- W empik go
Sztuka: zarys jej dziejów, zarazem podręcznik dla uczących się i przewodnik dla podróżujących. - ebook
Sztuka: zarys jej dziejów, zarazem podręcznik dla uczących się i przewodnik dla podróżujących. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 702 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skorowidz dziejów sztuk pięknych z epoki chrześciańskiej (paginacya rzymska)… I.
Wykaz miejscowości w których są celne zabytki sztuki (Wykaz ten może być użyty jako przewodnik w podróżach, mających na względzie rozpatrzenie się w zabytkach sztuki)…LIII.
Włochy…LV
Hiszpania…XCII
Francya…XCVII.
Niderlandy…CVII.
Anglia…CX.
Niemcy…CXVII
Polska…CXLV.
Czechy…CLXIV.
Szląsk, Morawa, Spiż…CLXXVI.
OMYŁKI.
Fig. 13, strona 68, toskański nagłowek, popraw na composita. Str. 133 w wierszu 4 od góry, z końca XIII wieku, popraw: z końca XV.WIADOMOŚCI WSTĘPNE.
Jakkolwiek utarte orzeczenie wskazuje tam początek sztuki, gdzie twórcą jest samo uczucie piękna, wolne od względów na potrzeby i pożytki materyalne, a korzyści i wygody człowieka; przecież na pierwszej zaraz kartce dziejów sztuki, trudno nam przemilczeć, że granica ta dokładnie oznaczyć się nie daje, gdy niepodobna wskazać ściśle gdzie się zaczynają istotnie dzieła sztuki, a gdzie kończą te utwory które tylko za jej nasiona, zawiązki, kiełkowanie, uważać należy. Śledzenie owych zawiązków sztuki, a czychanie na schwycenie, na ujęcie chwili jej narodzin, to może błąkanie się za ujrzeniem kwiatu paproci w tajemniczą północ płodnej świętojańskiej nocy.
Wszystkie ludy mają poczucie piękna, objawiają je nazewnątrz, kształcą w sobie – chociaż przypatrując się ich rozwojowi dziejowemu, spotykamy jedne z tych ludów u maluczkiego początku, gdy drugie jaśnieją potęgą twórczości, a inne spoczywają przeżyte.
Trudno zastanawiać się nad wzrostem drzewa, a niemieć nasienia na myśli – trudno dziecku lub zbezwładniałemu starcowi nazwiska człowieka odmówić. Więc i w rozpatrywaniu utworów sztuk pięknych uwzględnić wypada chwile niemowlęctwa, jeśli nas zajmują okresy ich dojrzałej świetności, a badamy przyczyny upadku. Zarówno tedy jest dziełem sztuki malowanie w grobie egipskim, jak nim jest to co zdobi rzymskie katakumby, lub to które Kornelius na ścianach berlińskich muzeów roztoczył. Będą zatem dziełami sztuki piramidy, tak jak niemi są zabytki budownictwa w Grecyi, w Rzymie, katedra kolońska, lub krzyształowy pałac wystawy angielskiej. Egipska głowa Sfinksa, osadzona na lwim kadłubie, może stać w jednym rzędzie z Światowidem bohodzkim; chociaż rozmiarami, wykonaniem i natchnioną w nie myślą, różnic się od siebie będą te dwa dzieła dłuta. Trudno wyłączyć je ze świata sztuki, nie moglibyśmy bowiem mówić o początku, wtedy, gdy nietylko rozwój ducha pragniemy okazać na dziełach sztuki, ale i postęp jego materyalnych objawów.
Sądzą, że sztuka przemawiająca rysunkiem, tam się dopiero rodzi w przedmiotach przeznaczonych na użytek powszedniego życia, gdzie się ornamentyka poczyna. Kremer określając nadobne, tłumaczy je przez na dobie, jakby w porę, jako zdobienie poczynające się w chwili gdy przedmiot zyskał utilitarność, a jego twórca uczuł ornamentu potrzebę. Sztuka więc, duch twórczy, ożywia nawet to, czego celem było przeznaczenie do użytku, do wygody. Tak sztuka rozrastałaby się, rozmnażała, rosła, potęgowała a świetniała, z maluczkiego nawet początku, bo z jakiejś plątaniny linij, któremi rzemieślnik popielnicę ozdobił; olbrzymiejąc w posągu, w obrazie, w świątyni.
Zarówno w klasycznej starożytności, jako i w wiekach średnich, nie istniała ścisła, wyraźna granica, oddzielająca dzieła sztuki od utworów w pracowni rzemieślnika zrobionych. Rzec można, że z świątyń, z arcydzieł mistrzów architektury, malarstwa i rzeźby, biło tajemnicze światło opromieniające rzemieślników wyroby. Z pod ich bowiem ręki tem piękniejsze wychodziły sprzęty i ozdoby, im świat artystyczny więcej geniuszów posiadał. Sztuka, jakby słońce, promieńmi południa oświecała wszystko, czego tylko wpływem swoim dosięgnąć zdołała. Więc zarówno misterna ozdoba stroju kobiety, jako i sprzęt lub żelazne okucie, krata, mogły i mogą nosić na sobie znamię sztuki, a charakter stylu. Dlatego u grobów ludów z najodleglejszej przeszłości, przy tych kolebkach sztuki, spotkać się nam przyjdzie z rezultatami archeologicznych badań.
Sztuki piękne wszelkiej materyi użyły dla siebie – a duch w gwiazdach nieba, w kielichach kwiatów, w barwach skrzydeł motylich i w świecie stworzeń wszelkich, poszukał wzorów – tworząc piękność w rzeźbie, w malarstwie i w architekturze, co te pierwsze obejmuje a niemi się wypełnia.
Wielu niesprawiedliwie twierdzi, jakoby Opatrzność odmówiła niektórym ludom poczucia piękna, a nie zostawiła im nadziei, iżby kiedyś i ten kwiat wypielęgnowały u siebie. Więc historycy, jakby pustynie na mapach zaznaczać zwykli przestrzenie, na których sztuka nie kwitnie. Są to najczęściej ziemie nieznane, dla tych co je do martwych zaliczają obszarów.
Nawet Michał Anioł zwykł był mawiać, że Włosi i tylko Włosi, mogą być mistrzami pęzla – że oni sami wzięli w dziedzictwie tradycye sztuki po Rzymianach i Grekach.
O Węgrzech, Serbii, Karyntyi, Styryi, o Czechach, głucho jeszcze w historyach sztuki, chociaż Klovio pęzlem, a Springer, Zap, Vocel, Dlabacz piórem budzą uwagę w te strony. Ameryka przypomina się dopiero imionami Thomsona, Bierstadta, Whittidga, Colmana, Gifforda.
Są, co nawet szlachetności, tego blasku jaki otacza w Niebie poczęte, odmawiają czasami sztuce, twierdząc po – dobnie do Machiawela, który sądził: że Włochy upadły wtedy, gdy w tym kraju więcej zaczęto cenić wielkiego artystę niż obywatela prawego. Frazes istny – a z rodzaju niedawno o nas pisanych, gdy dowodzono: że sztuki piękne szkodę przynieść nam mogą, a nigdy na ziemi naszej nie zakwitną.
Były to dowodzenia, w których ze względu na przeszłość narodu jest wiele prawdy; chociaż do chwil obecnych stosować się nie mogą. Że przecież pisząc dzieje, o przeszłości mówimy, więc trudno nie wskazać charakteru tych orzeczeń.
"Polska zawsze sobie stawiała zadania, w których więcej przeważało Niebo niż ziemia ciążyła. Ziemskie, skazitelne rządy kuszono się opierać natem, co tylko niebiańskich, czystych dusz jest darem – bo na dobrej woli. " Rozwijając tę myśl, dodam: że Polska nawet z ideału tkwiącego w pojęciu liberum veto, przez trzy wieki rzeczywistość robić chciała. To naród, niby wieszcz między ludami – naród, co gdybyś go chciał zakląć w posąg, musiałby chyba gęśl i pług mieć u stóp swoich – natchnione oblicze ku Niebu zwrócone, a krzyż i miecz w ręku. Kiedy duch innych narodów utaił się w sztukach pięknych, nasz cały na Wawelu u krzyża Jadwigi, u monumentów i trumien królewskich.
Mikołaj V nazwał Polskę Inclitum regnum inter caetera. Tomasz Vitalis w swojej książce na pochwałę Władysława IV (w Rzymie 1645 r.) wydanej, powtarza o senatorach polskich, co Justin o orszaku Alexandra Wgo powiedział: "myślałbyć, że to królowie sami" – a mówi: "że zobaczywszy ich, sądził, iż chyba nie z jednego narodu, ale ze świata całego wybrani." Grzegórz XV rycerstwo polskie nazwał: liberatores orbis terrarum.
Cóż w sztuce po tych ludziach zostało?
Oto treść do obrazów. Polska żywotem swoim stworzyła temata dla sztuki. Po Rzymianach i Grekach zostały posągi, – po przeszłości zaś naszej, do posągów żywe postacie.
To z przeszłości – ależ o przyszłości u nas piszą: "że sztuka plastyczna będzie zawsze krzewem egzotycznym, w cieplarni amatorstwa pielęgnowanym mozolnie; bo my synowie północy jesteśmy i możemy być tylko mistrzami słowa… artyści nasi będą tylko polskimi osadnikami szkół francuzkich i niemieckich. "
Teraźniejszość zaprzeczyła orzeczeniom takim.
