- W empik go
Szkoła pozytywna - ebook
Szkoła pozytywna - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
F. Krupińskiego.
Według wszelkiego prawdópodobieństwa opartego i na historyi nauk i na obecnem dążeniu ducha ludzkiego, czas sztucznych systemów filozoficznych, religijnych i społecznych przeminął bezpowrotnie i już tylko w historyi głośne w pewnych peryodach marzenia, znajdują wzmiankę jakby na przestrogę późniejszym wędrowcom naukowym, ażeby omijali ścieżki nadzwyczajne, a szli gościńcem ubitym stopami całego rodu naszego.
Przypuszczając, że czytelnik zgadza się z nami co do nieodwołalności dekretu wymierzonego przez zdrowy rozsądek na wszelkie marzycielskie systemata filozoficzne, na wszelkie szkoły spekulacyjne; przypuszczając z drugiej strony, iż rzeczywiście nie powstaną już żadne "utopie", czemu nie bardzo można dać wiary: pozostaje do objaśnienia zaraz na początku, co rozumiemy przez szkołę, skoro szkolarstwo potępiamy, i co znaczy dodany jej przymiotnik pozytywna. Objaśnienie to uważamy za konieczne tak dla uniknienia posądzeń o niekonsekwencyą, jak też dla określenia granic, wśród których zamierzamy się poruszać a tem samem i pokazania czytelnikowi, czego się ma spodziewać po niniejszej rozprawie.
Przez szkolę rozumiem zbiór zasad r wiadomości, jakie rozum zgromadził o wszystkich przedmiotach wchodzących w zakres jego badania. Jeżeli się obejrzymy za siebie w przeszłość, jeżeli zapytamy ludzi z którymi żyjemy, przekonamy się, że tak zmarli jak i żyjący mieli i mają pewien zasób wiadomości c świecie, człowieku i społeczeństwie; że, mieli i mają pewne zasady postępowania. Nie masz prawie tak kretyniego umysłu, któryby nie wyrobił sam sobie, lub nie przejął od innych wyobrażeń dotyczących np. życia, obowiązków, stosunków ekonomicznych, politycznych i religijnych. Z drugiej znów strony wiemy i z historyi i z doświadczenia, że te zasady, wiadomości, pojęcia, wyobrażenia, były i są bardzo rozmaite, że genialniejsi z pomiędzy ludzi wyrobili takie lub inne pojęcia, które mniej uzdolnieni przyswoili sobie i według nich porządkują swoje wiadomości, kierują życie. Wprawdzie mówimy, że społeczność ludzka uważana w ogóle, najczęściej nie ma żadnych zasad i omackiem chodzi po świecie; ale jest to tylko złudzenie. Naturalna skłonność do wiedzy, do zdawania sobie sprawy ze wszystkich zjawisk jest tak silna w człowieku, że nie mając przewodnika, nie znając środków i metody dojścia do rozwiązania sobie pytań co chwila stawianych, wynajduje złudne przyczyny owych zjawisk i tworzy na własną rękę filozofią. Kiedy jednak ze wzrostem dobrobytu, z podziałem pracy, utworzy się osobna klasa ludzi zastanawiających się nad sobą i otaczającym ich światem; tedy pomysły ich przyjmuje reszta społeczeństwa i szereguje się według tych pomysłów na pewne oddziały, które w nauce nazywamy szkołami, w życiu publicznem i politycznem stronnictwami. Takie pojmowanie szkoły jest nieodzownym warunkiem do zrozumienia ruchu umysłowego, a istnienie szkół naukowych nieodzownym warunkiem postępu duchowego. Jakoż, nie pojmujemy człowieka myślącego, ażeby się nie połączył z taką lub inną szkołą, to jest żeby nie miał takich lub innych pojęć o świecie, sobie i społeczeństwie. W przeciwnym bowiem razie, umysł jego podobien do piłki rzucanej z rąk do rąk, przerzucałby się co chwila do takich lub innych pojęć, według tego jakieby mu przypadek nadarzył.
Jeżeliśmy zatem powiedzieli, że prawdopodobnie minął czas szkół, systemów i sekt, to ma się rozumieć, że już dziś trudno zdrowo myślącemu człowiekowi marzyć o utworzeniu zamkniętey w sobie i nieprzystępnej dla świata nauki; o zbudowaniu systemu tak wykończonego, żeby już nie było nic do zrobienia, do poprawienia; żeby już tylko założyć ręce i czekać rozpłynięcia się w błogiem nicestwie. Szkoła zatem w naszem pojmowaniu jest pewnym zbiorem prawd, wiadomości o świecie i człowieku, jest nieodzownym warunkiem postępu nauk i nie może się nigdy uwalać za panią absolutną ducha ludzkiego, lecz tylko za czasową gospodynią na uczcie umysłowej. Zmieniają się pokolenia, muszą się więc zmieniać i szkoły, a na tej zmianie właśnie polega rozwój ku lepszemu czyli postęp.
Teraz przejdźmy do porozumienia się z czytelnikiem co znaczy szkoła pozytywna.
Gdyby kto był ciekawy i chciał zajrzyć do "Słownika języka polskiego przez Lindego przekonałby się, że tam nie ma wcale wyrazu pozytywny, a tem samem nie mógłby wiedzieć jakie znaczenie przywiązujemy w niniejszej rozprawie do tego przymiotnika.
Dzisiaj w pospolitej mowie nazywamy jakąś wiadomość pozytywną, gdy jest bezwarunkowo prawdziwą, gdy nie ulega zaprzeczeniu; nazywamy dalej pozytywnym człowieka, który się nie bawi w marzenia, to co umie zna zasadnie, w postępowaniu z drugimi jest słownym, rzetelnym, sprawiedliwym; nazywamy wreszcie pozytywnemi takie nauki, które jak matematyka i na niej oparte gałęzie wiedzy, mają za sobą oczywistość, nie mogącą ulegać zaprzeczeniu. Tak więc już z popularnego, zwyczajowego użycia przymiotnika pozytywny przekonywamy się, że wyraża on coś dodatniego, coś korzystnego dla osoby lub faktu: krótko mówiąc, pozytywny, to tyle co pewny, niezawodny.
Przeniesiony ten przymiotnik w sfery naukowe, nie powinien mieć innego znaczenia nad to, jakie do niego zwyczaj przywiązał. Ile razy bowiem wyrazy maja, inne znaczenie w mowie pospolitej a inne w naukowej, lub między znaczeniem pospolitem a naukowem nie ma dotykalnego związku; tyle razy czytelnik jest w kłopocie co do wyrozumienia, tyle razy i nauka traci na ścisłości. Bacząc zatem na to prawidło terminologii, będziemy używali w ciągu obecnej rozprawy przymiotnika pozytywny, jako równoznacznego z pewnym, niezawodnym. Ztąd już można zmiarkować dążność szkoły pozytywnej, której zasady niżej wyłożymy.
Pobudki które nas skłoniły do podjęcia niniejszej pracy, były następujące: Najprzód nie spotkaliśmy u naszych filozofów żadnej wzmianki o szkole pozytywnej. Zajęci reprodukcyą niemieckich konceptów filozoficznych, filozofowie nasi prawie nie wiedzieli co się dzieje gdzieindziej. Hegel, Schelling, lub usmażone w jednym tyglu spekulacye obu i uchodzące przez to za coś nowego, były wszystkiem na co się u nas zdobył zastęp filozoficznych pisarzy. Już zaś dla uzupełnienia i historyi filozofii i w ogóle historyi rozwinięcia umysłu ludzkiego, koniecznem jest zapełnienie tej szczerby, opuszczonej z umysłu czy z niewiadomości przez naszych uczonych.
Powtóre, filozofia pozytywna nabiera coraz większego uznania u ludzi najgruntowniej umysłowo usposobionych: pod jej chorągwią stawają umysły najpotężniejsze naszego czasu. Nie wypada i nam więc nie uznawać tego kierunku umysłów raz dlatego, że poznanie jego leży w obowiązku wszystkich uczonych lub roszczących pretensyą do uczoności; a powtóre, że i sami możemy coś skorzystać przez skierowanie badań naukowych na drogę jedynie prowadzącą do celu. O filozofii pozytywnej, czyli jak ją nazywają jednym wyrazem o pozytywizmie, pisano już nie mato. Bogata literatura francuzka i angielska liczą już nie jedno dzieło, albo w duchu filozofii pozytywnej napisane, albo przeciw niej wymierzone. Poznanie choć w części tego ruchu umysłowego nagrodzi, jak się spodziewamy czytelnikowi, tę trochę uwagi, jaką zechce poświęcić naszemu przeglądowi filozofii pozytywnej.
Porządek jakiego trzymać się będziemy w niniejszej pracy jest następujący: Ponieważ filozofia pozytywna, dopiero od wystąpienia na scenę naukową Augusta Comt'a i jego zwolenników nabrała pewnego rozgłosu i uznania w świecie naukowym; zaczem wypadnie nam dać krótki wykład nauki tego twórcy pozytywizmu. Nie ograniczając się do mistrza, wspomnimy i o znakomitszych jego zwolennikach, a ztąd nie daliśmy tytułu, filozofia pozytywna, lub nauka A. Comte'a lecz szkoła pozytywna. Że jednak niedosyć jest dać czytelnikowi pojęcie pewnej szkoły i zasad przez nią wyznawanych; lecz koniecznem jest oraz wykazanie stron ujemnych, błędów teoryi historycznie rozpatrywanej: więc po każdym ustępie ośmielimy się dodać własne uwagi, które pokażą jak rozumiemy filozofią pozytywną. Jestto tem niezbędniejsze… im dobitniej chcielibyśmy okazać, że nie przyjmujemy solidarności a tem samem i odpowiedzialności za niektóre błędy jak nam się zdaje, filozofii pozytywnej.
W takim tedy porządku będziemy czytelnika prowadzili do poznania Szkoły pozytywnej: I. Biograficzne i literackie szczegóły o życiu i pismach Augusta Comte'a, oraz głównych jego zwolenników. II. Definicya filozofii pozytywnej według Comte'a i jego uczniów. III. Metoda filozofii pozytywnej według tegoż. IV. Pojęcia Comte'a o różnych częściach nauk filozoficznych i społecznych. V. Zakończenie.I.AUGUST COMTE I JEGO ZWOLENNICY.
Dwa są peryody życia i filozofii A. Comte'a: pierwszy w którym położył fundamenta filozofii pozytywnej, drugi w którym z filozofa stał się taumaturgiem, twórcą nowej religii, marzycielem jakich świat już nie mało widział, ale których coraz mniej będzie w miarę jak się rozpowszechnią zdrowe pojęcia naukowe. Oba te peryody nacechowane ciężkiemi przejściami w życiu odbiły się i w dziełach Comte'a. Podając krótki życiorys filozofa zwracać będziemy uwagę na te peryody i na pisma, które się do nich odnoszą. Życiorys ten da nam smutny obraz wielkiej intelligencyi, która z początku zabłysła jak świetna gwiazda, a w końcu rozpłynęła się w marzeniach i chorobliwych przywidzeniach nadwerężonego mózgu.
Izydor-August-Marya-Franciszek-Ksawery Comte urodził się 19 stycznia 1798 r. w Montpellier, z ojca Augusta Felixa i matki Felicyty-Rozalii Boyer. W dziewiątym roku życia oddali go rodzice do szkoły istniejącej w rodzinnem mieście. Od lat młodzieńczych albo raczej dziecinnych, okazywał wysokie zdolności, wytrwałą pracę i przedwczesną dojrzałość umysłu. Odbywszy z korzyścią nauki elementarne, przeszedł w roku 1814 do szkoły politechnicznej w Paryżu. Tu po 2-ch latach musiał razem z kolegami opuścić zakład z powodu studenckiej swawoli i wrócił do rodziców. A chociaż władza na nowo szkołę otworzyła, Comte nie kończył nauk i nie korzystał z udzielonej amnestyi. Niedługo znów go widzimy w Paryżu, gdzie zapoznawszy się z generałem Bernardom otrzymał mając lat 18 wieku zaproszenie do objęcia kierunku szkoły politechniczne, którą generał zamierzał otworzyć w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem plan Bernard'a nie powiódł się i Comte został bez zajęcia. Dla zarobienia na chleb przyjął miejsce sekretarza u Kazimierza Perier'a. Wszakże ledwie kilka dni zabawił na tej posadzie a poznawszy się w r. 1818
z St. Simonem został jego uczniem i spółpracownikiem. O przyjaźni nie można było mówić. St. Simon miał swoje marzenia, któktórym Comte nie chciał wierzyć, wymagał posłuszeństwa do którego umysł Comte'a nagiąć się nie mógł. Stosunki coraz stawały się drażliwszymi dla obu, mniemany mistrz widział słabnący swój urok i dla tego trzeba się było rozejść. Jakoż od roku 1822 Comte już pracuje na własną rękę. W r. 1824 rozbrat nastąpił zupełny.
Comte nie mając z czego żyć, zaczął dawać lekcye, których rzadko było… pod dostatkiem a ztąd położenie bardzo zależne. Bywały chwile, że miewał tylko jednego ucznia, a takim był sławny później generał Lamoriciére. W r. 1825 Comte się ożenił. Posag widocznie był nie wielki, bo bieda wkrótce się uczuć dała. Wtedy to Cerclet otworzył mu ramy dziennika Produeteur, do którego Comte napisał kilka artykułów między 1825 a 1826 r. Że jednak spostrzegł, iż myśli jego kopiowali inni udając je za swoje, porzucił spółpracownictwo w dzienniku i otworzył u siebie w 1826 r. na przedmieściu Montmartre kurs nauk, w ciągu którego położył fundamenta filozofii pozytywnej. Pierwszymi uczniami byli sławni później uczeni tacy jak: Humboldt, Blainville, Poinsot a z młodszych Eichthal, Montebello, Carnot. Skutkiem nieszczęścia o którem zaraz powiemy, kurs. trwał tylko przez trzy posiedzenia. Mozolna i natężona prąca przyprawiła Comte'a o pomięszanie zmysłów. W przystępie obłąkania nieszczęśiiwy filozof chciał się utopić, od czego uratowała go żona. Obłąkanie postępowało tak szybko, że musiano go co rychlej oddać do zakładu sławnego Dra Esquirol'a, gdzie zostawał od 28 kwietnia do 2 grudnia. Na wieść o tym smutnym wypadku przybyła do Paryża matka Comte'a, kobieta wielce religijna, czuie kochająca syna, która jednak nie mogła mu darować, że zawarł tylko małżenstwo cywilne a nie żądał błogosławieństwa kościelnego. Uważając obłąkanie syna za karę niebios, poczciwa niewiasta chciała go zamknąć w jakim klasztorze. Plan był ułożony i blizki wykonania. Żona jednak czuwając wraz z przyjaciółmi nad chorym, wyśledziła na co się zanosi i uzyskała że jej wrócono męża w stanie jeżeli nie gorszym, to niezawodnie takim w jakim go oddano do szpitala (1).
W domu szlachetna kobieta, nie lękając się waryata, otoczyła go całą troskliwością i pomimo bolesnych przejść doznawanych w tem pożyciu, tyle sprawiła swoją opieką, że chory zaczął przychodzić do zdrowia. Umysł jednak jego był jeszcze bardzo przyćmiony, smutek i obojętność nie opuszczały go ani na chwilę. Razu pewnego wyszedłszy z domu udał się na most des Arts i rzu- – (1) Staraniom matki udało się nakłonić Comte a do ponowienia ślubu w kościele, w czem pośredniczył sławny ksiądz Lamennais. Comte jednak był tak nieprzytomny, że podpisując akt ślubny, położył obok swojego imienia, Brutus Bonaparte.
cił się w Sekwang. Wyratowany przez gwardzistę królewskiego, doznał tak skutecznogo wstrząśnienia, że nagle i umysł jego stał się pogodniejszymi opuściła go mania samobójstwa; wrócił więc do Montpellier i w końcu 1827 r. zaczął dalszy kurs nauk wykładać. Uczniowie i słuchacze, częścią ci sami, częścią nowi w niewielkiej liczbie słuchali wykładu. Między nowymi widziano Broussais'go geometrę, Fourier'a; Humboldfa nie było wówczas w Montpellier, Arago zaś lubo przyrzekł, nie stawił się w audytoryum.
Największą przeszkodą w pracy umysłowej Comtu'a był brak materyalny, byt niezapewniony: słowem, brak chleba. Przyjacielu tedy umiejący cenić wysokie zdolności uczonego, starali się o zapewnienie, mu bytu umiej zależnego. Za ministerstwa Martignac'a chciano dla niego utworzyć posadę inspektora handlu, ale zamiar się nie udał. Rząd lipcowy zarówno był dla niego zimny jak i Restauracya, więc też i w 1830 roku pomimo osobistego widzenia się z Guizofem, Comte nie uzyskał posady profesora historyi powszechnej nauk fizycznych i matematycznych w których celował. Guizot przyjął go obojętnie lubo" grzecznie, i odprawił z niczem Później Navier, profesór w szkole politechnicznej wziął Comte'a za adjunkta w r. 1832. W parę lat potem za wpływem Dulong'a został examinatorem wstępujących do szkoły politechnicznej i profesorem w jednym z zakładów prywatnych. Tym sposobem byt jego nieco się utrwalił. Na posadzie examinatora Comte okazywał surową bezstronność i pilność jakie mu przyznają nawet nieprzyjaciele. Jak tylko poczuł, że stoi na trwalszym gruncie, zaczął wykończać swój Kurs filozofii pozytywnej, który wychodził stopniowo, tomami od r. 1830 – 1842. Obok urzędowych i płatnych zajęć wykładał od 1831 – 1848 kurs astronomii popularnej w szkole ludowej bezpłatnie. Wypadki ówczesne a w części i podejrzenia rzucane na wykład, skłoniły rząd do zamknięcia szkoły. Zawsze to piękny ślad bezinteresowności filozofa żyjącego dla nauki. Były to lata błogie dla Comte'a… bo lubo nieświetnie uposażony, mógł przecież żyć znośnie i pracować nad ulubionym przedmiotem. Sława też jego wzrastała pomimo oporu ze strony cechowych uczonych którzy go nie cierpieli. Stawa ta przeszła za kanał do Anglii i czego Francuzi nie umieli ocenić, uznali Anglicy. Co po ten czas wyszło z pod pióra Comte'a nosi cechę głębokiego przemyślenia i trzeźwego na świat poglądu. Ale zbliżała się chwila nowych zawodów i upadek umysłowy wielkiego myśliciela. Cierpki, może chorobą i niedostatkiem zgnębiony umysł Comte'a nie mógł się zgodzić z kolegami w szkole politechnicznej, z której jak twierdził, za wpływem p. Arago został usunięty w r. 1844. Poswarki z radą szkolną zaczęły się już dawniej, ale jakiś czas jeszcze je znoszono. Żona gryzła się postępowaniem Comtek, który prawie zawsze sam był winien, że nie mógł się niczego dosłużyć; zawsze kołatał do drzwi gdy się coś nawijało i zawsze skutkiem swojej drażliwość i dumy nic nie zyskiwał. To go wprawiało w gniew i oburzenie, które najczęściej spadały na żonę. Z tych domowych niesnasko w przyszło do formalnego rozłączenia z żoną, której choć sam nic nie miał, obiecał płacić 3000 franków rocznie, później tylko 2000, ale i tych nie było z czego uiścić. Wprawdzie przyjaciele w Anglii, śród których spotykamy pp. J. S. Mill'a, Grote'go, Molesworth'a i Raikes Currie'go składali co mogli dla żebrzącego filozofa; ale ten stawał się coraz natrętniejszym, tak że w końcu i tę pomoc utracił. W tym czasie, t… j… około 1845 roku nastąpił szczególny przewrot w umyśle Comte'a. Zapoznał się z niejaką panią Klotylda de Vaux, która stanowczy jak sam twierdzi, wpływ na niego wywarła. Rozum ustąpił miejsca sercu, filozof stał się marzycielem, po którego mózgu zaczęły się przesuwać najdziwaczniejsze fantasmagorye. Metodę rozumowania objektywną, zastąpił subjektywna, rozum poddał sercu, stał się twórcą nowej tak zwąnej religii Ludzkości i Najwyższym kapłanem, a to wszystko jak zapewnia "sous une angélique influence et une incomparable passion privée" Kiedy zaś pani Vaux umarła, Comtec najzupełniej stracił rozsądek jakkolwiek był niby przytomnym. O różnych niedorzecznościach jakie się zrodziły w rozbitej głowie Comte'a powiemy niżej, rozbierając jego naukę. A teraz jeszcze kilka szczegółów z jego życia uzupełniających ten straszny upadek umysłowy.