Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sztuka kochania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2006
Ebook
12,81 zł
Audiobook
18,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztuka kochania - ebook

Słynny frywolny poemat erotyczny, przełożony swobodnie i bardzo dowcipnie na język polski przez Juliana Ejsmonda, z błyskotliwym wstępem profesora filologii klasycznej Mikołaja Szymańskiego. Zarówno forma, jak i daleka od moralizatorstwa treść tej poezji ściągnęła na autora niełaskę cesarza Augusta, który być może właśnie z jej powodu skazał Owidiusza na wygnanie. Dziś, po upływie dwóch tysięcy lat, po rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, poemat nadal zachwyca swobodą podejścia do tematu, pięknem języka i radością życia, jaka z niego bije. Całość ilustrowana reprodukcjami antycznej sztuki erotycznej i nawiązującego do niej malarstwa późniejszych epok.

 

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0305-9
Rozmiar pliku: 6,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Trzy sio­stry

Wy­gna­ny nad Mo­rze Czar­ne Owi­diusz na­pi­sał zbiór ele­gii Tri­stia (Żale). Ich pierw­szą księ­gę otwie­ra utwór, w któ­rym po­eta daje swo­jej książ­ce in­struk­cje, wy­sy­ła­jąc ją do Rzy­mu:

Gdy w moim znaj­dziesz się domu,

za­miesz­kasz w skrzy­ni z książ­ka­mi.

Tam uj­rzysz sióstr swo­ich sze­reg

stwo­rzo­nych w tru­dzie tym sa­mym.

Resz­ta ty­tu­łem się chlu­bi,

na czo­le mia­no swe nosi.

Trzy tyl­ko z dala od in­nych

kry­ją się w ką­cie w ciem­no­ści.

Tak też – wie każ­dy to do­brze –

ko­chan­kom każą kryć mi­łość.

Ty ich uni­kaj lub zgań je,

gdy­by ci mę­stwa star­czy­ło.

Śmia­ło im w oczy wy­gar­nij:

– Jak Edyp albo Te­le­gon¹,

każ­da z was, sio­stry, do zgu­by

ojca przy­wio­dła wła­sne­go!

A przede wszyst­kim pa­mię­taj:

je­że­li je­stem ci miły,

żad­nej z nich nie waż się ko­chać,

choć­by cię tego uczy­ły!²

Trzy sio­stry, o któ­rych tu mowa, to oczy­wi­ście trzy księ­gi Sztu­ki ko­cha­nia. Zwróć­my uwa­gę na dwo­isty sto­su­nek Owi­diu­sza do tego po­ema­tu. Niby po­tę­pia go jako przy­czy­nę swe­go wy­gna­nia, ale za­ra­zem nie bez dumy pod­kre­śla jego po­pu­lar­ność („wie każ­dy to do­brze”). Su­ge­ru­je, że na­wet jego ty­tuł po­wi­nien ulec za­po­mnie­niu, lecz jed­no­cze­śnie in­for­mu­je czy­tel­ni­ka, ile utwór ma ksiąg i co jest jego te­ma­tem. Po­stę­pu­je więc tro­chę tak, jak au­tor sław­nej – choć wąt­pię, czy praw­dzi­wej – przed­wo­jen­nej no­tat­ki w ga­ze­cie (przy­ta­cza ją gdzieś chy­ba Sło­nim­ski): „Kie­dy wresz­cie wła­dze mia­sta zli­kwi­du­ją dom scha­dzek na uli­cy Ko­ściusz­ki 53 miesz­ka­nia 17, w ofi­cy­nie, dzwo­nić trzy razy?!”. Wi­dać, że w grun­cie rze­czy nie wsty­dzi się Sztu­ki ko­cha­nia i pra­gnie, by ją nadal czy­ta­no.

Mimo że jesz­cze nie­daw­no po­emat ucho­dził w po­tocz­nym mnie­ma­niu za bli­ski por­no­gra­fii, a wie­le po­ko­leń li­ce­ali­stów czy­ta­ło go z wy­pie­ka­mi na twa­rzy jak dziś „Hu­stle­ra”, to opi­nia ta nie od­po­wia­da praw­dzie. O sa­mym ak­cie sek­su­al­nym mówi au­tor nie­wie­le i oględ­nie, sku­pia­jąc się na tym, jak zdo­być i utrzy­mać przy so­bie uko­cha­ną lub uko­cha­ne­go. Ale wła­śnie jako pod­ręcz­nik uwo­dze­nia utwór ścią­gnął na Owi­diu­sza gniew Au­gu­sta, któ­ry za­rzu­cał po­ecie, że pro­pa­gu­je cu­dzo­łó­stwo. Przed tym za­rzu­tem bro­ni się Owi­diusz w dru­giej księ­dze Tri­stiów, twier­dząc, że dziew­czę­ta i ko­bie­ty, o któ­rych mowa w Sztu­ce ko­cha­nia, to nie pan­ny z do­brych do­mów i ma­tro­ny, lecz wy­łącz­nie he­te­ry³. Po­dob­ne za­strze­że­nie moż­na zna­leźć w sa­mym po­ema­cie:

Ko­bie­tom za­męż­nym pra­wo

nie­wier­no­ści wszel­kiej wzbra­nia⁴.

Trud­no jed­nak uwie­rzyć w szcze­rość za­pew­nień, że po­eta nie prze­wi­dy­wał użyt­ku, jaki z jego rad może zro­bić szu­ka­ją­ca przy­gód mę­żat­ka. W każ­dym ra­zie nie prze­ko­na­ły one obu­rzo­ne­go wład­cy.

Oczy po­ety

Owi­diusz mimo wie­lo­let­nich sta­rań nie wró­cił z wy­gna­nia. Współ­czu­jąc mu, mo­że­my za­ra­zem się cie­szyć, że nie­ła­ska ce­sa­rza nie uni­ce­stwi­ła dzie­ła, któ­re było jej przy­czy­ną, a ra­czej jed­ną z przy­czyn (o inne jesz­cze dzi­siaj spie­ra­ją się ucze­ni). Dzię­ki temu za­cho­wał się utwór, w któ­rym szcze­gól­nie wi­dać ty­po­wą dla au­to­ra lek­kość i wy­twor­ność sty­lu, dow­cip i po­god­ny na­strój. Ce­chy te ko­ja­rzą się tak­że z cha­rak­te­ry­sty­ką Ju­lia­na Ej­smon­da, któ­rą za­mie­ścił we wstę­pie do po­śmiert­nie wy­da­ne­go zbio­ru jego ba­jek Jó­zef Ujej­ski, uczo­ny zna­ny przede wszyst­kim z ba­dań nad twór­czo­ścią pol­skich ro­man­ty­ków. Jesz­cze nie spo­tka­łem pro­fe­so­ra uni­wer­sy­te­tu, któ­ry by pi­sał o ja­kimś au­to­rze tak cie­pło i z ta­kim oso­bi­stym za­an­ga­żo­wa­niem:

„Któż by go nie pa­mię­tał cho­ciaż­by z fo­to­gra­fii, co – po­waż­na czy uśmiech­nię­ta – za­wsze przy­cią­ga­ła ku jego twa­rzy ludz­kie sym­pa­tie i, choć nie ko­lo­ro­wa, mó­wi­ła każ­de­mu, że te oczy – tro­chę fi­glar­ne i tro­chę za­du­ma­ne, żar­to­bli­we i jak­by tkli­we za­ra­zem – że te oczy mu­sia­ły być nie­bie­skie? A kto pa­trzył w nie (cho­ciaż­by na fo­to­gra­fii) i czy­tał jego po­ezje, ten chy­ba nie mógł nie czuć, że te oczy i ta po­ezja dziw­nie do sie­bie pa­su­ją, że oczy nie­mo wy­ra­ża­ją to samo nie­le­d­wie, co «róż­ny­mi gło­sy» i sło­wa­mi w rytm i rym uję­ty­mi wy­po­wia­da­ją utwo­ry”⁵.

My­śli­wy i baj­ko­pi­sarz

Ju­lian Ej­smond (1892-1930) był sy­nem ma­la­rza Fran­cisz­ka Ej­smon­da, zna­ne­go przede wszyst­kim z ob­ra­zów przed­sta­wia­ją­cych ży­cie chło­pów. Odzie­dzi­czył imię po swym dziad­ku po ką­dzie­li, Ju­lia­nie Wie­niaw­skim, na­czel­ni­ku po­wia­tu pod­czas po­wsta­nia stycz­nio­we­go oraz au­to­rze wspo­mnień, ko­me­dii i szki­ców hu­mo­ry­stycz­no-oby­cza­jo­wych wy­da­wa­nych pod pseu­do­ni­mem Jor­dan. Dzia­dek był bra­tem sław­ne­go skrzyp­ka i kom­po­zy­to­ra Hen­ry­ka Wie­niaw­skie­go. Do tych tra­dy­cji ro­dzin­nych, któ­re mo­gły ukształ­to­wać tłu­ma­cza Sztu­ki ko­cha­nia, do­łą­cza­ła się at­mos­fe­ra domu jego ro­dzi­ców. Jak pi­sze To­masz Jo­deł­ka: „W domu Ej­smon­dów w War­sza­wie przy pla­cu Trzech Krzy­ży spo­ty­ka­li się przez wie­le lat pi­sa­rze i ar­ty­ści, żeby wy­mie­nić tyl­ko Sien­kie­wi­cza i Weys­sen­hof­fa, Pa­de­rew­skie­go, Wy­czół­kow­skie­go i Fa­ła­ta”⁶.

Krót­kie – prze­rwa­ne wy­pad­kiem sa­mo­cho­do­wym – ży­cie Ju­lia­na Ej­smon­da wy­peł­nia­ła dzia­łal­ność w roz­ma­itych, dość od­le­głych od sie­bie dzie­dzi­nach⁷. Jed­ną z naj­waż­niej­szych dla nie­go sa­me­go było nie­wąt­pli­wie my­śli­stwo. Był re­fe­ren­tem ło­wiec­kim w Mi­ni­ster­stwie Rol­nic­twa, re­dak­to­rem „Prze­glą­du My­śliw­skie­go” i wy­cho­dzą­ce­go dziś jesz­cze „Łow­cy Pol­skie­go”, au­to­rem ka­len­da­rzy my­śliw­skich i ta­kich ksią­żek, jak Wspo­mnie­nia my­śliw­skie, Wiel­kie łowy kró­lów pol­skich, Za­bo­bo­ny my­śliw­skie, Skar­biec my­śli­we­go i Moje przy­go­dy ło­wiec­kie, a na­wet opra­co­wa­nia na­uko­we­go Ryś w dzi­siej­szej Pol­sce i wstę­pu do książ­ki Cie­trzew. Gdy za­tem czy­ta­my w Sztu­ce ko­cha­nia:

My­śli­wiec wie, kędy w si­dła

szyb­kie­go je­le­nia zło­wi,

wie, gdzie moż­na sta­wić czo­ło

okrut­ne­mu odyń­co­wi⁸,

mo­że­my za­ło­żyć, że tłu­macz zna się na tych spra­wach le­piej od au­to­ra.

Dru­gą pa­sją Ej­smon­da było pi­sa­nie ba­jek i in­nych utwo­rów dla dzie­ci. Znaj­du­je­my więc w spi­sie jego dzieł ta­kie ty­tu­ły, jak Baśń o ziem­nych lud­kach, Opo­wieść o Jan­ku Ko­mi­niar­czy­ku i dy­mią­cym pie­cu Kró­la Sta­sia, Przy­go­dy wie­wió­recz­ki czy Baj­ka o ro­ze­śmia­nym Staś­ku. Był rów­nież au­to­rem Klechd pol­skich, An­to­lo­gii baj­ki pol­skiej i zbio­ru ba­śni róż­nych lu­dów Za­cza­ro­wa­ne zwier­cia­dło. Nie­któ­re jego książ­ki, jak moż­na są­dzić na pod­sta­wie ty­tu­łów, da­dzą się za­li­czyć za­rów­no do li­te­ra­tu­ry ło­wiec­kiej, jak i dzie­cię­cej: Ja­nek w pusz­czy i Mali my­śli­wi.

Mi­łość ziem­ska i nie­biań­ska

Naj­bar­dziej jed­nak in­te­re­su­je nas Ej­smond jako tłu­macz po­ezji ła­ciń­skiej. Oprócz Sztu­ki ko­cha­nia, wy­da­nej po raz pierw­szy w roku 1921, ogło­sił zbiór wier­szy Pe­tro­niu­sza pod ty­tu­łem Pie­śni mi­ło­sne. Ty­tuł ten może nie w peł­ni od­da­je róż­no­rod­ność za­war­tych w to­mie utwo­rów, ale po­niż­szy wiersz nie tyl­ko do­ty­czy mi­ło­ści, lecz rów­nież za­wie­ra po­ucze­nia po­dob­ne do Owi­diu­szo­wych:

Praw­dzi­wa roz­kosz nie jest w na­mięt­no­ściach śle­pych.

Złą­cze­nie się dwóch istot bywa na­zbyt krót­kiem,

aże­by w nim mógł szczę­ścia ja­śnieć cały prze­pych.

Pła­ci­my go zbyt pręd­ko ża­ło­ścią i smut­kiem.

Szyb­ko mi­ja­ją żą­dzy lu­bież­ne po­ry­wy…

Naj­wyż­sze szczę­ście wów­czas w du­szy nam za­go­ści,

gdy w piesz­czo­tach szu­ka­jąc roz­ko­szy praw­dzi­wej

„słod­ki wstęp” prze­dłu­ży­my… do nie­skoń­czo­no­ści…⁹

Ze Sztu­ką ko­cha­nia mógł­by się też ko­muś ko­ja­rzyć inny prze­ło­żo­ny przez Ej­smon­da ła­ciń­ski utwór, któ­ry za­czy­na się sło­wa­mi:

Ko­chay­my… W pier­siach ser­ca nie mamy z ka­mie­nia…

a koń­czy dwu­wier­szem:

Ko­chay­my… A kto ko­chać z nas nie może ni­nie,

ten iest ży­cia nie­go­dzien, ten niech mar­nie zgi­nie.

Po­zo­ry jed­nak mylą. Jest to bo­wiem wiersz z tomu Tę­sk­no­ta do oj­czy­zny błę­kit­nej, za­wie­ra­ją­ce­go prze­kład wy­bra­nych utwo­rów XVII-wiecz­ne­go je­zu­ity Ma­cie­ja Ka­zi­mie­rza Sar­biew­skie­go, świa­to­wej sła­wy po­ety pi­szą­ce­go po ła­ci­nie. Oto ty­tuł wier­sza i jego pierw­sza stro­fa:

O DZIE­CIĄT­KU JE­ZUS NA ŁO­NIE MA­RYI

Ko­chay­my… W pier­siach ser­ca nie mamy

z ka­mie­nia…

Oto pa­cho­lę, któ­re świę­tość opro­mie­nia,

wy­cią­ga ku nam swo­ie bie­lu­sie rą­czy­ny.

Ko­góż nie wzru­szy słod­ka piesz­czo­ta dzie­ci­ny?¹⁰

Mi­łość, o któ­rej tu mowa, i mi­łost­ki z he­te­ra­mi to do­słow­nie nie­bo i zie­mia. A jed­nak trud­no się oprzeć wra­że­niu, że wy­bie­ra­jąc ten utwór do tłu­ma­cze­nia, Ej­smond kie­ro­wał się – choć­by pod­świa­do­mie – brzmie­niem jego po­cząt­ku i koń­ca przy­wo­dzą­cym na myśl Sztu­kę ko­cha­nia.

Jesz­cze przed Owi­diu­szem i Sar­biew­skim Ej­smond prze­ło­żył ła­ciń­skie wier­sze Ko­cha­now­skie­go¹¹. Prze­kład ten spo­tkał się z bar­dzo życz­li­wym przy­ję­ciem, cze­go do­wo­dzi na­gro­da li­te­rac­ka Mi­ni­ster­stwa Kul­tu­ry i Sztu­ki oraz dwa wzno­wie­nia¹². Za­in­te­re­so­wa­nie tłu­ma­cza po­ezją pol­sko-ła­ciń­ską skła­nia­ło go do dal­szych pla­nów. „Po Ko­cha­now­skim i po re­li­gij­nych pie­śniach Sar­biew­skie­go – mó­wił w wy­wia­dzie dla «Wia­do­mo­ści Li­te­rac­kich» – pra­gnę przy­stą­pić do dzieł Ja­nic­kie­go i in­nych po­etów pol­skich, któ­rzy pi­sa­li po ła­ci­nie”¹³. Szko­da, że nie speł­nił tej obiet­ni­cy. Zwłasz­cza Kle­mens Ja­nic­ki, pol­ski na­stęp­ca Owi­diu­sza, zna­la­zł­by w Ej­smon­dzie kon­ge­nial­ne­go tłu­ma­cza.

Sta­re, pro­ste nuty

W cy­to­wa­nych wy­żej prze­kła­dach utwo­rów Pe­tro­niu­sza i Sar­biew­skie­go daje się do­strzec więk­sza kunsz­tow­ność sty­lu niż w tłu­ma­cze­niu Sztu­ki ko­cha­nia. Trzy­na­sto­zgło­sko­wiec zmu­sza do więk­szej dys­cy­pli­ny sło­wa niż wiersz ośmio­zgło­sko­wy. Rym „śle­pych” -„prze­pych” nie­mal do­rów­nu­je mi­ster­nym ry­mom tłu­ma­cza We­rgi­liu­sza, Ta­de­usza Ka­ry­łow­skie­go: „Pa­la­tyn” – „cha­tyn” i „Askań” (tak Ka­ry­łow­ski spo­lsz­cza imię Aska­niu­sza, syna Ene­asza) – „kla­skań”. W prze­kła­dzie Sar­biew­skie­go Ej­smond na­da­je ar­cha­icz­ną pa­ty­nę ję­zy­ko­wi i or­to­gra­fii, jak Boy w prze­kła­dach Vil­lo­na. Na­wia­sem mó­wiąc, obaj tłu­ma­cze mają ze sobą wie­le wspól­ne­go i trud­no się dzi­wić, że Sztu­kę ko­cha­nia wy­da­ją te­raz Iskry, ma­ją­ce sie­dzi­bę w daw­nym miesz­ka­niu Boya.

A jed­nak wła­śnie taka for­ma po­etyc­ka, jaką wi­dzi­my w prze­kła­dzie Owi­diu­sza, szcze­gól­nie urze­kła pro­fe­so­ra Ujej­skie­go. Pi­sze on o Ej­smon­dzie w cy­to­wa­nym już tek­ście: „Stać go było na duży kunszt w bu­do­wie wier­szy i strof i na nie­ma­łą w tym kunsz­cie roz­ma­itość . Ale naj­chęt­niej śpie­wał na sta­re, pro­ste nuty w zwrot­kach czte­ro­wier­szo­wych z ośmio­czy dzie­się­cio­zgło­sko­wych wier­szy zło­żo­nych – na nuty, któ­re Ko­cha­now­ski już ograł, któ­re są w pol­sz­czyź­nie wy­pró­bo­wa­nym już z daw­na ryt­mem my­śli i uczuć nie­za­wi­łych i ja­snych. Taka sama też pro­sto­ta i przej­rzy­stość zna­mio­nu­je jego ję­zyk . Ba­ro­ku me­ta­for ani śla­du; a bu­do­wa zdań naj­dal­sza od krę­to­ści ja­kiej­kol­wiek, le­d­wie że spar­tań­ska.

Od­ro­dził się pod tym wzglę­dem Ej­smond od swej epo­ki – jak nikt inny. U schył­ku neo­ro­man­ty­zmu w Pol­sce wy­stą­pił od razu jako neo­kla­syk z na­tu­ry, z upodo­ba­nia, z kształ­ce­nia się i świa­do­me­go wy­bo­ru. Prze­kła­dy wier­szy ła­ciń­skich Ko­cha­now­skie­go i Sar­biew­skie­go (na ich wła­sną pol­sz­czy­znę) to była jego szko­ła, a pa­ra­fra­zo­wa­nie Sztu­ki ko­cha­nia Owi­diu­szo­wej to była po pro­stu ra­dość. I sztu­ki swej pi­sar­skiej uczył się u pi­sa­rzy wie­ku XVI, i w krew mu jak­by wszedł ję­zy­ka ich ton i smak, i ko­lor zdro­wo ru­mia­ny”¹⁴.

Za­uważ­my, że sło­wa te pi­sze ba­dacz ro­man­ty­zmu, naj­wy­raź­niej znu­żo­ny nie­zdro­wą bla­do­ścią ro­man­ty­ków i ich mło­do­pol­skich epi­go­nów.

Mię­dzy ści­sło­ścią a swo­bo­dą

„Nie­któ­rzy nasi pro­fe­so­rzy-pe­dan­ci wy­po­wie­dzie­li pod ad­re­sem pana pew­ne obiek­cje” – mówi do Ej­smon­da re­dak­tor „Wia­do­mo­ści Li­te­rac­kich”, prze­pro­wa­dza­ją­cy z nim wy­wiad. Od­po­wiedź brzmi: „Ści­słość uwa­żam za nie­zbęd­ny wa­ru­nek do­bre­go tłu­ma­cze­nia, lecz nie nie­udol­ną do­słow­ność, któ­ra ści­sło­ścią nie jest”¹⁵. W każ­dym ra­zie Ej­smon­dow­skie prze­kła­dy Pe­tro­niu­sza i Sar­biew­skie­go są bar­dzo swo­bod­ne, a tłu­ma­cze­nie Sztu­ki ko­cha­nia w peł­ni za­słu­gu­je na swój pod­ty­tuł „wol­ny prze­kład”.

Przede wszyst­kim tłu­macz po­mi­ja pra­wie po­ło­wę tek­stu Owi­diu­sza. Opusz­cza licz­ne dy­gre­sje mi­to­lo­gicz­ne i opi­sy ob­cych dzi­siej­sze­mu czy­tel­ni­ko­wi oby­cza­jów, ta­kich jak uży­wa­nie przez ko­bie­ty owcze­go łoju w ce­lach ko­sme­tycz­nych¹⁶. Cza­sem w grę wcho­dzi de­li­kat­ność tłu­ma­cza, któ­ry nie śmie do­ra­dzać pol­skim da­mom, by co rano myły twarz, nie po­zwa­la­ły czer­nieć zę­bom i dba­ły o to, by ich pa­chy nie cuch­nę­ły ca­pem¹⁷.

Moż­li­wość uzy­ska­nia do­bre­go rymu skła­nia cza­sem Ej­smon­da do od­stępstw od ory­gi­na­łu. Chy­ba tyl­ko wspo­mnia­nych wy­żej pro­fe­so­rów-pe­dan­tów zgor­szy zmia­na imie­nia w ostat­nim wier­szu tej stro­fy:

W mi­ło­ści nie mogę so­bie

wy­obra­zić więk­szej bie­dy,

jak być ko­chan­kiem Tek­mes­sy

lub po­nu­rej An­dro­me­dy…¹⁸

Owi­diusz jako mi­tycz­ne przy­kła­dy ko­bie­ce­go smut­ku wy­mie­nia Tek­mes­sę, zna­ną z So­fo­kle­so­we­go Aja­sa uko­cha­ną bran­kę ty­tu­ło­we­go bo­ha­te­ra, roz­pa­cza­ją­cą po jego sa­mo­bój­czej śmier­ci, oraz An­dro­ma­chę, któ­rej ból po stra­cie męża, Hek­to­ra, przej­mu­ją­co opi­su­je Ho­mer¹⁹. Moż­na jed­nak za­ło­żyć, że An­dro­me­da, przy­ku­ta przez ro­dzi­ców do nad­mor­skiej ska­ły i prze­zna­czo­na na łup dla po­two­ra, też nie była w naj­we­sel­szym na­stro­ju, przy­najm­niej do chwi­li, gdy po­ja­wił się jej zbaw­ca, Per­se­usz.

Bar­dziej mnie razi sy­tu­acja, gdy tłu­macz – zno­wu chy­ba sku­szo­ny ry­mem – mówi coś wręcz prze­ciw­ne­go niż au­tor. Owi­diusz pi­sze, że męż­czyź­ni źle po­tra­fią ukry­wać po­żą­da­nie, a dziew­czę­tom uda­je się to le­piej. U Ej­smon­da na­to­miast czy­ta­my:

Mi­łość za­ka­za­na nęci

rów­nie mę­żów jak dzie­wi­ce.

Mąż ukry­wa swo­je żą­dze,

lecz dzie­wi­ce zdra­dza lice²⁰.

Ktoś mógł­by tu bro­nić tłu­ma­cza, po­wo­łu­jąc się na za­miesz­czo­ny kil­ka li­ni­jek da­lej wiersz:

Bled­nie od żą­dzy dzie­wi­ca²¹,

lecz on rów­nież jest do­dat­kiem Ej­smon­da.

Od ta­kich od­stępstw od ory­gi­na­łu na­le­ży od­róż­nić bar­dzo rzad­kie wy­pad­ki, w któ­rych tłu­macz myl­nie ro­zu­mie myśl au­to­ra. Moż­na do nich za­li­czyć zda­nie:

Ho­mer wpierw ga­nił He­le­nę.

Po­tem – śpie­wał jej po­chwa­ły²².

Owi­diusz nie wspo­mi­na tu o Ho­me­rze, po­zo­sta­wia­jąc do­myśl­no­ści czy­tel­ni­ka, o ja­kie­go po­etę cho­dzi. Nie­wąt­pli­wie ma na my­śli Ste­zy­cho­ra, o któ­rym roz­po­wszech­nio­na w sta­ro­żyt­no­ści le­gen­da gło­si­ła, że za wiersz, w któ­rym kry­ty­ko­wał He­le­nę, bo­go­wie uka­ra­li go śle­po­tą, lecz od­zy­skał wzrok, gdy na­pi­sał utwór od­wo­łu­ją­cy wszyst­kie za­rzu­ty wo­bec cór­ki Zeu­sa i oświad­czył, że nig­dy nie była w Troi.

Ana­chro­ni­zmy

Czy­tel­ni­ków pol­skiej Sztu­ki ko­cha­nia szcze­gól­nie bawi inny prze­jaw swo­bo­dy tłu­ma­cza: żar­ty po­le­ga­ją­ce na wpro­wa­dza­niu do sta­ro­żyt­ne­go po­ema­tu na­wią­zań do współ­cze­sno­ści. Naj­lep­szy przy­kład to nie­wąt­pli­wie stro­fa:

Bło­go­sła­wio­ny – kto do tej

ksią­żecz­ki czę­sto za­glą­da…

A może kie­dyś po pol­sku

wyj­dę w prze­kła­dzie Ej­smon­da?²³

Gdy w po­ema­cie jest mowa o le­żą­cych w Kam­pa­nii Ba­jach, ulu­bio­nym miej­scu wy­po­czyn­ku bo­ga­tych Rzy­mian, w prze­kła­dzie Ej­smon­da czy­ta­my:

Tam wre ży­cie na­mięt­no­ści

na sło­necz­nej pla­ży mod­nej.

Tam na cno­tę dzie­wic dy­bie

rzym­ski „Esi­kus po­god­ny”²⁴.

Kim jest ten ta­jem­ni­czy Rzy­mia­nin? Za­gad­kę tę ła­two roz­wią­że każ­dy ama­tor Słó­wek Boya. Esi­kiem bo­wiem Boy na­zy­wa war­szaw­skie­go pi­sa­rza i wy­daw­cę Fer­dy­nan­da Ho­esic­ka (1867-1941). W jed­nej z za­war­tych w Słów­kach pio­se­nek, na­pi­sa­nej na pod­sta­wie ko­re­spon­den­cji, któ­re wy­sy­łał Ho­esick do „Ku­rie­ra War­szaw­skie­go” z Osten­dy, Boy opi­su­je, co Esik wy­pra­wiał na pla­żach tego bel­gij­skie­go ką­pie­li­ska:

Barw­ne pół­świat­ki,

Pulch­ne mę­żat­ki,

Ob­ci­słe gat­ki

Śmie­ją się doń.

Esik się nu­rza,

Szczy­pie w od­nó­ża,

To znów jak bu­rza

Wcią­ga je w toń²⁵.

Do­daj­my, że Ej­smond stu­dio­wał w Kra­ko­wie w la­tach 1912-1914. Choć wie­czo­ry Zie­lo­ne­go Ba­lo­ni­ka od­by­wa­ły się wte­dy już tyl­ko spo­ra­dycz­nie, wier­sze Boya były nadal do­brze zna­ne, a ich po­pu­lar­ność do­dat­ko­wo zwięk­szy­ło uka­za­nie się w roku 1913 Słó­wek.

l wresz­cie trze­ci żar­to­bli­wy ana­chro­nizm – opis pra­dzie­jów ludz­ko­ści:

Lu­dzie błą­dzi­li po po­lach

za­cie­kli, okrut­ni, dzi­cy,

nie uzna­ją­cy wła­sno­ści,

no – po pro­stu… bol­sze­wi­cy²⁶.

W roku 1921, gdy po raz pierw­szy uka­zał się prze­kład Ej­smon­da, pa­mięć na­jaz­du Ar­mii Czer­wo­nej była jesz­cze bar­dzo żywa. To, że stro­fy tej nie usu­nię­to w pierw­szym po­wo­jen­nym wy­da­niu Sztu­ki ko­cha­nia (PIW, War­sza­wa 1957), po­ka­zu­je, jak bar­dzo li­be­ral­na była cen­zu­ra w okre­sie pol­skie­go Paź­dzier­ni­ka. Ta ob­ra­za to­wa­rzy­szy ra­dziec­kich nie uszła jed­nak uwa­gi od­po­wied­nich czyn­ni­ków i omal nie do­pro­wa­dzi­ła do od­da­nia książ­ki na prze­miał. Jak wspo­mi­na moja mat­ka, Ire­na Szy­mań­ska, ów­cze­sny re­dak­tor na­czel­ny PIW-u: „Skon­fi­sko­wa­no wów­czas cały dwu­dzie­sto­ty­sięcz­ny na­kład ślicz­ne­go wy­da­nia w mięk­kiej, płó­cien­nej okład­ce. Na szczę­ście wła­śnie wte­dy Ta­de­usz Da­ni­ło­wicz, ów­cze­sny «od­wil­żo­wy» kie­row­nik Wy­dzia­łu Kul­tu­ry KC, z któ­rym się ser­decz­nie przy­jaź­ni­łam, urzą­dził u sie­bie sześć­dzie­sią­te uro­dzi­ny Wład­ka Bro­niew­skie­go. Sie­dzia­łam na nich koło Ada­ma Ra­pac­kie­go, a na­prze­ciw Je­rze­go Mo­raw­skie­go, od­po­wie­dzial­ne­go za kul­tu­rę w se­kre­ta­ria­cie KC. Po­pro­si­łam Ra­pac­kie­go, żeby wsta­wił się za Owi­diu­szem u Mo­raw­skie­go. Bar­dzo roz­ba­wio­ny – była to eki­pa z po­czu­ciem hu­mo­ru, cze­go nie moż­na po­wie­dzieć o wie­lu po­przed­nich i na­stęp­nych – na­tych­miast zro­bił to z peł­nym prze­ko­na­niem. I Mo­raw­ski zle­cił, by pusz­czo­no na­kład do sprze­da­ży”²⁷.

W la­tach osiem­dzie­sią­tych cen­zu­ra już była czuj­niej­sza. W dru­gim po­wo­jen­nym wy­da­niu książ­ki, któ­re uka­za­ło się wte­dy na­kła­dem Wy­daw­nictw Ar­ty­stycz­nych i Fil­mo­wych, stro­fa jest wy­krop­ko­wa­na.

Od­ci­na­nie ku­po­nów

Na­zwi­sko Ej­smon­da tak bar­dzo ko­ja­rzy­ło się przed­wo­jen­nym czy­tel­ni­kom ze Sztu­ką ko­cha­nia, że gdy chciał za­re­kla­mo­wać ja­kiś swój nowy utwór, nada­wał mu ty­tuł na­wią­zu­ją­cy do po­ema­tu Owi­diu­sza. Je­den z nich – Sztu­ka po­do­ba­nia się męż­czy­znom – jest zresz­tą utrzy­ma­ną w to­nie ab­sur­dal­ne­go hu­mo­ru pa­ro­dią tego po­ema­tu, a ra­czej wła­sne­go tłu­ma­cze­nia, co wi­dać po na­stę­pu­ją­cych stro­fach:

Któ­ra z pań chce być mło­dą,

niech – jak naj­póź­niej się ro­dzi.

Nic prze­cież nie ma pil­ne­go.

Po­śpiech tu tyl­ko za­szko­dzi.

Je­śli cier­pli­wie za­cze­ka

lat – daj­my na to – dwa­dzie­ścia,

so­wi­cie się jej opła­ci

owa cier­pli­wość nie­wie­ścia²⁸.

Peł­nym wdzię­ku i eru­dy­cji dzieł­kiem jest Pod­ręcz­nik ca­ło­wa­nia, za­wie­ra­ją­cy po­łą­czo­ne lek­ką i dow­cip­ną nar­ra­cją wy­pi­sy z li­te­ra­tu­ry róż­nych kra­jów i epok, wszyst­kie w tłu­ma­cze­niu Ej­smon­da. Rzecz ja­sna, cy­to­wa­na jest tam rów­nież Sztu­ka ko­cha­nia. Oto prób­ka Pod­ręcz­ni­ka:

„Nie­któ­rzy wro­go­wie po­ca­łun­ku za­rzu­ca­ją mu, iż grze­szy on prze­ciw hi­gie­nie. Po­eta, któ­re­mu ko­chan­ka od­mó­wi­ła swo­ich ust, po­cie­sza się gorz­ko:

Gdy­by mię po­ca­ło­wa­ła

luba, to na war­gi moje

a nuż­by z jej ustek prze­szły

szko­dli­we drob­no­ustro­je?

Ale po­eci (i to wszyst­kich na­ro­dów), któ­rym ko­chan­ki ust nie od­ma­wia­ją, od­mien­ne­go są zda­nia . Atha­na­sios Chri­sto­pu­los, po­eta no­wo­grec­ki, woła:

Je­że­li ślicz­na dzie­wusz­ka

cier­piąc kła­dzie się do łóż­ka

i na­rze­ka na pra­gnie­nie,

aby zle­czyć jej cier­pie­nie,

prze­pisz­cie jej, dok­to­ro­wie:

«Słod­kie ca­łu­sy za­ży­wać»,

a cho­rej po­wró­ci zdro­wie.

Inny zaś po­eta-le­karz na­stę­pu­ją­cą daje re­cep­tę:

Oto naj­lep­sze le­kar­stwo.

Sto­suj do mych rad twe menu.

Ca­łuj lubą przed je­dze­niem,

ca­łuj lubą po je­dze­niu.

A gdy weź­mie Cię po­ku­sa,

wów­czas i pod­czas je­dze­nia

mo­żesz lu­bej dać ca­łu­sa”²⁹.

Moż­na po­dej­rze­wać, że pierw­szy i ostat­ni z przy­to­czo­nych utwo­rów są pió­ra sa­me­go Ej­smon­da. Wska­zu­je na to choć­by oso­bli­wy rym „menu” – „je­dze­niu”, któ­ry wy­stę­pu­je też w Sztu­ce ko­cha­nia³⁰.

Nie po­tra­fię od­mó­wić czy­tel­ni­ko­wi przy­jem­no­ści za­po­zna­nia się z jesz­cze jed­nym ustę­pem tej uro­czej ksią­żecz­ki:

„Zim­ne śre­dnio­wie­cze od­uczy­ło się sztu­ki ca­ło­wa­nia. I do­pie­ro w epo­ce od­ro­dze­nia pod wpły­wem dzieł mi­strzów grec­kich i rzym­skich ludz­kość za­czę­ła się za­po­zna­wać na nowo z pły­ną­cą z Włoch cza­row­ną sztu­ką piesz­czot . Szko­ła wło­ska, opar­ta na za­sa­dach rzym­skich, zdo­by­ła so­bie od razu sze­ro­ką sła­wę.

Jo­achim du Bel­lay woli ca­ło­wa­nie à l’ita­lien­ne od po­ca­łun­ku à la fra­nça­ise. W wier­szu Po­ca­łu­nek woła:

Na mi­łość Boga! Nie ca­łuj mię, ko­chan­ko, nig­dy po fran­cu­sku. Ca­łuj mię po wło­sku.

Ja­kież było owo «ca­ło­wa­nie po wło­sku»? Mówi nam o tym opo­wieść Bo­na­wen­tu­ry de Per­rie­re’a O szlach­ci­cu, któ­ry wło­żył ję­zyk w usta ko­chan­ki pod­czas ca­ło­wa­nia: «Chciał on – pi­sze au­tor – po­ca­ło­wać ją spo­so­bem prak­ty­ko­wa­nym we Wło­szech, gdzie dłu­go prze­by­wał. Przy po­ca­łun­ku wsu­nął jej nie­spo­dzie­wa­nie ję­zyk do ust. Sys­tem ów nie­zna­ny był jesz­cze wte­dy we Fran­cji».

Mło­dzie­niec miał z tego po­wo­du spra­wę są­do­wą, bę­dąc oskar­żo­ny o ob­ra­zę szla­chet­nej dzie­wi­cy”³¹.

A za­tem French kiss to wy­na­la­zek Wło­chów, a ra­czej ich sta­ro­żyt­nych przod­ków. Jak te na­zwy mylą! W na­szym in­te­re­sie na­ro­do­wym le­ża­ło­by zba­da­nie, kto na­praw­dę wy­na­lazł po­lni­sche Wirt­schaft.

Po­zo­sta­je jesz­cze Sztu­ka wy­my­śla­nia, ob­szer­ny fe­lie­ton Ej­smon­da otwie­ra­ją­cy tom tek­stów pro­zą i wier­szem pod tym sa­mym ty­tu­łem. Moż­na z nie­go za­cy­to­wać ury­wek do­wo­dzą­cy, że na­sze dzi­siej­sze oby­cza­je sej­mo­we są dzie­dzic­twem II Rze­czy­po­spo­li­tej:

„W daw­nych, do­brych cza­sach, kie­dy jesz­cze nie było u nas par­la­men­tu, wy­my­sły na­zy­wa­no na­iw­nie wy­ra­ża­niem się «nie­par­la­men­tar­nym». Okre­śle­nie tego ro­dza­ju krzyw­dzi par­la­ment, któ­re­go de­ba­ty skła­da­ją się prze­waż­nie z wy­ra­zów «nie­par­la­men­tar­nych». Dziś za­miast po­wie­dzieć: «Zwy­my­śla­łem go», na­le­ża­ło­by rzec: «Po­wie­dzia­łem mu parę słów par­la­men­tar­nych». Sejm na to mamy na uli­cy Wiej­skiej, aby te sło­wa «par­la­men­tar­ne» za­bar­wiać na «wiej­sko»”³².

Czy jest ja­kiś spo­sób, by sej­mo­we po­le­mi­ki prze­sta­ły być py­sków­ka­mi? Oto co pro­po­nu­je Ej­smond: „Lu­dzie o wyż­szych aspi­ra­cjach po­win­ni wy­my­ślać nie tyl­ko grzecz­nie, ale i wy­kwint­nie. W ten spo­sób każ­dy oce­ni ich po­ziom kul­tu­ral­ny. Do­bie­raj­my więc sło­wa sub­tel­ne . Nie mów­my o ni­kim «ścier­wo», lecz «mię­so nie­zu­peł­nie świe­że», nie mów­my «bał­wa­nie», lecz «falo nie­co wzbu­rzo­na», nie mów­my «cho­le­ro», lecz «za­raź­li­wa nie­dy­spo­zy­cjo żo­łąd­ko­wa». W ten spo­sób zy­ska­my po­wszech­ną mi­łość i sza­cu­nek”³³.

Od­ci­na­jąc ku­po­ny od po­pu­lar­no­ści Sztu­ki ko­cha­nia, Ej­smond być może ża­ło­wał, że sła­wę za­pew­nił mu je­dy­nie ten prze­kład, a nie wy­pły­wa­ją­ce z praw­dzi­wej pa­sji opo­wie­ści my­śliw­skie. Tak już jed­nak jest, że więk­sza część ludz­ko­ści woli łowy mi­ło­sne od po­lo­wań w pusz­czy i mniej się gor­szy naj­śmiel­szy­mi na­wet sce­na­mi ero­tycz­ny­mi niż opi­sa­mi za­bi­ja­nia dzi­kich zwie­rząt.KSIĘGA PIERWSZA

I

Je­że­li ktoś z was, Rzy­mia­nie,

nie wie, co mi­ło­ści sztu­ka

do­ka­zać jest dzi­siaj w sta­nie,

niech w tej książ­ce wie­dzy szu­ka.

Nie­chaj uważ­nie od­czy­ta

utwo­ru tego stro­ni­ce,

a po­tem nie­chaj sto­su­je

prze­pi­sy moje w prak­ty­ce.

Sztu­ką jest kie­ro­wać okręt

przez oce­anu ot­chła­nie.

Sztu­ką – jaz­da na ry­dwa­nie.

Sztu­ką jest też mi­ło­wa­nie…

Nie Ty sztu­ki tej ta­jem­nic

na­uczy­łeś mię, Fe­bu­sie.

Nie zdra­dzi­ły ich swym śpie­wem

le­śne pta­szy­ny mi­lu­sie…

Nie zja­wi­ła mi się Klio

ani jej sio­stry bo­gi­nie,

jak He­zjo­do­wi, gdy sta­do

pasł ongi w Askry do­li­nie. –

Do­świad­cze­nie jest mi dzi­siaj

prze­wod­ni­kiem mym je­dy­nie…

II

Mło­dy żoł­nie­rzu, co pra­gniesz

słu­żyć i okryć się chlu­bą

pod zna­kiem słod­kiej We­ne­ry…

naj­pierw – zna­leź two­ją lubą.

Na­stęp­nie – zdo­bądź jej mi­łość.

Zdo­byw­szy – umiej za­cho­wać.

Całe dzia­ła­nia za­czep­ne

we­dług mo­ich rad prze­pro­wadź.

Je­stem pe­wien, przy­ja­cie­lu,

nie bę­dziesz tego ża­ło­wać…

III

Gdy od wię­zów je­steś wol­ny,

ko­rzy­staj z po­myśl­nej chwi­li,

wy­bie­ra­jąc tę, czar któ­rej

całe ży­cie twe umi­li.

Wiedz, że owa pięk­ność słod­ka

nie zstą­pi ku to­bie z nie­ba

na lek­kich wia­ter­ku skrzy­dłach…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: