Szkoła dla elity. Śmiertelny powrót - ebook
Szkoła dla elity. Śmiertelny powrót - ebook
Nowy zabójczy rok szkolny w życiu piątki nastolatków wmieszanych w główne wątki drugiego sezonu serialu „Szkoła dla elity”.
Oglądałeś serial „Szkoła dla elity”? Czy na pewno wiesz wszystko o losach jej bohaterów? Poznaj całą historię!
Gorka, Melena, Janine i Paula są już o rok starsi i zamierzają podnieść głowę niczym aksolotl – płaz zdolny do regeneracji i wygojenia własnych ran tak, by nie pozostała po nich blizna.
Wokół Las Encinas kręci się tajemnicza postać w szkolnym mundurku, która skrywa twarz za kominiarką, budząc panikę wśród uczniów. Jednak nasi bohaterowie muszą żyć dalej.
Gorka wplątał się w skomplikowany związek z Andreą, doskonałą pod każdym względem córką lewicowego polityka, nową w ich szkole. Melena porzuciła naukę, żeby pomóc matce w kawiarni i za wszelką cenę próbuje podtrzymać ich odnowioną relację. Janine obsesyjnie pragnie wyjaśnić tajemnicze przypadki śmierci i uchronić przyjaciół przed niebezpieczeństwem. Paula postanawia rzucić szkołę i podjąć pracę, musi więc zmierzyć się z dorosłym życiem.
Czy grupce zepchniętych na margines nastolatków uda się znaleźć swoje miejsce w toksycznym środowisku Las Encinas.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-863-8 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
Ściany sali operacyjnej pomalowano na niezbyt uspokajający jaskrawoniebieski kolor. Paula nie mogła się uwolnić od myśli, że to barwa smerfów. To skojarzenie tylko dodatkowo ją denerwowało. Wspomnienie kreskówek w czasie, gdy siedziała rozkraczona na fotelu porodowym w klinice aborcyjnej, jeszcze mocniej wszystko jej uświadamiało. Była dziewczynką. Dziewczynką z nogami rozłożonymi na szpitalnym łóżku. Nie było jej wygodnie, nie była spokojna, bała się bólu i tego, że zabieg pociągnie za sobą długofalowe skutki… Nie fizyczne – pani doktor już jej to wyjaśniła – lecz emocjonalne. Miała ochotę zeskoczyć z łóżka, zapiąć koszulę, żeby przestać świecić gołym tyłkiem i uciec stamtąd… Ale nie mogła… Nie mogła donosić tej ciąży z wielu powodów. W ogóle nie brała pod uwagę urodzenia tego dziecka. A przynajmniej tak powiedziała mamie, gdy zwierzyła się jej, że chyba jest w ciąży. Od dnia, w którym powiedziała rodzicom i ujrzała na ich twarzach przerażone miny, jakich nigdy wcześniej u nich nie widziała, ani przez minutę nie przestawała myśleć o Anie, bo tak w duchu ochrzciła swoją córkę.
_Wiem, że to dziewczynka, to znaczy, że to byłaby dziewczynka. Wiem, że gdybym jej nie usunęła i pozwoliła jej urosnąć, to byłaby dziewczynka. Czuję to, wiem o tym. Czemu Ana? To pierwsze imię, jakie wpadło mi do głowy. Moja babcia tak się nazywała, a poza tym w dzieciństwie przeczytałam książkę –_ Ania z Zielonego Wzgórza _– o takiej zbuntowanej dziewczynce. Jestem do niej podobna… i moja córka też by była. Ana. Cały czas do niej mówię. We wszystkim, co wiąże się z aborcją jesteś, mówiąc szczerze, straszliwie sama. No wiadomo, mama cały czas trzymała mnie za rękę, opiekowała się mną, gładziła po głowie, jakbym miała osiem lat, ale to wszystko jest dziwne, pełne sprzeczności, bo to temat tabu, o którym nie mówimy, a jednak cały czas wisi w powietrzu. Kiedy rano mama kładzie mi tosty na talerz, patrzą na mnie i krzyczą: „WYSKROBIESZ SIĘ, SUKO!”. Kiedy wkładam naczynia do zmywarki i wyjmuję tacę, by ustawić rzeczy, rozlega się coś w rodzaju „ZACHOWUJESZ SIĘ JAK ZAWSZE, ALE SIĘ WYSKROBIESZ!”. Milczenie, kiedy mama nocami siada w bujanym fotelu, krzyczy: „TWOJA CÓRKA USUNIE CIĄŻĘ! JESTEŚ NAJGORSZĄ MATKĄ NA ŚWIECIE!”. Przedmioty mówią o nas, cisza i nicość szepczą o tym, co rośnie w mojej macicy, ale my o tym nie wspominamy, chociaż jest mnóstwo do powiedzenia. Naprawdę mnóstwo. Więc kiedy mama gładzi mnie po głowie, jak już mówiłam, albo gdy patrzy na mnie z salonu, kiedy przechodzę przez werandę, albo gdy tata przygląda mi się podczas kolacji w restauracji – wiem, że myślą tylko o tym. To łańcuch powiązanych myśli, niczym schody. Pierwszy pokonywany stopień to aborcja, wiadomo, no i oczywiście nie jest nam na nim wygodnie, więc posuwamy się o kolejny schodek w dół i docieramy do piwnicy stosunków płciowych poprzedzających ciążę. Żaden rodzic nie lubi wyobrażać sobie swojej córki w łóżku albo na czworakach na tylnym siedzeniu auta i to nie ma nic, ale to nic wspólnego z tym, że jestem niepełnoletnia. Mogłabym mieć trzydzieści osiem lat, a tata i tak cierpiałby, wyobrażając sobie moją noc poślubną, rozumiesz? Rodzice nie chcą myśleć o tym, że jesteś płodna, możesz się pieprzyć, absolutnie nie chcą… Ale jeszcze bardziej nie chcą dopuścić do świadomości, że siedzisz rozkraczona na fotelu ginekologicznym, kiedy właśnie zabierają się, by wyskrobać ci „prawie płód” z samej głębi twojego jestestwa. Wszystko to jest do dupy._
_A ja? Nie płakałam ani razu przez cały ten czas. Wszystko poszło błyskawicznie, było szybkie, a zarazem wieczne. Klasyka gatunku: „Powinnam już dostać. Boże, nie dostaję…”. A wówczas – wszystkie możliwe pytania. Sądziłam, że zawsze robiłam to z prezerwatywą, ale potem nie byłam już tego taka pewna, a jeszcze później pomyślałam, że któraś mogła być dziurawa albo przeterminowana. Rozważyłam wiele możliwości. Niektóre bardzo logiczne w rodzaju: „Gorka zrobił mi dziecko”, inne bardzo głupie: „Nie powinnam była siadać w tamtej publicznej toalecie”, a wreszcie już całkiem idiotyczne, zwłaszcza po_ Mrocznych niebach_, filmie o kosmitach: „A jeśli zostałam uprowadzona przez obcych?”. Nie, nie, nikt mnie nie uprowadził ani nie zaszłam w ciążę w toalecie kina Cines Ideal. Nie. Zaszłam w ciążę, bo utrzymywałam stosunki płciowe i mój ekskolega wytrysnął we mnie wiele razy. Tyle. A wspomniałam o tym płaczu, bo jestem z siebie dumna, że nie robiłam dramatu. Zawsze byłam beksą, przecież wiesz. Na widok dwóch kreseczek na teście ciążowym przeszłam o dwa poziomy wyżej w dojrzałości, tak przypuszczam, ale ciąża wypełniła mi stopy cementem i poczułam się… nie wiem, jak to wyjaśnić, ciężka. Bach! Ciężka i zdolna pokierować własnym życiem. „Nie jestem już
dzieckiem – powtarzam sobie – i nie płaczę”. „Nie jestem już dzieckiem – powtarzam sobie – i nie płaczę, nie płaczę…”._
Paula się rozszlochała. Od samego początku powstrzymywała łzy, jechała na zaciągniętym hamulcu ręcznym, nie zdając sobie z tego sprawy, a to – jakkolwiek by patrzeć – sprawia, że auto się psuje. Straszna była ta niebieska ściana, straszne myśli o smerfach, widok mamy po drugiej stronie z ustami wykrzywionymi w dziwnym, lekkim uśmiechu mającym ją natchnąć spokojem. Wszystko było straszne, czuła się dzieckiem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i się rozpłakała, ale po jej policzkach nie potoczyły się ciche łzy, nie. To był jeden z tych szlochów, od których trzęsie się broda, które próbujesz zatrzymać, ale im dłużej starasz się to zrobić, tym większa rośnie ci gula w gardle: jeden z tych właśnie. Płacz dziewczyny, która dopiero co skończyła siedemnaście lat. Czy dojrzała? No raczej! Ale dorastania nie da się porównać do odblokowania nowego poziomu w grze wideo. Owszem, odblokowujesz nowe zadania i nowe przygody, ale przecież nie pozbywasz się nagle, za jednym zamachem swoich lęków. Nie. Dojrzewanie to stawianie czoła nowym problemom, które widzisz z daleka lub nawet nie wiesz, że istnieją, ale to nie oznacza przecież, że jakimś cudownym sposobem otrzymujesz narzędzia, by sobie z nimi poradzić, rozumiesz? Paula tego nie rozumiała i dlatego płakała, dlatego chciała uciec, a zarazem wiedziała, że nie ma gdzie się schronić. Pomyślała, że dziecko z nią zostanie, jeśli nie pozwoli, by ta igła wbiła się w jej ciało. Zapomniała jakimś cudem wszystko, co wyjaśniła jej lekarka. Widziała tylko, że zbliża się do niej jakieś ostre narzędzie. Spojrzała na matkę, która dalej miała na twarzy tę dziwną minę, stanowiącą część dotychczas nieznanego jej repertuaru; spróbowała coś szepnąć, coś, czego nikt na sali prócz jej matki nie mógł zrozumieć.
– Przepraszam.
Czuła się dziwnie, że nie powiedziała nic Gorce; zajęło jej sporo czasu, zanim sobie uświadomiła, że chyba powinna z nim porozmawiać, ale uznała, że to już za wiele problemów, a chciała, żeby to wszystko szybko się skończyło, żeby nikt nie wiedział… I choć gdzieś w głębi serca dobrze wiedziała, że źle robi, bez trudu usprawiedliwiała się najróżniejszego rodzaju wymówkami, bardziej lub mniej przekonującymi. A Gorce już co innego było w głowie, zakochał się i umiał perfekcyjnie wykroić filety z łososia na mega profesjonalne _sashimi_.
_Sashimi wychodzi mi zajebiście. Rodzice nie potracili głowy, ale strasznie mnie pilnują. Okropnie. Przesadnie. No jasne, wiadomo, o co chodzi. Koleżanka z mojej klasy, dziewczyna, która dorastała na naszych oczach i mieszkała kilka domów dalej, została brutalnie zamordowana._
Śmierć Mariny poruszyła całą okolicę i zmusiła rodziców do oderwania wzroku od ich komórek i tabletów, do odłożenia na chwilę na bok Skype’a z międzynarodowymi spotkaniami; teraz okazało się, że trzeba chwycić byka za rogi. W tym wypadku problem sprowadzał się do tego, że być może zaniedbali swoje dzieci.
Nie wszyscy rodzice wpadli od razu w panikę, nie wszyscy skupili uwagę na dzieciach. Niektórym przyszło do głowy, by z nimi porozmawiać i dowiedzieć się nieco więcej o ich życiu, co zresztą nie zawsze przynosiło oczekiwane efekty. Jednak rodzice Gorki tak, przestraszyli się, i to bardzo, odebrali śmierć Mariny jako nieoczekiwany sygnał alarmowy. Co zrobili? Zapomnieli o tym, czego się nauczyli wcześniej. Od kiedy chłopak skończył piętnaście lat, dawali mu dużo wolności, w efekcie wspaniałe relacje, jakie mieli wcześniej, zaczęły się rozluźniać z powodu emocjonalnej skrytości ich nastoletniego syna. W domu rzadko mówiło się o uczuciach, to wszystkich peszyło, ale trzeba było dać coś z siebie i zabrać się za to. To nie znaczyło, że jego rodzice winili rodziców Mariny za śmierć córki, ale w głębi duszy myśleli, że gdyby bardziej na nią uważali, być może dziewczyna nadal by żyła, dokazywała i cieszyła się swoim stypendium.
Zaczęli robić różne rzeczy całą rodziną, takie tam proste pomysły. Ponownie odwiedzali muzea, wychodzili razem na kolację lub nawet wspólnie oglądali filmy i seriale. Gorka był z natury miły i rozumiał troskę rodziców, zgadzał się więc na to pozornie bez oporu, jednak z największą chęcią zamieniłby każdy z tych wieczorów na możliwość zagrania kilku rundek w _Call of Duty_, taka prawda.
_Kurs wyrafinowanej kuchni japońskiej dla smakoszy? Niezbyt mi to pasowało, ale co miałem zrobić? Powiedzieć rodzicom, żeby spadali na drzewo, zapewnić, że nie padnę ofiarą morderstwa, jeśli zostanę w domu albo pójdę na siłkę? No raczej nie. W sumie to tylko trzy wieczory w tygodniu i faktycznie nie był to typowy kurs. Piliśmy sake i białe wino. Tak, moim rodzicom zupełnie nie przeszkadza, że piję alkohol, pod warunkiem, że robię to z nimi. Wygląda to na sprzeczność przy całym tym gadaniu o odpowiedzialnej opiece i tak dalej, ale póki jestem pod ich nadzorem, uważają za całkiem normalne, że machnę sobie piwko._
_Kurs odbywał się w dość szczególnym miejscu. Mówię szczególnym, bo wchodziłeś przez metalowe drzwi i docierałeś do czegoś w rodzaju zamkniętego ogrodu pełnego drzew, roślin i lampek na ścianach i suficie. Szmer wody dochodzący chyba z jakiejś fontanny, której nigdy nie udało mi się zlokalizować, tworzył fajną atmosferę, i choć czasami chciało się od tego sikać, w sumie było to dość relaksujące. Nie, nie miałem ochoty na ten kurs, ale kiedy po raz pierwszy tam wszedłem…_
…zakochał się.
_Zakochałem się._
Andrea właśnie robiła sobie kitkę, by długie i ciemne włosy nie wpadały jej na twarz. Uśmiechała się i szeptała coś ze swoją siostrą – Claudią, z którą manipulowały przy wielkim kawałku tuńczyka. Miss Yamabuki, ich nauczycielka, przedstawiła Gorkę i jego rodziców, przyłączając ich do grupy. Ledwo dziewczyna podniosła wzrok i napotkała spojrzenie chłopaka, powstało między nimi niezwykłe przyciąganie. Andrea nie wiedziała, dlaczego wciąż uporczywie na niego zerka, ale oblewała się rumieńcem, widząc, że z nim dzieje się to samo. Nie mogli oderwać od siebie wzroku.
Andrea myśli, że jest przystojny, a jego odstające uszy są bardzo seksi. Podoba się jej, że jest od niej wyższy o kilka centymetrów i hipnotyzuje ją sposób, w jaki porusza rękami. Przygląda się, jak kroi rybę i robi kulki z ryżu do _nigri_, a potem wyobraża sobie te ruchy w zwolnionym tempie. Słyszała, jak mówi, i choć pochodzi z dobrego domu – bo to słychać – ma też jakiś proletariacki akcent, co dodaje mu egzotycznego uroku.
Gorka myśli, że to mega atrakcyjna laska. Choć jej sylwetka nie przypomina klepsydry, czyli jego ulubionego typu – Gorka zalicza się do chłopaków, którzy na stronach porno zawsze szukają Latynosek – wydaje mu się, że szczupła talia dziewczyny rekompensuje niezbyt szerokie biodra. Podoba mu się też jej dziecinna twarzyczka i zaróżowione policzki na bardzo bladej cerze. I włosy. Te włosy doprowadzają go do szaleństwa.
_Ma włosy jak Japonka. Proste, bardzo proste, długie, strasznie długie i czarne, do tego ta prosta grzywka, która przypomina mi bohaterki mangi. Piękne, pełne wargi i najdłuższe rzęsy, jakie kiedykolwiek widziałem. Poza tym kilka razy spojrzałem na nią z bliska i wiem, że nie ma na sobie ani grama makijażu._
Istotnie pierwszego dnia nie miała ani grama makijażu. Na drugi dzień, kiedy Gorka wpadł jej już w oko, wytoczyła ciężkie działa w postaci korektora i odrobiny błyszczyka w brzoskwiniowym tonie, który sprawił, że jej usta stały się błyszczące i ponętne. Nie była głupia i wiedziała, że wilgotne wargi przyciągają chłopaków niczym światło ćmy. Andrea nie planowała raczej nikogo uwodzić, nigdy nie poświęcała chłopakom zbyt wiele uwagi. Bardziej zależało jej na zdobyciu przyjaciół, bo niedawno wróciła z ekskluzywnego internatu w Monachium i wolała nie zmarnować tego nowego początku na zostanie czyjąś dziewczyną. Chciała się zdyscyplinować, skupić na nauce, dobrze zacząć… Jednak na jej nieszczęście te plany wzięły w łeb, gdy tylko Gorka wkroczył na scenę.
_Wcale nie planowałam go podrywać, ale wydał mi się taki fajny, że postanowiłam nieco pomóc losowi i poszłam umyć ręce w tym samym czasie co on. No OK, moja siostra Claudia zachęciła mnie, żebym tak zrobiła, a ja potraktowałam to jak swego rodzaju zabawę. Nie wiedziałam, że zobaczę go jeszcze kiedykolwiek po zakończeniu trzydniowego kursu, dzięki któremu stawaliśmy się nastoletnimi znawcami japońskiej kuchni. A tam znów były te jego dłonie, namydlał je pod kranem. No i dobra, podeszłam._
Więc poszedł na całego.
– Takie ładne miejsce, szkoda, że kranu lepiej nie dopracowali. Proszę, proszę, ja już kończę… – powiedział z uśmiechem na ustach, a uśmiechając się, mrużył oczy.
Od słowa do słowa zaczęli rozmawiać o tym, jak trudno zrobić dobre _sushi_, banalne rzeczy, jasne, ale wystarczyły, żeby trochę się poznać, żeby się przekonać, że oboje mają ochotę na rozmowę. Uwagi w rodzaju: „mało się nie zaciąłem”, „bo te noże to… prawdziwe żylety”. W końcu ona posunęła się o krok dalej.
– Nie wydaje ci się, że Miss Yamabuki nie jest Japonką? Mam wrażenie, że na siłę mówi z akcentem, ale to Chinka…
Chłopak nie umiał powstrzymać śmiechu i dodał, że nie zastanawiał się nad tym, ale teraz nie będzie już mógł brać za dobrą monetę, kiedy ona mu powie, że robi „wsitko zle”.
– Jak masz na imię? Ja jestem Gorka.
– A ja Andrea.
– Nie widziałem cię wcześniej.
– Niedawno przyjechałam z zagranicy, to znaczy chodziłam za granicą do szkoły… przez jakiś czas.
Uśmiechała się, przez co robiła wrażenie rezolutnej w kontaktach towarzyskich, ale jasne było, że jest kłębkiem nerwów: jąkała się, jakby nie umiała znaleźć odpowiednich słów. On to zauważył i zrozumiał, że też jej się podoba.
Tamtego drugiego wieczora, po rozmowie koło kranu, Gorka jak nawiedzony zestalkował ją w mediach społecznościowych. Wystarczyło kilka kliknięć i dowiedział się o niej wszystkiego.
Imię: Andrea
Nazwisko: Batallán
Wiek: szesnaście lat
Liczba obserwujących: 230 tysięcy
Znak Zodiaku: Skorpion
Rodzina: ojciec to lewicowy polityk – Juanjo Batallán. Matka Carlota to blondynka z szerokim uśmiechem, o której niewiele wiadomo. Siostra Claudia ma dziewiętnaście lat i studiuje politologię. Obie uwielbiają jazdę konną.
Ulubiony serial: _Trzynaście powodów_
Muzyka: chętnie słucha utworów grupy The Vaccines i starych piosenek gościa nazwiskiem Leonard Cohen.
Lubi: konie, diabelski młyn, jedzenie, taniec _funky_ i mandale do kolorowania, instagramowe konta brzydkich psów i grube skarpety.
Nie lubi: nietolerancji, machizmu, wysokich obcasów, okresu, gdy miała krótkie włosy, pająków, poniedziałków, małży, polowań, _Gry o tron._
Tak naprawdę nie szukał dziewczyny, ale cóż… Jeśli los sam stawia na twojej drodze ideał, i to ideał, który w dodatku w kółko się do ciebie uśmiecha i wysyła sygnały, wkręcasz się…
Więc Gorka się wkręcił, nawet bardzo, i umówili się kilka razy. Pierwsze spotkanie nie wyszło najlepiej i było dziwne, bo oboje tak bardzo chcieli pokazać się z najlepszej strony, że nie pozwolili na niezręczne milczenie. Gadali jak najęci. Ich relacja nie opierała się na tym, że łączy ich wiele rzeczy, bo nie łączyło, ale na tym, że łatwo się dostosowywali. Na drugim spotkaniu nie byli już tacy spięci, dopuszczali się nawzajem do głosu; już nie było ciągłego słowotoku ani urwanych zdań. On głupiał, tonąc w jej jasnych oczach. Ona gubiła się w jego niezłomnym uśmiechu. Nie zdając sobie z tego sprawy, poruszali się po omacku, by wreszcie odnaleźć się w pocałunku. Oboje wiedzieli, że mają przed sobą wspólną historię. Taką prawdziwą, długą, rzeczywistą. Podobali się sobie w równym stopniu. Nie odgrywali żadnych dziwnych ról, nie szukali pola dla dominacji, było tylko wzajemne przyciąganie i cudowne kojące poczucie, że będąc razem, znajdują się na właściwym miejscu, u siebie, w domu. Ale tego nie mówię ja, to ona…
_…Kiedy spotykam się z Gorką, czuję że jestem w domu. Brzmi to dziwnie, jak jakaś bzdura, ale spędziłam dużo czasu w szkołach z dala od rodziny, w internatach, nauczyłam się porozumiewać w obcym języku i znam dobrze to uczucie… uczucie, że jesteś u siebie, w domu. Z Gorką je mam. Nie, wcale nie szukałam chłopaka, ale jeśli los stawia go na mojej drodze, to co mam robić? Stracić okazję? Nie… nie. Nie._
I zaczęli ze sobą chodzić. Wszystko poszło bardzo szybko.
No tak, wiem, że zadajesz sobie to pytanie. Gorka tak łatwo zapomniał o Pauli? Odpowiedź brzmi – tak. Kiedy masz szesnaście lat, przeżywasz wszystko bardzo intensywnie, ale takie ekstremalne emocje są jak przejażdżka kolejką górską… wjeżdżasz na górę, zaczyna się szaleństwo, ale potem trasa nagle się kończy. No wiadomo, jak jesteś masochistą i lubisz cierpieć, możesz wjechać kilka razy pod rząd, ale Gorka miał już dosyć łażenia za nią i wysiadł z kolejki, gdy tylko nadarzyła się sposobność, a ponieważ Paula narzuciła dystans pomiędzy nimi, nie zobaczyli się od tamtej pory, co znacząco ułatwiło mu odesłanie jej w zapomnienie. Jasne, że czasami o niej myślał, ale tak naprawdę tęsknił jedynie za przyjacielską stroną ich znajomości, rozmowami i zwierzeniami, które łączyły ich, zanim się w niej zadurzył, zanim zaczęły się macanki i niszczące przyjaźń zawroty głowy. Pogodził się z tym, że ich drogi rozeszły się na dobre i nie przejmował się tym zanadto. Zaczął nowy rozdział, a ledwo to zrobił, poznał Andreę.
A zatem lato Pauli było masakryczne; lato Gorki wypełniły romantyczne uniesienia. A co słychać u Janine?
_Moje wakacje? Phi… Jedna z bardziej dołujących rzeczy, jakie możesz sobie wyobrazić. Nie pojechaliśmy nigdzie, bo ciocia Emilia, siostra mamy, zachowywała się dziwnie i nie chcieliśmy zostawiać jej samej ani na chwilę. Powiedzieli nam, że ma jakąś rzadką chorobę, ale tak naprawdę miała gigantyczną deprechę, bo zerwała ze swoim facetem i nie chciało jej się wziąć w garść i zmierzyć z własnym życiem. Żadna rzadka choroba nie zmusza cię do histerycznego płaczu co chwila ani nie każe ci łazić przez cały dzień w piżamie i obżerać się lodami i chipsami, no gdzie tam, takie efekty wywołują tylko zerwania, wiem z wiarygodnego źródła, bo pasjami oglądam telenowele i seriale. W sprawach miłosnych może i nie mam zbyt wielu własnych doświadczeń, ale w teorii uważam się za eksperta. No więc moje wakacje, zajebiste, a jakże. Nie mam przyjaciół… i wszyscy się ode mnie odsunęli ze strachu, że znowu mi odwali i doniosę na kumpli. Jeśli dodasz do tego, że brutalnie zamordowano moją koleżankę z klasy i chodzą pogłoski, że morderca nadal pozostaje na wolności – bo nikt nie wierzy, że to sprawka Nana, którego zatrzymano – więc w efekcie gada się w kółko o jednym i rodzice wolą, żeby ich dzieci nie wychodziły i nie imprezowały… a wręcz przeciwnie, popierają wakacyjne zamknięcie. Po prostu zajebiście. Małe doprecyzowanie: jestem przyzwyczajona do samotności i bardzo ją lubię, ale tylko wtedy, gdy jest to mój własny wybór. Zrobiłam kurs edycji wideo przez YouTube’a, tak, myślałam, że może zostanę youtuberką, ale potem uświadomiłam sobie, że nie mam żadnych treści, które mogłabym tam wrzucać, niczego… więc darowałam sobie ten pomysł. Samotność podsyca moją kreatywność na maksa, zwłaszcza nocami. Nocami wpadają mi do głowy megapomysły, sama nie wiem, na powieść, komiks, film krótkometrażowy, ale potem rano wszystko to wydaje mi się jakąś porażką. Jak gdyby światło dzienne zderzało mnie na nowo i to cholernie boleśnie z rzeczywistością, a moja obecna rzeczywistość wygląda tak, jak już mówiłam: zero przyjaciół, zero planów, mnóstwo śmieciowego jedzenia, które mnie uszczęśliwia i mnóstwo telewizji z dubbingiem… tak, dawniej oglądałam wszystko w wersji oryginalnej, ale się rozleniwiłam… Nic mi się nie chce._
_Łaknę września jak kania dżdżu. Będzie ciężko. Są ludzie, zwłaszcza kumple Maria, którzy mnie nienawidzą, ale w gruncie rzeczy wprowadzi to w końcu jakieś ożywienie, dużo większe niż program bliźniaków, którzy robią remonty, moje jedyne zajęcie… pomijając opiekę nad aksolotlem._
_Na zakończenie roku szkolnego brat podarował mi aksolotla… Ja też nie miałam pojęcia, co to takiego, powiem więcej, kiedy go zobaczyłam, wydał mi się mega odrażającym przybyszem z podziemi. Wygląda, jakbyś zmiksował paskudną żabę z pomarszczonym fiutem jakiegoś starucha, jak jakiś kosmita… Ale kiedy uważnie mu się przyjrzysz, dostrzegasz, że właśnie w tym dziwacznym wyglądzie kryje się jego esencja. Jest jak albinos, ma czarne, błyszczące oczy i odnosisz wrażenie, że cały czas się dobrodusznie uśmiecha. Mój brat bardzo się przejął tą sprawą z Mariem i podarował mi go, bo aksolotle mają pewną szczególną właściwość: leczą własne rany, ale w takim już naprawdę odjechanym wymiarze, w rodzaju, utnij mi nogę, a ona i tak odrośnie. Mają genetycznie uwarunkowaną zdolność do samoregeneracji i nawet nie zostają im blizny, więc brat pomyślał, że to będzie dla mnie dobry przykład. Dosyć kiczowate, ale prawdę mówiąc, wzruszyło mnie to… I nawet jeśli trochę się go brzydzę, to symbolizuje coś pięknego. Tak, cała rodzina zauważyła, że nie najlepiej ze mną, że popadam w mroczne emo klimaty bardziej niż zwykle i w sumie… nie dziwi mnie, że spodziewają się, iż lada dzień rzucę się z mostu, ale nic z tego… Moje życie jest szare i do dupy, ale człowieku, i tak mi na nim zależy. Życie jest jak bieg z przeszkodami. Trzeba skakać, trzeba biec, ale jest piękne… tak przynajmniej uważam. Teraz mam gorszy okres, no wiadomo, nie da się ukryć, ale jadę dalej, w końcu przecież przyjdą lepsze czasy, tylko, błagam, NIECH TO BĘDZIE JUŻ!_
Chciała nie tylko lepszego okresu, tak naprawdę chciała mieć chłopaka. Ale nic z tego. No tak, próbowała na Tinderze, ale nikt jej nie pasował. Już nawet nie chodziło o rozgłos wokół historii z Mariem, mówiło się o tym przez kilka tygodni, lecz potem zostało to oczywiście przyćmione przez śmierć Mariny. Za to Wendy, eks Maria wzięła na siebie trud rozsiewania ziarna nienawiści do Janine, opowiadała wszystkim, że ta ma nierówno pod sufitem, i że sama sobie wymyśliła całą tę historię o przemocy… No i wiadomo, chłopaki wolały się z nią nie zadawać. Niektórzy wiedzieli, że miała rację, ale i tak nie chcieli ryzykować. Janine wolałaby, żeby nigdy nie doszło do konfliktu z Mariem, nawet więcej, chciałaby, żeby poprzedni rok całkiem zniknął z jej życiorysu, ale to było niemożliwe, zwłaszcza że lada chwila miał się zacząć proces. Dostawała pogróżki na Instagramie, raniące komentarze od osób, których nawet nie znała, no ale w sieci tak już jest. Mario miał być osądzony przez sąd, Janine osądzali wszyscy użytkownicy Twittera i Instagrama, więc choć, obiektywnie biorąc, była ofiarą, wielu uważało ją za grubawą dziwaczkę, która za wszelką cenę pragnie zwrócić na siebie uwagę.
Kolejną sprawą, która ciążyła Janine, był katastrofalnie żałosny krąg przyjaciół, jakim dysponowała. Krąg ten zawsze był mały, lecz teraz jeszcze na dobitkę wyglądał, jakby przeszło po nim tornado. Gorka poznał jakąś dziewczynę i poświęcał jej cały swój czas, z małymi przerwami na siłkę. Paula całkiem gdzieś zniknęła, a Melena… nigdy nie przyjaźniły się zbyt blisko, a obecnie tym bardziej, bo dziewczyna była zajęta kawiarnią, którą otworzyły z matką, i nie miała czasu. Teraz pracowała, teraz miała rodzinę, teraz miała włosy, teraz miała jakieś życie…
_Moje życie zmieniło się o… mnóstwo stopni, trzysta sześćdziesiąt tego nie oddaje. Kojarzysz te filmy, w których dziecko wypowiada jakieś bardzo szalone życzenie przy torcie urodzinowym lub jakiejś magicznej zabawce i to życzenie się spełnia? Wiesz, o co mi chodzi? Więc gdyby ktoś zapytał mnie o życzenie w zeszłym roku, powiedziałabym, że chcę mieć normalne życie i dokładnie takie mam… Byłam przyzwyczajona do wygód i to się zmieniło, ale jestem… szczęśliwa, aż boję się to mówić, ale wszystko idzie dobrze. Pewnie obiektywnie biorąc, moja sytuacja nie jest najlepsza, ale jeśli porównasz moje obecne życie z tym, jakie wiodłam w zeszłym roku szkolnym, trudno przeoczyć różnicę. Kłótnie z matką zmieniły się w dziwną relację, jak u bohaterek_ Kochanych kłopotów, _która łączy nas teraz. Moje problemy z narkotykami zastąpiła potężna dawka doświadczeń związanych z restauratorstwem, a oschłą, zgorzkniałą minę zastąpił uśmiech…_
_No dobra, nie oszukujmy się, nie jestem jakąś pieprzoną reklamą podpasek. Lubię jointy i nie szkodzą mi specjalnie… Pewnie, widziałam filmy dokumentalne, gdzie mówią, że uszkodzenia powodowane przez zioło uwidaczniają się dopiero po wielu latach nadużywania… Ale czy ja wiem… jedna lufka przed snem to chyba jeszcze nie żadna tragedia, dla mnie nie, pomaga mi się rozluźnić i na razie nie zamierzam tego rzucać, ale muszę przyznać, że to nadal tabu i robię to ukradkiem… Z kawiarnią idzie super. Sprawdziłyśmy wiele opcji i w końcu zdecydowałyśmy się na bardzo fajną franczyzę, oni zajęli się wszystkim, tak że w parę miesięcy wszystko było gotowe, a my pracowałyśmy ramię w ramię. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że zostanę kelnerką… ale jestem nią, podoba mi się to i pomaga mi trochę w kontaktach z ludźmi. Nie żebym była jakimś mizantropem albo szczególnie trudno nawiązywała relacje z innymi, ale miałam już dosyć samej siebie i byłam dość dziwnym stworem. Za to teraz czuję się OK, jestem jak każda inna dziewczyna i wszystko idzie super, serio…_
Pomijając ten drobny i głupi detal, że Melena nadal była zakochana w Gorce. Czy mogła go uważać za swojego przyjaciela? Tak, ale jako że mieli wiele górek i dołków w swoich relacjach – rzecz typowa dla dobrych przyjaciół, takich na całe życie, teraz cię lubię, teraz mam cię gdzieś, teraz cię potrzebuję, i tak w kółko – a w dodatku znalazł sobie akurat dziewczynę, więc ich kontakty bardzo się zredukowały. Widywali się czasem, przychodził niekiedy do kawiarni, ale nie dzwonili do siebie ani nie wysyłali błahych wiadomości, żeby skomentować codzienne zdarzenia… Melena przeżywała podręcznikowe zakochanie, ale jako bystra dziewczyna umiała dobrze analizować rzeczywistość, była realistką, to wychodziło jej doskonale. Nie miało najmniejszego sensu kochać się w chłopaku, który nigdy się nią nie zainteresuje, ale jej było wszystko jedno, nawet więcej, delektowała się swoimi miłosnymi doznaniami i wcale nie liczyła na coś więcej.
_No kocham go, nie? I co z tego? Byłam tym trochę skołowana, bo zakochałam się jak jakaś prymitywna dzida. Najdziwniejsze, że nie mam erotycznych myśli na temat Gorki. Nie robię sobie dobrze z myślą o nim, nie, skąd… nie należę raczej do zbyt aktywnych seksualnie, ani ze sobą, ani z kimkolwiek innym. Mam niskie libido i nawet Gorka mnie nie pobudza. No dobra, gdyby wszedł do kawiarni i zrzucił filiżanki na podłogę, żeby zrobić to ze mną na którymś stoliku, to bym się nie opierała, ale nie jest to temat, który spędzałby mi sen z powiek._
_Wiesz co? Lubię być w nim zakochana… brzmi to zajebiście dziwnie, ale lubię być w nim zakochana, przyzwyczaiłam się do tego stanu i gdyby to się skończyło, czułabym, że czegoś mi brak. Ludzie bardzo się mylą co do miłości. Filmy namieszały nam w głowach i to porządnie. To że kogoś kochasz, nie znaczy zaraz, że musisz walczyć o jego miłość, albo że twoim jedynym celem powinno być siedzenie razem z nim i całowanie się, nie, to wszystko bzdury… Jeśli lubisz muzykę, to nie znaczy od razu, że musisz wydać płytę albo założyć zespół. Tak właśnie mam z Gorką. Podoba mi się, OK, kocham go, do cholery, ale nie muszę z nim być, bo już zrozumiałam, że to się nigdy nie zdarzy, a jego dziewczyna, ta laska, ta brunetka, co wygląda jak królewna Śnieżka, jest bardzo w porządku i bardziej do niego pasuje niż ja… Chciałam przypomnieć, że Gorka myślał, że jestem jakąś cholerną zabójczynią i zaniósł mój pieprzony pamiętnik sfrustrowanej nastolatki na komisariat… Raczej nie zakochujesz się w dziewczynie, o której myślisz, że ma nierówno pod sufitem, nie? No to sprawa jasna. On jest z córką czerwonego polityka i tyle. Wszystko w porządku._
_Poszłam do pierwszej komunii, zmusili mnie, mama sprzedała reportaż do czasopisma „Hola”, nic szczególnie pamiętnego, dwie kolorowe strony, na których udało jej się pięknie zarobić za cenę pokazania mediom córki ubranej w białą, nieznośnie pretensjonalną sukienkę. Ogółem jedyna rzecz, którą pamiętam z katechizmu, to zdanie z bardzo brzydkiego plakatu w salce parafialnej:_
_„Bóg daje ci spokój ducha, byś zaakceptował to, czego nie można zmienić, odwagę, byś zmienił to, co możesz, i mądrość, byś rozróżnił jedno od drugiego”._
_Jeśli usuniesz z tego zdania Boga, uzyskasz moje motto:_
_„_Miej _spokój ducha, byś zaakceptował to, czego nie można zmienić, odwagę, byś zmienił to, co możesz, i mądrość, byś rozróżnił jedno od drugiego”._
_Tę myśl powtarzam sobie od dziecka niczym mantrę. To znaczy nie chcę ujmować zasług Bogu, ale w niego nie wierzę, bo zawsze czułam, że on nie wierzy we mnie, wolałam więc polegać w całości na sobie i nie zależeć od jego boskich łask. No cóż, ateistka ze mnie._