Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Szkoła kobiet - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szkoła kobiet - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 197 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KO­ME­DYA MO­LIE­RA

WIER­SZEM W 5 AK­TACH

TŁÓ­MA­CZE­NIA

GE­RAR­DA MAU­RY­CE­GO WI­TOW­SKIE­GO.

W WAR­SZA­WIE

W DRU­KAR­NI N. GLÜCKS­BER­GA,

KSIĘ­GA­RZA. I TY­PO­GRA­FA KRÓ­LEW­SKIE­GO UNI­WER­SY­TE­TU

1819

J. O. z hra­biów Fle­min­gów Xięż­nie

IZA­BEL­LI

CZAR­TO­RY­SKIEY

Gen­ra­ło­wey ziem po­dol­skich.

Ja­śnie Oświe­co­na Mo­ścia Xięż­no!

Pa­mie­ta­iąc, że świę­to Imie­nin Wa­szey Xią­żę­cey
Mo­ści w tym mie­sią­cu przy­pa­da, po­śpie­szam z
na­de­sła­niem ofia­ro­wa­ne­go dzie­ła, aby w hoł­dzie
iaki się na­le­ży Jey świa­tłu, ode­mnie na wią­za­nie
słu­żyć mo­gło. Ko­me­dya Szko­ła Ko­biet, poka-
zu­iąc prze­są­dy śmiesz­ne­go czło­wie­ka prze­ciw­ko
płci pięk­ney po­wzię­te, sztu­ka ta nie­zrów­na­ne­go
Mi­strza Mo­lie­ra, mo­głaż w lep­sze do­stać się rę-
ce, iak w ręce Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści, któ­raś
nie mia­ła za rzecz mniey god­ną Two­iey do­stoy­no­ści,
sama się trud­nić pro­wa­dze­niem mło­dych Dam, u – wa­ża­iąc do­bre wy­cho­wa­nie za nay­moc­niey­szą pod-
sta­wę praw­dzi­we­go ich szczę­ścia.

Przy­imu­iąc ode­mnie tę pra­cę, Wa­sza Xią­że-
ca Mość po­da­iesz mi spo­sob­ność bar­dzo miłą o-
ka­za­nia Ci mo­iey wdzięcz­no­ści. W isto­cie bo-
wiem, któż po­bu­dził we mnie to przy­wią­za­nie do
sztuk pięk­nych, i te mi­łość do nauk, je­śli nie gust
po­prze­dza­ią­cy tylu sław­nych Mę­żów, któ­rzy dłu-
gim po­by­tem w domu Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści za-
szczy­ce­ni, prze­ie­li w Jey do­stoy­nem ob­co­wa­niu
te wzo­ry po­lom i sma­ku do­bre­go, iaki się daie
po­strze­gać w ich pi­smach z tak wiel­kim dla kra-
iu po­żyt­kiem. Chcieć wy­li­czać ich imio­na i dzie­ła,
po­trze­ba­by prze­biedz całą nie­le­d­wie dzi­siey­szą lite-
ra­tu­rę, a przy­naym­niey, co iest nay­pięk­niey­szy]!?
w iey zbio­rze: nie ma bo­wiem my­śli tak do­bit­nie
wy­ra­żo­ney, wier­sza któ­ry­by z ust do ust po kra-
iu prze­cho­dził a nie był wy­da­ny od któ­re­go z
tych świa­tłych lu­dzi któ­rzy mie­li szczę­ście pozy-
skać przy­chyl­ność lub rade Wa­szey Xią­żę­cey Mo-
ści. Z tego wzglę­du do­dam na­wet; ta­ke­śmy się
na­uczy­li od­bie­rać do­bro­dziey­stwa świa­tła i gu­stu
do­bre­go, od tego Are­opa­gu, oży­wia­ne­go cią­głem
za­chę­ce­niem Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści, że co tyl-
ko wy­szło na świat na­zna­czo­ne­go pięt­nem wyż-
szo­ści, śmia­ło mo­gli­śmy się za­kła­dać, że po­cho-
dzi z tego nad­wi­ślań­skie­go ustro­nia, któ­re ra­iem
zie­mi na­szey moż­na­by na­zy­wać. W rze­czy sa­mey
Pu­ła­wy, przez cały pra­wie bieg ży­cia Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści, były nie­ia­ko Ate­na­mi Pol­ski: poe-
zya, ma­lar­stwo, mu­zy­ka, bu­dow­nic­two, i wszyst­kie sztu­ki wy­zwo­lo­ne, i kto tyl­ko w ia­kim bądź
wzglę­dzie oka­zał wyż­szy ta­lent lub za­słu­gę, znay-
do­wał w Pu­ła­wach swo­ię Oy­czy­zne; i gdy­by to
za­ci­sze, to dzie­ło kunsz­tu i gu­stu Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści, z reki cza­su (cze­go nie day Boże)
mia­ło kie­dy za­gi­nać, iesz­cze się pa­miąt­ka tych
mieysc pięk­nych zo­sta­nie w dzie­iach oświe­ce­nia
na­ro­do­we­go. Od­ro­dze­nie się w Pol­sz­cze nauk i
Imię Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści będą ied­no zna-
czyć w wie­kach po­tom­nych, a ie­że­li (po­wie­dzą
hi­sto­ry­cy) Pol­ska ock­nę­ła się na­ko­niec z le­tar-
gu i Po­la­cy tro­skli­wiey po­ko­le­nia swo­ie wy­cho-
wy­wać za­czę­li, je­śli w sa­mych po­cząt­kach obu-
dzo­ne­go sma­ku, nie dali się uwieść du­chem prze-
bu­ia­łey ima­gi­na­cyi, win­ni to są iesz­cze temu do-
mowi, któ­ry nie tyl­ko że stwo­rzył In­sty­tut Edu-
ka­cyi Na­ro­do­wey, ale stwo­rzo­ny za­cho­wał prze-
wagą gu­stu swo­ie­go przy tey szla­chet­ney pro­sto-
cie, któ­ra nam się do­sta­ła po Gre­kach i bę­dzie
na za­wsze wzo­rem praw­dzi­wey pięk­no­ści.

Ko­me­dya, któ­rą mam ho­nor ofia­ro­wać Wa-
szey Xią­żę­cey Mo­ści, nie iest za­pew­ne tak do-
kład­nie prze­tłu­ma­czo­ną iak­by bydź po­win­na. Na-
uczo­ny wzo­ra­mi tylu wy­bor­nych pi­sa­rzy, mo-
głem wie­le uczy­nić dla sie­bie sa­me­go; lecz nie
do­syć dla sła­wy Mo­lie­ra ani też dla gu­stu Wa-
szey Xią­żę­cey Mo­ści. Za­drud­nio­ne­mu spra­wa­mi
do­mo­we­mi, a wię­cey iesz­cze pu­blicz­ne­mi, wci-
ska­ły się bydź może… nie­do­kład­no­ści do pra­cy i
te się te­raz przy­kle­iły do dzie­ła tak, że ich tyl-
ko póź­niey­sze za­sta­no­wie­nie i sama roz­wa­ga wie – ku doj­rzal­sze­go bę­dzie mo­gła uchy­lić. Chciey
Wa­sza Xią­źę­ca Mość prze­ba­czyć te po­mył­ki
po­spie­chu i nie­do­świad­cze­nia. Nie uydą one
za­pew­ne traf­ne­go oka Wa­szey Xią­żę­cey Mo-
ści; Jecz ta sama wyż­szość w są­dze­niu, i ten gust
któ­ry Ci sa­mey tak pięk­ne rze­czy pi­sać do­ra­dza,
każe mi się spo­dzie­wać, że Wa­sza Xią­żę­ca Mość
ze­chcesz wy­rok swóy po­bła­ża­niem ozna­czyć.
Wszak­że to iest wła­ści­wa do­sko­na­łym znaw­com
sztu­ki, że im wię­cey któ­ry ma pra­wa do przy-
gany, tym się oka­zu­ie wy­ro­zu­mial­szym na tru-
dno­ści wy­ko­na­nia. Może tez wi­dząc ła­ska­we
przy­ię­cie Wa­szej Xią­żę­cey Mo­ści, i nie­udol­ność
pracj kto­rą się ośmie­li­łem Jej po­świe­cić, znay-
dzie się kto taki, któ­ry so­bie weź­mie za punkt
am­bi­cyi prze­pi­sać mnie w moim za­wo­dzie: je­śli
to na­stą­pi, cze­go z ser­ca ży­czę kra­io­wi, od­nio­sę
z przed­się­wzię­cia mo­ie­go tę ko­rzyść, żem dał po-
wód do tak szla­chel­ney emu­la­cyi, i że mo­głem
choć raz w ży­ciu oświad­czyć Wa­szey Xią­żę­cey
Mo­ści wy­ra­zy uwiel­bie­nia mo­ie­go. Żyi Wa­sza
Xią­źę­ca Mość dla szczę­ścia kra­iu, w któ­rym tak
sku­tecz­nie wspie­rasz na­uki; żyi dla do­bra sie­rot
któ­rym da­iesz tak wspa­nia­łe i tak tkli­we sta­ra­nie
oko­ło ich wy­cho­wa­nia: żyi na­ko­niec dla po­cie-
chy fa­mi­lii, do któ­rey nie tyl­ko krew­nych i przy-
ia­ciół, ale przy­kła­dem w Pol­sz­cze je­dy­nym, li-
czysz na­wet wło­ścian, uwa­ża­iąc ich ia­ko­by dzie-
ci Two­ie!

O! by ci, co tak wie­le mó­wią o po­lep­sze­niu
bytu na­ro­do­we­go, mo­gli wi­dzieć swo­bod­ny byt
chło­pów Pu­ław­skich, mo­że­by się prze­ko­na­li, że nie ma środ­ka któ­ry­by w tey mie­rze był do­god­niej­szym, iak Wa­szę Xią­żę­cą Mość na­śla­do­wać.

Pro­szę Wa­szej Xią­żę­cey Mo­ści, racz przy­jąć wy­ra­zy uwiel­bie­nia i po­sza­no­wa­nia, z któ­re­mi ie-
stem na za­wsze

Wa­szey Xią­żę­cey Mo­ści z War­sza­wy
d. 7. Li­sto­pa­da 1818.

nay­niż­szym i nay­zo­bą­wią­zań­szym słu­gą
Ge­rard Mau­ry­cy Wi­tow­ski.

OSO­BY

Lau­ren­ty, in­a­czey Hra­bia Iwan­ski.
Ba­sia, wy­cho­wa­ni­ca Lau­ren­te­go.

Eme­ryk, brat Lau­ren­te­go.

Wa­le­ry, ko­cha­nek basi.

Pan Je­rzy, oy­ciec Basi.

Pan Piotr oy­ciec Wa­le­re­go.

Ma­ciey i He­len­ka, słu­żą­cy Lau­ren­te­go
no­ta­ry­usz.

Sce­na w War­sza­wie na przed­mie­ściu:

SZKO­ŁA KO­BIET

AKT PIERW­SZY

SCE­NA PIERW­SZA.

EME­RYK, LAU­REN­TY.

EME­RYK.

Mó­wisz mi, że przy­by­łeś po­iąć ia za żonę

LAU­REN­TY.

Ta­kiest. Ju­tro to wszyst­ko musi bydź skoń­czo­ne.

EME­RYK.

W tem ustro­niu za­iste, nikt nas nie pod­słu­cha.

Jed­nak­że wolę to­bie po­wie­dzieć do ucha

Jako wier­ny przy­ia­ciel, otwar­cie i szcze­rze,

Na samo imię żony o cie­bie strach bie­rze.

I z ia­kiey chcesz twóy za­miar zwa­żay tyl­ko stro­ny,

Na mał­żon­ka da­li­bóg nie ie­steś stwo­rzo­ny.

LAU­REN­TY.

Wi­dzę że cie­bie bra­cie do­mo­we przy­kła­dy

Do tak ostroż­ney dla in­nie na­kła­nia­ia rady.

Czy­li my­ślisz że każ­dey po­do­ba się żo­nie

Kłaść mę­żo­wi swo­ie­mu ozdo­by na skro­nie?

EME­RYK.

Cza­sem śle­py los ta­kie nada­rza przy­pad­ki;
Uciec przed nie­mi zręcz­nie, ta­lent był­by rzad­ki-
I ie­śli mnie ob­cho­dzi prze­zna­cze­nie two­ie?
Mę­żów, z któ­rych szy­dzi­łeś, od­we­tu się boie.
Wszak­że przy­po­mniy so­bie, wy­so­ka czy ni­ska,
Żad­na klas­sa nie uszła twe­go po­śmie­wi­ska;
Nay­ulu­bień­szą ro­skosz po­kła­da­łeś na­tem
Żeby skry­te żon spraw­ki ogła­szać przed świa­tem.

LAU­REN­TY.

Do leż nie ma po­dob­no mia­sta na tey zie­mi,

Gdzie­by mę­żo­wie byli iak tu cier­pli­we­mi.

Wi­dzie­my wie­lo­ra­kie tych Pa­nów ro­dza­ie:

Każ­da swo­ie­mu ce­chę śmiesz­no­ści nada­ie.

Tam­ten iest czło­wiek rząd­ny, zbie­ra mi­lio­ny,

Ale to wszyst­ko idzie na ko­chan­ków żony!

Dru­gi zno­wu szczę­śli­wym są­dzi się bez mia­ry,

Ze Jey­mość czę­sto dro­gie otrzy­mu­ie dary:

Nie bu­dzą w nim po­dey­rzeń da­wa­ne kley­no­ty,

Bo mu Pani po­wia­da że to dla iey cno­ty.

Ow ha­ła­su na­ro­bi choć się próż­no spie­ra,

Tam­ten spo­koy­nym okiem na wszyst­ko po­zie­ra:

Nie raz owszem gdy wi­dzi, że na­dey­dą mło­dzi,

Bie­rze ci­cho ka­pe­lusz i z domu wy­cho­dzi.

Ta iesz­cze dla lep­sze­go przed mę­żem uda­nia,

Zmy­śla mi­ło­sne trzpio­ta ia­kie­go wy­zna­nia;

I gdy mąż, do­bra du­sza, z mło­dzi­ka się śmie­ie,
On tym­cza­sem nie próż­ne wy­peł­nia na­dzie­ie.

Ta wre­ście chcąc z wy­dat­ków bydź unie­wi­nio­na

Mówi: mam szczę­ście w kar­ty; wy­gra­łam w bo­sto­na.

AKT I. SENA I.

A mał­żo­nek nie po­mnąc, w co zona wy­gra­ła,
Cie­szy się i niech bo­dzie, mówi, Bogu chwa­ła!
Sło­wem: Oto są wszę­dzie śmie­chu god­ne rze­czy,
I śmiać się nikt mi pew­nie pra­wa nic za­prze­czy.

EME­RYK.

Słusz­nie. Lecz kto wy­śmie­wa wszyst­kie iak ty sta­ny,
Ma się strzedz aby po­tem sam nie był wy­śmia­ny,
Wszak i mnie sły­szyć nie raz wy­da­rzy się prze­cie
Róż­ne o roz­ma­itych żar­ci­ki po świe­cie;
Lecz choć wi­dzę że dru­gich ga­nią oby­cza­ie,
Mo­ich tyl­ko pil­nu­ię, w cu­dze się nie wda­ie.
Nie sądź, iż obo­ięt­ną mam w so­bie na­tu­rę,
Moge iak ty po­tę­piać zdroż­no­ści nie­któ­re;
I nie­chciał­bym za­pew­ne znieść tego w po­ło­wie,
Co nie­kie­dy z żo­na­mi wy­cier­pią mę­żo­wie.
Lecz ni­ko­go przy­kre­mi nie ob­ra­żam sło­wy;
Bo się na­le­ży lę­kać wza­iem­ney ob­mo­wy:
I za­wcza­su przy­się­gać nig­dy nie wy­pa­da,
Al­bo­wiem czło­wiek czę­sto sam nie­wie skąd zdrad;.
Dla tego choć­by tra­fem, któ­ry śle­po idzie,
Zona mnie wy­sta­wi­ła w mał­żen­skiey ochy­dzie,
Ma­iąc po­stę­po­wa­nie moie na wi­do­ku
Za­pew­ne­by się tyl­ko po­śmia­no na boku;
Na­wet może nie ie­den w ta­kim ra­zie doda:
Ten wca­le nie­za­słu­żył, o ia­każ go szko­da!
Lecz z tobą pa­nie bra­cie, rzecz ma inną po­stać.
Na wie­le się wy­sta­wiasz, chcąc] mał­żon­kiem zo­stać.
Mę­żo­wie któ­rych cierp­kie li­czy­łeś krzy­ży­ki,
Wet za wet prze­ciw to­bie na­ostrzą ię­zy­ki;
A że nie­mi­ło­sier­nym by­łeś na nich bi­czem,
Oni to­bie na wza­iem nie­da­ru­ią w ni­czem:

Abyś tyl­ko raz po­padł smut­ne­mu lo­so­wi,
Twóy przy­pa­dek po mie­ście otrą­bić go­to­wi.

LAU­REN­TY.

Day­że po­kóy móy bra­cie, po co tu na­uka!
Bar­dzo ta bę­dzie mą­dra któ­ra mnie oszu­ka.
Znam ia prze­bie­głość ko­biet, wiem przez ia­kie cza­ry
Umie­ia swo­im mę­żom nie do­trzy­mać wia­ry.
A że cza­sem iest trud­no nie wie­rzyć w ich miny,
Na wszel­ka prze­to zdra­dę mam spo­sób ie­dy­ny;
Mo­iey przy­szłey nie­win­ność i nie moc­na gło­wa,
Za­pew­ne mnie od wszyst­kich złych przy­gód za­cho­wa,

EME­RYK.

Żeby się ze­nie z głu­pią trze­ba być pro­sta­kiem.

LAU­REN­TY.

Oh! prę­dzey mą­dra żona zro­bi cie­bie ta­kiem!
Może two­ia być do­bra, przy wiel­kim ro­zu­mie,

Jad­nak to źle, gdy żona na­zbyt wie­le umie.

J mógł­bym wska­zać mę­żów, co ża­łu­ią sami,

Że wzię­li bez uwa­gi Pan­ny z ta­len­ta­mi.

Broń mnie Boże dow­cip­ney, któ­ra­by się cala,

W To­wa­rzy­stwach uczo­nych i książ­kach ko­cha­ła

Któ­ra­by w ob­co­wa­niu wy­mow­na i miła,
Wszyst­kich mi Li­te­ra­tów do domu nę­ci­ła;
Ja zaś aże­bym imię no­sząc Je­go­mo­ści,
Sie­dział w ka­cie i le­d­wie był zna­nym od go­ści?
Dzię­ku­ię za tę, któ­ra rze­czy gór­no bie­rze;
Już ia ta­kiey, co pi­sze Ro­man­se, nie wie­rzę.
Wolę aże­by moia w ciem­no­cie scho­wa­na
Nie zna­ła, co iest pro­za, co mowa wią­za­na,

A ie­że­li ią któ­ry za­gad­nie z mło­dzie­ży,

Jak z tym fan­tem, co w ręku, po­stą­pić na­le­ży?

Chcę aże­by mó­wi­ła: „Niech się wszy­sldm kła­nia

Sło­wem: żeby nie mia­ła żad­ne­go po­zna­nia,

I na­re­ście umia­ła tyl­ko na­le­ży­cie

Chwa­lić Boga, mnie ko­chać, znać pra­nie i szy­cie.

EME­RYK.

Ja­kież lo nie­wi­niąt­ka two­iem ser­cem wład­ną!

LAU­REN­TY.

Tak da­le­ce; że wolę śle­pa i szka­rad­na
Niż tę co przy pięk­no­ści zbyt dow­cip­na bywa.

EME­RYK.

Jed­nak pięk­ność i dow­cip

LAU­REN­TY.

Niech bę­dzie uczci­wa!

EME­RYK.

Ale iak­że chcesz, aby po­dob­ne stwo­rze­nie
Mo­gło o uczci­wo­ści mieć wy­obra­że­nie.
Miiam nay­przód że z taka całe ży­cie bie­da,
Któ­ra się do ni­cze­go na­pro­wa­dzić nie da;
Czy my­ślisz że zwie­rząt­ko, ta two­ia po­lo­wa,
Od wszel­kich cię tem sa­mem przy­pad­ków za­cho­wa?
Może się zda­rzyć świa­tley, że ho­nor po­świę­ci,
Lecz to przy­naym­niey czy­ni z wła­sney za­wsze chę­ci
Gdy prze­ciw­nie pro­stacz­ka do­pu­ści się winy,
Znie­wia­do­mo­ści, ie­śli nie z in­ney przy czy­ny

LAU­REN­Ty,

Na ten pięk­ny ar­gu­ment, na to mą­dre zda­nie
Choć­byś do Wiel­kiey Nocy miał o nim ka­za­nie,
Od­po­wiem ci wy­raź­nie: chwał mą­dre ko­bie­ty,
Wznoś pod nie­ba ich dow­cip, ich świa­tłe za­le­ty;
Ucz, opo­wia­day, śpie­way, i ogła­szay cuda;
Bę­dziesz chciał mnie prze­ko­nać, ale się nie uda.

EME­RYK.

Sło­wa nie po­wiem.

LAU­REN­TY.

Każ­dy zna swo­ie po­wo­dy
Ja w mał­żeń­stwie do mo­iey sto­su­ię się mody,
A że mam ka­pi­ta­ły te­raz po­więk­szo­ne,
Moge po­iąć ubo­gą pa­nien­kę za żonę.
Taką coby zwa­ża­ła na moie ski­nie­nia,
I nic mia­ła mi nig­dy nic do wy­rzu­ce­nia,
Ba­sia o któ­rey mó­wie ma po­kor­ną minę:
Choć iesz­cze była małą lu­bi­łem dziew­czy­nę.
Mat­ka ży­iąc w ubó­stwie, przy­sta­ła z ocho­ta
Aże­bym się za­trud­niał cór­ką iak sie­ro­tą.
Na moie ręce dzie­cie w opie­kę od­da­ne,
W klasz­to­rze od mło­do­ści było wy­cho­wa­ne;
Ka­za­łem aby w du­szy skrom­na i na­boż­na,
Zresz­tą tak była głu­pia iak tyl­ko być moż­na,
i dzię­ki Nie­bu! sku­tek prze­cho­dzi ży­cze­nia,
Ciem­niey­sze­goś pod słoń­cem nie wi­dział stwo­rze­nia,
Ani ta­kiey na zie­mi nikt pew­nie pro­sto­ty,
Ani ią do­sko­nal­szey na żonę isto­ty.
Z klasz­to­ru ode­bra­łem dziew­cze tego lata,
Że zaś móy dom otwar­ty dla ca­łe­go świa­ta

Na to pu­ste przed­mie­ście wy­wio­złem ią skry­cie:
Chce zda­le­ka od lu­dzi słod­kie z nia wieść ży­cie.
Żeby tey du­szy mę­drek nie ska­ził mi iaki,
Same tyl­ko do usług mam w domu pro­sta­ki.
Spy­tasz mnie może, na co te opo­wia­da­nie?
Aże­byś o praw­dzi­wym wie­dział rze­czy sta­nie,
Bo Cię do sie­bie dzi­siay pro­szę na wie­cze­rzę,
J iako brat chcę abyś wy­ia­wił mi szcze­rze,
Sko­ro zo­ba­czysz przed­miot, ode­mnie ko­cha­ny,
Czy­li za taki wy­bór wart ie­stem na­ga­ny?

EME­RYK.

Ha!…do­brze.

LAU­REN­TY.

Mo­żesz za­raz przy tey zna­io­mo­ści
Sa­dzić o iey oso­bie, o iey nie­win­no­ści.

EME­RYK.

Z tego, co ci się mó­wić o niey po­do­ba­ło
Dość….

LAU­REN­TY

Wierz mi, że com mó­wił to iesz­cze za malu.
Rzecz rzad­ka! ta dziew­czy­na nie zna cie­nia grze­chu,
Praw­dzi­wie nie raz mu­szę pę­kać się od śmie­chu!
Nie daw­no bę­dzie temu, przy­szła do mnie zra­na,
W za­my­słach nie­bo­racz­ka i cała stro­ska­na,
Aże­by się do­wie­dzieć…. cze­góż, zgad­niy prze­cię?…
Oto skad małe dzie­ci bió­ra się na świe­cie.

EME­RYK.

Bar­dzo się z tego cie­szę, móy Pa­nie Lau­ren­ty,

LAU­REN­TY.

Zno­wu!… To się na­zy­wa upór nic po­ię­ty.

EME­RYK.

Prze­pra­szam za­po­mnia­łem o god­no­ści pań­skiey,
Nie do­syć mi na my­śli iest Hra­bia Iwań­ski.
Ale bo ci też przy­szło nie wiem skąd do gło­wy,
W czter­dzie­stym pią­tym roku przy­brać Ty­tuł nowy,
I od Iwan, wio­secz­ki ku­pio­nej imie­nia,
Po­ży­czać nie po­trzeb­nie ia­kie­goś zna­cze­nia.

LAU­REN­TY.

Od wio­sek bra­li nie­gdyś na­zwi­ska Pa­no­wie;
Każ­dy bo­ga­ty czło­wiek Hra­bią się dziś zo­wie.

EME­RYK.

Wy­rze­kać się imie­nia swe­go po­przed­ni­ka,
I przy­bie­rać ty­tu­ły, co to za myśl dzi­ka.
Ale taka iest te­raz moda pa­nu­ią­ca,
I mógł­bym nie ied­ne­go wy­mie­nić z ty­sią­ca;
Co choć mały ma tyl­ko fol­war­czek na lata,
Gra prze­ciec mię­dzy ludź­mi rolę or­dy­na­ta.

LAU­REN­TY.

Mógł­byś to po­rów­na­nie za­mil­czeć przed bra­tem,
Bo wre­ście ie­stem Ura­bia i do­syć iuż na­tem.
Co to­bie te­ra­iniey­sze prze­śmie­wać zwy­cza­ie!
Wi­dzisz iak się ro­strop­nie każ­dy im pod­da­ie.

EME­RYK.

Nie bar­dzo, i mam tego do­wód oczy­wi­sty.
Po daw­ne­mu ci iesz­cze ad­res­su­ią li­sty.

LAU­REN­TY.

Da­ru­ię chęt­nie temu, kto o ni­czem nie wie,
Ale móy Brat!

EME­RYK.

Już do­brze. Nie unos się w gnie­wie.
Daię sło­wo; iż do­tąd nie wy­idzie mi zgło­wy,
Że masz móy Pa­nie bra­cie ty­tuł ho­no­ro­wy.

LAU­REN­TY. (na stro­nie)

Bądź zdrów. – Za­pew­ne dziew­cze znay­dę przy ro­bo­cie.
Mu­szę za­raz iey do­nieść o moim po­wro­cie.

EME­RYK, (na stro­nic od­cho­dząc)

Moż­na­by go be­spiecz­nie wziąść za wa­ry­ata:

LAU­REN­TY. (sam)

Chciał­by iuż da­wać pra­wa dla ca­łe­go świa­ta!
W dziw­nym lu­dzie do­praw­dy wi­dzą się spo­so­bie;
A każ­dy z nich nay­wię­cey ro­zu­mie o so­bie.

(sztu­ka do drzwi swo­ich)

Hey!

SCE­NA DRU­GA.

LAU­REN­TY, MA­CIEY i HE­LEN­KA.

MA­CIEY.

Któż… tam:

LAU­REN­TY. (do sie­bie)

Otwórz!… Co to bę­dzie za po­cie­cha
Gdy mnie zo­ba­czy. Wi­dzę iak mi się uśmie­cha.

MA­CIEY.

Któż tam!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: