- W empik go
Sztuka kochania - ebook
Sztuka kochania - ebook
Słynny frywolny poemat erotyczny, przełożony swobodnie i bardzo dowcipnie na język polski przez Juliana Ejsmonda, z błyskotliwym wstępem profesora filologii klasycznej Mikołaja Szymańskiego. Zarówno forma, jak i daleka od moralizatorstwa treść tej poezji ściągnęła na autora niełaskę cesarza Augusta, który być może właśnie z jej powodu skazał Owidiusza na wygnanie. Dziś, po upływie dwóch tysięcy lat, po rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, poemat nadal zachwyca swobodą podejścia do tematu, pięknem języka i radością życia, jaka z niego bije. Całość ilustrowana reprodukcjami antycznej sztuki erotycznej i nawiązującego do niej malarstwa późniejszych epok.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-0305-9 |
Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzy siostry
Wygnany nad Morze Czarne Owidiusz napisał zbiór elegii Tristia (Żale). Ich pierwszą księgę otwiera utwór, w którym poeta daje swojej książce instrukcje, wysyłając ją do Rzymu:
Gdy w moim znajdziesz się domu,
zamieszkasz w skrzyni z książkami.
Tam ujrzysz sióstr swoich szereg
stworzonych w trudzie tym samym.
Reszta tytułem się chlubi,
na czole miano swe nosi.
Trzy tylko z dala od innych
kryją się w kącie w ciemności.
Tak też – wie każdy to dobrze –
kochankom każą kryć miłość.
Ty ich unikaj lub zgań je,
gdyby ci męstwa starczyło.
Śmiało im w oczy wygarnij:
– Jak Edyp albo Telegon¹,
każda z was, siostry, do zguby
ojca przywiodła własnego!
A przede wszystkim pamiętaj:
jeżeli jestem ci miły,
żadnej z nich nie waż się kochać,
choćby cię tego uczyły!²
Trzy siostry, o których tu mowa, to oczywiście trzy księgi Sztuki kochania. Zwróćmy uwagę na dwoisty stosunek Owidiusza do tego poematu. Niby potępia go jako przyczynę swego wygnania, ale zarazem nie bez dumy podkreśla jego popularność („wie każdy to dobrze”). Sugeruje, że nawet jego tytuł powinien ulec zapomnieniu, lecz jednocześnie informuje czytelnika, ile utwór ma ksiąg i co jest jego tematem. Postępuje więc trochę tak, jak autor sławnej – choć wątpię, czy prawdziwej – przedwojennej notatki w gazecie (przytacza ją gdzieś chyba Słonimski): „Kiedy wreszcie władze miasta zlikwidują dom schadzek na ulicy Kościuszki 53 mieszkania 17, w oficynie, dzwonić trzy razy?!”. Widać, że w gruncie rzeczy nie wstydzi się Sztuki kochania i pragnie, by ją nadal czytano.
Mimo że jeszcze niedawno poemat uchodził w potocznym mniemaniu za bliski pornografii, a wiele pokoleń licealistów czytało go z wypiekami na twarzy jak dziś „Hustlera”, to opinia ta nie odpowiada prawdzie. O samym akcie seksualnym mówi autor niewiele i oględnie, skupiając się na tym, jak zdobyć i utrzymać przy sobie ukochaną lub ukochanego. Ale właśnie jako podręcznik uwodzenia utwór ściągnął na Owidiusza gniew Augusta, który zarzucał poecie, że propaguje cudzołóstwo. Przed tym zarzutem broni się Owidiusz w drugiej księdze Tristiów, twierdząc, że dziewczęta i kobiety, o których mowa w Sztuce kochania, to nie panny z dobrych domów i matrony, lecz wyłącznie hetery³. Podobne zastrzeżenie można znaleźć w samym poemacie:
Kobietom zamężnym prawo
niewierności wszelkiej wzbrania⁴.
Trudno jednak uwierzyć w szczerość zapewnień, że poeta nie przewidywał użytku, jaki z jego rad może zrobić szukająca przygód mężatka. W każdym razie nie przekonały one oburzonego władcy.
Oczy poety
Owidiusz mimo wieloletnich starań nie wrócił z wygnania. Współczując mu, możemy zarazem się cieszyć, że niełaska cesarza nie unicestwiła dzieła, które było jej przyczyną, a raczej jedną z przyczyn (o inne jeszcze dzisiaj spierają się uczeni). Dzięki temu zachował się utwór, w którym szczególnie widać typową dla autora lekkość i wytworność stylu, dowcip i pogodny nastrój. Cechy te kojarzą się także z charakterystyką Juliana Ejsmonda, którą zamieścił we wstępie do pośmiertnie wydanego zbioru jego bajek Józef Ujejski, uczony znany przede wszystkim z badań nad twórczością polskich romantyków. Jeszcze nie spotkałem profesora uniwersytetu, który by pisał o jakimś autorze tak ciepło i z takim osobistym zaangażowaniem:
„Któż by go nie pamiętał chociażby z fotografii, co – poważna czy uśmiechnięta – zawsze przyciągała ku jego twarzy ludzkie sympatie i, choć nie kolorowa, mówiła każdemu, że te oczy – trochę figlarne i trochę zadumane, żartobliwe i jakby tkliwe zarazem – że te oczy musiały być niebieskie? A kto patrzył w nie (chociażby na fotografii) i czytał jego poezje, ten chyba nie mógł nie czuć, że te oczy i ta poezja dziwnie do siebie pasują, że oczy niemo wyrażają to samo nieledwie, co «różnymi głosy» i słowami w rytm i rym ujętymi wypowiadają utwory”⁵.
Myśliwy i bajkopisarz
Julian Ejsmond (1892-1930) był synem malarza Franciszka Ejsmonda, znanego przede wszystkim z obrazów przedstawiających życie chłopów. Odziedziczył imię po swym dziadku po kądzieli, Julianie Wieniawskim, naczelniku powiatu podczas powstania styczniowego oraz autorze wspomnień, komedii i szkiców humorystyczno-obyczajowych wydawanych pod pseudonimem Jordan. Dziadek był bratem sławnego skrzypka i kompozytora Henryka Wieniawskiego. Do tych tradycji rodzinnych, które mogły ukształtować tłumacza Sztuki kochania, dołączała się atmosfera domu jego rodziców. Jak pisze Tomasz Jodełka: „W domu Ejsmondów w Warszawie przy placu Trzech Krzyży spotykali się przez wiele lat pisarze i artyści, żeby wymienić tylko Sienkiewicza i Weyssenhoffa, Paderewskiego, Wyczółkowskiego i Fałata”⁶.
Krótkie – przerwane wypadkiem samochodowym – życie Juliana Ejsmonda wypełniała działalność w rozmaitych, dość odległych od siebie dziedzinach⁷. Jedną z najważniejszych dla niego samego było niewątpliwie myślistwo. Był referentem łowieckim w Ministerstwie Rolnictwa, redaktorem „Przeglądu Myśliwskiego” i wychodzącego dziś jeszcze „Łowcy Polskiego”, autorem kalendarzy myśliwskich i takich książek, jak Wspomnienia myśliwskie, Wielkie łowy królów polskich, Zabobony myśliwskie, Skarbiec myśliwego i Moje przygody łowieckie, a nawet opracowania naukowego Ryś w dzisiejszej Polsce i wstępu do książki Cietrzew. Gdy zatem czytamy w Sztuce kochania:
Myśliwiec wie, kędy w sidła
szybkiego jelenia złowi,
wie, gdzie można stawić czoło
okrutnemu odyńcowi⁸,
możemy założyć, że tłumacz zna się na tych sprawach lepiej od autora.
Drugą pasją Ejsmonda było pisanie bajek i innych utworów dla dzieci. Znajdujemy więc w spisie jego dzieł takie tytuły, jak Baśń o ziemnych ludkach, Opowieść o Janku Kominiarczyku i dymiącym piecu Króla Stasia, Przygody wiewióreczki czy Bajka o roześmianym Staśku. Był również autorem Klechd polskich, Antologii bajki polskiej i zbioru baśni różnych ludów Zaczarowane zwierciadło. Niektóre jego książki, jak można sądzić na podstawie tytułów, dadzą się zaliczyć zarówno do literatury łowieckiej, jak i dziecięcej: Janek w puszczy i Mali myśliwi.
Miłość ziemska i niebiańska
Najbardziej jednak interesuje nas Ejsmond jako tłumacz poezji łacińskiej. Oprócz Sztuki kochania, wydanej po raz pierwszy w roku 1921, ogłosił zbiór wierszy Petroniusza pod tytułem Pieśni miłosne. Tytuł ten może nie w pełni oddaje różnorodność zawartych w tomie utworów, ale poniższy wiersz nie tylko dotyczy miłości, lecz również zawiera pouczenia podobne do Owidiuszowych:
Prawdziwa rozkosz nie jest w namiętnościach ślepych.
Złączenie się dwóch istot bywa nazbyt krótkiem,
ażeby w nim mógł szczęścia jaśnieć cały przepych.
Płacimy go zbyt prędko żałością i smutkiem.
Szybko mijają żądzy lubieżne porywy…
Najwyższe szczęście wówczas w duszy nam zagości,
gdy w pieszczotach szukając rozkoszy prawdziwej
„słodki wstęp” przedłużymy… do nieskończoności…⁹
Ze Sztuką kochania mógłby się też komuś kojarzyć inny przełożony przez Ejsmonda łaciński utwór, który zaczyna się słowami:
Kochaymy… W piersiach serca nie mamy z kamienia…
a kończy dwuwierszem:
Kochaymy… A kto kochać z nas nie może ninie,
ten iest życia niegodzien, ten niech marnie zginie.
Pozory jednak mylą. Jest to bowiem wiersz z tomu Tęsknota do ojczyzny błękitnej, zawierającego przekład wybranych utworów XVII-wiecznego jezuity Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, światowej sławy poety piszącego po łacinie. Oto tytuł wiersza i jego pierwsza strofa:
O DZIECIĄTKU JEZUS NA ŁONIE MARYI
Kochaymy… W piersiach serca nie mamy
z kamienia…
Oto pacholę, które świętość opromienia,
wyciąga ku nam swoie bielusie rączyny.
Kogóż nie wzruszy słodka pieszczota dzieciny?¹⁰
Miłość, o której tu mowa, i miłostki z heterami to dosłownie niebo i ziemia. A jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że wybierając ten utwór do tłumaczenia, Ejsmond kierował się – choćby podświadomie – brzmieniem jego początku i końca przywodzącym na myśl Sztukę kochania.
Jeszcze przed Owidiuszem i Sarbiewskim Ejsmond przełożył łacińskie wiersze Kochanowskiego¹¹. Przekład ten spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem, czego dowodzi nagroda literacka Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz dwa wznowienia¹². Zainteresowanie tłumacza poezją polsko-łacińską skłaniało go do dalszych planów. „Po Kochanowskim i po religijnych pieśniach Sarbiewskiego – mówił w wywiadzie dla «Wiadomości Literackich» – pragnę przystąpić do dzieł Janickiego i innych poetów polskich, którzy pisali po łacinie”¹³. Szkoda, że nie spełnił tej obietnicy. Zwłaszcza Klemens Janicki, polski następca Owidiusza, znalazłby w Ejsmondzie kongenialnego tłumacza.
Stare, proste nuty
W cytowanych wyżej przekładach utworów Petroniusza i Sarbiewskiego daje się dostrzec większa kunsztowność stylu niż w tłumaczeniu Sztuki kochania. Trzynastozgłoskowiec zmusza do większej dyscypliny słowa niż wiersz ośmiozgłoskowy. Rym „ślepych” -„przepych” niemal dorównuje misternym rymom tłumacza Wergiliusza, Tadeusza Karyłowskiego: „Palatyn” – „chatyn” i „Askań” (tak Karyłowski spolszcza imię Askaniusza, syna Eneasza) – „klaskań”. W przekładzie Sarbiewskiego Ejsmond nadaje archaiczną patynę językowi i ortografii, jak Boy w przekładach Villona. Nawiasem mówiąc, obaj tłumacze mają ze sobą wiele wspólnego i trudno się dziwić, że Sztukę kochania wydają teraz Iskry, mające siedzibę w dawnym mieszkaniu Boya.
A jednak właśnie taka forma poetycka, jaką widzimy w przekładzie Owidiusza, szczególnie urzekła profesora Ujejskiego. Pisze on o Ejsmondzie w cytowanym już tekście: „Stać go było na duży kunszt w budowie wierszy i strof i na niemałą w tym kunszcie rozmaitość . Ale najchętniej śpiewał na stare, proste nuty w zwrotkach czterowierszowych z ośmioczy dziesięciozgłoskowych wierszy złożonych – na nuty, które Kochanowski już ograł, które są w polszczyźnie wypróbowanym już z dawna rytmem myśli i uczuć niezawiłych i jasnych. Taka sama też prostota i przejrzystość znamionuje jego język . Baroku metafor ani śladu; a budowa zdań najdalsza od krętości jakiejkolwiek, ledwie że spartańska.
Odrodził się pod tym względem Ejsmond od swej epoki – jak nikt inny. U schyłku neoromantyzmu w Polsce wystąpił od razu jako neoklasyk z natury, z upodobania, z kształcenia się i świadomego wyboru. Przekłady wierszy łacińskich Kochanowskiego i Sarbiewskiego (na ich własną polszczyznę) to była jego szkoła, a parafrazowanie Sztuki kochania Owidiuszowej to była po prostu radość. I sztuki swej pisarskiej uczył się u pisarzy wieku XVI, i w krew mu jakby wszedł języka ich ton i smak, i kolor zdrowo rumiany”¹⁴.
Zauważmy, że słowa te pisze badacz romantyzmu, najwyraźniej znużony niezdrową bladością romantyków i ich młodopolskich epigonów.
Między ścisłością a swobodą
„Niektórzy nasi profesorzy-pedanci wypowiedzieli pod adresem pana pewne obiekcje” – mówi do Ejsmonda redaktor „Wiadomości Literackich”, przeprowadzający z nim wywiad. Odpowiedź brzmi: „Ścisłość uważam za niezbędny warunek dobrego tłumaczenia, lecz nie nieudolną dosłowność, która ścisłością nie jest”¹⁵. W każdym razie Ejsmondowskie przekłady Petroniusza i Sarbiewskiego są bardzo swobodne, a tłumaczenie Sztuki kochania w pełni zasługuje na swój podtytuł „wolny przekład”.
Przede wszystkim tłumacz pomija prawie połowę tekstu Owidiusza. Opuszcza liczne dygresje mitologiczne i opisy obcych dzisiejszemu czytelnikowi obyczajów, takich jak używanie przez kobiety owczego łoju w celach kosmetycznych¹⁶. Czasem w grę wchodzi delikatność tłumacza, który nie śmie doradzać polskim damom, by co rano myły twarz, nie pozwalały czernieć zębom i dbały o to, by ich pachy nie cuchnęły capem¹⁷.
Możliwość uzyskania dobrego rymu skłania czasem Ejsmonda do odstępstw od oryginału. Chyba tylko wspomnianych wyżej profesorów-pedantów zgorszy zmiana imienia w ostatnim wierszu tej strofy:
W miłości nie mogę sobie
wyobrazić większej biedy,
jak być kochankiem Tekmessy
lub ponurej Andromedy…¹⁸
Owidiusz jako mityczne przykłady kobiecego smutku wymienia Tekmessę, znaną z Sofoklesowego Ajasa ukochaną brankę tytułowego bohatera, rozpaczającą po jego samobójczej śmierci, oraz Andromachę, której ból po stracie męża, Hektora, przejmująco opisuje Homer¹⁹. Można jednak założyć, że Andromeda, przykuta przez rodziców do nadmorskiej skały i przeznaczona na łup dla potwora, też nie była w najweselszym nastroju, przynajmniej do chwili, gdy pojawił się jej zbawca, Perseusz.
Bardziej mnie razi sytuacja, gdy tłumacz – znowu chyba skuszony rymem – mówi coś wręcz przeciwnego niż autor. Owidiusz pisze, że mężczyźni źle potrafią ukrywać pożądanie, a dziewczętom udaje się to lepiej. U Ejsmonda natomiast czytamy:
Miłość zakazana nęci
równie mężów jak dziewice.
Mąż ukrywa swoje żądze,
lecz dziewice zdradza lice²⁰.
Ktoś mógłby tu bronić tłumacza, powołując się na zamieszczony kilka linijek dalej wiersz:
Blednie od żądzy dziewica²¹,
lecz on również jest dodatkiem Ejsmonda.
Od takich odstępstw od oryginału należy odróżnić bardzo rzadkie wypadki, w których tłumacz mylnie rozumie myśl autora. Można do nich zaliczyć zdanie:
Homer wpierw ganił Helenę.
Potem – śpiewał jej pochwały²².
Owidiusz nie wspomina tu o Homerze, pozostawiając domyślności czytelnika, o jakiego poetę chodzi. Niewątpliwie ma na myśli Stezychora, o którym rozpowszechniona w starożytności legenda głosiła, że za wiersz, w którym krytykował Helenę, bogowie ukarali go ślepotą, lecz odzyskał wzrok, gdy napisał utwór odwołujący wszystkie zarzuty wobec córki Zeusa i oświadczył, że nigdy nie była w Troi.
Anachronizmy
Czytelników polskiej Sztuki kochania szczególnie bawi inny przejaw swobody tłumacza: żarty polegające na wprowadzaniu do starożytnego poematu nawiązań do współczesności. Najlepszy przykład to niewątpliwie strofa:
Błogosławiony – kto do tej
książeczki często zagląda…
A może kiedyś po polsku
wyjdę w przekładzie Ejsmonda?²³
Gdy w poemacie jest mowa o leżących w Kampanii Bajach, ulubionym miejscu wypoczynku bogatych Rzymian, w przekładzie Ejsmonda czytamy:
Tam wre życie namiętności
na słonecznej plaży modnej.
Tam na cnotę dziewic dybie
rzymski „Esikus pogodny”²⁴.
Kim jest ten tajemniczy Rzymianin? Zagadkę tę łatwo rozwiąże każdy amator Słówek Boya. Esikiem bowiem Boy nazywa warszawskiego pisarza i wydawcę Ferdynanda Hoesicka (1867-1941). W jednej z zawartych w Słówkach piosenek, napisanej na podstawie korespondencji, które wysyłał Hoesick do „Kuriera Warszawskiego” z Ostendy, Boy opisuje, co Esik wyprawiał na plażach tego belgijskiego kąpieliska:
Barwne półświatki,
Pulchne mężatki,
Obcisłe gatki
Śmieją się doń.
Esik się nurza,
Szczypie w odnóża,
To znów jak burza
Wciąga je w toń²⁵.
Dodajmy, że Ejsmond studiował w Krakowie w latach 1912-1914. Choć wieczory Zielonego Balonika odbywały się wtedy już tylko sporadycznie, wiersze Boya były nadal dobrze znane, a ich popularność dodatkowo zwiększyło ukazanie się w roku 1913 Słówek.
l wreszcie trzeci żartobliwy anachronizm – opis pradziejów ludzkości:
Ludzie błądzili po polach
zaciekli, okrutni, dzicy,
nie uznający własności,
no – po prostu… bolszewicy²⁶.
W roku 1921, gdy po raz pierwszy ukazał się przekład Ejsmonda, pamięć najazdu Armii Czerwonej była jeszcze bardzo żywa. To, że strofy tej nie usunięto w pierwszym powojennym wydaniu Sztuki kochania (PIW, Warszawa 1957), pokazuje, jak bardzo liberalna była cenzura w okresie polskiego Października. Ta obraza towarzyszy radzieckich nie uszła jednak uwagi odpowiednich czynników i omal nie doprowadziła do oddania książki na przemiał. Jak wspomina moja matka, Irena Szymańska, ówczesny redaktor naczelny PIW-u: „Skonfiskowano wówczas cały dwudziestotysięczny nakład ślicznego wydania w miękkiej, płóciennej okładce. Na szczęście właśnie wtedy Tadeusz Daniłowicz, ówczesny «odwilżowy» kierownik Wydziału Kultury KC, z którym się serdecznie przyjaźniłam, urządził u siebie sześćdziesiąte urodziny Władka Broniewskiego. Siedziałam na nich koło Adama Rapackiego, a naprzeciw Jerzego Morawskiego, odpowiedzialnego za kulturę w sekretariacie KC. Poprosiłam Rapackiego, żeby wstawił się za Owidiuszem u Morawskiego. Bardzo rozbawiony – była to ekipa z poczuciem humoru, czego nie można powiedzieć o wielu poprzednich i następnych – natychmiast zrobił to z pełnym przekonaniem. I Morawski zlecił, by puszczono nakład do sprzedaży”²⁷.
W latach osiemdziesiątych cenzura już była czujniejsza. W drugim powojennym wydaniu książki, które ukazało się wtedy nakładem Wydawnictw Artystycznych i Filmowych, strofa jest wykropkowana.
Odcinanie kuponów
Nazwisko Ejsmonda tak bardzo kojarzyło się przedwojennym czytelnikom ze Sztuką kochania, że gdy chciał zareklamować jakiś swój nowy utwór, nadawał mu tytuł nawiązujący do poematu Owidiusza. Jeden z nich – Sztuka podobania się mężczyznom – jest zresztą utrzymaną w tonie absurdalnego humoru parodią tego poematu, a raczej własnego tłumaczenia, co widać po następujących strofach:
Która z pań chce być młodą,
niech – jak najpóźniej się rodzi.
Nic przecież nie ma pilnego.
Pośpiech tu tylko zaszkodzi.
Jeśli cierpliwie zaczeka
lat – dajmy na to – dwadzieścia,
sowicie się jej opłaci
owa cierpliwość niewieścia²⁸.
Pełnym wdzięku i erudycji dziełkiem jest Podręcznik całowania, zawierający połączone lekką i dowcipną narracją wypisy z literatury różnych krajów i epok, wszystkie w tłumaczeniu Ejsmonda. Rzecz jasna, cytowana jest tam również Sztuka kochania. Oto próbka Podręcznika:
„Niektórzy wrogowie pocałunku zarzucają mu, iż grzeszy on przeciw higienie. Poeta, któremu kochanka odmówiła swoich ust, pociesza się gorzko:
Gdyby mię pocałowała
luba, to na wargi moje
a nużby z jej ustek przeszły
szkodliwe drobnoustroje?
Ale poeci (i to wszystkich narodów), którym kochanki ust nie odmawiają, odmiennego są zdania . Athanasios Christopulos, poeta nowogrecki, woła:
Jeżeli śliczna dziewuszka
cierpiąc kładzie się do łóżka
i narzeka na pragnienie,
aby zleczyć jej cierpienie,
przepiszcie jej, doktorowie:
«Słodkie całusy zażywać»,
a chorej powróci zdrowie.
Inny zaś poeta-lekarz następującą daje receptę:
Oto najlepsze lekarstwo.
Stosuj do mych rad twe menu.
Całuj lubą przed jedzeniem,
całuj lubą po jedzeniu.
A gdy weźmie Cię pokusa,
wówczas i podczas jedzenia
możesz lubej dać całusa”²⁹.
Można podejrzewać, że pierwszy i ostatni z przytoczonych utworów są pióra samego Ejsmonda. Wskazuje na to choćby osobliwy rym „menu” – „jedzeniu”, który występuje też w Sztuce kochania³⁰.
Nie potrafię odmówić czytelnikowi przyjemności zapoznania się z jeszcze jednym ustępem tej uroczej książeczki:
„Zimne średniowiecze oduczyło się sztuki całowania. I dopiero w epoce odrodzenia pod wpływem dzieł mistrzów greckich i rzymskich ludzkość zaczęła się zapoznawać na nowo z płynącą z Włoch czarowną sztuką pieszczot . Szkoła włoska, oparta na zasadach rzymskich, zdobyła sobie od razu szeroką sławę.
Joachim du Bellay woli całowanie à l’italienne od pocałunku à la française. W wierszu Pocałunek woła:
Na miłość Boga! Nie całuj mię, kochanko, nigdy po francusku. Całuj mię po włosku.
Jakież było owo «całowanie po włosku»? Mówi nam o tym opowieść Bonawentury de Perriere’a O szlachcicu, który włożył język w usta kochanki podczas całowania: «Chciał on – pisze autor – pocałować ją sposobem praktykowanym we Włoszech, gdzie długo przebywał. Przy pocałunku wsunął jej niespodziewanie język do ust. System ów nieznany był jeszcze wtedy we Francji».
Młodzieniec miał z tego powodu sprawę sądową, będąc oskarżony o obrazę szlachetnej dziewicy”³¹.
A zatem French kiss to wynalazek Włochów, a raczej ich starożytnych przodków. Jak te nazwy mylą! W naszym interesie narodowym leżałoby zbadanie, kto naprawdę wynalazł polnische Wirtschaft.
Pozostaje jeszcze Sztuka wymyślania, obszerny felieton Ejsmonda otwierający tom tekstów prozą i wierszem pod tym samym tytułem. Można z niego zacytować urywek dowodzący, że nasze dzisiejsze obyczaje sejmowe są dziedzictwem II Rzeczypospolitej:
„W dawnych, dobrych czasach, kiedy jeszcze nie było u nas parlamentu, wymysły nazywano naiwnie wyrażaniem się «nieparlamentarnym». Określenie tego rodzaju krzywdzi parlament, którego debaty składają się przeważnie z wyrazów «nieparlamentarnych». Dziś zamiast powiedzieć: «Zwymyślałem go», należałoby rzec: «Powiedziałem mu parę słów parlamentarnych». Sejm na to mamy na ulicy Wiejskiej, aby te słowa «parlamentarne» zabarwiać na «wiejsko»”³².
Czy jest jakiś sposób, by sejmowe polemiki przestały być pyskówkami? Oto co proponuje Ejsmond: „Ludzie o wyższych aspiracjach powinni wymyślać nie tylko grzecznie, ale i wykwintnie. W ten sposób każdy oceni ich poziom kulturalny. Dobierajmy więc słowa subtelne . Nie mówmy o nikim «ścierwo», lecz «mięso niezupełnie świeże», nie mówmy «bałwanie», lecz «falo nieco wzburzona», nie mówmy «cholero», lecz «zaraźliwa niedyspozycjo żołądkowa». W ten sposób zyskamy powszechną miłość i szacunek”³³.
Odcinając kupony od popularności Sztuki kochania, Ejsmond być może żałował, że sławę zapewnił mu jedynie ten przekład, a nie wypływające z prawdziwej pasji opowieści myśliwskie. Tak już jednak jest, że większa część ludzkości woli łowy miłosne od polowań w puszczy i mniej się gorszy najśmielszymi nawet scenami erotycznymi niż opisami zabijania dzikich zwierząt.KSIĘGA PIERWSZA
I
Jeżeli ktoś z was, Rzymianie,
nie wie, co miłości sztuka
dokazać jest dzisiaj w stanie,
niech w tej książce wiedzy szuka.
Niechaj uważnie odczyta
utworu tego stronice,
a potem niechaj stosuje
przepisy moje w praktyce.
Sztuką jest kierować okręt
przez oceanu otchłanie.
Sztuką – jazda na rydwanie.
Sztuką jest też miłowanie…
Nie Ty sztuki tej tajemnic
nauczyłeś mię, Febusie.
Nie zdradziły ich swym śpiewem
leśne ptaszyny milusie…
Nie zjawiła mi się Klio
ani jej siostry boginie,
jak Hezjodowi, gdy stado
pasł ongi w Askry dolinie. –
Doświadczenie jest mi dzisiaj
przewodnikiem mym jedynie…
II
Młody żołnierzu, co pragniesz
służyć i okryć się chlubą
pod znakiem słodkiej Wenery…
najpierw – znaleź twoją lubą.
Następnie – zdobądź jej miłość.
Zdobywszy – umiej zachować.
Całe działania zaczepne
według moich rad przeprowadź.
Jestem pewien, przyjacielu,
nie będziesz tego żałować…
III
Gdy od więzów jesteś wolny,
korzystaj z pomyślnej chwili,
wybierając tę, czar której
całe życie twe umili.
Wiedz, że owa piękność słodka
nie zstąpi ku tobie z nieba
na lekkich wiaterku skrzydłach…