- W empik go
Szkic w czerni i szkarłacie - ebook
Szkic w czerni i szkarłacie - ebook
Nastoletnia Majka trafia na urokliwą prowincję - do miasteczka położonego w dolinie pomiędzy lasami - ale nie tak wyobrażała sobie to sielskie miejsce. Powrót w rodzinne strony wnuczki starego Brugera nie podoba się również mieszkańcom, którzy na jej widok czynią znak krzyża. Dlaczego wspomnienie zmarłego dziadka budzi takie reakcje? I czy klątwa przechodzi z pokolenia na pokolenie? Odpowiedzi na te pytania przynosi opowiadanie zawarte w antologii "Księga strachu".
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-267-7137-4 |
Rozmiar pliku: | 364 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dom stał na podmurówce z szarych kamieni, które kontrastowały z poczerniałymi deskami ścian i zielonymi okiennicami. Na ażurowy ganek prowadziły nierówne stopnie, z okien wychylały się rażące jaskrawą czerwienią pelargonie. Sztachety okalającego ogródek płotu porastał powój. Delikatne kwiaty rozkwitały wczesnym rankiem, a gdy dosięgało je słońce, tuliły pączki, jakby ze strachu przed dniem. Grządki były starannie wypielone, jabłonka miała biały od wapna pień.
Majce nie podobał się ani dom ani ogród. Spodziewała się willi, takiej jak na zdjęciach w kolorowych tygodnikach, nie wiejskiej chałupy z warzywnikiem zapełnionym marchwią i cebulą. Okolica też wydała się jej mało ciekawa miasteczko położone w niewielkiej dolince otoczonej lesistymi wzgórzami, skupione wokół ryneczku domy i krowie placki na drodze.
Wybrała się na zwiedzanie późnym popołudniem, kiedy słońce schowało się za stokami. Wpierw szła żwirową szosą, potem trafiła na ulicę obramowaną zarośniętymi trawą chodnikami. Grubo żłobione podeszwy glanów pozostawiały wyraźne ślady w rozmiękłym asfalcie. Mijane domy były podobne do tego, w którym sama mieszkała: stare, z zielonymi okiennicami i pelargoniami.
Na rynku stała fontanna. Pucułowaty amorek miał loki upstrzone gołębimi odchodami i złamane skrzydełko, z wydętych usta nie spływała ani jedna kropla wody. Wokół betonowej cembrowiny rosły szałwie, na chodniku ustawiono drewniane ławki. Okupowali je staruszkowie w wyszmelcowanych kapeluszach, śmierdzący potem i starością. Pocierali szczecinę na brodzie, postukiwali laskami i wodzili wyblakłymi oczami za paradującą przed nimi dziewczyną. Kto wie, co myśleli o nienaturalnie czarnych włosach, twarzy pokrytej grubą warstwą makijażu, jaskrawoczerwonych ustach, krótkiej spódnicy i siatkowych rajstopach?
Majka przystanęła przed ratuszem, jedynym obok kościoła murowanym budynkiem. Zadarła głowę, podziwiając dzwonnicę, potem zajrzała do sklepu.
Tu spotykały się kobiety w chustkach zamotanych wokół czerstwych twarzy, przepasane kwiecistymi fartuchami. Opowiadały o liszkach zżerających kapustę, orzechach w spirytusie dobrych na żołądek, łamaniu w kościach. Na widok czarno odzianej nastolatki zamilkły w pół słowa.
Dziewczyna kupiła colę i siadła na schodach przed sklepem, żeby opróżnić butelkę.
To wnuczka starego Brugera.
Matko przenajświętsza, patrzajcież na nią.... – szemrały, ale Majka i tak słyszała.
Przełknęła resztę napoju, oddała butelkę i odeszła.
Zła krew, zła dobiegło ją już na chodniku.
Odwróciła się i uśmiechnęła, rozciągając szeroko przesadnie wymalowane usta. Gapiące się za nią kobiety uczyniły znak krzyża.
Wracała po ciemku. Ostatnia latarnia oświetlała miejsce, gdzie kończył się asfalt, a zaczynała szosa z poboczem zarośniętym chwastami.
Coś szeleściło i poskrzypywało, chrzęścił żwir. Na tle rozgwieżdżonego nieba widać było skrzydlaty kształt − sowy albo nietoperza, ponad krzakami unosiły się drobniutkie światełka, niczym zimne iskierki niewidocznego ogniska. Majka miała uczucie, jakby ktoś za nią szedł, ale nie starczyło jej odwagi, żeby się odwrócić. Przyspieszyła, potem pobiegła. Wpadła do domu zdyszana, spocona.
Gdzie się Marysia po nocy włóczy? – powitała ją Madejowa, gospodyni dziadka, która po jego śmierci opiekowała się domem.
Nigdzie – burknęła dziewczyna i, łomocząc ciężkimi butami, poszła na górę.
Sama wybrała sobie pokoik ze spadzistym sufitem i małymi lukarnami. Okazał się ciemny i duszny, a ona wiecznie obijała się o niską powałę. Sprężyny łóżka z mosiężną poręczą skrzypiały, materac był twardy, a pod najwyższą ścianą piętrzył się stos gratów, z których przy najlżejszym poruszeniu wzbijały się tumany kurzu.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.