Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szkoła dla elity. Śmiertelny powrót - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Szkoła dla elity. Śmiertelny powrót - ebook

Nowy zabójczy rok szkolny w życiu piątki nastolatków wmieszanych w główne wątki drugiego sezonu serialu „Szkoła dla elity”.

Oglądałeś serial „Szkoła dla elity”? Czy na pewno wiesz wszystko o losach jej bohaterów? Poznaj całą historię!

Gorka, Melena, Janine i Paula są już o rok starsi i zamierzają podnieść głowę niczym aksolotl – płaz zdolny do regeneracji i wygojenia własnych ran tak, by nie pozostała po nich blizna.

Wokół Las Encinas kręci się tajemnicza postać w szkolnym mundurku, która skrywa twarz za kominiarką, budząc panikę wśród uczniów. Jednak nasi bohaterowie muszą żyć dalej.

Gorka wplątał się w skomplikowany związek z Andreą, doskonałą pod każdym względem córką lewicowego polityka, nową w ich szkole. Melena porzuciła naukę, żeby pomóc matce w kawiarni i za wszelką cenę próbuje podtrzymać ich odnowioną relację. Janine obsesyjnie pragnie wyjaśnić tajemnicze przypadki śmierci i uchronić przyjaciół przed niebezpieczeństwem. Paula postanawia rzucić szkołę i podjąć pracę, musi więc zmierzyć się z dorosłym życiem.

Czy grupce zepchniętych na margines nastolatków uda się znaleźć swoje miejsce w toksycznym środowisku Las Encinas.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-863-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

------------------------------------------------------------------------

Ścia­ny sali ope­ra­cyj­nej po­ma­lo­wa­no na nie­zbyt uspo­ka­ja­jący ja­skra­wo­nie­bie­ski ko­lor. Pau­la nie mo­gła się uwol­nić od my­śli, że to bar­wa smer­fów. To sko­ja­rze­nie tyl­ko do­dat­ko­wo ją de­ner­wo­wa­ło. Wspo­mnie­nie kre­skó­wek w cza­sie, gdy sie­dzia­ła roz­kra­czo­na na fo­te­lu po­ro­do­wym w kli­ni­ce abor­cyj­nej, jesz­cze moc­niej wszyst­ko jej uświa­da­mia­ło. Była dziew­czyn­ką. Dziew­czyn­ką z no­ga­mi roz­ło­żo­ny­mi na szpi­tal­nym łó­żku. Nie było jej wy­god­nie, nie była spo­koj­na, bała się bólu i tego, że za­bieg po­ci­ągnie za sobą dłu­go­fa­lo­we skut­ki… Nie fi­zycz­ne – pani dok­tor już jej to wy­ja­śni­ła – lecz emo­cjo­nal­ne. Mia­ła ocho­tę ze­sko­czyć z łó­żka, za­pi­ąć ko­szu­lę, żeby prze­stać świe­cić go­łym ty­łkiem i uciec stam­tąd… Ale nie mo­gła… Nie mo­gła do­no­sić tej ci­ąży z wie­lu po­wo­dów. W ogó­le nie bra­ła pod uwa­gę uro­dze­nia tego dziec­ka. A przy­naj­mniej tak po­wie­dzia­ła ma­mie, gdy zwie­rzy­ła się jej, że chy­ba jest w ci­ąży. Od dnia, w któ­rym po­wie­dzia­ła ro­dzi­com i uj­rza­ła na ich twa­rzach prze­ra­żo­ne miny, ja­kich ni­g­dy wcze­śniej u nich nie wi­dzia­ła, ani przez mi­nu­tę nie prze­sta­wa­ła my­śleć o Anie, bo tak w du­chu ochrzci­ła swo­ją cór­kę.

_Wiem, że to dziew­czyn­ka, to zna­czy, że to by­ła­by dziew­czyn­ka. Wiem, że gdy­bym jej nie usu­nęła i po­zwo­li­ła jej uro­snąć, to by­ła­by dziew­czyn­ka. Czu­ję to, wiem o tym. Cze­mu Ana? To pierw­sze imię, ja­kie wpa­dło mi do gło­wy. Moja bab­cia tak się na­zy­wa­ła, a poza tym w dzie­ci­ństwie prze­czy­ta­łam ksi­ążkę –_ Ania z Zie­lo­ne­go Wzgó­rza _– o ta­kiej zbun­to­wa­nej dziew­czyn­ce. Je­stem do niej po­dob­na… i moja cór­ka też by była. Ana. Cały czas do niej mó­wię. We wszyst­kim, co wi­ąże się z abor­cją je­steś, mó­wi­ąc szcze­rze, strasz­li­wie sama. No wia­do­mo, mama cały czas trzy­ma­ła mnie za rękę, opie­ko­wa­ła się mną, gła­dzi­ła po gło­wie, jak­bym mia­ła osiem lat, ale to wszyst­ko jest dziw­ne, pe­łne sprzecz­no­ści, bo to te­mat tabu, o któ­rym nie mó­wi­my, a jed­nak cały czas wisi w po­wie­trzu. Kie­dy rano mama kła­dzie mi to­sty na ta­lerz, pa­trzą na mnie i krzy­czą: „WY­SKRO­BIESZ SIĘ, SUKO!”. Kie­dy wkła­dam na­czy­nia do zmy­war­ki i wyj­mu­ję tacę, by usta­wić rze­czy, roz­le­ga się coś w ro­dza­ju „ZA­CHO­WU­JESZ SIĘ JAK ZA­WSZE, ALE SIĘ WY­SKRO­BIESZ!”. Mil­cze­nie, kie­dy mama no­ca­mi sia­da w bu­ja­nym fo­te­lu, krzy­czy: „TWO­JA CÓR­KA USU­NIE CI­ĄŻĘ! JE­STEŚ NAJ­GOR­SZĄ MAT­KĄ NA ŚWIE­CIE!”. Przed­mio­ty mó­wią o nas, ci­sza i ni­co­ść szep­czą o tym, co ro­śnie w mo­jej ma­ci­cy, ale my o tym nie wspo­mi­na­my, cho­ciaż jest mnó­stwo do po­wie­dze­nia. Na­praw­dę mnó­stwo. Więc kie­dy mama gła­dzi mnie po gło­wie, jak już mó­wi­łam, albo gdy pa­trzy na mnie z sa­lo­nu, kie­dy prze­cho­dzę przez we­ran­dę, albo gdy tata przy­gląda mi się pod­czas ko­la­cji w re­stau­ra­cji – wiem, że my­ślą tyl­ko o tym. To ła­ńcuch po­wi­ąza­nych my­śli, ni­czym scho­dy. Pierw­szy po­ko­ny­wa­ny sto­pień to abor­cja, wia­do­mo, no i oczy­wi­ście nie jest nam na nim wy­god­nie, więc po­su­wa­my się o ko­lej­ny scho­dek w dół i do­cie­ra­my do piw­ni­cy sto­sun­ków płcio­wych po­prze­dza­jących ci­ążę. Ża­den ro­dzic nie lubi wy­obra­żać so­bie swo­jej cór­ki w łó­żku albo na czwo­ra­kach na tyl­nym sie­dze­niu auta i to nie ma nic, ale to nic wspól­ne­go z tym, że je­stem nie­pe­łno­let­nia. Mo­gła­bym mieć trzy­dzie­ści osiem lat, a tata i tak cier­pia­łby, wy­obra­ża­jąc so­bie moją noc po­ślub­ną, ro­zu­miesz? Ro­dzi­ce nie chcą my­śleć o tym, że je­steś płod­na, mo­żesz się pie­przyć, ab­so­lut­nie nie chcą… Ale jesz­cze bar­dziej nie chcą do­pu­ścić do świa­do­mo­ści, że sie­dzisz roz­kra­czo­na na fo­te­lu gi­ne­ko­lo­gicz­nym, kie­dy wła­śnie za­bie­ra­ją się, by wy­skro­bać ci „pra­wie płód” z sa­mej głębi two­je­go je­ste­stwa. Wszyst­ko to jest do dupy._

_A ja? Nie pła­ka­łam ani razu przez cały ten czas. Wszyst­ko po­szło bły­ska­wicz­nie, było szyb­kie, a za­ra­zem wiecz­ne. Kla­sy­ka ga­tun­ku: „Po­win­nam już do­stać. Boże, nie do­sta­ję…”. A wów­czas – wszyst­kie mo­żli­we py­ta­nia. Sądzi­łam, że za­wsze ro­bi­łam to z pre­zer­wa­ty­wą, ale po­tem nie by­łam już tego taka pew­na, a jesz­cze pó­źniej po­my­śla­łam, że któ­raś mo­gła być dziu­ra­wa albo prze­ter­mi­no­wa­na. Roz­wa­ży­łam wie­le mo­żli­wo­ści. Nie­któ­re bar­dzo lo­gicz­ne w ro­dza­ju: „Gor­ka zro­bił mi dziec­ko”, inne bar­dzo głu­pie: „Nie po­win­nam była sia­dać w tam­tej pu­blicz­nej to­a­le­cie”, a wresz­cie już ca­łkiem idio­tycz­ne, zwłasz­cza po_ Mrocz­nych nie­bach_, fil­mie o ko­smi­tach: „A je­śli zo­sta­łam upro­wa­dzo­na przez ob­cych?”. Nie, nie, nikt mnie nie upro­wa­dził ani nie za­szłam w ci­ążę w to­a­le­cie kina Ci­nes Ide­al. Nie. Za­szłam w ci­ążę, bo utrzy­my­wa­łam sto­sun­ki płcio­we i mój eks­ko­le­ga wy­try­snął we mnie wie­le razy. Tyle. A wspo­mnia­łam o tym pła­czu, bo je­stem z sie­bie dum­na, że nie ro­bi­łam dra­ma­tu. Za­wsze by­łam bek­są, prze­cież wiesz. Na wi­dok dwóch kre­se­czek na te­ście ci­ążo­wym prze­szłam o dwa po­zio­my wy­żej w doj­rza­ło­ści, tak przy­pusz­czam, ale ci­ąża wy­pe­łni­ła mi sto­py ce­men­tem i po­czu­łam się… nie wiem, jak to wy­ja­śnić, ci­ężka. Bach! Ci­ężka i zdol­na po­kie­ro­wać wła­snym ży­ciem. „Nie je­stem już
dziec­kiem – po­wta­rzam so­bie – i nie pła­czę”. „Nie je­stem już dziec­kiem – po­wta­rzam so­bie – i nie pła­czę, nie pła­czę…”._

Pau­la się roz­sz­lo­cha­ła. Od sa­me­go po­cząt­ku po­wstrzy­my­wa­ła łzy, je­cha­ła na za­ci­ągni­ętym ha­mul­cu ręcz­nym, nie zda­jąc so­bie z tego spra­wy, a to – jak­kol­wiek by pa­trzeć – spra­wia, że auto się psu­je. Strasz­na była ta nie­bie­ska ścia­na, strasz­ne my­śli o smer­fach, wi­dok mamy po dru­giej stro­nie z usta­mi wy­krzy­wio­ny­mi w dziw­nym, lek­kim uśmie­chu ma­jącym ją na­tchnąć spo­ko­jem. Wszyst­ko było strasz­ne, czu­ła się dziec­kiem bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej i się roz­pła­ka­ła, ale po jej po­licz­kach nie po­to­czy­ły się ci­che łzy, nie. To był je­den z tych szlo­chów, od któ­rych trzęsie się bro­da, któ­re pró­bu­jesz za­trzy­mać, ale im dłu­żej sta­rasz się to zro­bić, tym wi­ęk­sza ro­śnie ci gula w gar­dle: je­den z tych właś­nie. Płacz dziew­czy­ny, któ­ra do­pie­ro co sko­ńczy­ła sie­dem­na­ście lat. Czy doj­rza­ła? No ra­czej! Ale do­ra­sta­nia nie da się po­rów­nać do od­blo­ko­wa­nia no­we­go po­zio­mu w grze wi­deo. Ow­szem, od­blo­ko­wu­jesz nowe za­da­nia i nowe przy­go­dy, ale prze­cież nie po­zby­wasz się na­gle, za jed­nym za­ma­chem swo­ich lęków. Nie. Doj­rze­wa­nie to sta­wia­nie czo­ła no­wym pro­ble­mom, któ­re wi­dzisz z da­le­ka lub na­wet nie wiesz, że ist­nie­ją, ale to nie ozna­cza prze­cież, że ja­ki­mś cu­dow­nym spo­so­bem otrzy­mu­jesz na­rzędzia, by so­bie z nimi po­ra­dzić, ro­zu­miesz? Pau­la tego nie ro­zu­mia­ła i dla­te­go pła­ka­ła, dla­te­go chcia­ła uciec, a za­ra­zem wie­dzia­ła, że nie ma gdzie się schro­nić. Po­my­śla­ła, że dziec­ko z nią zo­sta­nie, je­śli nie po­zwo­li, by ta igła wbi­ła się w jej cia­ło. Za­po­mnia­ła ja­ki­mś cu­dem wszyst­ko, co wy­ja­śni­ła jej le­kar­ka. Wi­dzia­ła tyl­ko, że zbli­ża się do niej ja­kieś ostre na­rzędzie. Spoj­rza­ła na mat­kę, któ­ra da­lej mia­ła na twa­rzy tę dziw­ną minę, sta­no­wi­ącą część do­tych­czas nie­zna­ne­go jej re­per­tu­aru; spró­bo­wa­ła coś szep­nąć, coś, cze­go nikt na sali prócz jej mat­ki nie mógł zro­zu­mieć.

– Prze­pra­szam.

Czu­ła się dziw­nie, że nie po­wie­dzia­ła nic Gor­ce; za­jęło jej spo­ro cza­su, za­nim so­bie uświa­do­mi­ła, że chy­ba po­win­na z nim po­roz­ma­wiać, ale uzna­ła, że to już za wie­le pro­ble­mów, a chcia­ła, żeby to wszyst­ko szyb­ko się sko­ńczy­ło, żeby nikt nie wie­dział… I choć gdzieś w głębi ser­ca do­brze wie­dzia­ła, że źle robi, bez tru­du uspra­wie­dli­wia­ła się naj­ró­żniej­sze­go ro­dza­ju wy­mów­ka­mi, bar­dziej lub mniej prze­ko­nu­jący­mi. A Gor­ce już co in­ne­go było w gło­wie, za­ko­chał się i umiał per­fek­cyj­nie wy­kro­ić fi­le­ty z ło­so­sia na mega pro­fe­sjo­nal­ne _sa­shi­mi_.

_Sa­shi­mi wy­cho­dzi mi za­je­bi­ście. Ro­dzi­ce nie po­tra­ci­li gło­wy, ale strasz­nie mnie pil­nu­ją. Okrop­nie. Prze­sad­nie. No ja­sne, wia­do­mo, o co cho­dzi. Ko­le­żan­ka z mo­jej kla­sy, dziew­czy­na, któ­ra do­ra­sta­ła na na­szych oczach i miesz­ka­ła kil­ka do­mów da­lej, zo­sta­ła bru­tal­nie za­mor­do­wa­na._

Śmie­rć Ma­ri­ny po­ru­szy­ła całą oko­li­cę i zmu­si­ła ro­dzi­ców do ode­rwa­nia wzro­ku od ich ko­mó­rek i ta­ble­tów, do odło­że­nia na chwi­lę na bok Sky­pe’a z mi­ędzy­na­ro­do­wy­mi spo­tka­nia­mi; te­raz oka­za­ło się, że trze­ba chwy­cić byka za rogi. W tym wy­pad­ku pro­blem spro­wa­dzał się do tego, że być może za­nie­dba­li swo­je dzie­ci.

Nie wszy­scy ro­dzi­ce wpa­dli od razu w pa­ni­kę, nie wszy­scy sku­pi­li uwa­gę na dzie­ciach. Nie­któ­rym przy­szło do gło­wy, by z nimi po­roz­ma­wiać i do­wie­dzieć się nie­co wi­ęcej o ich ży­ciu, co zresz­tą nie za­wsze przy­no­si­ło ocze­ki­wa­ne efek­ty. Jed­nak ro­dzi­ce Gor­ki tak, prze­stra­szy­li się, i to bar­dzo, ode­bra­li śmie­rć Ma­ri­ny jako nie­ocze­ki­wa­ny sy­gnał alar­mo­wy. Co zro­bi­li? Za­po­mnie­li o tym, cze­go się na­uczy­li wcze­śniej. Od kie­dy chło­pak sko­ńczył pi­ęt­na­ście lat, da­wa­li mu dużo wol­no­ści, w efek­cie wspa­nia­łe re­la­cje, ja­kie mie­li wcze­śniej, za­częły się roz­lu­źniać z po­wo­du emo­cjo­nal­nej skry­to­ści ich na­sto­let­nie­go syna. W domu rzad­ko mó­wi­ło się o uczu­ciach, to wszyst­kich pe­szy­ło, ale trze­ba było dać coś z sie­bie i za­brać się za to. To nie zna­czy­ło, że jego ro­dzi­ce wi­ni­li ro­dzi­ców Ma­ri­ny za śmie­rć cór­ki, ale w głębi du­szy my­śle­li, że gdy­by bar­dziej na nią uwa­ża­li, być może dziew­czy­na na­dal by żyła, do­ka­zy­wa­ła i cie­szy­ła się swo­im sty­pen­dium.

Za­częli ro­bić ró­żne rze­czy całą ro­dzi­ną, ta­kie tam pro­ste po­my­sły. Po­now­nie od­wie­dza­li mu­zea, wy­cho­dzi­li ra­zem na ko­la­cję lub na­wet wspól­nie ogląda­li fil­my i se­ria­le. Gor­ka był z na­tu­ry miły i ro­zu­miał tro­skę ro­dzi­ców, zga­dzał się więc na to po­zor­nie bez opo­ru, jed­nak z naj­wi­ęk­szą chęcią za­mie­ni­łby ka­żdy z tych wie­czo­rów na mo­żli­wo­ść za­gra­nia kil­ku run­dek w _Call of Duty_, taka praw­da.

_Kurs wy­ra­fi­no­wa­nej kuch­ni ja­po­ńskiej dla sma­ko­szy? Nie­zbyt mi to pa­so­wa­ło, ale co mia­łem zro­bić? Po­wie­dzieć ro­dzi­com, żeby spa­da­li na drze­wo, za­pew­nić, że nie pad­nę ofia­rą mor­der­stwa, je­śli zo­sta­nę w domu albo pój­dę na si­łkę? No ra­czej nie. W su­mie to tyl­ko trzy wie­czo­ry w ty­go­dniu i fak­tycz­nie nie był to ty­po­wy kurs. Pi­li­śmy sake i bia­łe wino. Tak, moim ro­dzi­com zu­pe­łnie nie prze­szka­dza, że piję al­ko­hol, pod wa­run­kiem, że ro­bię to z nimi. Wy­gląda to na sprzecz­no­ść przy ca­łym tym ga­da­niu o od­po­wie­dzial­nej opie­ce i tak da­lej, ale póki je­stem pod ich nad­zo­rem, uwa­ża­ją za ca­łkiem nor­mal­ne, że mach­nę so­bie piw­ko._

_Kurs od­by­wał się w dość szcze­gól­nym miej­scu. Mó­wię szcze­gól­nym, bo wcho­dzi­łeś przez me­ta­lo­we drzwi i do­cie­ra­łeś do cze­goś w ro­dza­ju za­mkni­ęte­go ogro­du pe­łne­go drzew, ro­ślin i lam­pek na ścia­nach i su­fi­cie. Szmer wody do­cho­dzący chy­ba z ja­kie­jś fon­tan­ny, któ­rej ni­g­dy nie uda­ło mi się zlo­ka­li­zo­wać, two­rzył faj­ną at­mos­fe­rę, i choć cza­sa­mi chcia­ło się od tego si­kać, w su­mie było to dość re­lak­su­jące. Nie, nie mia­łem ocho­ty na ten kurs, ale kie­dy po raz pierw­szy tam wsze­dłem…_

…za­ko­chał się.

_Za­ko­cha­łem się._

An­drea wła­śnie ro­bi­ła so­bie kit­kę, by dłu­gie i ciem­ne wło­sy nie wpa­da­ły jej na twarz. Uśmie­cha­ła się i szep­ta­ła coś ze swo­ją sio­strą – Clau­dią, z któ­rą ma­ni­pu­lo­wa­ły przy wiel­kim ka­wa­łku tu­ńczy­ka. Miss Yama­bu­ki, ich na­uczy­ciel­ka, przed­sta­wi­ła Gor­kę i jego ro­dzi­ców, przy­łącza­jąc ich do gru­py. Le­d­wo dziew­czy­na pod­nio­sła wzrok i na­po­tka­ła spoj­rze­nie chło­pa­ka, po­wsta­ło mi­ędzy nimi nie­zwy­kłe przy­ci­ąga­nie. An­drea nie wie­dzia­ła, dla­cze­go wci­ąż upo­rczy­wie na nie­go zer­ka, ale ob­le­wa­ła się ru­mie­ńcem, wi­dząc, że z nim dzie­je się to samo. Nie mo­gli ode­rwać od sie­bie wzro­ku.

An­drea my­śli, że jest przy­stoj­ny, a jego od­sta­jące uszy są bar­dzo sek­si. Po­do­ba się jej, że jest od niej wy­ższy o kil­ka cen­ty­me­trów i hip­no­ty­zu­je ją spo­sób, w jaki po­ru­sza ręka­mi. Przy­gląda się, jak kroi rybę i robi kul­ki z ryżu do _ni­gri_, a po­tem wy­obra­ża so­bie te ru­chy w zwol­nio­nym tem­pie. Sły­sza­ła, jak mówi, i choć po­cho­dzi z do­bre­go domu – bo to sły­chać – ma też ja­kiś pro­le­ta­riac­ki ak­cent, co do­da­je mu eg­zo­tycz­ne­go uro­ku.

Gor­ka my­śli, że to mega atrak­cyj­na la­ska. Choć jej syl­wet­ka nie przy­po­mi­na klep­sy­dry, czy­li jego ulu­bio­ne­go typu – Gor­ka za­li­cza się do chło­pa­ków, któ­rzy na stro­nach por­no za­wsze szu­ka­ją La­ty­no­sek – wy­da­je mu się, że szczu­pła ta­lia dziew­czy­ny re­kom­pen­su­je nie­zbyt sze­ro­kie bio­dra. Po­do­ba mu się też jej dzie­cin­na twa­rzycz­ka i za­ró­żo­wio­ne po­licz­ki na bar­dzo bla­dej ce­rze. I wło­sy. Te wło­sy do­pro­wa­dza­ją go do sza­le­ństwa.

_Ma wło­sy jak Ja­pon­ka. Pro­ste, bar­dzo pro­ste, dłu­gie, strasz­nie dłu­gie i czar­ne, do tego ta pro­sta grzyw­ka, któ­ra przy­po­mi­na mi bo­ha­ter­ki man­gi. Pi­ęk­ne, pe­łne war­gi i naj­dłu­ższe rzęsy, ja­kie kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łem. Poza tym kil­ka razy spoj­rza­łem na nią z bli­ska i wiem, że nie ma na so­bie ani gra­ma ma­ki­ja­żu._

Istot­nie pierw­sze­go dnia nie mia­ła ani gra­ma ma­ki­ja­żu. Na dru­gi dzień, kie­dy Gor­ka wpa­dł jej już w oko, wy­to­czy­ła ci­ężkie dzia­ła w po­sta­ci ko­rek­to­ra i odro­bi­ny błysz­czy­ka w brzo­skwi­nio­wym to­nie, któ­ry spra­wił, że jej usta sta­ły się błysz­czące i po­nęt­ne. Nie była głu­pia i wie­dzia­ła, że wil­got­ne war­gi przy­ci­ąga­ją chło­pa­ków ni­czym świa­tło ćmy. An­drea nie pla­no­wa­ła ra­czej ni­ko­go uwo­dzić, ni­g­dy nie po­świ­ęca­ła chło­pa­kom zbyt wie­le uwa­gi. Bar­dziej za­le­ża­ło jej na zdo­by­ciu przy­ja­ciół, bo nie­daw­no wró­ci­ła z eks­klu­zyw­ne­go in­ter­na­tu w Mo­na­chium i wo­la­ła nie zmar­no­wać tego no­we­go po­cząt­ku na zo­sta­nie czy­jąś dziew­czy­ną. Chcia­ła się zdy­scy­pli­no­wać, sku­pić na na­uce, do­brze za­cząć… Jed­nak na jej nie­szczęście te pla­ny wzi­ęły w łeb, gdy tyl­ko Gor­ka wkro­czył na sce­nę.

_Wca­le nie pla­no­wa­łam go pod­ry­wać, ale wy­dał mi się taki faj­ny, że po­sta­no­wi­łam nie­co po­móc lo­so­wi i po­szłam umyć ręce w tym sa­mym cza­sie co on. No OK, moja sio­stra Clau­dia za­chęci­ła mnie, że­bym tak zro­bi­ła, a ja po­trak­to­wa­łam to jak swe­go ro­dza­ju za­ba­wę. Nie wie­dzia­łam, że zo­ba­czę go jesz­cze kie­dy­kol­wiek po za­ko­ńcze­niu trzy­dnio­we­go kur­su, dzi­ęki któ­re­mu sta­wa­li­śmy się na­sto­let­ni­mi znaw­ca­mi ja­po­ńskiej kuch­ni. A tam znów były te jego dło­nie, na­my­dlał je pod kra­nem. No i do­bra, po­de­szłam._

Więc po­sze­dł na ca­łe­go.

– Ta­kie ład­ne miej­sce, szko­da, że kra­nu le­piej nie do­pra­co­wa­li. Pro­szę, pro­szę, ja już ko­ńczę… – po­wie­dział z uśmie­chem na ustach, a uśmie­cha­jąc się, mru­żył oczy.

Od sło­wa do sło­wa za­częli roz­ma­wiać o tym, jak trud­no zro­bić do­bre _su­shi_, ba­nal­ne rze­czy, ja­sne, ale wy­star­czy­ły, żeby tro­chę się po­znać, żeby się prze­ko­nać, że obo­je mają ocho­tę na roz­mo­wę. Uwa­gi w ro­dza­ju: „mało się nie za­ci­ąłem”, „bo te noże to… praw­dzi­we ży­le­ty”. W ko­ńcu ona po­su­nęła się o krok da­lej.

– Nie wy­da­je ci się, że Miss Yama­bu­ki nie jest Ja­pon­ką? Mam wra­że­nie, że na siłę mówi z ak­cen­tem, ale to Chin­ka…

Chło­pak nie umiał po­wstrzy­mać śmie­chu i do­dał, że nie za­sta­na­wiał się nad tym, ale te­raz nie będzie już mógł brać za do­brą mo­ne­tę, kie­dy ona mu po­wie, że robi „wsit­ko zle”.

– Jak masz na imię? Ja je­stem Gor­ka.

– A ja An­drea.

– Nie wi­dzia­łem cię wcze­śniej.

– Nie­daw­no przy­je­cha­łam z za­gra­ni­cy, to zna­czy cho­dzi­łam za gra­ni­cą do szko­ły… przez ja­kiś czas.

Uśmie­cha­ła się, przez co ro­bi­ła wra­że­nie re­zo­lut­nej w kon­tak­tach to­wa­rzy­skich, ale ja­sne było, że jest kłęb­kiem ner­wów: jąka­ła się, jak­by nie umia­ła zna­le­źć od­po­wied­nich słów. On to za­uwa­żył i zro­zu­miał, że też jej się po­do­ba.

Tam­te­go dru­gie­go wie­czo­ra, po roz­mo­wie koło kra­nu, Gor­ka jak na­wie­dzo­ny ze­stal­ko­wał ją w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Wy­star­czy­ło kil­ka klik­ni­ęć i do­wie­dział się o niej wszyst­kie­go.

Imię: An­drea

Na­zwi­sko: Ba­tal­lán

Wiek: szes­na­ście lat

Licz­ba ob­ser­wu­jących: 230 ty­si­ęcy

Znak Zo­dia­ku: Skor­pion

Ro­dzi­na: oj­ciec to le­wi­co­wy po­li­tyk – Ju­an­jo Ba­tal­lán. Mat­ka Car­lo­ta to blon­dyn­ka z sze­ro­kim uśmie­chem, o któ­rej nie­wie­le wia­do­mo. Sio­stra Clau­dia ma dzie­wi­ęt­na­ście lat i stu­diu­je po­li­to­lo­gię. Obie uwiel­bia­ją jaz­dę kon­ną.

Ulu­bio­ny se­rial: _Trzy­na­ście po­wo­dów_

Mu­zy­ka: chęt­nie słu­cha utwo­rów gru­py The Vac­ci­nes i sta­rych pio­se­nek go­ścia na­zwi­skiem Le­onard Co­hen.

Lubi: ko­nie, dia­bel­ski młyn, je­dze­nie, ta­niec _fun­ky_ i man­da­le do ko­lo­ro­wa­nia, in­sta­gra­mo­we kon­ta brzyd­kich psów i gru­be skar­pe­ty.

Nie lubi: nie­to­le­ran­cji, ma­chi­zmu, wy­so­kich ob­ca­sów, okre­su, gdy mia­ła krót­kie wło­sy, pa­jąków, po­nie­dzia­łków, ma­łży, po­lo­wań, _Gry o tron._

Tak na­praw­dę nie szu­kał dziew­czy­ny, ale cóż… Je­śli los sam sta­wia na two­jej dro­dze ide­ał, i to ide­ał, któ­ry w do­dat­ku w kó­łko się do cie­bie uśmie­cha i wy­sy­ła sy­gna­ły, wkręcasz się…

Więc Gor­ka się wkręcił, na­wet bar­dzo, i umó­wi­li się kil­ka razy. Pierw­sze spo­tka­nie nie wy­szło naj­le­piej i było dziw­ne, bo obo­je tak bar­dzo chcie­li po­ka­zać się z naj­lep­szej stro­ny, że nie po­zwo­li­li na nie­zręcz­ne mil­cze­nie. Ga­da­li jak najęci. Ich re­la­cja nie opie­ra­ła się na tym, że łączy ich wie­le rze­czy, bo nie łączy­ło, ale na tym, że ła­two się do­sto­so­wy­wa­li. Na dru­gim spo­tka­niu nie byli już tacy spi­ęci, do­pusz­cza­li się na­wza­jem do gło­su; już nie było ci­ągłe­go sło­wo­to­ku ani urwa­nych zdań. On głu­piał, to­nąc w jej ja­snych oczach. Ona gu­bi­ła się w jego nie­złom­nym uśmie­chu. Nie zda­jąc so­bie z tego spra­wy, po­ru­sza­li się po omac­ku, by wresz­cie od­na­le­źć się w po­ca­łun­ku. Obo­je wie­dzie­li, że mają przed sobą wspól­ną hi­sto­rię. Taką praw­dzi­wą, dłu­gą, rze­czy­wi­stą. Po­do­ba­li się so­bie w rów­nym stop­niu. Nie od­gry­wa­li żad­nych dziw­nych ról, nie szu­ka­li pola dla do­mi­na­cji, było tyl­ko wza­jem­ne przy­ci­ąga­nie i cu­dow­ne ko­jące po­czu­cie, że będąc ra­zem, znaj­du­ją się na wła­ści­wym miej­scu, u sie­bie, w domu. Ale tego nie mó­wię ja, to ona…

_…Kie­dy spo­ty­kam się z Gor­ką, czu­ję że je­stem w domu. Brzmi to dziw­nie, jak ja­kaś bzdu­ra, ale spędzi­łam dużo cza­su w szko­łach z dala od ro­dzi­ny, w in­ter­na­tach, na­uczy­łam się po­ro­zu­mie­wać w ob­cym języ­ku i znam do­brze to uczu­cie… uczu­cie, że je­steś u sie­bie, w domu. Z Gor­ką je mam. Nie, wca­le nie szu­ka­łam chło­pa­ka, ale je­śli los sta­wia go na mo­jej dro­dze, to co mam ro­bić? Stra­cić oka­zję? Nie… nie. Nie._

I za­częli ze sobą cho­dzić. Wszyst­ko po­szło bar­dzo szyb­ko.

No tak, wiem, że za­da­jesz so­bie to py­ta­nie. Gor­ka tak ła­two za­po­mniał o Pau­li? Od­po­wie­dź brzmi – tak. Kie­dy masz szes­na­ście lat, prze­ży­wasz wszyst­ko bar­dzo in­ten­syw­nie, ale ta­kie eks­tre­mal­ne emo­cje są jak prze­ja­żdżka ko­lej­ką gór­ską… wje­żdżasz na górę, za­czy­na się sza­le­ństwo, ale po­tem tra­sa na­gle się ko­ńczy. No wia­do­mo, jak je­steś ma­so­chi­stą i lu­bisz cier­pieć, mo­żesz wje­chać kil­ka razy pod rząd, ale Gor­ka miał już do­syć ła­że­nia za nią i wy­sia­dł z ko­lej­ki, gdy tyl­ko nada­rzy­ła się spo­sob­no­ść, a po­nie­waż Pau­la na­rzu­ci­ła dy­stans po­mi­ędzy nimi, nie zo­ba­czy­li się od tam­tej pory, co zna­cząco uła­twi­ło mu ode­sła­nie jej w za­po­mnie­nie. Ja­sne, że cza­sa­mi o niej my­ślał, ale tak na­praw­dę tęsk­nił je­dy­nie za przy­ja­ciel­ską stro­ną ich zna­jo­mo­ści, roz­mo­wa­mi i zwie­rze­nia­mi, któ­re łączy­ły ich, za­nim się w niej za­du­rzył, za­nim za­częły się ma­can­ki i nisz­czące przy­ja­źń za­wro­ty gło­wy. Po­go­dził się z tym, że ich dro­gi ro­ze­szły się na do­bre i nie przej­mo­wał się tym za­nad­to. Za­czął nowy roz­dział, a le­d­wo to zro­bił, po­znał An­dreę.

A za­tem lato Pau­li było ma­sa­krycz­ne; lato Gor­ki wy­pe­łni­ły ro­man­tycz­ne unie­sie­nia. A co sły­chać u Ja­ni­ne?

_Moje wa­ka­cje? Phi… Jed­na z bar­dziej do­łu­jących rze­czy, ja­kie mo­żesz so­bie wy­obra­zić. Nie po­je­cha­li­śmy ni­g­dzie, bo cio­cia Emi­lia, sio­stra mamy, za­cho­wy­wa­ła się dziw­nie i nie chcie­li­śmy zo­sta­wiać jej sa­mej ani na chwi­lę. Po­wie­dzie­li nam, że ma ja­kąś rzad­ką cho­ro­bę, ale tak na­praw­dę mia­ła gi­gan­tycz­ną de­pre­chę, bo ze­rwa­ła ze swo­im fa­ce­tem i nie chcia­ło jej się wzi­ąć w ga­rść i zmie­rzyć z wła­snym ży­ciem. Żad­na rzad­ka cho­ro­ba nie zmu­sza cię do hi­ste­rycz­ne­go pła­czu co chwi­la ani nie każe ci ła­zić przez cały dzień w pi­ża­mie i obże­rać się lo­da­mi i chip­sa­mi, no gdzie tam, ta­kie efek­ty wy­wo­łu­ją tyl­ko ze­rwa­nia, wiem z wia­ry­god­ne­go źró­dła, bo pa­sja­mi oglądam te­le­no­we­le i se­ria­le. W spra­wach mi­ło­snych może i nie mam zbyt wie­lu wła­snych do­świad­czeń, ale w teo­rii uwa­żam się za eks­per­ta. No więc moje wa­ka­cje, za­je­bi­ste, a ja­kże. Nie mam przy­ja­ciół… i wszy­scy się ode mnie od­su­nęli ze stra­chu, że zno­wu mi od­wa­li i do­nio­sę na kum­pli. Je­śli do­dasz do tego, że bru­tal­nie za­mor­do­wa­no moją ko­le­żan­kę z kla­sy i cho­dzą po­gło­ski, że mor­der­ca na­dal po­zo­sta­je na wol­no­ści – bo nikt nie wie­rzy, że to spraw­ka Nana, któ­re­go za­trzy­ma­no – więc w efek­cie gada się w kó­łko o jed­nym i ro­dzi­ce wolą, żeby ich dzie­ci nie wy­cho­dzi­ły i nie im­pre­zo­wa­ły… a wręcz prze­ciw­nie, po­pie­ra­ją wa­ka­cyj­ne za­mkni­ęcie. Po pro­stu za­je­bi­ście. Małe do­pre­cy­zo­wa­nie: je­stem przy­zwy­cza­jo­na do sa­mot­no­ści i bar­dzo ją lu­bię, ale tyl­ko wte­dy, gdy jest to mój wła­sny wy­bór. Zro­bi­łam kurs edy­cji wi­deo przez YouTu­be’a, tak, my­śla­łam, że może zo­sta­nę youtu­ber­ką, ale po­tem uświa­do­mi­łam so­bie, że nie mam żad­nych tre­ści, któ­re mo­gła­bym tam wrzu­cać, ni­cze­go… więc da­ro­wa­łam so­bie ten po­my­sł. Sa­mot­no­ść pod­sy­ca moją kre­atyw­no­ść na mak­sa, zwłasz­cza no­ca­mi. No­ca­mi wpa­da­ją mi do gło­wy me­ga­po­my­sły, sama nie wiem, na po­wie­ść, ko­miks, film krót­ko­me­tra­żo­wy, ale po­tem rano wszyst­ko to wy­da­je mi się ja­kąś po­ra­żką. Jak gdy­by świa­tło dzien­ne zde­rza­ło mnie na nowo i to cho­ler­nie bo­le­śnie z rze­czy­wi­sto­ścią, a moja obec­na rze­czy­wi­sto­ść wy­gląda tak, jak już mó­wi­łam: zero przy­ja­ciół, zero pla­nów, mnó­stwo śmie­cio­we­go je­dze­nia, któ­re mnie uszczęśli­wia i mnó­stwo te­le­wi­zji z dub­bin­giem… tak, daw­niej ogląda­łam wszyst­ko w wer­sji ory­gi­nal­nej, ale się roz­le­ni­wi­łam… Nic mi się nie chce._

_Łak­nę wrze­śnia jak ka­nia dżdżu. Będzie ci­ężko. Są lu­dzie, zwłasz­cza kum­ple Ma­ria, któ­rzy mnie nie­na­wi­dzą, ale w grun­cie rze­czy wpro­wa­dzi to w ko­ńcu ja­kieś oży­wie­nie, dużo wi­ęk­sze niż pro­gram bli­źnia­ków, któ­rzy ro­bią re­mon­ty, moje je­dy­ne za­jęcie… po­mi­ja­jąc opie­kę nad ak­so­lo­tlem._

_Na za­ko­ńcze­nie roku szkol­ne­go brat po­da­ro­wał mi ak­so­lo­tla… Ja też nie mia­łam po­jęcia, co to ta­kie­go, po­wiem wi­ęcej, kie­dy go zo­ba­czy­łam, wy­dał mi się mega od­ra­ża­jącym przy­by­szem z pod­zie­mi. Wy­gląda, jak­byś zmik­so­wał pa­skud­ną żabę z po­marsz­czo­nym fiu­tem ja­kie­goś sta­ru­cha, jak ja­kiś ko­smi­ta… Ale kie­dy uwa­żnie mu się przyj­rzysz, do­strze­gasz, że wła­śnie w tym dzi­wacz­nym wy­glądzie kry­je się jego esen­cja. Jest jak al­bi­nos, ma czar­ne, błysz­czące oczy i od­no­sisz wra­że­nie, że cały czas się do­bro­dusz­nie uśmie­cha. Mój brat bar­dzo się prze­jął tą spra­wą z Ma­riem i po­da­ro­wał mi go, bo ak­so­lo­tle mają pew­ną szcze­gól­ną wła­ści­wo­ść: le­czą wła­sne rany, ale w ta­kim już na­praw­dę od­je­cha­nym wy­mia­rze, w ro­dza­ju, utnij mi nogę, a ona i tak od­ro­śnie. Mają ge­ne­tycz­nie uwa­run­ko­wa­ną zdol­no­ść do sa­mo­re­ge­ne­ra­cji i na­wet nie zo­sta­ją im bli­zny, więc brat po­my­ślał, że to będzie dla mnie do­bry przy­kład. Do­syć ki­czo­wa­te, ale praw­dę mó­wi­ąc, wzru­szy­ło mnie to… I na­wet je­śli tro­chę się go brzy­dzę, to sym­bo­li­zu­je coś pi­ęk­ne­go. Tak, cała ro­dzi­na za­uwa­ży­ła, że nie naj­le­piej ze mną, że po­pa­dam w mrocz­ne emo kli­ma­ty bar­dziej niż zwy­kle i w su­mie… nie dzi­wi mnie, że spo­dzie­wa­ją się, iż lada dzień rzu­cę się z mo­stu, ale nic z tego… Moje ży­cie jest sza­re i do dupy, ale czło­wie­ku, i tak mi na nim za­le­ży. Ży­cie jest jak bieg z prze­szko­da­mi. Trze­ba ska­kać, trze­ba biec, ale jest pi­ęk­ne… tak przy­naj­mniej uwa­żam. Te­raz mam gor­szy okres, no wia­do­mo, nie da się ukryć, ale jadę da­lej, w ko­ńcu prze­cież przyj­dą lep­sze cza­sy, tyl­ko, bła­gam, NIECH TO BĘDZIE JUŻ!_

Chcia­ła nie tyl­ko lep­sze­go okre­su, tak na­praw­dę chcia­ła mieć chło­pa­ka. Ale nic z tego. No tak, pró­bo­wa­ła na Tin­de­rze, ale nikt jej nie pa­so­wał. Już na­wet nie cho­dzi­ło o roz­głos wo­kół hi­sto­rii z Ma­riem, mó­wi­ło się o tym przez kil­ka ty­go­dni, lecz po­tem zo­sta­ło to oczy­wi­ście przy­ćmio­ne przez śmie­rć Ma­ri­ny. Za to Wen­dy, eks Ma­ria wzi­ęła na sie­bie trud roz­sie­wa­nia ziar­na nie­na­wi­ści do Ja­ni­ne, opo­wia­da­ła wszyst­kim, że ta ma nie­rów­no pod su­fi­tem, i że sama so­bie wy­my­śli­ła całą tę hi­sto­rię o prze­mo­cy… No i wia­do­mo, chło­pa­ki wo­la­ły się z nią nie za­da­wać. Nie­któ­rzy wie­dzie­li, że mia­ła ra­cję, ale i tak nie chcie­li ry­zy­ko­wać. Ja­ni­ne wo­la­ła­by, żeby ni­g­dy nie do­szło do kon­flik­tu z Ma­riem, na­wet wi­ęcej, chcia­ła­by, żeby po­przed­ni rok ca­łkiem znik­nął z jej ży­cio­ry­su, ale to było nie­mo­żli­we, zwłasz­cza że lada chwi­la miał się za­cząć pro­ces. Do­sta­wa­ła po­gró­żki na In­sta­gra­mie, ra­ni­ące ko­men­ta­rze od osób, któ­rych na­wet nie zna­ła, no ale w sie­ci tak już jest. Ma­rio miał być osądzo­ny przez sąd, Ja­ni­ne osądza­li wszy­scy użyt­kow­ni­cy Twit­te­ra i In­sta­gra­ma, więc choć, obiek­tyw­nie bio­rąc, była ofia­rą, wie­lu uwa­ża­ło ją za gru­ba­wą dzi­wacz­kę, któ­ra za wszel­ką cenę pra­gnie zwró­cić na sie­bie uwa­gę.

Ko­lej­ną spra­wą, któ­ra ci­ąży­ła Ja­ni­ne, był ka­ta­stro­fal­nie ża­ło­sny krąg przy­ja­ciół, ja­kim dys­po­no­wa­ła. Krąg ten za­wsze był mały, lecz te­raz jesz­cze na do­bit­kę wy­glądał, jak­by prze­szło po nim tor­na­do. Gor­ka po­znał ja­kąś dziew­czy­nę i po­świ­ęcał jej cały swój czas, z ma­ły­mi prze­rwa­mi na si­łkę. Pau­la ca­łkiem gdzieś znik­nęła, a Me­le­na… ni­g­dy nie przy­ja­źni­ły się zbyt bli­sko, a obec­nie tym bar­dziej, bo dziew­czy­na była za­jęta ka­wiar­nią, któ­rą otwo­rzy­ły z mat­ką, i nie mia­ła cza­su. Te­raz pra­co­wa­ła, te­raz mia­ła ro­dzi­nę, te­raz mia­ła wło­sy, te­raz mia­ła ja­kieś ży­cie…

_Moje ży­cie zmie­ni­ło się o… mnó­stwo stop­ni, trzy­sta sze­śćdzie­si­ąt tego nie od­da­je. Ko­ja­rzysz te fil­my, w któ­rych dziec­ko wy­po­wia­da ja­kieś bar­dzo sza­lo­ne ży­cze­nie przy tor­cie uro­dzi­no­wym lub ja­kie­jś ma­gicz­nej za­baw­ce i to ży­cze­nie się spe­łnia? Wiesz, o co mi cho­dzi? Więc gdy­by ktoś za­py­tał mnie o ży­cze­nie w ze­szłym roku, po­wie­dzia­ła­bym, że chcę mieć nor­mal­ne ży­cie i do­kład­nie ta­kie mam… By­łam przy­zwy­cza­jo­na do wy­gód i to się zmie­ni­ło, ale je­stem… szczęśli­wa, aż boję się to mó­wić, ale wszyst­ko idzie do­brze. Pew­nie obiek­tyw­nie bio­rąc, moja sy­tu­acja nie jest naj­lep­sza, ale je­śli po­rów­nasz moje obec­ne ży­cie z tym, ja­kie wio­dłam w ze­szłym roku szkol­nym, trud­no prze­oczyć ró­żni­cę. Kłót­nie z mat­ką zmie­ni­ły się w dziw­ną re­la­cję, jak u bo­ha­te­rek_ Ko­cha­nych kło­po­tów, _któ­ra łączy nas te­raz. Moje pro­ble­my z nar­ko­ty­ka­mi za­stąpi­ła po­tężna daw­ka do­świad­czeń zwi­ąza­nych z re­stau­ra­tor­stwem, a oschłą, zgorzk­nia­łą minę za­stąpił uśmiech…_

_No do­bra, nie oszu­kuj­my się, nie je­stem ja­kąś pie­przo­ną re­kla­mą pod­pa­sek. Lu­bię jo­in­ty i nie szko­dzą mi spe­cjal­nie… Pew­nie, wi­dzia­łam fil­my do­ku­men­tal­ne, gdzie mó­wią, że uszko­dze­nia po­wo­do­wa­ne przez zio­ło uwi­dacz­nia­ją się do­pie­ro po wie­lu la­tach nad­uży­wa­nia… Ale czy ja wiem… jed­na luf­ka przed snem to chy­ba jesz­cze nie żad­na tra­ge­dia, dla mnie nie, po­ma­ga mi się roz­lu­źnić i na ra­zie nie za­mie­rzam tego rzu­cać, ale mu­szę przy­znać, że to na­dal tabu i ro­bię to ukrad­kiem… Z ka­wiar­nią idzie su­per. Spraw­dzi­ły­śmy wie­le opcji i w ko­ńcu zde­cy­do­wa­ły­śmy się na bar­dzo faj­ną fran­czy­zę, oni za­jęli się wszyst­kim, tak że w parę mie­si­ęcy wszyst­ko było go­to­we, a my pra­co­wa­ły­śmy ra­mię w ra­mię. Ni­g­dy w ży­ciu bym nie po­my­śla­ła, że zo­sta­nę kel­ner­ką… ale je­stem nią, po­do­ba mi się to i po­ma­ga mi tro­chę w kon­tak­tach z lu­dźmi. Nie że­bym była ja­ki­mś mi­zan­tro­pem albo szcze­gól­nie trud­no na­wi­ązy­wa­ła re­la­cje z in­ny­mi, ale mia­łam już do­syć sa­mej sie­bie i by­łam dość dziw­nym stwo­rem. Za to te­raz czu­ję się OK, je­stem jak ka­żda inna dziew­czy­na i wszyst­ko idzie su­per, se­rio…_

Po­mi­ja­jąc ten drob­ny i głu­pi de­tal, że Me­le­na na­dal była za­ko­cha­na w Gor­ce. Czy mo­gła go uwa­żać za swo­je­go przy­ja­cie­la? Tak, ale jako że mie­li wie­le gó­rek i do­łków w swo­ich re­la­cjach – rzecz ty­po­wa dla do­brych przy­ja­ciół, ta­kich na całe ży­cie, te­raz cię lu­bię, te­raz mam cię gdzieś, te­raz cię po­trze­bu­ję, i tak w kó­łko – a w do­dat­ku zna­la­zł so­bie aku­rat dziew­czy­nę, więc ich kon­tak­ty bar­dzo się zre­du­ko­wa­ły. Wi­dy­wa­li się cza­sem, przy­cho­dził nie­kie­dy do ka­wiar­ni, ale nie dzwo­ni­li do sie­bie ani nie wy­sy­ła­li bła­hych wia­do­mo­ści, żeby sko­men­to­wać co­dzien­ne zda­rze­nia… Me­le­na prze­ży­wa­ła pod­ręcz­ni­ko­we za­ko­cha­nie, ale jako by­stra dziew­czy­na umia­ła do­brze ana­li­zo­wać rze­czy­wi­sto­ść, była re­alist­ką, to wy­cho­dzi­ło jej do­sko­na­le. Nie mia­ło naj­mniej­sze­go sen­su ko­chać się w chło­pa­ku, któ­ry ni­g­dy się nią nie za­in­te­re­su­je, ale jej było wszyst­ko jed­no, na­wet wi­ęcej, de­lek­to­wa­ła się swo­imi mi­ło­sny­mi do­zna­nia­mi i wca­le nie li­czy­ła na coś wi­ęcej.

_No ko­cham go, nie? I co z tego? By­łam tym tro­chę sko­ło­wa­na, bo za­ko­cha­łam się jak ja­kaś pry­mi­tyw­na dzi­da. Naj­dziw­niej­sze, że nie mam ero­tycz­nych my­śli na te­mat Gor­ki. Nie ro­bię so­bie do­brze z my­ślą o nim, nie, skąd… nie na­le­żę ra­czej do zbyt ak­tyw­nych sek­su­al­nie, ani ze sobą, ani z kim­kol­wiek in­nym. Mam ni­skie li­bi­do i na­wet Gor­ka mnie nie po­bu­dza. No do­bra, gdy­by wsze­dł do ka­wiar­ni i zrzu­cił fi­li­żan­ki na podło­gę, żeby zro­bić to ze mną na któ­ry­mś sto­li­ku, to bym się nie opie­ra­ła, ale nie jest to te­mat, któ­ry spędza­łby mi sen z po­wiek._

_Wiesz co? Lu­bię być w nim za­ko­cha­na… brzmi to za­je­bi­ście dziw­nie, ale lu­bię być w nim za­ko­cha­na, przy­zwy­cza­iłam się do tego sta­nu i gdy­by to się sko­ńczy­ło, czu­ła­bym, że cze­goś mi brak. Lu­dzie bar­dzo się mylą co do mi­ło­ści. Fil­my na­mie­sza­ły nam w gło­wach i to po­rząd­nie. To że ko­goś ko­chasz, nie zna­czy za­raz, że mu­sisz wal­czyć o jego mi­ło­ść, albo że two­im je­dy­nym ce­lem po­win­no być sie­dze­nie ra­zem z nim i ca­ło­wa­nie się, nie, to wszyst­ko bzdu­ry… Je­śli lu­bisz mu­zy­kę, to nie zna­czy od razu, że mu­sisz wy­dać pły­tę albo za­ło­żyć ze­spół. Tak wła­śnie mam z Gor­ką. Po­do­ba mi się, OK, ko­cham go, do cho­le­ry, ale nie mu­szę z nim być, bo już zro­zu­mia­łam, że to się ni­g­dy nie zda­rzy, a jego dziew­czy­na, ta la­ska, ta bru­net­ka, co wy­gląda jak kró­lew­na Śnie­żka, jest bar­dzo w po­rząd­ku i bar­dziej do nie­go pa­su­je niż ja… Chcia­łam przy­po­mnieć, że Gor­ka my­ślał, że je­stem ja­kąś cho­ler­ną za­bój­czy­nią i za­nió­sł mój pie­przo­ny pa­mi­ęt­nik sfru­stro­wa­nej na­sto­lat­ki na ko­mi­sa­riat… Ra­czej nie za­ko­chu­jesz się w dziew­czy­nie, o któ­rej my­ślisz, że ma nie­rów­no pod su­fi­tem, nie? No to spra­wa ja­sna. On jest z cór­ką czer­wo­ne­go po­li­ty­ka i tyle. Wszyst­ko w po­rząd­ku._

_Po­szłam do pierw­szej ko­mu­nii, zmu­si­li mnie, mama sprze­da­ła re­por­taż do cza­so­pi­sma „Hola”, nic szcze­gól­nie pa­mi­ęt­ne­go, dwie ko­lo­ro­we stro­ny, na któ­rych uda­ło jej się pi­ęk­nie za­ro­bić za cenę po­ka­za­nia me­diom cór­ki ubra­nej w bia­łą, nie­zno­śnie pre­ten­sjo­nal­ną su­kien­kę. Ogó­łem je­dy­na rzecz, któ­rą pa­mi­ętam z ka­te­chi­zmu, to zda­nie z bar­dzo brzyd­kie­go pla­ka­tu w sal­ce pa­ra­fial­nej:_

_„Bóg daje ci spo­kój du­cha, byś za­ak­cep­to­wał to, cze­go nie mo­żna zmie­nić, od­wa­gę, byś zmie­nił to, co mo­żesz, i mądro­ść, byś roz­ró­żnił jed­no od dru­gie­go”._

_Je­śli usu­niesz z tego zda­nia Boga, uzy­skasz moje mot­to:_

_„_Miej _spo­kój du­cha, byś za­ak­cep­to­wał to, cze­go nie mo­żna zmie­nić, od­wa­gę, byś zmie­nił to, co mo­żesz, i mądro­ść, byś roz­ró­żnił jed­no od dru­gie­go”._

_Tę myśl po­wta­rzam so­bie od dziec­ka ni­czym man­trę. To zna­czy nie chcę uj­mo­wać za­sług Bogu, ale w nie­go nie wie­rzę, bo za­wsze czu­łam, że on nie wie­rzy we mnie, wo­la­łam więc po­le­gać w ca­ło­ści na so­bie i nie za­le­żeć od jego bo­skich łask. No cóż, ate­ist­ka ze mnie._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: