- promocja
Sztuka obsługi waginy - ebook
Sztuka obsługi waginy - ebook
Wagina, wulwa, cipka, szparka, pochwa, srom, joni, kuciapka, piczka… jak ją nazywać? Właściwe pytanie brzmi: czy jesteś z niej dumna?
Wagina często traktowana jest przez kobiety użytkowo, myta, depilowana, a nawet operowana, by sprostać męskim wyobrażeniom. Bywa nazywana sromem – jak sromotna klęska. Albo – pochwą. Jak futerał na miecz, czyli dodatek do męskiej seksualności. Ciekawe, że istnieją członkowie zarządu, a nie ma pochew zarządu. Jeśli kobieta nie podchodzi z akceptacją, a nawet dumą do swojej waginy, nie osiągnie pełnej satysfakcji z seksu (a wraz z nią osoba, z którą go uprawia). Ani w życiu osobistym. Ani w pracy. Bo wulwa, piękna, niesamowita, niemająca sobie równych pod względem anatomicznym (penis nie jest bynajmniej tak skomplikowany!), to źródło kobiecej siły.
Ta książka to rozmowa seksuologa i psychoterapeuty z dziennikarką i psycholożką o tym, jak osiągnąć orgazm; jak podtrzymać pożądanie w związku; czy kochanka trzeba zdobyć, czy lepiej go zwyczajnie wynająć. To także próba odpowiedzi na pytania: jak radzić sobie z molestowaniem; jak zadbać o swoje interesy w związku i poza nim; jak i czym się masturbować; dlaczego czasem warto wdać się w romans z drugą kobietą, nawet, gdy uważamy się za stuprocentowe heteryczki; jak cieszyć się seksualnością w trakcie menopauzy, choroby, depresji i problemów partnerskich.
„Sztuka obsługi waginy” to poradnik i dla kobiet, i dla mężczyzn. Nikt nie przychodzi na świat z instrukcją obsługi waginy. A warto ją poznać, bo wulwa to morze możliwości, wulkan energii i ocean doznań.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4019-7 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książkę dedykuję Tobie, Czytelniczko/Czytelniku, z wdzięcznością za to, że odnajdujesz w sobie tak dużo odwagi, by za pomocą tej lektury objąć refleksją swoją seksualność.
Andrzej Gryżewski
Moim babciom, mojej mamie, mojej córce. Dziękuję i podaję dalej.
Jagna Kaczanowska
– Wiesz, skąd jesteś?
– A co? Jestem z Warszawy.
– Z waginy jesteś. I ciebie też w kapuście nie znaleźli.
Film „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”
HIC SUNT LEONES, czyli tu są lwy. Dlaczego zdecydowaliśmy się napisać książkę o waginie?
Jagna Kaczanowska: Mam waginę, choć może nie do końca jestem z nią zaprzyjaźniona; wciąż uczę się własnej seksualności. Chętnie wybiorę się w podróż po niej, pisząc z tobą tę książkę. Ale... Andrzeju, właściwie dlaczego facet chce napisać książkę o waginie?
Andrzej Gryżewski: Po pierwsze z powodu zarówno ważnego, jak i banalnego. Z waginy jestem. Po prostu. Mam świadomość, skąd się wziąłem na tym świecie. I czasem strasznie wstyd mi za facetów, którzy wypowiadają się o waginach pogardliwie, z niechęcią. Jako facet chcę, by inni faceci szanowali kobiety. Drugim powodem, dla którego marzyłem o napisaniu książki o kobiecej seksualności, jest przeciwwaga dla penisocentryzmu. Ponad 60 procent moich pacjentów, mężczyzn, przychodzi z lękiem zadaniowym który się objawia przed seksem i podczas niego. Taki facet skupia się na penisie, zapominając, że kobieta nie znalazła się z nim w łóżku dlatego, że on ma penisa, ale dlatego, że... ona ma waginę. Jest istotą seksualną. Chce doświadczyć bliskości, czułości, pożądania, namiętności, dotyku, uwagi, zabawy. Wielu mężczyzn będzie zszokowanych, ale wszystko to można dać kobiecie bez erekcji, z absolutnym pominięciem penisocentryzmu. I ta książka oferuje wiedzę i narzędzia do zgłębienia kobiecej seksualności. Dla kobiet heteroseksualnych i homoseksualnych, dla mężczyzn.
A nie miałeś poczucia, że wyjdzie z tego książka dla kobiet pod hasłem „Mężczyźni objaśniają mi świat”? Bo wiesz, parę osób zadało mi to pytanie: dlaczego facet ma pisać o czymś, czego nie ma, o waginie i kobiecej seksualności? Co, mało jest kobiet, specjalistek od seksu?
Nie miałem takiego poczucia. To mnie kobiety, moja żona, pacjentki, „objaśniały świat”, to od nich uczyłem się o kobiecej seksualności. Na początku pracy w seksuologii klinicznej postanowiłem, że będę się specjalizował w seksualności mężczyzn. I rzeczywiście, przychodziło dużo mężczyzn z dysfunkcjami takimi jak zaburzenia erekcji, przedwczesny wytrysk, obniżone libido. Ale... zweryfikowałem pierwotne założenia, bo odwiedzało mnie coraz więcej kobiet. Do dzisiaj ponad sześć tysięcy. Zauważyłem, że nie przychodzą wyłącznie z powodu swojego partnera czy z powodu trudności w relacji. Zapisywały się na psychoterapię indywidualną, by rozwijać swoją seksualność i uporać się z obniżonym libido, trudnościami w uzyskaniu orgazmu, suchością pochwy czy bolesną penetracją.
Przede wszystkim chcę podzielić się z Czytelniczkami wiedzą wyniesioną z pracy z tysiącami kobiet, z perspektywy seksuologa klinicznego i psychoterapeuty.
Nie opowiadam historii, które mi się przyśniły lub tak ex cathedra. To nie ta sytuacja jak z genialnego mema Marty Frej, na którym widać Episkopat, a na dole znajduje się podpis: „O kobietach wiemy wszystko”.
Widziałam. Lubię ten mem. Moim zdaniem zresztą opowiada nie tylko o stanowisku polskiego Kościoła wobec kobiet, ale w ogóle: polskich mężczyzn. Parlamentarny Zespół ds. Opieki Okołoporodowej składa się z samych facetów. Ani jednej kobiety. To głównie mężczyźni decydują o tym, jak wygląda życie kobiet w Polsce: czy mogą dokonać aborcji, czy nie, czy mają prawo do edukacji seksualnej, dostęp do antykoncepcji...
Więc ja przyznaję się szczerze: jako mężczyzna wszystkiego o kobietach nie wiem. Ale znam odpowiedzi na wiele z pytań, które zadają sobie moi pacjenci, niezależnie od płci. Na przykład dlaczego ludzie zakochują się w tych, a nie innych osobach. Albo dlaczego jednego dnia kobieta kipi pożądaniem, a godzinę później już całkowicie nie, pomimo że jest na urlopie i niby nic się nie zmieniło.
W dużej mierze byłem wychowany przez kobiety. Bardziej atrakcyjne są dla mnie przyjaźnie z kobietami niż z mężczyznami. Tak po prostu mam. Często rozmowy z kobietami są głębsze, z dużą dozą wglądu w swoje emocje, potrzeby i pragnienia. Mogę powiedzieć, że lubię, cenię i szanuję waginy. Chciałbym, by była to postawa powszechna.
Po co nam waginy? Byłam zaskoczona, przygotowując się do naszej rozmowy, jak niezwykłym organem jest moja pochwa. Przyznam, nie znałam jej od tej strony.
Wagina służy nie tylko do seksu i do rodzenia dzieci. To jest wycinkowe traktowanie kobiecej seksualności. Moim zdaniem pochwa to nie tylko fragment ciała. Jest też nierozerwalnie związana z kobiecą duszą i mentalnością. W naszej książce bardzo chciałbym to podkreślić. Jestem „człowiekiem z zewnątrz” w tym sensie, że sam nie mam waginy. Spojrzenie z zewnątrz, niezależnego eksperta, czasem się przydaje.
Zresztą nie pierwszy raz. Jestem heteroseksualnym facetem. Napisałem z Przemysławem Pilarskim książkę o gejowskiej seksualności, o budowaniu relacji męsko-męskich. Nazywa się Jak facet z facetem. Chciałem być jak reporter: umieć różne zjawiska, historie i sytuacje trafnie dostrzec i zgrabnie opisać, mimo że nie jestem „lokalsem”.
Wiesz, przygotowując się do naszej książki, odkryłam, również z niejakim wstydem, że sama niezbyt wiele zajmuję się moją waginą. Wiem, jak to brzmi, chodzi mi o to, że traktuję waginę instrumentalnie. Jest mi potrzebna do seksu, do cytologii, była mi potrzebna do zapłodnienia. Nie będę mówiła, że do urodzenia dzieci, bo miałam dwa cesarskie cięcia. Czytałam kiedyś Monologi waginy Eve Ensler i pomysł przemawiania do własnej waginy wydawał mi się dziwny.
A dlaczego? Znam co najmniej kilkanaście kobiet, które przemawiają do swojej paprotki, a Ty nie chcesz mówić z czułością do swojej waginy? To jak z tym legendarnym już memem. „Ludzie wierzą w wilkołaki, w horoskopy, w to, że Ziemia jest płaska i że folia na głowie chroni przed 5G, a ty nie możesz uwierzyć w siebie?”.
Teraz, gdy spotykamy się, żeby napisać o waginach i przyległościach, zaczynam o tym myśleć i... kurczę, język polski nie traktuje kobiecych genitaliów dobrze! Czasem mówi się: „pochwa”. Pochwa to jest futerał na miecz. Albo jeszcze gorzej: srom. Sromotna klęska, sromotna porażka... Nie to co penis. On – P.E.N.I.S. Albo: członek. Członek egzekutywy, członek zarządu.
To prawda. Gdy to powiedziałaś, że pochwa to futerał, zrobiło mi się przykro, bo nie uważam, że kobieta jest średnio istotnym dodatkiem do mężczyzny, jak ta metaforyczna pochwa do miecza. Nic dziwnego, że wiele kobiet odcina się od swoich wagin. Moim zdaniem język polski odzwierciedla męską niechęć, ale i... strach przed waginami. Moi pacjenci, mężczyźni, czasem opowiadają mi o swoich wizjach kobiecych genitaliów i pochwa jawi im się jako otchłań, w którą coś może wpaść i przepaść jak w Rowie Mariańskim. Chyba stąd fiksacja niektórych kochanków na punkcie wkładania do kobiecej pochwy różnych rzeczy, nie tylko penisa. Niektórzy tę fantazję o Rowie Mariańskim pojmują zbyt dosłownie i próbują do pochwy włożyć rękę po łokieć. Fanów fistingu, czyli penetracji pochwy lub odbytu dłonią, jest mało. Na szczęście, bo jest to dość karkołomna aktywność seksualna.
Tymczasem pochwa jest stosunkowo niewielka – jej tylna, dłuższa ściana od strony odbytu może mierzyć do 14,4 cm, a krótsza – jedynie do 8,4 cm. Średnio to 9 cm. Ale ten niezwykły organ potrafi się rozciągnąć, by pomieścić penisa, a nawet – główkę dziecka! Przy czarodziejskiej mocy akomodacji pochwy to penisy nie są wielkimi magikami. A co do języka, masz rację. Skoro są członkowie zarządu, może powinny być też pochwy zarządu? Czas wpuścić trochę zmian w stylu gender do naszego słownictwa. Może wtedy łatwiej byłoby nam pochwę celebrować, okazywać jej należyty szacunek. Chciałbym stać się drobną częścią tej przemiany. I dlatego cieszę się, że piszemy tę książkę razem.
Czym z punktu widzenia seksuologa i psychoterapeuty jest wagina?
Jest tożsamością. Mam waginę, co z tego dla mnie wynika? W psychoterapii mówimy czasem, że „ciało zna odpowiedź”. Bardzo często rozmaite problemy natury psychologicznej demonstrowane są przez objawy fizyczne. Kobieta może twierdzić, że nie pamięta jakiegoś dramatycznego wydarzenia, molestowania, gwałtu, ale jej wagina ma znacznie lepszą pamięć. I w sytuacji intymnej zareaguje skurczem mięśni, bardzo silnym, uniemożliwiającym wprowadzenie członka – czyli dysfunkcją seksualną zwaną pochwicą. Tak się dzieje pomimo tego, że kobieta mówi: „Ale ja się już z tym uporałam, przepracowałam tamto wydarzenie”. Najwidoczniej nie. Wagina działa w takiej sytuacji jak ochroniarz: jest jak mur, broni przed niechcianym dotykiem. Problem pojawia się wtedy, gdy sytuacja zagrożenia mija, kobieta jest już ze wspaniałym mężczyzną, a pochwa dalej reaguje zaciskaniem się. Omówimy to szerzej przy opisie poszczególnych problemów pojawiających się w kobiecej seksualności.
Moja przyjaciółka jest mamą dwójki dzieci. Przy chłopcu nie zastanawiała się nad tym, ale przy młodszej córce pojawiło się prawie natychmiast pytanie: jak mówić jej o waginie? Gdy zdejmowała jej pieluszkę, palce dziewczynki natychmiast wędrowały na krocze, była w naturalny sposób zainteresowana swoimi genitaliami. Przyjaciółka powiedziała mi, że pojęcia nie miała, jak zareagować. Powiedzieć: „nie rusz”?
To na pewno nie. Myślę, że dobrze jest opowiadać córce o waginie. Oczywiście, dostosowując ten przekaz do jej wieku.
Na ostatnią gwiazdkę kupiłam córce przyjaciółki lalkę anatomiczną, hiszpańską. Z dzieciństwa pamiętam plastikowe lale, które między nogami miały okrągłą dziurę. Byłam zdumiona, bo miałam świadomość, że u mnie ten fragment ciała wygląda inaczej, że są wargi sromowe... Wstydziłam się ich. Ta hiszpańska lalka ma wargi sromowe, więc gdy dziewczynka ją rozbiera, widzi to, co sama posiada. Można tłumaczyć: to jest wagina. Część ciała, jak ręka, oko, mózg. Narząd. Ja jako dziewczynka na pewno tak o swoich genitaliach nie myślałam. Miałam dbać o ich higienę i specjalnie się nimi nie interesować. Do dzisiaj mam taki odruch, gdy się podmywam, że zamykam oczy.
O rany! To ciekawe. Jakbyś się czegoś bała lub wstydziła. Czego się możesz bać?
Nieznanego? To, co nieznane, jest potencjalnie niebezpieczne. Czasem mówi się: lepiej tego nie dotykać. Coś się stanie, nie wiadomo do końca co. Trochę tak jak z wkładaniem dłoni pod szafę. Jest tam ciemno i nie jest pewne, czy w tym mroku coś się nie czai.
To bardzo ciekawe. Często słyszę podobne opowieści od pacjentek. W dzieciństwie zaszczepiono im strach przed dotykaniem waginy. Często były zawstydzane. Nigdy nikt nie powiedział im jasno, co złego może się stać, gdy będą się „tam” dotykały. Ale w słowach „nie ruszaj, nie wolno” kryła się groźba. Miałem pacjentkę, której matka kazała siedzieć w misce zimnej wody, gdyż ona jako dziewczynka czasami się „tam” dotykała. Normalna sprawa u dziecka. W niektórych rodzinach pochwa stawała się dla dziewczynek terytorium wydzielonym z reszty ciała. Przypomina mi się łacińska sentencja, którą umieszczano na dawnych mapach w czasach, w których mapy te obejmowały swoim zasięgiem jedynie niewielką część świata: Hic sunt leones. W dosłownym tłumaczeniu znaczy to: tu są lwy. Tak określano wszystkie nieznane, niezbadane tereny. Tu mieszkają lwy, więc strzeżcie się, bo nas zjedzą. Dzika kraina.
Inni z kolei idą krok dalej i uważają, że pochwa jest nie tylko nieznana, lecz także niebezpieczna. Mamy rok 2022, a ja w gabinecie słyszę od pacjentów współczesne mity o vagina dentata, tak jakby „zębata pochwa” mogła pożreć penisa. I ten strach pobrzmiewa nie tylko w wypowiedziach mężczyzn. Przychodzą kobiety, z lękiem opowiadając, że boją się sytuacji, w której członek lub wibrator zostanie uwięziony w waginie, zgubi się.
Nazywanie rzeczy – czyli waginy – po imieniu to pierwszy krok do oswojenia jej, a raczej – oswojenia się z nią?
Absolutnie tak! Często rodzice mają kłopot ze znalezieniem odpowiedniego języka. Mówią: to jest pisia. Brzmi infantylnie. Ale cipka – już lepiej. Albo po prostu, wulwa. Tam masz wulwę, mama też ma. O wulwę dbamy, delikatnie myjemy, nie wkładamy do niej żadnych przedmiotów. Uczymy córkę, by nie pozwalała, żeby obcy ludzie, bez jej zgody, genitaliów dotykali. Dziewczynka, z którą mama swobodnie o tym rozmawia, nie będzie miała sama w dorosłym życiu problemu, by nazwać genitalia. To dobry pierwszy krok do nauki mówienia o swoich potrzebach w przyszłości, nazywania rzeczy po imieniu. Ale też – mówienia „nie”, gdy ktoś próbuje nadużyć zaufania młodej dziewczyny. Trudno odmówić dotykania czegoś, czego sami nie umiemy nazwać. Nienazwane staje się ziemią niczyją, na którą każdy może wtargnąć. Oczywiście, w ten sam sposób tłumaczymy, czym są genitalia, chłopcu. Ty masz penisa, a twoja siostra waginę; tata ma penisa, a ja waginę. Nie zamykajmy własnej seksualności w infantylnym świecie „sisiorków” i „piś”.
Nie jest to takie proste. W języku polskim mało jest słów pozwalających ładnie mówić o seksie...
O, wypraszam sobie! Jest w naszym języku mnóstwo takich słów, tylko o nich zapomnieliśmy! Polecam lekturę Słownika seksualizmów polskich Jacka Lewinsona. Znajdziemy tam dwie strony synonimów waginy, maczkiem. Bułeczka, kądziołka, kocica, litery cztery, kosmaczka, łaskotka, pićka, prunelka, szlupka, kuciapka, wzniesienie Wenery, zwierzątko... Do wyboru, do koloru.
Polecam też książkę Pokochawszy profesora Jerzego Bralczyka i Lucyny Kirwil w rozmowie z fenomenalną Karoliną Oponowicz, która jest wspaniałą redaktorką naszej Sztuki obsługi waginy. Pokochawszy daje nam do myślenia i mocno wzbogaca język miłości. Warto zajrzeć do obu książek albo znaleźć własną nazwę. Macie wolny weekend? Jak Gombrowicz, kreatywnie powymyślajcie własne nazwy.
Pewnie nie tylko na waginę. Okropnie denerwuje mnie słowo „penetracja”. Wydaje mi się przemocowe. Grotołaz spenetrował jaskinię. Okropność.
I tak lepsze niż kopulacja. Dwa żuki kopulowały na kłodzie drewna... Ministerstwo Zdrowia kilka lat temu wypuściło spot, w którym bohater, królik, mówił: „Kto jak kto, ale my, króliki, wiemy, jak zadbać o liczne potomstwo”. Jasne, po co edukacja seksualna, skoro możemy opanować arkana kopulacji, obserwując króliki. Czasami ten rozdział życia społeczno-politycznego nazwałbym „w oparach absurdu”...
Lubię słowo „współżycie”. Jest partnerskie i ładne. Stosunek też może być, chociaż mnie zaraz kojarzy się z dyplomacją. Czyli pierwszy krok to znaleźć wspólny język ze swoją waginą. A drugi? Błagam, tylko mi nie mów o tym lusterku...
A dlaczego nie? Widzisz, znowu zamykasz oczy. Pacjentki, którym proponuję, żeby w spokojnym momencie dnia wzięły lusterko, położyły się na łóżku i obejrzały swoją waginę, reagują często mieszaniną zdumienia, strachu i... obrzydzenia. Jakbym kazał im nocą zwiedzać meliny na Ząbkowskiej, czyli pięknej, acz niedocenianej warszawskiej ulicy, owianej złą sławą. Jakby coś miało z tej waginy wyskoczyć i dać im w łeb. A przecież, gdy idziesz na USG, z zaciekawieniem oglądasz na ekranie obraz własnych nerek czy serca. Czemu z takim samym życzliwym zaciekawieniem nie chcesz obejrzeć waginy?
Tę awersję do oglądania bardziej się czuje, niż nazywa słowem.
Wiesz, po czym poznaję, że kobieta ma nieprzyjazny stosunek do swojej pochwy? Pytam, jak reaguje na pieszczoty oralne w wykonaniu partnera. Jeśli mówi, że za tym nie przepada, że czuje się trochę zawstydzona, skrępowana tego typu zainteresowaniem, wtedy już wiem: ta kobieta nie zna dobrze swojej waginy i w związku z tym nie do końca ją lubi. Ona czeka, aż on przejdzie albo do „konkretów”, czyli stosunku, albo do pieszczenia brzucha, ud czy piersi.
A my w naszej książce zajmiemy się waginą i przyległościami...
Tak. Chociaż mózg jest dość daleko położony od waginy, a przecież seksualność rodzi się w umyśle, nie w pochwie. To, co myślimy o seksie, o waginie, o swoim ciele, o sobie w roli kochanki, przekłada się na to, jak nasza wagina funkcjonuje. Czy odpowiednio reaguje na pieszczoty, jest sprężysta i elastyczna, nawilżona, czy przeciwnie, zamyka się, broni przed penisem jak przed intruzem. Gdy napisałem z Przemysławem Pilarskim Sztukę obsługi penisa, wiele osób zarzuciło mi, że to okropny seksistowski tytuł. Sądzili (nie czytając jej), że napisałem dla kobiet instruktaż o tym, jak mają postępować z męskim członkiem. Nic bardziej mylnego. Instrukcję obsługi penisa i instrukcję obsługi waginy narysowała w jednej książce ilustratorka Jüne Plã. Nazwała ją Klub rozkoszy. Ciekawa była jej motywacja, mianowicie zrodziła się z niezgody na penisocentryzm jej kochanka. Otóż jej partner sprowadzał seks wyłącznie do penetracji. Jüne to bardzo frustrowało, więc łopatologicznie chciała go wyedukować. Narysowała partnerowi obrazkową instrukcję obsługi wszystkich stref erotycznych, ze szczególnym uwzględnieniem genitaliów. Ja jestem absolutnie oczarowany tą książką i polecam ją gorąco. To świeża sprawa, bo książka została wydana w 2022 roku.
Natomiast Sztuka obsługi penisa jest książką o męskiej seksualności, ale nie mogliśmy i nie chcieliśmy nazwać jej Sztuką obsługi męskiej głowy. Tak samo tutaj, wagina i umysł tworzą jedność, tak powstaje kobieca seksualność. Chciałbym, abyśmy o tym właśnie napisali. Poradnik użytkowniczki waginy. Albo wulwy, bo to też ładne słowo, które w Polsce nie może się jeszcze przebić do publicznej świadomości. Jak ustawić relacje między twoją waginą a umysłem, by czerpać radość z seksu, móc się emocjonalnie otworzyć na związek z mężczyzną lub drugą kobietą? Oraz podręcznik dla mężczyzn i kobiet, którzy chcą udanego związku z partnerką: jak sprawić, by twoja kochanka czuła się przy tobie bezpiecznie, dobrze, jak dać jej rozkosz w łóżku i satysfakcję poza nim?WAGINA ZĘBATA I SZPARKA Z PORNHUBA: czy wygląd i wielkość pochwy mają znaczenie?
Niemal co druga kobieta ma wątpliwości co do wyglądu własnej waginy – wynika z sondażu przeprowadzonego przez portal refinery29.com na grupie 3670 kobiet. Respondentkom najczęściej nie odpowiadała wielkość i kształt pochwy, co trzecia była niezadowolona z koloru warg sromowych. Nic dziwnego, że labioplastyka czy plastyka waginy są coraz bardziej popularne, także w Polsce. Byłam zaskoczona kosztami – taka operacja może kosztować nawet 7 tysięcy złotych.
Myślę, że może to wynikać z tego, że grupa, do której kierowane są oferty tego typu zabiegów, jest zamożna. Jestem popularnym seksuologiem i wiem, jakie kobiety czasami do mnie przychodzą: często nazywają same siebie żonami Hollywood. Niektóre się śmieją, że są ubrane za połowę PKB Bułgarii. Zrobiły sobie już wszystko, ale... czasami nie zrobiło to większej różnicy. Mężczyźni tych kobiet nie uprawiają z nimi seksu lub robią to bardzo rzadko. Nieraz są właścicielami firm, pracują po kilkanaście godzin na dobę.
Mam takiego pacjenta – jego firma produkuje urządzenia elektroniczne i wysyła je na cały świat. Ponieważ klienci mieszkają w różnych strefach czasowych, on prowadzi negocjacje o najdziwniejszych porach dnia i nocy. W rezultacie, jeśli ma przed sobą noc bez telekonferencji albo kilka dni wolnego – chce się wyspać. Jego żona też u mnie bywa. Opowiada, że często, z racji zasobności, są zapraszani na rozmaite konferencje, premiery nowych samochodów i tak dalej. Ona się rozgląda wokół i widzi kobiety sporo młodsze od siebie, na dodatek – w typie modelki wybiegowej. „Może mój mąż woli takie...”, pomyślała sobie nasza bohaterka. I zmniejszyła sobie piersi. Ale mąż jak spał w nocy, tak śpi. Więc po roku moja pacjentka znów odwiedziła chirurga plastyka i powiększyła piersi. Potem zrobiła sobie plastykę pochwy i wybieliła odbyt.
Słucham?!?
Tak, medycyna estetyczna ma do zaoferowania sporo zabiegów w rejonie genitaliów. Można, jak to się fachowo mówi, dokonać resekcji warg sromowych, czyli je wyciąć. One są naturalnie wystające. Nieraz tak bardzo, że wychodzą ze skąpego bikini. Można je przyciąć do rozmiaru mini. Tak wyglądają genitalia aktorek porno, wystarczy otworzyć jakiekolwiek zdjęcie pornograficzne, żeby zobaczyć, że żadna kobieta tam – prawie żadna – nie ma „oryginalnych” genitaliów, to znaczy wyglądających tak, ja je stworzyła natura. Zresztą rosnąca popularność pornhuba to jeden z powodów, dla których labioplastyka, zmniejszenie warg sromowych, i tym podobne zabiegi są coraz bardziej powszechne.
Niektóre kobiety chcą wyglądać tak samo jak aktorki porno, które ogląda partner. Boją się, że jeśli zostaną naturalne, partner przestanie ich pożądać. Historie, które słyszę, są często bardzo smutne. To opowieści przeraźliwie samotnych kobiet, które czują się całkiem opuszczone przez swoich partnerów, seksualnie, ale też emocjonalnie, intelektualnie, duchowo. One rozpaczliwie próbują to zmienić. Mają pieniądze i w związku z tym pojawia się myśl o zabiegu. Często prowokuje ją jakaś ulotka kliniki medycyny estetycznej, reklamy wyskakujące w wyszukiwarce.
Mogę powiedzieć, że nie spotkałem się z sytuacją, w której takie działania przyniosłyby pozytywny efekt u kobiet, które cierpią na dysmorfofobię, czyli zaburzone postrzeganie własnego ciała. Cierpiąca na to zaburzenie kobieta może wydać dowolną sumę na operacje ciała, przeznaczyć gigantyczne pieniądze na ciuchy, kosmetyki i doczepiane włosy, ale to nie zmieni dynamiki jej relacji z partnerem. Bywa, że partner już po prostu jest niewolnikiem gospodarki rabunkowej, ofiarą wypalenia zawodowego, ogromnego stresu wynikającego z zarządzania ludźmi, firmą lub nie jest zainteresowany tą kobietą, ale nie opłaca mu się, z rozmaitych względów, kończyć tej relacji. Bywa też, że on naprawdę ją kocha na swój sposób – na ile kochać może człowiek, dla którego liczy się przede wszystkim sukces finansowy, zawodowy, praca, ambicje, realizacja hobby, a związek z kobietą jest gdzieś w tej hierarchii wartości daleko.
WSZYSTKO O MOJEJ CIPCE
Albo prawie wszystko. Nie ma jednego, prawidłowego kształtu ani wyglądu wulwy, każda kobieta ma między nogami unikatowe dzieło natury. Pięć typów budowy zewnętrznych genitaliów występuje najczęściej. Jak to się przekłada na seks?
1. Płomień olimpijski. Nazwa wzięła się od kształtu warg sromowych otaczających wejście do pochwy. Kobiety o tej budowie mają bardziej rozrośnięty kapturek (napletek), przykrywający łechtaczkę. Oznacza to, że potrzeba pieszczot, które pozwolą łechtaczce nabrzmieć krwią – wtedy wyjrzy spod kapturka i będzie stymulowana także podczas stosunku. Bez odpowiedniej gry wstępnej penetracja może nie przynieść satysfakcji.
2. Kurtyna. Jeśli tak wyglądają twoje zewnętrzne genitalia, masz ponadprzeciętnie rozbudowane wargi sromowe mniejsze, które zasłaniają wejście do pochwy jak drapowana kurtyna w teatrze. Nie ma to większego wpływu na przyjemność seksualną. Warto wiedzieć, że wygląd genitaliów zmienia się wraz z wiekiem: kurtyna jest często spotykana u kobiet po menopauzie, ale nie tylko.
3. Muszelka. Nazwa jest oczywista: duża łechtaczka i często spore wargi sromowe mniejsze wychylają się spomiędzy warg sromowych większych jak małż z muszli. Najistotniejsza informacja: kobiety z muszelką mają ponadprzeciętnie dużą łechtaczkę, łatwo dostępną dla kochanka czy kochanki. To oznacza zazwyczaj łatwość podniecania się i osiągania orgazmu. Szczęściary!
4. Zamknięte oko. Zazwyczaj tak wyglądają genitalia młodych kobiet. Wargi sromowe większe są dość wąskie i zamykają wejście do pochwy jak powieka oko. Ale to wcale nie znaczy, że sama penetracja będzie trudniejsza! Wargi łatwo się rozstąpią.
Uwaga: przy tym typie budowy dotarcie do łechtaczki wymaga trochę wprawy.
5. Motyl. Wargi sromowe większe są duże, miękkie i lekko wywinięte, przypominają skrzydła motyla lub płatki kwiatu. Aby dotrzeć do łechtaczki, trzeba je lekko rozchylić. Seks oralny jest idealną grą wstępną dla kobiet o tym typie budowy.
Twoje genitalia wyglądają inaczej niż na rysunkach? Świetnie! Ile kobiet, tyle wariantów. Każdy piękny i każdy wymaga tego samego – czułości i zainteresowania kochanka lub kochanki.
Czy młode kobiety nie interesują się tymi operacjami?
Interesują się. Mówimy o „pokoleniu pornografii”, dzisiejszych dwudziestolatków. Za czasów ich dojrzewania płciowego pojawił się szybki, szerokopasmowy internet i okienka z pornografią same wyskakiwały, gdy szukało się czegoś innego – wiem z opowieści, że wiele osób tak właśnie zaczęło oglądać tego typu materiały. Młodych kobiet często nie stać na taką operację, ale dla niektórych to jest tak ważne, że są gotowe na przykład polecieć do Tajlandii na wakacje i przy okazji zrobić sobie labioplastykę. Nie boją się, są bardzo zdeterminowane. Uważają, że to znacząco podniesie ich notowania na rynku towarzyskim.
Przypomina mi się scena z fenomenalnego serialu Sex Education: w trzecim sezonie Aimee opowiada seksuolożce o tym, że nie podoba jej się własna cipka, bo jest asymetryczna. Seksuolożka każe jej obejrzeć przykłady różnych cipek w sieci – każdy może wejść na polską stronę www.kazda-wulwa-jest-piekna.pl albo @the.vulva.gallery, żeby przekonać się, że cipek jest tyle, co gwiazd w kosmosie. Natomiast z mojego punktu widzenia taka „szparka” z pornhuba nie jest ładna. Wygląda jak cipka plastikowej lalki. Ale może ja tego nie jestem w stanie ocenić... Czy ty słyszałeś od mężczyzn zachwyty nad tymi zoperowanymi wargami sromowymi, których prawie nie widać?
Zabawne, że pytasz, bo właśnie nie. Zupełnie o czymś innym opowiadają kobiety, a coś innego dzieje się w rzeczywistości. To jest trochę tak jak z reklamą pewnego napoju orzeźwiającego: wygląda to tak, jakby po jednym łyku odmieniało ci się całe życie. Ale tylko w telewizorze. Potem idziesz do sklepu, bierzesz butelkę, w środku sporo bąbelków, szczypie w gardło, a oprócz tego cukier, lukier i tyle. Słodki płyn. I tak samo mężczyźni odbierają genitalia po labioplastyce. Małe wargi i tyle. Niektóre kobiety fetyszyzują wygląd warg sromowych, myślą, że to będzie jak z tuningowanym samochodem: facet zajrzy pod maskę i zapieje z zachwytu. Nie, mężczyźni nie zauważają takich rzeczy jak mniejsze wargi sromowe. To nie ma sensu, poza naprawdę wyjątkowymi sytuacjami, gdy kobieta miała przerost warg sromowych – trudno wtedy dobrać bieliznę, kostiumy, przerośnięte wargi mogą sprawiać ból.
Natomiast „zrobiony biust” często nie uchodzi męskiej uwadze. Ale też jestem zdania, że kobiety przeceniają potencjalny efekt. Z moich doświadczeń z gabinetu wynika, że około 60 procent mężczyzn, którzy mieli seks z kobietą z implantami piersi, ocenia te doświadczenia jako mało przyjemne. Pacjenci mówią mi, że są one inne w dotyku i trochę chłodniejsze od reszty ciała. Zraża ich nienaturalna twardość, która kojarzy im się z cechą męską, a nie kobiecą, co obniża ich pożądanie.
W 2022 roku miałem kilkudziesięciu pacjentów, mężczyzn, którzy przychodzili do mnie z depresją, z zaburzeniami erekcji i z obniżonym libido, gdyż ich partnerki, bez akceptacji z ich strony, powiększyły sobie piersi. Najczęściej z powodów estetycznych z małego rozmiaru na dużo większy. I tu zaczyna się dramat, bo ci mężczyźni, zamiast skakać z radości, reagowali smutkiem, złością, żalem, dysfunkcjami seksualnymi. Częstotliwość seksu drastycznie spadała. Gdy partnerki się przebierały, odwracali oczy. W pozycji na jeźdźca tracili wzwód. Jak się pytam, co ich rozprasza w seksie, mówią, że widać blizny po nacięciach, że powłoka implantu się pofałdowała i wygląda to niepokojąco i nieestetycznie, że piersi zrobiły się niesymetryczne. Czasami gruczoł piersiowy rozjeżdża się z sutkami, że skóra, która oblekała mniejszy biust, jest nagle naciągnięta przez implanty i to źle wygląda, że przez implant nierówności pod skórą są bardziej uwypuklone i deformują estetycznie powierzchnię skóry. Ta lista jest długa.
To wszystko są istotne powody, dla których pacjenci zgłaszający się do mnie po pomoc mają ogromne trudności z pożądaniem kobiet, które kochają. Dla mnie jako seksuologa i psychoterapeuty to jedne z najtrudniejszych sytuacji zawodowych. Owszem, zachęcam pacjentów do skupiania uwagi na innych strefach erogennych, na dotyku skóry nieobjętej operacją, na skupianiu się na bodźcach słuchowych, natomiast powyższe skutki uboczne są faktem. Są rzeczywiste. Te historie dają dużo do myślenia. Po pierwsze, warto konkretnie i szczegółowo omówić z chirurgiem ewentualne powikłania. Warto, by partner uczestniczył w procesie konsultacji, by mógł zadać pytania, by podzielił się swoimi wątpliwościami, by mógł powiedzieć, co o tym myśli i czuje. Wiele partnerek moich pacjentów robiło to bez konsultacji z partnerem, rzekomo dla siebie i swojej przyjemności estetycznej. Tylko że seks jest aktywnością partnerską – warto zadać sobie pytanie: „A czy ja bym chciała, żeby mój partner wydłużył sobie penisa o dziesięć centymetrów?”.
Dzięki, że mi to mówisz. Bo właśnie ja mam zrobione piersi, miałam mastektomię z rekonstrukcją z powodu raka piersi.
Dziękuję ci, Jagna, że to mówisz, gdyż jest jeszcze druga grupa mężczyzn, tym razem empatyzujących z kobiety emocjami. Gdy operacja jest uzasadniona, bo kobieta jest po leczeniu nowotworu, po wypadku lub z innych medyczno-zdrowotnych powodów, mężczyźni są w stanie sobie to wytłumaczyć. Wtedy w małym stopniu wpływa to na ich pożądanie.
Ale mogę ci opowiedzieć historię zasłyszaną w gabinecie: mój pacjent, będąc singlem, umówił się na Friends with benefits (FWB) z Tindera z jedną bardzo atrakcyjną pielęgniarką. To dość popularna męska fantazja erotyczna. Podczas gry wstępnej okazało się, że partnerka pacjenta zdecydowanie przesadziła z wyborem rozmiaru implantów. I kiedy się kochali, obijała mu twarz tymi twardymi piersiami. Czuł się, jakby piłki do koszykówki lądowały na jego głowie. Bał się, że będzie miał siniaki na policzkach, jak po BDSM-ie rodem z Pięćdziesiąt twarzy Greya. Są różne preferencje seksualne, ale BDSM to nie była zdecydowanie jego bajka. Ta scena wyglądałaby dość komicznie dla kogoś, kto obserwowałby te zmagania. Młodzież by powiedziała „xD”. Ale temu mężczyźnie do śmiechu nie było. Dlatego z opcji FWB skończyło się na one night standzie (ONS) i więcej się z tą kobietą nie spotkał, chociaż ogólnie bardzo mu się podobała, poza tym jednym, niemałym, szczegółem. Podobnie słyszę od innych pacjentów, że taki „porno-cyc” (piersi zrobione w rozmiarze XXXXL) ich nie zachwyca.
Nie jest tak, że kobieta, która ma jazdę na punkcie swoich genitaliów i koniecznie chce je zoperować, po prostu nie akceptuje swojej seksualności?
Czasem tak jest, natomiast głównie to odmiana dysmorfofobii, czyli patologicznej nieakceptacji własnego ciała. To choroba. Bywa, że dotknięta nią kobieta koncentruje się na jakimś wybranym fragmencie ciała – mogą to być genitalia czy piersi. Generalnie kliniki plastyczne mają obowiązek sprawdzać, czy klientka, która się zgłasza, nie cierpi na dysmorfofobię. Bo to jest problem dla psychoterapeuty, nie dla chirurga. Operacja nie sprawi, że kobieta zaakceptuje swoje sfery intymne, będzie dokładnie tak samo niezadowolona jak wcześniej, a może bardziej. Byłoby to więc narażanie jej na niepotrzebne cierpienie.
A zastrzyki z kwasu hialuronowego w punkt G? Podobno mają go uwypuklać, dzięki czemu łatwiej osiąga się orgazm. Ma to sens, wziąwszy pod uwagę, że zabieg kosztuje blisko 2000 złotych, a efekt utrzymuje się maksimum dwa lata?
Czasem ma to sens. Bywa, że kobieta łatwiej po takiej operacji osiąga orgazm pochwowy, będący wynikiem drażnienia punktu G właśnie, a nawet – squirting orgasm, czyli mokry orgazm, z kobiecą ejakulacją. Ponad dwadzieścia pacjentek powiedziało mi, że skorzystało z tych zastrzyków. W dwóch przypadkach efekt był spektakularny, pacjentki miały niesamowicie intensywne orgazmy. Pozostałe... no cóż, powiedziały, że średnio widzą różnicę. Jedna z nich stwierdziła z pewnym smutkiem, że największą różnicę w orgazmie robi... partner.
Kompetentny i wytrawny kochanek wie, jak w trakcie gry wstępnej palcem włożonym do pochwy pobudzić punkt G. Jest świadom, że takie miejsce istnieje, i zna sposoby dostania się do niego. Ale ta pacjentka miała w swoim życiu około osiemdziesięciu kochanków, z czego tylko trzech posiadło tę sztukę, więc sama widzisz, że nie jest dobrze.
PALCEM W PUNKT G
Jak w trakcie pieszczot waginy dłonią trafić w punkt G? Ułóż dłoń tak, partnerze lub partnerko kobiety, i szukaj!
A czy rozmiar pochwy ma znaczenie? Czy „wąska cipka” to też mit?
W pewnym sensie ma znaczenie. Słyszałem od pacjentek kobiet, że miały wrażenie, że niewystarczająco obejmują pochwą penisa. Ciężko obiektywnie stwierdzić, czy w danym przypadku to jest kwestia rozmiaru pochwy, czy rozmiaru penisa... Bywają członki długie, ale cienkie, to znaczy o stosunkowo niewielkim obwodzie. Tył pochwy nie jest szczególnie unerwiony. Fakt, że członek tam dotrze i mężczyzna będzie nim walił jak taranem w bramę zamku, specjalnie kobiety nie cieszy. Ważne, żeby penis był gruby u nasady – wtedy łechtaczka i – przede wszystkim – wejście do waginy są dobrze stymulowane. Może być też tak – i tak bywa najczęściej – że kobieta ma słabe mięśnie pochwy i dna miednicy. Trzeba ćwiczyć mięśnie dna miednicy, jak wszystko zresztą. Dwadzieścia powtórzeń i odpoczywamy, i tak ze trzy serie. Można ćwiczyć codziennie, dwa razy dziennie najlepiej. Są nawet specjalne aplikacje na telefon do ćwiczenia mięśni dna miednicy. Kegel Trainer podpowie, jak trenować, użytkowniczka sama ustawia długość sesji, od trzydziestu sekund do trzech minut, a telefon przypomni, że nadchodzi pora treningu.
Są też inne aplikacje, najpopularniejsza to PelviFly, która działa razem z urządzeniem PelviFly. To rodzaj tamponu z medycznego silikonu, urządzenie ładowane jest przez kabel USB. Łączy się z apką na naszym telefonie, a my możemy błyskawicznie sprawdzić, jaka jest kondycja mięśni dna miednicy, i zaordynować odpowiedni program treningowy, by wzmocnić siłę mięśni lub nauczyć się je rozluźniać, co dla wielu kobiet też jest problemem. Idealnie, jeśli taki plan ćwiczeń opracuje specjalnie dla nas fizjoterapeutka uroginekologiczna, czyli specjalistka od rehabilitacji sfer intymnych.
Ćwiczenie mięśni dna miednicy jest zdecydowanie niedoceniane. A tymczasem to jedna z najskuteczniejszych technik, mogących znacząco poprawić jakość życia seksualnego. Kiedyś zalecano, by zidentyfikować mięśnie dna miednicy w toalecie, podczas oddawania moczu – po prostu powstrzymać wypływający strumień, robimy to właśnie za pomocą tych mięśni. Nadal w ten sposób można „znaleźć” mięśnie Kegla, chociaż do samego treningu zalecam jednak inne ćwiczenia, poza toaletą. Warto ćwiczyć, a nie tylko wyrzucać masę pieniędzy na operacje.
Kiedyś wydawało mi się – naprawdę nie wiem dlaczego – że to ćwiczenia dla kobiet po porodach. Więc dopóki nie zostałam mamą, nie interesowałam się nimi.
Dużo kobiet mi to mówi. Niektóre, gdy proponuję im trening Kegla, są oburzone: „No co pan, ja mam daleko do menopauzy, to są ćwiczenia dla kobiet, którym wypada macica na spacerze!”. Nic bardziej mylnego. I na dodatek te ćwiczenia są łatwe w obsłudze, bo można je robić zawsze i wszędzie, w wolnej chwili. Teraz zresztą takie ćwiczenie jest ułatwione, bo trening mięśni Kegla jest idealny do przeprowadzenia w trakcie nudnej telekonferencji...
No co ty! A kulki dopochwowe?
Mam kilka pacjentek, które faktycznie w trakcie spotkania na Teamsach bawią się kulkami dopochwowymi. Mówią, że to im daje ogromną satysfakcję. Nie tylko dlatego, że robią coś dla swojego zdrowia i przyszłej przyjemności, ale też dlatego, że to taka... biurowa rebelia. Szef gada głupoty, ty się uprzejmie uśmiechasz i myślisz: „A zgadnij, co ja tutaj mam?”. Ale nie wszystkie kobiety lubią kulki, bo to jest ciało obce. Poza tym ostatnio coraz częściej mówi się o tym, że samodzielne ćwiczenie z kulkami może przynieść więcej szkody niż pożytku: kulka wewnątrz pochwy sprawia, że nie możemy rozluźnić mięśni dna miednicy, ciągle trzymamy je zaciśnięte, a to, paradoksalnie, może je osłabiać, a nie – wzmacniać.
Po jakim czasie można zobaczyć efekty poprawnie przeprowadzonego treningu?
Różnie, kilka miesięcy, góra pół roku regularnego ćwiczenia i skutek będzie. Jestem w stanie to gwarantować.
PRZETESTUJ SOBIE MACICĘ
Zrób test elastyczności mięśni dna miednicy. Wprowadź do pochwy palec i spróbuj się na nim zacisnąć. Jeśli nie możesz zacisnąć mięśni na palcu lub jedynie bardzo słabo, przyznaj sobie 1–2 punkty (mała elastyczność). Jeśli przedsionek pochwy przylega ściśle do palca, ale możesz nim poruszyć, przyznaj sobie 3 punkty (normalna elastyczność). Jeśli palec ledwie się mieści lub nie jesteś w stanie w ogóle go włożyć, przyznaj sobie 4–5 punktów (nadmiernie spięte mięśnie). Trening Kegla zawsze warto wykonywać, ale przy wyniku 1–2 – obowiązkowo. Natomiast przy wyniku 4–5 punktów warto popracować nad wolicjonalnym rozluźnieniem. Chodzi o to, byś mogła na zawołanie spinać i rozluźniać mięśnie – to podstawa orgazmu, przydaje się też przy osiąganiu orgazmów z kobiecą ejakulacją, bo często są one wynikiem stymulowania punktu G.
Ale przecież pochwy, jak penisy, mają jednak różne rozmiary? To nie jest mit?
Tak, ale moim zdaniem te różnice nie są istotne dla odczuwania przyjemności. Jeśli anatomicznie wagina „straciła formę”, na przykład po porodzie, trzeba z nią pracować – przez trening mięśni Kegla. Trzeba rzetelnie rozważyć za i przeciw operacji zmniejszania pochwy. Pacjentki, które jej dokonały, mówią mi, że skutki bywają niezadowalające, zwłaszcza jeśli partner ma niewielką świadomość kobiecej seksualności i nie jest kompetentny w ars amandi. Prawie co trzecia pacjentka po takim zabiegu mówi, że stosunki stały się bolesne. Nie za sprawą samego zmniejszania pochwy, tylko dlatego, że mężczyzna nie dba o długość gry wstępnej. W związku z tym nowa, węższa pochwa nie ma możliwości akomodować się do członka w stanie erekcji – to po prostu boli. Może pojawić się dyspaurenia (bolesne zbliżenia), potem awersja seksualna (niechęć do seksu), pochwica (lita ściana mięśni uniemożliwiająca penetrację) i ze stosunku nici.
Słyszałam kiedyś ohydny żart o szyciu krocza po porodzie. Że lekarz mówi: „Dołożymy jeszcze jeden szew, dla męża”.
No nie jest to wcale żart, choć ohydny tekst, pełna zgoda. Niestety, wiele kobiet w Polsce nie jest świadomych faktu, że tzw. rutynowe cięcie krocza wcale nie musi być rutyną. Wskazania do cięcia mogą wystąpić podczas porodu – na przykład jest nim niewłaściwe ułożenie główki dziecka. Ale nie powinno być rekomendowane przez lekarza z automatu, bo tak – wiele moich pacjentek przygotowywało się do porodu bez cięcia krocza, wzmacniały skórę, ćwiczyły, wykonywały masaż. I udało się. Tak jest oczywiście najlepiej, nacięcie krocza to rana, długo się goi, bywa, że kobieta ma potem uraz psychiczny, wrażenie, że jej pochwa utraciła integralność. Wracając do tego ohydnego „dowcipu”... Szczerze, to dowiedziałem się od kilku pacjentek, bardziej dojrzałych, że usłyszały coś takiego po porodzie od lekarza. I jedna z nich była bardzo zadowolona z efektów – powiedziała, że po porodzie miała węższą pochwę niż przed i oboje z mężem się z tego cieszyli. Ale ta akurat pacjentka miała ogromną łatwość do obfitego nawilżania pochwy, to jest indywidualna kwestia.
Myślę, że kobiety czasem nie lubią swojej waginy, bo kojarzy im się z jakąś śliską sprawą. Coś się z nią dzieje, nabrzmiewa, zalewa się wydzieliną, to budzi niepokój. Czasem doświadczenia, które nas kształtują, są z pozoru błahe. Znajoma mi kiedyś opowiadała, jak wracała z kościoła z rodzicami i bratem – ona miała 6 lat, brat 5. Mijali zjeżdżalnię i oczywiście oboje rzucili się w jej kierunku. „Nie!”, krzyknęła matka i złapała ją za rękę. „Dlaczego nie?” – „Bo ty masz białą sukienkę”. Kobiety od dziecka uczono, że mają się nie upaprać, być uczesane, nie rzucać zabawkami, dziewczynka musi być zawsze „jak z pudełeczka”. W dorosłości te przekonania, niestety, nie mijają.
To jest strasznie przykre. Widzę po moich pacjentkach, że to wyklucza spontaniczność, podniecenie, osiągnięcie orgazmu. Często nie można tego dokonać, jeśli się „nie upaprzemy” w wydzielinach ciała. Wiele kobiet odbiera własną lubrykację jako brzydką, odpychającą i wstydliwą. Krępują się, gdy mają ejakulację, której towarzyszą odgłosy – nazywa się je motylami miłości. Oczywiście, za ten stan rzeczy w dużej mierze odpowiadają mężczyźni i Kościół, co na jedno wychodzi, bo Kościół to mężczyźni. Do dziś pamiętam okropne, seksistowskie dowcipy, które opowiadaliśmy sobie w podstawówce, ja też, niestety, typu: czym się różni wagina od ślimaka. Albo: czym się różni kobieca pochwa od tartaku.
Tego nie znam.
Niczym, chwila nieuwagi i tracisz dwa palce.
Vagina dentata!
Tak, zębata pochwa – wyobraź sobie, że to stereotypowe wyobrażenie waginy jako pożeraczki występowało w wielu kulturach. Mężczyznom zawsze się marzyło, żeby okiełznać jakoś kobiecą pochwę.
Czy depilacja, taka kompletna, tzw. hollywoodzka, nie jest też elementem tego okiełznania? Kobiece genitalia na filmach pornograficznych, ale nie tylko, są kompletnie gołe. Jak Samson ogolony i pozbawiony sił przez Dalilę. Nie wierzę, żeby kobiety wymyśliły tę modę. Wiele lat chodziłam na taką depilację, jest bardzo bolesna. Zaciskałam zęby, bo chciałam być sexy. Aż kiedyś przeczytałam Historię O., skandalizującą powieść autorstwa Pauline Réage – to pseudonim literacki Dominique Aury, wybitnej francuskiej tłumaczki. W skrócie: książka opowiada dzieje związku sadomasochistycznej narratorki i jej kochanka. Niejako kulminacją procesu zniewalania kobiety jest właśnie depilacja hollywoodzka, a przeprowadzająca ten zabieg kosmetyczka płacze rzewnymi łzami nad naszą bohaterką. Dzisiaj to intymne must have, czy może raczej: must not have.
To jest stosunkowo nowa tendencja. Jeszcze kilkanaście lat temu całkiem sporo mężczyzn mówiło mi, że lubi, gdy kobieta jest niewydepilowana. Kilka lat temu to się zmieniło. Kwestia depilacji była jak hazard: ona to robi czy nie? Moi pacjenci z podnieceniem rozważali tę kwestię. Dzisiaj, zauważyłem, wielu mężczyzn po prostu niedowierza: jak to, ona się nie depiluje? Czyli jest niezadbana, niegotowa na seks! Faktycznie zadziwiające jest, jak szybko zniknęły dostępne opcje, bo dzisiaj pełna depilacja, tak zwana hollywoodzka, to prawie standard. Mężczyźni tego pragną, oczekują. Uważają, że to jest bardziej praktyczne i funkcjonalne, na przykład w trakcie seksu oralnego.
Przepraszam, ale to jakaś bzdura. A ci mężczyźni się depilują, to znaczy całkowicie usuwają woskiem swoje owłosienie łonowe, żeby partnerka miała wygodnie, gdy jest dawcą seksu oralnego?
Słusznie stawiasz sprawę. Ale się zdziwisz: tak, mężczyźni coraz częściej strzygą trymerem włosy łonowe, a nawet, owszem, zapisują się na depilację woskiem. Ale rzadziej niż kobiety. Pacjentki nie zgłaszają, żeby to był dla nich problem, poza tymi, które uważają, że mężczyźni żądają pełnej depilacji, bo chcą, żeby ich kochanki dopasowały się do wzorców narzucanych przez pisma pornograficzne. A niektóre kobiety nie chcą dopasowywać się do tych wzorców, nie chcą być „lalkami” używanymi do seksu. I słusznie.
Bo wiesz, depilacja łonowa bardzo dużo zmienia w percepcji dotyku erotycznego. Nieosłonięte niczym wargi sromowe są znacznie bardziej wrażliwe, łatwiej można się podniecić.
Na pewno tak to działa na początku. Potem następuje habituacja i pobudzenie trudniej osiągnąć. Więc nie sądzę, żeby moda na depilację była wynikiem spisku mężczyzn – bo przecież im nie zależy na tym, żeby kobieta wolniej się podniecała. Ale tak, masz rację: kobiety muszą się dłużej przygotowywać, żeby uznać samą siebie za atrakcyjną seksualnie. Słyszę to od kobiet: muszę kupić bieliznę, wydepilować nogi i bikini, a co z moim biustem? Może trzeba się zastanowić nad operacją? Dla pocieszenia dodam, że mężczyźni są przeciwnego zdania. Kobieta przychodzi na gotowe – a oni mają tyle pracy! Zabierają kobietę na randkę. Muszą wybrać restaurację, zabawiać rozmową, adorować, kupić kwiaty, zapalić w domu świece... Nieraz słyszę: „Panie, narobiłem się po łokcie, a ją znowu głowa boli!”. Oczywiście, oni nie mają świadomości faktu, że zabiegi pielęgnacyjne, których podejmują się kobiety, często są nie tylko czasochłonne, lecz także bolesne.
A czy są kobiety, które oczekują od mężczyzn takiego samego poświęcenia?
A wiesz, że są? To użytkowniczki aplikacji randkowych, szukające partnerów do seksu. One wprost piszą, czego chcą. Ba, często całą listę: żeby był namiętny, żeby potrafił uwieść słowem, żeby miał dużego penisa. „Koniecznie wydepilowany”, można coraz częściej przeczytać na profilu. I mężczyźni się do tego stosują. Z tego, co słyszę w gabinecie, coraz więcej z nich decyduje się na depilację okolic intymnych. Osobiście jestem wdzięczny użytkowniczkom aplikacji randkowych, że motywują mężczyzn do zmian, podwyższają standardy. Bo w seksie wcale nie rozmiar jest najważniejszy – waginy czy penisa – tylko chęć, żeby być usatysfakcjonowanym i zadowolić partnera, rozwijać się w tej dziedzinie życia, żeby ten seks po prostu był radośnie przeżywany. I to jest pierwszy krok do orgazmu.