Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sztorm doskonały. Tom 1 - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 marca 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztorm doskonały. Tom 1 - ebook

Kiedyś Alex Storm miał wszystko, o czym można zamarzyć ‒ mądrą i piękną żonę, dzieci w drodze i dobrze prosperującą firmę. Po latach bycia outsiderem, rozdartym między dwiema różnymi kulturami, w końcu ułożył sobie życie.

Okazuje się jednak, że przeznaczenie ma wobec niego inne plany. Urząd skarbowy zaczyna się go czepiać, firma popada w długi, a może nawet wkrótce zbankrutuje. Alex próbuje zdobyć szybko pieniądze w jedyny znany sobie sposób. Gra w pokera. Gdy jednak pewna partia wymyka się spod kontroli, zdesperowany mężczyzna wkracza na ścieżkę, którą normalnie nigdy nie chciałby podążać, i powoli, ale konsekwentnie dostosowuje się do surowego i okrutnego świata rządzonego przez mafię. Wmawia sobie, że to tylko na chwilę, ale tak naprawdę nadchodzi sztorm doskonały. Jego mianem określa się zbieg rzadko spotykanych okoliczności, które drastycznie pogarszają sytuację. U Aleksa także kilka wyjątkowo niefortunnych zdarzeń pociąga za sobą kolejne, wszystkie równie fatalne w skutkach.

„Sztorm doskonały” to pierwszy tom serii autorstwa szwedzkiego duetu pisarzy: Dana Buthlera i Leffe Grimwalkera. To również trzymający w napięciu thriller o człowieku, który musi walczyć z przeciwnościami losu, balansując na krawędzi życia i śmierci.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-0237-062-1
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

HONGKONG

NOC

Nie wy­daje z sie­bie dźwięku, lecz z serca nie­mal wy­rywa się jej krzyk. Cały dom wstrzy­muje od­dech, gdy ko­bieta po­woli pod­nosi dziecko. Ni­gdy nie czuła się tak prze­ra­żona. To tak, jakby świat był mi­greną, a ucieczka – je­dy­nym le­kar­stwem.

W po­wie­trzu unosi się za­pach bu­rzy, a wi­chura wście­kle wdziera się do środka. Co ja­kiś czas bły­ski pio­ru­nów roz­świe­tlają dom, przez co musi być wy­jąt­kowo ostrożna. Pod żad­nym po­zo­rem nie mogą jej zo­ba­czyć.

– Chce mi się spać – mówi sen­nie mały, wier­cąc się w jej ra­mio­nach.

Po­dała dziecku środki uspo­ka­ja­jące. Mu­siała to zro­bić, bo jak ją zła­pią, to zgi­nie. Nie za­mie­rza ni­czego zo­sta­wiać przy­pad­kowi. Pla­no­wała to od mie­sięcy.

– Ciii. Już czas. Mu­simy iść, ko­cha­nie.

Dziecko prze­ciera oczy. Za­rzuca jej ręce na szyję. Wi­dać, że ro­zu­mie. Mu­szą być naj­ci­szej, jak się da. Bo ina­czej roz­pęta się pie­kło, które prze­są­dzi o jej ży­ciu lub śmierci.

Wszystko inne jest te­raz bez zna­cze­nia. Pod osłoną nocy trzeba do­trzeć do portu. Co­raz rza­dziej nie oba­wia się o swoje ży­cie.

Od lat w jej świe­cie nie obo­wią­zują wła­ści­wie żadne za­sady. Z wy­jąt­kiem tych usta­no­wio­nych przez niego. Do­tarła tu jak we mgle. Wresz­cie za­brała wszystko, co na pewno do niej na­leży. Te­raz, jak na iro­nię, nie ma nic do stra­ce­nia.

Otwiera drzwi i przy­go­to­wuje się na naj­gor­sze.ROZDZIAŁ 2

STORM EXCLUSIVE CARS, TEREN PRZEMYSŁOWY HÖGDALEN

„Kurwa!”

Alex Storm przy­rzekłby, że po­ka­zu­jąc mu te kilka mar­nych ty­sięcy ko­ron, konto ban­kowe śmieje mu się w twarz. Ju­tro musi wy­pła­cić pen­sje. Do­stają wy­na­gro­dze­nie co dwa ty­go­dnie, tak jak się tego do­ma­gali, gdy ich za­trud­niał. Ma ich to za­bez­pie­czyć, że w ra­zie po­wrotu do na­łogu nie wy­da­dzą od razu ca­łej mie­sięcz­nej pen­sji. Otrzy­mują wy­płatę dzie­sią­tego i dwu­dzie­stego pią­tego każ­dego mie­siąca, a ju­tro jest dzie­siąty maja.

Bie­rze szklankę z wodą i zbliża ją do ust, po czym za­uważa, że jest pu­sta. Po raz siódmy tego ranka spraw­dza skrzynkę ma­ilową, ale nikt nie jest za­in­te­re­so­wany. Ani jed­nej wia­do­mo­ści. Mimo że oferty sprze­daży sa­mo­cho­dów za­mie­ścił wszę­dzie, na­wet na stro­nach za­gra­nicz­nych.

„Psia­krew”.

Ogar­nięty nie­po­ko­jem bie­rze głę­boki od­dech. Ma wra­że­nie, jakby w jego klatce pier­sio­wej trze­po­tał ja­kiś pta­szek, który w pa­nice pró­buje się stam­tąd wy­do­stać. Skrzy­dła ude­rzają mocno i szybko. Serce ło­mo­cze jak osza­lałe, ptak agre­syw­nie dzio­bie.

Męż­czy­zna za­myka oczy i sku­pia się na od­de­chu. Mocno ści­ska ołó­wek, aż ten się ła­mie. Pró­buje po­wstrzy­mać atak, szuka spo­so­bów na zdo­by­cie stu ty­sięcy w ciągu dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin, lecz wciąż wpada na to samo roz­wią­za­nie. Przy­rzekł jed­nak Jes­sice, swo­jej żo­nie, że ni­gdy wię­cej tego nie zrobi.

„Sęk w tym, że je­stem do­bry w te klocki…”

W ja­kiś spo­sób musi zna­leźć roz­wią­za­nie, które nie ozna­cza zła­ma­nia obiet­nicy. Tak czy ina­czej musi zdo­być pie­nią­dze. Ze względu na Be­nitę i Jop­pego. To na nim spo­czywa od­po­wie­dzial­ność. Bez niego mo­gliby znowu sto­czyć się na dno, z któ­rego wcze­śniej ich wy­cią­gnął. To jego pra­cow­nicy i mu ufają. Mają ra­chunki do za­pła­ce­nia i je­śli Alex nie znaj­dzie roz­wią­za­nia, mogą znowu upaść. Przy­ja­ciół się nie za­wo­dzi.

Be­nita na pewno da­łaby so­bie radę, ale Joppe jest słab­szy psy­chicz­nie. Po­trze­buje pracy, by nie za­wład­nął nim we­wnętrzny mrok. Alex do­brze wie, jak szybko mrok może prze­jąć kon­trolę nad czło­wie­kiem.

Poza tym… je­śli nie bę­dzie mógł wy­pła­cić so­bie pen­sji, sy­tu­acja w domu rów­nież sta­nie się kiep­ska. Jes­sica jest w za­awan­so­wa­nej ciąży, a bu­dżet do­mowy już nad­wy­rę­żony.

Alex dzwoni do klien­tów. Od­rzu­cają oferty, je­den po dru­gim. Nikt nie jest za­in­te­re­so­wany żad­nym z jego eks­klu­zyw­nych aut, każdy chce cze­goś in­nego, sa­mo­cho­dów, któ­rych na­wet nie można do­stać w Szwe­cji. Albo ofe­rują zde­cy­do­wa­nie za mało pie­nię­dzy. Alex prze­klina się za to, że nie sta­rał się bar­dziej, że nie po­dej­mo­wał bar­dziej agre­syw­nych dzia­łań. Za­miast tego znów w ostat­niej chwili pró­buje ra­to­wać firmę, sie­bie i pra­cow­ni­ków.

Po prze­ana­li­zo­wa­niu wszyst­kich moż­li­wo­ści wzdy­cha, a jego ciało staje się nie­sły­cha­nie cięż­kie. Mały pta­szek jest co­raz bar­dziej oży­wiony i do­maga się uwagi. Alex pró­buje my­śleć o czymś in­nym, jed­no­cze­śnie szu­ka­jąc pa­pie­ro­wej torby, która po­mo­głaby mu od­dy­chać.

Za­sta­na­wia się, czy nie po­wi­nien po­rząd­nie ob­ni­żyć cen sa­mo­cho­dów, tylko po to, by uzbie­rać pie­nią­dze na prze­trwa­nie tego mie­siąca. Ale wtedy cały biz­nes upad­nie jesz­cze szyb­ciej, aż w końcu Alex do­sta­nie po du­pie i bę­dzie zmu­szony ogło­sić ban­kruc­two.

Nie wi­dzi in­nego roz­wią­za­nia, musi po­sta­wić wszystko na jedną kartę. Musi zro­bić to, czego obie­cał już ni­gdy nie ro­bić.ROZDZIAŁ 3

FÅRDALA, TYRESÖ

– Cho­lerny brzuch – wzdy­cha Jes­sica i prze­kręca się po­now­nie na drugą stronę.

Za­wsze spała na brzu­chu, z rę­kami po bo­kach i dłońmi ob­ró­co­nymi wnę­trzem do góry. Ale te­raz, gdy jest wiel­ko­ści piłki le­kar­skiej, a w środku za­bawa w berka trwa w naj­lep­sze, to ra­czej nie­moż­liwe. I to przez całą noc.

Wstaje i pa­trzy przez okno. Jest dzie­siąta, chłodny ma­jowy wie­czór. Miesz­kają w domu jed­no­ro­dzin­nym na Flåhac­ke­bac­ken w Ty­resö. Jes­sica trak­tuje go jako przy­sta­nek na dro­dze do ko­lej­nego lo­kum. Chcia­łaby się prze­pro­wa­dzić bli­żej ro­dzi­ców w Bre­vik i za­miesz­kać w ład­niej­szym domu, w oko­licy, w któ­rej się wy­cho­wała. Dziel­nica do­mów jed­no­ro­dzin­nych, gdzie te­raz miesz­kają, ni­czym się nie wy­róż­nia. Mniej­sze i star­sze par­te­rowe mu­ro­wane domy. Co week­end śmier­dzi tu roz­pałką do grilla i wszę­dzie wi­dać ty­po­wych Svens­so­nów.

Jes­sica skręca się z bólu od kop­nię­cia w brzu­chu. Wy­piła her­batę ru­mian­kową, kła­dła na brzu­chu chry­zo­kolę i śpie­wała ko­ły­sanki, gła­dząc na­piętą skórę. To wszystko wina tej fo­liary Sus­sie. Ale co ma zro­bić cię­żarna ko­bieta, gdy nic in­nego nie po­maga? Jes­sica jest co­raz bar­dziej zde­spe­ro­wana i my­śli o tym, żeby przy­nieść z kuchni nóż ku­chenny i otwo­rzyć nim so­bie brzuch. Wszystko wy­daje się lep­sze od tego, co te­raz prze­cho­dzi. Ile można znieść?

Miała do­bre dzie­ciń­stwo w domu rzą­dzo­nym przez matkę. Pra­wie za­wsze do­sta­wała naj­wyż­sze oceny, im­pre­zo­wała z umia­rem i ni­gdy nie ze­szła na złą drogę. Ma wielu przy­ja­ciół, ale tylko jedną naj­lep­szą przy­ja­ciółkę, która coś dla niej zna­czy. Sus­sie. Bun­tow­niczka, za­wsze cho­dząca wła­snymi dro­gami, skrajne prze­ci­wień­stwo Jes­siki. W za­dzi­wia­jący spo­sób się uzu­peł­niają, ni­czym yin i yang, i za­wsze się wspie­rały, mimo że wy­brały różne ścieżki ży­ciowe.

Jes­sica tę­skni za tre­nin­gami. W kar­to­nie na stry­chu scho­wane są wszyst­kie tro­fea i me­dale, które zdo­była w mło­do­ści. Wtedy całe jej ży­cie było wy­ści­giem i pod wie­loma wzglę­dami na­dal nim jest. Za­wsze ciężko pra­co­wała i za­wsze wie­działa, czego chce. Ni­gdy nie ule­gała ni­czemu ani ni­komu, do­póki w jej ży­ciu nie po­ja­wił się Alex. Oni też są jak yin i yang. Męż­czy­zna jesz­cze nie wró­cił do domu i Jes­sica się za­sta­na­wia, czy jest w klu­bie po­ke­ro­wym, czy w fir­mie. Ostat­nio był cich­szy niż zwy­kle. Ow­szem, uśmie­cha się do niej, mówi miłe rze­czy, które po­pra­wiają jej na­strój, ale do­brze go zna i ani tro­chę mu nie wie­rzy, gdy cza­sem za­kłada tę ma­skę. Na­wet po­roz­kła­dał po domu kar­teczki z pięk­nymi, peł­nymi mi­ło­ści cy­ta­tami, ale mimo wszystko… Robi dla niej miłe rze­czy, wy­daje się jed­nak nie­obecny. Alex to Alex i w pew­nym sen­sie sama jest so­bie winna. Za­ko­chała się prze­cież wła­śnie w jego mrocz­nym wnę­trzu. Z pew­no­ścią mógłby być nie­bez­pieczny, je­śli tylko by ze­chciał, ale jej tego nie po­ka­zuje. Drę­czą go de­mony prze­szło­ści. Jes­sica zdaje so­bie sprawę, że nie miał w ży­ciu lekko. Ale te­raz po­wi­nien być przy niej. Od kiedy jest w ciąży, nie­na­wi­dzi zo­sta­wać sama.

Wstaje i idzie do kuchni. Trąca jabłka ku­pione przez Aleksa, oczy­wi­ście nie te, które ona lubi. I to dwa kilo, tak na wszelki wy­pa­dek. Nie spro­stał za­da­niu, mimo że dała mu kartkę. Ale za to na pewno pa­mięta, ja­kie lody sam lubi naj­bar­dziej.

„Wino…”

Jes­sica pa­trzy na bu­telki, na któ­rych w ciągu ostat­nich kilku mie­sięcy ze­brał się kurz, i ma ochotę wy­pić je wszyst­kie. Ale w tym pie­przo­nym kraju już tak nie można, o nie. Ma być bez­al­ko­ho­lowo i cho­ler­nie nudno. Za­słu­guje na drinka i obie­cała so­bie, że za­raz po po­ro­dzie wy­je­dzie na week­end z przy­ja­ciół­kami. Nie może się do­cze­kać, aż znik­nie jej brzuch. Za­słu­guje na ode­rwa­nie się od co­dzien­no­ści i wy­pi­cie mo­rza wina z przy­ja­ciół­kami. Na to, by naj­zwy­czaj­niej w świe­cie za­po­mnieć o nie­mow­lę­tach, brzu­chach, bu­tel­kach do kar­mie­nia i gó­rze pie­luch, które ma przed oczami. Z dala od Aleksa, który ostat­nio wku­rzał ją bar­dziej niż zwy­kle. Naj­le­piej na cały ty­dzień, bez za­sięgu. Ale naj­waż­niej­sze jest wino. I ser z nie­pa­ste­ry­zo­wa­nego mleka. I szynka par­meń­ska. I wino.

W ko­mórce sły­chać dźwięk przy­cho­dzą­cej wia­do­mo­ści i kiedy ją od­czy­tuje, zbiera jej się na płacz.ROZDZIAŁ 4

TEREN DZIELNICY PRZEMYSŁOWEJ HAMMARBY, SZTOKHOLM

Alex Storm sie­dzi z dwiema piąt­kami w ręku i wie, że praw­do­po­dob­nie wy­gra to roz­da­nie.

Znaj­duje się w dość za­pusz­czo­nym bu­dynku prze­my­sło­wym, a ka­syno mie­ści się w czę­ści biu­ro­wej po nie­udol­nej pró­bie od­re­mon­to­wa­nia, dla­tego nie­zbyt da się tu po­czuć at­mos­ferę praw­dzi­wego domu ha­za­rdu. Rów­nie do­brze można by grać w czy­imś ga­rażu. Za biur­kiem, które jest kasą, gdzie wy­mie­nia się pie­nią­dze na że­tony, sie­dzi An­nika, ko­bieta bez przy­szło­ści. Stoją tu trzy wy­słu­żone stoły do po­kera z na­dru­kami ka­syna Cherry i nikt nie przej­muje się smęt­nie ubru­dzo­nymi ob­ru­sami. Wil­gotne pier­ście­nie od szkla­nek, ślady przy­pa­leń od pa­pie­ro­sów i gdzie­nie­gdzie ja­kieś inne plamy, le­piej nie wie­dzieć od czego. Pach­nie tu stę­chli­zną, a ściany zdo­bią tan­detne pla­katy z gwiaz­dami po­kera. To z pew­no­ścią nie miej­sce na randkę.

Piątki, które ma w ręce, i ta jedna na stole two­rzą ra­zem trójkę, a w tym to­wa­rzy­stwie to twarda wa­luta. Ośmiu męż­czyzn w róż­nym wieku gra w No Li­mit Te­xas Hold’em i pa­nuje mię­dzy nimi miła at­mos­fera, mimo że po­sta­wili na szali swoje pie­nią­dze i au­to­ry­tet. Choć tak na­prawdę więk­szość z nich wie­dzie nudne, sa­motne ży­cie i pra­gnie to­wa­rzy­stwa.

Se­ba­stian, je­den z tych, któ­rzy stale tracą na gra­niu pie­nią­dze, ale my­ślą, że to przez pe­cha, rzuca dwie karty i pa­suje, gdy przy­cho­dzi jego ko­lej, a po­tem jak zwy­kle na­wija da­lej. Coś o tym, że chciałby prze­le­cieć la­ski, z któ­rymi ni­gdy nie od­wa­żyłby się po­roz­ma­wiać w praw­dzi­wym ży­ciu. I że gwałt może być do­brą rze­czą, że prze­cież wszyst­kie dziew­czyny to kręci.

Se­ba­stian to typ, któ­rego masz ochotę po­bić, aż bę­dzie wy­glą­dał jak po wy­padku dro­go­wym, ale zda­jesz so­bie sprawę, że ktoś inny cię ubiegł…

Po dru­giej stro­nie stołu sie­dzi Ali, czło­wiek, który miał pe­cha przy roz­da­wa­niu DNA. Od­sta­jące uszy, bli­sko osa­dzone oczy. Cza­sem wy­grywa, cza­sem prze­grywa. Alex po­dej­rzewa, że ka­syno to je­dyne miej­sce, gdzie rze­czy­wi­ście jest mile wi­dziany, i że nie ro­zu­mie, że cho­dzi je­dy­nie o jego pie­nią­dze. Że nikt z sie­dzą­cych przy stole nie po­szedłby z nim na piwo.

Alex lubi nie­któ­rych gra­ją­cych tu lu­dzi, choć więk­szość z nich ma swoje dzi­wac­twa.

Ali za­czyna ro­bić so­bie jaja z męż­czy­zny, który jest tu po raz pierw­szy. Mówi szwedz­kim z przed­mie­ścia i udaje zbira. Fa­cet, z któ­rym za­dziera, wy­gląda na prze­ra­żo­nego, naj­wy­raź­niej ta­kie kluby jak ten to dla niego no­wość.

– Da­ruj so­bie, Ali – mówi Storm, a Ali wy­dyma usta jak na­dą­sany pię­cio­la­tek.

– Ni­gdy nie po­zwa­lasz mi się za­ba­wić. – Pod­nosi wzrok i spo­gląda na no­wego go­ścia. – Czy jed­nak mogę?

– Nie przej­muj się Alim. On tylko tak wy­gląda. W rze­czy­wi­sto­ści jest fo­to­gra­fem i robi zdję­cia, głów­nie wa­rzy­wom i po­tra­wom. A może wzbi­łeś się na wyż­szy po­ziom i fo­to­gra­fu­jesz też lu­dzi?

– Co jest, kurwa?! Bo spie­przysz mi re­pu­ta­cję, ziom. Tak na­prawdę to ro­bię zdję­cia sa­mo­cho­dom i mam za to cho­ler­nie dużo hajsu. Mu­cho. – Ali za­ciera ręce.

– Alex – przed­sta­wia się Storm, wy­cią­ga­jąc rękę do no­wego.

– Jo­na­than, ale mó­wią na mnie Nalle.

Po­dają so­bie ręce, a wtedy Ali wy­bu­cha śmie­chem i kręci głową.

Dziś po raz pierw­szy do klubu za­wi­tał jego wła­ści­ciel. Choć Alex by­wał tu wie­lo­krot­nie, ni­gdy wcze­śniej go nie spo­tkał. Męż­czy­zna ma na imię Oleg. Co cie­kawe, stawka w grze ni­gdy nie była tak wy­soka jak dziś. Storm za­sta­na­wia się przez chwilę, czy ma to zwią­zek z po­ja­wie­niem się Olega, czy ra­czej cho­dzi o to, że ten nowy ko­leś, fa­cet po trzy­dzie­stce, gra tak agre­syw­nie.

Spo­gląda na ka­la­fio­ro­wate uszy Olega, nie­pod­wa­żalny do­wód, że dużą część jego ży­cia sta­no­wiły sztuki walki. Chrząstki zo­stały tak znie­kształ­cone, że fak­tycz­nie przy­po­mi­nają wy­glą­dem ka­la­fiora. Ty­powy uraz za­pa­śnika. Alex do­my­śla się, że Oleg tre­no­wał sambo, ro­syj­ską sztukę walki.

Za­zwy­czaj Alex nie lubi grać na tak duże sumy, ale dzi­siaj są tu ama­to­rzy – jego dwie ulu­bione rybki – i po nieco po­nad trzech go­dzi­nach jest około trzy­dzie­stu ty­sięcy na plu­sie. Na po­kry­cie pen­sji po­trze­buje co naj­mniej dzie­więć­dzie­się­ciu.

Po­dej­rzewa, że nie jest tak bo­gaty jak po­zo­stali gra­cze – albo przy­naj­mniej jak udają, że są – i dla­tego czuje się szcze­gól­nie pod­eks­cy­to­wany. Ma wię­cej do stra­ce­nia, ale jak to w ży­ciu bywa, rów­nież wię­cej do zy­ska­nia.

Za­schło mu w ustach, więc bie­rze łyk wody Ram­lösa. Nie­któ­rzy gra­cze piją al­ko­hol, ale on ni­gdy za tym nie prze­pa­dał. Boi się, że się upije i straci nad sobą kon­trolę, a poza tym zwy­kle po pi­ciu przez ty­dzień mę­czy go kac.

Przy­cho­dzą tu cał­kiem zwy­czajni lu­dzie, któ­rzy w ten czy inny spo­sób za­ra­biają zu­peł­nie nie­złe pie­nią­dze, ale nie chcą się z nimi ob­no­sić. To nie­le­galny klub, a więc i brudna forsa na stole. To główny po­wód, dla któ­rego nie sie­dzą w Ca­sino Co­smo­pol. Ta­kich go­ści by­naj­mniej nie po­ciąga pań­stwowe ka­syno z we­ry­fi­ka­cją toż­sa­mo­ści, ka­me­rami i cią­głym ry­zy­kiem kon­taktu z po­li­cją. Wcze­śniej w ciągu dnia Alek­sowi udało się sprze­dać pon­tiaca fi­re­birda, za któ­rego do­stał cał­kiem nie­złe pie­nią­dze. Trzy­dzie­ści ty­sięcy zy­sku, for­mal­nie rzecz bio­rąc to pie­nią­dze firmy, ale te­raz za­równo one, jak i wy­grana dzi­siej­szego wie­czoru zna­la­zły się na stole. Gdyby Jes­sica się o tym do­wie­działa, Storm przez rok mu­siałby spać na ka­na­pie. Co naj­mniej rok. Jest jed­nak dość wy­godna, więc nie by­łoby naj­go­rzej.

Pit­bull kła­dzie głowę na ko­la­nach Aleksa i do­maga się piesz­czot, a Alex z przy­jem­no­ścią to robi. Gdyby mógł de­cy­do­wać, mie­liby z Jes­sicą wła­śnie ta­kiego psa za­miast tej jej Mi­mozy. Za każ­dym ra­zem, gdy za­biera rękę, pit­bull go trąca, by gła­skał go da­lej. Nie wie na­wet, czyj to pies, ale wy­daje mu się, że mieszka w klu­bie ha­zar­do­wym, bo za­wsze tu jest. My­śli, żeby za­brać go ze sobą do domu. To mo­głoby być cie­kawe.

Więk­szość osób przy stole to ro­do­wici Szwe­dzi, z wy­jąt­kiem Alego, Olega i Aleksa. Jak zwy­kle czuje się wy­ob­co­wany. Bę­dąc pół-Szwe­dem, pół-Chiń­czy­kiem, ni­g­dzie nie za­pu­ścił ko­rzeni na tyle głę­boko, by gdzie­kol­wiek czuć się jak u sie­bie. Za­wsze żył w po­czu­ciu, że inni lu­dzie nie mają wąt­pli­wo­ści co do swo­jego po­cho­dze­nia. Że pa­sują do miej­sca, w któ­rym się znaj­dują, i do tego, co ro­bią. I że on ni­gdy tak nie miał. Do­póki nie po­znał Jes­siki. To ona jest dla niego opar­ciem w mo­men­tach za­ła­ma­nia. Nie­stety nie po­maga mu to w zna­le­zie­niu wła­snej toż­sa­mo­ści. Trudno mu to wy­ja­śnić. Może dla­tego do­brze się czuje w to­wa­rzy­stwie in­nych za­gu­bio­nych dusz, mię­dzy in­nymi wśród tych, któ­rzy grają w nie­le­gal­nych klu­bach. Daje mu to po­czu­cie, że jest tro­chę lep­szy od nich.

Alex od­dy­cha spo­koj­nie, by nie po­ka­zać, że się de­ner­wuje. Gdyby nie cho­dziło o pen­sje i gdyby miał dużo pie­nię­dzy, to by się aż tak nie stre­so­wał. Wszystko za­leży od ostat­niej karty, ri­ver, którą kru­pier za­raz od­wróci na po­kry­tym zie­lo­nym fil­cem stole. W puli jest nieco po­nad sto ty­sięcy. Oleg od pierw­szego roz­da­nia ob­sta­wiał wy­soko, za­pewne, by po­zbyć się jak naj­szyb­ciej ry­wali, ale taka tak­tyka działa rzadko, gdy gra się z tak kiep­skimi prze­ciw­ni­kami. Alex za­ry­zy­ko­wał i zo­ba­czył flopa, po­nie­waż ma naj­lep­sze karty w tym roz­da­niu i dzięki temu, za­nim za­de­cy­duje o tym, co zrobi, wie, jak wszy­scy za­grali.

Choć Storm nie zna Ro­sja­nina, wy­star­czy mu to, co wi­dział, by mieć pew­ność, że ten blond ol­brzym ze zło­tym zę­bem, w wor­ko­wa­tych dre­sach i spra­nej sza­rej ko­szulce z na­dru­kiem „Slayer”, ma w ręce dwa asy lub króle. Zo­stało ich trzech w grze o naj­więk­szą stawkę. Alex się de­ner­wuje, ale nie może te­raz zdjąć ma­ski, którą przy­wdział. Musi na­dal uda­wać, że się nie przej­muje. W po­ke­rze bar­dziej cho­dzi o lu­dzi niż o karty. O umie­jęt­ność czy­ta­nia prze­ciw­ni­ków i do­strze­ga­nia ich stra­te­gii. Każde roz­da­nie to po czę­ści kwe­stia szczę­ścia, ale osta­tecz­nie za­wsze wy­grywa bar­dziej do­świad­czony gracz. Co oczy­wi­ście pa­suje Alek­sowi, bo kto by chciał, żeby o grze de­cy­do­wał przy­pa­dek?

Trzeci z gra­czy, Sonny, uczu­lony na my­śle­nie, naj­młod­szy przy stole, może już – albo do­piero, za­leży, jak na to spoj­rzeć – dwu­dzie­sto­pię­cio­letni, wyj­muje por­cję snusa na wieczko pu­dełka i po raz ósmy spo­gląda na swoje karty. Znak, że ma słabą rękę. Naj­praw­do­po­dob­niej prze­szar­żo­wał z pa­roma da­mami lub wa­le­tami, a po­nie­waż karty na stole mu nie po­mo­gły, po­wi­nien zdać so­bie sprawę, że prze­gra.

Alex po­trafi czy­tać lu­dzi, a ra­czej od­czy­ty­wać ich sła­bo­ści. Chyba dla­tego tak do­brze mu wy­cho­dzi utrzy­my­wa­nie się z kupna i sprze­daży sa­mo­cho­dów. Ta umie­jęt­ność to także nie­oce­niony atut przy grze w po­kera i jest cał­kiem pe­wien, że męż­czy­zna spa­suje. Wy­star­czyło jedno wy­mowne spoj­rze­nie Sonny’ego i oka­zuje się, że ma ra­cję.

‒ Shit, pa­mię­tam, jak po­sta­wi­łem na…

‒ Bła­gam cię ‒ wzdy­cha znu­żony Alex.

‒ Mam prze­stać mó­wić czy co? To chyba wolny kraj, no nie?

Se­ba­stian szybko rzuca okiem na Olega, który kręci głową.

‒ Nie, nie ‒ od­po­wiada Alex. ‒ Śmiało, mów da­lej, prę­dzej czy póź­niej na pewno wyj­dzie z two­ich ust coś in­te­li­gent­nego.

Po­zo­stali się śmieją i na­pięta at­mos­fera tro­chę się roz­luź­nia.

‒ Czy wła­śnie po­wie­dzia­łeś, że je­stem głupi?

Se­ba­stian, z gru­bym zło­tym łań­cu­chem na szyi, uważa się za pod­miej­skiego gang­stera i na­pina mię­śnie.

‒ Nie je­steś głupi ‒ mówi Alex i się uśmie­cha ‒ tylko my­śle­nie przy­nosi ci pe­cha.

Po­zo­stali znów się śmieją, a Storm bawi się zie­lo­nym że­to­nem. W za­sa­dzie chciałby, żeby Se­ba­stian mu przy­wa­lił, ma jed­nak na­dzieję, że tego nie zrobi. Nie tu­taj i nie te­raz. Alex obie­cał sio­strze, że ni­gdy wię­cej nie bę­dzie się bił, a poza tym ma mocne karty w ręku. Ale nie mógł się po­wstrzy­mać – ma pro­blem z ta­kimi ludźmi jak Se­ba­stian, któ­rzy my­ślą, że wszystko może im ujść na su­cho. Ob­sta­wia, że znę­cał się w szkole nad in­nymi, a tacy go­ście ro­zu­mieją tylko jedno. Prze­moc. Ale upły­nęło dużo czasu i los ta­kich jak on trzeba zo­sta­wić prze­zna­cze­niu.

Se­ba­stian pod­nosi się tak ener­gicz­nie, że krze­sło z gło­śnym szur­nię­ciem leci do tyłu. Za­ci­ska dło­nie w pię­ści, ale po­wstrzy­muje go chrząk­nię­cie Olega. Pod­nosi krze­sło i siada, wpa­tru­jąc się w stół.

Aleksa ści­ska w gar­dle, ale nie zrzuca ma­ski. Jak za­wsze chce po­ka­zać po so­bie jak naj­mniej. Se­ba­stia­nowi, ale przede wszyst­kim w grze. Pra­wie na pewno ma w tej chwili naj­sil­niej­sze karty, ale wciąż po­zo­staje jedna. Cał­kiem moż­liwe, że Oleg ma strita, na stole jest dwójka, czwórka, ta wspa­niała piątka i ósemka. To tak zwana tę­cza, czyli każda karta na stole jest w in­nym ko­lo­rze. Ro­sja­nin może go po­ko­nać tylko asem i trójką, co wy­daje się mało praw­do­po­do­bne. Albo parą óse­mek, ale to pra­wie wy­klu­czone. Je­śli więc ri­ver nie jest asem, kró­lem lub trójką, Alex za­bie­rze do domu pulę o war­to­ści po­łowy rocz­nej pen­sji.

Czuje dreszcz na ple­cach, a na skroni po­ja­wia mu się kro­pla potu.

‒ Co masz? ‒ pyta Oleg z nie­wy­raź­nym uśmie­chem, jed­no­cze­śnie po­brzę­ku­jąc nie­wiel­kim sto­sem czer­wo­nych że­to­nów o naj­wyż­szym no­mi­nale; każdy z nich jest wart pięć ty­sięcy.

To ko­lej Aleksa, a ol­brzy­mowi zo­stało około czter­dzie­stu ty­sięcy ko­ron.

‒ Po to tu je­ste­śmy, żeby się do­wie­dzieć ‒ od­po­wiada. ‒ Ale to kosz­tuje.

Czuje się nie­zbyt kom­for­towo, za­dzie­ra­jąc z kimś, kto po­do­bno na­leży do ma­fii, ale to po­ker i obo­wią­zują tu inne za­sady. To nie­moż­liwe, że źle zin­ter­pre­to­wał sy­tu­ację lub żeby dał się za­stra­szyć i miał się te­raz wy­co­fać. Wszystko od tego za­leży.

‒ Je­stem pe­wien, że ble­fu­jesz, prze­cież lim­po­wa­łeś…

‒ Skoro je­steś tego pe­wien, to chyba po­zo­staje tylko jedno… ‒ od­zywa się Alex z szy­der­czym uśmie­chem.

Dud­nie­nie w gło­wie staje się co­raz bar­dziej upo­rczywe. „Od­dał­bym wszystko za ta­bletkę prze­ciw­bó­lową” ‒ my­śli i wstrzy­muje od­dech. To jego szansa.

‒ Prawda ‒ od­po­wiada wy­ta­tu­owany ol­brzym. ‒ Wcho­dzę all in.

Po tych sło­wach prze­suwa wszyst­kie po­zo­stałe że­tony na śro­dek stołu i bie­rze łyk mar­nej whi­sky pi­tej w tym klu­bie. Nie­le­galny al­ko­hol z im­portu.

Alex się nie przej­muje. Za­wsze może być go­rzej, a w tej chwili cho­dzi o to, żeby za­ro­bić na pen­sje. Tylko ten je­den raz, po­tem bę­dzie mu­siał prze­stać tu przy­cho­dzić.

„Znowu…”

Wy­gląda na to, że Oleg ma głę­boko gdzieś pie­nią­dze, że chce tylko wy­grać lub ble­fo­wać, sto­su­jąc tak­tykę za­stra­sza­nia, wcho­dząc do gry all in. Je­śli prze­gra, nie bar­dzo bę­dzie wie­dział, co zro­bić. Wy­daje mu się, że wi­dzi w oczach Olega odro­binę nie­pew­no­ści.

‒ Spraw­dzam.

Oleg non­sza­lancko rzuca od­kryte karty na stół, a w mó­zgu Aleksa młot włą­cza ostatni, za­bój­czy bieg. Ten wa­riat za­grał jak ostatni głu­pek, asa karo i trójkę karo. Ma strita, więc już po Alek­sie. Czuje się tak, jakby ska­kał w prze­paść.

„Kurwa!”

Oleg się śmieje.

‒ Za­wsze bar­dzo mi przy­jem­nie, kiedy do mo­jego skrom­nego klubu przy­cho­dzą nowi go­ście. Zwłasz­cza gdy wra­cają do domu bez go­tówki.

Po­wie­dzieć, że Ro­sja­nin po­trafi wy­gry­wać, by­łoby grubą prze­sadą. Alex naj­chęt­niej by stąd uciekł i zwró­cił tę gów­nianą tor­tillę, którą zjadł na obiad w dro­dze tu­taj, ale nie da tej sa­tys­fak­cji ani Ole­gowi, ani po­zo­sta­łym. Nad­cho­dzą ko­lejne roz­da­nia, a oka­za­nie te­raz sła­bo­ści mia­łoby wpływ na dal­szą grę. Dla­tego od­wraca karty.

‒ Oczy­wi­ście. Trudno nie cie­szyć się to­wa­rzy­stwem tak uprzej­mego go­spo­da­rza. Nie­źle, by­łem pe­wien, że masz asy albo króle.

Kru­pier do tej pory spo­koj­nie ob­ser­wo­wał sy­tu­ację, ale te­raz mówi:

– Ri­ver…

Zroz­pa­czony nie­po­wo­dze­niem Alex pra­wie za­po­mniał, że zo­stała jesz­cze jedna karta, i gdy na stole po­ja­wia się ósemka trefl, w ułamku se­kundy się orien­tuje, że ta karta go ra­tuje.

Mówi na tyle bez­tro­skim to­nem, na ile po­zwala mu na to przy­spie­szone tętno:

‒ No i wła­śnie, ra­tu­nek przy­szedł przed po­dzia­łem puli.

Z nie­do­wie­rza­niem zgar­nia kupkę roz­rzu­co­nych że­to­nów i siada, by uło­żyć je w schludne stosy. Dwaj męż­czyźni przy stole pa­trzą po so­bie, prze­bą­kują, że jest późno, biorą kurtki i kie­rują się w stronę cięż­kich me­ta­lo­wych drzwi.

Oleg nie od­zy­wał się przez co naj­mniej pół mi­nuty, ale te­raz okrąża stół i kła­dzie gi­gan­tyczną dłoń na ra­mio­nach Aleksa. Ten niedź­wiedź musi wa­żyć czter­dzie­ści ki­lo­gra­mów wię­cej niż on.

‒ Cho­lera, co za ręka.

Oleg na­ci­ska moc­niej, niż po­wi­nien, ale po jego oczach nic nie wi­dać, więc uśmiech może być szczery.

‒ Po to się gra, ina­czej czło­wiek nie czuje, że żyje. No, chyba że ob­ciąga ci para ład­nych bliź­nia­czek, ale to nie zda­rza się zbyt czę­sto. Trudno to prze­bić. Ro­bię so­bie prze­rwę, po­trze­buję pa­pie­rosa.

Alex wo­lałby spie­nię­żyć że­tony i wró­cić do domu, ale nie by­łoby to do­brze wi­dziane, więc zo­staje jesz­cze pra­wie dwie go­dziny. Gdy na­pię­cie mija, wie­czór mu się dłuży i przez resztę czasu gra bar­dzo ostroż­nie. Za to sie­dząc w tak­sówce w dro­dze do Ty­resö, czuje, że od­zy­skał ener­gię do ży­cia.ROZDZIAŁ 5

LIDINGÖ, SZTOKHOLM

Alex Storm ma dwa­na­ście lat i jest wku­rzony. Za­mie­rza zro­bić coś, co jest jed­no­cze­śnie wredne i do­bre, i ma na to naj­lep­szy plan na świe­cie. Mi­kael, je­den z naj­gor­szych dzie­cia­ków w szkole, ten z dzie­wią­tej klasy, któ­rego nie da się po­bić, bo jest zbyt duży, nie prze­staje się nad nim znę­cać. Nie jest agre­sywny, ale gdy nikt nie pa­trzy, rzuca ob­raź­liwe po­mó­wie­nia i do­ku­cza mu zło­śli­wymi do­cin­kami. Nie­mal za­wsze wiąże się to z fak­tem, że Alex nie ma ojca.

Chło­pak idzie pięć me­trów za oj­cem Mi­ka­ela. Męż­czy­zna ma na so­bie długi ja­sny płaszcz i brzydką czarną czapkę z pom­po­nem. Tro­chę ku­leje, ale jest cał­kiem do­brze zbu­do­wany.

Alex przy­go­to­wał się sta­ran­nie, po­znał plan dnia ojca Mi­ka­ela i za­mie­rza wy­świad­czyć jego sy­nowi przy­sługę. Ma mały czarny no­tes, który na­zywa księgą rów­no­wagi. Do­stał go od mamy na Boże Na­ro­dze­nie. Po­wie­działa mu, że za każ­dym ra­zem, gdy wy­wi­nie coś głu­piego, musi zro­bić jedną do­brą rzecz. Bo w ży­ciu trzeba za­cho­wać rów­no­wagę. Pi­sze więc w no­te­sie nie­mal co­dzien­nie. Gdy zrobi coś głu­piego, musi zro­bić coś do­brego. Można też to od­wró­cić: gdy zrobi coś do­brego, musi zro­bić coś złego. Tak so­bie wma­wia, mimo że mama nic na ten te­mat nie mó­wiła.

Oj­ciec Mi­ka­ela jest dup­kiem, więc nic dziw­nego, że Mi­kael jest taki, jaki jest. Alex wi­dział, jak oj­ciec ude­rza Mi­ka­ela, nie mocno, to było jedno lek­kie klep­nię­cie w tył głowy, ale wła­śnie ta­kie ude­rze­nia, te, które upo­ka­rzają, wy­rzą­dzają naj­więk­sze zło. Mi­kael do­stał po gło­wie, bo spu­dło­wał do pra­wie pu­stej bramki. Po­tem oj­ciec wy­gło­sił pełne po­gardy ka­za­nie o tym, jak złym pił­ka­rzem jest Mi­kael. Że po­wi­nien mieć jesz­cze jed­nego syna, który wie­działby, jak się gra w piłkę nożną, a nie taką ciotę jak on. Co za nie­do­rzecz­ność. Mi­kael jest naj­lep­szym pił­ka­rzem w ca­łym Li­dingö i praw­do­po­dob­nie w Sztok­hol­mie, wszy­scy my­ślą, że zo­sta­nie za­wo­dow­cem. Mi­kael uważa, że to żadna przy­jem­ność grać w piłkę przy ojcu ‒ Alex wi­dział to w jego oczach.

„Dwie pie­cze­nie na jed­nym ogniu…”

Zrobi to wła­śnie dzi­siaj i nie­wy­klu­czone, że to, co za­mie­rza pod­rzu­cić, na­wet nie bę­dzie kłam­stwem. Wi­dział, jak na­uczy­cielka uśmie­cha się do ojca Mi­ka­ela w ten spe­cjalny spo­sób, łap­czy­wie się w niego wpa­tru­jąc. Że tro­chę za czę­sto się do­ty­kają, by można było uznać to za sto­sowne. Poza tym Alex za nią nie prze­pada, bo gdy zgła­sza się do od­po­wie­dzi, ona ni­gdy go nie wy­biera, jakby go nie lu­biła. Bo jest dziwny i pół­krwi. Wszystko, co zwią­zane z Alek­sem, wy­daje się nie­kom­pletne.

Chło­pak sie­dzi na sta­cji i czeka, aż oj­ciec Mi­ka­ela skoń­czy pracę. Do­cho­dzi dzie­siąta wie­czo­rem. Mama Aleksa jest na im­pre­zie i wróci do domu późno, więc Alex musi to zro­bić te­raz.

Pada śnieg, dla­tego lu­dzie nie zwra­cają spe­cjal­nej uwagi na dwu­na­sto­latka, który o tak póź­nej po­rze jest jesz­cze na dwo­rze. Śle­dzi ojca Mi­ka­ela, idąc wzdłuż dworca, gdzie tło­czą się sa­mo­chody, au­to­busy i lu­dzie. Ogromne płatki śniegu po­woli spa­dają Alek­sowi na ję­zyk. To chyba naj­pięk­niej­sza rzecz, jaką kie­dy­kol­wiek wi­dział. Z wy­jąt­kiem Ju­lii z jego klasy.

Alex wie, że w dro­dze do domu męż­czy­zna za­trzyma się w kio­sku i jak zwy­kle kupi pa­pie­rosy, a wtedy on zrobi to, co za­mie­rza. Ćwi­czył to już kilka razy. Choć do tej pory je­dy­nie ocie­rał się o płaszcz męż­czy­zny i stam­tąd wy­cho­dził.

Zbli­żają się do kio­sku. Alex wyj­muje z kie­szeni kar­teczkę i stara się jej nie ści­skać, by nie roz­ma­zać naj­waż­niej­szej czę­ści. Zdo­był nu­mer na­uczy­cielki i od­bił na kartce swoje usta wy­ma­lo­wane szminką po­ży­czoną od mamy. Pró­bo­wał kilka razy, za­nim było ide­al­nie.

Kiedy oj­ciec Mi­ka­ela zaj­muje miej­sce w ko­lejce, chło­pak usta­wia się tuż za nim. Męż­czy­zna prze­klina po ci­chu, spo­glą­da­jąc na ze­ga­rek.

„Te­raz” ‒ po­sta­na­wia w my­ślach Alex.

Wsuwa kar­teczkę do kie­szeni płasz­cza męż­czy­zny i od­cho­dzi spo­koj­nym kro­kiem. Jest pe­wien, że znaj­dzie ją matka Mi­ka­ela, bo to ona zaj­muje się do­mem, sprząta i robi pra­nie. Wie o tym, bo wie­lo­krot­nie stał przed ich do­mem i ich ob­ser­wo­wał. Ni­gdy nie wy­gląda na szczę­śliwą, z wy­jąt­kiem sy­tu­acji, gdy są z Mi­ka­elem sami. Wtedy jakby oży­wają. Aleksa tro­chę to dziwi, ale do­my­śla się, że ma to zwią­zek z oj­cem. Alex chce wy­zwo­lić ją i Mi­ka­ela. Przy­naj­mniej tak to wi­dzi.

Mama po­wie­działa, że na­leży ro­bić do­bre rze­czy, że wszech­świat na­gra­dza lu­dzi, któ­rzy są do­brzy, więc Alex czuje się jak anioł. Może kiedy Mi­kael nie bę­dzie już miał taty, on i Alex zo­staną naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi…

Wła­śnie wtedy po­sta­na­wia, że je­śli sam kie­dyś zo­sta­nie oj­cem, to bę­dzie naj­lep­szym tatą pod słoń­cem.ROZDZIAŁ 6

FÅRDALA, TYRESÖ

„Prze­pra­szam. Nie zdążę wró­cić do domu. Mu­szę znów je­chać do pracy. Wku­rza mnie to. Ale ko­cham cię po­nad wszystko”.

„Ta, ja­sne”. Po prze­czy­ta­niu SMS-a, któ­rego jej przy­słał, wrzuca te­le­fon do śmiet­nika w kuchni. Te­raz jest już pewna, że grał do późna w po­kera i po­je­chał z ka­syna pro­sto do firmy. My­śli, że może mieć przed nią ta­jem­nice, ale ona wie wię­cej, niż mu się wy­daje.

Jest po pół­nocy, za­czyna się ko­lejny zwy­kły czwar­tek. Nie­na­wi­dzi kłaść się do łóżka sama, mimo że tak na­prawdę nie jest sama, bio­rąc pod uwagę ży­cie, które w so­bie nosi.

Włą­cza te­le­wi­zor i Net­flixa. Ma ochotę obej­rzeć coś smut­nego, by móc się wy­pła­kać. Głów­nie dla wła­snego do­bra. Już nie ży­jesz… Brzmi obie­cu­jąco.

Obej­rze­nie wszyst­kich od­cin­ków za­jęło Jes­sice kilka go­dzin, a ten durny se­rial był za­bawny, mimo że w du­żej mie­rze do­ty­czył śmierci. I za­bi­ja­nia męż­czyzn. Po­wiew świe­żo­ści. Gdyby tak Alex był mul­ti­mi­lio­ne­rem, mo­głaby go w ja­kiś sprytny spo­sób za­bić, a po­tem zgar­nąć spa­dek i ubez­pie­cze­nie na ży­cie. Ale nie jest ta­kim szczę­ścia­rzem. Po­zwoli mu cier­pieć. Zbyt mocno go ko­cha, by nie po­zwo­lić mu cier­pieć.

Ko­bieta ma wy­rzuty su­mie­nia. To za­le­wa­jące jej ciało hor­mony po­wo­dują chaos w gło­wie. Ni­gdy nie skrzyw­dzi­łaby Aleksa. Oboje do­brze o tym wie­dzą. Ona ko­cha jego, a on ją. Pa­sują do sie­bie ide­al­nie. Naj­czę­ściej.

‒ Och, prze­stań­cie ‒ mówi do swo­jego brzu­cha. ‒ Śpij­cie już, bo ina­czej… bę­dzie szla­ban czy coś. Albo… Ech.

Wyj­muje ko­mórkę z ko­sza na śmieci i wy­syła Sus­sie SMS, że nie chce być już w ciąży. Że Sus­sie ma do niej przyjść z no­żem i ja­ki­miś pro­chami, żeby od razu mo­gły to za­ła­twić. Przy­ja­ciółka, która chyba ni­gdy nie śpi, od­po­wiada nie­mal na­tych­miast i prze­syła jej link do pio­senki Al­ways Look on the Bri­ght Side of Life. Jes­sica za­sta­na­wia się, ja­kie leki bie­rze Sus­sie. Przy­da­łoby jej się kilka opa­ko­wań wła­śnie te­raz.

Wcho­dzi na In­sta. Robi zdję­cie gi­gan­tycz­nego brzu­cha z pro­filu w lu­strze i na­tych­miast je pu­bli­kuje. Umiesz­cza ja­kiś fajny ko­men­tarz i wie, że do­sta­nie co naj­mniej kil­ka­set laj­ków. Nie­na­wi­dzi kła­mać. W za­sa­dzie chcia­łaby do­dać wście­kły post i wy­rzy­gać całą prawdę o tym, jak się czuje w ciąży. Spra­wić, by Alex po­czuł wy­rzuty su­mie­nia, gdyby oczy­wi­ście miał In­sta­grama.

Siada w ogro­dzie pod gru­bym ko­cem i czeka na wschód słońca. Ma na­dzieję, że Alex wkrótce wróci do domu. Tę­skni za nim…

Po­tem za­sy­pia.ROZDZIAŁ 8

VÄSTERBRON, SZTOKHOLM

Gdy Alex Storm po raz trzeci po­sta­na­wia się za­bić, ma czter­na­ście lat. Jest zima, a więc naj­lep­sza pora roku, by po­peł­nić sa­mo­bój­stwo, ska­cząc z mo­stu. Prze­czy­tał o tym w ja­kiejś książce i dla­tego stoi te­raz na ba­rierce i wpa­truje się w zimną czarną wodę dwa­dzie­ścia pięć me­trów ni­żej. Me­tal jest śli­ski. Trzyma się sta­lo­wego słupka, ale za­czyna tra­cić czu­cie w pal­cach. Ja­kie to ma zresztą zna­cze­nie? Skoro i tak ma umrzeć.

Jest dwu­dzie­sty ósmy grud­nia, do­cho­dzi ósma wie­czo­rem. Nie­dawno od­była się pre­miera filmu Ti­ta­nic i to przez niego Alex tu stoi. Za­in­spi­ro­wał się nim, a poza tym jest nie­dziela, kilka dni po świę­tach. In­nymi słowy, do­bry dzień na śmierć.

Ścisk w gar­dle ro­śnie wraz z pra­gnie­niem śmierci, gdy my­śli o swoim gów­nia­nym ży­ciu. O tym, jak nic ni­gdy nie układa się po jego my­śli, jak los naj­wy­raź­niej uwiel­bia od­bie­rać mu to, co każdy bie­rze za pew­nik: ojca, mi­łość, przy­ja­ciół, śmiech. Gdyby tylko miał naj­lep­szego przy­ja­ciela. Ale nikt go nie ro­zu­mie. Wszy­scy się go boją lub go nie­na­wi­dzą, bo jest pół­krwi.

Alex bie­rze głę­boki od­dech. Po­dmuch wia­tru po­rywa mu czapkę, która spada po­woli, robi kilka salt, po czym znika w mroku nocy. Pie­przyć to. Tam, do­kąd się wy­biera, i tak nie bę­dzie po­trze­bo­wał czapki.

Za­sta­na­wia się, gdzie trafi. O ile niebo i pie­kło ist­nieją. Pew­nie do pie­kła, tak brzyd­kiego jak on sam. Alex nie cierpi swo­ich azja­tyc­kich ry­sów. Ma ochotę roz­bić lu­stro za każ­dym ra­zem, gdy wi­dzi swoje od­bi­cie. Czy mama nie mo­gła wy­brać mu in­nego ojca? Ta­kiego, który by go chciał? Oj­ciec po­wi­nien ko­chać swoje dziecko, a nie je po­rzu­cać, czyż nie? Tylko że Alex jest zbyt brzydki, by kto­kol­wiek go ze­chciał. Ma­ria na­wet to po­wie­działa: „Je­steś brzydki i od­py­cha­jący i masz strasz­nie brzyd­kie oczy”. Do tego splu­nęła.

Dwa dni temu z nim ze­rwała, pew­nie dla­tego, że do­ku­czano jej ze względu na Aleksa, że jest sko­śno­oki, że nie jest taki jak inni. Ma­ria po­wie­działa, że ona nie ma ta­kich oczu jak on. Wszyst­kie jej ko­le­żanki to sły­szały i śmiały się z niego. Alex wie, że nie za­mie­rzała być zło­śliwa. Że to była gra, bo nie chciała, by ją drę­czyli. Po­zbyła się ba­la­stu, któ­rym w tym przy­padku był Alex. Jego pierw­sza i ostat­nia dziew­czyna. Co on so­bie wła­ści­wie my­ślał? Że ktoś go po­ko­cha?

Czuje nie­wy­obra­żalny ból w klatce pier­sio­wej i brzu­chu. Mama, choć nie­chęt­nie, za­brała go wczo­raj na po­go­to­wie, bo le­żał na pod­ło­dze, wi­jąc się z bólu. Le­ka­rze nic nie zna­leźli. Jakby był cał­kiem pu­sty i bez­war­to­ściowy.

Alex po­now­nie spo­gląda w dół. Woda wy­daje się twarda. Wy­gląda, jakby tylko cze­kała, by prze­jąć jego ciało i na­kar­mić nim ryby. Je­śli nie zgi­nie od ude­rze­nia o po­wierzch­nię wody, to uto­nie lub za­mar­z­nie. To bez zna­cze­nia. By­leby szybko po­szło.

Dość już tego, nie ma po co żyć. Nie ma ko­rzeni. Matka wiecz­nie pra­cuje. Sam musi go­to­wać dla sie­bie i sio­stry i jeść bez mamy. Pra­wie cały czas jest sam. Nie ma przy­ja­ciela, z któ­rym mógłby się spo­tkać, po­śmiać… Cho­lera. Smuci go je­dy­nie to, że zo­stawi sio­strę Sarę, ale już nie ma siły.

„Do trzech razy sztuka…”

Pierw­szy raz pró­bo­wał się za­bić na sta­cji ko­le­jo­wej. Tuż przed przy­jaz­dem po­ciągu po­spiesz­nego, kiedy już ze­sta­wiał nogę z pe­ronu w kie­runku nad­jeż­dża­ją­cego po­ciągu, za­trzy­mał go star­szy męż­czy­zna. Wcią­gnął go z po­wro­tem i za­pro­wa­dził na ławkę. Roz­ma­wiał z nim jak z nor­mal­nym czło­wie­kiem. Chciał za­brać go do szpi­tala, ale Alex od­mó­wił.

Tego dnia wró­cił do domu z pewną na­dzieją w sercu, ale wkrótce smu­tek i zwąt­pie­nie po­wró­ciły. Na­trętne my­śli, które cią­gle mu pod­po­wia­dały, że inni wie­dzą wię­cej, że mają całe piękne ży­cie przed sobą. Nie tak jak on, wy­ob­co­wany i za­wsze o krok do tyłu.

Za dru­gim ra­zem sko­czył z da­chu szkoły, ale wy­lą­do­wał w krza­kach, zła­mał rękę i to wszystko. Je­śli cho­dzi o sa­mo­bój­stwo, Alex jest w tym naj­gor­szy na świe­cie. Na­wet tego nie po­trafi.

„Pie­przony fra­jer…”

Mama o ni­czym nie wie. Po­wie­dział, że się prze­wró­cił i ude­rzył ręką o duży ka­mień. Do­stał lody i tylko jej imię po­ja­wiło się na gip­sie. Mama pew­nie wie, że syn z ni­kim się nie przy­jaźni, że za­wsze trzyma się na ubo­czu, ale naj­wy­raź­niej go nie słu­cha. I nie wi­dzi blizn po ży­letce.

Po­wie­działa, że musi pra­co­wać, żeby mo­gli żyć, a Alex zdaje so­bie sprawę, że to jego wina. Mama musi pra­co­wać, dla­tego że on ist­nieje.

Tak na­prawdę trosz­czy się o niego tylko jego młod­sza sio­stra. Ale jest mała i nic nie ro­zu­mie. Poza tym jest słodka i wy­gląda nor­mal­nie. Nie ma obrzy­dli­wie sko­śnych oczu, które spra­wiają, że przy­po­mina istotę z ko­smosu. Ina­czej niż Alex. Cing­ciong, żół­tek, zbie­racz ryżu lub jego fa­wo­ryt: pie­przony bam­bus. Dzieci stają się wy­jąt­kowo po­my­słowe, gdy chcą być wredne. Trzeba im to od­dać.

Alex tę­skni za oj­czy­mem, który znik­nął. Ni­gdy nie miesz­kali ze sobą jak ro­dzina, ale kiedy prze­by­wali ra­zem w Peru, przy­naj­mniej wi­dy­wali się tak czę­sto, że tro­chę ją przy­po­mi­nali. Nie­stety, kiedy przy­szedł czas na ko­lejną prze­pro­wadzkę, już tak się nie dało. Mama mówi, że nie miało to nic wspól­nego z Alek­sem, ale on wie swoje. Dla­tego le­piej, żeby je zo­sta­wił, za­nim mama z sio­strą zo­sta­wią jego. Bo to pew­nie tylko kwe­stia czasu.

Pa­mięta, jak kie­dyś dy­rek­tor szkoły za­dzwo­nił i po­wie­dział, że Alex pra­wie za­bił jed­nego ucznia, mimo że tylko po­pchnął chło­paka, a ten stra­cił rów­no­wagę i spadł ze scho­dów. Wszy­scy mu współ­czuli i chcieli się pod­pi­sać na gip­sie. Po tej roz­mo­wie mama strasz­nie pła­kała. Nie są­dziła, że syn ją wi­dzi, ale wi­dział. Alex nie chce taki być, tak się po pro­stu dzieje. Chciałby je­dy­nie, żeby dali mu spo­kój, chciałby mieć naj­lep­szego przy­ja­ciela i nie mu­sieć słu­chać…

Śli­zga się na po­rę­czy, ssie go w żo­łądku. Szybko od­dy­cha, a serce mu wali, jakby się do­kądś spie­szyło. Zrobi to. Ode­rwie się od wszyst­kiego i niech się dzieje wola nieba. Czy skoń­czy w pie­kle, czy nie, bę­dzie to lep­sze niż to gów­niane ży­cie.

„Raz…”

Za­myka oczy. My­śli, że musi od­dy­chać pod wodą, żeby tra­fiła pro­sto do płuc. Sły­szał, że uto­nię­cie to naj­lep­szy spo­sób na śmierć. Bez bólu, tylko opaść na dno, w ciem­ność wod­nej głę­biny.

„Dwa…”

Za­sta­na­wia się, czy mama bę­dzie szczę­śliwa. Oczy­wi­ście naj­pierw bę­dzie smutna. Ale po­tem. Po po­grze­bie i tak da­lej po­czuje się wolna, w spo­sób, jaki ni­gdy sam się nie czuł. Za­słu­guje na to.

‒ Ko­cham cię, ma­mu­siu ‒ mówi ci­cho Alex, na­pi­na­jąc się.

„Trzy…”

Robi krok w nie­skoń­czo­ność i spada.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: