- W empik go
Sztuka wojenna w średniowieczu. Tom II - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Sztuka wojenna w średniowieczu. Tom II - ebook
Autor, wybitny brytyjski historyk opisał w tej książce z niezwykłą dokładnością rozwój sztuki wojennej w średniowieczu.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65855-91-6 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ I WSTĘP
Podczas badania krucjat widzieliśmy zarówno najlepsze, jak i najgorsze strony sztuki wojennej zachodnioeuropejskich nacji. Nie ma lepszych przykładów lekkomyślnej brawury lub głupiego zaniedbania podstawowych reguł strategii i taktyki niż wielkie wyprawy do Lewantu. Z drugiej strony musieliśmy również zauważyć, że zdolniejsi wodzowie armii krzyżowców sprawowali dowództwo w o wiele bardziej inteligentny sposób niż większość ich współczesnych na Zachodzie. Chociaż krucjaty z 1101 i 1147 roku są dla krytyka dużo bardziej przykre niż przeciętne wojny toczone przez Francję, Anglię lub Niemcy, to jednak niektóre bitwy i kampanie (takie jak Arsuf) wypadają bardzo korzystnie w porównaniu z tymi na terenach bliżej domu. Wydaje się, że wielu krzyżowców spisywało się najlepiej podczas rozwiązywania nowych problemów na Wschodzie. Pod Akką, Arsufem i Jaffą Ryszard Lwie Serce wzniósł się ponad swój normalny poziom; to dziwne, że po swym powrocie człowiek, który w latach 1190-1191 okazał się bardzo zdolnym dowódcą, zmarnował tak wiele energii i zdolności na nieszczęsne wojny francuskie z lat 1194-1199. Można dodać, że wielki Fryderyk I z Niemiec nigdy nie spisywał się tak dobrze w trakcie kampanii w swoim kraju, jak podczas prowadzenia wyprawy przez Azję Mniejszą. Wielu pomniejszych uczestników krucjat (w tym sam dobry Gotfryd z Bouillon) nie wyróżniało się podczas wojen toczonych przez ich ojczyste kraje i pokazywało na co ich stać dopiero za morzem.
Jak zdążyliśmy się przekonać, najgorsze błędy militarne chrześcijan na Wschodzie wynikały z kompletnej nieznajomości warunków wojennych w Syrii lub Azji Mniejszej oraz taktyki przeciwników, z którymi mieli do czynienia. W Europie zarówno dowódcy, jak i ich podwładni byli wolni od takich zagrożeń, ponieważ znali militarny charakter i zwyczaje swych sąsiadów, a ponadto mieli pewne ogólne pojęcie o geografii, klimacie i produktach sąsiednich terenów. Wydaje się jednak, że chociaż ta wiedza uchroniła ich od pewnych niebezpieczeństw, to jednak znajome realia wojen granicznych na Zachodzie często nie sprzyjały rozwojowi najlepszych cech u dowódcy. Nowe i nieprzewidziane zagrożenia oraz trudności są najlepszym sprawdzianem umiejętności człowieka.
Kiedy przechodzimy od historii krucjat do ówczesnych dziejów sztuki wojennej w Europie Zachodniej, pierwszą uderzającą rzeczą jest dość ograniczony wpływ wielkich kampanii w Lewancie na rozwój strategii i taktyki w ojczyźnie. Dziesiątki tysięcy baronów, rycerzy i sierżantów wróciło ze Wschodu w charakterze weteranów i można by się spodziewać, że lekcje, które otrzymali walcząc z Turkami i Syryjczykami, zostaną na trwałe zastosowane w wojnach toczonych przez ich ojczyste kraje. Niełatwo jednak znaleźć oczywiste przykłady takiego zastosowania nowych reguł wojennych, z wyjątkiem fortyfikacji i uzbrojenia. Jeśli chodzi o strategię i taktykę, to trudno wykryć bezpośrednie wpływy wypraw krzyżowych na podstawie ogólnego przeglądu.
Najlepszym tego przykładem jest całkowite zlekceważenie najważniejszej taktycznej lekcji krucjat przez zachodnie nacje. Wykazaliśmy już na podstawie wielu przykładów, że wielka reguła, która decydowała o wyniku wojen z Turkami, sprowadza się do tego, iż generałowie łączący piechotę i kawalerię w szyku bojowym odnosili sukces, a dowódcy usiłujący zrezygnować ze wsparcia piechurów zawsze ponosili katastrofalne klęski. To, że połączenie dwóch rodzajów broni jest lepsze niż poleganie wyłącznie na jednym z nich, zostało zademonstrowane pod Hastings na długo przed początkiem wypraw krzyżowych, ale lekcja była jeszcze bardziej widoczna w szczegółach starć, takich jak te pod Antiochią i Askalonem, w porównaniu z klęskami z 1101 roku lub uniknięciem zniszczenia o włos pod Doryleum.
Należałoby się zatem spodziewać, że konsekwencją powrotu wojowników pierwszej krucjaty do domu będzie rozwój racjonalnego wykorzystywania piechoty i kawalerii w ścisłej współpracy i wzajemnej zależności od siebie. Znajdujemy jednak niewiele śladów takiego zjawiska; w większości zachodniej i środkowej Europy kawaleria nadal pozostawała dominującym rodzajem broni, a piechota była traktowana z pogardą i nieufnością. Co prawda należy uznać wpływ doświadczeń krucjatowych we Włoszech w postaci nagłego wzrostu popularności kuszy, a prawdopodobnie również i zwiększenia znaczenia miejskiej piechoty. Jednakże w innych rejonach Europy, w których piechota miała pewne znaczenie (Anglii i Niderlandach), mamy do czynienia ze starymi teutońskimi pozostałościami, a nie z nowym zjawiskiem.
W przypadku wielu dwunastowiecznych bitew w Europie Zachodniej, jeśli rzadkim trafem powierzano pieszym wojownikom ważną rolę w walce, po bliższym zbadaniu sprawy okazuje się, że nie byli to zwykli piechurzy, lecz rycerze, którzy zsiedli z koni, aby wykonać jakieś desperackie zadanie. Krótko mówiąc, obserwujemy jedynie powrót do owego starego zwyczaju ludów teutońskich, który został opisany przez Leona Mądrego dwieście lat wcześniej¹. Można znaleźć takie przypadki po stronie Anglików i Normanów pod Tinchebrai² (1106) oraz w pierwszej bitwie pod Lincoln³ (1146), gdzie zarówno król Stefan, jak i zbuntowani hrabiowie spieszyli swych najlepszych rycerzy, aby utworzyć solidną rezerwę. Tak samo było w przypadku armii angielskiej pod Bremûle (1119) oraz w bitwie sztandarowej⁴ (1138), gdzie rycerze z Yorkshire zostawili swe konie i dołączyli do yeomanów z fyrdu, aby wzmocnić masę, która miała się stać celem dzikiego natarcia Szkotów. Niemieccy rycerze cesarza Konrada postąpili podobnie podczas największego starcia, do jakiego doszło w trakcie oblężenia Damaszku w 1148 roku.
Takie sytuacje należały jednak do rzadkości. Z drugiej strony nierzadko dochodziło do bitew, w których żadna ze stron nie wystawiała w polu piechoty, tak jak pod Thielt (1128), Tagliacozzo (1268) i Suchymi Krutami (1278). Jeszcze częściej zdarzało się, że tylko jedna strona miała piechurów w swoim szyku bojowym. Tak było pod Bremûle (1119), Legnano (1176) i Muret (1213).
Nawet jeśli po obu stronach walczyli prawdziwi piechurzy, rzadko kiedy decydowali o wyniku bitwy. Na ogół pełnili jedynie funkcję pomocniczą i wykorzystywano ich głównie do prowadzenia potyczek, zamiast do decydującego natarcia. Jak wykażemy później, główne wyjątki od tej reguły miały miejsce we Włoszech i Niderlandach. Chociaż w większości bitew piechurzy nie mieli wielkiego udziału w zwycięstwie, często ponosili największe straty w razie porażki. Z reguły ci z pokonanej armii byli bardzo źle traktowani przez rycerzy zwycięskiej strony. Kiedy odnoszono zwycięstwo, niemal zawsze wyrzynano piechotę przegranej strony w niezwykle bezwzględny sposób, podczas gdy jej rodacy z klas rycerskich nie byli zabijani, lecz brani do niewoli dla okupu.
Jeździec w kolczudze utrzymał więc swój status najważniejszego czynnika w bitwie aż do końca XIII wieku, a główne cechy dwustuletniego okresu, jaki nastąpił po bitwie pod Hastings, to feudalny rycerz i feudalny zamek. Należy zaznaczyć, że podczas gdy w ciągu tych dwustu lat taktyka i strategia rozwijały się dość powoli, sztuka fortyfikacji czyniła błyskawiczne postępy. Istnieje ogromna przepaść między prostym zamkiem z czasów Wilhelma I a wspaniałymi i skomplikowanymi twierdzami z końca XIII wieku. Metody ataku nie rozwijały się równie szybko i do 1300 roku defensywa zdobyła niemal zupełną przewagę nad ofensywą, tak że jedyną pewną bronią sztuki oblężniczej był głód. Sytuacja zaczęła się odwracać dopiero po pojawieniu się dział i prochu strzelniczego w XIV wieku.
W rozdziale III Księgi III omówiliśmy początek oraz rozwój feudalnego rycerza i zamku. Musimy się teraz zająć ich dalszymi losami.ROZDZIAŁ II ARMIE XII I XIII WIEKU
Sekcja A – Anglia
W pierwszej kolejności musimy się zająć rycerstwem Europy Zachodniej i jego taktyką. Budowanie twierdz i sztuka oblężnicza miały równie duży wpływ na ogólną historię tego okresu, ale należy je umieścić na drugim miejscu. Angielski pisarz musi z konieczności przedstawić cały okres głównie na podstawie historii wojskowej Anglii, ale postaramy się sumiennie zwrócić uwagę na wszystkie szczegóły, pod względem których kontynentalna praktyka różniła się od tej stosowanej na naszej wyspie.
Normański podbój doprowadził do całkowitej zmiany organizacji wojskowej Anglii – za panowania Wilhelma Zdobywcy system powoływania sił zbrojnych królestwa, ich taktyka oraz uzbrojenie uległy przeobrażeniu. Przez kolejne dwa stulecia głównymi czynnikami w historii wojskowej Anglii były normańskie zamki i jeźdźcy.
Czasami królowie zwoływali jeszcze fyrd, ale nigdy nie uznawali go za główną część swojej armii – w istocie wykorzystywano go głównie wtedy, gdy z jakiegoś powodu nie można było w pełni polegać na feudalnym pospolitym ruszeniu królestwa. Za pierwszym razem Wilhelm Rufus zwołał fyrd w celu odbycia prawdziwej, aktywnej służby, a za drugim jedynie w celu zdobycia pieniędzy. W pierwszym roku jego rządów wykorzystywano go do oblegania zamków baronów, którzy zbuntowali się przeciwko niemu pod pretekstem wspierania jego brata Roberta. Piechota była zawsze potrzebna do prowadzenia prac oblężniczych – rycerze nie znieśliby ciosania lub kopania i potrzebowano dużej ilości pionierów. Za drugim razem zgromadzono starą armię narodową, kiedy Ralf Flambard nauczył króla jak nieuczciwie zdobyć pieniądze w nowy sposób. Rufus zwołał do Hastings zaciągi z hrabstw, które nominalnie miały wziąć udział w kampanii w Normandii (1094). Przybyły w sile dwudziestu tysięcy ludzi, z których każdy miał przy sobie dziesięć szylingów, jakie musiało im wypłacić hrabstwo. Wilhelm odebrał im pieniądze, po czym oświadczył, że mogą się rozejść, ponieważ nie są potrzebni⁵. Henryk I również wykorzystał fyrd na początku swych rządów, w okolicznościach przypominających te, które zmusiły do tego jego brata. Robert z Belesme i jego towarzysze zbuntowali się i obsadzili oraz zaopatrzyli swoje zamki. Potrzebowano dużych sił do prowadzenia prac oblężniczych i Henryk zwołał Anglików, którzy ochoczo przybyli i jak informuje nas Orderyk, po kapitulacji wielkiej twierdzy nieprzyjaciela w Bridgenorth powitali go radosnym okrzykiem: „Raduj się teraz, królu Henryku, i głoś, że jesteś prawdziwym panem Anglii, gdyż poskromiłeś Roberta z Belesme i wypędziłeś go ze swego królestwa”⁶. Później zaciągi z hrabstw zostały powołane przez Stefana w celu stoczenia bitwy sztandarowej⁷ i przez Henryka II w celu stłumienia wielkiej rebelii feudalnej z 1174 roku. Assyza o uzbrojeniu z 1181 roku pokazuje jak różnorodny był ich ekwipunek – nawet podczas prób usprawnienia i zreorganizowania sił zbrojnych król nie myślał o narzuceniu jednorodności, a uboższe klasy mogły przybywać na miejsce zbiórki uzbrojone jedynie w miecze, noże i oszczepy. Najwyraźniej dążono do tego, żeby zamożniejsi ludzie posiadali taki sam rynsztunek, jak najemni brabanccy pikinierzy, których w tym czasie wykorzystywał Henryk w dużej liczbie, ponieważ polecono szeryfom zadbać o to, aby osoby posiadające szesnaście marek w ruchomościach nosiły kolczugę, stalowy kapelusz, tarczę i włócznię.
Jednakże zarówno w przypadku zagranicznych wypraw, jak i wojen domowych, normańscy i andegaweńscy królowie polegali głównie na masach jeźdźców w kolczugach, których dostarczali ich feudalni wasale. Podobnie jak ich ojcowie pod Hastings, normańscy rycerze byli nadal wyposażeni w długie kolczugi, spiczaste hełmy z nosalem oraz duńskie tarcze w kształcie latawca i stanowili kwiat europejskiego rycerstwa niezależnie od tego, czy służyli w swym własnym kraju, w podbitym królestwie Anglii, w nowym królestwie, które stworzyli w Apulii i na Sycylii, czy też w armiach krzyżowców daleko na Wschodzie.
Wilhelm I rozdzielił większość angielskiej ziemi pomiędzy nowych właścicieli. Dawni sascy posiadacze zachowali jedynie ok. 1/5 terenów, a ci z nich, którzy przeżyli, musieli przekazać swe ziemie królowi i otrzymali je z powrotem razem z obowiązkami kontynentalnych wasali. Przekonaliśmy się⁸, że „służba rycerska” i służba garnizonowa nie były całkowicie nieznane przed podbojem i na ogół uznawano, że każde pięć hide ziemi powinno zapewnić armii jednego wojownika w kolczudze. Wydaje się jednak, że po 1066 roku stara koncepcja o obowiązku wystawiania w pełni uzbrojonego człowieka przez pięć hide była przestarzała, a w przyszłości typowym wojownikiem miał być kawalerzysta, a nie piechur. Ponadto wydaje się, że dzieląc ciężar służby wojskowej (servitium debitum) pomiędzy swych lenników, Wilhelm postępował z nimi tak jak chciał, a areał i kontyngenty wojskowe nie były ze sobą trwale powiązane. „Korzystne szacowanie hide”, czyli wycenianie 400 lub 500 akrów tak, jak gdyby było ich jedynie 120, występowało równie powszechnie zarówno w ustaleniach wojskowych, jak i podatkowych. Zjawisko to było szczególnie częste w przypadku ziem Kościoła; dla przykładu wiemy, że opactwo Ramsey miało siedemdziesiąt hide, ale zostało oszacowane na czterech rycerzy. Przywilej ten nie ograniczał się wyłącznie do posiadłości kościelnych – niektórzy świeccy wielcy wasale bardzo łatwo się wymigali, chociaż większość była zobowiązana wystawić liczny kontyngent.
Najwybitniejszy badacz dawnych dziejów Anglii wyraźnie pokazał, że powierzchnia okręgów została oszacowana w dużym przybliżeniu, a kompilatorzy Domesday Book mieli skłonność do zaokrąglania liczb⁹. Okręgi o powierzchni pięciu, dziesięciu lub dwudziestu hide występują tak często, że nie było większych trudności z określeniem wymiaru służby wojskowej, jaką zobowiązani byli świadczyć wielcy wasale będący ich właścicielami. Dlatego też ułamki nie nastręczały tak wielkich problemów, jak można by się spodziewać. Gdyby majątki zostały oszacowane z drobiazgową dokładnością w akrach i jardach, niemal każdy właściciel ziemski byłby odpowiedzialny za dziwaczne cząstki rycerza, jeśli istniałaby regularna zależność pomiędzy liczbą akrów a służbą wojskową, jaką zobowiązani byli świadczyć ich właściciele. Majątki nie były jednak dokładnie mierzone i szacowane, dlatego też rycerze „ze starego nadania lennego”¹⁰, jak określa się podział istniejący w 1135 roku, na ogół występują w okrągłych liczbach; cząstki, które się zdarzają, są w większości dość proste.
Właściciel ziemski, który znał swoje servitium debitum na podstawie oszacowania wywodzącego się na ogół z czasów Zdobywcy, musiał wystawić odpowiednią ilość rycerzy. Mógł to uczynić na dwa sposoby – podzielić większość swego majątku na części o odpowiednim rozmiarze oraz wartości i nadać je podlennikom, którzy będą pełnić dla niego służbę rycerską, lub utrzymywać świtę przybocznych rycerzy na podobieństwo dawnych huskarlów, bez przekazywania im ziemi. Niektórzy właściciele ziemscy preferowali pierwszą opcję, ale inni przynajmniej przez pewien czas korzystali z tej drugiej. Na ogół dominowało jednak rozwiązanie pośrednie – wielki wasal przyznawał większość swoich terenów rycerzom, których często obdarzał działkami wielkości pięciu hide, ale zatrzymywał resztę in dominio jako swoją prywatną własność i z tytułu posiadanej ziemi świadczył królowi osobistą służbę wraz ze swymi synami i przybocznymi.
Zachowała się ciekawa seria dokumentów powstałych zaledwie sto lat po podboju i na ich podstawie można pokazać, co robili baronowie ze swoją ziemią w ciągu trzech pokoleń, jakie nastąpiły po pierwszym oszacowaniu. Są to Cartae Baronum z 1166 roku¹¹ – szereg odpowiedzi udzielonych przez wielkich wasali na pewne pytania zadane przez Henryka II. Król zażądał oświadczenia w sprawie liczby rycerzy, którzy byli podlennikami wielkich wasali, pytał ilu posiada „lenna ze starego nadania”, czyli te, które istniały w 1135 roku, a ilu otrzymało je niedawno, a także czy wystawiany przez pana kontyngent składał się wyłącznie z podlenników, czy też miał w zwyczaju świadczyć służbę osobiście ze swymi domownikami z tytułu posiadanej ziemi. Co ciekawe, odpowiedzi świadczą o tym, że większość baronów rozdała większość swych posiadłości, ale zatrzymała pewną część, z tytułu której była zobowiązana do osobistej służby. Pomniejsi ludzie, zobowiązani do wystawienia zaledwie jednego lub dwóch rycerzy, zazwyczaj nie obdarzali lennem pomniejszych wasali i osobiście pełnili służbę. Początkowo kilku wielkich właścicieli ziemskich w miarę możliwości wzbraniało się przed dzieleniem swych posiadłości na pomniejsze lenna (zwłaszcza opaci) ze względu na korzyści finansowe wynikające z posiadania ziemi na własność. Wadą tego planu była konieczność utrzymywania przez opata bezużytecznych rycerzy, którzy urządzali pijatyki na terenie opactwa i stawali się nieznośnym utrapieniem¹². W ten sposób senior był zwykle zmuszony (nawet wbrew swojej woli) nadać rycerzom lenna, aby pozbyć się ich ze swej kwatery głównej. Jeśli tak jak w przypadku Ramsey wymagano od opactwa wystawienia bardzo małej liczby rycerzy, ilość ziemi, jaką musiało rozdać, aby wypełnić swoje servitium debitum, nie musiała być duża. Chociaż warunki ekonomiczne kazały nadawać lenna możliwie jak najmniejszej liczbie rycerzy, nepotyzm, który był zmorą średniowiecznych klasztorów, często sprawiał, że opaci nadawali ziemię swym znajdującym się w potrzebie krewnym, a zatem nierzadko okazywało się, że senior powołał o wiele większą liczbę podlenników niż było to konieczne. W takich przypadkach czasami świadczono „należną służbę” poprzez zobowiązanie obdarzonych lennem rycerzy do wysłania tak wielu spośród nich do armii, jak to konieczne¹³; prywatne ustalenia decydowały o tym, kto wyruszy na poszczególne wyprawy.
W XII wieku szacowanie dokładnego rozmiaru gospodarstwa rolnego, które powinno stanowić lenno rycerskie, stało się arbitralne i nieregularne. W niektórych przypadkach wielkoduszny pan nadawał swemu lennikowi o wiele więcej niż normalną posiadłość; zdarzało się też, że rycerze otrzymywali o wiele mniej – czasami były to działki o obszarze nie przekraczającym dwóch hide. Możemy zatem znaleźć lenników opisujących swoją posiadłość jako „pauperrimum” i narzekających, że w ogóle nie zasługuje ona na miano wynagrodzenia. Chociaż takie przypadki nie należały do rzadkości, odbiegały jednak od normy i czasami można się natknąć na wzmianki o działkach wielkości pięciu hide, które przetrwały od czasów podboju aż do rządów Henryka II. Dobry przykład znajduje się w Cartae Baronum – Roger de Berkeley posiadał dwóch rycerzy oraz połowę „lenna ze starego nadania”; przedstawiając więcej szczegółów niż większość jego kolegów, tłumaczy, co stało się z jego ziemią, w następujący sposób¹⁴:
„Na pierwszego rycerza składają się:
Michał, który posiada jedno hide
Wilhelm Fitz-Baldwin, który posiada dwa hide
Helyas de Boivill, który posiada 1 ½ hide } = pięć hide
Hugo de Planta, który posiada pół hide
W ten sposób otrzymujemy całego rycerza.
Na połowę rycerza składają się:
Ralf de Yweley, który posiada pół hide
Żona Ralfa Cantilene, która posiada pół hide
Żona Ryszarda Gansella, która posiada trzy virgaty (3/4 hide) } = dwa i pół hide
Roger de Albamara, który posiada jedną virgatę (1/4 hide)
Szymon de Coverley, który posiada jedną virgatę
Przeor Stanley, który posiada jedną virgatę
Tak otrzymujemy pół rycerza.
Jeśli chodzi o następnego rycerza, to Walter de Holecombe, Gerard i Reginald de Albamara posiadają dziesięć hide, ale nie uznają w pełni swych zobowiązań i twierdzą, że każdy z nich jest mi winien służbę jedynie z tytułu jednej virgaty. Mogą oni wystawić całego rycerza, a zatem mamy dwa i pół rycerza”.
Trudno zrozumieć wywód Rogera w trzecim akapicie – albo liczby w tekście zostały zniekształcone, albo uważa, że jego kwestionowane roszczenia do dziesięciu hide zostaną oszacowane na połowę wartości, a Walter, Gerard i Reginald uzgodnią między sobą wystawienie jednego rycerza. Jak by nie było, pierwsze dwa akapity jego odpowiedzi dobitnie świadczą o tym, że uważał pięć hide za odpowiedni i normalny przydział ziemi umożliwiający wystawienie rycerza. Na końcu swojej „Carta” zamieszcza listę swych prywatnych ziem, która pozwala stwierdzić, że (w przeciwieństwie do większości swych kolegów) przekazał lennikom jedynie małą część rodowych włości.
Z reguły jedynie wielcy baronowie dysponujący dużą ilością wolnego miejsca w swoim zamku utrzymywali dużą liczbę przybocznych rycerzy, którzy mieszkali z nimi przez cały rok. Właściciele średnich majątków przeważnie dzielili ich większą część na lenna rycerskie i zatrzymywali dla siebie jedynie tyle, aby mogli świadczyć służbę razem ze swoimi synami.
Egzekwowanie powinności od podlenników zawsze sprawiało wiele kłopotów. Podczas wojen domowych wielki wasal mógł się zbuntować lub pozostać lojalny. Jeśli wzniecał bunt, niektórzy z jego wasali usiłowali się uchronić przed konfiskatą ich mienia przez króla odmawiając udziału w powstaniu. W istocie był to święty obowiązek angielskich podlenników odkąd na wielkiej naradzie w Salisbury Wilhelm Zdobywca oświadczył angielskim rycerzom, że są winni wierność przede wszystkim Koronie, a nie swym bezpośrednim panom. Z drugiej strony, kiedy wielki wasal opowiadał się po stronie króla, nierzadko zdarzało się, że niektórzy z jego rycerzy przechodzili na stronę buntowników; gdyby powstanie zakończyło się powodzeniem, mieliby duże szanse na zrzucenie zwierzchności swego pana i uwolnienie się od służby, którą byli mu winni. Za panowania Stefana, kiedy anarchia panowała przez niemal dwadzieścia lat, stosunki pomiędzy niezliczonymi panami i wasalami były pogmatwane; po obu stronach wysuwano kwestionowane roszczenia do zwierzchnictwa. Wiele odpowiedzi baronów z 1166 roku świadczy o tym, że ich autorzy nie byli do końca pewni wszystkich swoich praw i posiadłości. Opatrują swe oświadczenia klauzulami sprowadzającymi się do tego, iż udzielili odpowiedzi według swej najlepszej wiedzy lub zwracają uwagę (jak cytowany powyżej Roger z Berkeley), że niektórzy z ich lenników nie uznają swych zobowiązań. Lennicy duchowni pomstowali szczególnie mocno na grabieżców, którzy pozbawiali ich hołdu lub zmuszali do nadawania lenn rycerzom wbrew ich woli. Co zaskakujące, opactwo Abbotsbury w Dorset nadało miano ciemiężcy szanowanej osobistości, jaką był wielki kanclerz Roger z Salisbury¹⁵.
Dochodzenie króla Henryka z 1166 roku miało dwojakie znaczenie. Nie dość, że pozwoliło mu uzyskać pożądane informacje na temat odpowiedniego przestrzegania debitum servitium na mocy starego systemu nadań lennych, który istniał w 1135 roku, to jeszcze pokazało mu, jak wielu rycerzy zostało uposażonych od czasu tego oszacowania. Dzięki tym cennym informacjom w przyszłości podczas ściągania zapomóg i tarczowego od swych wielkich wasali mógł wymagać zapłaty nie tylko za teoretyczną, lecz również za rzeczywistą liczbę posiadanych przez nich rycerzy. Była to mile widziana ulga dla skarbu państwa, ponieważ w wielu przypadkach stary system nadań lennych był (jak już wspomnieliśmy) bardzo nieścisły i hojny i nie stanowił właściwego odzwierciedlenia zasobów kraju ani rzeczywistej liczby uposażonych lenników.
Niestety, Cartae Baronum są niekompletne; gdyby w całości przetrwały do naszych czasów, moglibyśmy określić liczbę rycerzy „ze starego nadania lennego” w całej Anglii, która istniała w 1135 roku, oraz liczbę lenn rycerskich w 1166. Wykonano staranne i pomysłowe obliczenia, uzupełniając Cartae na podstawie innych źródeł, co wyraźnie pokazuje, że pełne siły feudalne Anglii liczyły ponad 6500, ale mniej niż 7000 rycerzy. Lenna kościelne dostarczały nieco ponad tysiąc, a świeccy wielcy wasale od 5000-6500¹⁶. Te skromne wyliczenia dziwnie kontrastują z ogólnymi liczbami podawanymi przez współczesnych kronikarzy, którzy tak dalece nie zdawali sobie sprawy z rzeczywistych rozmiarów i zasobów kraju, że często utrzymywali, iż Anglia mogła dostarczyć królowi trzydzieści lub nawet sześćdziesiąt tysięcy¹⁷ rycerzy. Prawdopodobnie nie osiągnięto by tej drugiej liczby nawet po dodaniu do rycerstwa całego fyrdu piechoty.
Kiedy zajmujemy się rycerzem z XI i XII wieku, musimy się wyzbyć szlachetnej konotacji tego słowa charakterystycznej dla XIV lub XV stulecia. Rycerz z armii Wilhelma Zdobywcy nie musiał być szlachetnie urodzony i nie przechodził wyszukanej ceremonii przyjęcia do stanu rycerskiego, która była powszechna trzysta lat później. Był po prostu żołnierzem, który walczył na koniu i otrzymywał ziemię od króla lub jednego z jego wielkich wasali, w zamian za co miał służyć w kawalerii. Pierwsi rycerze, którzy osiedli w Anglii po podboju, stanowili mieszaną zbieraninę ludzi wywodzących się z różnych ludów i stanów – niektórzy z nich byli krewnymi wielkich normańskich baronów, a inni wojskowymi awanturnikami, którzy przybyli ze wszystkich zakątków kontynentu. W skład tej różnorodnej grupy wcielono również ocalałych angielskich tanów – wszystkich szczęśliwych niedobitków, którym zezwolono na „odkupienie swej ziemi” od króla za cenę grzywny i złożenia hołdu lennego po jego koronacji. Anglojęzyczni ludzie określali tę nowopowstałą i różnorodną klasę większych i mniejszych lenników wojskowych mianem cniht, które przed podbojem odnosiło się do żołnierzy będących na utrzymaniu wielkich właścicieli ziemskich¹⁸. Tak naprawdę był to odpowiednik stosowanych na kontynencie terminów cliens, serviens i famulus, który posiada to samo pierwotne znaczenie sugerujące podległość i służalczość. Nazwy mają jednak różną historię w różnych krajach; podczas gdy w Anglii „rycerz” stał się synonimem miles, termin serviens dotarł na drugą stronę kanału La Manche kilka pokoleń później jako „sierżant” w odniesieniu do grupy ludzi plasujących się wyraźnie poniżej stanu rycerskiego. Co ciekawe, w Niemczech słowo knecht, które w XI wieku było właściwie synonimem rycerza, stopniowo zaczęło się odnosić do osób o coraz niższym statusie, zostało zdeprecjonowane do nazwy wojowników, którzy nie byli szlachetnie urodzeni¹⁹, aż w końcu stało się określeniem zwykłych służących i posługaczy towarzyszących armii.
Łatwiej będzie uświadomić sobie skromny status wielu „rycerzy” z epoki Normanów, jeśli będziemy pamiętać, że podlennik posiadający kilkaset akrów ziemi prawdopodobnie zostałby określony jako miles przez kronikarza z czasów Henryka I oraz „sierżant”²⁰, scutifer, armiger lub zbrojny przez kronikarza z czasów Henryka III i Edwarda I, ale z pewnością nie jako rycerz. Sytuacja ludzi była taka sama, ale ich tytulatura uległa zmianie. W 1350 roku tytuł rycerza był już zastrzeżony dla osób o pewnym znaczeniu i podczas wojen Edwarda III duże oddziały żołnierzy były dowodzone przez zwykłych giermków. Ta przemiana uwidoczniła się po raz pierwszy za panowania Henryka III i Edwarda I, których wielokrotne próby skłonienia posiadaczy lenn rycerskich do przyjęcia tytułu rycerza za pomocą nakazów konfiskaty majątku są dobrze znane²¹. Nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów i niedługo potem król uznał, że nawet przedstawiciele hrabstw w parlamencie mogą być osobami nie posiadającymi tytułu rycerskiego, ponieważ w wielu hrabstwach brakowało wystarczającej ilości kompetentnych ludzi, którzy przyjęli wymagany status.
Zanim przystąpimy do zbadania charakteru bitew z XII i XIII wieku, musimy zwrócić uwagę na pewną charakterystyczną cechę rządów pierwszych Plantagenetów – ważną rolę oddziałów najemnych w ich działaniach militarnych. Poczynając od czasów Stefana, feudalne zaciągi królestwa były ciągle uzupełniane wielkimi oddziałami zawodowych żołnierzy, z których niemal wszyscy byli cudzoziemcami. Przez długi czas w Europie Zachodniej istniała duża, zmienna grupa awanturników; stanowili oni niemałą część armii Wilhelma Zdobywcy, która walczyła pod Hastings. Pierwsi normańscy zdobywcy Apulii należeli do tej klasy w nie mniejszym stopniu niż Gwardia Wareska cesarzy bizantyjskich. Za panowania pierwszych normańskich królów nierzadko pojawiają się wzmianki o stipendiarii milites²² w Anglii, ale dopiero w czasach Stefana zaczynają się oni pojawiać w dużej liczbie i odgrywać dużą rolę w armii. Stefan, który został porzucony przez większość baronów, zastąpił brakujące kontyngenty wielkimi oddziałami Flamandów i Brabantczyków znajdujących się pod komendą takich dowódców, jak Wilhelm z Ypres i Alan z Dinan. Henryk II i Ryszard I utrzymali ten system; bez wsparcia ze strony stałej armii nie byliby w stanie prowadzić swych długich zamorskich wojen. Feudalne pospolite ruszenie Anglii byłoby dla nich niemal całkowicie bezużyteczne podczas oblężeń w Normandii i Akwitanii. Jego czterdziestodniowy okres służby dobiegłby końca, zanim zdążyłoby dotrzeć na odległy teatr działań wojennych. Co więcej, armia feudalna była niewyszkolona, niezdyscyplinowana, niezorganizowana, a czasami nielojalna. Natomiast najemnicy byli wyszkolonymi zawodowymi żołnierzami, którzy pełnili wierną służbę dopóki otrzymywali regularną zapłatę i nie chcieli skracać wojny poprzez przedwczesny powrót do domu. Dlatego też Henryk i Ryszard woleli angażować do służby za granicą pewne szwadrony najemników, które pozostawały w polu przez cały rok, przedkładając je nad krótką i niepewną pomoc rycerstwa Anglii. Pomimo tego nadal egzekwowano servitium debitum od wielkich angielskich wasali w celu odparcia najazdu Szkotów lub zorganizowania wyprawy do Walii. Takie kampanie były krótkie, a ich koszt malał, jeśli przeprowadzały je zaciągi z pogranicznych hrabstw. Dlatego też Henryk II niezwykle rzadko sprowadzał swych najemników do Anglii; pojawili się po tej stronie kanału La Manche w dużej liczbie tylko raz, w celu stłumienia rebelii feudalnej z lat 1173-1174. W trakcie tej kampanii starli się w bitwie ze swymi kolegami po fachu, ponieważ zbuntowany hrabia Leicester zwerbował wielu flamandzkich routiers i walczył na ich czele, kiedy dostał się do niewoli pod Fornham.
Jeżeli król nie chciał zwoływać feudalnego pospolitego ruszenia Anglii, miał w zwyczaju ściągać tarczowe od wszystkich rycerzy zwolnionych ze służby. Na mocy tego układu posiadacz lenna wykupywał się od świadczenia osobistej służby płacąc ustaloną sumę za każdą tarczę (scutum), którą powinien dostarczyć do wojska. Zazwyczaj suma ta wynosiła 26 szylingów i 8 pensów – dwie marki – co zdaje się świadczyć, że czterdziestodniowa służba była wyceniana na 8 pensów za dzień, co było normalnym wynagrodzeniem rycerza w XII wieku. Wydaje się, że osobnicy, którzy mieli obowiązek świadczenia servitium debitum, mogli dokonać wyboru pomiędzy osobistym udziałem w wojnie a zapłatą tarczowego²³. Jeśli kampania toczyła się w pobliżu, większość pojawiała się osobiście z bronią w ręku; jeżeli była odległa, jedynie nieliczni (głównie więksi lennicy) mogli wyruszyć z wojskiem.
Tarczowe pojawia się jako uznana instytucja za panowania Henryka I²⁴, ale to jego prawnuk uczynił z niego normę i zwyczaj. Pod koniec jego rządów większość wiejskich rycerzy wolała się wykupywać niż wyruszać na męczące wyprawy do Poitou lub Akwitanii, za burzliwe morza, które były tak nienawistne dla średniowiecznego umysłu. Płacenie tarczowego stało się normą, a zatrudnianie najemnych kawalerzystów za dochody z tej daniny zapewniało królowi trwałą i godną zaufania armię, której nie zdołałby utrzymać w inny sposób. Henryk II i Ryszard Lwie Serce prowadzili swe żmudne i nieciekawe kampanie we Francji głównie na czele tych zawodowych żołnierzy.
Jan był bardziej znienawidzony przez swych poddanych niż jego ojciec i brat, co sprawiało, że miał jeszcze większą skłonność do zatrudniania najemnych oddziałów. Jego niepopularność w Anglii w niemałym stopniu wynikała z tego, że po tym, jak został wyparty z Normandii w 1204 roku, sprowadził ze sobą hordę zagranicznych awanturników, którzy podążali za jego feralnym sztandarem na kontynencie. Jak można się było spodziewać, okazali się bardzo niepożądanymi gośćmi; baronowie byli oburzeni łaskami okazywanymi przez króla dowódcom, którzy w większości byli pozbawionymi skrupułów brutalami, tak jak Fawkes de Bréauté. Ludzie z gminu cierpieli z powodu łupiestw, do jakich przyzwyczaili się najemnicy na kontynencie. Awanturnicy zawdzięczają haniebną wzmiankę w Wielkiej Karcie Swobód nienawiści, jaką wzbudzili wśród bogatych i biednych. Król musiał przyrzec, że odprawi wszystkich „alienigenos milites et balistarios et servientes stipendarios”, którzy „venerunt cum armis et equis ad nocumentum regni”²⁵. Specjalna klauzula wymienia kilku dowódców, którzy zostali skazani na wygnanie – Gerarda z Athies, Filipa z Mark, Engleharda de Cigognes, Gwidona de Cancelles i innych²⁶. Jak wiadomo, Jan łatwo wymigał się od tego zobowiązania – najemnicy nie zostali wygnani i stanowili najlepszą część armii, z którą król poprowadził swą nieszczęsną kampanię 1215 roku. Żołnierze Fawkesa de Bréauté oraz jego kusznicy zasłużyli na szczególną wzmiankę z powodu swej dobrej służby na początku panowania Henryka III, w drugiej bitwie pod Lincoln. Dopiero za panowania Edwarda I cudzoziemscy najemnicy na pewien czas przestali odgrywać dużą rolę w armiach Plantagenetów. Edward III powrócił do zwyczajów swych przodków.
Sekcja B – kontynent
W XII i XIII wieku armie królów Anglii przypominały te należące do władców na kontynencie bardziej niż w jakimkolwiek innym okresie historii. Pod wpływem Normanów siły zbrojne naszej wyspy zasymilowały się z wojskami pozostałych krajów Europy Zachodniej. Warto zwrócić uwagę na dwie główne różnice – po pierwsze, w Anglii nigdy nie było tak wyraźnego podziału między różnymi klasami feudalnych lenników, jak w innych miejscach; po drugie, zaciągi piechurów z hrabstw odgrywały drugorzędną rolę na wojnie, ale i tak miały większe znaczenie niż piechota w wielu rejonach kontynentu. Jedynie w Niderlandach oraz do pewnego stopnia we Włoszech i Hiszpanii piechurzy wysuwają się na czoło. W pozostałych regionach najemni kusznicy byli jedynymi pieszymi wojownikami, którym poświęcano wiele uwagi, dopóki Filip August nie podjął próby wykorzystania zaciągów francuskich komun.
Normalna armia cesarza lub króla Francji składała się z tych samych jednostek, co wojska naszych normańskich lub andegaweńskich monarchów – masy większych i mniejszych lenników na koniach, którą często uzupełniano pewną ilością najemnych kawalerzystów i kuszników. Czasami w pole wyruszały milicje miejskie, które po raz pierwszy pojawiły się we Włoszech i Niderlandach. Bardzo rzadko wykorzystywano piechurów z terenów wiejskich, których panowie feudalni mogli w ostateczności zaangażować w bitwie.
W XI wieku ważną częścią kontynentalnych armii byli wszyscy wojownicy posiadający lenna, którzy otrzymali je bezpośrednio od Korony lub jako podlennicy, w zamian za co byli zobowiązani do służby w kawalerii. Kronikarze często określają ich ogólnym mianem milites, które odnosi się zarówno do większych, jak i mniejszych wasali, ale dokładne zbadanie charakteru tej grupy wykaże, że nie była ona jednorodna. Kiedy napotykamy na wyrażenia, takie jak „miles primi ordinis” lub „miles gregarius”, widzimy, że w obrębie grupy milites istniały podziały klasowe. Najwyższa warstwa składała się ze szlachetnie urodzonych wolnych wasali, którzy posiadali duże lenna – była to jedyna klasa, która zachowała rycerski tytuł w następnych stuleciach, ale w 1080 roku termin miles był dużo bardziej ogólny (zarówno w Anglii, jak i za granicą²⁷) i obejmował o wiele więcej osób niż w 1180 lub 1280.
Poniżej tych milites primi ordinis znajdował się szereg innych kawalerzystów, po części szlachetnego, lecz w większości nieszlachetnego pochodzenia. Niektórzy z nich byli przybocznymi samego króla i służyli mu jako niżsi urzędnicy lub gwardziści; dwunastowieczny niemiecki kronikarz prawdopodobnie określiłby ich mianem ministeriales, a kronikarz angielski lub francuski jako servientes regis. O wiele liczniejsi byli przyboczni baronów, biskupów i opatów, którzy mogli, ale nie musieli być obdarzeni lennem ziemskim. Ci „ludzie” króla lub wielkich wasali byli czasami określani jako milites gregarii, milites ignobiles, milites plebei lub milites mediocris nobilitatis. Pojawiają się również pod nazwami, które odróżniają ich od rycerzy o wyższym statusie oraz wskazują na ich służalczy i podległy stan, np. satelites, servientes, clientes, famuli. Z reguły służyli na lżejszych koniach i nosili mniej kompletne uzbrojenie niż rycerscy wasale. Aż do XIII wieku byli o wiele liczniejsi od szlachetniejszych i ciężej uzbrojonych kawalerzystów²⁸.
Kiedy pod koniec XII wieku zaczęto ściśle ograniczać tytuł miles do wyższych warstw klasy wojskowej, serviens (sierżant) stał się najbardziej typowym określeniem kawalerzysty o niższym statusie. We Francji była to ich jedyna uznawana nazwa. W Niemczech nie występowała tak powszechnie, a termin sariant (niemiecka odmiana tego słowa) był używany na przemian z innymi nazwami, takimi jak scutifer, armiger, strator. Nie należy mylić tych dwunasto- i trzynastowiecznych servientes lub scutiferi z giermkami z XIV i XV wieku, którzy byli przybocznymi rycerza. We wcześniejszym okresie rycerz nie miał żadnych konnych towarzyszy. Jego giermek podążał za nim na piechotę i nie musiał brać udziału w walce. „Sierżanci” byli często formowani w odrębne korpusy, niezależne od rycerzy, i wykorzystywani do zadań, które mogła wypełnić tylko lekka kawaleria; mogli zostać również umieszczeni w mniej istotnych częściach szyku bojowego. Nierzadko umieszczano sierżantów w pierwszej linii, gdzie mieli rozpocząć walkę, podczas gdy rycerze pozostawali w rezerwie, aby zadać decydujący cios. Przekonamy się, że Filip August zastosował to ustawienie na swym prawym skrzydle pod Bouvines (1214)²⁹. Fryderyk II postąpił tak samo pod Cortenuovą w 1237. Oddzielanie lekkich i ciężkich kawalerzystów od siebie nie było jednak regułą. O wiele częściej zdarzało się, że poszczególne oddziały armii składały się z sierżantów, „wzmocnionych” przez dodanie pewnej ilości rycerzy, tak jak uczynił to starszy Montfort pod Muret (1213)³⁰.
Nomenklatura klasy wojskowej stała się jeszcze bardziej skomplikowana, kiedy w XII wieku znaczenie słowa miles ponownie uległo zmianie w wyniku rozpowszechniania się nowego pojęcia rycerskości. Kiedy pojawiło się przekonanie, że rycerz musi uroczyście otrzymać broń i insygnia stanu rycerskiego od swego feudalnego zwierzchnika lub innej znacznej osobistości i nie może używać tytułu miles, dopóki nie zostanie w ten sposób wyróżniony, z konieczności pojawiła się klasa posiadaczy lenn rycerskich, którzy nie otrzymali jeszcze tytułu rycerza. Młody baron posiadający duże włości mógł odbywać służbę przez pewien czas, zanim otrzymał tytuł. Natomiast wojownik, który dowiódł swej odwagi, mógł zostać pasowany na rycerza przez króla lub księcia za jakiś wybitny wyczyn zbrojny. W ten sposób baron, który nie był jeszcze rycerzem, często wyruszał na wojnę w towarzystwie wasali będących już posiadaczami godności, do której ciągle aspirował.
Dlatego też jeśli zbadamy skład tej części kawalerii armii feudalnej, która nie składała się z rycerzy, przekonamy się, że pod koniec XII i w XIII wieku znajdowali się w niej przedstawiciele wielu różnych klas. Można wyróżnić: (1) młodych właścicieli lenn rycerskich, którzy nie otrzymali jeszcze tytułu rycerza; (2) ludzi rycerskiego pochodzenia, będących właścicielami niewielkich lenn, którzy z powodu ubóstwa (lub z innej przyczyny) nie zamierzali przyjąć tej godności; (3) młodszych synów baronów i rycerzy, którzy nie mieli ziemi, a zatem nie mogli aspirować do godności rycerza (wielu z nich znajdowało się na żołdzie króla); (4) różne osoby nierycerskiego pochodzenia, które otrzymały w lenno ziemię od swoich panów; (5) ludzi niskiego stanu, którzy służyli jako zwykli najemnicy. Pierwsze trzy grupy to ludzie z klasy rycerskiej, którzy jednak nie są rycerzami; czwarta to ta, do której należy tytuł sierżanta. Istnieje jeszcze dodatkowy podział, ponieważ zamożny sierżant mógł się czasami zaopatrzyć w ciężkiego rumaka bojowego i pełną kolczugę, podczas gdy ubożsi członkowie klas 2 i 3 mogli służyć w niekompletnych zbrojach i na gorszych wierzchowcach.
Podczas badania krucjat widzieliśmy zarówno najlepsze, jak i najgorsze strony sztuki wojennej zachodnioeuropejskich nacji. Nie ma lepszych przykładów lekkomyślnej brawury lub głupiego zaniedbania podstawowych reguł strategii i taktyki niż wielkie wyprawy do Lewantu. Z drugiej strony musieliśmy również zauważyć, że zdolniejsi wodzowie armii krzyżowców sprawowali dowództwo w o wiele bardziej inteligentny sposób niż większość ich współczesnych na Zachodzie. Chociaż krucjaty z 1101 i 1147 roku są dla krytyka dużo bardziej przykre niż przeciętne wojny toczone przez Francję, Anglię lub Niemcy, to jednak niektóre bitwy i kampanie (takie jak Arsuf) wypadają bardzo korzystnie w porównaniu z tymi na terenach bliżej domu. Wydaje się, że wielu krzyżowców spisywało się najlepiej podczas rozwiązywania nowych problemów na Wschodzie. Pod Akką, Arsufem i Jaffą Ryszard Lwie Serce wzniósł się ponad swój normalny poziom; to dziwne, że po swym powrocie człowiek, który w latach 1190-1191 okazał się bardzo zdolnym dowódcą, zmarnował tak wiele energii i zdolności na nieszczęsne wojny francuskie z lat 1194-1199. Można dodać, że wielki Fryderyk I z Niemiec nigdy nie spisywał się tak dobrze w trakcie kampanii w swoim kraju, jak podczas prowadzenia wyprawy przez Azję Mniejszą. Wielu pomniejszych uczestników krucjat (w tym sam dobry Gotfryd z Bouillon) nie wyróżniało się podczas wojen toczonych przez ich ojczyste kraje i pokazywało na co ich stać dopiero za morzem.
Jak zdążyliśmy się przekonać, najgorsze błędy militarne chrześcijan na Wschodzie wynikały z kompletnej nieznajomości warunków wojennych w Syrii lub Azji Mniejszej oraz taktyki przeciwników, z którymi mieli do czynienia. W Europie zarówno dowódcy, jak i ich podwładni byli wolni od takich zagrożeń, ponieważ znali militarny charakter i zwyczaje swych sąsiadów, a ponadto mieli pewne ogólne pojęcie o geografii, klimacie i produktach sąsiednich terenów. Wydaje się jednak, że chociaż ta wiedza uchroniła ich od pewnych niebezpieczeństw, to jednak znajome realia wojen granicznych na Zachodzie często nie sprzyjały rozwojowi najlepszych cech u dowódcy. Nowe i nieprzewidziane zagrożenia oraz trudności są najlepszym sprawdzianem umiejętności człowieka.
Kiedy przechodzimy od historii krucjat do ówczesnych dziejów sztuki wojennej w Europie Zachodniej, pierwszą uderzającą rzeczą jest dość ograniczony wpływ wielkich kampanii w Lewancie na rozwój strategii i taktyki w ojczyźnie. Dziesiątki tysięcy baronów, rycerzy i sierżantów wróciło ze Wschodu w charakterze weteranów i można by się spodziewać, że lekcje, które otrzymali walcząc z Turkami i Syryjczykami, zostaną na trwałe zastosowane w wojnach toczonych przez ich ojczyste kraje. Niełatwo jednak znaleźć oczywiste przykłady takiego zastosowania nowych reguł wojennych, z wyjątkiem fortyfikacji i uzbrojenia. Jeśli chodzi o strategię i taktykę, to trudno wykryć bezpośrednie wpływy wypraw krzyżowych na podstawie ogólnego przeglądu.
Najlepszym tego przykładem jest całkowite zlekceważenie najważniejszej taktycznej lekcji krucjat przez zachodnie nacje. Wykazaliśmy już na podstawie wielu przykładów, że wielka reguła, która decydowała o wyniku wojen z Turkami, sprowadza się do tego, iż generałowie łączący piechotę i kawalerię w szyku bojowym odnosili sukces, a dowódcy usiłujący zrezygnować ze wsparcia piechurów zawsze ponosili katastrofalne klęski. To, że połączenie dwóch rodzajów broni jest lepsze niż poleganie wyłącznie na jednym z nich, zostało zademonstrowane pod Hastings na długo przed początkiem wypraw krzyżowych, ale lekcja była jeszcze bardziej widoczna w szczegółach starć, takich jak te pod Antiochią i Askalonem, w porównaniu z klęskami z 1101 roku lub uniknięciem zniszczenia o włos pod Doryleum.
Należałoby się zatem spodziewać, że konsekwencją powrotu wojowników pierwszej krucjaty do domu będzie rozwój racjonalnego wykorzystywania piechoty i kawalerii w ścisłej współpracy i wzajemnej zależności od siebie. Znajdujemy jednak niewiele śladów takiego zjawiska; w większości zachodniej i środkowej Europy kawaleria nadal pozostawała dominującym rodzajem broni, a piechota była traktowana z pogardą i nieufnością. Co prawda należy uznać wpływ doświadczeń krucjatowych we Włoszech w postaci nagłego wzrostu popularności kuszy, a prawdopodobnie również i zwiększenia znaczenia miejskiej piechoty. Jednakże w innych rejonach Europy, w których piechota miała pewne znaczenie (Anglii i Niderlandach), mamy do czynienia ze starymi teutońskimi pozostałościami, a nie z nowym zjawiskiem.
W przypadku wielu dwunastowiecznych bitew w Europie Zachodniej, jeśli rzadkim trafem powierzano pieszym wojownikom ważną rolę w walce, po bliższym zbadaniu sprawy okazuje się, że nie byli to zwykli piechurzy, lecz rycerze, którzy zsiedli z koni, aby wykonać jakieś desperackie zadanie. Krótko mówiąc, obserwujemy jedynie powrót do owego starego zwyczaju ludów teutońskich, który został opisany przez Leona Mądrego dwieście lat wcześniej¹. Można znaleźć takie przypadki po stronie Anglików i Normanów pod Tinchebrai² (1106) oraz w pierwszej bitwie pod Lincoln³ (1146), gdzie zarówno król Stefan, jak i zbuntowani hrabiowie spieszyli swych najlepszych rycerzy, aby utworzyć solidną rezerwę. Tak samo było w przypadku armii angielskiej pod Bremûle (1119) oraz w bitwie sztandarowej⁴ (1138), gdzie rycerze z Yorkshire zostawili swe konie i dołączyli do yeomanów z fyrdu, aby wzmocnić masę, która miała się stać celem dzikiego natarcia Szkotów. Niemieccy rycerze cesarza Konrada postąpili podobnie podczas największego starcia, do jakiego doszło w trakcie oblężenia Damaszku w 1148 roku.
Takie sytuacje należały jednak do rzadkości. Z drugiej strony nierzadko dochodziło do bitew, w których żadna ze stron nie wystawiała w polu piechoty, tak jak pod Thielt (1128), Tagliacozzo (1268) i Suchymi Krutami (1278). Jeszcze częściej zdarzało się, że tylko jedna strona miała piechurów w swoim szyku bojowym. Tak było pod Bremûle (1119), Legnano (1176) i Muret (1213).
Nawet jeśli po obu stronach walczyli prawdziwi piechurzy, rzadko kiedy decydowali o wyniku bitwy. Na ogół pełnili jedynie funkcję pomocniczą i wykorzystywano ich głównie do prowadzenia potyczek, zamiast do decydującego natarcia. Jak wykażemy później, główne wyjątki od tej reguły miały miejsce we Włoszech i Niderlandach. Chociaż w większości bitew piechurzy nie mieli wielkiego udziału w zwycięstwie, często ponosili największe straty w razie porażki. Z reguły ci z pokonanej armii byli bardzo źle traktowani przez rycerzy zwycięskiej strony. Kiedy odnoszono zwycięstwo, niemal zawsze wyrzynano piechotę przegranej strony w niezwykle bezwzględny sposób, podczas gdy jej rodacy z klas rycerskich nie byli zabijani, lecz brani do niewoli dla okupu.
Jeździec w kolczudze utrzymał więc swój status najważniejszego czynnika w bitwie aż do końca XIII wieku, a główne cechy dwustuletniego okresu, jaki nastąpił po bitwie pod Hastings, to feudalny rycerz i feudalny zamek. Należy zaznaczyć, że podczas gdy w ciągu tych dwustu lat taktyka i strategia rozwijały się dość powoli, sztuka fortyfikacji czyniła błyskawiczne postępy. Istnieje ogromna przepaść między prostym zamkiem z czasów Wilhelma I a wspaniałymi i skomplikowanymi twierdzami z końca XIII wieku. Metody ataku nie rozwijały się równie szybko i do 1300 roku defensywa zdobyła niemal zupełną przewagę nad ofensywą, tak że jedyną pewną bronią sztuki oblężniczej był głód. Sytuacja zaczęła się odwracać dopiero po pojawieniu się dział i prochu strzelniczego w XIV wieku.
W rozdziale III Księgi III omówiliśmy początek oraz rozwój feudalnego rycerza i zamku. Musimy się teraz zająć ich dalszymi losami.ROZDZIAŁ II ARMIE XII I XIII WIEKU
Sekcja A – Anglia
W pierwszej kolejności musimy się zająć rycerstwem Europy Zachodniej i jego taktyką. Budowanie twierdz i sztuka oblężnicza miały równie duży wpływ na ogólną historię tego okresu, ale należy je umieścić na drugim miejscu. Angielski pisarz musi z konieczności przedstawić cały okres głównie na podstawie historii wojskowej Anglii, ale postaramy się sumiennie zwrócić uwagę na wszystkie szczegóły, pod względem których kontynentalna praktyka różniła się od tej stosowanej na naszej wyspie.
Normański podbój doprowadził do całkowitej zmiany organizacji wojskowej Anglii – za panowania Wilhelma Zdobywcy system powoływania sił zbrojnych królestwa, ich taktyka oraz uzbrojenie uległy przeobrażeniu. Przez kolejne dwa stulecia głównymi czynnikami w historii wojskowej Anglii były normańskie zamki i jeźdźcy.
Czasami królowie zwoływali jeszcze fyrd, ale nigdy nie uznawali go za główną część swojej armii – w istocie wykorzystywano go głównie wtedy, gdy z jakiegoś powodu nie można było w pełni polegać na feudalnym pospolitym ruszeniu królestwa. Za pierwszym razem Wilhelm Rufus zwołał fyrd w celu odbycia prawdziwej, aktywnej służby, a za drugim jedynie w celu zdobycia pieniędzy. W pierwszym roku jego rządów wykorzystywano go do oblegania zamków baronów, którzy zbuntowali się przeciwko niemu pod pretekstem wspierania jego brata Roberta. Piechota była zawsze potrzebna do prowadzenia prac oblężniczych – rycerze nie znieśliby ciosania lub kopania i potrzebowano dużej ilości pionierów. Za drugim razem zgromadzono starą armię narodową, kiedy Ralf Flambard nauczył króla jak nieuczciwie zdobyć pieniądze w nowy sposób. Rufus zwołał do Hastings zaciągi z hrabstw, które nominalnie miały wziąć udział w kampanii w Normandii (1094). Przybyły w sile dwudziestu tysięcy ludzi, z których każdy miał przy sobie dziesięć szylingów, jakie musiało im wypłacić hrabstwo. Wilhelm odebrał im pieniądze, po czym oświadczył, że mogą się rozejść, ponieważ nie są potrzebni⁵. Henryk I również wykorzystał fyrd na początku swych rządów, w okolicznościach przypominających te, które zmusiły do tego jego brata. Robert z Belesme i jego towarzysze zbuntowali się i obsadzili oraz zaopatrzyli swoje zamki. Potrzebowano dużych sił do prowadzenia prac oblężniczych i Henryk zwołał Anglików, którzy ochoczo przybyli i jak informuje nas Orderyk, po kapitulacji wielkiej twierdzy nieprzyjaciela w Bridgenorth powitali go radosnym okrzykiem: „Raduj się teraz, królu Henryku, i głoś, że jesteś prawdziwym panem Anglii, gdyż poskromiłeś Roberta z Belesme i wypędziłeś go ze swego królestwa”⁶. Później zaciągi z hrabstw zostały powołane przez Stefana w celu stoczenia bitwy sztandarowej⁷ i przez Henryka II w celu stłumienia wielkiej rebelii feudalnej z 1174 roku. Assyza o uzbrojeniu z 1181 roku pokazuje jak różnorodny był ich ekwipunek – nawet podczas prób usprawnienia i zreorganizowania sił zbrojnych król nie myślał o narzuceniu jednorodności, a uboższe klasy mogły przybywać na miejsce zbiórki uzbrojone jedynie w miecze, noże i oszczepy. Najwyraźniej dążono do tego, żeby zamożniejsi ludzie posiadali taki sam rynsztunek, jak najemni brabanccy pikinierzy, których w tym czasie wykorzystywał Henryk w dużej liczbie, ponieważ polecono szeryfom zadbać o to, aby osoby posiadające szesnaście marek w ruchomościach nosiły kolczugę, stalowy kapelusz, tarczę i włócznię.
Jednakże zarówno w przypadku zagranicznych wypraw, jak i wojen domowych, normańscy i andegaweńscy królowie polegali głównie na masach jeźdźców w kolczugach, których dostarczali ich feudalni wasale. Podobnie jak ich ojcowie pod Hastings, normańscy rycerze byli nadal wyposażeni w długie kolczugi, spiczaste hełmy z nosalem oraz duńskie tarcze w kształcie latawca i stanowili kwiat europejskiego rycerstwa niezależnie od tego, czy służyli w swym własnym kraju, w podbitym królestwie Anglii, w nowym królestwie, które stworzyli w Apulii i na Sycylii, czy też w armiach krzyżowców daleko na Wschodzie.
Wilhelm I rozdzielił większość angielskiej ziemi pomiędzy nowych właścicieli. Dawni sascy posiadacze zachowali jedynie ok. 1/5 terenów, a ci z nich, którzy przeżyli, musieli przekazać swe ziemie królowi i otrzymali je z powrotem razem z obowiązkami kontynentalnych wasali. Przekonaliśmy się⁸, że „służba rycerska” i służba garnizonowa nie były całkowicie nieznane przed podbojem i na ogół uznawano, że każde pięć hide ziemi powinno zapewnić armii jednego wojownika w kolczudze. Wydaje się jednak, że po 1066 roku stara koncepcja o obowiązku wystawiania w pełni uzbrojonego człowieka przez pięć hide była przestarzała, a w przyszłości typowym wojownikiem miał być kawalerzysta, a nie piechur. Ponadto wydaje się, że dzieląc ciężar służby wojskowej (servitium debitum) pomiędzy swych lenników, Wilhelm postępował z nimi tak jak chciał, a areał i kontyngenty wojskowe nie były ze sobą trwale powiązane. „Korzystne szacowanie hide”, czyli wycenianie 400 lub 500 akrów tak, jak gdyby było ich jedynie 120, występowało równie powszechnie zarówno w ustaleniach wojskowych, jak i podatkowych. Zjawisko to było szczególnie częste w przypadku ziem Kościoła; dla przykładu wiemy, że opactwo Ramsey miało siedemdziesiąt hide, ale zostało oszacowane na czterech rycerzy. Przywilej ten nie ograniczał się wyłącznie do posiadłości kościelnych – niektórzy świeccy wielcy wasale bardzo łatwo się wymigali, chociaż większość była zobowiązana wystawić liczny kontyngent.
Najwybitniejszy badacz dawnych dziejów Anglii wyraźnie pokazał, że powierzchnia okręgów została oszacowana w dużym przybliżeniu, a kompilatorzy Domesday Book mieli skłonność do zaokrąglania liczb⁹. Okręgi o powierzchni pięciu, dziesięciu lub dwudziestu hide występują tak często, że nie było większych trudności z określeniem wymiaru służby wojskowej, jaką zobowiązani byli świadczyć wielcy wasale będący ich właścicielami. Dlatego też ułamki nie nastręczały tak wielkich problemów, jak można by się spodziewać. Gdyby majątki zostały oszacowane z drobiazgową dokładnością w akrach i jardach, niemal każdy właściciel ziemski byłby odpowiedzialny za dziwaczne cząstki rycerza, jeśli istniałaby regularna zależność pomiędzy liczbą akrów a służbą wojskową, jaką zobowiązani byli świadczyć ich właściciele. Majątki nie były jednak dokładnie mierzone i szacowane, dlatego też rycerze „ze starego nadania lennego”¹⁰, jak określa się podział istniejący w 1135 roku, na ogół występują w okrągłych liczbach; cząstki, które się zdarzają, są w większości dość proste.
Właściciel ziemski, który znał swoje servitium debitum na podstawie oszacowania wywodzącego się na ogół z czasów Zdobywcy, musiał wystawić odpowiednią ilość rycerzy. Mógł to uczynić na dwa sposoby – podzielić większość swego majątku na części o odpowiednim rozmiarze oraz wartości i nadać je podlennikom, którzy będą pełnić dla niego służbę rycerską, lub utrzymywać świtę przybocznych rycerzy na podobieństwo dawnych huskarlów, bez przekazywania im ziemi. Niektórzy właściciele ziemscy preferowali pierwszą opcję, ale inni przynajmniej przez pewien czas korzystali z tej drugiej. Na ogół dominowało jednak rozwiązanie pośrednie – wielki wasal przyznawał większość swoich terenów rycerzom, których często obdarzał działkami wielkości pięciu hide, ale zatrzymywał resztę in dominio jako swoją prywatną własność i z tytułu posiadanej ziemi świadczył królowi osobistą służbę wraz ze swymi synami i przybocznymi.
Zachowała się ciekawa seria dokumentów powstałych zaledwie sto lat po podboju i na ich podstawie można pokazać, co robili baronowie ze swoją ziemią w ciągu trzech pokoleń, jakie nastąpiły po pierwszym oszacowaniu. Są to Cartae Baronum z 1166 roku¹¹ – szereg odpowiedzi udzielonych przez wielkich wasali na pewne pytania zadane przez Henryka II. Król zażądał oświadczenia w sprawie liczby rycerzy, którzy byli podlennikami wielkich wasali, pytał ilu posiada „lenna ze starego nadania”, czyli te, które istniały w 1135 roku, a ilu otrzymało je niedawno, a także czy wystawiany przez pana kontyngent składał się wyłącznie z podlenników, czy też miał w zwyczaju świadczyć służbę osobiście ze swymi domownikami z tytułu posiadanej ziemi. Co ciekawe, odpowiedzi świadczą o tym, że większość baronów rozdała większość swych posiadłości, ale zatrzymała pewną część, z tytułu której była zobowiązana do osobistej służby. Pomniejsi ludzie, zobowiązani do wystawienia zaledwie jednego lub dwóch rycerzy, zazwyczaj nie obdarzali lennem pomniejszych wasali i osobiście pełnili służbę. Początkowo kilku wielkich właścicieli ziemskich w miarę możliwości wzbraniało się przed dzieleniem swych posiadłości na pomniejsze lenna (zwłaszcza opaci) ze względu na korzyści finansowe wynikające z posiadania ziemi na własność. Wadą tego planu była konieczność utrzymywania przez opata bezużytecznych rycerzy, którzy urządzali pijatyki na terenie opactwa i stawali się nieznośnym utrapieniem¹². W ten sposób senior był zwykle zmuszony (nawet wbrew swojej woli) nadać rycerzom lenna, aby pozbyć się ich ze swej kwatery głównej. Jeśli tak jak w przypadku Ramsey wymagano od opactwa wystawienia bardzo małej liczby rycerzy, ilość ziemi, jaką musiało rozdać, aby wypełnić swoje servitium debitum, nie musiała być duża. Chociaż warunki ekonomiczne kazały nadawać lenna możliwie jak najmniejszej liczbie rycerzy, nepotyzm, który był zmorą średniowiecznych klasztorów, często sprawiał, że opaci nadawali ziemię swym znajdującym się w potrzebie krewnym, a zatem nierzadko okazywało się, że senior powołał o wiele większą liczbę podlenników niż było to konieczne. W takich przypadkach czasami świadczono „należną służbę” poprzez zobowiązanie obdarzonych lennem rycerzy do wysłania tak wielu spośród nich do armii, jak to konieczne¹³; prywatne ustalenia decydowały o tym, kto wyruszy na poszczególne wyprawy.
W XII wieku szacowanie dokładnego rozmiaru gospodarstwa rolnego, które powinno stanowić lenno rycerskie, stało się arbitralne i nieregularne. W niektórych przypadkach wielkoduszny pan nadawał swemu lennikowi o wiele więcej niż normalną posiadłość; zdarzało się też, że rycerze otrzymywali o wiele mniej – czasami były to działki o obszarze nie przekraczającym dwóch hide. Możemy zatem znaleźć lenników opisujących swoją posiadłość jako „pauperrimum” i narzekających, że w ogóle nie zasługuje ona na miano wynagrodzenia. Chociaż takie przypadki nie należały do rzadkości, odbiegały jednak od normy i czasami można się natknąć na wzmianki o działkach wielkości pięciu hide, które przetrwały od czasów podboju aż do rządów Henryka II. Dobry przykład znajduje się w Cartae Baronum – Roger de Berkeley posiadał dwóch rycerzy oraz połowę „lenna ze starego nadania”; przedstawiając więcej szczegółów niż większość jego kolegów, tłumaczy, co stało się z jego ziemią, w następujący sposób¹⁴:
„Na pierwszego rycerza składają się:
Michał, który posiada jedno hide
Wilhelm Fitz-Baldwin, który posiada dwa hide
Helyas de Boivill, który posiada 1 ½ hide } = pięć hide
Hugo de Planta, który posiada pół hide
W ten sposób otrzymujemy całego rycerza.
Na połowę rycerza składają się:
Ralf de Yweley, który posiada pół hide
Żona Ralfa Cantilene, która posiada pół hide
Żona Ryszarda Gansella, która posiada trzy virgaty (3/4 hide) } = dwa i pół hide
Roger de Albamara, który posiada jedną virgatę (1/4 hide)
Szymon de Coverley, który posiada jedną virgatę
Przeor Stanley, który posiada jedną virgatę
Tak otrzymujemy pół rycerza.
Jeśli chodzi o następnego rycerza, to Walter de Holecombe, Gerard i Reginald de Albamara posiadają dziesięć hide, ale nie uznają w pełni swych zobowiązań i twierdzą, że każdy z nich jest mi winien służbę jedynie z tytułu jednej virgaty. Mogą oni wystawić całego rycerza, a zatem mamy dwa i pół rycerza”.
Trudno zrozumieć wywód Rogera w trzecim akapicie – albo liczby w tekście zostały zniekształcone, albo uważa, że jego kwestionowane roszczenia do dziesięciu hide zostaną oszacowane na połowę wartości, a Walter, Gerard i Reginald uzgodnią między sobą wystawienie jednego rycerza. Jak by nie było, pierwsze dwa akapity jego odpowiedzi dobitnie świadczą o tym, że uważał pięć hide za odpowiedni i normalny przydział ziemi umożliwiający wystawienie rycerza. Na końcu swojej „Carta” zamieszcza listę swych prywatnych ziem, która pozwala stwierdzić, że (w przeciwieństwie do większości swych kolegów) przekazał lennikom jedynie małą część rodowych włości.
Z reguły jedynie wielcy baronowie dysponujący dużą ilością wolnego miejsca w swoim zamku utrzymywali dużą liczbę przybocznych rycerzy, którzy mieszkali z nimi przez cały rok. Właściciele średnich majątków przeważnie dzielili ich większą część na lenna rycerskie i zatrzymywali dla siebie jedynie tyle, aby mogli świadczyć służbę razem ze swoimi synami.
Egzekwowanie powinności od podlenników zawsze sprawiało wiele kłopotów. Podczas wojen domowych wielki wasal mógł się zbuntować lub pozostać lojalny. Jeśli wzniecał bunt, niektórzy z jego wasali usiłowali się uchronić przed konfiskatą ich mienia przez króla odmawiając udziału w powstaniu. W istocie był to święty obowiązek angielskich podlenników odkąd na wielkiej naradzie w Salisbury Wilhelm Zdobywca oświadczył angielskim rycerzom, że są winni wierność przede wszystkim Koronie, a nie swym bezpośrednim panom. Z drugiej strony, kiedy wielki wasal opowiadał się po stronie króla, nierzadko zdarzało się, że niektórzy z jego rycerzy przechodzili na stronę buntowników; gdyby powstanie zakończyło się powodzeniem, mieliby duże szanse na zrzucenie zwierzchności swego pana i uwolnienie się od służby, którą byli mu winni. Za panowania Stefana, kiedy anarchia panowała przez niemal dwadzieścia lat, stosunki pomiędzy niezliczonymi panami i wasalami były pogmatwane; po obu stronach wysuwano kwestionowane roszczenia do zwierzchnictwa. Wiele odpowiedzi baronów z 1166 roku świadczy o tym, że ich autorzy nie byli do końca pewni wszystkich swoich praw i posiadłości. Opatrują swe oświadczenia klauzulami sprowadzającymi się do tego, iż udzielili odpowiedzi według swej najlepszej wiedzy lub zwracają uwagę (jak cytowany powyżej Roger z Berkeley), że niektórzy z ich lenników nie uznają swych zobowiązań. Lennicy duchowni pomstowali szczególnie mocno na grabieżców, którzy pozbawiali ich hołdu lub zmuszali do nadawania lenn rycerzom wbrew ich woli. Co zaskakujące, opactwo Abbotsbury w Dorset nadało miano ciemiężcy szanowanej osobistości, jaką był wielki kanclerz Roger z Salisbury¹⁵.
Dochodzenie króla Henryka z 1166 roku miało dwojakie znaczenie. Nie dość, że pozwoliło mu uzyskać pożądane informacje na temat odpowiedniego przestrzegania debitum servitium na mocy starego systemu nadań lennych, który istniał w 1135 roku, to jeszcze pokazało mu, jak wielu rycerzy zostało uposażonych od czasu tego oszacowania. Dzięki tym cennym informacjom w przyszłości podczas ściągania zapomóg i tarczowego od swych wielkich wasali mógł wymagać zapłaty nie tylko za teoretyczną, lecz również za rzeczywistą liczbę posiadanych przez nich rycerzy. Była to mile widziana ulga dla skarbu państwa, ponieważ w wielu przypadkach stary system nadań lennych był (jak już wspomnieliśmy) bardzo nieścisły i hojny i nie stanowił właściwego odzwierciedlenia zasobów kraju ani rzeczywistej liczby uposażonych lenników.
Niestety, Cartae Baronum są niekompletne; gdyby w całości przetrwały do naszych czasów, moglibyśmy określić liczbę rycerzy „ze starego nadania lennego” w całej Anglii, która istniała w 1135 roku, oraz liczbę lenn rycerskich w 1166. Wykonano staranne i pomysłowe obliczenia, uzupełniając Cartae na podstawie innych źródeł, co wyraźnie pokazuje, że pełne siły feudalne Anglii liczyły ponad 6500, ale mniej niż 7000 rycerzy. Lenna kościelne dostarczały nieco ponad tysiąc, a świeccy wielcy wasale od 5000-6500¹⁶. Te skromne wyliczenia dziwnie kontrastują z ogólnymi liczbami podawanymi przez współczesnych kronikarzy, którzy tak dalece nie zdawali sobie sprawy z rzeczywistych rozmiarów i zasobów kraju, że często utrzymywali, iż Anglia mogła dostarczyć królowi trzydzieści lub nawet sześćdziesiąt tysięcy¹⁷ rycerzy. Prawdopodobnie nie osiągnięto by tej drugiej liczby nawet po dodaniu do rycerstwa całego fyrdu piechoty.
Kiedy zajmujemy się rycerzem z XI i XII wieku, musimy się wyzbyć szlachetnej konotacji tego słowa charakterystycznej dla XIV lub XV stulecia. Rycerz z armii Wilhelma Zdobywcy nie musiał być szlachetnie urodzony i nie przechodził wyszukanej ceremonii przyjęcia do stanu rycerskiego, która była powszechna trzysta lat później. Był po prostu żołnierzem, który walczył na koniu i otrzymywał ziemię od króla lub jednego z jego wielkich wasali, w zamian za co miał służyć w kawalerii. Pierwsi rycerze, którzy osiedli w Anglii po podboju, stanowili mieszaną zbieraninę ludzi wywodzących się z różnych ludów i stanów – niektórzy z nich byli krewnymi wielkich normańskich baronów, a inni wojskowymi awanturnikami, którzy przybyli ze wszystkich zakątków kontynentu. W skład tej różnorodnej grupy wcielono również ocalałych angielskich tanów – wszystkich szczęśliwych niedobitków, którym zezwolono na „odkupienie swej ziemi” od króla za cenę grzywny i złożenia hołdu lennego po jego koronacji. Anglojęzyczni ludzie określali tę nowopowstałą i różnorodną klasę większych i mniejszych lenników wojskowych mianem cniht, które przed podbojem odnosiło się do żołnierzy będących na utrzymaniu wielkich właścicieli ziemskich¹⁸. Tak naprawdę był to odpowiednik stosowanych na kontynencie terminów cliens, serviens i famulus, który posiada to samo pierwotne znaczenie sugerujące podległość i służalczość. Nazwy mają jednak różną historię w różnych krajach; podczas gdy w Anglii „rycerz” stał się synonimem miles, termin serviens dotarł na drugą stronę kanału La Manche kilka pokoleń później jako „sierżant” w odniesieniu do grupy ludzi plasujących się wyraźnie poniżej stanu rycerskiego. Co ciekawe, w Niemczech słowo knecht, które w XI wieku było właściwie synonimem rycerza, stopniowo zaczęło się odnosić do osób o coraz niższym statusie, zostało zdeprecjonowane do nazwy wojowników, którzy nie byli szlachetnie urodzeni¹⁹, aż w końcu stało się określeniem zwykłych służących i posługaczy towarzyszących armii.
Łatwiej będzie uświadomić sobie skromny status wielu „rycerzy” z epoki Normanów, jeśli będziemy pamiętać, że podlennik posiadający kilkaset akrów ziemi prawdopodobnie zostałby określony jako miles przez kronikarza z czasów Henryka I oraz „sierżant”²⁰, scutifer, armiger lub zbrojny przez kronikarza z czasów Henryka III i Edwarda I, ale z pewnością nie jako rycerz. Sytuacja ludzi była taka sama, ale ich tytulatura uległa zmianie. W 1350 roku tytuł rycerza był już zastrzeżony dla osób o pewnym znaczeniu i podczas wojen Edwarda III duże oddziały żołnierzy były dowodzone przez zwykłych giermków. Ta przemiana uwidoczniła się po raz pierwszy za panowania Henryka III i Edwarda I, których wielokrotne próby skłonienia posiadaczy lenn rycerskich do przyjęcia tytułu rycerza za pomocą nakazów konfiskaty majątku są dobrze znane²¹. Nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów i niedługo potem król uznał, że nawet przedstawiciele hrabstw w parlamencie mogą być osobami nie posiadającymi tytułu rycerskiego, ponieważ w wielu hrabstwach brakowało wystarczającej ilości kompetentnych ludzi, którzy przyjęli wymagany status.
Zanim przystąpimy do zbadania charakteru bitew z XII i XIII wieku, musimy zwrócić uwagę na pewną charakterystyczną cechę rządów pierwszych Plantagenetów – ważną rolę oddziałów najemnych w ich działaniach militarnych. Poczynając od czasów Stefana, feudalne zaciągi królestwa były ciągle uzupełniane wielkimi oddziałami zawodowych żołnierzy, z których niemal wszyscy byli cudzoziemcami. Przez długi czas w Europie Zachodniej istniała duża, zmienna grupa awanturników; stanowili oni niemałą część armii Wilhelma Zdobywcy, która walczyła pod Hastings. Pierwsi normańscy zdobywcy Apulii należeli do tej klasy w nie mniejszym stopniu niż Gwardia Wareska cesarzy bizantyjskich. Za panowania pierwszych normańskich królów nierzadko pojawiają się wzmianki o stipendiarii milites²² w Anglii, ale dopiero w czasach Stefana zaczynają się oni pojawiać w dużej liczbie i odgrywać dużą rolę w armii. Stefan, który został porzucony przez większość baronów, zastąpił brakujące kontyngenty wielkimi oddziałami Flamandów i Brabantczyków znajdujących się pod komendą takich dowódców, jak Wilhelm z Ypres i Alan z Dinan. Henryk II i Ryszard I utrzymali ten system; bez wsparcia ze strony stałej armii nie byliby w stanie prowadzić swych długich zamorskich wojen. Feudalne pospolite ruszenie Anglii byłoby dla nich niemal całkowicie bezużyteczne podczas oblężeń w Normandii i Akwitanii. Jego czterdziestodniowy okres służby dobiegłby końca, zanim zdążyłoby dotrzeć na odległy teatr działań wojennych. Co więcej, armia feudalna była niewyszkolona, niezdyscyplinowana, niezorganizowana, a czasami nielojalna. Natomiast najemnicy byli wyszkolonymi zawodowymi żołnierzami, którzy pełnili wierną służbę dopóki otrzymywali regularną zapłatę i nie chcieli skracać wojny poprzez przedwczesny powrót do domu. Dlatego też Henryk i Ryszard woleli angażować do służby za granicą pewne szwadrony najemników, które pozostawały w polu przez cały rok, przedkładając je nad krótką i niepewną pomoc rycerstwa Anglii. Pomimo tego nadal egzekwowano servitium debitum od wielkich angielskich wasali w celu odparcia najazdu Szkotów lub zorganizowania wyprawy do Walii. Takie kampanie były krótkie, a ich koszt malał, jeśli przeprowadzały je zaciągi z pogranicznych hrabstw. Dlatego też Henryk II niezwykle rzadko sprowadzał swych najemników do Anglii; pojawili się po tej stronie kanału La Manche w dużej liczbie tylko raz, w celu stłumienia rebelii feudalnej z lat 1173-1174. W trakcie tej kampanii starli się w bitwie ze swymi kolegami po fachu, ponieważ zbuntowany hrabia Leicester zwerbował wielu flamandzkich routiers i walczył na ich czele, kiedy dostał się do niewoli pod Fornham.
Jeżeli król nie chciał zwoływać feudalnego pospolitego ruszenia Anglii, miał w zwyczaju ściągać tarczowe od wszystkich rycerzy zwolnionych ze służby. Na mocy tego układu posiadacz lenna wykupywał się od świadczenia osobistej służby płacąc ustaloną sumę za każdą tarczę (scutum), którą powinien dostarczyć do wojska. Zazwyczaj suma ta wynosiła 26 szylingów i 8 pensów – dwie marki – co zdaje się świadczyć, że czterdziestodniowa służba była wyceniana na 8 pensów za dzień, co było normalnym wynagrodzeniem rycerza w XII wieku. Wydaje się, że osobnicy, którzy mieli obowiązek świadczenia servitium debitum, mogli dokonać wyboru pomiędzy osobistym udziałem w wojnie a zapłatą tarczowego²³. Jeśli kampania toczyła się w pobliżu, większość pojawiała się osobiście z bronią w ręku; jeżeli była odległa, jedynie nieliczni (głównie więksi lennicy) mogli wyruszyć z wojskiem.
Tarczowe pojawia się jako uznana instytucja za panowania Henryka I²⁴, ale to jego prawnuk uczynił z niego normę i zwyczaj. Pod koniec jego rządów większość wiejskich rycerzy wolała się wykupywać niż wyruszać na męczące wyprawy do Poitou lub Akwitanii, za burzliwe morza, które były tak nienawistne dla średniowiecznego umysłu. Płacenie tarczowego stało się normą, a zatrudnianie najemnych kawalerzystów za dochody z tej daniny zapewniało królowi trwałą i godną zaufania armię, której nie zdołałby utrzymać w inny sposób. Henryk II i Ryszard Lwie Serce prowadzili swe żmudne i nieciekawe kampanie we Francji głównie na czele tych zawodowych żołnierzy.
Jan był bardziej znienawidzony przez swych poddanych niż jego ojciec i brat, co sprawiało, że miał jeszcze większą skłonność do zatrudniania najemnych oddziałów. Jego niepopularność w Anglii w niemałym stopniu wynikała z tego, że po tym, jak został wyparty z Normandii w 1204 roku, sprowadził ze sobą hordę zagranicznych awanturników, którzy podążali za jego feralnym sztandarem na kontynencie. Jak można się było spodziewać, okazali się bardzo niepożądanymi gośćmi; baronowie byli oburzeni łaskami okazywanymi przez króla dowódcom, którzy w większości byli pozbawionymi skrupułów brutalami, tak jak Fawkes de Bréauté. Ludzie z gminu cierpieli z powodu łupiestw, do jakich przyzwyczaili się najemnicy na kontynencie. Awanturnicy zawdzięczają haniebną wzmiankę w Wielkiej Karcie Swobód nienawiści, jaką wzbudzili wśród bogatych i biednych. Król musiał przyrzec, że odprawi wszystkich „alienigenos milites et balistarios et servientes stipendarios”, którzy „venerunt cum armis et equis ad nocumentum regni”²⁵. Specjalna klauzula wymienia kilku dowódców, którzy zostali skazani na wygnanie – Gerarda z Athies, Filipa z Mark, Engleharda de Cigognes, Gwidona de Cancelles i innych²⁶. Jak wiadomo, Jan łatwo wymigał się od tego zobowiązania – najemnicy nie zostali wygnani i stanowili najlepszą część armii, z którą król poprowadził swą nieszczęsną kampanię 1215 roku. Żołnierze Fawkesa de Bréauté oraz jego kusznicy zasłużyli na szczególną wzmiankę z powodu swej dobrej służby na początku panowania Henryka III, w drugiej bitwie pod Lincoln. Dopiero za panowania Edwarda I cudzoziemscy najemnicy na pewien czas przestali odgrywać dużą rolę w armiach Plantagenetów. Edward III powrócił do zwyczajów swych przodków.
Sekcja B – kontynent
W XII i XIII wieku armie królów Anglii przypominały te należące do władców na kontynencie bardziej niż w jakimkolwiek innym okresie historii. Pod wpływem Normanów siły zbrojne naszej wyspy zasymilowały się z wojskami pozostałych krajów Europy Zachodniej. Warto zwrócić uwagę na dwie główne różnice – po pierwsze, w Anglii nigdy nie było tak wyraźnego podziału między różnymi klasami feudalnych lenników, jak w innych miejscach; po drugie, zaciągi piechurów z hrabstw odgrywały drugorzędną rolę na wojnie, ale i tak miały większe znaczenie niż piechota w wielu rejonach kontynentu. Jedynie w Niderlandach oraz do pewnego stopnia we Włoszech i Hiszpanii piechurzy wysuwają się na czoło. W pozostałych regionach najemni kusznicy byli jedynymi pieszymi wojownikami, którym poświęcano wiele uwagi, dopóki Filip August nie podjął próby wykorzystania zaciągów francuskich komun.
Normalna armia cesarza lub króla Francji składała się z tych samych jednostek, co wojska naszych normańskich lub andegaweńskich monarchów – masy większych i mniejszych lenników na koniach, którą często uzupełniano pewną ilością najemnych kawalerzystów i kuszników. Czasami w pole wyruszały milicje miejskie, które po raz pierwszy pojawiły się we Włoszech i Niderlandach. Bardzo rzadko wykorzystywano piechurów z terenów wiejskich, których panowie feudalni mogli w ostateczności zaangażować w bitwie.
W XI wieku ważną częścią kontynentalnych armii byli wszyscy wojownicy posiadający lenna, którzy otrzymali je bezpośrednio od Korony lub jako podlennicy, w zamian za co byli zobowiązani do służby w kawalerii. Kronikarze często określają ich ogólnym mianem milites, które odnosi się zarówno do większych, jak i mniejszych wasali, ale dokładne zbadanie charakteru tej grupy wykaże, że nie była ona jednorodna. Kiedy napotykamy na wyrażenia, takie jak „miles primi ordinis” lub „miles gregarius”, widzimy, że w obrębie grupy milites istniały podziały klasowe. Najwyższa warstwa składała się ze szlachetnie urodzonych wolnych wasali, którzy posiadali duże lenna – była to jedyna klasa, która zachowała rycerski tytuł w następnych stuleciach, ale w 1080 roku termin miles był dużo bardziej ogólny (zarówno w Anglii, jak i za granicą²⁷) i obejmował o wiele więcej osób niż w 1180 lub 1280.
Poniżej tych milites primi ordinis znajdował się szereg innych kawalerzystów, po części szlachetnego, lecz w większości nieszlachetnego pochodzenia. Niektórzy z nich byli przybocznymi samego króla i służyli mu jako niżsi urzędnicy lub gwardziści; dwunastowieczny niemiecki kronikarz prawdopodobnie określiłby ich mianem ministeriales, a kronikarz angielski lub francuski jako servientes regis. O wiele liczniejsi byli przyboczni baronów, biskupów i opatów, którzy mogli, ale nie musieli być obdarzeni lennem ziemskim. Ci „ludzie” króla lub wielkich wasali byli czasami określani jako milites gregarii, milites ignobiles, milites plebei lub milites mediocris nobilitatis. Pojawiają się również pod nazwami, które odróżniają ich od rycerzy o wyższym statusie oraz wskazują na ich służalczy i podległy stan, np. satelites, servientes, clientes, famuli. Z reguły służyli na lżejszych koniach i nosili mniej kompletne uzbrojenie niż rycerscy wasale. Aż do XIII wieku byli o wiele liczniejsi od szlachetniejszych i ciężej uzbrojonych kawalerzystów²⁸.
Kiedy pod koniec XII wieku zaczęto ściśle ograniczać tytuł miles do wyższych warstw klasy wojskowej, serviens (sierżant) stał się najbardziej typowym określeniem kawalerzysty o niższym statusie. We Francji była to ich jedyna uznawana nazwa. W Niemczech nie występowała tak powszechnie, a termin sariant (niemiecka odmiana tego słowa) był używany na przemian z innymi nazwami, takimi jak scutifer, armiger, strator. Nie należy mylić tych dwunasto- i trzynastowiecznych servientes lub scutiferi z giermkami z XIV i XV wieku, którzy byli przybocznymi rycerza. We wcześniejszym okresie rycerz nie miał żadnych konnych towarzyszy. Jego giermek podążał za nim na piechotę i nie musiał brać udziału w walce. „Sierżanci” byli często formowani w odrębne korpusy, niezależne od rycerzy, i wykorzystywani do zadań, które mogła wypełnić tylko lekka kawaleria; mogli zostać również umieszczeni w mniej istotnych częściach szyku bojowego. Nierzadko umieszczano sierżantów w pierwszej linii, gdzie mieli rozpocząć walkę, podczas gdy rycerze pozostawali w rezerwie, aby zadać decydujący cios. Przekonamy się, że Filip August zastosował to ustawienie na swym prawym skrzydle pod Bouvines (1214)²⁹. Fryderyk II postąpił tak samo pod Cortenuovą w 1237. Oddzielanie lekkich i ciężkich kawalerzystów od siebie nie było jednak regułą. O wiele częściej zdarzało się, że poszczególne oddziały armii składały się z sierżantów, „wzmocnionych” przez dodanie pewnej ilości rycerzy, tak jak uczynił to starszy Montfort pod Muret (1213)³⁰.
Nomenklatura klasy wojskowej stała się jeszcze bardziej skomplikowana, kiedy w XII wieku znaczenie słowa miles ponownie uległo zmianie w wyniku rozpowszechniania się nowego pojęcia rycerskości. Kiedy pojawiło się przekonanie, że rycerz musi uroczyście otrzymać broń i insygnia stanu rycerskiego od swego feudalnego zwierzchnika lub innej znacznej osobistości i nie może używać tytułu miles, dopóki nie zostanie w ten sposób wyróżniony, z konieczności pojawiła się klasa posiadaczy lenn rycerskich, którzy nie otrzymali jeszcze tytułu rycerza. Młody baron posiadający duże włości mógł odbywać służbę przez pewien czas, zanim otrzymał tytuł. Natomiast wojownik, który dowiódł swej odwagi, mógł zostać pasowany na rycerza przez króla lub księcia za jakiś wybitny wyczyn zbrojny. W ten sposób baron, który nie był jeszcze rycerzem, często wyruszał na wojnę w towarzystwie wasali będących już posiadaczami godności, do której ciągle aspirował.
Dlatego też jeśli zbadamy skład tej części kawalerii armii feudalnej, która nie składała się z rycerzy, przekonamy się, że pod koniec XII i w XIII wieku znajdowali się w niej przedstawiciele wielu różnych klas. Można wyróżnić: (1) młodych właścicieli lenn rycerskich, którzy nie otrzymali jeszcze tytułu rycerza; (2) ludzi rycerskiego pochodzenia, będących właścicielami niewielkich lenn, którzy z powodu ubóstwa (lub z innej przyczyny) nie zamierzali przyjąć tej godności; (3) młodszych synów baronów i rycerzy, którzy nie mieli ziemi, a zatem nie mogli aspirować do godności rycerza (wielu z nich znajdowało się na żołdzie króla); (4) różne osoby nierycerskiego pochodzenia, które otrzymały w lenno ziemię od swoich panów; (5) ludzi niskiego stanu, którzy służyli jako zwykli najemnicy. Pierwsze trzy grupy to ludzie z klasy rycerskiej, którzy jednak nie są rycerzami; czwarta to ta, do której należy tytuł sierżanta. Istnieje jeszcze dodatkowy podział, ponieważ zamożny sierżant mógł się czasami zaopatrzyć w ciężkiego rumaka bojowego i pełną kolczugę, podczas gdy ubożsi członkowie klas 2 i 3 mogli służyć w niekompletnych zbrojach i na gorszych wierzchowcach.
więcej..