Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sztuka prowokowania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztuka prowokowania - ebook

Daj się sprowokować! Sięgnij po śmiałe i wnikliwe eseje Marty Motyl. Autorka świetnie przyjętej „Sztuki podglądania” o erotyce w malarstwie i grafice tym razem przybliża nam dzieła, które wzbudzały sensację, bulwersowały, zachwycały, oraz przedstawia sylwetki ich autorów. Wśród nich są m.in. Michał Anioł, Manet, Munch, Picasso, Duchamp.

„Sztuka prowokowania” to książka znakomita na prezent, w twardej oprawie, zawierająca wkładkę z kolorowymi reprodukcjami słynnych dzieł sztuki.
Dzieła te nie pozwalały publiczności na obojętność, ponieważ ich autorzy grali na emocjach. Z premedytacją czy przypadkowo? A może wejście do grona sław zapewnił im skandal?
Ich twórczość uwodziła i gorszyła, zmieniając świat sztuki. Przekonaj się, czy sprowokuje i zmieni także Ciebie…

 

Kategoria: Malarstwo
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67084-05-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Karolina Matyjaszkowicz, malarka, ilustratorka, kuratorka wystaw,
o „Sztuce prowokowania” Marty Motyl:

_Marta Motyl ośmiela nas do wyjścia z cienia. Zachęca również czytelników swojej poprzedniej książki pt. „Sztuka podglądania”, by porzucili status cichych obserwatorów, wygodne miejsca na widowni i stanęli w blasku świateł, na samym środku sceny. Swoim ciętym, czasem zabawnym, innym razem zmysłowym językiem prowokuje nas i wciąga do świata, któremu trudno się oprzeć. Świata sztuki, który wywierał i wywiera większy wpływ na nasze życie, niż przypuszczamy. Sztuka przekracza granice, łamie tabu, igra z nami, zmuszając do myślenia. Autorka przywołuje znane dzieła, które w czasach powstawania były rewolucyjne, przełomowe i oczywiście prowokacyjne, nierzadko już wtedy osiągały miano kultowych i osadza je w kolejnych kontekstach. Tym samym udowadnia, że dzieła stworzone lata temu są w stanie powiedzieć coś nowego, jakąś prawdę o nas samych. To, ile możemy w nich spostrzec, zależy od tego, ile wiemy, ile rozumiemy i na ile starcza nam wyobraźni. Daj się więc SPROWOKOWAĆ, sięgnij po „Sztukę prowokowania”, by dostrzegać i rozumieć więcej, ale i dobrze się bawić._WSTĘP

Prowokacja w sztuce przypomina morską falę — podmywa tradycję i ponosi postęp, a później rozbija sensację-rewelację o brzeg kolejnego patentu. Wszak sztuka z założenia powinna pozostawać odkrywczą. Właśnie dzięki prowokacji nie zatrzymuje się w miejscu, lecz pozostaje wartka i żywotna.

Prowokacja w sztuce przypomina również rzekę — potrafi znaleźć sobie odpowiedni nurt twórczości, żeby wypłynąć na swoje. Najbardziej jej przychylne okazały się XIX- i XX-wieczne izmy, od impresjonizmu po konceptualizm. Dzieła z tych dwóch stuleci zdominują _Sztukę prowokowania_.

Zostaną w niej omówione realizacje często gęsto będące pionierami innowacji. Rzucające publiczności wyzwanie formą, treścią, nierzadko także sposobem wykonania. Przedstawiające dotąd nieprzedstawiane, podważające dotąd niepodważane, zestawiające dotąd niezestawiane. Dotąd — czyli do swego powstania. Trafiały one i zatapiały dotychczasowe przyzwyczajenia widzów. Były piratami na wodach sztuki, chociaż nie rabowały skarbów, a je ofiarowywały, między innymi w postaci bezcennych wrażeń. I dzieliły się nimi nader rozrzutnie.

Pochylimy się nad kwestią, dlaczego takie a nie inne wytwory bałamuciły i bulwersowały odbiorców. Czy ich autorzy grali na emocjach z premedytacją, czy przypadkowo? Czy wreszcie: w jakich okolicznościach tworzył się zamęt na spokojnych wodach, jaką zmianę obrazował, w jaki sposób wpływał na dalsze dzieje sztuki?

Skandale każdej maści stanowiły istotny przyczynek do stawania się owych realizacji słynnymi, słynniejszymi, najsłynniejszymi. Nieraz to dzięki aferom zyskiwały rozpoznawalność i stawały się ikonami kultury.

Prowokacja uwieczniła dzieła, dzieła uwieczniły prowokację.

Dowiemy się, za pomocą jakich sztuczek wcielała się ona w wiele odmian sztuki. Bowiem jako główni bohaterowie rozdziałów wystąpią realizacje będące reprezentantami różnych gatunków twórczości: portretu, sceny rodzajowej, pejzażu, abstrakcji, i różnych technik: malarstwa, w tym ściennego, fotografii czy _ready made_.

Kolejność dzieł jest nieprzypadkowa.

Słowo „obraz” pochodzi z greki, od _eikōn_, ikona. W sensie teologicznym ikonę uprawomocnia wcielenie Boga w człowieka, możliwe dzięki Matce Boskiej. Stąd wniosek, że kobieta jest nosicielką obrazu w sensie ścisłym¹. Zaczniemy więc przygodę z prowokowaniem od damskich wizerunków. Wszystkie wybrane do książki przedstawiają kobietę jako swego rodzaju lalkę, przeznaczoną głównie do seksualnego i artystycznego użytkowania i ujmowania. Gwiazdę tak niejednej nocy, jak i niejednego muzeum.

Maria o cechach Barbie, w wizerunku której skrzydlate _sacrum_ łączy się z rogatym _profanum_? Ależ owszem, ależ tak. Melduje się _Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów_ Jeana Fouqueta, w całej krasie damy użyczającej świętości swojej twarzy i ciała. Obraz jest pierwowzorem prowokacji, które zestawiają sprawy boskie ze sprawkami seksu.

Pośród najbardziej zasłużonych dla oburzania potomkiń _Madonny_ jest także pani na buduarze, z której bezwstydem wojowano na paryskim Salonie parasolami. Do _Olimpii_ Édouarda Maneta pozowała kobieta, która zmalowała niejedno, dosłownie, ponieważ własnym pędzlem.

W olimpijskim środowisku na stałe urzędowały Atena, Afrodyta i Hera. Na obrazie znów oczekują sądu Parysa. Ponieważ tym razem znalazły się po drugiej stronie potłuczonego lustra jako _Panny z Awinionu_, zamiast królewicza wyrok wydaje malarz mający kobiety za boginie bądź za wycieraczki — Pablo Picasso. To dzięki wdziękom _Panien_ zdobył on szlify prowokatora.

Z kobiecej mitologii czerpie również anielskolica i perwersjogenna, upragniona i pragnąca Lolita — w _Sztuce (post)konsumpcyjnej_ Natalii LL.

Które z tych lalek miały kusić? Które drwić z kuszenia? Niech dopowiedzą poświęcone im rozdziały.

Pod ramię z Erosem uwielbia prowadzać się Tanatos. Nie dziwota więc, że kolejna ikona sztuki prezentuje ni to czaszkę, ni to embriona drżącego z przerażenia we wspólnym rytmie z otoczeniem. _Krzyk_ Edvarda Muncha nie ma sobie równych w szokującej ekspresji. I stanowi łącznik między wizerunkami a miejscami, ku którym nas powiedzie.

Kiedy niebo i morze zlewają się w jedno, odróżnić je od siebie może tylko kula słońca. Patrzenie na _Impresję, wschód słońca_ Claude’a Moneta daje przyjemność, relaksuje i uspokaja, chociaż premierowe wystawienie płótna wywołało zgoła inne doznania. Przynajmniej według dominującej narracji o wydarzeniu, którego (o)bieg prześledzimy.

W sztuce miejsce może oznaczać nie tylko pejzaż, lecz i przestrzeń, w którą trafia (bądź ma trafić) dzieło. Zdarza się, że nie licząc przybranego kształtu i/lub wyrazu, szokuje nieprzystawalnością do obszaru swojej ekspozycji.

Kiedy nagusy i naguski poskręcane w fantazyjnych pozach orbitują po ścianie papieskiej kaplicy jako święci, oburzenie wiernych nie powinno dziwić. Lecz przecież nie na taką ich reakcję liczył Michał Anioł Buonarroti, gdy pokazywał światu swój _Sąd Ostateczny_.

Z kolei Marcel Duchamp podniósł rękę na jeszcze inną świętość. Dokonał sądu ostatecznego nad sztuką jako taką, z tym że nie z boskim gniewem, ale z diabelską ironią, posyłając na wystawę pisuar pod tytułem _Fontanna_. Uczyniony artystycznym obiekt walczył decyzją gorszyciela o kartę wstępu do świątyni sztuki. Na jego przykładzie poznamy od wewnątrz mechanizmy prowokacji, która po wielu stopniach doprowadziła Duchampa do celu.

_Fontanna_ bywa interpretowana jako koniec sztuki. Podobnie traktuje się _Czarny kwadrat na białym tle_ Kazimierza Malewicza, bohatera ostatniego rozdziału. Nawiązuje on do tradycji ikony i wciąż wytrąca z równowagi, chociaż nie tymże nawiązaniem.

Zatrzymamy się nad analizą każdego z wymienionych dzieł, żeby zachwycić się nim (na nowo) — albo nie zachwycić — ze świadomością wzbogaconą o intencje autora i znaczenia, które dzieło niosło (i niesie nadal).

W niektórych rozdziałach zahaczymy o kwestie związane z problematyką współczesną. Będzie to możliwe dzięki obecności w omawianych realizacjach ponadczasowych archetypów. Kierują one ku aspektom związanym z psychologią, psychoanalizą, a także feminizmem.

Każdą prowokacyjną i ikoniczną pracę czyniła jedyną w swoim rodzaju osoba autora. Żaden z przywołanych w książce artystów nie dotarł bowiem do swego _opus magnum_ znienacka. Niezbędny okazał się zbiór doświadczeń, twórczych i życiowych, które zbadamy.

Wykorzystam więc prowokowanie jako motyw przewodni, łącznik między rozdziałami książki i pretekst do szerszej opowieści o określonym dziele i jego twórcy. Ciekawe, do czego dzieło sprowokuje Państwa?ROZDZIAŁ I
BARBIE Z DZIECIĄTKIEM.
_MADONNA Z DZIECIĄTKIEM WŚRÓD ANIOŁÓW_ JEANA FOUQUETA

Jean Fouquet, _Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów_, 1454–1456

Sylwetka? Smukła i drobna. Skóra? Jasna. Bez skazy? Bez skazy. Ramiona? Wąskie. Biust? Krągły. Talia? Mocno wcięta. Brzuch? Zaokrąglony. Lekko? Lekko.

Wzorowo!

Szyja? Długa. Rysy twarzy? Delikatne. Czoło? Wypukłe, wysokie. Brwi? Cienkie. Nos? Prosty. Usta? Małe, ale pełne. Broda? Z dołkiem. Uroczym? Uroczym.

Wzorowo!²

_Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów_ Jeana Fouqueta (1454–1456) odpowiada wszelkim ówczesnym standardom kobiecej urody. Część z nich mieści się także w standardach współczesnych. Walory figury eksponuje przylegająca wydekoltowana suknia z rozwiązaną sznurówką gorsetu. Królewski status podkreśla płaszcz podbity gronostajowym futrem i _crème de la crème_ stylizacji — korona, w której drogich błyskotek mnogo. Korona Marii czy miss?

W średniowieczu piękno zewnętrzne łączono, platońskim zwyczajem, z odbiciem idei doskonałości, stąd przedstawienia świętych kobiet według obowiązującego wyobrażenia o cud-miód urodzie³.

W książce _Barbie jako ikona kultury_ autorka uznaje tytułową lalkę za symbol kobiety wyidealizowanej zgodnie z obowiązującym kulturowo wizerunkiem⁴. Chociaż obecnie Barbie staje się bardziej inkluzywna, wciąż jest kojarzona z utartym kanonem. Takie lalki nie wydzielają potu, krwi, śluzu. Pozostają niepokalane i nieskazitelne, co również czyni je nieziemskimi i niedościgłymi ideałami. Ich erotyczność bazuje wyłącznie na aspekcie wizualnym. Jedynym zmysłem, który pobudzają, pozostaje wzrok⁵.

Madonnę Fouqueta można zatem nazwać gotycką Barbie. Zwłaszcza że artysta mami widza pełnoplastycznością ciała — aż do popadnięcia w przesadę. Czyni malowaną lalę bliską rzeźbionej, także poprzez jej zastygnięcie w przybranej pozie i sute a sztywne marszczenia tkanin. Mogłaby ona podać dłoń Pięknym Madonnom odpowiadającym strzelistością sylwetek, wydłużeniem i wysmukleniem proporcji gotyckiej architekturze⁶. Nie bez przyczyny „ludzkim zdobniczym motywem” nazywa ówczesną rzeźbę Oswald Spengler⁷.

Fouquet przejął konwencję posągowo-majestatycznej sylwetki Marii również z malarstwa, przypuszczalnie, między innymi, od Piera della Francesca⁸. W latach 1445–1447 nasz Francuz przebywał bowiem w Italii, gdzie poznawał dorobek tamtejszych artystów⁹.

Także Dzieciątko przypomina lalkę, tyle że wykonaną na wzór berbecia. Nie zbywa mu na rozkosznych fałdkach, podobnie jak nie zbywało na obrazach Paola Uccella, pod wpływem których zostało namalowane. Inny pogłos twórczości Ucella to sprowadzenie wszystkich postaci w kompozycji do masywnych brył¹⁰; u Fouqueta aż ociekają one tłustą geometrią. Kropką nad „i” jest biust Marii o krągłościach godnych kółek spod cyrkla¹¹.

„Jej serce, zawieszone w lodowatej szczelinie, iskrzy się naraz — aż cała postać strzela płomieniami rubinu i szafiru”¹². Słowa Henry’ego Millera, które w oryginale odnoszą się do oglądanej na scenie aktorki Mimi Aguglii, pasują i do _Madonny_. Lodowatość bijącą od bieli skóry i uciekającego w dół spojrzenia Fouquet skontrastował z palącym rumieńcem, pociągniętymi czerwienią wargami i obnażoną piersią, w której kryje się serce. Marię otaczają chóry anielskie; w takim kontekście rubinowe serafiny i szafirowe cherubiny strzelają płomieniami w zastępstwie. Odzwierciedlają na zewnątrz wewnętrzne namiętności i nostalgie.

O ile jednak Barbie z Dzieciątkiem zdają się pochodzić z edycji limitowanej, o tyle aniołowie, zanurzeni od stóp do głów w danym kolorze, wyglądają jak dopiero co zdjęci z linii produkcyjnej. Mimo to każdy nieco odróżnia się od pozostałych pozą i miną. Zbierz je wszystkie! Stanowią części jednej układanki. W kompozycji złożono je z taką rytmiką, że przywodzą na myśl dekoracyjny wzór na tapiserii¹³. Przykuwa on uwagę kontrastowym zestawieniem barw, które z kolei silnie kontrastują z karnacją głównych postaci.

Skrzydlaci skupiają spojrzenia na Madonnie, niczym publika podziwiająca ulubioną gwiazdę. To nie Madonna, to primadonna! Kiedy aniołowie podsuwają jej tron, zdają się wyciągać ku niej pulchne łapki, żeby choć dotknąć skrawka płaszcza Boskiej. W zdobiących siedzisko wypolerowanych kulach z marmuru odbija się okno, z którego pada światło, podkreślając tak jasność skóry, jak jasność pereł¹⁴.

Natomiast Dzieciątko nie wykazuje jakiegokolwiek zainteresowania Matką-Gwiazdą¹⁵. Nie mniej zastanawiająca jest surowość bijąca z postawy i twarzy Rodzicielki¹⁶, w tradycyjnej ikonografii rzecz nie do pomyślenia. Tyle że Fouquet zanadto nie przejmował się zacnym rodowodem przedstawień Madonny.

Zgodnie z tradycją twórcą pierwszego portretu Marii był św. Łukasz, apostoł i ewangelista, który objął patronatem malarzy. Jeden z wizerunków jego domniemanego autorstwa — ikona Orędowniczki — znajduje się w klasztorze karmelitanek na Monte Mario na terenie Rzymu, i tak stylistycznie, jak i technicznie odpowiada manierze portretów odnalezionych w nekropolii w egipskim Fajum, datowanych na I–IV wiek, a zatem powstałych pod rzymskim panowaniem¹⁷. Podobnie jak twarze na nich, Łukaszową Madonnę cechują powiększone oczy. Podobnie jak portrety z Fajum powstała w technice enkaustycznej, w której wymieszane z woskiem pigmenty nakładane są na gorąco pędzlem bądź podgrzaną szpachlą¹⁸. Ten typ wizerunku towarzyszył w ostatniej drodze mumiom. Często przedstawiał Greków, rzadziej Rzymian i Żydów, najrzadziej Egipcjan¹⁹.

Portrety fajumskie część badaczy nazywa protoikonami. Jednak w przeciwieństwie do ikon w sensie ścisłym — głoszących zwycięstwo życia nad śmiercią, kierujących ku wieczności — ich protoplaści mają, ze względu na swoją użytkowość, powiązanie ze śmiercią²⁰.

Korzenie portretów maryjnych sięgają ikon właśnie, z ich językiem uważanym za ogólnochrześcijański, między innymi ze względu na konstruowanie obrazu w oparciu o biblijne _logos_²¹. _Madonnę_ Fouqueta należy rozważać również w tym kontekście, choćby dlatego, że można się w niej dopatrzeć odniesień do dwóch tradycyjnych typów ikonograficznych: Bogurodzicy na Tronie/Królowej Niebios i Karmicielki.

Królowa Niebios należy do wizerunków najwcześniejszych i najszerzej rozpowszechnionych we wschodniej sztuce chrześcijańskiej. Tronującą Madonnę z Dzieciątkiem na kolanach, w otoczeniu świętych Jerzego i Teodora, a także archaniołów, znajdujemy na malowidle z VI wieku pochodzącym z prawosławnego klasztoru św. Katarzyny na Synaju. W tym jednym z najstarszych klasztorów na świecie uchowały się wczesne ikony. Podobny rodzaj przedstawienia maryjnego widnieje również na datowanej na IX wiek i zdobiącej sklepienie głównej apsydy mozaice w stambulskiej Hagii Sophii²².

Z kolei Karmicielka to wersja motywu _umilenije_ przetwarzającego czułą stronę więzi Marii z małym Chrystusem, której na obrazie Fouqueta ani dudu. W warstwie symbolicznej karmienie Dzieciątka porównywane jest z karmieniem dusz wiernych „czystym mlekiem” Słowa Bożego, które pozwala im na duchowy rozwój²³. Ponadto u Fouqueta mamy kolejne odstępstwo: otóż tradycyjnie Madonna powinna karmić Chrystusa prawą piersią, tymczasem odsłania lewą. Ogólnie rzecz biorąc, prawą stronę wiązano ze świętością, natomiast lewą z potępieniem, co jest widoczne na przedstawieniach Sądu Ostatecznego (rozwinięcie tematu nastąpi w rozdziale siódmym). Nie dziwota, że przez średniowieczne hagiografie przewijają się opowieści, w których święci ujawniają swoją naturę od dziecięctwa, odwracając się ze wstrętem od lewej matczynej piersi i prawilnie posilając się mlekiem z prawej²⁴.

Kontrowersyjna pierś przypomina u Fouqueta jabłko²⁵. Niedaleko pada ono od rajskiej jabłoni, drzewa poznania dobrego i złego, wraz ze stojącymi w jej cieniu Adamem i Ewą, którzy kosztują zakazanego owocu. Maria to nowa Ewa, tyle że w pozytywnym znaczeniu, następczyni, która umożliwiła ludziom odkupienie grzechu pierworodnego. Wszak to dzięki niej objawiło się wśród nich wcielenie Zbawiciela²⁶.

Warto jednak zadać sobie pytanie, czy aby na pewno Fouquet odniósł się do powiązań Starego Testamentu z Nowym. Ze świeckiej perspektywy pierś można skojarzyć z jabłkiem miłości. Elżbietańskim zwyczajem dama wkładała owoc pod gorset, żeby nasycić go zapachem ciała (czy, dosadniej mówiąc, potu) i później wręczyć ten jakże intymny podarunek swojemu adoratorowi — rycerzowi²⁷.

Obraz kieruje nas zatem na dwór, lecz nie na pierwszy lepszy, tylko królewski. Bowiem pierwowzór namalowanej Marii to Agnès Sorel, kobieta i kochanka luksusowa, faworyta władającego Francją Karola VII. Przypuszcza się, że dzieliła łoże także z Étienne’em Chevalierem, skarbnikiem i sekretarzem Jego Królewskiej Mości²⁸. To właśnie on zamówił u Fouqueta dyptyk, w skład którego weszły: portret zamawiającego z patronem (św. Szczepanem) i _Madonna z Dzieciątkiem_ właśnie²⁹.Obecnie wymienione części pozostają rozdzielone — lewa znajduje się w berlińskiej Gemäldegalerie, prawa w antwerpskim Koninklijk Museum voor Schone Kunsten³⁰.

Jednak na swego rodzaju jedność tych dzieł, wykonanych olejem i temperą na drewnie³¹, wskazuje zbudowanie obu grup postaci na identycznym planie trójkąta — figury jakże znamiennej, również w odniesieniu do stosunków nadwornych. Natomiast obie różni stopień realizmu. Grupa męska została sportretowana naturalistycznie, w manierze niderlandzkiej³² — co do jednej zmarszczki na czole Chevaliera i co do jednej żyłki na kamieniu przygniatającym Ewangelię, a odnoszącym się do sposobu zakończenia żywota przez męczennika. Panowie znajdują się we wnętrzu świątynnym, także oddanym z wszelkimi detalami (jak na przykład wzór na płytkach podłogi) i sugerującym głębię, ponieważ Fouquet zastosował tu włoski wynalazek perspektywy. W _Madonnie_ podobnej przestrzenności nie uświadczymy. Mamy do czynienia z płaską powierzchnią i, jak pamiętamy, geometryczną stylizacją postaci.

Lewa część dyptyku bliższa jest renesansowi, prawa — wiekom średnim, nic dziwnego zatem, że pozostają od siebie odległe estetycznie. Na obronę autora można rzec, że postępował on zgodnie z logiką późnego średniowiecza, więc świat ziemski pozostawił realnym, a niebiański odrealnionym³³. Nawiasem mówiąc owo artystyczne rozgraniczenie średniowiecze–renesans to rzecz mocno umowna. Wszak unoszące się nad gotycką Madonną anioły z dziecinnie zaokrąglonymi buźkami i ciałkami mają wiele wspólnego z włoskimi renesansowymi puttami³⁴.

Skąd wzięło się to całe pomieszanie z poplątaniem? Jako że Francja leżała (i leży do dziś) między centrami ówczesnej sztuki europejskiej: Flandrią i Italią, importowała z obrazów tej pierwszej realizm naturalistyczny, a z drugiej realizm idealizujący. Wymieszała oba z cechami lokalnych miniatur średniowiecznych — i gotowe!

Zresztą malarstwo francuskie nie miało łatwo. Otóż od XII wieku Francję zajmował i wyniszczał konflikt z Anglią, szczególnie wojna stuletnia. Tamtejszej kulturze nie sprzyjało także wewnętrzne rozdrobnienie administracyjne na domeny królewskie, księstwa, hrabstwa, które urządzały między sobą awantury i awanturki. Malarstwo francuskie ciągnęło się zatem w ogonie za włoskim, flamandzkim, a nawet szwajcarskim. Do estetycznej ofensywy przeszło dopiero w drugiej połowie XV wieku, kiedy obok Fouqueta tworzyli Enguerrand Quarton, Nicolas Froment czy Mistrz z Moulins, chociaż wskutek tego, że w XVIII wieku liczne dzieła rodzimej sztuki uległy zniszczeniu za przyczyną działań rewolucjonistów z sekcji wandali, obraz dawnej sztuki francuskiej pozostaje niepełny.

Tak czy inaczej, Fouquetowi przypadł w udziale zaszczytny tytuł ojca założyciela narodowego malarstwa³⁵, a Marię spod jego pędzla okrzyknięto „trójkolorową Madonną” — z powodu zdominowania kompozycji przez flagowe barwy. Rodacy obwołali również Madonnę idealnym modelem Francuzki. Richard Muther, historyk sztuki, stwierdził, że owiewa ją dojmujący zapach perfum. Oczywiście francuskich³⁶, pachnących według mnie jak piołun i wanilia.

Natomiast od twórcy zalatuje patriotą pierwszej wody. I nie dziwota, skoro z ojczyzną pozostawał silnie związany. Najpierw kształcił się u miniaturzystów w Paryżu³⁷. Po pobraniu nauk w Italii przystąpił w Tours, skąd pochodził³⁸, do pracy na dworze Karola VII, a później Ludwika XI. Tamże głównie portretował i ilustrował. Na boku parał się witrażami, dekoracjami na uroczystości, projektami nagrobków i wszystkim, czego akurat potrzebowano spod jego ręki.

Dzięki Fouquetowi i jemu podobnym zdolniachom około połowy XV stulecia Tours pełniło funkcję artystycznej stolicy kraju³⁹. Wizjoner, wizjoner, tak na niego wołają. Nie obawiał się mierzyć z ówczesnymi nowinkami, nie tylko z tymi z gatunku dyptyk czy portret królewskiej faworyty, lecz także z autoportretem. Namalował go zapewne pomiędzy rokiem 1452 a 1455. Czapka podkreślająca jajowatość głowy, długachny nos, szparki smutnych oczu, nieco wydęta dolna warga wskazują, że imć artysta zanadto idealizować się nie zamierzał.

Innych także nie. Takiego portretu króla, jaki popełnił, nie odważyłby się popełnić nikt poza nim. Oblicze Karola VII (ok. 1440–1460) przywodzi na myśl lekko wczorajszego pana spod budki z piwem. Zwężone zmęczone powieki, podkrążone oczy, czerwony nochal, opuchnięte wargi nie mają w sobie dostojeństwa za grosz. Urody nie dodaje królowi ani obszerny kubrak, ani kapelusz zdobny w złoty wzór, ten „jakby luksusowy” element stylizacji. W zestawieniu z dziełem podpis: „Niezwyciężony król Francji”⁴⁰ brzmi co najmniej sarkastycznie.

Fouquet wykonywał także wizerunki dworzan, w tym swoich bogatych protektorów, między innymi rzeczonego Chevaliera i kanclerza Wilhelma Jouvenela des Ursinsa. Jednak szczególnie gustował w ilustracjach. Stworzył je na przykład do _Godzinek_ Chevaliera⁴¹, _Godzinek_ Marii de Clèves, _Statutu Zakonu Rycerzy św. Michała_ (malując wśród nich Ludwika XI⁴²), _Wielkich kronik królów Francji_, _Przygód szlachetnych mężów i niewiast_.

Do zalet jego miniatur, nie licząc wszechstronności tematycznej, należą: monumentalizm, uzyskiwany mimo niewielkiego formatu, klarowne rozmieszczenie grup postaci, bogactwo i przestrzenność pejzażu⁴³, a także precyzja w oddawaniu architektury. Na jednej z ilustracji do _Godzinek_ Chevaliera starannie odwzorował topografię średniowiecznego Paryża. Rozpoznawalne są między innymi wieże Notre-Dame, iglica Sainte-Chapelle, Pont Saint-Michel⁴⁴. W iluminacjach można wypatrzeć wiele scen z ówczesnego życia codziennego. A jako że obserwacje i utrwalanie ich wychodziły Fouquetowi znakomicie, korzystają z nich historycy epoki. Miniatury jego autorstwa uważane są za jedno z największych osiągnięć francuskiej szkoły iluminatorstwa.

Chevalier powierzył więc stworzenie dyptyku najlepszemu z najlepszych. A ten pokazał fundatora na klęczkach. Jednak Sorel rzuca na kolana nie tylko we wcieleniu niebiańskim, lecz i ziemskim.

Sam papież Pius II nie szczędził zachwytów nad urodą faworyty⁴⁵. Jeden z zamków, który otrzymała od króla, Beauté nad Marną, przyczynił się do nazwania jej „Dame de Beauté”, co znaczy i „Pani na Beauté”, i „Pani Piękności”, i „Piękna Pani”⁴⁶.

Wśród przelicznych dodatków do Barbie także znajduje się zamek, w serii nazwanej _Dreamtopia_. Lecz nasza gotycka Barbie posiadała ich kilka⁴⁷. I żyła w nich naprawdę, nie na niby.

Urodziła się około roku 1422, według jednego ze źródeł jako córka Jeana Soreau, rycerza, i Catheriny de Maignelais. Wyróżniająca się tak wyglądem, jak intelektem, za protekcją rodziny ojca została damą dworu Izabeli, księżnej Lotaryngii⁴⁸, małżonki księcia René I Andegaweńskiego⁴⁹. Dzięki odwiedzinom jednego dworu u drugiego objęła funkcję dwórki królowej i kochanki króla⁵⁰, od 1444 roku oficjalnej⁵¹. Usunęła w cień swoją poprzedniczkę⁵², a ponoć i samą królową Marię⁵³.

Według jednej z wersji zmiana na stanowisku metresy odpowiadała władczyni, która nie znosiła poprzednich miłośnic męża. Tę najnowszą postanowiła jednak zaakceptować, a nawet polubić. Agnès miała miłe usposobienie i nie zajmowały ją intrygi⁵⁴. Wolała zajmować się robieniem wrażenia na dworzanach i dwórkach. Z powodzeniem. Nic, co modne, nie było jej obce.

Linia włosów, biegnąca na portrecie Madonny tuż przy linii korony, wynika z XV-wiecznego trendu. Jeśli dama pragnęła uchodzić za wysoce inteligentną, musiała mieć wysokie czoło, więc kobiety z premedytacją wyskubywały sobie włosy. Także strój Matki Boskiej nie powstał w wyobraźni artysty, a z projektu Sorel. Przekazy historyczne dają do zrozumienia, że faworyta (ob)nosiła z dumą kształtny biust, celowo nie sznurując do końca gorsetu sukni, by odsłonić bodaj jedną pierś. Została istną trendsetterką, ponieważ zaczęły ją naśladować dwórki. Innym _novum_, które wprowadziła, i które przejęły, były podkreślające figurę suknie z lejących się tkanin; zastąpiły obszerne szaty maskujące. Za przewodem faworyty ubrania dekorowano szlifowanymi diamentami⁵⁵. Wyrafinowanie i wyuzdanie niech żyją, żyją nam!

„Wszystkiego, z czego w materii stroju czerpać może rozwiązłość i łajdactwo, była ona sprawczynią i wynalazczynią”⁵⁶ — grzmieli strażnicy moralności. Jednak nawet w równie nieprzychylnej opinii wybrzmiewa modowa sprawczość Sorel.

Nie licząc trików modowych, Agnès opanowała także triki urodowe. Samodzielnie przyrządzała mikstury do pielęgnacji cery, w których używała stosowanego w kremach po dziś dzień śluzu ślimaka. Bardziej niezwykłe dla współczesnych kosmetyki z jej zapasów zawierały w składzie zmiażdżone dżdżownice i mózg dzika. W kręgu zainteresowań nie dla ciała, ale dla ducha, panna Sorel miała sztukę i literaturę⁵⁷.

Podobnie do średniowiecznego pierwowzoru, prototyp Barbie stanowiła kobieta cudzołożna, chociaż o znacznie skromniejszym statusie. Wywodziła się bowiem z komiksów dla dorosłych autorstwa Reinharda Beuthiena opowiadających o przygodach prostytutki, a drukowanych w „Bild-Zeitung”. Popularność głównej bohaterki zaowocowała stworzeniem na jej wzór lalki Bild-Lilli. Dzieła dokonano w fabryce zabawek należącej do braci Hausserów.

Początkowo redakcja „Bilda” obdarowywała Lilli swoich gości, lecz kiedy lalka trafiła na sklepowe witryny i półki⁵⁸, w tym sex shopów⁵⁹, rozpoczęła karierę na szerszą skalę. Stała się ulubienicą żołnierzy i marynarzy, a także fetyszystów⁶⁰. Poza Niemcami była dostępna również w innych krajach Europy Zachodniej. Przyciągała nie tylko uwagę dorosłych, ale i maluczkich. W szwajcarskiej Lucernie wypatrzyła ją rodzina Handlerów, małżeństwo Ruth i Elliot, wraz z dziećmi Barbarą i Kenem. Barbara wzdychała nad Lilli, więc Ruth, nie dość, że nabyła kilka sztuk, to jeszcze wpadła na pomysł wyprodukowania podobnej figurki. Nazwała ją po córce: Barbara, zdrobniale: Barbie.

Lalunia zadebiutowała w 1959 roku na Amerykańskich Międzynarodowych Targach Zabawek. A w 1964 roku firma Ruth i Elliota, Mattel, zakupiła prawa do Lilli. Odtąd oryginalna lalka dla dziewczynek, wzorowana na dorosłej kobiecie, sunęła wyłącznie po mattelowskich taśmach produkcyjnych⁶¹, żeby finalnie stać się ikoną kultury popularnej, odzwierciedlać i dyktować mody.

Zupełnie jak Sorel.

Sekret uznawanego za piękny wyglądu Lilli, a potem Barbie, kryje się w zestawieniu anielskiego oblicza — właściwego dziecięciu — z atrakcyjną seksualnie figurą — właściwą kobiecie⁶².

Oddająca je _Madonna_ Fouqueta uzmysławia nam, że taki wygląd należał do ubóstwianych od dawien dawna. W jego kontekście Waldemar Łysiak, pisarz, publicysta i eseista, użył sformułowania „bezwstydnoniewinny wdzięk” i uznał za obowiązujący pod każdą szerokością geograficzną i w każdych czasach⁶³. Przypisano go również Lolicie. _Madonna_ bezproblemowo zdobyłaby przynależność do gremium Lolit, w którym, nawiasem mówiąc, stabilną pozycję zajmuje Barbie (kwestia, dlaczego lolici wdzięk jest tak pociągający zarówno w kulturze wysokiej, jak i popularnej, zostanie rozwinięta w rozdziale czwartym).

Portret Madonny nie stanowi wyjątku także pod innym względem. Ponieważ zawód modelki wówczas nie istniał, malarzom modelowały małżonki, kochanki, służące i prostytutki. Przykładowo, twarzą niejednej włoskiej Marii Panny była twarz dziewczyny ulicznej. Kiedy brutalna prawda wychodziła na jaw, kler podejmował nie mniej brutalną decyzję — o pozbyciu się wizerunku upadłej z kościoła. Zdarzało się wtedy, że wierni bronili Madonny przed wieczystym wygnaniem. Taranowali kościelne drzwi, na nowo stawiali malowidło na ołtarzu, na nowo przed nim klękali i zanosili modły.

Jednak Marii Fouqueta brakuje słodkiej i miłej idealizacji znanej z Marii włoskich⁶⁴. Postawił on na drapieżność postaci, która przydaje przedstawieniu dramatyzmu.

Wizerunek jest jedyny w swoim rodzaju, ponieważ Sorel była jedyną w swoim rodzaju kobietą. Król nie oglądał się ani na młodsze, ani na piękniejsze podsuwane mu przez „życzliwych”⁶⁵. A swoją drogą faworyta potrafiła zadbać również o posiadanie stronników i zdobyła licznych przyjaciół wśród wpływowych panów⁶⁶, z Chevalierem na czele.

Tak czy inaczej stała się kobietą w życiu Karola VII najważniejszą⁶⁷. Pełniła funkcję jego osobistego coacha, ponieważ dzięki niej budził się z apatii do działania⁶⁸. Skądinąd termin „metresa” oznacza „mistrzynię”, „panią”, „nauczycielkę”. Taka kochanka towarzyszyła królowi nie tylko w nocy, ale i za dnia, w czasie wolnym. Doradzała mu nieraz, tym samym wywierając niemały wpływ na politykę⁶⁹. Uważa się, że w wojnie stuletniej Sorel odegrała rolę równie istotną jak Joanna d’Arc. Podobno faworyta naopowiadała Karolowi VII, że po Francji krąży wróżba, jakoby kraj miał wpaść w łapska angielskiej konkurencji. Oświadczyła, że jeśli o nią chodzi, machnie ręką na taki obrót spraw, ponieważ horoskop — tym razem indywidualny — przepowiada, że zostanie małżonką potężnego władcy. Któż nim będzie, jeżeli nie król Anglii? Przecież potęgi Karola VII nie uświadczysz. Wojska angielskie biorą francuskie ziemie w posiadanie jak swoje, a okradają jak cudze. Co zrobił król Karol? Nazajutrz po tych rewelacjach przystąpił do szykowania wyprawy na wroga. W następstwie odbijał kolejne terytoria i przywracał nad nimi francuską kontrolę. Z Karola Nieudolnego zamienił się w Karola Zwycięskiego⁷⁰, a wszystko dzięki przebiegłości swojej osobistej trenerki.

Czy to legenda, czy to prawda, pozycja Sorel na dworze wywoływała u zazdrośników zgrzytanie zębów. Ludwik, syn Karola VII i następca tronu, czyli delfin, nie znosił metresy, z wzajemnością. Nie potrafił jej darować imponującej siły oddziaływania na ojca i uważał, że rola, jaką pełni Agnès, upokarza jego matkę. Kiedy w 1442 roku, w wyniku ostrej sprzeczki na zamku w Chinon, publicznie spoliczkował faworytę, ta wyjechała do swojej posiadłości w Loches, gdzie pozostała nie przez kilka tygodni, nie przez kilka miesięcy, lecz przez kilka lat⁷¹. Tam, podobno wielokrotnie, wpadał do niej z wizytą królewski skarbnik⁷².

Pomiędzy częściami dyptyku Fouqueta przebiega obustronna wymiana: Chevalier wraz ze św. Szczepanem kierują sylwetki i spojrzenia ku Madonnie. Madonna skłania głowę i opuszcza wzrok na Dzieciątko, sprawiając, że widz zwraca uwagę na jego paluszek wyciągnięty ku Chevalierowi. Dodatkowo Dzieciątko rzuca rzeczonemu spojrzenie, najbardziej baczne ze wszystkich ujętych na dyptyku⁷³.

Czyżby Chevalier, za pośrednictwem Fouqueta, nie dość że poważył się objawić swoją miłość względem przebranej za Marię faworyty — wszak adoruje damę, a ona właśnie jemu ofiarowuje „jabłko” zza dekoltu — to jeszcze podkreślił, że powiła jego dziecko? Czyżby opowiedział taką historię, korzystając z dostępnego języka wizualnego? Choć z drugiej strony paluszek Dzieciątka może służyć wyłącznie zaznaczeniu, kto zacz jest sponsorem dyptyku…

Denis Godefroy, historyk i prawnik żyjący w latach 1549–1621, stawiał na romantyczną teorię. Relacjonował, że pierwotnie dyptyk ujmowała szeroka rama obita błękitnym aksamitem. Królował na niej inicjał „E” wyszyty perłami, a także złotymi i srebrnymi kokardami w kształcie ósemek, czyli „sidłami miłości”.

„E”? Od imienia Étienne?⁷⁴

Czy to było kochanie, czy podkochiwanie? Romans z metresą stanowiłby ryzykowne posunięcie, ponieważ gdyby król się dowiedział, zapewne uszykowałby swojemu skarbnikowi odpowiednią zemstę⁷⁵. Jeżeli nawet schadzki się odbywały, należało je trzymać w sekrecie. Dlaczego zatem Chevalier zamówił obraz, który mógł wyjawić jego tajemnicę? I zrobił to na dodatek po fakcie, ponieważ przypuszczalnie zwrócił się do Fouqueta już po śmierci Sorel…⁷⁶.

Według źródeł wszystkie córki faworyty Karol VII uznał za własne⁷⁷. Czwarta wprawdzie nie przeżyła porodu⁷⁸ albo zmarła wkrótce po narodzinach⁷⁹, ale król zadbał, żeby pozostałe trzy dobrze wyszły za mąż⁸⁰. Pascal Dubrisay w poświęconej metresie książce zamieścił drzewo genealogiczne, z którego wynika, że każdy ze współczesnych rodów panujących wywodzi się od Agnès Sorel⁸¹.

Królewska kochanica zmarła w wieku dwudziestu siedmiu lub dwudziestu ośmiu lat⁸². Powróciła na dwór na rok przed śmiercią⁸³, której okoliczności należą do nader podejrzanych. Ponoć doszły ją słuchy o szykowanym przez delfina zamachu na króla. Nie sprawdziwszy ich, wszak poznała Ludwika od ciemnej strony, wyruszyła do opactwa Jumièges, w którym przebywał Karol VII, z ostrzeżeniem.

Wciąż trwała wojna z Anglią, tymczasem Sorel była w zaawansowanej ciąży. Z powodu narastających dolegliwości zatrzymała się po drodze na zamku Mesnil-la-Belle. A ponieważ narosły one do tego stopnia, że nie dawała rady podnieść się z łóżka, zawezwała kochanka. Przybył natychmiast i stwierdził, że samopoczucie faworyty jest spowodowane jej stanem, co uwiarygodnił fakt, że niedługo potem Agnès zaczęła rodzić. Jednak po rozwiązaniu zdrowie młodej matki stale się pogarszało, choć nie z powodu gorączki połogowej czy podobnych dolegliwości. Położnica cierpiała na ciężką biegunkę⁸⁴. Kiedy więc nastąpiło najgorsze, założono otrucie.

Od XV wieku utrzymuje się, że w zbrodni maczał palce delfin⁸⁵. Jednak Karol VII nie wysunął oskarżenia pod adresem swojego synalka. Morderstwo przypadło w udziale Jacquesowi Cœurowi, wielkiemu podskarbiemu, opływającemu w bogactwa i pożyczającemu pieniądze tak królowi, jak arystokracji. „Mordercą Sorel” nazwała go jego dłużniczka Jeanne de Vendôme, której uwierzył władca. Do tego doszły zarzuty natury politycznej i ekonomicznej. Nader chętnie zeznania czynili dłużnicy Cœura, żeby tylko wierzyciel czasem się nie pozbierał. Taka okazja!

Po przegranym przez byłego podskarbiego procesie potężne pieniądze z jego kiesy trafiły do królewskiego skarbca. A mienie Cœura przepadło, co oznaczało, że przypadło Karolowi VII i królewskim zausznikom. Natomiast otrucia faworyty kozłowi ofiarnemu nie udowodniono. Po latach Cœura uwolniono od wszystkich pomówień, a jego pamięć zrehabilitowano⁸⁶.

Agnès Sorel spoczęła w sarkofagu w kolegiacie Notre-Dame w Loches (obecnie kolegiata Saint-Ours)⁸⁷. Dyptyk Fouqueta pierwotnie upamiętnił miejsce jej pochówku. Jednak ledwie Ludwik XI dorwał się do tronu, nakazał zdjąć dzieło z tronującą metresą. Chevalier przeniósł je do kolegiaty w Melun, stąd jego inna nazwa: _Dyptyk z Melun_. Wizerunek kochanki (o ile ze sobą sypiali) zawisł nad grobowcem żony Étienne’a Catherine Budé⁸⁸. Kolejny trójkąt…

Faworyta przyczyniła się skądinąd do powiększenia rodzinnego stanu posiadania Chevaliera. Otóż Karol VII uczynił go egzekutorem jej testamentu, a Étienne obracał majątkiem metresy, obracał i obracał, aż obrócił na swoją korzyść. Może więc na dyptyku pada przed nią na kolana i wyciąga ku niej złożone ręce — również w akcie dziękczynienia za wzbogacenie?⁸⁹

Jakkolwiek było, malarz nie miał nic przeciwko uczynieniu z Agnès Madonny, a ze skarbnika jej wiernego wyznawcy. Niewykluczone, że nie tylko dlatego, iż bez szemrania zajmował się realizacją zamówień, które głośno pobrzękiwały monetami. Cóż, także w jego życiu _sacrum_ połączyło się z _profanum_. Pochodził z nieprawego łoża, ze związku niezamężnej kobiety z księdzem⁹⁰.

W XVIII wieku szczątki Sorel przełożono do urny. W trakcie wielkiej rewolucji francuskiej grób sprofanowano, a urna trafiła na cmentarz. Wykopano ją w XIX wieku i przeniesiono na zamek w Loches, wraz z poddanym renowacji sarkofagiem. W 2005 roku prochy ponownie spoczęły w pierwotnym miejscu⁹¹, jednak wcześniej skorzystano z pretekstu, żeby otworzyć urnę i przeprowadzić badania⁹². Przebiegały pod kierownictwem Philippe’a Charliera, koronera, patologa sądowego i paleopatologa, który zasłynął wykorzystaniem technik medycyny sądowej w odniesieniu do postaci historycznych.

Niezły stan twarzoczaszki sprzyjał wirtualnemu odtworzeniu oblicza. Wyszło przy tym na jaw, że wizerunek zmarłej przedstawiony na sarkofagu odpowiada układowi zachowanego czerepu⁹³. Sorel rzeźbioną w marmurze cechują ten sam kształt twarzy i te same rysy, co Sorel namalowaną na desce. Zatem wizerunek autorstwa Fouqueta również nie bazuje na fantazji, lecz na rzeczywistości. Faworyta naprawdę należała do nieziemskich piękności i naprawdę przypominała wyglądem Barbie, o czym najlepiej świadczy rzeczona cyfrowa rekonstrukcja.

Ponadto badania wykazały, że metresa zmarła z powodu zatrucia rtęcią, w tamtych czasach stosowaną również na pasożyty (ich martwe jajeczka znaleziono na szczątkach). Zdarzało się, że specyfiku tego w dobrej wierze podawano zbyt wiele⁹⁴. Czy jednak do jego przedawkowania mógł przyczynić się w złej wierze Ludwik XI?

Wraz z kośćmi faworyty odnaleziono kości sześcio- bądź siedmiomiesięcznego płodu, które zapewne należały do jej czwartej córki⁹⁵. Czyżby obraz Fouqueta dodatkowo wskazywał, że Sorel pochowano wraz z dzieckiem?

_Madonna_ zyskała na popularności w XX stuleciu, chociaż nie ze względu na swoją zagadkowość. Wzrost notowań obrazu zapoczątkowała następująca okoliczność: otóż nowocześni artyści szukali wrażeń i inspiracji między innymi w sztuce średniowiecznej. Twórczość ojca założyciela narodowego malarstwa odkryła francuska awangarda⁹⁶.

Również prowokacyjny potencjał dzieła Fouqueta został wykorzystany dopiero po upływie kilku wieków od powstania. Wszak dyptyk nie pojawił się w świątyni przy wtórze chóru oburzonych ani nikt go stamtąd nie usuwał z pobudek cenzorskich. Prowokacja, którą się bagatelizuje, bywa bombą z opóźnionym zapłonem⁹⁷, co właśnie przytrafiło się _Madonnie_. A zresztą prowokacja woli podatny grunt⁹⁸. Takim okazał się grunt współczesny, ze względu na powszechną dostępność sztuki i komentarzy do niej, także poprzez mass media.

Obecnie obraz Fouqueta bulwersuje, ponieważ kult maryjny stanowi projekcję ideału kobiety przyzwoitej. Natomiast na nim króluje jako Madonna kobieta nieprzyzwoita. Seksowny image, który przybiera, przywodzi wrażenia, wyobrażenia, skojarzenia, których nie zwykło przywodzić przedstawienie świętej⁹⁹.

Zapewne taka, a nie inna recepcja _Madonny_ wynika z naszego przyzwyczajenia, żeby świętości nie wiązać z erotyką. Za cywilizacyjnym przewodem wyrugowaliśmy z seksualności pierwiastek duchowy, a z duchowości seksualny. Niemniej zleceniodawca do spółki ze zleceniobiorcą mogliby odeprzeć nasz zarzut seksualizowania przez nich Matki Boskiej, posługując się filozoficzno-teologicznymi teoriami autorstwa renesansowych humanistów. Stawiały one na łączenie erotyzmu z mitologii antycznej i miłości z mitologii chrześcijańskiej — stąd utożsamianie w nich Chrystusa z Erosem. Łysiak dywaguje, że właśnie dlatego _Madonna_ nie przyprawiała o oburzenie wtedy, podczas gdy przyprawia o nie dzisiaj¹⁰⁰.

Z renesansową koncepcją zaskakująco współbrzmi teoria Sigmunda Freuda, który seksualizował więź matki z synem, uważając, że matka wzbudza w nim pożądanie¹⁰¹.

Wracając jednak do meritum: dzieło Fouqueta odbierane jest również przez filtr dominującej narracji na jego temat. _Madonnę_ Fouqueta „rekordowo zmysłową” w porównaniu z pozostałymi średniowiecznymi Mariami okrzyknęła historyczka sztuki Joan Evans. Z kolei epitetem „bluźniercza zuchwałość” potraktował obraz Johan Huizinga, historyk, eseista i badacz średniowiecza¹⁰². Wystarczy, że jeden nagłówek powtarza za drugim powyższe nośne frazy (albo im podobne), a prowokacja ulega wzmocnieniu.

Gdybyśmy jednak nie mieli pojęcia, kto pozował do dzieła i jaką funkcję pełnił na dworze, prowokacja oddziaływałaby z mniejszą mocą. Z tekstów poświęconych obrazowi odbiorcy — śledząc punkt po punkcie analizy, punkt po punkcie interpretacje, punkt po punkcie historię — dowiadują się tego, co szokujące. Czy sam Fouquet nie odkryłby — dopiero na podstawie współczesnych artykułów — jaki to z niego obrazoburca, profanator, gorszyciel?¹⁰³

Zatem chociaż nie wiadomo, czy zleceniodawca do spółki ze zleceniobiorcą pragnęli rzucić dziełem wyzwanie publice, obecnie odbiera ona obraz w taki sposób, jak gdyby je rzucili.

Jak to wytłumaczyć? Mirosław Karwat w _Teorii prowokacji_ postuluje rozróżnienie aktu prowokacji od efektu prowokacji¹⁰⁴. Zdarza się bowiem, że ten drugi pojawia się mimo nieobecności pierwszego. I mimo wszystko wywołuje przekonanie o przekroczeniu granic¹⁰⁵.

A przecież Francuz zaczerpnął z takiego samego archetypu jak inni portreciści Madonn, mianowicie Bogini Matki.

Dawno, dawno temu bóstwo na szczycie hierarchii było bóstwem żeńskim, przedstawianym jako kobieta i określanym Matką. Matkowało nie tylko innym bogom, traktowano je bowiem jako podstawową siłę sprawczą i źródło wszelkiego życia¹⁰⁶. Znaczenie bóstwa wynikało z jego zdolności do naturalnej kreatywności, inspirowanej kobiecą prokreatywnością, i z jego związków z obrzędami rolniczymi¹⁰⁷.

Bogini Matka była odniesieniem do miłości, intymności, akceptacji, ponieważ nie wykluczała żadnej formy życia. Znajdowała się we wszystkim żyjącym, zatem poczynała sobie w naturze, ile wlazło¹⁰⁸. Zarazem potrafiła siać zniszczenie, co widoczne jest w hinduistycznych przedstawieniach bogini Kali, równorzędnej wobec boga Śiwy, ukazywanej jako wieloręka kobieta z mieczami i włóczniami stojąca na pokonanym, przyodziana w części krwawiących ciał (na przykład w spódnicę z wiszących odciętych rąk) i obwieszona naszyjnikami z czaszek. Nie wciela się w starą i zaniedbaną kobietę, personifikację śmierci, którą znamy. Wręcz przeciwnie, jest młoda i atrakcyjna, epatująca erotyzmem¹⁰⁹. Zatem drapieżny erotyzm Madonny Fouqueta nie stanowi nowinki w temacie bogini.

Dawno, dawno temu uważano także, że kobietę zapładnia tylko i wyłącznie światło księżyca¹¹⁰. Bogini Księżyca nosiła przydomek Dziewicy bądź Dziewicy Matki.

W grece słowo „dziewica” to dosłownie „ta, która nie potrzebuje męża”. Owo „nie potrzebuje” wyklucza zatem niechęć wobec jego posiadania bądź nieumiejętność znalezienia kandydata. „Nie potrzebuje”, czyli nie uważa męża (bądź syna) za powód, dla którego przyszła na świat, ani za dowód swojej dla świata przydatności. A przy tym nie uznaje mężczyzny za gorszego od siebie ani za wrogiego sobie. Co ciekawe, termin „dziewica” nie odnosił się pierwotnie do kwestii anatomiczno-fizjologicznych. Dziewicami były i kobiety samotne, i prostytuujące się, i rozwiedzione, i wielodzietne. Łączyła je niezależność i umiejętność bycia samą w sobie, cechy, dzięki którym potrafiły obdarzać miłością innych. Co pozostaje zgodne z obecnymi tezami w psychologii i pop-psychologii głoszącymi, że należy pokochać siebie, zanim pokocha się kogoś innego.

Aby zasłużyć sobie na przydomek Dziewicy, kobieta musiała poddać się rytuałowi _hierós gámos_, czyli świętych zaślubin. Polegał on na seksie z nieznajomym w świątyni bogini Isztar (bądź jej greckiego odpowiednika, czyli Afrodyty). Kochanek kontaktował się z Boginią Matką poprzez kochankę, jednoczącą się zarazem i z nią, i z nim. Tymże sposobem kochanka miała przekazywać kochankowi iście boski podarunek miłości, współczucia (jeżeli, na przykład, trawiła go choroba), radości. Reasumując: życiodajną energię. W świątynnym akcie miłosnym seksualność przygodnych partnerów doczekiwała się dosłownego uświęcenia, a wielu kawalerów doświadczało poprzez ów akt inicjacji erotycznej. Jeżeli wskutek rytuału rodziły się dzieci, nazywano je _parthenioi_, narodzonymi z Dziewicy, i bardzo poważano.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: