- W empik go
Szlachcic Zawalnia, czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach. Tom. 1-2 - ebook
Szlachcic Zawalnia, czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach. Tom. 1-2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 363 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cóż w tem traci ogół, że każdy tak przemawia jak czuje, jak jest przekonany?…
Czy nie szlachetniej, aby Krytyk wynurzał własne myśli, jak żeby mówił to, w cosam nie wierzy?….
Żegota Kostrowiec, O Krytyce.
Na osądzonej dotąd za stronę zapadłą Białejrusi, daje się od niejakiego czasu wyraźnie postrzegać niezwykły ruch intellektualny. Dopatrujemy się go w faktach objawiających się w literaturze, a więcej jeszcze w żywym interessie, jaki sama Literatura zaczyna obudzać w życiu domowem obywateli, potoczne ich rozmowy -
*) Jest to cześć moich pism o Białejrusi; ja tu w krótkim zarysie starałem się przedstawić Literaturę białoruską, tak jak w Listach statystyczne wiadomości z moich podróży, a we wstępie do Jednej z towarzyskich powieści P. Barszczewskiego zamierzam skreślić fiziognomją czasów pojezuickich.
I
ożywiać. Życie bowiem umysłowe objawia się nic w jednych tylko książkach. Owszem, zdarzają się epoki, że książki są tylko najsłabszym wyrazem myśli ogółu. Dzieje nie jednokrotną zachowały o tam pamiątkę. Literatura na Białejrusi zaczyna być u płci obojej miłą zabawą, – to już postęp nie mały! zabawa ta stając się coraz powszechniejszą, z czasem od dzieł ulotnych, wyłącznie belletrycznych, przejdzie do poważniejszych, i umysłowe zajęcia w codzienny chleb się zamienią. Dość jest pobywać w domach możniejszych obywateli Inflanckich, w Połockiem i Witebskiem, aby się o tej prawdzie przekonać. W domach oświeceńszych, w których Damy odebrały staranniejsze wychowanie, wygnane są francuskie romanse, dzięki autorowi Krytyk i Literatury, – nawet nie szukają chluby ze szczebiotania po francusku, chociaż ten język nieraz posiadają doskonale. Matki zajmują się z godną największego uwielbienia troskliwością, uczeniem dzieci przedewszystkiem rodowitego języka. Rzekłbyś, że podwojoną gorliwością starają się zatrzeć pamięć nic zbyt sławnej przeszłości i zaniedbania interessów najbliższych. Reakcja od obskurantyzmu Alvara i wad, dotąd zarzucanych Białejrusi, wyraźna.
O tej pożądanej zmianie przekonałem się naocznie w czasie czteromiesięcznej w roku przeszłym przejażdżki, i obszerniej pamięć poczerpniętych tam wrażeń
wyraziłem w tych z moich Listów o Białéj-Rusi, które do Tygodnika Petersburskiego przeznaczyłem. Uderzony poetyczną stroną krainy i ludu, który w tak wysokim stopniu rozwinął śpiewny element, w takim ogromie najrozmaitszych pieśni,– powróciwszy do stolicy, z większą bacznością zacząłem rospatrywać wszystko, co ową stronę miało na celu. Niezadługo dostarczył mi nowego przedmiotu, znany od lat kilku Wydawca Niezabudki, P. Jan Barszczewrski, człowiek głęboko pod względem poetycznym stronę swoją pojmujący, który przez napisanie fantastycznych opowiadań podań gminu Białoruskiego, na powszechną zaczyna zasługiwać uwago, i w rzędzie nowopowstających tam pisarzy, zupełnie wyłączne zajmować miejsce.
I w przeszłych czasach Białoruś miała swoich umysłowych przedstawicieli, jeżeli tak nazwać godzi się niezdolnych popleczników wielkich wzorów klassycyzmu. Wszakże pisarze owi, uniesieni wirem zachodnich idej, malejąc w naśladownictwie, nic rozwijali własnego ducha, nietkali kanwy z siebie samych, a ślepo trzymając się przesławnych wzorów, nic przejawili nigdy ducha narodowego, bo go sami nie mieli i niepojmowali. W ich dziełach nie odbiła się ani miejscowość, ani duch strony. Były to raczej żakowskie lukubracje, z łachmanów klassycyzmu francuskiego pozszywane skrętnym przemysłem wychowańców znamienitego Alwara!
Między innemi kilka imion przeszło do Historji Bibliografji polskiej. Franciszek Bohomolec, Jezuita, autor komedji, kontynuator żakowskich djalogów długo trzymających się na scenie jezuickich teatrów. W komedjach tych przedstawiał się świat jakiś dziwaczny, że się tak wyrażę, połowiczny, bo przeznaczone dla teatrów klasztornych, nie wprowadzały osób płci żeńskiej. Główną ich myślą było wyśmiać wpływ cudzoziemców na kraj, w szczególności na panów, wprowadzających do swych domów francuskie mody, francuskich kucharzy, francuskich guwernerów, których obawiano się wpływu na zepsucie zasad rcligji i rospowszechnienic wolterjanizmu. – Muśnicki, Jezuita, autor przesławnego poematu Połtawa, pisał też pieśni, ody, nareście Komedje, a nawet i Tragedje, jak Śmierć Cycerona, Śmierć Klemensa męczennika, w której tryumf religji i t.d. I jego mnisze wyroby, przeznaczone dla szkół duchownych, miały tenże sam duch i tenże cel, co i Bohomolcowe, z mniejszą wszakże dozą dowcipu. – Mihanowicz, Jezuita, oschły tłumacz Eurypidesa tragedji: Orestes. – Franciszek Dyonizy Kniaźnin, wiadomy panegirysfa na dworze X. Ad. Cz… poczciwa, marzycielska dusza, zniedołężniona przez poniewieranie się jak i Karpiński, po pańskich dworach, na których każdy z mniej więcej poetycką duszą, poniżenia się tylko doczeka. Że Kniaźnin był poetą w duszy, wskazuje szczegół jego biografji, że się zakochał w księżniczce, a niedawno P. Aleksander Groza potwierdził to w pięknej swej fikcji; z pozostałych dzieł jego, mimo usiłowań estetyków, nie mogliśmy się o tem przekonać.
W nowszych czasach Jan Onoszko, jawi się bliższym ducha narodowego; snuł nie mało z siebie, jak wskazują wierszyki, które nieraz powtarzane na Białejrusi słyszałem. Był to człowiek z prawdziwym poetycznym talentem; ale zbity z drogi niekonduitą, nędznie i przedwcześnie w karczmie gdzieś, przed ośmiąlaty, życie zakończył. Włócząc się bezcelnie od komina do komina, przyszedł do tego, że pisał panegiryki, gdzie go dobrze przyjęto, a uszczypliwe satyry, gdzie z nim nie bajramowano. Znana jest w ustach, jego Satyra o wódce, której taki początek:
Pijem bracia opojem, pijem codzień prawie,
Pijem i przed zabawą, pijem po zabawie,
Pijem kiedy się żenim, kiedy się rozwodzim,
Pijem kiedy się bijem, pijem gdy się godzim; –
Pije człek nieszczęśliwy, gdy się już zubożył,
Pije pleban by liczbę nabożnych pomnożył, i t.d… i t.d… i t.d.
Albo:
Nie gęga gęś tuczona, nie gdacze kur tłusty,
Już teraz i plebanja, i kościół jest pusty, i t.d… i t.d.
Umiał też rozczulać się i wtedy to właśnie widno, że poeta; np. w tej piosnce, której tylko początek przytoczę:
Tu gdzie kwili ptaszek smutnie
Żałośnie mruczy zdrój,
Tu ja na jęczącej lutnie
Wynurzę smutek mój… i t.d… i t.d. *)
W ogólności przypomina Karpińskiego, jak w wesołych Rajmunda Korsaka, osobliwie w tych pieśniach poematu Bibejdy, które w rękopiśmic czytałem. Zbiorku wierszy Onoszki, wydanego p. Panią Wróblewska, nie widziałem, przeto sąd mój o mim może być za wczesny.
Wszakże z pomiędzy wszystkich pisarzy, dwaj tylko zdają się zasługiwać na nazwanie narodowych białoruskich, o co nam właśnie najwięcej chodzi. Franciszek Rysiński, autor mnóstwa okolicznościowych i ulotnych wierszyków, lekkich, wesołych, dowcipnych, av których myśl filozoficzna nieraz znienacka rzucona, z głębokiej znajomości świata i ludzi poczerpnięta, uderza i do zastanowienia się mimowol- -
*) Równie popularna na Białej-Rusi, jak wiadoma piosnka Lud. Kropińskiego: te brzoz kilka, len zdrój wody, i t.d… na Wołyniu i w Litwie.
nie skłania, – dowodzi i rzadkiego talentu i umysłu wspartego nauką i rozmyślaniem. Sam urzędnik, bo był Prezesem Izby Cywilnej w Witebsku, należąc do obywatelstwa i przez posiadłość, – chociaż podobno rod jego z Ukrainy, – ścigał kostycznym językiem śmieszności swoich współbraci; okolicznościowe te wierszyki, w których nigdy niezabrakło sprężystości myśli, objawiały jakiś rubaszeński humoryzm, odcień komizmu, właściwego jednej tylko średniej klassie szlachty białoruskiej; mając często na celu jakąś osobę powszechnie znaną, miały ogromne powodzenie i obiegały w ustach całą Białoruś. Stały się tak popularnemi, że nie znajdziesz domu, ni osoby na Białej-Rusi, któraby choć urywku jakiego wiersza Rysińskiego na pamięć nieumiała. Był on werydyk, rznął ostrą prawdę każdemu, i urzędnikowi, i duchownemu, i współ-kolledze, i współobywatelowi, i przyjaciołóm i sąsiadom, a nawet nieprzepuszczał i płci pięknej, której był adoratorem. Rubasznym dowcipem trafił w żyłkę skłonności narodowej i zlał się tak z myślami współbraci, iż zdania jego oderwane, weszły w wielu miejscach w przysłowie, jako mądrość prowincjonalna. Chociaż genjusz Rysińskiego nie czyni zadość wszystkim warunkom czysto narodowego pisarza wszakże wielka jego popularność pozwala mu zasłużyć na to nazwanie. Niekiedy tez przypomina Raj – munda Korsaka, niekiedy Kajetana Węgierskiego *).
Dla pokazania ducha Rysińskiego i co go czyniło popularnym, przytoczę kilka probek choć w urywkach z tych wierszyków, które krążą w ustach, a w całości nigdy drukowane być nie mogły.
Np. prośba pewnej Panienki proszącej o męża u swego Patrona:
Nie proszę ciebie o deszcz lub pogodę,
Ni o pól żyżność, ni o mocarstw zgodę,
Ani się mieszam w intrygi oręża –
Mnie trzeba męża!
Pofolguj sobie nieźmiernego trudu,
W rządzeniu losem i ziemi i ludu;
Wysłuchaj twojej żebrzącej przyczyny –
Biednej dziwczyny!
–-
*) Zupełnego rękopismu autora dobić się nie mogłem. Słyszałem tylko, że X. Missionarz Korniłowicz, miał kiedyś zająć się wydaniem wszystkich jego poezij w Wilnie. Ulotne wierszyki były drukowane w Noworocznikach Wileńskich, jak w Nowor. Litewskim p. H. Klimaszewskiego, i w Zniczu Krzeczkowskiego , jeżeli mig pamięć nie myli, tudzież kilka wierszy w Tomie II. Rocznika Literackiego, a jeszcze kilka ukaże się w Tomie III.
Zjednaj mi proszę u Pana nad Pany,
Ażeby chłopiec mną już ukochany
Był mojem szczęściem i moją zabawą –
Za twoją sprawą!
Ty widzisz serca mojego prostotę
Ze gardzę złotem, kocham samą cnofę,
Spraw więc by panem był mojej urody –
Piękny i młody!
Daruj o Święty Patronie, że śmiało
To ci wyznaję, czego mi się chciało,
A kiedyś dobry, domierz mojej planty,
Tchnąwszy w Inflanty *)!
Panienka zaś rozgniewana taką daje odpowiedź za nieproszone psalmy w jej imieniu pisane:
Na cóż te psalmy, psalmisto kochany,
Można świat odrwić, nie Pana nad Pany,
Nie chcą ja chłopca, ni starca, ni franta,
Ni intryganta!
Daruj o Święty, jeśli się tak stało
Użyć twojego imienia dość śmiało, -
*) Raj posażnych panien i bogatych kawalerów.
Nie te podobno, lecz inne s| planty
Dmuchać w Inflanty *)!
Dziejopis w księgach życia tak zostawił:
Święty Franciszek modlitwą się bawił,
A tu nam psalmy pełne batałaszek
Prawi wujaszek!
A więc potem nieukontentowaniu panienki, następuje moralna uwaga nad panienkami w ogólności, już nic za dobrych czasów Rysińskiego:
Starodawnych to dziewczyn wierszyki bawiły
Dopiero zaś już innych prawideł nabyły;
Wiersz dla nich nie tak smaczny, z rozumem nie grają,
Na wysmukłych dzieciaczków tylko poglądają.
Nie w modzie Naruszewicz, nie ztąd już wiatr wieje,
Teraz dziewcze z chłopięciem młodziuchnym się śmieje,
A tych co czekoladą krzepią się, porterem, –
Bawią, jakby się bawiąc z rozumnym Gruberem ** ) .
Oto jaka była filozofja-życia poety, który niedbał ni o bogactwa ni o urzęda:
Już siędę sobie w odludnym kurniku,
Za jedno z tobą Panie Dominiku,
Tam z tobą smutek i radość rozdzielę,
Nie wyjdę z domu, prócz na mszę w niedzielę.
–-
*) Wujaszek snadź chciał nie za młodego, lecz za bogatego kawalera siostrzenicę wydać.
*) X. Gruber , Jenerał Zakonu X.X. Jezuitów, słynął z rozumu
Zrzeknę się parad z najmilszą ochotą,
Jeść będę z gliny, a chodzić piechotą.
Zamiast pałaców, będę miał chałupkę
I dobrym chlebem ładowaną ciupkę.
Nie wspomnę nigdy i o przeszłym świecie,
Na którym wszystko czart wie jak się plecie,
Uniknę żądzy, bogactw i honorów,
Długów się zbędę i zrzeknę się zbiorów.
A w tenczas kontent na ¦własnym zagonie, S
pokojnie żyjąc, powiem przy mym zgonie:
„O przyszłe nie dbam, przeszłych nieżałuję,
„A los głupi” i t.d…
Drugim był Mańkowski, naprzód Sowietnik w Mohilewie, a potem w Witebsku Wice-Gubernator,– jedynie zasługujący na nazwanie narodowego białoruskiego pisarza. W swojej Enejdzie na iznanku, parodji w takim rodzaju jak trawestowana na niemiecki p. Blumauer'a, na małorossyjski p. Kotlarowskiego, na polski w części p. Chomętowskiego,– pod postaciami bohaterów rzeczywistej Eneidy, maluje byt bogatych chłopów białoruskich; odjąwszy brak miejscowości, jest to czysto-narodowe białoruskie poema, z ducha i formy. Prócz tego, jest w swoim czasie. Przy wielu wrodzonych talentach, posiadał obszerne wiadomości. Lubił malarstwo, muzykę, poezją, mechanikę; był genjuszem w swoim rodzaju. On to wymyślił głowę gadającą owego sławnego Drewnianego Dziadka, o którym wspomniał Chodźko w Obrazach Litewskich , a który posłużył P. Barszczewskiemu za treść do filozoficzno-białoruskiej powieści.
to najdoskonalsze przedstawienie tego rubasznego dowcipu białoruskiego, który w formach języka klassy oświeceńszej przejawił się w Rysińskim. Bliżej od tamtego obznajomiony z bytem mieszczan i klassy rolniczej, zostawił pomnik ducha, siły i najczystszych form narzecza białoruskiego. Dla tego wiecznie trwać będzie w pamięci narodu. Napisana przed 50 laty i nigdy nie drukowana jego Enejda na wywrót (nicowana), stała się bardzo popularną pomiędzy junacką szlachtą zaściankową; na wielkich jarmarkach w Czasznikach, Białyniczach; Chasłowiczach, Szkłowie, Homlu, w Połocku na Kraśniku *), i teraz usłyszysz przy wesołej ochocie urywki z niej, chociaż często tak przeinaczone, że ledwie typ oryginalny rospoznasz. Z przyjemnością powtarzają sceny, w których się narodowość pod greckiemi imionami przebija. Dotąd zatrzymałem w pamięci dwuwiersz, w którym poeta maluje bożka Eola, kiedy do siedzącego na piecu i łapcie plotącego, jak prawdziwy chłop białoruski, przybywa Junona, prosząc, aby burze na jeziorach podjął; jak skoro postrzegł boginię,–
Zatknuu za pojas kacatych * *)
I zwaliusia s pieczki w odin mich!…
–-
*) Tak nazwany z powodu kraśnych nosów jarmarkujących pod czas mrozów przed samem Bożem-Narodzeniem.
**) Jest to kościane narzędzie, którem łapcie plotą chłopi. Ten
Jak Mańkowski był przedstawicielem dowcipu szlachty uboższej w Mohilewskiéj, tak Rysiński oświeceńszéj w Witebskiéj, dwóch gubernijach, składających właściwą Białoruś. Jeden był więcej popularnym, drugi więcej narodowym. Rzecz szczególna, że ni o Mańkowskim, ni o Rysińskim, ludziach tak powszechnie wiadomych, ile mi wiadomo, dotąd ni słowa nigdzie nie napisano.
Całkowitego rękopismu też dobić się nie mogłem. Pozostała wieść u krewnych, jakoby autograf znajdował się w ręku obywatelki P. Dyszlewskiéj. Udzielenie tego rękopisu do druku, którym sami chę-tniebyśmy zajęli się, zasłużyłoby na powszechną wdzięczność. Prócz interessu obyczajowo-literackiego, a zatem względu historycznego, łączy się tu jeszcze niezmiernie ważny wzgląd filologiczny, jako ciekawego pomniku języka, którego prawie żadnych śladów piśmiennych niepozostało.
Ale przejdźmy do bieżącéj Literatury. W obecnym momencie z pojawieniem się zbiorowego pisemka Rubon, otwiera się nowy szereg imion, dotąd wcale nieznanych, tych młodych ludzi, których ojcowie wierni wspomnieniom Miesięcznika Połockiego pozo- – wyraz zdaje się dowodzić, że Mańkowski pochodził z okolicy Zadżwińskiéj; w Newlu bowiem, i innych powiatach w téj stronie położonych nie używają go: tam mówią: spica.
stali. Redaktor jego P. Kaz. Bujnicki, obywatel Inflancki, w okolicach Krasławia, w Dyneburskim, we czterech dotąd wydanych tomikach, dowiódł swych prawdziwie obywatelskich chęci. Przedewszystkiem główną jego myślą było zjednać swej stronie to dobre imie, którem się dotąd nie szczyciła pod względem Literatury, w obliczu innych prowincij naszych. Obudzić myśl uspioną, zwrócić młodź do pióra i książki, a piszących do rzeczy swojskich, domowych,– piękny cel, zaiste! Już okazały się piękne owoce tych usiłowań, szkoda tylko, że szlachetny cel przez ogół obywatelstwa, równie jak przez krótkowidzącą krytykę pojęty niezostał. Pisemko dla braku prenumeratorów, ledwie się utrzymać może; wszakże wytrwałość wydawcy, zapowiada pokonanie tych nieodłącznych przy początku przeszkod.
P. Bujnicki stał się u nas wiadomym p… wydanie Wędrówek po małych drogach, szkicu satyryczno-obyczajoAvego fiziognomji rodzinnéj strony. Niedołęstwo i śmieszność dość dowcipnie niekiedy, choć podtatusiałym sposobem wyśmiane. Niektórym zamarzyło się upatrywać w charakterach występujących na scenę, własne wizerunki. Siaki taki, nawykły prowadzić rej na sejmikach, poznawszy siebie w jakim Głoskowiczu, zrobił dywersją anti-literacką dla powodzenia Rubona. Pierwsza to i najlepsza praca P.
Bujnickiego, prócz pewnej wartości literackiej, mająca zasługę poprawy obyczajów. Castigat quos diligit! Bo też w najprawdziwszem znaczeniu wychtoslał tych, których kocha! – Pamiętniki X. Jordana, romans pisany z celem moralnym, możnaby jeszcze nazwać powieścią obywatelsko-inflancką, bo jak w Wędrówkach, dzisiejsza szlachta białoruska, tak w Pamiętnikach dawna inflancka, o której wspomina i niewspomina historja, występuje na scenę. Lecz historyczna kanwa jest tutaj względem podrzędnym, a główny stanowi utopiczna moralność, którą trybem francuskim autor przedstawia w epizodzie Roazy. O tę Roazę, dziewczynę z lasów, której autor nigdy nie widział, rozbiła się prawda artystowska. Śmiesznemi są w oczach naszych te frazy, w ustach dzikiej dziewczyny, natchnione sentymentalizmem marmonte-lowskim. Bohater i bohaterka, są deklamatorami, jak bywało w romansach Pani Cottin i Żanlis. Utwor naciągany do celów moralnych – i dla tego chybiony. Głośny pisarz satyrycznych szkiców, potrafiwszy schwycić tylko charakter miejscowy towarzystwa, nic dopełnił jeszcze wszystkich warunków, jakich po pisarzu czysto-narodowym wymagamy. Szanowny autor nie weźmie nam za złe tego, co mówiemy, bo jego szlachetne usiłowania aż nadto dają mu praAvo do powszechnej wdzięczności obywatelstwa i Literatury.
Prace Hrabiego Michała Borcha, zdają się mieć na celu dawną Białoruś. Historyczność jej starał się przedstawić w sztuce pod formą romansu, w żywocie Połockiej Księżniczki Przydzisławy, w Zakonie Ś. Eufrozyny, której dwa tomy w rękopiśmie przeglądałem. Mozolnej tej pracy, przedstawiającej dziwne połączenie względów historycznych z religijnymi, nic umiem dać innego nazAvania, jak powieści erudycyjno-ascetycznej, będącej wcale nowem zjawiskiem nie tylko w naszej, ale pono i w Europejskiej literaturze: W notach zgromadził Hrabia wielką ilość faktów i objaśnień, mało albo wcale nieznanych, których mu dostarczyła biblioteka prelska ( w Dyneburskim) obficie w analistów i rzadkie rękopisma opatrzona. Trzeba wszakże i to przyznać, iż prócz barwy ascetycznej, przebija się i usposobienie poetyckie, mimowolnie podnoszące się z pod mozolnych badań autora Dziejów w Legendzie, z których parę wyjątków publiczność czytała w Tygodniku Petersburskim, a jeden w Tomie II Rocznika Literackiego.
Broszura o poszukiwaniu nazwy starodawnej Dzwiny wykazująca tylko z najlepszej strony cierpliwość w osobie tak arystokratycznego rodu, przez straszliwy zastęp Slulaxów, Timeaszow, Eratosthenesów, Artemidorów i innych peryplow, któzy na 360 lat przed Chrystusem pisali! Bezpłodny owoc brzmiącej erudycji… Ogólny rezultat, iż prace Hrabiego będąc uczone i z moralnemi celami, w formach francuskich romansów pisane, chociaż mają związek z polityczną Historją Białejrusi, narodowe mi nie są, bo są i pozostaną zawsze obcemi ogółowi.
P.Adam Hrabia Plater w Krasławku, w Dyneburskim, miłośnik Starożytności, zbiera pomniki wyłącznie odnoszące się do Historji Inflant, i obecnie pracuje nad historja Dyneburga: prace jego czystoerudycyjne zbliżające fakta, bez hipotez i związku z sobą, są przygotowawczemi materjałami dla pisarza Dziejów, który się jeszcze nieznalazł.
O innych pisarzach, z tego stanowiska, z jakiego rzecz naszą rozważamy; cóż powiedzieć można? Jakiż związek z Białorusią mają np. rymy P. Aleksandra Spasowskiego, którym podobne pisały się kiedyś (bo dziś się nie piszą, dla braku czytelników), na wszystkich końcach ziemi, gdzie były szkółki i Sztambuchy? Albo np. klassycznie wymuskana Psycha P. Gaudentego Szepielewicza;– cóż mogą obchodzić poczciwego Białorusina awantury mythologicznej bogini? Zaiste, tyle co i Orestes Mihanowicza, albo Połtawa Muśnickiego! A prawdziwie nic warto łamać sobie głowę i palcy, nad wyrobieniem pięknych oktaw – dla przedmiotu nieobchodzącego bynajmniej ni rodzinną stronę, ni literaturę. Mamy nadzieję, że zali powiedziane przez tego autora poema Obłąkana okaże mniej klassycyzmu, a więcej ducha miejscowego.