Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Szkoła dla początkujących - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
25 września 2017
16,99
1699 pkt
punktów Virtualo

Szkoła dla początkujących - ebook

Robot zostaje królem balu karnawałowego, dzielny rycerz Bogdan osusza dziewczęce łzy, a największy klasowy łobuz dowiaduje się całej prawdy o dżudo (i sobie samym). W pierwszej klasie zdarzyć się może dosłownie wszystko.
Survivalowy (ale niezupełnie poważny) poradnik dla początkujących i przyszłych uczniów.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7420-882-6
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszystko przez czarnego kota

Łukasz miał pechowy poranek. Rodzicom nie zadzwonił budzik i tata obudził się za późno. Biegał po mieszkaniu i zdenerwowanym głosem powtarzał:

– Spóźnię się! Mam ważne spotkanie i się spóźnię!

Mama wpadła do pokoju Łukasza i zawołała:

– Zaspaliśmy! Szybko wstawaj i się ubieraj! Spóźnimy się!

Łukasz się przeraził. Spóźnienie się to musi być coś strasznego, jeśli nawet tata się tego boi. Chciał szybko zjeść śniadanie. Tak się spieszył, że aż rozsypał płatki. Kiedy je zbierał, nie wiadomo jak wylało się mleko. Po tym wszystkim nie mógł zapiąć guzików. Ręce mu drżały.

Mama pomagała mu, jak mogła, ale też była zdenerwowana. Wreszcie wybiegli z domu. Już byli blisko szkoły, kiedy mama nagle krzyknęła: „Plecak!”. O nie! Zostawili go w domu! Zawrócili i pobiegli po plecak. Byli tak zdyszani, że już nie mogli biec. Oj, teraz to już na pewno nie zdążą.

W szkole było cicho i pusto, a to oznaczało, że jest już dawno po dzwonku.

Mama powiedziała Łukaszowi, żeby przeprosił panią za spóźnienie. Łukasz powoli szedł do klasy. Bał się. Co powie pani? Może nawet wyrzucą go ze szkoły? Stał pod drzwiami i nie mógł wejść. Nagle coś usłyszał. Ktoś biegnie. A to Łucja! W dodatku cała roześmiana! Łukasz od razu poczuł się lepiej.

– Łucja, ty też się spóźniłaś? – zapytał. – Bo ja mam dzisiaj strasznego pecha.

– A ja mam szczęście! I wszystko przez czarnego kota! Ale potem ci powiem, bo już i tak za bardzo się spóźniliśmy.

Łucja zapukała, weszli oboje i przeprosili za spóźnienie. Pani zdziwiła się, że znowu razem. Ale ani nie krzyczała, ani się nie złościła, tylko kazała im szybko wyjąć ćwiczenia, a potem podeszła pokazać, co mają robić.

Na przerwie Łucja opowiedziała Łukaszowi swoją przygodę. Kiedy szły z mamą do szkoły, zobaczyły małego czarnego kotka. Dokazywał na chodniku blisko ulicy. Przestraszyły się, że przejedzie go samochód. Wtedy otworzyła się furtka i nieznajoma pani zaczęła z nimi rozmawiać. Powiedziała, że to jest bezpański kotek. Zapytała, czy nie chcą go zabrać.

Łucja spojrzała na mamę prosząco, a mama obiecała, że zadzwoni do taty. No i zrobiła to od razu. A tata się zgodził! Wróciły więc z kotkiem do domu. To dlatego Łucja się spóźniła.

Oczywiście po szkole Łukasz i Łucja pobiegli zobaczyć małego kotka. Smacznie sobie spał w koszyku. Dzieci czekały, aż się obudzi. Mama powiedziała, że była z kotkiem u weterynarza i że to jest kotka.

Kiedy się obudziła, rzucali jej piłeczki i ciągnęli sznureczek. Kotka tak się rozbawiła, że zapolowała na Łukasza! Chłopiec poczuł leciutkie drapnięcie w ramię.

– Może nazwiemy ją Jeżynka? – zaproponował. – Bo jest czarna i kłująca!

Łucji i jej mamie bardzo się to imię spodobało. A Łukasz z Łucją od tej pory są przekonani, że czarne koty przynoszą szczęście.Wielka kłótnia o Świętego Mikołaja

Łucja, Łukasz i inne dzieci przyszli tego dnia do szkoły w bardzo dobrych humorach. Był to bowiem poranek po wizycie Świętego Mikołaja. Wszyscy opowiadali sobie, co dostali, i dlatego długo nikt niczego nie zauważył. I kiedy ktoś krzyknął: „Patrzcie, śnieg pada!”, tego śniegu było już całkiem sporo. Dzieci zaczęły się przepychać do okien, a radość była przy tym wielka. Pierwszy śnieg!

Pani stwierdziła, że dzisiaj z lekcji i tak nic nie będzie.

– Dzieci, parami do szatni! – zawołała. – Tylko cichutko, nie przeszkadzajmy innym!

Zbyt cichutko to jednak nie byli, chociaż wszyscy bardzo się starali. Wreszcie pozakładali kurtki, czapki i szaliki, a pani sprawdziła, czy są pozapinani i dobrze opatuleni. Dopiero teraz wybiegli na boisko i rzucili się na świeży, mięciutki, puchaty śnieżek. Oj, pracy było dużo: ulepić bałwanki, wydeptać wzory w śniegu, trochę się porzucać śnieżkami.

Potem wrócili do klasy. A tu – niespodzianka! Na stolikach leżały zgrabne paczuszki, a w nich słodycze i śliczne breloczki z dinozaurami.

Łucja zaczęła się zastanawiać:

– Kto to mógł być? Pewnie Święty Mikołaj!

Łukasz też tak pomyślał. I Basia też. Ale nie Darek. On się zaśmiał i zawołał:

– Coś ty, małe dziecko jesteś? Przecież Mikołaj nie istnieje. To takie udawanie rodziców!

– A ja nawet sam widziałem, że to mama podkłada prezenty – stwierdził Paweł.

Łucja i Łukasz zamarli ze zgrozy.

A Kamila dodała:

– Mnie mama po prostu pyta, co chcę od Mikołaja, i potem sama mi kupuje. Ale ja bym wolała, żeby to był prawdziwy Mikołaj.

Łukasz nie mógł tego słuchać.

– To nieprawda! – krzyknął. – Mikołaj jest prawdziwy!

Łucja była bliska płaczu. Wszyscy zaczęli krzyczeć i nikt już nikogo nie słuchał. Wreszcie pani udało się ich uciszyć.

– A jak myślicie, kto wam przyniósł prezenty do klasy? – spytała.

Dzieci spojrzały na siebie niepewnie.

– Może pani dyrektor?

– Na pewno nie. Dlaczego miałaby wam przynosić prezenty? Ma bardzo dużo innych obowiązków!

– To kto? Niech nam pani powie!

– Nie, nie powiem. Mnie tutaj też nie było. Musicie sami się domyślić.

Wtedy Łucja zawołała:

– Ja od początku mówiłam, że to Mikołaj!

Potem Łucja rozmawiała o tej strasznej kłótni z Adamem.

– Przecież to jest nasza zasada klasowa: żeby słuchać, co mówi ktoś inny. A oni nikogo nie słuchali. Nawet kiedy pani prosiła o ciszę!

Adam pocieszył siostrę:

– Wiesz, po co jest szkoła? Żeby się uczyć. I tego, żeby się tak nie kłócić, też musicie się nauczyć. Jednego tylko nie rozumiem. Jak można nie wierzyć w Świętego Mikołaja?

Kolorowe sianko

Niedługo święta! Wszyscy bardzo się cieszą, nawet Darek. I chociaż nie ma ani śniegu, ani mrozu, w powietrzu czuje się zapach świąt.

W klasie też, bo tata Basi przyniósł doniczkę z piękną choinką. Pani postanowiła, że ozdoby na drzewko dzieci zrobią same. Rozdała nożyczki, kleje i kolorowy papier. Potem pokazała, jak się robi takie śliczne koszyczki. To bardzo łatwe. A jak ktoś chciał, mógł też zrobić trudniejsze gwiazdki.

Łucji poszło szybko. Najpierw trzy koszyczki,potem dwie gwiazdki. Każdy sobie radził. Ale nie Łukasz. Zupełnie nie wiedział dlaczego. Przecież tak bardzo się starał! A im bardziej się starał, tym mniej wychodziło. Najpierw za bardzo przeciął papier. Potem skleił nie te części. W końcu wziął nożyczki i zaczął ze złością ciąć kolorowy papier na paski. Jeden pasek. Drugi pasek. I następny. Przynajmniej to mu wychodziło.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij