Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Szpital. Jak przetrwałam tajne eksperymenty na dzieciach w Aston Hall - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szpital. Jak przetrwałam tajne eksperymenty na dzieciach w Aston Hall - ebook

W 1971 roku dwunastoletnia Barbara O’Hare została przyjęta do szpitala psychiatrycznego Aston Hall. Liczyła, że znajdzie tam schronienie, jednak już w ciągu kilku pierwszych godzin została związana, odurzona amytalem sodu – „serum prawdy” – a następnie wykorzystana przez lekarza prowadzącego, doktora Kennetha Milnera.

Przerażające eksperymenty przeprowadzane z wykorzystaniem narkotyków i nieustanne znęcanie się naznaczyły ją na całe życie. Ale w jakiś sposób Barbara znalazła w sobie siłę, żeby stanąć na czele kampanii domagającej się sprawiedliwości dla setek potencjalnych ofiar.

Wstrząsająca opowieść o tym, jak bezbronne dzieci padały ofiarą lekarza, któremu powierzono ich opiekę, a który okazał się prawdziwym potworem.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8882-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Poniedziałek, 9 stycznia 1995 roku

Jest godzina szczytu i samochody pełzną jeden za drugim. Powoli przebijamy się do przodu.

Zatrzymujemy się i ruszamy, zatrzymujemy się i ruszamy.

Podkręcam ogrzewanie, a para skrapla się na przedniej i na bocznych szybach. Na szkle widoczne są smugi w miejscach, gdzie próbowałam je wytrzeć. Nagle włącza się ogrzewanie, aż braknie tchu mnie i znajomemu, z którym rozmawiam, siedzącemu na fotelu pasażera.

Bezmyślne nastolatki przebiegają przez ulicę, przemykając między samochodami, gdy nie wiem po raz który zaciągam ręczny. Z rur wydechowych wylatują szare chemiczne chmury wędrujące ku niebu, zwiększając ilość spalin.

– Daj głośniej, uwielbiam ten kawałek – mówi znajomy, gdy z radia rozbrzmiewa Whatever zespołu Oasis.

Stukam palcami w kierownicę w rytm muzyki.

Szkoły właśnie skończyły pracę. Dzieci ubrane w mundurki trzymają za ręce matki, czekając, aby przejść przez ruchliwą ulicę. Światła na skrzyżowaniu zmieniają się na czerwone. Zatrzymuję się i obserwuję, jak przechodzą: niektóre idą, niektóre podskakują – wszystkie beztroskie i szczęśliwe, że nauka na dziś dobiegła końca. Mój wzrok i umysł wędrują, gdy patrzę przez okno samochodu. I wtedy to dostrzegam – niepozorne czerwone ceglane budynki. Remiza strażacka – solidna, praktyczna, wykonana z kunsztem. Zauważam ogromny komin i cegły – niewielkie i symetryczne. Są tam duże białe drewniane okna… dokładnie takie jak w Aston Hall. Serce mi wali, a w ustach wysycha. W jednej chwili jestem tam, w szpitalu. On jest lekarzem, a ja jego królikiem doświadczalnym. Jego eksperymentem.

Czuję jego gorący oddech na mojej szyi, gdy próbuję odwrócić od niego twarz. Zapach eteru wypełnia mi nozdrza. Jestem sparaliżowana i bezradna. Widzę jego dłoń i czuję, jak ostra metalowa maska wbija mi się mocno w twarz.

Kap, kap, kap…

Ciężar jego ciała przygniata mnie, miażdży; walczę o oddech i rozluźniam pięść. Z desperacją chwytam za zimne gumowe pokrycie materaca. Pokój jest ciemny. Jego dusza jest ciemna.

Jestem w pułapce, odurzona i uwięziona – dwunastoletnia dziewczynka błagająca o śmierć…ROZDZIAŁ 1
CÓRKA WŁÓCZĘGI

Stojąc w dziwnym ciemnym domu, odwróciłam się i spojrzałam przez okno wychodzące na podwórko. Dostrzegłam posępną kępkę usychającej trawy, otoczoną szarym brukiem, ale niewiele więcej. Pod oknem stał duży wózek dziecięcy, a jego chromowane elementy odbijały światło słoneczne niczym lustro.

– Chodź, Barbaro. Wsiadaj – zachęcała szczupła kobieta o blond włosach, machając ręką, aby mnie pośpieszyć.

Stanęłam na palcach, złapałam za jego bok i podciągnęłam się. Kobieta trzymała rączkę pojazdu, żeby wózek się nie poruszał, gdy się zwinęłam, próbując wcisnąć w miejsce, gdzie powinno leżeć dziecko. Nic z tego, miałam cztery lata i byłam zdecydowanie za duża, żeby spać w wózku. Usiadłam i się rozejrzałam.

– Wejdź – powiedziała kobieta.

Nie widziałam twarzy taty, ale kobieta odwróciła się do niego.

– Będzie dobrze. Po prostu wsadzimy ją tutaj.

Uśmiecham się i nie mówię nic, bo nie ośmielam się narzekać. Ciasny wózek jest moim łóżkiem. Zamykam oczy i udaję, że śpię. Słyszę głosy i dźwięk zamykających się drzwi. Dorośli zniknęli i nagle jestem sama. Słychać słabe odgłosy kroków, gdy obcasy kobiety stukają po korytarzu, oraz trzaskanie drzwi do sypialni na parterze. Stłumiony śmiech dochodzi spod drzwi, słyszę blond kobietę i mojego ojca. Nie widzę ich, ale wiem, że coś się dzieje i nie jestem potrzebna.

Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie matkę, ale to było niczym chwytanie chmur w dłonie. Bez fotografii wizerunek, jaki miałam w głowie, rozproszył się i ulotnił, aż zostałam z niczym. Tata mówił, że matka porzuciła mnie, gdy byłam dzieckiem. Opowiadał, że była irlandzką Cyganką o jasnorudych włosach i że jako córka Cyganki jestem włóczęgą. Wyobrażałam sobie, jak dzika i wolna jeździ konno, a jej długie ognistorude włosy powiewają za nią – była celtycką pięknością. Modliłam się, żeby wróciła po mnie, ale w miarę upływu dni i miesięcy zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie już jej nie zobaczę. Tata powiedział, że odeszła, gdy miałam jedenaście miesięcy i jeszcze chodziłam w pieluchach. Narzekał, że pamiętała, by zabrać wszystkie kosztowności – piękne ozdoby i najlepszą porcelanę, ale zostawiła mnie niczym stertę starych łachów. Obserwowałam drzwi z nadzieją, że po mnie wróci.

Tymczasem w naszym domu nigdy nie brakowało kobiet. Dla świata tato był prawdziwym uwodzicielem, miał oko do płci pięknej. Wysokiego, z ciemnymi, starannie ułożonymi włosami uważano za wiernego sobowtóra Elvisa Presleya. Dla mnie był jednak tatą i dostrzegałam inną jego stronę. Wykorzystywał wygląd, żeby uwieść każdą piękną kobietę, która pojawiła się na jego drodze. Ale ta blondynka była nietypowa, bo wytrzymała dłużej niż reszta. Miała na imię Marion. Mimo że w naszym domu nie było dywanu, a w pokoju z przodu znajdował się mały gazowy piecyk, tata zawsze znajdował wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zabrać Marion na randkę. Wtedy miałam już pięć lat, ale gdy wychodzili wieczorem do pubu, zawsze zostawiali mnie samą.

Nasz dom komunalny był dość skromny. Mieszkaliśmy w trzypokojowym szeregowcu, w salonie stała brązowa skórzana sofa, która pełniła funkcję zapasowego posłania na dole. Moja sypialnia znajdowała się z tyłu domu i stało w niej pojedyncze łóżko oraz duża szafa z orzechowego drewna, którą dosunięto do ściany. Oczekiwano ode mnie, że będę cały dzień spędzała w swoim pokoju, szczególnie gdy przychodziła Marion. Pewnego popołudnia usłyszałam trzask drzwi wejściowych i dźwięk jej wysokich obcasów na gołych drewnianych deskach. Zapach jej perfum rozchodził się po korytarzu i wypełniał dom, a potem zamknęły się drzwi do sypialni taty. Rozległy się śmiech i dźwięk kieliszków w kuchni na dole, znów poczułam jej perfumy, gdy weszła po schodach i otworzyła drzwi do mojego pokoju. Trzymała coś w ręce i zajęło mi chwilę, żeby zrozumieć co, bo nie pasowało do tego miejsca – to było pudełko na jajka. Zrobiła krok do przodu i podała mi je.

– Jeśli będziesz musiała skorzystać z toalety, użyj tego. Wtedy nie będziesz biegała po domu i robiła zamieszania przez ciągłe spuszczanie wody – tłumaczyła, wciskając mi szary pojemnik do rąk.

– I nie podchodź do okna. Ani do zasłon!

Patrzyłam, jak tata przyniósł starą drabinę i postawił ją pod włazem na strych. Zdjął klapę i pozostawił w suficie czarną dziurę.

– Barbaro, podejdź tutaj – przywołała mnie Marion.

Zbliżyłam się do niej, nie spuszczając oka z otworu nad jej głową.

– Widzisz to? – spytała, wskazując na sufit. – Tam mieszka potwór. Jeśli wyjdziesz z pokoju, kiedy ja i tata będziemy poza domem, zeskoczy i cię pożre.

Wydałam z siebie jęk i cofnęłam się do swojego pokoju. Spojrzałam w górę na otwartą przestrzeń, szukając potwora.

– Nie martw się. – Jej głos nieco złagodniał. – Dopóki zostaniesz w pokoju i będziesz grzeczną dziewczynką, on cię nie usłyszy i nie pożre. Rozumiesz?

Skinęłam głową, ale serce biło mi jak oszalałe. Byłam przerażona.

– Grzeczna dziewczynka. – Przeciągnęła dłonią po moich blond włosach. – Przygotowałam ci coś do jedzenia.

Trzymała butelkę po mleku wypełnioną wodą.

– W pudełku na jajka. No, otwórz je.

Podniosłam kartonową pokrywkę i znalazłam tam dwa jajka na twardo. Skorupki pękły, ponieważ były gotowane zbyt długo.

– Dwa jajka. To powinno cię nasycić. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i je zjedz, dobrze? Och, i prawie zapomniałam.

Odwróciła się i podała mi butelkę.

– Masz tu coś do picia.

Zostawiwszy mnie z butelką po mleku, pudełkiem na jajka i dwoma jajkami na twardo, Marion zamknęła drzwi i zeszła na dół. Chwilę później usłyszałam odgłos zamykających się drzwi wejściowych i uświadomiłam sobie, że zostałam sama z potworem na strychu. Przerażona uciekłam i ukryłam się pod ciemnozieloną narzutą na łóżku. Byłam zbyt przerażona, żeby się ruszyć lub skorzystać z pudełka na jajka. Zamiast tego zsikałam się na łóżko, ale przynajmniej ciepło przyniosło mi pocieszenie, gdy czekałam na powrót taty. Pod koniec wieczoru zarówno moje ubrania, jak i łóżko śmierdziały moczem. Słyszałam głos Marion i śmiech, brzęk kieliszków i muzykę rozbrzmiewającą z dołu.

Od tamtego dnia byłam stale przerażona – zbyt przestraszona, żeby przejść przez korytarz, nawet jeśli klapa na strych wracała na swoje miejsce. Wkrótce zostawianie mnie samej z potworem, pudełkiem na jajka i dwoma jajkami na twardo stało się niemal codzienną rutyną. W weekendy wychodzili na obiad i nie wracali aż do zamknięcia pubu. Moja samotność i lęk wydawały się nigdy nie kończyć – tylko ja i potwór.

Trzęsłam się pod narzutą, bo byłam pewna, że słyszałam skrzypienie, i wmówiłam sobie, że pochodziło ze strychu.

Potwór szedł, żeby mnie złapać!

Wyobrażałam go sobie jako wilka z długimi ostrymi zębami. Usłyszałam kolejne skrzypnięcie. Przełknęłam ślinę, zamknęłam oczy i owinęłam się mocno narzutą. Byłam tak cicho, że słyszałam tylko dźwięk mojego oddechu i bicie serca.

Pewnego dnia, gdy Marion podawała mi pudełko na jajka, spojrzała na moją twarz, zmęczoną brakiem snu.

– Co się dzieje?

– To potwór – szlochałam. – Bardzo się boję. On jest tam, na strychu.

Złośliwy uśmiech rozciągnął się na jej twarzy.

– Ale on nie mieszka tylko na strychu, Barbaro. – Oparła troskliwie dłoń na moim ramieniu. – Mieszka również w szafie.

Wydałam z siebie jęk. Patrzyłam z przerażeniem to na nią, to na szafę.

– Myślałam, że mieszka na strychu?

Poczułam niepokój, spociły mi się dłonie.

– Nie, jest wszędzie – powiedziała z przejęciem. – Nieustannie obserwuje, czy dobrze się zachowujesz.

Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam kwilić, ale Marion uniosła moją brodę.

– Barbaro, wiesz, jak stwierdzić, czy potwór jest wewnątrz szafy?

Pokręciłam głową.

– Widzisz te czarne plamy na drewnie? – Przeciągnęła palcem po ciemnych słojach drewna. – Wtedy wiesz, że jest w środku. Zostawia czarne ślady na drewnie tam, gdzie były jego długie pazury.

Marion wyczuła moje przerażenie. Wyszła z pokoju, zostawiwszy mnie z czarnymi śladami i potworem. Przerażona uciekłam i ukryłam się pod narzutą. Żyłam w ten sposób przez kolejne dziewięć miesięcy. Nawet nie mogłam włączyć światła w pokoju na pocieszenie, gdy na zewnątrz robiło się ciemno, ponieważ tata nie założył żarówki w moim pokoju. Zamiast tego drżałam pod kołdrą, modląc się o ich powrót. Kiedy tylko słyszałam odgłos otwieranych drzwi wejściowych i dźwięk muzyki Elvisa Presleya z gramofonu, wiedziałam, że jestem bezpieczna, bo tata jest w domu. Utwory Elvisa rozlegały się w domu, gdy tata i Marion tańczyli na dole. Elvis sprawiał, że czułam się bezpieczna, tak samo jak odgłos tańca oraz zapach alkoholu i tytoniu, bo tata był szczęśliwy. Długie dni i noce trwały, aż pewnego dnia Marion wróciła do domu z pakunkiem w ramionach. Urodziła pięknego chłopca – mojego przyrodniego brata Stephena. Kochałam go od momentu jego przyjścia na świat. Był tak mały i cenny, że chciałam go chronić. Nigdy wcześniej nie miałam siostry ani brata, ale teraz wreszcie pojawił się ktoś do kochania. Jednak Marion upierała się, że nie wolno mi zbliżać się do niego ani do żadnej z jego rzeczy.

Z tego powodu bałam się patrzeć na Stephena, żeby nie wpaść w kłopoty. Pewnego dnia byłam na dole, gdy zauważyłam piękne niebieskie serce z obrazkiem królika na przodzie. Zwisał z niego biały sznureczek, który, gdy się go pociągnęło, odtwarzał kołysankę. Stephen odpoczywał w łóżeczku, ale chciałam mu pokazać serce. Spojrzałam przez ramię, żeby upewnić się, że nie ma nikogo, podniosłam je i podeszłam do niego.

– Zobacz, co mam – szepnęłam.

Stephen spojrzał na mnie i uśmiechnął się szerokim bezzębnym uśmiechem niemowlęcia. Bardzo chciałam zagrać mu kołysankę, ale bałam się, że zostanę przyłapana. Stephen uśmiechał się i wyciągał do mnie rączkę, niczym mała rozgwiazda, próbując wziąć ode mnie zabawkę

– Chcesz ją? – spytałam.

Bez ostrzeżenia tata wtargnął do pokoju i zobaczył mnie trzymającą zabawkę nad głową Stephena.

– Daj mi to! – Wyrywał mi ją z ręki. Krzyknął tak głośno, że Stephen zaczął płakać. – Popatrz, co narobiłaś!

Oczy zaszły mi łzami.

– Przepraszam… Przepraszam – jąkałam się.

Ale on nie słuchał.

– Mówiłem, że nie wolno ci się zbliżać do dziecka. Trzymaj się z dala od niego!

– Przepraszam… – Ogromne łzy spływały mi po twarzy.

– Czym jesteś? – zadał pytanie, zbliżając się do mnie.

Spuściłam wzrok na podłogę, bo nie chciałam go rozzłościć – to była ostatnia rzecz, na której mi zależało.

– Spytałem, czym jesteś?

– Jestem włóczęgą – wyszeptałam.

– Owszem. A kim oni są? Są pierdolonymi darmozjadami, otóż to. Więc kim ty jesteś?

– Darmozjadem – odpowiedziałam, nie odważając się spojrzeć w górę.

– Tak, jesteś darmozjadem. Teraz wdrap się po tych schodach, włóczęgo, i trzymaj się z dala od Stephena.

Wyszłam z pokoju, nim zdążył dokończyć zdanie. Wspinałam się po dwa stopnie na raz.

Mimo że nie wolno mi było do niego podejść, przyjście na świat Stephena poprawiło moją sytuację. Gdy Marion stała się kochającą matką, zaczęła okazywać mi zainteresowanie. Dotychczas byłam praktycznie ignorowana, ale teraz nalegała, żeby myć moje długie blond włosy.

– Jeśli pozwolę im wyschnąć naturalnie, skręcają się w loki. Całkiem nieźle wyglądasz, chociaż sama ci dogaduję – powiedziała, cofając się o krok, żeby podziwiać swoje dzieło.

Serce pęczniało mi z dumy. Byłam wdzięczna, że ktoś, chociażby Marion, okazywał mi zainteresowanie.

W końcu tata znalazł pracę na platformach naftowych. Dobrze zarabiał, ale nie mógł z nami być, więc Marion przeprowadziła się do swojej siostry Lorraine, która mieszkała kilka domów dalej. Tata nagle się wzbogacił i co tydzień wysyłał nam paczki. Często zawierały piękne sukienki dla mnie, choć nie wolno mi było ich nosić, bo zawsze były na specjalne okazje. Pewnego dnia do domu Lorraine przyszło pudełko.

– Och, popatrz na to – westchnęła Marion, przywołując siostrę.

Wyciągnęła piękną jasnoniebieską sukienkę i uniosła ją, żeby obie mogły ją podziwiać. Sukienka była ozdobiona koronką, a pod spód została wszyta falbaniasta halka, aby spódnica się unosiła. Nigdy nie widziałam niczego tak pięknego. Zdałam sobie sprawę, że tata przysłał sukienkę dla mnie, ale odmówiły mi noszenia jej lub choćby przymierzenia. Pewnego dnia Marion zostawiła mnie i Stephena pod opieką Lorraine. Lorraine sama miała pięcioro dzieci, więc jej dom zawsze był pełen po brzegi. Na zewnątrz było ciepło, ale nikt nie chciał się ze mną bawić, więc nudziłam się na śmierć. Lorraine otworzyła szafę i wyciągnęła starą maszynę, żeby zszyć sukienkę. Patrzyłam jak oczarowana, gdy srebrna igła podskakiwała w górę i w dół, zanurzając się i zacinając w granatowej tkaninie. Lorraine podniosła wzrok i zauważyła, że patrzę na nią z kąta pokoju.

– Co tu robisz? Idź i popatrz na brata. Jest w salonie – warknęła, przeganiając mnie kościstą dłonią.

Nie musiała powtarzać. Uwielbiałam spędzać czas ze Stephenem, a teraz, gdy tata pracował daleko, Marion wydawała się szczęśliwa, że ma kogoś, kto bawi się z dzieckiem, nawet jeśli byłam to ja.

– I nie siadaj na meblach! – zawołała Lorraine. – Nie chcę, żeby brudna włóczęga siedziała na mojej kanapie. Możesz usiąść na podłodze, tam gdzie twoje miejsce.

Zrobiłam, jak mi kazała, i usadowiłam się na podłodze. Dywan był gęsty, czerwony i miękki, czułam, jakbym głaskała aksamit. Usiadłam, podparłszy się dłońmi. Przyglądałam się, jak Stephen się bawił. Bardzo chciałam podnieść zabawki i pokazać mu, jak działają, ale bałam się, że zostanę przyłapana. Rozejrzałam się po salonie. Było tu zupełnie inaczej niż w moim domu. Mimo że Lorraine miała mnóstwo dzieci, salon był nieskazitelny. Na mahoniowym kominku porozstawiano delikatne ozdoby z porcelany, a na ścianach wisiały obrazki w złotych ramkach. Na środku pokoju stał duży czarno-biały telewizor. Były lata sześćdziesiąte i prawie nikt nie miał telewizora, więc była to duma Lorraine. Nagle drzwi do salonu zgrzytnęły o dywan, gdy się otwarły. To był Peter, jeden z bliźniaków Lorraine. Był wysoki i zbudowany jak dorosły mężczyzna, mimo że był jeszcze nastolatkiem. Peter przyglądał mi się z progu i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zdenerwowałam się, bo wiedziałam, że mnie nie lubi i że cokolwiek zrobi, przysporzy mi to kłopotów.

– Niczego nie dotykałam – zaczęłam gestykulować w stronę Stephena i jego zabawki.

Nie słuchał; podszedł, a jego ciężkie brązowe buty deptały dywan. Odwróciłam się, bojąc, co powie lub zrobi. Nagle poczułam ból wzdłuż ramienia, gdy przydepnął mi palce butem. Ciężka podeszwa wbiła mi się w skórę, gdy zaczęłam krzyczeć i prosić go, żeby zszedł, ale nie słuchał.

– Brudna włóczęga – powiedział.

Ból był tak silny, że błagałam go, żeby przestał.

– Co tu się… – rozległ się nagle głos, przerywając mój płacz. To była Lorraine. Usłyszała hałas i wbiegła do pokoju, a za nią śpiesznie podążała Marion. Przebiegła przez pokój, podniosła Stephena i zaczęła go oglądać.

– Boże, przez chwilę myślałam, że zrobiłaś mu krzywdę. – Marion westchnęła, wpatrując się we mnie.

Tak bardzo mnie bolało, że nie zarejestrowałam, co powiedziała. Potem to do mnie dotarło. Myślały, że zrobiłam krzywdę dziecku.

Peter zabrał stopę z mojej ręki, gdy tylko zobaczył matkę. Byłam pewna, że Lorraine to zobaczyła i wściekła się, ale nie na niego, lecz na mnie. Ręka nadal pulsowała bólem. Wydawało mi się, że każdy palec został złamany na pół.

– Co się z tobą dzieje?! – krzyknęła Lorraine.

Rzuciła Peterowi lodowate spojrzenie, ale on tylko wzruszył ramionami.

– Nie patrz na mnie, właśnie wszedłem…

Prawie ich nie słyszałam, bo ból wciąż palił ogniem w moim mózgu. Wiedziałam, że muszę przestać płakać, ale nie mogłam się powstrzymać. Czułam, jakby ktoś zmiażdżył mi rękę kołami samochodu.

– Zamknij się! – warknęła Lorraine, chwytając mnie ze złością za ramię. – Słyszysz? Powiedziałam, zamknij się!

Próbowałam jej powiedzieć. Próbowałam powiedzieć wszystkim, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie słów. I tak nikt mnie nie słuchał.

– Wystarczy tego – zadecydowała Lorraine, prostując się. – Za dużo z tobą kłopotu. Wstań, wracasz do siebie.

Ręka zaczęła zmieniać kolor na niebieskoczarny, gdy Marion prowadziła mnie z powrotem do domu taty. To było tylko kilka domów dalej, ale wiedziałam, że zostawi mnie tam z bólem i potworem. Otworzyła drzwi do salonu i skinęła, żebym weszła do środka.

– Zostań tu i bądź cicho, i cokolwiek robisz, nie zbliżaj się do okien i nie dotykaj zasłon. Nie chcemy, żeby sąsiedzi wiedzieli, co się u nas dzieje – powiedziała, zamykając za sobą drzwi.

Drzwi frontowe trzasnęły i poszła sobie. Znowu zostałam sama, ale tym razem wiedziałam, że tata nie wróci. W powietrzu nie unosił się zapach piwa ani tytoniu, a dźwięk nagrań Presleya dawno już umilkł. Tym razem nie towarzyszył mi nikt, poza potworem na górze. Ogarnęło mnie przerażenie, że mój płacz go obudzi, więc starałam się stać nieruchomo i zajmować jak najmniej miejsca, szlochając w rękaw koszulki. Godziny się wlokły, ale nie miałam żadnych zabawek, więc siedziałam, szukając kształtów we wzorach na tapecie. W domu było duszno, ale nie wolno mi było otworzyć okna, żeby przewietrzyć. Okropnie zachciało mi się pić i potrzebowałam wody. Otworzyłam drzwi, żeby sprawdzić, czy potwora nie ma w pobliżu, zanim pobiegnę do kuchni, żeby napić się wody z kranu. Kiedy tylko ugasiłam pragnienie, uciekłam do salonu i zamknęłam za sobą drzwi. Gdy się o nie oparłam, serce waliło mi niczym młotem. Pozostałam tam przez resztę dnia, aż dzień stał się nocą, a potem znów dniem. W końcu Marion otworzyła drzwi.

– Chodź. Zabieram cię z powrotem do domu Lorraine.

Moja prawa ręka spuchła niemal dwukrotnie i nie mogłam nic w nią wziąć, więc z trudem wstałam z podłogi. Miałam nadzieję, że uzyskałam wybaczenie. Ale się myliłam.

– Chodź tu, przeklęta włóczęgo – zaśmiała się Lorraine, gdy tylko weszłam przez tylne drzwi.

Zauważyłam na stole duże kartonowe pudło i zastanawiałam się, co w nim przysłano. Dostrzegła mój wzrok.

–To? – spytała, stukając w nie wierzchem dłoni. – Ach, mamy na to plany.

Kilka godzin później innym dzieciom podano przy stole talerz z frytkami. Ja dostałam pół kanapki z cukrem i kazano mi usiąść na stopniu schodów z tyłu domu. Chleba nie posmarowano masłem, więc był suchy i trudny do przełknięcia. Rozbolał mnie przełyk, gdy próbowałam przełknąć pierwszy kęs, ale nie skarżyłam się, bo nie chciałam zostać znowu odesłana do domu. Gdy obgryzałam rogi kromki, spoglądałam na swój spuchnięty brzuch. Miałam wychudzone ramiona i nogi, ale mój brzuch był twardy i wystawał – nawet nie wyglądałam jak inne dzieci. Jadłam tak skromnie, że to cud, iż miałam jakąkolwiek energię, by z trudem funkcjonować. Po obiedzie stałam na podwórku, gdy Marion zawołała mnie do kuchni. Miała dla mnie niespodziankę. Czułam podenerwowanie, kiedy wchodziłam do środka, ale potem zobaczyłam piękną niebieską sukienkę – tę samą, którą Marion wcześniej rozpakowywała – rozłożoną na oparciu krzesła.

– Usiądź tutaj – poleciła Marion, wskazując na jedno z krzeseł. Spojrzałam, co trzymała w dłoni, ale miała tam tylko klamerki i wałki do włosów.

Wyczuła moje zaniepokojenie, bo dodała:

– Wyszykujemy cię, żebyś ładnie wyglądała, prawda, Lorraine?

Patrzyłam, jak posłała siostrze przebiegłe spojrzenie, a Lorraine odpowiedziała uśmiechem. Poczułam się nieswojo.

– Chodź, słyszałaś, co właśnie powiedziała?! Usiądź! – krzyknęła Lorraine.

Dźwięk jej głosu sprawił, że się ruszyłam i szybko usiadłam na krześle.

Marion wyjaśniła, że zamierza umyć mi włosy i ubrać mnie w sukienkę, którą kupił mój ojciec. Byłam całkowicie zaskoczona.

– Nie masz nic przeciwko temu, prawda? – Uśmiechnęła się.

Kiwnęłam głową i również się uśmiechnęłam. Nie byłam przyzwyczajona do życzliwości, ale mimo wszystko poczułam wdzięczność.

Przyciągnęła jedno z krzeseł do zlewu w kuchni, kazała mi na nim stanąć, zdjęła ze mnie brudne ubrania i umyła mnie. Kiedy mydło, ścierka i letnia woda oczyściły mi skórę, poczułam się jak nowo narodzona.

– Lepiej, prawda?

Spojrzałam na Lorraine. Była zajęta, siedziała przy stole w kuchni i wycinała coś nożyczkami z kartonowego pudła.

Marion umyła mi włosy i nawinęła je na wałki. Kiedy już wyschły, wzięła jasnoniebieską wstążkę i zawiązała mi na włosach. Potem ubrała mnie w nową sukienkę. Spojrzałam na siebie i zabrakło mi tchu. Nigdy w życiu nie czułam się tak wyjątkowo. Marion odwróciła się do Lorraine.

– Co myślisz? – zapytała, cofając się o krok.

– Uroczo – odparła Lorraine. – Zupełnie jak aniołek.

Obie kobiety wybuchły śmiechem, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Byłam tak zachwycona, że ledwo mogłam uwierzyć, że to się dzieje.

Być może zrozumiały, że to Peter stanął mi na rękę? Może było im mnie żal? Może zaczną się mną teraz należycie opiekować, tak jak innymi dziećmi?

Lorraine zaczęła przetrząsać szuflady kuchenne.

– Gdzież ja je podziałam? – mruczała.

– Czego szukasz? – dopytywała Marion, zakładając mi podkolanówki.

– Agrafek do pieluch.

Zastanawiałam się, po co Lorraine agrafki do pieluch.

Przecież już nie jestem niemowlakiem. Być może potrzebowała ich dla Stephena. Tak pomyślałam. Na pewno potrzebowała ich dla Stephena.

Ale agrafki nie były dla mojego młodszego brata, tylko dla mnie.

– Teraz stój spokojnie – powiedziała stanowczo, pociągając za tył sukienki. Poczułam ukłucie, gdy agrafka przebiła materiał i zahaczyła o moje plecy.

– Au! – jęknęłam.

– Nie ukłuję cię, jeśli nie będziesz się ruszać, prawda?

Przypięła coś z tyłu do mojej pięknej sukienki. Gdy skończyła, odsunęła się i śmiała, a ja próbowałam zobaczyć, co takiego mam na plecach. Gdy zrozumiałam co to, poczułam się zdezorientowana. Były to skrzydełka, które niezdarnie wycięła z kartonowego pudełka.

– Wyglądasz jak aniołek, więc przypięłam ci je do pleców – zaśmiała się.

Marion zakryła usta i też zaczęła się śmiać, aż w końcu obie niemal rozpłakały się ze śmiechu. Nie byłam pewna, co je tak rozbawiło, ale dołączyłam do nich. Mój śmiech jeszcze bardziej je rozbawił. Wreszcie, gdy udało jej się opanować, Lorraine podniosła mnie z krzesła i postawiła na podłodze w kuchni.

– Chcę, żebyś teraz pochodziła w tej ładnej sukience ze swoimi nowiutkimi skrzydełkami – powiedziała.

Jeszcze raz się odwróciłam. Na skrzydłach znajdował się jakiś napis, ale nie umiałam jeszcze czytać. Czułam się wspaniale ubrana w nową kreację, więc byłam szczęśliwa, że mogę się tak pokazać innym dzieciom. Zaczęłam przechadzać się wzdłuż ulicy, tak jak mi kazano, ale mijani dorośli patrzyli na mnie z przerażeniem. Większość innych dzieci bawiących się na dworze była młodsza ode mnie, więc też nie potrafiły czytać. Chichotałam i podskakiwałam z radością, bo po raz pierwszy w życiu czułam się wyjątkowa. Ale im więcej osób mijałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zauważałam, jak twarze dorosłych zmieniały się, gdy zaczynali czytać to, co miałam napisane na plecach. Dowiedziałam się o tym dużo później, że dwie kobiety użyły grubego czarnego flamastra i nabazgrały na moich skrzydełkach:

Może wygląda jak aniołek, ale jest diabłem – nie baw się z nią.

Od tamtej chwili stałam się naznaczona w sąsiedztwie. Byłam i zawsze będę córką włóczęgi. Nigdy nie będę wystarczająco dobra, bez względu na to, jak bardzo się starałam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: