Szpiedzy na moście - ebook
Szpiedzy na moście - ebook
Pasjonująca historia uczestnika zimnowojennej wymiany szpiegów, tematu najnowszego filmu Stevena Spielberga Most Szpiegów.
Wczesnym rankiem 10 lutego 1962 roku James B. Donovan ruszył na środek mostu Glienicke - słynnego "mostu szpiegów", który wówczas łączył Berlin Zachodni ze Wschodnim. Razem z nim szedł Rudolf Iwanowicz Abel, arcyszpieg i wieloletni szef sowieckiej siatki szpiegowskiej w Stanach Zjednoczonych. Z przeciwnej strony zbliżał się, równie pilnie strzeżony, Francis Gary Powers, pilot słynnego amerykańskiego samolotu szpiegowskiego U-2, zestrzelonego przez Sowietów. Wymianę Powersa za Abla wynegocjował Donovan.
Abel był uznawany za najbardziej zdolnego i skutecznego szpiega swoich czasów. Jego proces, który rozpoczął się przed brooklyńskim Sądem Okręgowym, a zakończył w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych, ujawnił zaskakujące metody działania i sukcesy sowieckich szpiegów.
James B. Donovan został obrońcą z urzędu Abla. Jego historię i proces zrelacjonował z pedantyczną zręcznością. Jest tu więc dokumentalna relacja, uzupełniona o analizę psychologiczną postaci. To sprawia, że Szpiegów na moście czyta się jak mroczny thriller.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-863-9 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niniejsza książka jest wznowieniem Szpiegów na moście, wydanego w 1964 roku bestsellera przedstawiającego proces oskarżonego o szpiegostwo oficera sowieckiego wywiadu Rudolfa Abla. Książka została napisana przez jego obrońcę z urzędu, Jamesa B. Donovana. Jednak i dziś nie jest mniej ważna — i zajmująca — niż była wtedy. Zainteresuje amatorów zimnowojennych intryg i przyciągnie uwagę miłośników dramatów sądowych. Błyskotliwie opisana zręczna linia obrony przyjęta przez Donovana niewątpliwie jest ciekawą lekturą. A mroczny obraz zagadkowej i skomplikowanej osobowości Abla, sowieckiego szpiega, jest wprost fascynujący. Przede wszystkim jednak ta relacja z procesu o szpiegostwo z lat pięćdziesiątych przypomina nam, że szpiedzy są wśród nas od zawsze, gdyż jest to drugi najstarszy zawód na świecie. Gdybyśmy o tym zapomnieli, współczesne nagłówki dokumentujące ostatnie aresztowania rosyjskich szpiegów i uśpionych agentów w Ameryce uprzytamniają nam, że w tej kwestii nic się nie zmieniło po dziś dzień.
Najskuteczniejszą operacją wywiadowczą dwudziestego wieku była zapewne infiltracja projektu Manhattan przez Związek Sowiecki i zdobycie amerykańskich tajemnic nuklearnych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Rosjanie zrealizowali wyznaczone przez Józefa Stalina „zadanie numer jeden”, już na wczesnym etapie wykradając informacje o „tajemnicach atomu”, jak wówczas je nazywano, w USA, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Nadal trwają akademickie dyskusje na temat tego, jakie i ile tych największych tajemnic rzeczywiście zostało wykradzionych i czy te informacje istotnie pomogły Rosjanom rozwiązać problemy teoretyczne i inżynieryjne, z jakimi zmagał się ich program zbrojeń.
Nie ulega wątpliwości, że ukradzione Stanom Zjednoczonym informacje pomogły rozwiązać szereg specyficznych problemów mechanicznych, takich jak zaprojektowanie detonatora ciśnieniowego, jednak sowieccy fizycy sami wykonali większość pracy. W istocie NKWD (poprzednik KGB) pilnie strzegło zdobytych tajemnic nuklearnych i nigdy nie dzieliło się informacjami z większością rosyjskich naukowców. Zamiast tego szef NKWD Ławrientij Beria wykorzystywał dane z USA głównie do ukradkowego sprawdzania postępów teoretycznych i praktycznych prac sowieckich naukowców. Obecnie powszechnie przyjmuje się, że sowieccy szpiedzy zapewne przyspieszyli proces tworzenia rosyjskiej bomby atomowej o rok lub dwa.
Na początku lat czterdziestych Związek Sowiecki miał nad czym pracować, aby zrealizować „zadanie numer jeden”. Stalin udzielił zezwolenia na użycie nieograniczonych środków. Beria ze swym krwawym NKWD nadzorował całą tę operację. Prowadzony w wielu placówkach zatrudniających ponad sto tysięcy naukowców, techników, maszynistek oraz pracowników personelu administracyjnego i pomocniczego projekt Manhattan, ze swym niespójnym i nieskoordynowanym systemem zabezpieczeń fabryk i laboratoriów chronionych przez rozmaite agencje ochrony, był rozległym i łatwym celem dla sowieckiego wywiadu. W tej fazie drugiej wojny światowej Związek Sowiecki był postrzegany jako wierny sojusznik USA i cieszył się przychylnością opinii publicznej, jak również politycznym poparciem Waszyngtonu. Ten pozytywny wizerunek Rosji w oczach wielu naukowców zwerbowanych przez Moskwę na „atomowych szpiegów” przekładał się na przekonanie, że dzielenie się tajemnicami broni jądrowej wyrówna szanse na powojennej scenie politycznej, wyeliminuje nieufność i zapewni światowy pokój.
Werbowanie idealistycznych i przyjaźnie nastawionych Amerykanów oraz emigrantów pracujących nad projektem Manhattan było jak zrywanie dojrzałych owoców dla oficerów rosyjskiego wywiadu działających pod dyplomatyczną przykrywką w sowieckiej ambasadzie w Waszyngtonie, sowieckim konsulacie w San Francisco i w sowieckiej delegacji do ONZ w Nowym Jorku. Wielu z wytypowanych przez wywiad naukowców było z pochodzenia Rosjanami lub sympatykami amerykańskiej partii komunistycznej; wśród nich byli między innymi Klaus Fuchs, Harry Gold, David Greenglass, Theodore Hall oraz Julius i Ethel Rosenbergowie (wszyscy będący członkami siatki szpiegowskiej o kryptonimie Volunteer).
Jednak sukcesy sowieckiej operacji wymierzonej w projekt Manhattan wywołały powszechnie znane problemy. W 1952 roku, tak samo jak dziś, po upajającej fazie werbowania szpiega zaczyna się prawdziwa praca. Prowadzenie tajnego informatora jest trudniejsze niż nakłonienie go do współpracy. A z Moskwy płyną kolejne żądania — Stalin osobiście żąda więcej informacji, lepszych i jak najszybciej. Trzeba naciskać na informatorów, aby je dostarczali, mając przy tym pewność, że im dłużej agent szpieguje, tym bardziej wzrasta prawdopodobieństwo jego wpadki. W latach pięćdziesiątych działania na terenie USA stały się niebezpieczne dla rosyjskich szpiegów. Amerykańska sympatia dla Związku Sowieckiego znacznie osłabła, przyćmiona widmem czerwonej zarazy i rozpoczynającej się zimnej wojny. Wydziały kontrwywiadowcze FBI były aktywne i groźne. Minęły czasy jawnych kontaktów amerykańskich naukowców z rosyjskimi dyplomatami.
Problem utrzymania i prowadzenia siatki Volunteer został rozwiązany w typowo sowiecki sposób: zwerbowano innych Amerykanów (kurierów), aby spotykali się z atomowymi szpiegami i dostarczali informacje prowadzącemu (nielegalnemu agentowi), który przekazywał raporty Moskwie. Ten system zapewniał skuteczne ukrycie rosyjskiego zaangażowania, zachowanie bezpieczeństwa i różnych stopni wtajemniczenia, a także niewykrywalny przepływ informacji do i z Centrali (czyli głównej kwatery NKWD).
Funkcjonariuszy wywiadu NKWD działających w obcym kraju można było podzielić na trzy kategorie. Legalnych z oficjalną przykrywką, którzy zwykle działali z terenu placówki dyplomatycznej; legalnych, lecz z nieoficjalną przykrywką, udających handlowców, naukowców lub różnego rodzaju ekspertów, aby uzyskać czasowy dostęp do obiektu; oraz nielegalnych, udających obywateli danego kraju, mających drobiazgowo spreparowany i udokumentowany życiorys (zwany legendą). Nielegalni mogli latami pozostawać w uśpieniu, aby wtopić się w otoczenie, ewentualnie zajmując istotne strategiczne stanowisko, pozornie nie mające żadnego znaczenia wywiadowczego. Tego rodzaju nielegalni agenci mogli być nieaktywni nawet przez dziesięć lat, zanim stali się potrzebni (i dlatego czasem nazywano ich śpiochami).
Przygotowanie legendy (zazwyczaj przez przyjęcie tożsamości dawno zmarłej osoby) jest żmudną pracą — a podtrzymywanie jej przez lata musi być frustrujące. Administracyjne wspieranie nielegalnego agenta wymaga usilnych, stałych i różnorodnych działań. Nielegalni są straszliwie kosztowni, zarówno na etapie instalacji, jak i eksploatacji. Muszą być dobrze wyszkoleni. W ich przypadku kwestie łączności i bezpieczeństwa są priorytetowe, gdyż aresztowanego nielegalnego szpiega nie chroni immunitet dyplomatyczny. Nieodzownym warunkiem jest perfekcyjna znajomość obcego języka. Nieefektywność, koszty i ryzyko tej metody instalowania szpiega częściowo rekompensuje doskonale spreparowany życiorys, anonimowość i nieuchwytność.
Większość służb wywiadowczych nie korzysta z nielegalnych agentów z powodu wymienionych powyżej niedogodności. Jednak jest również ludzki wymiar tej kwestii. Wyobraźcie sobie wysłanie oficera wywiadu mającego małżonkę, rodzinę i przyjaciół na być może dwudziestoletnie wygnanie na terytorium wroga, gdzie będzie oddychał, jadł i spał, zachowując przyjętą tożsamość. Co więcej, wyobraźcie sobie przydzielenie temu funkcjonariuszowi zupełnie obcej osoby jako fikcyjnej współmałżonki (za to doskonale umiejącej nadawać alfabetem Morse’a). Cała ta koncepcja jest sprzeczna z zachodnimi ideałami i poglądami. Jest tak rosyjska, tak zimnowojenna, tak sowiecka, że zakładamy, iż żadna rozsądna służba wywiadowcza już nie korzysta z nielegalnych agentów.
To założenie może być błędne: w czerwcu 2010 roku w Nowym Jorku, New Jersey i Bostonie FBI aresztowało jedenastu nielegalnych agentów pracujących dla Władimira Putina i SWR (następczyni KGB).
Oficer wywiadu NKWD pułkownik Rudolf Iwanowicz Abel został aresztowany przez FBI i agentów urzędu imigracyjnego w pokoju hotelowym na Brooklynie wczesnym rankiem w czerwcu 1957 roku pod zarzutem spiskowania i szpiegostwa. Był to punkt zwrotny prowadzonej przez FBI sprawy Hollow Nickel, zakończonej skazaniem Abla przez sąd federalny USA w październiku tego samego roku i wyrokiem 45 lat więzienia federalnego w Atlancie.
Rudolf Abel przybył do USA w 1948 roku przez Francję i Kanadę, przyjąwszy tożsamość zmarłego litewskiego emigranta. Został przeszkolony przez NKWD i otrzymał rozkaz reaktywacji siatki atomowych szpiegów Volunteer, która od 1942 roku dostarczała tajne materiały z laboratoriów badawczych projektu Manhattan w Los Alamos w Nowym Meksyku, lecz znacznie ograniczyła działalność na skutek wzmocnienia powojennych środków bezpieczeństwa. Tuż po przyjeździe Abel zmienił tożsamość i otworzył mały zakład fotograficzny na Brooklynie. Ten zawód był idealną przykrywką dla nielegalnego agenta — jako wolny strzelec Abel mógł swobodnie podróżować i wykonywać niesprecyzowane zlecenia — a także posiadać profesjonalny sprzęt fotograficzny.
Rudolf Abel był podręcznikowym nielegalnym agentem. Doskonale władał językiem angielskim, rosyjskim, niemieckim, polskim i jidysz. Za młodu interesował się inżynierią, muzyką, malarstwem, fotografią i krótkofalarstwem. Podczas drugiej wojny światowej szkolił radiotelegrafistów Armii Czerwonej, został zwerbowany przez sowiecki wywiad i uczestniczył w głośnej operacji kontrwywiadowczej przeciwko Abwehrze (niemieckiemu wywiadowi wojskowemu). W nagrodę ze swoje wojenne zasługi otrzymał najbardziej prestiżowe stanowisko w hierarchii NKWD: został nielegalnym agentem w USA.
Przez pierwsze dwa lata pobytu w USA Abel asymilował się, otrzymywał pieniądze i instrukcje oraz prawdopodobnie jeździł do Santa Fe w Nowym Meksyku, aby wybierać kurierów, reaktywować dawnych informatorów i stworzyć nowy system łączności. W swoim zakładzie na Brooklynie Abel rozwiesił drucianą antenę dla krótkofalówki — uziemionej przez połączenie z rurą wodociągową — aby przekazywać zaszyfrowane depesze do centrali. Najwidoczniej wykonał dobrą robotę, reanimując siatkę Volunteer: w 1949 roku Moskwa zawiadomiła Rudolfa, że został odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru, wysokim sowieckim odznaczeniem wojskowym zazwyczaj przyznawanym za odwagę w walce. Zapewne przekazał doskonałe informacje wywiadowcze, które usatysfakcjonowały samego wujaszka Stalina.
Jednakże rok 1950 przyniósł poważne kłopoty siatce Volunteer. Julius i Ethel Rosenbergowie, ważni kurierzy i informatorzy siatki, zostali aresztowani dzięki przyznaniu się do winy i zeznaniom innego członka tej siatki, Davida Greenglassa (który był bratem Ethel). Zdemaskowano dwoje rosyjskich kurierów, małżeństwo Lonę i Morrisa Cohenów, którzy również zostaliby aresztowani, ale uciekli przez Meksyk do Moskwy. Gdy siatka zaczęła chwiać się w posadach, Rudolf Abel, jej główny kontroler znany wielu kurierom, był zagrożony. Jednak Cohenowie się wymknęli, a aresztowani Rosenbergowie uparcie odmawiali współpracy z FBI nawet dla ratowania życia. Zostali straceni w czerwcu 1953 roku.
Wyczerpany i działający na krawędzi zdemaskowania, Abel poprosił o pomoc. W 1952 roku centrala wysłała do USA podpułkownika NKWD Reino Häyhänena jako asystenta Abla. Reino przybył do Nowego Jorku na pokładzie „Queen Mary” z legendą fińskiego emigranta i przez prawie dwa lata asymilował się, odbierając pieniądze, szyfry i wyposażenie ze skrytek (uprzednio zwanych skrzynkami kontaktowymi) na Manhattanie, w Brooklynie i Bronksie. Häyhänen nie był równie zdyscyplinowanym, zręcznym i utalentowanym nielegalnym agentem jak Abel. Często nadużywający alkoholu, wdawał się w publiczne małżeńskie kłótnie z przydzieloną mu fińską „żoną” (jego prawdziwa rosyjska żona pozostała w Moskwie), zwracając na siebie uwagę, i zaniedbywał swoje obowiązki nielegalnego agenta.
Jedna z opróżnionych przez Reino skrzynek zawierała amerykańską pięciocentówkę, która została wydrążona i miała służyć jako skrytka na mikrofilm lub miniaturową książkę szyfrów. Zamiast ją otworzyć, roztargniony Häyhänen wydał ten pieniądz albo wykorzystał jako żeton w metrze. Moneta przez siedem miesięcy pozostawała w obiegu, aż pewien gazeciarz upuścił ją i otworzyła się, ukazując maleńką karteczkę z rzędami cyfr. Sprawa Hollow Nickel, „wydrążonego miedziaka”, pozostawała nierozwiązana przez cztery lata, gdyż FBI nie było w stanie odszyfrować zakodowanej wiadomości.
Przed rozkwitem technik automatycznego szyfrowania bezpieczne połączenia radiowe pomiędzy głównymi kwaterami wywiadów a agentami terenowymi zapewniało użycie jednorazowych tablic (czasem nazywanych kluczami liczbowymi). Te zestawy szyfrów były kartami zadrukowanymi rzędami i kolumnami pięciocyfrowych liczb, laminowanymi i zazwyczaj o niewielkich rozmiarach, ułatwiających ukrycie ich.
Agent terenowy otrzymywał wiadomość radiową z kwatery głównej poprzez jednokierunkową transmisję, w której monotonny kobiecy głos odczytywał szereg cyfr, stanowiących zaszyfrowaną wiadomość. Agent zapisywał je w pięciocyfrowych grupach i odejmował odpowiednie wartości odczytywane z właściwej tabeli. Otrzymane wartości wskazywały poszczególne litery alfabetu i tworzyły wiadomość. Ponieważ każda taka tabela jest inna i używana tylko raz, rozszyfrowanie wiadomości metodą kryptoanalizy jest niemożliwe. Ten szyfr jest nie do złamania, jak wykazał impas w sprawie Hollow Nickel.
Häyhänen zachowywał się i spisywał coraz gorzej i siatka Volunteer zaczęła się rwać, szczególnie podczas sześciomiesięcznej nieobecności Abla, który wyjechał do Moskwy, aby podreperować siły. Skrytki pozostawały nieopróżniane, kontakt radiowy się rwał, a Reino wydawał pieniądze z budżetu operacyjnego na wódkę i prostytutki. Abel nalegał, żeby centrala odwołała Häyhänena do Moskwy, co zrobiono na początku 1957 roku. Rozpijaczony, ale nie głupi, Häyhänen zgłosił się do ambasady USA w Paryżu i zdradził swoich mocodawców. Ambasada odesłała go do USA i w ramiona łowców szpiegów z FBI. Reino chętnie z nimi współpracował. Zaczął podawać nazwiska, wskazywać skrzynki kontaktowe, opisał także Abla i lokalizację jego zakładu. Odczytał wiadomość zawartą w monecie. Sprawę Hollow Nickel wyjęto z naftaliny.
Po kolejnych rozmowach z Häyhänenem i po ścisłej obserwacji Abla agenci FBI aresztowali Rudolfa w wynajmowanym przez niego pokoju wczesnym rankiem 21 czerwca 1957 roku. Nawet wiedząc, że przepadł z kretesem, Rudolf Abel pozostał twardym zawodowcem. Odmówił rozmowy z agentami specjalnymi FBI, którzy go aresztowali — później stanowczo odrzucił propozycję FBI, żeby został podwójnym agentem — a następnie poprosił o zezwolenie na spakowanie drogiego i delikatnego sprzętu. Gdy pakował walizkę, bystroocy agenci FBI przychwycili go na próbie ukrycia w rękawie koszuli tabel szyfrów oraz mikrofilmu. Teatralnie stwierdził, że rozmaite przedmioty to rupiecie, i wrzucił je do kosza na śmieci. Ich późniejsze oględziny wykazały, że są to rozmaite przybory służące do ukrywania szpiegowskich materiałów. Agenci federalni przechwycili również aparaty do sporządzania mikrofilmów oraz kilka krótkofalówek. Znaleźli wydrążone wkręty, spinki do mankietów, pędzle do golenia i klepki podłogowe zawierające książki kodowe, tablice szyfrów, mikrofilm, plan spotkań i pieniądze. Znaleziono także zdjęcia Cohenów, dwojga kurierów, którzy uciekli przez Meksyk, oraz przedmioty pozwalające na identyfikację innych członków siatki.
(Niezmordowani Cohenowie byli szpiegami recydywistami: w 1959 roku znów pojawili się w Wielkiej Brytanii jako Peter i Helen Krogerowie, wspierając sowiecką operację — opatrzoną kryptonimem Portland Spy Ring — której celem było zdobycie tajemnic uzbrojenia okrętów podwodnych brytyjskiej marynarki. Tym razem Cohenowie/Krogerowie zostali aresztowani przez Scotland Yard, skazani na karę więzienia i w końcu uwolnieni w trakcie wymiany szpiegów w 1969 roku).
Ciekawostka: w czasie aresztowania Abel był szczególnie zatroskany losem oprawionych w ramy obrazów, które sam namalował. Podczas swego procesu i czterech lat pobytu w więzieniu nieustannie martwił się o sposób ich przechowywania i nalegał, żeby wysłano je do Niemiec Wschodnich. Możemy się tylko domyślać, czy mikrofilmy z tajemnicami atomowymi były ukryte w wydrążonych ramach czy też jako mikrokropki umieszczone pod warstwami farby.
Relacja z procesu, opisanego zabawnym, oszczędnym stylem Donovana, jest frapująca. Jurysta czytający obecnie tę książkę dostrzegł dwie kwestie o historycznym znaczeniu. Pierwsza to, że skład ławy sędziowskiej w tej głośnej i doniosłej sprawie o działalność szpiegowską został wybrany w ciągu trzech godzin, czyli niezwykle szybko. Dzisiaj wybór ławy sędziowskiej w takich głośnych sprawach zabiera tygodnie, a nawet miesiące. Czy to odstępstwo od normy było specyficzną cechą procesu Abla, czy normą procesową w salach sądów federalnych z lat pięćdziesiątych?
Druga kwestia zaprzątająca uwagę jurysty to to, jak Donovan uniknął orzeczenia kary śmierci dla Abla, przekonując przewodniczącego sądu Mortimera W. Byersa, że Rudolf może się kiedyś przydać do wymiany szpiegów z Sowietami. Był rok 1957 i pierwsze takie wymiany zaczęły się dopiero trzy lata później. Donovan był co najmniej bardzo przewidujący: pilot U-2 Francis Gary Powers został zestrzelony w 1960 roku i wymieniony (na Abla) w 1962; Donovan negocjował wypuszczenie z Kuby tysięcy schwytanych członków operacji w Zatoce Świń w 1963 roku; Marvin Makinen, przetrzymywany jako zakładnik pracownik Uniwersytetu Pensylwanii, został wymieniony na dwóch sowieckich szpiegów w 1963 roku; aresztowany w Wielkiej Brytanii szpieg Gordon Lonsdale został wymieniony na brytyjskiego agenta Greville’a Wynne’a w 1964 roku.
(Wymiany szpiegów między Wschodem a Zachodem prowadzono do 1986 roku, czasem na moście Glienicke na rzece Haweli, łączącej ówcześnie wschodnioniemiecki Poczdam z cichym południowym krańcem amerykańskiego sektora podzielonego Berlina. Niniejsza książka kończy się wciągającą relacją Donovana z wymiany na tym moście, w trakcie której Rudolf Abel wrócił do Niemiec Wschodnich w szeroko otwarte ramiona KGB, a pilot U-2 Gary Powers do domu).
W więzieniu w Atlancie Abel malował, rozmawiał z innymi więźniami, uczył się sitodruku i co roku drukował wiele kartek z życzeniami bożonarodzeniowymi. Natomiast przetrzymywani przez Sowietów więźniowie, w tym Powers, Pryor, Wynne i Makinen, spędzali całe lata w koszmarnym Centralnym Więzieniu Władymirskim na północ od Moskwy lub w celach przesłuchań głównej kwatery KGB na Łubiance, albo w takich moskiewskich więzieniach jak Butyrki i Lefortowo, w okropnych warunkach, niedożywieni lub głodzeni i nieustannie przechodzący psychologiczne i fizyczne katusze.
Zrobione podczas aresztowania w 1957 roku zdjęcia skutego Rudolfa Abla o kamiennej twarzy i w słomkowym kapeluszu z szeroką białą opaską są sugestywnymi dokumentami czasów zimnej wojny i sowieckiego szpiegostwa. Sprawa Hollow Nickel, zagadkowy szyfr, zwoje mikrofilmów i toporne krótkofalówki przenoszą nas w ponury świat powojennego szpiegostwa, pełen dziwnych i nieprzyjemnych osobników używających specjalistycznego wyposażenia szpiegowskiego, które dziś w większości wydaje się prymitywne, felerne i nieużyteczne. A stateczny most Glienicke — ze swą stalową konstrukcją i asfaltową nawierzchnią — jawi się nam jako wiecznie spowity kłębami mgły, z kratownicami podświetlonymi lodowato zimnym blaskiem łukowych lamp. Most Szpiegów.
Przykrym faktem jest, że te szpiegowskie rozgrywki trwają nadal, czy się ktoś zgadza czy nie z tezą, iż zaczęła się nowa zimna wojna. Wydrążone monety, mikrofilmy i jednorazowe szyfry zostały zastąpione przez laptopy i oprogramowanie ze studziewięćdziesięciodwubitowym kluczem szyfrującym oraz nowoczesną steganografię. Zamiast odręcznych rysunków pierwszych projektów bomb atomowych dzisiejsze służby wywiadowcze usiłują monitorować elektroniczne systemy finansowe innych krajów, szacować ich zasoby energii lub wynajdować słabe punkty elektronicznej obrony. Satelity i drony pozwalają zajrzeć w głąb nieprzyjacielskiego terytorium. Jednak wszystkie te cuda nie są w stanie odkryć planów i zamiarów przywódców innych krajów, dokonujących brutalnej aneksji Półwyspu Krymskiego, mułłów usiłujących zdobyć broń nuklearną lub psychopatów marzących o rzezi. Mogą tego dokonać tylko żywi agenci i szpiedzy tacy jak Rudolf Abel.
To, że Donovan zgodził się bronić Abla w czasie, gdy inni prominentni prawnicy zrejterowali ze strachu przed piętnem czerwonej zarazy, było niezwykłym przejawem patriotyzmu; afirmacją amerykańskiej praworządności, uczciwości i sprawiedliwości — ideałów nie istniejących w Związku Sowieckim, który słał swoich agentów, żeby prowadzili szpiegowskie operacje przeciwko Stanom Zjednoczonym. Donovan wiedział, co jest ważne, pomimo krzykliwych nagłówków w ówczesnych gazetach.
Zwyczajni ludzie w każdym okresie dziejów, wyposażeni w swe wydrążone monety i prowadzący grę, która nie zmieniła się od wieków: w tajemnicy wykradają sekrety i czasem zostają schwytani. Wtedy dwaj członkowie tego enigmatycznego bractwa mogą minąć się we mgle jako nieznajomi na moście.
Jason MatthewsWSTĘP
We wczesnoporannej mgle jechaliśmy przez opustoszały Berlin Zachodni do mostu Glienicke, miejsca naszego spotkania. Teraz byliśmy na jednym końcu tej konstrukcji z ciemnozielonej stali, prowadzącej do okupowanych przez Sowietów Niemiec Wschodnich. Po drugiej stronie jeziora był Poczdam; na wzgórzu po prawej widać było kontur średniowiecznego zamku. Po obu stronach jeziora znajdowały się gęsto zadrzewione parki. Był zimny, lecz pogodny ranek 10 lutego 1962 roku.
Pod mostem, na naszym brzegu jeziora, trzej berlińscy wędkarze łowili ryby, ale od czasu do czasu z zaciekawieniem spoglądali w górę. Po jeziorze pływało kilka białych łabędzi.
Na drugim końcu wąskiego mostu, nazwanego w 1945 roku Mostem Wolności przez naszych żołnierzy i Rosjan, widzieliśmy grupkę mężczyzn w ciemnych futrzanych czapkach. Dostrzegłem wysoką sylwetkę Iwana A. Szyszkina, sowieckiego urzędnika w Berlinie Wschodnim, który negocjował ze mną wymianę więźniów, jaką rządy trzech państw miały właśnie przeprowadzić.
W Waszyngtonie dochodziła trzecia rano, lecz w Białym Domu paliły się światła i prezydent Kennedy jeszcze nie spał, czekając na wiadomość. Berlin z Białym Domem łączyła otwarta linia telefoniczna.
Na naszym końcu mostu Glienicke kręcili się amerykańscy żandarmi w długich płaszczach. W budce wartowniczej umundurowani strażnicy, którym przed chwilą nagle kazano opuścić posterunki na moście, popijali kawę z papierowych kubków; wyglądali na zaskoczonych i lekko zaniepokojonych. Ich naładowane karabiny stały w kącie.
Za nami zatrzymały się dwa samochody armii USA. Krzepcy strażnicy otaczali Rudolfa I. Abla, wychudłego i wyglądającego na starszego niż sześćdziesięciodwuletniego mężczyznę. Pobyt w amerykańskim więzieniu pozostawił swój ślad. Teraz, w ostatniej chwili Abla podtrzymywała jedynie głęboko zakorzeniona samodyscyplina.
Rudolf Iwanowicz Abel był pułkownikiem KGB, sowieckiej tajnej służby wywiadowczej. W Stanach Zjednoczonych uważano go za „rezydenta”, który przez dziewięć lat kierował całą sowiecką siatką szpiegowską w Ameryce Północnej ze swojej pracowni fotograficznej na Brooklynie. Został schwytany w czerwcu 1957 roku, gdy zdradził go jego niezdyscyplinowany podwładny. Abel został aresztowany przez FBI, osądzony i skazany za „spisek w celu uprawiania szpiegostwa wojskowego i atomowego”, czyli zbrodnię karaną śmiercią.
Stając po raz pierwszy przed sądem federalnym w sierpniu 1957 roku, Abel poprosił sędziego o przydzielenie „adwokata wybranego przez izbę adwokacką”. Zespół prawników zarekomendował mnie sądowi jako obrońcę z urzędu. Po czterech latach procesu Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych podtrzymał wyrok skazujący stosunkiem głosów 5 do 4. W międzyczasie pułkownik odsiadywał trzydziestoletni wyrok w więzieniu w Atlancie.
Kiedy skazywano go 15 listopada 1957 roku, prosiłem sędziego, aby nie orzekał kary śmierci, ponieważ między innymi:
Jest możliwe, że w przyszłości Amerykanin podobnej rangi zostanie schwytany w sowieckiej Rosji lub w którymś z jej państw sojuszniczych; w takim wypadku wymiana więźniów kanałami dyplomatycznymi może być uznana za leżącą w najlepszym interesie Stanów Zjednoczonych.
Teraz na moście Glienicke miała dojść do skutku taka wymiana, wynegocjowana „po bezskutecznych wysiłkach dyplomatycznych”, jak później napisał do mnie prezydent Kennedy.
Na drugim końcu mostu stał pilot amerykańskiego samolotu U-2, Francis Gary Powers. W odległym sektorze Berlina, na przejściu granicznym między Wschodem a Zachodem znanym jako Checkpoint Charlie, Niemcy Wschodnie miały uwolnić Frederica L. Pryora, amerykańskiego studenta Yale. Został aresztowany za szpiegostwo w Berlinie Wschodnim w sierpniu 1961 roku i wschodnioniemiecki rząd oficjalnie groził mu karą śmierci. Ostatnim pionkiem wymiany był młody Amerykanin, Marvin Makinen z Uniwersytetu Pensylwanii. W sowieckim więzieniu w Kijowie, gdzie odsiadywał wyrok ośmiu lat więzienia za szpiegostwo, niczego nieświadomy Makinen otrzymał zgodę Rosjan na wcześniejsze zwolnienie.
Kiedy szedłem na środek mostu Glienicke, aby dopełnić uzgodnionego ceremoniału i uzyskać to, co obiecano mi „za murem” w Berlinie Wschodnim, miał to być dla mnie koniec długiej drogi. Ta sprawa zdominowała całą moją praktykę prawniczą. Formalności prawne zabierały mnóstwo czasu, a związane z nią czynności pozaprawne jeszcze więcej.
Byłem jedynym gościem i korespondentem Abla w ciągu jego prawie pięcioletniego pobytu w więzieniu w Stanach Zjednoczonych. Pułkownik był niezwykłym osobnikiem, inteligentnym i wykazującym nienasyconą żądzę wiedzy typową dla naukowca. Był złakniony towarzystwa i wymiany myśli. Przebywając w federalnym więzieniu w Nowym Jorku, raz zniżył się do nauczania francuskiego swego towarzysza z celi, gangstera-półanalfabety skazanego za wymuszanie haraczu od śmieciarzy.
Tak więc rozmawialiśmy. I korespondowaliśmy. Zgadzaliśmy się i spieraliśmy. O jego sprawę, amerykański wymiar sprawiedliwości, politykę międzynarodową, sztukę współczesną, trzymanie zwierząt domowych, teorię prawdopodobieństwa w matematyce wyższej, kształcenie dzieci, wywiad i kontrwywiad, samotność wszystkich ściganych i o to, czy ma zostać skremowany, jeśli umrze w więzieniu. Zakres jego zainteresowań wydawał się równie niewyczerpany jak jego wiedza.
Od razu muszę wyjaśnić, czego Abel nigdy mi nie powiedział. Nigdy nie wyznał mi, czy jego działalność w Stanach Zjednoczonych była kierowana przez sowiecką Rosję. Może się to wydać niewiarygodne, ale to prawda. Mógłby być pułkownikiem KGB, który samowolnie postanowił podjąć takie szpiegowskie działania. Ja jednak zawsze wychodziłem z założenia, że zebrane przez rząd Stanów Zjednoczonych dowody winy Abla — oraz sowieckiego rządu, który go przysłał — są przytłaczające. Cała moja linia obrony była oparta na tym założeniu. Co więcej, on o tym wiedział, taktownie to akceptował i nigdy nie zaprzeczał. Nawet w naszych dyskusjach przyjmowaliśmy takie założenie. Jednak nigdy otwarcie tego nie powiedział, nawet mnie.
Dlaczego? Czy uważał mnie za naiwnego, sympatyka Sowietów lub człowieka zdezorientowanego? Wcale nie. Takie otwarte wyznanie nie tylko było przeciwne jego instynktom, nabytym w ciągu trzydziestu lat, lecz co ważniejsze, niepotrzebne jego prawnikowi. To ostatnie kryterium było najważniejsze w naszych oficjalnych kontaktach. Kiedyś zapytałem go o jego prawdziwe nazwisko. Zastanowił się, a potem rzekł: „Czy ta informacja jest potrzebna do mojej obrony?”. Odparłem, że nie. Postukał nogą w podłogę i powiedział: „Zatem porozmawiajmy o istotniejszych sprawach”.
Co więcej, od początku akceptował paradoksalną pozycję, w jakiej się znalazłem jako jego obrońca. Rozumiał moje przekonanie, że zapewniając mu uczciwą obronę według moich najlepszych umiejętności, służę mojemu krajowi i profesji. Jednak odróżniał wiedzę potrzebną do obrony jego praw od innych informacji, nieistotnych dla linii obrony, lecz być może cennych dla organizacji kontrwywiadowczych Stanów Zjednoczonych. Obie strony musiały wykazać szczerość i zachować ostrożność.
Te niezwykłe relacje ogromnie pomogły mi przy opisywaniu sprawy pułkownika Abla. Jako prawnik nie miałbym czystego sumienia, gdybym w jakikolwiek sposób wykorzystał fakt, iż Abel znikł za żelazną kurtyną. Wiedział, że zamierzam napisać tę książkę, poczynając od 1960 roku, po wyroku Sądu Najwyższego. W istocie powiedział, że skoro jakaś książka o tej sprawie niewątpliwie zostanie napisana, wolałby, żebym ja się podjął tego zadania, zamiast powierzać je jakiemuś „zawodowemu pisarzowi, który mógłby przesadzać lub zniekształcać fakty, aby zwiększyć poczytność”.
Po tak długim czasie nie zamierzam zawieść jego zaufania. Nawet ta deklaracja jest zbyteczna, gdyż nie wiem o niczym, co mogłoby mu zaszkodzić, cokolwiek miałoby to być. Sam — czyniący go w oczach Amerykanina niebezpiecznym — fakt, że sowiecki szpieg nie chce zeznawać, w jego ojczyźnie zapewne jest dowodem jego patriotycznego poświęcenia. Nathan Hale został stracony, ale był szanowany przez Brytyjczyków, a my czcimy jego pamięć.
W dniu, w którym zostałem wyznaczony na obrońcę Abla, postanowiłem prowadzić dziennik tej sprawy. Po pierwsze, w tak skomplikowanej sprawie taki dziennik od czasu do czasu mógł być pomocny do przeglądu podstawowych faktów. Po drugie, byłby krzepiący w wypadku, gdyby mój klient został stracony i musiałbym stawić czoło podejrzeniom, aczkolwiek bezpodstawnym, że nie zdołałem zapewnić mu uczciwej obrony. I w końcu byłby osobistym zapisem tego, co wydawało się moim najtrudniejszym problemem prawniczym od czasu procesu norymberskiego.
Ta książka powstała z zapisów — w oparciu o dziennik rozbudowany ze sporządzanych naprędce notatek, listy do i od Abla oraz jego „rodziny”, oficjalny protokół z procesu i w końcu depesze do Departamentu Stanu z raportami z mojej misji w Berlinie Wschodnim. Dlaczego podjąłem się tej obrony? Jaki był Abel? Dlaczego Sąd Najwyższy podtrzymał skazujący go wyrok stosunkiem głosów 5 do 4? Co czuje Amerykanin udający się za mur berliński bez dyplomatycznego statusu i immunitetu, aby negocjować z Sowietami? Czy wymiana na moście Glienicke leżała w najlepszym interesie Stanów Zjednoczonych? Odpowiedź na te wszystkie pytania i wiele innych znajduje się w tych dokumentach.
Siedząc samotnie pewnej nocy w 1957 roku, rozmyślałem o moich codziennych kontaktach z Ablem i zapisałem w dzienniku (teraz myślę, że trochę drętwo):
Jesteśmy dwoma skrajnie różnymi ludźmi, których zetknął los i amerykański system prawny… w klasycznej sprawie zasługującej na klasyczne traktowanie.