- W empik go
Szpieg - ebook
Szpieg - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 161 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mój paryski przyjaciel jest również zbieraczem. Lecz nie zbiera on porcelany ani brązów, ni obrazów, monet lub sztychów, słowem niczego, co dobrze dałoby się sprzedać na licytacji. Ze szczerym zdziwieniem wyparłby się też miana zbieracza. Mimo to jednak jest nim całą duszą. Zbiera on znajomości, co subtelną jest sprawą. Okazuje przy tym cierpliwość, pasję i wytrwałość prawdziwego zbieracza osobliwości. Zbiór jego nie posiada głów koronowanych. Sądzę, że nie uważa ich za dość rzadkie i interesujące; lecz poza tym zetknął się i rozmawiał z e wszystkimi chyba ludźmi, którzy z jakichkolwiek względów godni są uwagi. Obserwuje ich, słucha, studiuje, ocenia i wszystko to umieszcza w galerii swej pamięci. Planowo i systematycznie objechał całą Europę, by wzbogacić swój zbiór wybitnych znajomości osobistych.
Ponieważ jest człowiekiem zasobnym, ma stosunki i nie zna przesądów, przeto kolekcja jest wcale okazała i zawiera przedmioty (czy raczej podmioty), których wartość jest nie doceniana przez tłum i nie znana szerokiemu ogółowi. Z tych okazów mój przyjaciel jest szczególnie dumny.
O panu X. pisał mi: „Jest to największy buntownik
(révolté) nowszych czasów. Świat zna go tylko jako rewolucyjnego pisarza, którego okrutna ironia odkryła zgniliznę naszych najbardziej szanownych urządzeń. Me przepuszcza on żadnej, choćby najszacowniejszej głowie, a wszystkie uznane pojęcia i zasady naszego układu społecznego i polityki postawił pod pręgierz swego dowcipu. Któż nie pamięta jego płomiennie czerwonych pamfletów rewolucyjnych? Roje ich gnębiły wszystkie policje kontynentu niby plaga szkarłatnych owadów. Ten rewolucyjny pisarz był również duszą tajnych towarzystw, tajemniczym «Pierwszym» rozpaczliwych spisków, wykrywanych i niewykrywanych, mających powodzenie lub nie. A świat nie miał o tym, na ogół biorąc, najmniejszego pojęcia. Dlatego też po dziś dzień znajduje się pomiędzy nami, on, weteran niejednej podziemnej kampanii; teraz trzyma się na uboczu, niejako pod osłoną opinii najwybitniejszego pisarza wywrotowego, jaki żył kiedykolwiek."
Tak pisał mój przyjaciel, dodając jeszcze, że pan X. jest subtelnym znawcą brązów i porcelany, oraz prosząc mnie bym mu pokazał swe zbiory.
X. stawił się w oznaczonym czasie. Moje skarby rozmieszczone są w trzech pokojach bez dywanów i firanek. Pokoje te nie posiadają innego urządzenia prócz etażerek i szklanych szafek, których zawartość przedstawiać będzie dla mych spadkobierców całą fortunę. Nie pozwalam tam nigdy palić z obawy przed wypadkiem, a ogniotrwałe drzwi oddzielają pokoje te od reszty domu.
Było bardzo zimno, zostaliśmy więc w płaszczach i kapeluszach. Pan X., średniego wzrostu i smukły, z żywymi oczyma w podłużnej twarzy o rzymskim nosie, chodził drobnymi krokami na małych, zgrabnych nogach i ze zrozumieniem przypatrywał się moim zbiorom. Zdaje mi się, że ja również przypatrywałem mu się ze zrozumieniem. Białe jak śnieg wąsy i bokobrody czyniły jego twarz orzechowego koloru jeszcze ciemniejszą, niż była w rzeczywistości. W futrze i wysokim cylindrze straszny ten człowiek wyglądał bardzo elegancko. Zdaje mi się, że pochodził ze szlacheckiej rodziny i mógłby się był przedstawić jako Vicomte X., de la Z., gdyby zechciał. Mówiliśmy tylko o brązach i porcelanie, a on nie szczędził mi uznania. W końcu rozstaliśmy się serdecznie.
Gdzie mieszkał, nie wiem. Przypuszczam, że musiał być człowiekiem samotnym. Anarchiści, zdaje mi się, nie mają rodzin – w każdym razie nie w tym znaczeniu, w jakim my pojmujemy to urządzenie społeczne. Łączenie się w rodziny odpowiada pewniej potrzebie natury ludzkiej, lecz w ostatniej instancji opiera się na prawie i z tego powodu musi być dla anarchisty czymś nienawistnym i niemożliwym. Naprawdę nie rozumiem anarchistów. Czy człowiek takich to a takich przekonań pozostaje anarchistą, gdy jest sam, zupełnie sam, lub gdy, powiedzmy, kładzie się do łóżka? Czy opiera głowę o poduszki, naciąga na się kołdrę i zasypia z poczuciem konieczności chambardement général, jak to nazywają Francuzi, konieczności powszechnego wysadzania w powietrze, wiecznie obecnej w jego umyśle? A jeśli tak, to jak to być może? Jestem pewny, że gdyby taka wiara (czy taki fanatyzm) zyskały nagle władzę nad moimi myślami, nie byłbym w stanie ani spać, ani jeść, ani zająć się jakąkolwiek czynnością w życiu powszednim. Nie pragnąłbym kobiety ni dziecka; nie mógłbym mieć przyjaciół, tak mi się przynajmniej zdaje, a już zbieranie brązów lub porcelany to, przypuszczam, byłoby chyba zupełnie wykluczone. Zresztą – nie wiem. Wiem tylko, że para X. jadał obiady w bardzo wykwintnej restauracji, do której i ja uczęszczałem.
Gdy miał głowę odkrytą, srebrna, podczesana w górę czupryna czyniła jeszcze bardziej charakterystyczną jego twarz kościstą, pozapadaną, ubraną w maskę zupełnej obojętności. Jego żylaste i brązowe ręce wsuwały się i wysuwały z szerokich, białych mankietów, gdy z mechaniczną niemal precyzją łamał chleb, nalewał wino i wykonywał inne czynności w tym… rodzaju. Jego głowa i całe ciało sterczały nieruchomo nad obrusem. Ale ten zapaleniec, ten wielki agitator nie okazywał ani śladu ognia czy temperamentu. Głębokim, chrapliwym głosem mówił monotonnie i zimno. Nie można też było nazwać go rozumnym, a jego spokojne zachowanie sprawiało wrażenie, że gotów jest zarówno kontynuować dalej rozmowę, jak każdej chwili ją przerwać.
Prowadził on drugie, nazwałbym, podziemne życie. I gdy co wieczór siadywałem naprzeciwko niego i przypatrywałem mu się przy obiedzie, poczęła budzić się we mnie całkiem zrozumiała ciekawość. Jestem spokojnym i pokojowym wytworem cywilizacji, który nie zna innych namiętności jak zbieranie rzadkich przedmiotów, zachowujących swój powab nawet wówczas, gdy zbliżają się do potworności. Niektóre brązy chińskie są monstrualnie drogie. Tu znów miałem przed sobą rzadkie monstrum ze zbioru mego przyjaciela. Prawda, że monstrum to było doskonałe wypolerowane i w pewnym sencie cudowne. Jego przedziwnie ciche zachowanie było przyczyną tego wrażenia. Ale nie był on z brązu, nie był Chińczykiem, co dawałoby możność przypatrywania się mu spokojnie poprzez przepaść różnicy rasowej. Żył i był Europejczykiem, miał maniery najlepszego towarzystwa, nosił płaszcz i kapelusz jak ja, a w sprawach kuchni prawie że podzielał mój smak. Nadto straszne, by można o tym myśleć!
Pewnego wieczora zauważył mimochodem w toku rozmowy: – Ludzkości nie można poprawić inaczej, tylko przemocą i strachem.
Łatwo wyobrazić sobie, jakie wrażenie sprawiły te słowa, wypowiedziane ustami takiego człowieka, na człowieka mego pokroju, na mnie, którego pogląd na życie zbudowany jest na łagodnym i subtelnym różniczkowaniu społecznych i artystycznych wartości. Proszę tylko wyobrazić sobie! Na mnie, któremu każdy rodzaj i przejaw gwałtu wydaje się tak nierzeczywisty, jak olbrzymy, ludożercy lub siedmiogłowe hydry, o których istnieniu bają fantastyczne klechdy i legendy.