Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szkoła gwałcenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
155,00

Szkoła gwałcenia - ebook

Dwaj panowie o imionach Ziuk i Staszek postanawiają wywołać wielką wojnę, aby wyrwać ojczyznę z łap zaborców. Chce im pomagać kompozytor Ignacy, który – jak na artystę przystało – pozostaje w mocno otwartym związku małżeńskim. Wkrótce okazuje się, że drugi z nich – o nazwisku Tarkowski – też nie jest święty, wiedzie życie playboya i prowadzi niezbyt legalne interesy w sercu Afryki, przez co ma konflikty z policją obyczajową wielu krajów. Czy i jak uda im się wyzwolić Polskę?


Z zapatrzenia wyrwał ich głos kapitana McCluskey.
– O, kogo widzę, toż to pani inspektor Natalie… Jak tak dalej pójdzie, wystrzela nam pani cały stan.
– Tak, bo tu jest duża przestępczość – odparła, wstając.
– W każdym razie muszę pani pogratulować. Pani konto wzbogaci się o dwadzieścia tysięcy dolarów.
– W jaki sposób? – spytał Vito, który takich pieniędzy też nigdy w życiu nie widział.


Będziesz przywódcą swojego kraju,
Pełnię swej władzy zdobędziesz w maju,
Nieszczęście, jakiego nikt nie przyśni,
Spotka twój dzielny naród we wrześniu.

– Kto to jest?! – Ziuk niemal krzyknął. – Wróżbitka?


– Ta Marysia to faktycznie brzytwa, porównywalna z moją Leną – przyznał Rasputin. – Jednak to jest tylko dziesięć modelek.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8308-287-5
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO WSTĘPNE

Prawdopodobnie nie czytałeś do tej pory, Szanowny Czytelniku, tak niezwykłej powieści. Kilkadziesiąt lat temu popełnił ją jedenastoletni chłopiec w trzech grubych zeszytach, które wkrótce potem zostały spalone przez jego ojca, gdy tylko ten przypadkowo do nich dotarł.

Kiedy autor dorósł, został informatykiem i utwory literackie nie były mu do niczego potrzebne. Dopiero po przejściu na emeryturę – gdy miał więcej czasu – postanowił powieść odtworzyć. A ponieważ – jak wiadomo – rękopisy nie płoną, powiodło się to nad wyraz dobrze. W ten sposób powstała napisana przez dziecko powieść dla dorosłych (wyłącznie!).

Autor poprosił redaktora Wydawnictwa o nieusuwanie specyficznych błędów językowych (jeden z nich zawarty jest już w tytule dzieła). Dzięki temu masz, Drogi Czytelniku, rzadką okazję do poznania, jak dzieci są w stanie opisywać dorosłych, podczas gdy na ogół jest odwrotnie (nawet w znanej powieści „stowarzyszonej” z prezentowanym utworem). Zauważmy też, że w obu przypadkach stosowana metoda jest podobna; pisarz próbuje odgadnąć, co lubi grupa docelowa, podczas gdy on sam nie robi tego jeszcze lub już.

Oczywiście nie wszystkie szczegóły pierwowzoru mogły zostać odtworzone wiernie. Starałem się jednak zachować klimat oryginału, istotne elementy fabuły, większość postaci oraz wspomniane błędy językowe, o ile tylko je pamiętałem. Ponadto szereg rzeczy dodałem, opierając się na mojej obecnej wiedzy.

W tej historyczno-fikcyjnej opowieści występują różne osoby znane z historii lub literatury. W pierwszym przypadku dotyczy to na przykład Rasputina, natomiast do drugiej kategorii należy zaliczyć przede wszystkim Stanisława Tarkowskiego, który jest tu całkowicie dorosły i znów przeżywa przygody, może nawet bardziej niezwykłe niż te z czasów wczesnej młodości. Gra on rolę Ojca Chrzestnego­ – lżejszego kalibru i działającego w nieco innej dziedzinie niż Vito Corleone – jakkolwiek powieść zawiera również nieznane dotąd epizody z życia tego ostatniego.

Skoro pojawiają się tak odrażające historyczne indywidua jak Rasputin, wymagający czytelnik może oczekiwać dla równowagi udziału jakiegoś świetlanego charakteru. Czy marszałek Najjaśniejszej Rzeczypospolitej będzie okej? Chcesz, to masz, i to nawet najbardziej zasłużonego. Z tego też powodu fabuła koncentruje się wokół ważnych dla Polski i świata wydarzeń, choć ze względu na jej w dużej mierze komediowy i bezpruderyjny charakter powieść może być obsobaczana przez osoby nadęte. Dodajmy, że w epizodach występują dwaj młodzi ludzie, którzy później staną się przywódcami wielkich mocarstw.

Trzecia kategoria postaci obejmuje osoby całkowicie fikcyjne i nieznane z utworów innych pisarzy. Najważniejszą z nich jest kobieta-detektyw (czy też agentka) pojawiająca się w powieści niemal równie często jak Stanisław Tarkowski. Po długotrwałym pościgu likwiduje ona geniusza zbrodni w całkiem niespotykany sposób, którego przypuszczalnie nie powstydziliby się słynni męscy agenci lub detektywi.

Warto już w tym miejscu powiedzieć, że _Szkoła gwałcenia_ nie jest prostą kontynuacją _W pustyni i w puszczy_. W szczególności krytycy społecznego podejścia Henryka Sienkiewicza znajdą tu nieco przewrotną (pisaną, rzecz jasna, bez jakichkolwiek naukowych podpórek) próbę naprawienia tamtego stanu rzeczy.

Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że ten utwór absolutnie nie pretenduje do nagrody Nobla. Możesz, Drogi Czytelniku, spokojnie go kupić bez obawy, że trafisz na jakiś nudnawy moralitet, który szybko odstawisz na półkę, aby zdobił Twoją bibliotekę. Żywię bowiem nadzieję, że czytając to dziełko, nikt nie będzie się nudził, gdyż tutaj ciągle coś się dzieje, a akcja toczy się na czterech kontynentach, na lądzie i oceanie, na ziemi, w powietrzu, a nawet pod ziemią.

Ta powieść nie została napisana z zamiarem zbawienia świata z prostego powodu. Taki cel (przynajmniej zdaniem niżej podpisanego) można bowiem próbować osiągnąć tylko ciężką pracą wymagającą znajomości nauk ścisłych. A w przeciwieństwie do zawodowych pisarzy autor nie ma w tym obszarze żadnych ograniczeń i może zajmować się literaturą piękną wyłącznie dla rozrywki.

Moje naukowe kredo może brzmieć następująco: _Większa jest skuteczność informacji niż energii_. Coś analogicznego wyraził Cyceron już w pierwszym wieku przed naszą erą. Jego sformułowanie może być uznane za kredo mojej działalności literackiej i jest mottem tego utworu.

Powieść ma jeszcze jedną rzadko spotykaną właściwość. Zawiera mianowicie teksty dwunastu piosenek (nie licząc kilku bardzo krótkich), które po skomponowaniu odpowiedniej muzyki mogą być włączone do ewentualnego filmu lub serialu powstałego na podstawie książki bądź też wydane na płytce. Pod niektóre z nich można od razu podłożyć dobrze znane melodie. Przykładowo, już w czasie czytania, możesz sobie podśpiewywać: „Pije Harry do Marjorie, Marjorie do Johna…”. Niemniej odradza się to robić w przypadku dwóch piosneczek zaczynających się od „Wlazł Staszek na…”, ponieważ Staszek na pewno nie mruga.

Nie od rzeczy będzie jeszcze wspomnieć, że dodatkowe kulisy powstania tej pozycji znajdą się w innej mojej powieści zawierającej pewne informacje autobiograficzne. Zatem zapraszam serdecznie do lektury.

_Zbigniew Andrzej Nowacki_1
SPOTKANIE W WIEDNIU

Stanisław Tarkowski zbiegał szybko po schodach teatru, bo poważnie zaczynał mu doskwierać głodek. Poza tym był ogromnie niezadowolony, gdyż wybrał się na sztukę tylko dlatego, że w czasie pośpiesznie zjadanego śniadania przeczytał w gazecie, iż ma się w niej pojawić goła zakonnica. Niestety musiał coś pomylić, ponieważ była tam tylko konnica carskiego generała Gołaza.

– No jak łazisz, zawszony małpiszonie! – usłyszał nagle to zdanie okraszone jeszcze kilkoma soczystymi przekleństwami w języku polskim. „Śledzą mnie i wiedzą o mnie wszystko” – pomyślał i odgadł, że przydepnął trzewik jakiegoś wąsatego faceta w mniej więcej jego wieku, który w rezultacie rypnął na posadzkę jak długi.

– _Bitte_? – zapytał Stanisław i, ponieważ postanowił nie przyznawać się do niczego, przeprosił uprzejmie: _Die Decke_…

– Trala lala i _das Fenster_ – odpowiedział przypuszczalny agent, podnosząc się z ziemi i trzymając w ręku małą karteczkę. Stanowczo nie wróżyło to nic dobrego. – To pana?

– _Nein_, _dein_ – brnął dalej Tarkowski, chociaż zorientował się już, że to było kolorowe zdjęcie, które wypadło mu z kieszeni.

– Ciekawe… – Wąsacz przypatrywał się fotce. – Nie sądziłem, że one mogą mieć taki jasny zarost…

– To zależy które – palnął nasz Staś, przygryzając się poniewczasie w język. Na szczęście nieznajomy nie zwrócił na to uwagi, a tylko schował fotkę do kieszeni, mówiąc:

– Skoro to nie pana, zatrzymam sobie.

– Nie mam nic przeciwko temu. – Syn inżyniera zaczynał się już trochę uspokajać. Ten facet nie mógł być z obyczajówki, bo oni nie znają tak dobrze języków obcych.

– Słyszę, że pan też z Polski? – zagadnął tamten.

– Przyjechałem tu przedwczoraj – skłamał na wszelki wypadek Stanisław.

– Pewnie z zaboru rosyjskiego?

– Naturalnie… – Tarkowski zdecydował się to potwierdzić.

– Ja mam na imię Ziuk. – Facet wyciągnął rękę. – Przynajmniej przyjaciele tak do mnie mówią, a nazwisk lepiej nie używajmy…

– Staszek. A ten Ziuk to zdrobnienie od czego?

– Od Józefa. Rodzice najpierw nazywali mnie Józiukiem, a potem to skrócili.

– Rozumiem.

– W takim razie zapraszam szanownego kolegę rodaka na kolacyjkę. Tu naprzeciwko jest niezła knajpa, a wiedeńskie kiełbaski z rożna są przepyszne. Ja stawiam.

Kiedy zaspokoili już pierwszy głód, Ziuk spytał:

– Jak ci się, Stachu, podobała sztuka?

– Trochę przegadana – rzekł ostrożnie Tarkowski, który zdrzemnął się, gdy tylko okazało się, że gołej zakonnicy nie będzie.

– Przegadana… – Jego towarzysz się roześmiał. – Żarty się ciebie trzymają. Lepiej przyznaj się, że, tak jak ja, poszedłeś na tego gniota, aby zobaczyć jak, Austriacy leją tego ruskiego Gołodupcewa.

– Masz rację…

– Od razu potrafię rozpoznać prawdziwego patriotę. Pewnie ojciec cię tak wychował?

– O tak…

– I jak ci się żyje w tej naszej niewoli?

– Kiepsko – przyznał ochoczo Tarkowski, ponieważ Ziuk najwyraźniej tego oczekiwał.

– Jasne. A nie chciałbyś tego zmienić?

– Zmienić?!

– Oczywiście. Miałbyś coś przeciwko temu, aby zostać w wolnej Polsce ministrem kultury?

– W jaki sposób?!

– No mianowałbym cię, a potem Sejm by to zatwierdził.

Sytuacja przekształcała się poważnie. W pierwszym odruchu Stasio chciał zerwać się i wyjść, ale po krótkim namyśle zrezygnował. Na stole było jeszcze dość dużo jedzenia i wódeczki, a poza tym na dole musiałby chyba – w przypadku ucieczki – płacić za to, co już spożył. Być może po chwili kelnerzy by go gonili, a skandalu obawiał się jak święty Jerzy smoków. Postanowił więc robić dobrą minę do złej gry z tym wariatem.

– Nasz polski Sejm złożony z posłów?

– Zgadzam się, Stasiuniu – Ziuk podniósł do góry kieliszek, zachęcając do wypicia następnej kolejki – że oni powinni raczej kury na spacer wyprowadzać, ale niestety będą musieli istnieć.

– I ty mógłbyś uwolnić nasz kraj?

– Naturalnie razem z moją organizacją.

– Ale jak, na litość boską, zamierzacie to zrobić?

– Nie mogę wtajemniczyć cię we wszystkie szczegóły mojego planu…

– Nie domagam się tego. – Tarkowski próbował skorzystać z okazji i skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory.

– …ale coś niecoś będę musiał ci ujawnić, zwłaszcza że niepoślednią rolę w nim przeznaczam dla ciebie…

– Dla mnie?!

– Tak.

– Przecież jeszcze parę godzin temu nic nie wiedziałeś, jak sądzę, o moim istnieniu.

– Zgadza się, nie wiedziałem, ale szukałem kogoś takiego jak ty.

– Tu, w Wiedniu?

– Niekoniecznie w Wiedniu, znalazłem się tu w innej sprawie.

– Jednak dlaczego akurat ja jestem ci potrzebny?

– Widzisz… Stasieńku – Ziuk cedził słowa, nie wiadomo, czy z powodu wypitego alkoholu, czy może z innych przyczyn. – Uwolnienie ojczyzny… to nie jest taka prosta sprawa…

– Domyślam się. – Tarkowski usiłował się roześmiać, ale nie za bardzo mu to wyszło.

– Wszelako gdyby wybuchła wielka wojna między zaborcami…

– O, do wojny to ja się nie nadaję. – Syn inżyniera postanowił skłamać. – Nawet strzelać nie umiem.

– Wierzę, na żołnierza absolutnie mi nie wyglądasz.

– No widzisz. – Stanisław odetchnął z ulgą.

– Mam dla ciebie arcyważne zadanie zgodne z twoimi przyrodzonymi… e… dyspozycjami.

– Skąd ty, drogi Ziuku, możesz wiedzieć, jakie ja posiadam, te, no, pozycje? – Nasz bohater także miał już spore trudności z bardziej skomplikowanymi słowami.

Miast odpowiedzi wąsacz wyciągnął z kieszeni fotkę i pokazał ją Stasiowi, który jęknął w duchu i pomyślał: „Jednak to prowokator!”.

– Znasz tę panią?

– To moja służąca. – Biedak doszedł do wniosku, że dalsze zaprzeczanie nie ma sensu.

– Ach, służąca… Znam mnóstwo ludzi mających służące, ale oni nie fotografują ich w takiej pozycji i w takim, że tak powiem, stroju.

– Zrobiłem to zdjęcie dla własnego użytku – rzekł płaczliwie Staś. – To chyba nie jest zabronione…

– Słuchaj, kochanieńki, ja nie jestem z obyczajówki i wcale nie obchodzi mnie, czy rozpowszechniasz takie fotki, czy też nie. Istotne jest, że je robisz. Naszej organizacji potrzebny jest ktoś taki.

– Fotograf?

– Fotografów to ja mam na pęczki, każdy dokument potrafią podrobić. Szukam natomiast kogoś z dużą fantazją w tych sprawach i ciebie tak właśnie oceniam. Mam rację?

– Załóżmy, że tak. – Tarkowski był już spokojny i mile połechtany w swej próżności. – Ale co to może mieć wspólnego z uwolnieniem naszej biednej ojczyzny?

– Bardzo dużo. Wszystkie szczegóły poznasz później, a dokładnie w przyszłym roku, bo sytuacja międzynarodowa z wolna nabrzmiewa. Na razie chciałbym wiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć.

– A co musiałbym robić do tego czasu?

– Masz łajdaczyć się na potęgę! – wykrzyknął to Ziuk tak głośno, że siedząca nieopodal para zaczęła intensywnie gapić się na Staszka. Ten poczuł się nieswojo, bo mogli znać język. Znajdowali się przecież w stolicy imperium, które obejmowało również spory kawał ziem polskich. Wąsacz też to chyba spostrzegł, gdyż dalej mówił już cicho.

– Tylko bez żadnego pedalstwa, bo tego nie potrzebujemy.

– Mnie to też nie interesuje – zapewnił Stanisław.

– No więc jak, zgadzasz się?

– Muszę się odpryskać – oświadczył.

– A to nie ma z tym tutaj żadnego problemu. Ten korytarz i pierwsze drzwi na lewo.

W toalecie zaczął rozważać zaistniałą sytuację. Dotychczas miał tylko konflikty z policją obyczajową (kiedyś nawet o mało co nie został aresztowany), a obecnie mogłaby jeszcze dojść polityczna. To była poważna wada, ale czy nie było żadnych zalet?

Ojciec chciał wychować go na patriotę, lecz nie wyszło mu to ani na jotę. Natomiast łajdaczenie to było Stasia główne pragnienie; jeśli chodziło o cipki, był w tym naprawdę szybki. I teraz będzie mógł wykorzystać swoje zainteresowania dla świętej ojczyzny ratowania. Jeśli kiedyś wnuków się doczeka, powie im, że w tej kwestii nie zwlekał.

Ponadto dochodziła do tego jeszcze sprawa tego ministerstwa. Gdyby rzeczywiście został mianowany na ministra kultury, musieliby dać mu jakiś pałac. Zorganizowałby tam bankiet zakończony dziką orgią z udziałem najlepszych warszawskich aktorek. Wprawdzie po czymś takim na pewno by go wylali, ale co by sobie użył, to jego.

Tak medytował nasz bohater z siusiakiem w dłoni, gdy przy sąsiednim pisuarze z prawej strony pojawił się jakiś mężczyzna. Kątem oka Staszek dostrzegł, że przynależał on do tej pary, która siedziała nieopodal.

– Na imię mam Ignacy – rzekł przybyły. – Jestem polskim kompozytorem. Czy pan potrzebuje pomocy?

– Nie, dziękuję – odpowiedział Tarkowski i opuścił ubikację. Po dojściu do swojego stolika rzucił:

– Okej, królu, wchodzę w to.

– Świetnie. Pamiętaj, że teraz nie możesz się już wycofać i nasza organizacja, stąd także Ojczyzna, liczą na ciebie.

– Postaram się nie zawieść.

– Czy powiedziałeś do mnie „królu”? – Ziuk zmarszczył brwi.

– No chyba obejmiesz to stanowisko po zwycięstwie…

– Nasze plany nie przewidują rejestracji monarchii – oświadczył zdecydowanie wąsacz.

Stanisław chciał powiedzieć, że może być niezarejestrowana, ale widząc zaciętą minę Józefa, zrezygnował.

– Więc kim będziesz?

– Może Naczelnikiem…

– Poczty? – spytał Staszek z odcieniem zawodu w głosie.

– No nie, państwa.

– A to znakomicie, wodzu. Ja zaś postaram się wypełniać ściśle twoje instrukcje.

– Jeszcze jedna sprawa. – Ziuk znów wyciągnął zdjęcie. – Czy ta niewiasta jest w twoim domu od dawna?

– Od urodzenia.

– Czyli dobrze zna język?

– Bardzo dobrze – potwierdził ochoczo Stanisław, ponieważ konspirator nie określił jaki.

– Chciałbym z nią porozmawiać…

– Też o konspiracji?

– Raczej nie… – Przyszły naczelnik zaczerwienił się jak piwonia, co mogłoby być spowodowane wypitą wódeczką. – Widzisz, Stasiu, ja mam dużo kontaktów z kobietami, w organizacji jest sporo działaczek, ale z taką jeszcze nie miałem… przyjemności…

– Rozumiem. – Tarkowski zrozumiał wreszcie, dlaczego Ziuk tak był zainteresowany tą fotką.

– Nie mówię, że to ma być natychmiast, może jak kiedyś będę w pobliżu twojego domu…

– _No problem_ – zgodził się nasz bohater bez wahania.

– À propos. – Wódz zademonstrował, że też zna obce zwroty. – Musimy ustalić sposoby komunikowania się.

Konspiratorzy uczynili to i gdyby ktoś ich obserwował, zauważyłby, że w pewnym momencie Józef zdziwił się bardzo. Potem wyszli przed restaurację, gdzie mżył leciutki wczesnojesienny deszczyk.

– Ja jadę do hotelu – rzekł Stanisław. – A ty, Ziuk?

– Ja nie… Tutaj…

Tarkowski oczywiście nie dopytywał, ponieważ to mogła być tajemnica organizacyjna. Kiedy podjechała taksówka, wsiadł sam. Dopiero w hotelu zaczął odczuwać moc wypitego alkoholu. Dał radę tylko zzuć buty i w garniturze padł na łóżko.

– Ty flejtuchu! – Rano obudził go głos pokojówki. – Jak tak można w ubraniu leżeć w betach!

– Przepraszam cię, Inga… – wystękał z trudnością – ale miałem wczoraj ciężki dzień…

– Jak cię znam, zwyczajnie zalałeś pałę! – Dziewczyna podeszła do rogu pokoju. – A tu po prostu narzygałeś! Muszę to wytrzeć…

Sprzątaczka wyszła i po chwili wróciła ze szmatą i wiaderkiem. Uklękła tyłem do Stanisława i peronowała (to znaczy, zachowywała się, tak jakby szorowała peron, jednocześnie gadając):

– Co za dziadostwo… Żeby tak zahaftować parkiet… Nie mają krzty szacunku dla ludzkiej pracy…

Nowo upieczonego spiskowca okropnie bolała łepetyna, ale zdołał ją odwrócić, by sprawdzić, czy na pościeli nie ma haftu. Poza tym film mu się nie urwał; pamiętał, że w ogóle nie podchodził do tamtego rogu pokoju, gdyż nawet nie byłby w stanie tego zrobić. Z wysiłkiem podniósł głowę, aby zobaczyć to miejsce, i wtedy dostrzegł, że fartuszek szorującej przesunął się do przodu, ukazując całkowicie gołe ciało.

Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, do czego może służyć ta szpara między pośladkami dziewczyny, aż w końcu oprzytomniał. Szybciutko ściągnął ubranie, zbliżył się do Ingi i od tyłu zaczął ją gwałcić. Ta przestała peronować (tylko zaprzestała mówienia), ale nie musiała zmieniać pozycji. Jednak wykonywane przez nich ruchy spowodowały w pewnym momencie przewrócenie wiadra. W rezultacie orgazm osiągnęli już w wodzie.

– Tylko raz? – spytała, widząc, że nakłada szlafrok.

– A ty myślisz, że jesteś jedyna w Wiedniu?

– Żeby szlag trafił te twoje…

Gdy po kąpieli wyszedł z łazienki, Inga zdążyła już przywrócić porządek w pokoju. Jednak jego garnitur leżał bezładnie na krześle, więc postanowił sprawdzić jego stan. Niestety, był kompletnie wymiętolony i nie nadawał się do niczego. Na szczęście w szafie miał drugi, do tej pory nieużywany. Wymieniając je, zauważył, że w prawej kieszeni starego tkwi mała koperta. Zdziwiony wyjął ją i otworzył. W środku znajdował się napisany odręcznie list o następującej treści:

_Szanowny Panie,_

_piszę do Pana, chociaż się nie znamy. Jednak gdy razem z moim mężem Ignacym byłam dzisiaj w restauracji, słyszeliśmy, jak ten Pana towarzysz kazał Panu „łajdaczyć się na potęgę”. Szczerze współczuję Panu i chciałabym – w miarę moich skromnych możliwości – jakoś Panu pomóc w realizacji tego zadania._

_Moglibyśmy na ten temat porozmawiać jutro_, _to jest w czwartek_, _o godz. 14:00 w moim mieszkaniu przy Bachstrasse 22/7. Będę tam sama i nie będę mogła Panu otworzyć, ale drzwi będą otwarte. Potem proszę kierować się do salonu._

_Proszę nie przejmować się tym, że będzie Pan rozmawiał z mężatką pod nieobecność jej męża. Nasze małżeństwo jest otwarte i pomagamy sobie nawzajem znajdować partnerów i partnerki. Zresztą ten list też piszę razem z nim._

_Z poważaniem_

_Hela_

Tarkowski domyślił się, że liścik wsunął mu do kieszeni Ignacy podczas pobytu w toalecie. Przypomniał sobie, że gdy z niej wyszedł, małżeństwo nie przebywało już na sali. Pamiętał jednak, że pani – acz po trzydziestce – była bardzo atrakcyjną brunetką z dużym biustem, a to u kobiet cenił najbardziej. Zatem stanowczo musiał skorzystać z tego zaproszenia.

W restauracji hotelowej zjadł lunch i już miał jechać na spotkanie, gdy coś przyszło mu do głowy. Zrezygnował chwilowo z taksówki i wrócił do pokoju, gdzie z szufladki wyjął jakieś zdjęcie i schował je do marynarki.

Mieszkanie przy Bachstrasse było na pierwszym piętrze. Najpierw próbował dzwonić, lecz dzwonek był prawdopodobnie zepsuty. Wobec tego nacisnął klamkę i okazało się, że drzwi są istotnie otwarte. Wszedł do przedpokoju i wtedy do jego uszu dobiegły dźwięki gry na pianinie. Skierował się w tamtą stronę i po chwili znalazł się przed oszklonymi drzwiami. Przez niezbyt przezroczystą płytę mógł tylko dostrzec zarys kobiety grającej na tym instrumencie.

Po krótkim wahaniu wszedł do środka i zobaczył, że pianistką jest – tak jak się spodziewał – Hela, ale nieco zaskoczył go fakt, iż była całkowicie naga.

– Dzień dobry – rzekł.

– Cień dopry – odpowiedziała pani. – Jak do pana mówić?

– Najlepiej Stan.

– Czy pan tez gra?

– Troszeczkę.

– To prose. – Wskazała ręką stołek obok niej. Nasz bohater usiadł i niezdarnie próbował jej akompaniować. Cieszył się, że będą rozmawiać po polsku, nawet jeśli ona będzie go zniekształcać.

– Wyjmij fogla – powiedziała nagle.

– Co proszę?

– No, wyciognij fogla.

Staszek sięgnął do guzika marynarki, ale Hela chwyciła go za rękę:

– Nie, kochany, lubie jak pany som w gangu. Tylko fogel… Prose. – Obróciła się, trącając biustem jego ramię i spoglądając w oczy.

Prawdę mówiąc, Stasiowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Gdy uwolnił tę część swego ciała, pianistka szybko przesiadła się i ustawiła okrakiem nad jego nogami. Nie przestała grać, chociaż teraz jej to znacznie gorzej wychodziło, a on w ogóle zaniechał tej czynności.

Następnie powtórzyli to samo na dywanie w pozycji misjonarskiej. Stan żałował tylko swojego garnituru, bo obecny znów został strasznie wymiętoszony, a nie miał trzeciego na zmianę.

– Trzeba wracać do domu – rzekł raczej do siebie.

– O, kochasiu – zmartwiła się Hela – ty nie z tutaj?

– Niestety, nie.

– Zrobie herbata.

Gospodyni wstała i przeszła nad nim, a potem cały czas przebywała na golasa. W rezultacie po herbatce zgwałcił ją po raz trzeci, tym razem na sofie, w pozycji na jeźdźca. Gdy wstała z niego, powiedział, dalej leżąc:

– Było tak wspaniale, że chciałbym jakoś odwdzięczyć się twojemu mężowi.

– _Du_ nie musisz…

– Pisałaś w liście, że pomagacie sobie nawzajem w znalezieniu kontaktów tego rodzaju.

– A, to tak… Masz cosik dla niego?

– Może miałbym… – Stanisław wyciągnął z kieszeni zdjęcie. – Jak ci się podoba?

– Bardzo ladna…

– Jest w typie tego twojego Ignacego?

– Naturliś… Możesz ją zaklepać?

– To zależy. – Nasz bohater zapiął się i wstał z sofy.

– Od czego?

– To studentka.

– I pozwala robić se takie foto?

– Właśnie o to chodzi… Musi zarobić na studia.

– Rozumiem. Czyli to jest luksus pro…

– …stytutka. – Pomógł jej, bo zaczynał już się śpieszyć. – Ale jest ogromnie wybredna. Nie każdy może zostać jej klientem.

– A Ignaś?

– Jeśli go polecę…

– Za ile?

Staś wymienił sumę, a Hela podeszła do kredensu, z szufladki wyjęła spory plik banknotów i pięć z nich wręczyła gościowi.

– Jak ma na imię?

– Inga.

– Czy jej tez trzeba będzie placić?

– Jeśli dasz jeszcze pięć, to już nie.

– On bardzo lubi mądre kobiety – powiedziała, jakby chciała się usprawiedliwić, i dodała żądaną kwotę. – To foto zachowam, aby pokazać Ignacemu.

– Okej. Porozmawiam z nią i jak się zgodzi, jutro przedzwonię i podam ci numer telefonu do niej.

– Ale…

– Oczywiście, w przeciwnym przypadku zwrócę ci wszystkie pieniądze.

– Chodzilo mnie o to, kiedy znów se spotkamy?

– Jak będę w Wiedniu.

Kochankowie pożegnali się i Tarkowski pojechał do hotelu. Inga jeszcze pracowała na swojej zmianie, więc poprosił ją przez telefon, aby przyszła do jego pokoju.

– Czego? – spytała, wchodząc.

– Nie umiesz się wyrażać kulturalnie?

– Umiem, ale przecież z tobą nie muszę.

– Wkrótce możesz tego potrzebować.

– Co ty tu – pokojówka zaklęła bardzo brzydko – kombinujesz?

– Słuchaj, ty mi kiedyś mówiłaś, że chciałabyś bzykać się z artystą.

– No chciałabym.

– Miałbym dla ciebie kogoś takiego.

– Jeśli to jakiś twój znajomy, to nigdy nie uwierzę, że jest prawdziwym artystą.

– Uwierzysz, jak go zobaczysz. To niezwykle przystojny i dystyngowany wybitny polski kompozytor.

Inga nie odpowiadała, ale oblizała się, więc Staszek kontynuował:

– On zadaje się wyłącznie z kulturalnymi osobami, więc musisz mu powiedzieć, że studiujesz matematykę… nie, przepraszam, lepiej fizykę…

– Dlaczego akurat fizykę?

– Bo on się na tym ni – tu nasz bohater użył bardzo brzydkiego słowa – nie zna.

– Dobrze. – Dziewczyna połknęła haczyk.

– Gdyby jednak o coś cię zapytał, to mów, że tam teraz niejaki Einstein wszystko pozmieniał.

– Tak, słyszałam o nim.

– A to – wyjął plik banknotów otrzymanych od Heli i oddzielił od niego dwa – dla ciebie…

– Oszalałeś! Nie jestem dziwką.

– Chodzi mi o to, żebyś ładnie wyglądała…

– To ja nie wyglądam ładnie?!

– Wyglądasz, ale możesz lepiej. Kup sobie jakieś eleganckie ciuchy i kosmetyki. On będzie dzwonił do ciebie pojutrze i przedstawi się jako Ignacy z mojego polecenia.

Po wyjściu pokojówki Tarkowski podszedł do szafki, wyjął z niej niewielki pakunek i opuścił hotel. Z wypożyczalni obok wziął nowiutkiego mercedesa bez dachu i z normalnym hałasem wytwarzanym przez samochody poturlał się w dół ulicy.

Barak na przedmieściach nic się nie zmienił od jego ostatniego pobytu. Do drzwi zastukał kołatką najpierw trzy razy, potem raz i znowu trzy. Po chwili pojawił się w nich wysoki brodacz, z którym wymienił pozdrowienia, i wszedł do środka. Gospodarz poczęstował go kieliszeczkiem koniaku i w trakcie popijania rozpakował paczkę przyniesioną przez gościa.

– Świetne zdjęcia – powiedział po chwili – lecz nie będę już ich od ciebie brał, drogi Stanie…

– Dlaczego?

– Gliniarze depczą mi po piętach. Ustawicznie wałęsają się w okolicy. Zaczynam mieć trudności ze zbytem… Ale za te oczywiście zapłacę. Czy tak jak zwykle?

Staś potwierdził i po chwili brodacz wręczył mu spory plik banknotów. Kiedy wyszedł z baraku, zmrok zapadł niemal całkowicie. Wsiadł do auta i już miał jechać, gdy z zakrętu wypadł najpierw jeden człowiek o fizjologii (albo czegoś w tym stylu) rzezimieszka, a potem goniący go drugi o sympatycznej twarzy z pistoletem w dłoni, który krzyczał:

– Ręce do góry, policja!

Kiedy przebiegali koło samochodu Staszka, policjant zatrzymał się na chwilę, aby odbezpieczyć broń. Wyczuł to uciekinier i natychmiast wykorzystał, odwracając się i rzucając na stróża prawa, któremu pistolet wypadł na bruk, przekoziołkował i odbił się w kierunku mercedesa. Teraz mężczyźni walczyli wręcz i złoczyńca zdawał się zdobywać przewagę. W końcu przewrócił policjanta na plecy, usiadł okrakiem na nim i wzniósł do góry nóż sprężynowy.

Nasz bohater zareagował instynktownie. Wyskoczył z samochodu, chwycił leżący pistolet i strzelił do bandyty. Ten zachwiał się i padł do tyłu, a policjant się oswobodził.

– Dziękuję! – krzyknął do Stasia, oglądając kryminalistę. Następnie podszedł do auta, odebrał swoją broń i widząc, że jego wybawiciel chce odjechać, zakomenderował:

– Proszę pozostać!

Tymczasem na miejscu pojawił się patrol konnej policji, a chwilę potem samochód przywiózł ważną policyjną szyszkę, któremu wszyscy uniżenie salutowali. W końcu dwóch z nich podeszło do auta Staszka.

– To jest, panie komendancie, ten pan, który mnie uratował.

– Dziękuję panu i gratuluję. – Przybysz uważnie przyglądał się cywilowi: – Trafić człowieka z pistoletu w prawie zupełnej ciemności z odległości dobrych kilku metrów prosto w serce to naprawdę duża sztuka.

– Musiałem zrobić takie coś… – odrzekł skromnie kierowca swoją łamaną niemczyzną.

– Gdyby tamten dostał tylko w klatkę piersiową, mógłby jeszcze ostatkiem sił mnie załatwić.

– Naturalnie, Helmut. A panu jeszcze raz dziękuję, z tym że niestety muszę prosić o dokumenty.

Nasz bohater wyciągnął paszport, a komendant spytał:

– Pan się nazywa?

– Stanisław Tarkowski.

– Gdzieś słyszałem już to nazwisko – wtrącił się Helmut. – Albo może czytałem…

– Pan jest obywatelem Wielkiej Brytanii?

– Tak.

– Sądząc z nazwiska, mógłby pan być poddanym Jego Cesarskiej Mości… – stwierdził szef policji. – Nie ma pan przypadkiem również naszego obywatelstwa?

– Nie.

– Wielka szkoda. Gdyby był pan przynajmniej obywatelem Rzeszy lub innego zaprzyjaźnionego kraju, mógłbym wystąpić o odznaczenie dla pana.

– Nie zrobiłem tego dla… dlatego.

– A może jest pan oficerem w armii Jego Królewskiej Mości? Proszę wybaczyć moją ciekawość, ale naprawdę chciałbym wiedzieć, gdzie można nauczyć się tak strzelać.

– Nie jestem żołnierzem. _Sometimes_… Wczasami poluję…

Po tych słowach komendant wyraźnie odetchnął i rzekł:

– W każdym razie wspomnę o panu następcy tronu. Może kiedyś to się panu przyda. A teraz może pan jechać.

W drodze do hotelu Stanisław przypomniał sobie słowa Helmuta i pomyślał (chociaż nie pierwszy raz w życiu słyszał coś takiego): „Chyba prawdę mówił tata, że opowiedział tamtego lata nasze afrykańskie przeżycia z Nel jakiemuś pisarzowi. Musiał mieć w tym jakiś cel. Widocznie ten literat zrealizował swoją obietnicę, rad nierad opisał je w swojej powieści, i ona nie zaginęła bez wieści”.

Następnego dnia przed południem zgodnie z umową zadzwonił do Heli, spakował się, załatwił formalności w recepcji i pojechał taksówką na dworzec kolejowy. Już z daleka spostrzegł, że w kasie urzęduje jego poufała znajoma.

– _Hello, darling_ – rzucił. – Poproszę taki sam bilet jak zwykle, z tymi samymi przesiadkami…

Kasjerka nie poruszyła się, a po chwili spytała z wyrzutem:

– Byłeś w Wiedniu i nie odezwałeś się do mnie?

– Nie mogłem, byłem tylko trzy dni.

– A nie mógłbyś zostać jeszcze jeden? – Dziewczyna rozpięła górny guzik bluzki i okazało się, że jest bez stanika. – Przenocowałbyś u mnie, tak jak kiedyś…

– Naprawdę nie mogę… Za tydzień muszę być w Afryce.2
ZDRADA

Zaczynało świtać. Stanisław Tarkowski obudził się, zeskoczył ze swojej luksusowej kuszetki i podszedł do okna. „Czyżby jakaś awaria?” pomyślał z niepokojem, ponieważ pociąg wyraźnie hamował. Na szczęście wkrótce wystąpiło wiele dodatkowych torów i w dalszej perspektywie domków, które stawały się coraz większe.

„To prawdopodobnie przedmieścia jakiegoś dużego miasta” – skorygował swoje przypuszczenia. Podobnie jak inni pasażerowie otworzył okno swego przedziału i rozglądał się za napisami, które mogłyby wyjaśnić sytuację. Te po chwili się pojawiły, choć większość podróżnych nie była w stanie ich odczytać. To nie dotyczyło Stasia, który w dzieciństwie mieszkał w Warszawie w zaborze rosyjskim i zetknął się tam z cyrylicą.

„Czyżbym jechał do Konstantynopola przez Rosję?” – ponownie trochę się zaniepokoił, ponieważ po raz pierwszy wsiadł do tego pociągu (na jego zazwyczaj wykorzystywany Orient Express nie było już biletów, a przynajmniej tak twierdziła kasjerka). Sprawa wyjaśniła się po wjechaniu na stację, gdzie widniał zarówno w cyrylicy, jak i alfabecie łacińskim wielki napis BELGRAD.

Nasz podróżnik, analogicznie jak inni, obserwował ludzi wsiadających i wysiadających. Nagle drgnął, bo wśród tych drugich dostrzegł kogoś bardzo podobnego do Ziuka! Początkowo nie mógł być pewny, gdyż było jeszcze dość ciemno, a ponadto tamten podniósł kołnierz kurtki tak, jak gdyby obawiał się rozpoznania. Jednak nasz bohater nie na darmo od wielu lat polował, więc wytężył swój sokoli wzrok i się upewnił.

Kiedy konspirator zniknął w budynku stacyjnym, Tarkowski usiadł z wrażenia na kuszetce. W Afryce nie był całkowicie odcięty od świata, z pewnym opóźnieniem otrzymywał gazety i wiedział z nich, że atmosfera między Austrią i Serbią jest już od dłuższego czasu napięta. Czyżby ten Ziuk był podwójnym agentem?

„Psiakrew”, rozmyślał dalej, „Staszek, ta sprawa ma brzydki zapaszek. Jest możliwe, że ty, niecnoto, mocno wdepnąłeś w niezłe błoto. Sądziłeś, że poprzez goliznę zdołasz oswobodzić ojczyznę? Z tym pierwszym też może być pudło, wyschło bowiem wiedeńskie źródło”.

Pociąg ruszył, a kandydat na konspiratora ponownie położył się na kuszetce i zaczął wspominać, jak doszło do tego, że zaczął się zajmować tym biznesem. A mogło być zupełnie inaczej…

Jego i Nel dziecięce przygody w Afryce skończyły się wkrótce po zabiciu porywaczy. Już następnego dnia natknęła się na nich angielska wojskowo-badawcza wyprawa pod dowództwem kapitana Glenna i doktora Clarka, a kilka tygodni później dzieci znalazły się w Wielkiej Brytanii.

Nie wrócił już do Polski. W podzięce za uratowanie córki pan Rawlison wynajął mu – na swój koszt – mieszkanie w Londynie, aby mógł się kształcić w Anglii. Miał nawet własnego służącego, ponieważ Kali bardzo prosił, żeby nie odsyłać go (w przeciwieństwie do tak jak on oswobodzonej po strzelaninie niewolnicy o imieniu Mea) do macierzystej wioski. I to właśnie był – jak się później okazało – podstawowy błąd.

Jednak na razie wszystko szło dobrze. Szkołę średnią ukończył jako prymus i z łatwością dostał się na uniwersytet w Oksfordzie, którego dyplom uzyskał z wyróżnieniem, a następnie otrzymał bardzo dobrze płatną pracę w jednym z londyńskich banków. W międzyczasie Nel osiągnęła pełnoletniość i nic już nie stało na przeszkodzie, aby wzięli ślub.

Wesele było niezwykle huczne; zaszczycił je nawet swoją obecnością pewien członek rodziny królewskiej, będący znajomym teścia. Wkrótce potem miała miejsce ich pierwsza sprzeczka: on chciał wracać do Polski, a Nel – pozostać w Anglii.

– Nie będę mieszkać w żadnym kraju rządzonym przez jakichś tyranów! – krzyczała.

– Jakich tyranów?

– No przecież każda część tej twojej Polski jest pod panowaniem jakiegoś cesarza.

Musiał przyznać jej rację. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść: nie mogli doczekać się dziecka. W rezultacie zaczęli się często kłócić, zarzucając sobie nawzajem winę za zaistniały stan rzeczy.

W pewnym momencie Stan kupił książkę _Małżeństwo doskonałe_, w której były opisane pozycje seksualne najbardziej przydatne w celu zapłodnienia kobiety oraz podane dodatkowe porady. Stosował więc te pozycje, lecz ciągle bez rezultatu.

W końcu postanowił wykorzystać radę mówiącą, że przed stosunkiem okolice narządu płciowego żony powinny być łechtane przez dłuższy czas. Kazał Nel siadać na stoliku z podciągniętymi oraz rozstawionymi nogami, klękał i łaskotał. Nawet teraz brzmiał mu w uszach radosny chichot małżonki. Niestety, wszystko na próżno.

Nie wiadomo, jak długo by to jeszcze trwało, gdyby nie jego drobna pomyłka. Mieszkali na przedmieściach Londynu w domu jednorodzinnym, którego jeden pokój zajmował Kali, wiernie służący im przez cały czas. Do jego obowiązków należało przygotowywanie posiłków i przynoszenie węgla z piwnicy. Ponieważ byli prawie tego samego wzrostu, Stanisław oddawał mu często elementy swojej garderoby, które już mu się znudziły, ale były jeszcze zdatne do noszenia.

Któregoś dnia wszedł do kuchni i zobaczył, że jego własna, jak sądził, kurtka wisi na krześle. Akurat zamierzał wyjść, a że zrobiło się trochę chłodniej, machinalnie nałożył ją i skierował się do drzwi prowadzących na ulicę. Musiał je zamknąć, albowiem oprócz niego w mieszkaniu nie było nikogo. Sięgnął zatem do kieszeni i w miejscu kluczy ze zdziwieniem natrafił na mały pakiecik. W środku znajdował się plik jakichś czarno-białych fotografii z nagimi postaciami.

Na pierwszym zdjęciu dobrze było widać Kalego, natomiast głowa białej kobiety znajdowała się poza kadrem. Z zainteresowaniem spojrzał na drugie zdjęcie i aż zaklął brzydko, widząc – bez żadnych wątpliwości – Nel. Przeglądał plik i stwierdził, że służący przerabiał wszystkie jego pozycje. Gdy w końcu tamten doszedł do łechtania, nie wytrzymał i cofnął się do mieszkania po swój ulubiony sztucer.

W środku nieco ochłonął i usiadł na krześle. Nie miał wątpliwości, że musi zabić tych łajdaków, ale zastanawiał się, w jakim momencie to zrobić. Nie chciał, aby te zdjęcia wpadły w ręce policji, a potem być może dostałyby się do prasy. Mógłby je zniszczyć i zastrzelić zdrajców po powrocie do domu, ale wtedy wyszedłby na głupka, który strzela do ludzi bez powodu. Po namyśle, aby nie spłoszyć Kalego, powiesił kurtkę ponownie w kuchni i postanowił spokojnie przygotować zemstę.

– Kochanie – rzekł któregoś dnia – muszę jutro rano jechać w delegację służbową do Edynburga.

– Oj, to daleko – odparła Nel tak jakby z zadowoleniem w głosie.

– Zgadza się, i dlatego nie będzie mnie parę dni.

Nazajutrz wczesnym rankiem opuścił dom z dużą walizą zawierającą sztucer oraz wyżywienie i udał się do sąsiedniej willi należącej do jego kolegi z banku, Teda Hamiltona, który rzeczywiście pojechał do Edynburga i prosił Stana, żeby podlewał kwiaty. Tam zainstalował się w pokoju z dobrym widokiem na swoją posesję, i mając do pomocy lornetkę, obserwował ją uważnie.

Przez cały dzień nie działo się nic specjalnego. Dopiero wieczorem Nel zaciągnęła zasłony w swoim pokoju na parterze, ale okno pozostawiła otwarte, gdyż było bardzo ciepło. Niemal jednocześnie zgasło światło w pokoju Kalego na piętrze i Stan zobaczył, że służący schodzi po schodach. Korytarza nie było widać z jego stanowiska, ale spostrzegł, że w pewnym momencie zasłony w pokoju żony zafalowały. Musiało to oznaczać, że ktoś otworzył drzwi.

Zazdrosny mąż przyjął, że również grę wstępną tamci uprawiają według zaleceń z książki, więc mógł obliczyć przybliżony czas jej trwania. Odczekał tyle i ze sztucerem w ręku cichutko otworzył drzwi wejściowe, zdjął buty, bezszelestnie przebiegł dystans do pokoju Nel i wtargnął do środka.

Okazało się, że nie pomylił się ani na jotę. Kochankowie byli już nadzy i jak pieski uprawiali seks w najlepsze. Jednakże Kali wykazał się bardzo dobrym refleksem. Błyskawicznie wyciągnął siusiaka z pupy kochanki i rzucił się w stronę okna. Nasz bohater wymierzył, ale służący zdążył wyskoczyć i goły zaczął uciekać w stronę pobliskiego portu jachtowego. Nie pomogłoby to mu wiele, albowiem Staś potrafił doskonale strzelać nawet w ciemności, gdyby nie Nel, która rzuciła się pod nogi męża, krzycząc:

– Zostaw go, to nie jego wina!

– Jak to nie jego? – spytał urzędnik bankowy, kiedy powstał po potknięciu się o ciało żony (na szczęście był w skarpetkach, więc nie zrobił jej żadnej krzywdy).

– To ja go o to poprosiłam!

– Zakochałaś się w nim? – Sięgnął po sztucer.

– Oszalałeś? – Dziewczyna zrozumiała, że też jest zagrożona i zaczęła płakać. – Chciałam tylko… sprawdzić… kto z nas… jest odpowiedzialny… za to… że nie mamy dzieci…

– I koniecznie musiałaś to sprawdzać z czarnoskórym? – Odłożył broń, bo przyszło mu do głowy, że to istotnie warto zbadać, a byłoby to niemożliwe, gdyby zabił niewierną.

– Tak, ponieważ on jest w tym niesamowicie dobry…

– Skąd wiesz?

– Ma już sześcioro dzieci w Afryce.

– Przecież mieszka z nami – zdziwił się.

– Ale jeździ na urlopy. I mówił, że w trakcie każdego urlopu robi jedno dziecko…

– Taki specjalista – roześmiał się, a Nel odetchnęła z ulgą.

W rezultacie tych wydarzeń stracili dobrego kucharza, a wkrótce okazało się, że żona Stana nie jest w ciąży. Hipotezę potwierdzili lekarze, którzy orzekli, że bezpłodność Nel została prawdopodobnie spowodowana przez jej przeżycia nerwowe w dzieciństwie podczas pobytu w Afryce.

Stan nie chciał już zabijać żony, ale wystąpił o unieważnienie małżeństwa. Nie było z tym kłopotu, ponieważ ślub brali w Kościele anglikańskim, który właśnie w tym celu został kiedyś stworzony przez któregoś tam Henryka, króla Anglii. W tej sytuacji Nel zdecydowała nie wychodzić już za mąż, a ze Stanem pozostali dobrymi przyjaciółmi. Pozwoliła mu zajmować piętro domu (kupionego za pieniądze jej ojca), oczywiście za czynsz, który akurat wystarczał jej na życie.

Tarkowski zamierzał zacząć rozglądać się za kandydatką na żonę, lecz przedtem postanowił załatwić porachunki z Kalim, któremu nie potrafił wybaczyć. Wiedział, gdzie znajduje się wioska tego łobuza, i mógł mieć nadzieję, że o tym zabójstwie nikt w Wielkiej Brytanii się nie dowie i nie będzie go ścigał.

Problemy mogły być tylko z tubylcami, i aby ich przechytrzyć, musiał dobrze znać język. Odszukał więc w gazecie ogłoszenia reklamowe agencji tłumaczeń i po kolei dzwonił do nich. Poszczęściło mu się już przy trzeciej; był tam podobno ktoś władający tym afrykańskim dialektem. Odbierający telefon mężczyzna zgodził się przysyłać mu do domu nauczyciela w celu przeprowadzenia indywidualnego intensywnego kursu. Wprawdzie cena nie była niska, lecz Stanisław ciągle zarabiał nieźle, a jego pragnienie zemsty pozostawało olbrzymie.

Spodziewał się jakiegoś starego czarnoskórego, a tymczasem na progu willi pojawiła się młoda i śliczna mlecznoczekoladowa facetka o lekko kręconych włosach.

– Hello, jestem Diana – przywitała się nienagannym angielskim.

– Stanley.

– To prosty język – stwierdziła, gdy już siedzieli w pokoju. – Nauczy się go pan w ciągu sześciu tygodni.

Zatem rozpoczęły się zajęcia. Nasz bohater uczył się z zapałem, ale kiedyś przyszedł mu do głowy pomysł, aby przy pomocy Diany odegrać się na wiarołomnej miłości swego życia (bo przecież mogła od razu pójść do lekarza zamiast do kucharza). Zastanawiał się, jak do tego podejść i w końcu szczerze opowiedział czekoladce całą historię.

– Bardzo panu współczuję – odrzekła i jakoś tak dziwnie się spojrzała.

Następnego dnia po zajęciach Stan zapytał po prostu:

– Czy mogłaby pani pomóc mi zrewanżować się mojej byłej żonie?

– W jaki sposób? – spytała, lekko czerwieniąc się, co było widać nawet pod jej cerą.

– Nic wielkiego… Chciałbym, aby rozebrała się pani do naga, przeszła do pokoju Nel i zapytała ją, gdzie tu jest toaleta. – I dodał: – Zapłacę pani trzy razy więcej za dzisiejsze zajęcia.

– A ona nie rzuci się na mnie?

– No skąd… To kulturalna osoba.

Diana zastanawiała się przez chwilę, po czym rzekła sucho:

– Pięć razy więcej.

– Zgoda.

– I nic ponadto między nami, bo nie jestem prostytutką.

– Rozumie się.

Nauczycielka rozbierała się bez cienia pruderii. Prawie na końcu ściągnęła majtki i spytała:

– Szpilki mogą zostać?

– Jak najbardziej.

Wyszli na klatkę schodową.

– To tamte drzwi na dole. – Stan wskazał je ręką. – Będę tu stał i obserwował.

– Okej. – Lektorka ruszyła z takim wyrazem twarzy, jakby to ona miała się zemścić.

Diana była drugą kobietą w jego życiu, którą widział na nago, i musiał przyznać, że widok był przedni (nawet od tyłu). Wszystko odbyło się bez kłopotów; dziewczyna zapukała i po zaproszeniu stanęła w drzwiach, pokazując się Nel w całej okazałości, a ta grzecznie odpowiedziała. Gdy czekoladka wracała, stwierdził, że jedyną jej wadą są zbyt małe piersi.

Parę dni później mieli ostatnie zajęcia. Lektorka odebrała honorarium i jakby na coś czekała.

– Po powrocie z Afryki – powiedział zatem Stan – zadzwonię do pani i powiem, jak mi poszło…

– Ma pan tam jakieś zadanie do zrealizowania?

– Nie! – Przestraszył się, że ona może zacząć czegoś się domyślać. – Powiem, jak mi poszło z językiem.

– Okej.

I tak się rozstali.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: