miał ro-, zum na to, że jest na ła­sce i za­wsze spo­koj­niut­ki był, a na wy­skok ro­bił to, co wy­pa­dło, co ka­za­li: nie trze­ba mu było nig­dy dwa razy mó­wie. I bez roz­ka­zów się obe­szło, gdyż roz­gar­nię­ty chło­pak sko­ro wi­dział, że jest coś do." ro­bo­ty, brał się za­raz i zwi­jał, jak frucz­ka.

Im wię­cej pod­ra­stał, tem był ob­rot­niej­szy… a o do­by­tek swe­go opie­ku­na dbał, jak o swo­je. Mu­siał Pi­sa­ła.do­brze uwa­żać tę za­po­bie­gli­wość chłop­ca, sko­ro go w oczy nie­raz na­wet po­chwa­lił.

Do­brześ zro­bił, Szym­ku! A za oczy zno­wu czę­sto gę­sto się od­zy­waj: Una moje chło­pa­ki kpy przy tym Szym­ku

Ziar­nia­ku, Wiek mają bez mała rów­ny; ale on psia­kość zręcz­niej­szy: Koż – da ro­bo­ta w rę­kach mu się pali.

Sie­dem­na­ście lat skoń­czył chło­pak i po­rząd­nie się wło­żył do orki, młoc­ki. Śmia­ło go moż­na było pu­ścić z płu­giem na rolę, z ce­pa­mi na bo­isko, gdyż na rów­ni ze sta­rym chło­pem ro­bił. Jak nie­raz la­tem chwy­cił kosę do rąk, to jeno chrzę­ści­ło od roz­ma­chu, a naj­tęż­szą tra­wa mu­rem się wa­li­ła, Ze­psu­ło się co u wozu, u płu­ga, on za­raz łap za sie­kier­kę, ośnik,;świ­de­rek i, co trze­ba, do­pa­so­wał- „ga­lan­to,” jak-na­le­ży. Wy­pa­da­ła w cha­łu­pie jaka na­praw­ka sto­łu, ławy, skrzy­ni albo się pani go­spo­dy­ni fa­ska w ko­mo­rze ze­schła i roz­le­cia­ła, Szy­mek i na to umiał „ra­dzić” ni­czem dru­gi sto­larz czy bed­narz. Jak przy­szło, to i strze­chę snop­ka­mi po­szył, ścia­ny cha­łu­py wy­le­pił gli­ną, –precz, miał cie­ka­wość do wszyst­kie­go. Dla nie­go sło­ta czy po­go­da, było wszyst­ko jed­no. Taka do­bra ro­bo­ta po­rząd­nie wy­cią­ga czło­wie­ka, więc Szy­mek wy­rósł na set­ne­go pa­rob­ka, choć też i wiek nie był jesz­cze po temu: miał w ręku siłę nie­ma­łą.

Jaki taki w Owcza­rach wi­dział ob­rot­ność Ziar­nia­ka i mó­wił do Pi­sa­ły: „Do­cho­wa­li­ście się, Bar­tło­mie­ju tę­gie­go pa­rob­ka! Taki do­brze od­słu­ży łyż­kę stra­wy!… Kaź­dy-by był wziął na wy­cho­wek sie­ro­tę, jak­by wie­dział, co za cno­tli­wość chło­pak ma w so­bie”– „A niech mu tam ła­ska bo­ska daje to-zum i zdro­wie!–od­po­wie­dział Pi­sa­ła. Ja go nie będę wię­ził przy swo­jej cha­łu­pie, sko­ro wi­dzę, że chło­pak do cze­go lep­sze­go zdat­ny. Cóż on ta u mnie po­zna? Trza go pu­ścić w świat mię­dzy łu­dzi!”

Tak też jed­ne­go dnia od­zy­wa się Bar­tło­miej do Szym­ka w te sło­wa:-„Słu­chaj-no, pora ci iść w jaką po­rząd­ną służ­bę, że­byś się mię­dzy ludź­mi prze­tarł, prze­krze­sał. Jako Pan Je­zus dał ci mnie za opie­ku­na, to mu­sisz ba­czyć na wszyst­ko, co po­wiem kóli twe­go wła­sne­go po­żyt­ku”. Po­chy­lił się Szy­mek do ko­lan go­spo­da­rza, bo miał dla nie­go „po­sza­nę”, jak dla ro­dzo­ne­go ojca. „My­ślę cię od­dać olo na służ­bę do dwo­ru, bo tam po­trze­bu­ją do staj­ni fo­ry­sia przy cu­go­wych ko­niach, a lada kogo nie we­zmą. Służ­ba dwor­ska nie ża­den ra­ry­tas dla chło­pa, jeno przez to do­bra, że kto ma cie­ka­wość, to się opa­trzy, osłu­cha, po­zna nie jed­no”. Szy­mek zno­wu się Pi­sa­le skło­nił do ko­lan.. „Kiej zo­ba­czę, że so­bie rze­tel­nie ra­dzisz na świe­cie, gro­sza nie zmar­nu­jesz, a masz po­sta­no­wie­nie dojść do ka­wał­ka wła­snej roli, to cię może na­wet odro­bi­nę po­prę..Umyśl­nie tak za­pew­nie mó­wił Bar­tło­miej, bo sie­dział, że star­sza jego cór­ka, Sal­ka, ma się cci do Szym­ka, a on do niej: mo­gli się po­tem po­brać. Te­raz do­pie­ro Pi­sa­ła wy­jął ja­kieś pi­smo na du­żym pa­pie­rze i po­sia­da zno­wu; ”Masz tu do rąk ten pa­pier, że­byś, wie­dział, kaj szu­kać swe­go bra­ta, Wic­ka i sio­stry Han­ki, jak­by kie­dy do tego przy­szło. Wia­do­mo­ści od nich nie mia­łem za­dnej do tego cza­su; ale lu­dzie war­szaw­scy, mó­wi­li pono ko­muś w Bu­sku, że He­le­na po­szła za chło­pa, za szew­ca i ogrom­ną jest pa­nią. Ta­kie­mu, co się da­le­ko rzu­cił, po­szczę­ści się nie – raz – wia­do­me rze­czy"…

Po­ga­da­li tak oba z sobą; a na­za­jutrz Szy­mek po­że­gnał go­spo­dy­nię, chło­pa­ków, dzie­wu­chy i po­szedł na służ­bę do dwo­ru. "Le­piej, że so­bie po­szedł, mó­wi­ła Pi­sa­li­na – bom się do­pil­no­wać Sal­ki nie mo­gła: obo­je cią­gle go­ni­li za sobą".–-„A no, jak wy­trwa­ją trzy, czte­ry lata, to się­mo­ga po­brać” – od­rzekł

Bar­tło­miej, cho­ciaż ba­bie jego nie było na rękę.

Pan Skó­row­ski, dzie­dzic na Owcza­rach, był­to czło­wiek nad­zwy­czaj we­so­ły, wiel­ki zuch, za koń­mi prze­pa­dał i miał na staj­ni za­wsze peł­no ta­kich fi­ka­czy, co im mało kto mógł dać radę. Na całą oko­li­cę nie było chło­pa wyż­sze­go, a rękę miał cię­tą do bit­ki. Ka­wa­ler, w domu rzad­ko kie­dy dó­sie­dział; cią­gle się włó­czył po jar­mar­kach, po­lo­wa­niach, a gdy się gdzie za­pił i w kar­ty za­grał, to tam nie­raz mie­siąc i dłu­żej za­ba­wił. Sko­ro zno­wu wró­cił do domu, to w Owe­za­rach aż się ro­iło od go­ści. A dla­cze­goż­by się nie mie­li zjeż­dżać, kie­dy szlach­cic każ­de­go na­pasł, na­po­ił i na rę­kach pra­wie no­sił? AV in­nym dwo­rze służ­ba tego nie po­wą­cha na­wet, co w Owcza­rach psy ja­dły. Nie­raz pod­czas obia­du, albo ko­la­cyi, stan­gre­ci po­de­szli z bi­cza­mi pod okna dwo­ru i do­pie­ro „paf, paf, paf”! wa­li­li raz po razu, jak­by ze strzelb. To im za­raz wy­nie­śli po szklan­ce wina, a jaki taki szlach­cic, co so­bie pod­pił, otwie­rał okno, wy­rzu­cił pa­pier­ka i wo­łał:.Wal­cie le­piej jesz­cze!" Nie­jed­ne­mu stan­gre­to­wi w ta­kich ra­zach od wiel­kie­go roz­ma­chu bicz w po­wie­trze po­le­ciał. Każ­de­mu raź­no było przy tym dwo­rze; czło­wiek się nie spra­co­wał, jak by­dlę, do­ja­dał, do­spał, a swo­je za­wsze za­ro­bił.

Szy­mek pra­co­wał rze­tel­nie, i gdy się roz­pa­trzył, o co cho­dzi, szło mu jak z płat­ka. Ko­nie za­wsze tak wy­czy­ścił, że siart­ka na nich błysz­cza­ła, niby nowy pie­niądz. Za ten po­rzą­dek koło koni dzie­dzic od­ra­zu po­lu­bił Ziar­nia­ka, a i sta­ry stan­gret, Bła­żej, był bar­dzo za­do­wol­nio­ny, bo miał z Szym­ka wy­rę­kę. Trze­ba wie­dzieć, że ten pan Skdrow­ski nie chciał nig­dy do­siąść spo­koj­ne­go ko­nia. „Na kro­wach nie my­ślę jeź­dzić – ma­wiał; – ja lu­bię ko­nia z ogniem, z miną, z po­rząd­nym wy­rzu­tem w no­gach”. Sam był ogni­sty, bry­kał, więc nic dziw­ne­go, że i ko­nie ta­kie lu biał. Zwie­dzie­li się o tem lu­dzie i co gdzie był koń, wa­ry­at skoń­czo­ny, za­raz mó­wi­li:

– Trze­ba go do Owczar pro­wa­dzić i prze­han­dlo­wać Skó­row­skie­mu!

Jed­ne­go dnia przy­wie­dli tam ko­nia brud­no-kasz­ta­no­wa­te­go; nie­oso­bli­wie wy­glą­dał i o ja­kiejś ra­sie mowy być nie mo­gło: chu­dy, ko­sma­ty, po­chu­chra­ny, z du­żym łbem i na krót­kich no­gach. Cała służ­ba dwor­ska wy­le­gła na oglę­dzi­ny szka­py gdyż w Owcza­rach każ­dy uda­wał, że się znał na ko­niach. Ale do owe­go kasz­ta­na ani do­stąp. Nie moż­na mu było zaj­rzeć w zęby, spró­bo­wać ogo­na w na­sa­dzie, nie dał się wziąć za nogę. Bo za zbli­że­niem się czło­wie­ka kasz­tan stu­lał uszy, kwi­czał, rzu­cał się, wierz­gał – wy­ra­biał róż­ne bre­we-rye. Kie­dy mu do­pie­ro cały łeb owi­nę­li płach­tą, wte­dy sam dzie­dzic pod­szedł, a kasz­tan i tak dęba sta­nął, chciał przed­nie­mi no­ga­mi szlach­ci­ca za­gar­nąć pod sie­bie. „A ty szel­mo, cha­ma­nie!”– po­wia­da Skdrow­ski i wręcz chwy­ta za uzdę, a tak ścią­gnął na dół ko­nia, że ten aź przy­klęk­nął. Dwóch tę­gich chło­pów le­d­wie mo­gło utrzy­mać tego kasz­ta­na, a te­raz oto szlach­cic sam je­den zaj­rzał mu w gębę, prze­ko­nał się o jego wie­ku z zę­bów; po­tem oma­cał ko­nia, gdzie chciał, po­kle­pał po kar­ku i rze­cze: „Koń w sam raz pod wierzch dla mnie! O, po­go­ni on do­brze za char­ta­mi, tyl­ko go trze­ba odro­bi­nę uskrom­nić w har­do­ści!” I Skó­row­ski ku­pił kasz­ta­na, za­pła­cił zań go­to­wy­mi pie­niędz­mi. Ale cóż zwie­rzę było ta­kie zu­chwa­łe, że je le­d­wie moż­na było do staj­ni za­pro­wa­dzić. Cką mu nową uzdę na­ło­żyć, a on jak kwik­nie, jak chwy­ci Bła­że­ja zę­ba­mi za suk­ma­nę: pod­niósł sta­re­go do góry i rznął o zie­mię. Za­raz go też wzię­li i na po­stron­ku przy­wią­za­li za łeb do żło­bu. "Niech

Bóg bro­ni, co im tam har­mi­dru na­ro­bił! Po­psuł żłób i sam się o mało nie udu­sił.

– Ta­kie­go chy­ba ti­me­ba ko­niecz­nie na osob­no­ści trzy­mać!- po­wia­da Bła­żej.

A no, wy­pro­wa­dzi­li go od koni cu­go­wych, za­pę­dzi­li do pu­stej sta­jen­ki i za­mknę­li tam bez żad­nej uwię­zi. To się jeno roz­le­ga­ło, zda­le­ka było sły­chać, co ten kasz­tan wy­ra­biał: hu­lał tam, wa­lił ko­py­ta­mi o zie­mię jak sza­lo­ny.

– Cze­kaj­że brat­ku – mówi zno­wu Bła­żej – jak ja ci jeść przez dwa dni nie dam, bę­dziesz ty in­a­czej śpie­wał!

Na­za­jutrz przy­cho­dzi dzie­dzic do staj­ni i pyta:

– A gdzie to mój kasz­tan?

– Pa­nie dzie­dzi­cu,–od­po­wie Bła­żej – mie­li­śwa tu już róż­nych w staj­ni, ale ta­kie­go he­ro­da jesz­cze nie było! Do­pie­ro sta­ry opo­wie­dział Skó­row­skie­mu, co za utra­pie­nie ma z kasz­ta­nem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: