- W empik go
Szkoła kobiet - ebook
Szkoła kobiet - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 197 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WIERSZEM W 5 AKTACH
TŁÓMACZENIA
GERARDA MAURYCEGO WITOWSKIEGO.
W WARSZAWIE
W DRUKARNI N. GLÜCKSBERGA,
KSIĘGARZA. I TYPOGRAFA KRÓLEWSKIEGO UNIWERSYTETU
1819
J. O. z hrabiów Flemingów Xiężnie
IZABELLI
CZARTORYSKIEY
Genrałowey ziem podolskich.
Jaśnie Oświecona Mościa Xiężno!
Pamietaiąc, że święto Imienin Waszey Xiążęcey
Mości w tym miesiącu przypada, pośpieszam z
nadesłaniem ofiarowanego dzieła, aby w hołdzie
iaki się należy Jey światłu, odemnie na wiązanie
służyć mogło. Komedya Szkoła Kobiet, poka-
zuiąc przesądy śmiesznego człowieka przeciwko
płci piękney powzięte, sztuka ta niezrównanego
Mistrza Moliera, mogłaż w lepsze dostać się rę-
ce, iak w ręce Waszey Xiążęcey Mości, któraś
nie miała za rzecz mniey godną Twoiey dostoyności,
sama się trudnić prowadzeniem młodych Dam, u – ważaiąc dobre wychowanie za naymocnieyszą pod-
stawę prawdziwego ich szczęścia.
Przyimuiąc odemnie tę pracę, Wasza Xiąże-
ca Mość podaiesz mi sposobność bardzo miłą o-
kazania Ci moiey wdzięczności. W istocie bo-
wiem, któż pobudził we mnie to przywiązanie do
sztuk pięknych, i te miłość do nauk, jeśli nie gust
poprzedzaiący tylu sławnych Mężów, którzy dłu-
gim pobytem w domu Waszey Xiążęcey Mości za-
szczyceni, przeieli w Jey dostoynem obcowaniu
te wzory polom i smaku dobrego, iaki się daie
postrzegać w ich pismach z tak wielkim dla kra-
iu pożytkiem. Chcieć wyliczać ich imiona i dzieła,
potrzebaby przebiedz całą nieledwie dzisieyszą lite-
raturę, a przynaymniey, co iest naypięknieyszy]!?
w iey zbiorze: nie ma bowiem myśli tak dobitnie
wyrażoney, wiersza któryby z ust do ust po kra-
iu przechodził a nie był wydany od którego z
tych światłych ludzi którzy mieli szczęście pozy-
skać przychylność lub rade Waszey Xiążęcey Mo-
ści. Z tego względu dodam nawet; takeśmy się
nauczyli odbierać dobrodzieystwa światła i gustu
dobrego, od tego Areopagu, ożywianego ciągłem
zachęceniem Waszey Xiążęcey Mości, że co tyl-
ko wyszło na świat naznaczonego piętnem wyż-
szości, śmiało mogliśmy się zakładać, że pocho-
dzi z tego nadwiślańskiego ustronia, które raiem
ziemi naszey możnaby nazywać. W rzeczy samey
Puławy, przez cały prawie bieg życia Waszey Xiążęcey Mości, były nieiako Atenami Polski: poe-
zya, malarstwo, muzyka, budownictwo, i wszystkie sztuki wyzwolone, i kto tylko w iakim bądź
względzie okazał wyższy talent lub zasługę, znay-
dował w Puławach swoię Oyczyzne; i gdyby to
zacisze, to dzieło kunsztu i gustu Waszey Xiążęcey Mości, z reki czasu (czego nie day Boże)
miało kiedy zaginać, ieszcze się pamiątka tych
mieysc pięknych zostanie w dzieiach oświecenia
narodowego. Odrodzenie się w Polszcze nauk i
Imię Waszey Xiążęcey Mości będą iedno zna-
czyć w wiekach potomnych, a ieżeli (powiedzą
historycy) Polska ocknęła się nakoniec z letar-
gu i Polacy troskliwiey pokolenia swoie wycho-
wywać zaczęli, jeśli w samych początkach obu-
dzonego smaku, nie dali się uwieść duchem prze-
buiałey imaginacyi, winni to są ieszcze temu do-
mowi, który nie tylko że stworzył Instytut Edu-
kacyi Narodowey, ale stworzony zachował prze-
wagą gustu swoiego przy tey szlachetney prosto-
cie, która nam się dostała po Grekach i będzie
na zawsze wzorem prawdziwey piękności.
Komedya, którą mam honor ofiarować Wa-
szey Xiążęcey Mości, nie iest zapewne tak do-
kładnie przetłumaczoną iakby bydź powinna. Na-
uczony wzorami tylu wybornych pisarzy, mo-
głem wiele uczynić dla siebie samego; lecz nie
dosyć dla sławy Moliera ani też dla gustu Wa-
szey Xiążęcey Mości. Zadrudnionemu sprawami
domowemi, a więcey ieszcze publicznemi, wci-
skały się bydź może… niedokładności do pracy i
te się teraz przykleiły do dzieła tak, że ich tyl-
ko późnieysze zastanowienie i sama rozwaga wie – ku dojrzalszego będzie mogła uchylić. Chciey
Wasza Xiąźęca Mość przebaczyć te pomyłki
pospiechu i niedoświadczenia. Nie uydą one
zapewne trafnego oka Waszey Xiążęcey Mo-
ści; Jecz ta sama wyższość w sądzeniu, i ten gust
który Ci samey tak piękne rzeczy pisać doradza,
każe mi się spodziewać, że Wasza Xiążęca Mość
zechcesz wyrok swóy pobłażaniem oznaczyć.
Wszakże to iest właściwa doskonałym znawcom
sztuki, że im więcey który ma prawa do przy-
gany, tym się okazuie wyrozumialszym na tru-
dności wykonania. Może tez widząc łaskawe
przyięcie Waszej Xiążęcey Mości, i nieudolność
pracj ktorą się ośmieliłem Jej poświecić, znay-
dzie się kto taki, który sobie weźmie za punkt
ambicyi przepisać mnie w moim zawodzie: jeśli
to nastąpi, czego z serca życzę kraiowi, odniosę
z przedsięwzięcia moiego tę korzyść, żem dał po-
wód do tak szlachelney emulacyi, i że mogłem
choć raz w życiu oświadczyć Waszey Xiążęcey
Mości wyrazy uwielbienia moiego. Żyi Wasza
Xiąźęca Mość dla szczęścia kraiu, w którym tak
skutecznie wspierasz nauki; żyi dla dobra sierot
którym daiesz tak wspaniałe i tak tkliwe staranie
około ich wychowania: żyi nakoniec dla pocie-
chy familii, do którey nie tylko krewnych i przy-
iaciół, ale przykładem w Polszcze jedynym, li-
czysz nawet włościan, uważaiąc ich iakoby dzie-
ci Twoie!
O! by ci, co tak wiele mówią o polepszeniu
bytu narodowego, mogli widzieć swobodny byt
chłopów Puławskich, możeby się przekonali, że nie ma środka któryby w tey mierze był dogodniejszym, iak Waszę Xiążęcą Mość naśladować.
Proszę Waszej Xiążęcey Mości, racz przyjąć wyrazy uwielbienia i poszanowania, z któremi ie-
stem na zawsze
Waszey Xiążęcey Mości z Warszawy
d. 7. Listopada 1818.
nayniższym i nayzobąwiązańszym sługą
Gerard Maurycy Witowski.
OSOBY
Laurenty, inaczey Hrabia Iwanski.
Basia, wychowanica Laurentego.
Emeryk, brat Laurentego.
Walery, kochanek basi.
Pan Jerzy, oyciec Basi.
Pan Piotr oyciec Walerego.
Maciey i Helenka, służący Laurentego
notaryusz.
Scena w Warszawie na przedmieściu:
SZKOŁA KOBIET
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA.
EMERYK, LAURENTY.
EMERYK.
Mówisz mi, że przybyłeś poiąć ia za żonę
LAURENTY.
Takiest. Jutro to wszystko musi bydź skończone.
EMERYK.
W tem ustroniu zaiste, nikt nas nie podsłucha.
Jednakże wolę tobie powiedzieć do ucha
Jako wierny przyiaciel, otwarcie i szczerze,
Na samo imię żony o ciebie strach bierze.
I z iakiey chcesz twóy zamiar zważay tylko strony,
Na małżonka dalibóg nie iesteś stworzony.
LAURENTY.
Widzę że ciebie bracie domowe przykłady
Do tak ostrożney dla innie nakłaniaia rady.
Czyli myślisz że każdey podoba się żonie
Kłaść mężowi swoiemu ozdoby na skronie?
EMERYK.
Czasem ślepy los takie nadarza przypadki;
Uciec przed niemi zręcznie, talent byłby rzadki-
I ieśli mnie obchodzi przeznaczenie twoie?
Mężów, z których szydziłeś, odwetu się boie.
Wszakże przypomniy sobie, wysoka czy niska,
Żadna klassa nie uszła twego pośmiewiska;
Nayulubieńszą roskosz pokładałeś natem
Żeby skryte żon sprawki ogłaszać przed światem.
LAURENTY.
Do leż nie ma podobno miasta na tey ziemi,
Gdzieby mężowie byli iak tu cierpliwemi.
Widziemy wielorakie tych Panów rodzaie:
Każda swoiemu cechę śmieszności nadaie.
Tamten iest człowiek rządny, zbiera miliony,
Ale to wszystko idzie na kochanków żony!
Drugi znowu szczęśliwym sądzi się bez miary,
Ze Jeymość często drogie otrzymuie dary:
Nie budzą w nim podeyrzeń dawane kleynoty,
Bo mu Pani powiada że to dla iey cnoty.
Ow hałasu narobi choć się próżno spiera,
Tamten spokoynym okiem na wszystko poziera:
Nie raz owszem gdy widzi, że nadeydą młodzi,
Bierze cicho kapelusz i z domu wychodzi.
Ta ieszcze dla lepszego przed mężem udania,
Zmyśla miłosne trzpiota iakiego wyznania;
I gdy mąż, dobra dusza, z młodzika się śmieie,
On tymczasem nie próżne wypełnia nadzieie.
Ta wreście chcąc z wydatków bydź uniewiniona
Mówi: mam szczęście w karty; wygrałam w bostona.
AKT I. SENA I.
A małżonek nie pomnąc, w co zona wygrała,
Cieszy się i niech bodzie, mówi, Bogu chwała!
Słowem: Oto są wszędzie śmiechu godne rzeczy,
I śmiać się nikt mi pewnie prawa nic zaprzeczy.
EMERYK.
Słusznie. Lecz kto wyśmiewa wszystkie iak ty stany,
Ma się strzedz aby potem sam nie był wyśmiany,
Wszak i mnie słyszyć nie raz wydarzy się przecie
Różne o rozmaitych żarciki po świecie;
Lecz choć widzę że drugich ganią obyczaie,
Moich tylko pilnuię, w cudze się nie wdaie.
Nie sądź, iż oboiętną mam w sobie naturę,
Moge iak ty potępiać zdrożności niektóre;
I niechciałbym zapewne znieść tego w połowie,
Co niekiedy z żonami wycierpią mężowie.
Lecz nikogo przykremi nie obrażam słowy;
Bo się należy lękać wzaiemney obmowy:
I zawczasu przysięgać nigdy nie wypada,
Albowiem człowiek często sam niewie skąd zdrad;.
Dla tego choćby trafem, który ślepo idzie,
Zona mnie wystawiła w małżenskiey ochydzie,
Maiąc postępowanie moie na widoku
Zapewneby się tylko pośmiano na boku;
Nawet może nie ieden w takim razie doda:
Ten wcale niezasłużył, o iakaż go szkoda!
Lecz z tobą panie bracie, rzecz ma inną postać.
Na wiele się wystawiasz, chcąc] małżonkiem zostać.
Mężowie których cierpkie liczyłeś krzyżyki,
Wet za wet przeciw tobie naostrzą ięzyki;
A że niemiłosiernym byłeś na nich biczem,
Oni tobie na wzaiem niedaruią w niczem:
Abyś tylko raz popadł smutnemu losowi,
Twóy przypadek po mieście otrąbić gotowi.
LAURENTY.
Dayże pokóy móy bracie, po co tu nauka!
Bardzo ta będzie mądra która mnie oszuka.
Znam ia przebiegłość kobiet, wiem przez iakie czary
Umieia swoim mężom nie dotrzymać wiary.
A że czasem iest trudno nie wierzyć w ich miny,
Na wszelka przeto zdradę mam sposób iedyny;
Moiey przyszłey niewinność i nie mocna głowa,
Zapewne mnie od wszystkich złych przygód zachowa,
EMERYK.
Żeby się zenie z głupią trzeba być prostakiem.
LAURENTY.
Oh! prędzey mądra żona zrobi ciebie takiem!
Może twoia być dobra, przy wielkim rozumie,
Jadnak to źle, gdy żona nazbyt wiele umie.
J mógłbym wskazać mężów, co żałuią sami,
Że wzięli bez uwagi Panny z talentami.
Broń mnie Boże dowcipney, któraby się cala,
W Towarzystwach uczonych i książkach kochała
Któraby w obcowaniu wymowna i miła,
Wszystkich mi Literatów do domu nęciła;
Ja zaś ażebym imię nosząc Jegomości,
Siedział w kacie i ledwie był znanym od gości?
Dziękuię za tę, która rzeczy górno bierze;
Już ia takiey, co pisze Romanse, nie wierzę.
Wolę ażeby moia w ciemnocie schowana
Nie znała, co iest proza, co mowa wiązana,
A ieżeli ią który zagadnie z młodzieży,
Jak z tym fantem, co w ręku, postąpić należy?
Chcę ażeby mówiła: „Niech się wszysldm kłania
Słowem: żeby nie miała żadnego poznania,
I nareście umiała tylko należycie
Chwalić Boga, mnie kochać, znać pranie i szycie.
EMERYK.
Jakież lo niewiniątka twoiem sercem władną!
LAURENTY.
Tak dalece; że wolę ślepa i szkaradna
Niż tę co przy piękności zbyt dowcipna bywa.
EMERYK.
Jednak piękność i dowcip
LAURENTY.
Niech będzie uczciwa!
EMERYK.
Ale iakże chcesz, aby podobne stworzenie
Mogło o uczciwości mieć wyobrażenie.
Miiam nayprzód że z taka całe życie bieda,
Która się do niczego naprowadzić nie da;
Czy myślisz że zwierzątko, ta twoia polowa,
Od wszelkich cię tem samem przypadków zachowa?
Może się zdarzyć światley, że honor poświęci,
Lecz to przynaymniey czyni z własney zawsze chęci
Gdy przeciwnie prostaczka dopuści się winy,
Zniewiadomości, ieśli nie z inney przy czyny
LAURENTy,
Na ten piękny argument, na to mądre zdanie
Choćbyś do Wielkiey Nocy miał o nim kazanie,
Odpowiem ci wyraźnie: chwał mądre kobiety,
Wznoś pod nieba ich dowcip, ich światłe zalety;
Ucz, opowiaday, śpieway, i ogłaszay cuda;
Będziesz chciał mnie przekonać, ale się nie uda.
EMERYK.
Słowa nie powiem.
LAURENTY.
Każdy zna swoie powody
Ja w małżeństwie do moiey stosuię się mody,
A że mam kapitały teraz powiększone,
Moge poiąć ubogą panienkę za żonę.
Taką coby zważała na moie skinienia,
I nic miała mi nigdy nic do wyrzucenia,
Basia o którey mówie ma pokorną minę:
Choć ieszcze była małą lubiłem dziewczynę.
Matka żyiąc w ubóstwie, przystała z ochota
Ażebym się zatrudniał córką iak sierotą.
Na moie ręce dziecie w opiekę oddane,
W klasztorze od młodości było wychowane;
Kazałem aby w duszy skromna i nabożna,
Zresztą tak była głupia iak tylko być można,
i dzięki Niebu! skutek przechodzi życzenia,
Ciemnieyszegoś pod słońcem nie widział stworzenia,
Ani takiey na ziemi nikt pewnie prostoty,
Ani ią doskonalszey na żonę istoty.
Z klasztoru odebrałem dziewcze tego lata,
Że zaś móy dom otwarty dla całego świata
Na to puste przedmieście wywiozłem ią skrycie:
Chce zdaleka od ludzi słodkie z nia wieść życie.
Żeby tey duszy mędrek nie skaził mi iaki,
Same tylko do usług mam w domu prostaki.
Spytasz mnie może, na co te opowiadanie?
Ażebyś o prawdziwym wiedział rzeczy stanie,
Bo Cię do siebie dzisiay proszę na wieczerzę,
J iako brat chcę abyś wyiawił mi szczerze,
Skoro zobaczysz przedmiot, odemnie kochany,
Czyli za taki wybór wart iestem nagany?
EMERYK.
Ha!…dobrze.
LAURENTY.
Możesz zaraz przy tey znaiomości
Sadzić o iey osobie, o iey niewinności.
EMERYK.
Z tego, co ci się mówić o niey podobało
Dość….
LAURENTY
Wierz mi, że com mówił to ieszcze za malu.
Rzecz rzadka! ta dziewczyna nie zna cienia grzechu,
Prawdziwie nie raz muszę pękać się od śmiechu!
Nie dawno będzie temu, przyszła do mnie zrana,
W zamysłach nieboraczka i cała stroskana,
Ażeby się dowiedzieć…. czegóż, zgadniy przecię?…
Oto skad małe dzieci bióra się na świecie.
EMERYK.
Bardzo się z tego cieszę, móy Panie Laurenty,
LAURENTY.
Znowu!… To się nazywa upór nic poięty.
EMERYK.
Przepraszam zapomniałem o godności pańskiey,
Nie dosyć mi na myśli iest Hrabia Iwański.
Ale bo ci też przyszło nie wiem skąd do głowy,
W czterdziestym piątym roku przybrać Tytuł nowy,
I od Iwan, wioseczki kupionej imienia,
Pożyczać nie potrzebnie iakiegoś znaczenia.
LAURENTY.
Od wiosek brali niegdyś nazwiska Panowie;
Każdy bogaty człowiek Hrabią się dziś zowie.
EMERYK.
Wyrzekać się imienia swego poprzednika,
I przybierać tytuły, co to za myśl dzika.
Ale taka iest teraz moda panuiąca,
I mógłbym nie iednego wymienić z tysiąca;
Co choć mały ma tylko folwarczek na lata,
Gra przeciec między ludźmi rolę ordynata.
LAURENTY.
Mógłbyś to porównanie zamilczeć przed bratem,
Bo wreście iestem Urabia i dosyć iuż natem.
Co tobie terainieysze prześmiewać zwyczaie!
Widzisz iak się rostropnie każdy im poddaie.
EMERYK.
Nie bardzo, i mam tego dowód oczywisty.
Po dawnemu ci ieszcze adressuią listy.
LAURENTY.
Daruię chętnie temu, kto o niczem nie wie,
Ale móy Brat!
EMERYK.
Już dobrze. Nie unos się w gniewie.
Daię słowo; iż dotąd nie wyidzie mi zgłowy,
Że masz móy Panie bracie tytuł honorowy.
LAURENTY. (na stronie)
Bądź zdrów. – Zapewne dziewcze znaydę przy robocie.
Muszę zaraz iey donieść o moim powrocie.
EMERYK, (na stronic odchodząc)
Możnaby go bespiecznie wziąść za waryata:
LAURENTY. (sam)
Chciałby iuż dawać prawa dla całego świata!
W dziwnym ludzie doprawdy widzą się sposobie;
A każdy z nich naywięcey rozumie o sobie.
(sztuka do drzwi swoich)
Hey!
SCENA DRUGA.
LAURENTY, MACIEY i HELENKA.
MACIEY.
Któż… tam:
LAURENTY. (do siebie)
Otwórz!… Co to będzie za pociecha
Gdy mnie zobaczy. Widzę iak mi się uśmiecha.
MACIEY.
Któż tam!