- W empik go
Szepty jeziora - ebook
Szepty jeziora - ebook
Sabina tuż przed emeryturą przeprowadza się do miasta. Podczas pobytu męża w sanatorium w wolnych chwilach jeździ na rowerze, zwiedzając okolicę. Pewnego dnia w parku obok jeziora znajduje pamiętnik. Domyśla się, że należy on do Kolorowej Kobiety, którą widywała w tym miejscu wcześniej. Postanawia ją odszukać, ale aby to zrobić, musi poznać tajemnice spisane w zeszycie. Historia tak ją wciąga, że nawet gdy kobieta znajduje wskazówki, gdzie mieszka autorka zapisków, musi doczytać je do końca. Okazuje się, że życie właścicielki pamiętnika nie było tak kolorowe jak jej ubrania. Czy dwie kobiety, które poznają się w tak niezwykłych okolicznościach, mają szansę na nawiązanie prawdziwej przyjaźni?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367787895 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdego roku schyłek lata motywował Sabinę do większej aktywności na świeżym powietrzu. Październik potrafi być kapryśny i bywało już tak, że nie kontynuował pięknej wrześniowej aury, dlatego zanim nastanie nieprzyjemna jesienna słota, kobieta wsiadała na rower nie tylko w dni wolne od pracy. Nie lubiła jazdy w chłodzie czy wietrze, więc pogoda musiała być dla niej odpowiednia. Z aplikacją w telefonie pokonywała kilkanaście kilometrów ścieżki rowerowej, ale jeździła również mniej ruchliwymi uliczkami i alejkami parkowymi. W niewielkim mieście miała swoje ulubione trasy.
Pierwszy raz ujrzała ją na ławce blisko miejskiej plaży. Kobieta, z nieco zsuniętymi na nos okularami w różowych oprawkach, była głęboko zaczytana i nawet na sekundę nie uniosła wzroku. Przejeżdżając obok, Sabina zwolniła, ponieważ widok osoby skupionej na lekturze zawsze przykuwał jej uwagę, nie tyle z powodu samego czytania, ile ciekawości tytułu. Nie udało się jej jednak go dostrzec, ponieważ książka, jak to zwykle bywa podczas czytania, była za bardzo nachylona w dół.
Sabina każdego roku pochłaniała sporo powieści, dlatego osoby czytające w pociągu, na parkowej ławce czy w innych miejscach publicznych niezmiennie wzbudzały w niej zainteresowanie okładką. Czuła z nimi więź niewytłumaczalną, bo przecież to byli obcy ludzie, o których nic nie wiedziała.
Okrążyła przyjeziorny park miejski i wróciła na ścieżkę rowerową biegnącą równolegle do brzegu jeziora, myśląc o zaczytanej kobiecie. Niestety, już jej nie zastała. Ławkę zajęli trzej chłopcy w wieku szkolnym, wszyscy nachyleni nad telefonem jednego z nich. Przekrzykując się w komentowaniu, wybuchali śmiechem okraszonym przekleństwami.
Wolno ruszyła w stronę alejki biegnącej pod okazałymi drzewami. Ogromne kasztanowce obficie sypnęły wokół siebie lśniącymi w słońcu kasztanami. Przejechała tuż obok młodej kobiety stojącej przy dziecięcym wózku, wpatrzonej w telefon i przesuwającej palcem po jego ekranie. Tymczasem chłopiec, wyglądający na dwulatka, zbierał brązowe kulki, a każde znalezione w trawie cudo z euforią pokazywał swojej mamie lub niani. Ta, bez spojrzenia na malca, od niechcenia wydawała bełkotliwy odgłos zachwytu, wciąż zaabsorbowana treściami w telefonie. Chłopiec najpierw znosił kasztany do spacerówki, a następnie cierpliwie tworzył z nich kopczyk na trawniku. Sabina zwolniła i uśmiechnęła się do dziecka.
– Piękne – z wesołością zagadnęła, przejeżdżając, a ono w geście potwierdzenia wyciągnęło w jej kierunku rączkę z kasztanem, wydając matowy nieartykułowany dźwięk przez nos.
Tego lata Wojtek przebywał w sanatorium. Trzytygodniowa rozłąka smuciła Sabinę, lecz jednocześnie cieszył ją jego wyjazd, był przecież dla podreperowania zdrowia. W końcu to ważne dla nich obojga.
Po długich rozmowach telefonicznych z mężem i jego prezentacji przez kamerkę pięknych zakątków uzdrowiska obiecali sobie, że następnym razem już we dwoje pojadą do zdrojów. Pierwszy raz w życiu doznali tak długiej rozłąki, dlatego czas wolny od pracy spędzała na rowerze, by nie siedzieć samotnie w domu, tym bardziej że ciepłe i słoneczne popołudnia zachęcały do aktywnego spędzania czasu.
W sobotę już z daleka ponownie ujrzała kobietę z książką. Siedziała w tym samym miejscu co przedtem i była tak samo zaczytana, jakby wokół niej istniał tylko świat z powieści, a nie ten realny. Sabina, przyspieszając, skręciła w ścieżkę biegnącą obok ławki. I tym razem przejeżdżająca rowerzystka nie zainteresowała zaczytanej nieznajomej. Ta zerknęła na otwartą książkę oraz kolorową zakładkę leżącą obok czarnej torebki z krótkimi rączkami i niespiesznie pojechała dalej.
Na klombach i obwódkach alejek kwitły różnobarwne rośliny, a gdzieniegdzie wznosiły się rzędy lub grupy wysokich pióropuszy ozdobnych traw. Sabina lubiła wolno przejeżdżać pomiędzy rozkwieconymi połaciami parku. Wtedy specjalnie zwalniała, by nacieszyć oczy przyjemnym krajobrazem i wyższymi roślinami, leniwie kołysanymi ciepłym powiewem letniego wiatru. Czerpała ogromną radość z tego widoku, dlatego przez park zawsze przejeżdżała ze spontanicznym uśmiechem. Jej pogodę ducha jeszcze bardziej potęgowała myśl, że już następnej jesieni, jako emerytka, będzie wolna od wczesnego wstawania oraz natrętnego budzika w komórce. Wprawdzie melodię pobudki wybrała sobie najmilszą dla ucha, zaczynającą się delikatnym pluskiem płynącego strumyka i subtelnym śpiewem ptaków, ale te kojące odgłosy natury bardzo szybko nabierały natężenia i wcale nie były przyjemne dla jej nierozbudzonego jeszcze słuchu.
Nieznajomą kobietę widywała na ławce prawie każdego popołudnia, jak zwykle z książką. Jej sylwetka, kolor włosów i twarz tak bardzo utkwiły w głowie Sabiny, że poznałaby ją zawsze i wszędzie. Zapamiętała nawet kolczyki, dlatego od razu zauważyła, gdy któregoś dnia z jej uszu zwisały inne – dłuższe i niezwykle kolorowe. Mogły być z tkaniny lub utkane z nitek, bo przedstawiały żółte słoneczniki na tle niebieskim jak pogodne niebo, a wszystko było otoczone – być może – delikatnym drucikiem albo grubą srebrną nitką. Sabinę tak bardzo urzekły osobliwe cacka w uszach nieznajomej, że w czasie każdego kolejnego przejazdu obok kobiety zwalniała maksymalnie, aby się przyjrzeć, czy jej uszu nie zdobią nowe cuda. Nieznajoma z książką zawsze była ubrana artystycznie. Tak uznała rowerzystka. Jej obficie ufałdowana spódnica w połowie zakrywała łydki. Na nogach miała czerwone tenisówki z kwiatowym motywem po bokach. Sweterki lub bluzki nosiła tak niespotykane, że niemożliwym było ich kupno w jakimkolwiek sklepie odzieżowym w jej mieście. Sabina doszła do wniosku, że kobieta zaopatruje się w tak zwanych second handach albo korzysta z usług krawcowej lub też sama sobie szyje te pięknie i wymyślne stroje. Jej bluzki zazwyczaj ozdabiały hafty, koronki czy drapowania, a spodnie, w których ją spotkała innym razem, były zwiewne i niezwykle kolorowe, z szerokimi nieobszytymi nogawkami. Czarna tkaninowa torebka bardziej przypominała plecak z maleńkimi kieszonkami. Osobliwy styl kobiety od razu ujął Sabinę, choć ciekawiła ją również czytana lektura. Ładna twarz nieznajomej wyglądała niezwykle pogodnie. Nieskazitelna, bez żadnego piega, jedynie odpowiednio potraktowana czasem. Sabina domyślała się, że mogły być w jednakowym wieku. Włosy kobiety w dużej mierze opanowało naturalne srebro, a Sabinie przez głowę przebiegł pomysł, by i ona pozwoliła już na dobre rozgościć się siwiźnie. Przecież Sabina dobiegała wieku emerytalnego, czyli sześćdziesiątki, a siwe pasma są takie oczywiste i nieuniknione nawet dużo wcześniej, po pięćdziesiątce.
W sobotę Sabina dostała sprawozdawczy telefon od Wojtka o ciepłych i przyjemnych borowinowych okładach, różnorodnych terapiach oraz kompleksie basenowym z przyjemną wodą termalną. Później zjadła lekki obiad w postaci warzyw z patelni z brązowym ryżem, przysiadła, czytając kilka krótkich rozdziałów książki, i o zwyczajowej porze wybrała się na rower. Jakiś wewnętrzny impuls pokierował ją najpierw nad jezioro, a nie, jak zazwyczaj, na którąś ścieżkę rowerową prowadzącą daleko za miasto. Ku jej radości kobieta siedziała i jak zwykle czytała. Ujrzała ją już z daleka. Znów stanowiła ona barwną plamą na tle stonowanych piaskowych alejek uatrakcyjnionych przez klomby wrześniowego kwiecia, wśród którego dominował fiolet wonnej lawendy. Tym razem była w szerokiej wielobarwnej spódnicy midi, choć wcale niejaskrawej. Wystawały spod niej nierówne delikatne ząbki czarnej koronki. Na białej płóciennej bluzce koszulowej ładnie prezentowały się sznury drobnych koralików. Sabina nagle – bo wcale tego nie planowała – wyhamowała na wprost ławki i zeszła z roweru.
– Dzień dobry. Mogę się przysiąść? – zapytała z uśmiechem. – Kamyk mi wpadł do buta.
– Oczywiście.
Nieznajoma podsunęła czarną torebkę bliżej siebie, chociaż i bez tego zmieściłyby się jeszcze trzy tak szczupłe osoby, i gestem zachęciła, by rowerzystka przysiadła. Sabina dopiero z bliska zauważyła delikatne srebrne nitki wplecione w tkaninę torebki, co czyniło ją elegancką.
Spojrzały sobie w oczy, po czym Sabina natychmiast zerknęła na okładkę zamkniętej książki. Spoczęła ona na kolanach kobiety z palcem zatkniętym w miejscu czytania. Jakąż ogromną poczuła radość, gdy się okazało, że znała tę powieść i nawet doskonale pamiętała fabułę, bo przeczytała ją mniej więcej dwa, trzy miesiące wcześniej.
– Jest świetna. – Wskazała na okładkę, gdy już ponownie założyła i zasznurowała sportowy but. – Czytałam całkiem niedawno i mocno utkwiła mi w pamięci.
– O, to bardzo miłe, bo mówi się, a raczej wyczytuje ze statystyk, że u nas czytelnictwo stoi marnie. A tu proszę, przysiada się do mnie nieznajoma rowerzystka i się okazuje, że oczytana – odpowiedziała z uśmiechem kobieta. Miała przyjemny, subtelny głos, który Sabina bez zawahania przypisała osobie inteligentnej.
– Książki to moja miłość – kontynuowała temat Sabina. – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym się znaleźć w miejscu, gdzie ich nie ma. Książki i rower.
– To tak jak ja, czytanie wprost kocham – przyznała kobieta, po czym zabrała książkę z kolan i wróciła do lektury.
Sabina się pożegnała i ruszyła w kierunku centrum, a stamtąd do pobliskiej wsi, połączonej z miastem ścisłą zabudową. Gdyby nie znaki z nazwami miejscowości, byłoby trudno określić, w którym miejscu przebiega granica między nimi. Do wioski prowadziła niedawno oddana ścieżka rowerowa. Kobieta bardzo lubiła ją pokonywać z powodu pięknych przydomowych ogrodów oraz niewielkiego ruchu drogowego.
W domu sprawdziła w komórce mapkę z przejechaną trasą i z zadowoleniem stwierdziła, że już dawno nie wykonała rowerem takich wywijasów. Wieczorem długo rozmawiała z Wojtkiem, który zapewniał ją o ogromnej miłości i tęsknocie. Na zakończenie rozmowy znów obiecał żonie, że już nigdy nigdzie sam nie wyjedzie. Wprawdzie miał miłego kuracjusza na sąsiednim łóżku, ale zdecydowanie wolałby z nią dzielić pokój.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------