Zresztą jeśli się przeżyły w sztuce Niemcy południowe, i Dürerów, Holbeinów więcej nie wydają, jeśli sama nawet Grecya a Italia, dziedziczki świata klassycznego "stały się dziś (jak mówi Kremer) gruntem oschłym dla sztuki, gdy tam po długich, po wielowiekowych żniwach, nastały dłuższe jeszcze lata jałowego odłogu i bezowocnej posuchy – brakło ziarna, brakło potęgi twórczej, rodzącej, brakło rosy niebiańskiej", czemużby wtedy, gdy drudzy przeszedłszy południe ku wieczorowi zapadli, my się doczekać u siebie nie mogli poranku sztuki świetnej a potężnego wpływu? Tembardziej, gdy zważymy, że w prądzie materyalizmu, który świat w wir swój zajmuje, my sami przy poezyi i cierpieniu za ideję zostali. Ołowiane niebo nasze nie wymrozi nam tego ognia z duszy – owszem, jeśli nie mamy panteonu tryumfu, którym się inne narody szczycą, to choćby katakumbowe tchnienie, ziarna boleści na niwie sztuki u nas zasieje. Tak sądząc, łatwo spostrzedz, że sztuka mieć może narodowość swoją. Chantrey snycerz, zwany Fidiaszem angielskim, już z materyalnego stanowiska, potwierdza to zdanie, tę prawdę, okazującą się najwyraźniej w budownictwie od klimatu i materyału zależnem. Mówi on: że z tego już powodu narodowość istnieje w dziełach sztuki, iż ludy mają.
swoje odrębności, cechy właściwe. Twarze i ubiory ludzi różnią się wybitnie w narodach. Jeśli więc rzeźba może mieć narodowy charakter, tembardziej malarstwu przyznać go wypada. Mimo tedy ogólnych, kosmopolitycznych (że tak nazwę) praw estetyki, tej konstytucyi rządów sztuki, szkoły oprócz kierunków jakie im mistrzowie wskazują, mają jeszcze znamiona właściwe narodom w których zakwitły. Instytucye nawet silne tradycyami, jak naprzykład zakony, wraz z regułami swojemi przenoszą style architektoniczne z ich obyczajem spojone. Tu miejsce przywieść słowa Taine'go (Philosophie de Fart), raczej zdanie jego o przeszczepianiu sztuki. Uważa on, jako rozmaite nasiona zanosi wiatr na brzeg choćby skalisty, a te tylko na nim wzrosną, jakie grunt przyjmie a klimat pielęgnować zdoła. W wąwozach południowych będą to drzewa pomarańczowe – u nas może sosny i jodły, lub płaczące wierzby. Czem klimat i ziemia dla rośliny, tem dla sztuki stan obyczajów i umysłów, ta temperatura moralna. Geniusz tylko jest nieraz kontrastem w społeczeństwie, bo mu przoduje a wyprzedza. Jego o grunt nie pytaj – bo z Nieba rodem. Przecież ogólnie mówiąc, konieczne są warunki aklimatizacyi, tam gdzie chodzi o przeszczepienie sztuki. Król Stanisław August i polskie społeczeństwo z czasów jego, opiekowali się sztuką. Stworzyć się nie dała – przyjąć się nie mogła. Byli mecenasi, ale mistrzowie nie rodzili się wówczas na polskiej ziemi. Ogół złączyć się musi z artystą, a poczuć w nim wyższą istotę. Sztuka chce być kochaną.
Niedawno, bo przed kilkunastu jeszcze laty, tylko w handlu Henryka Hirszla w Warszawie za gablotką, zaś w Krakowie na wystawie na rzecz ochronek, amator mógł się spotkać z obrazkiem współczesnego malarza. W Wielkopolsce, co już przed Kazimierzem Wielkim miała liczne a bogate w sztukę świątynie, trudno dziś jeszcze o dobry obra – zek. Warszawa i Kraków przodują w zamiłowaniu sztuki – a miłość ta do jej wzrostu potrzebna, krzewić się powinna.
Dzieje sztuki w narodzie, który ją miał, przechodzą zwykle pory właściwe rzeczom ludzkim, jak: obudzenie, rozwój, dojrzałość, schyłek i upadek.
Początkiem jej bywają symboliczne znaki, kreślone w świątyniach pod kierunkiem kapłanów wiar różnych. Z tem abecadłem (że tak nazwę) wchodzi sztuka w służbę ołtarza. Ztamtąd już tylko w świat bohaterów, między szlachetnych i świętych zejść jej wolno. Złączenie religijnego wątku z owym bohaterskim, stanowi świetny okres sztuki, jakim jaśniała Grecya od Fidiasza do Lizypa, od Polygnota do Apellesa; zaś Włochy od Griotta do Rafaela i Leonarda da Vinci. Z tych wyżyn schodzi sztuka najpowszechniej wtedy, gdy ogól bierze ją za służebnicę swoją, gdy zamiast dążeń do ideału, każą jej namiętności budzić. To anioł strącony.
Naśladowanie przyrody, staje się wtedy nie już środkiem tylko, ale celem samym. Zwyczajne sceny z realnego życia, powszedniość, humorystyka nawet, są zasobem wątku kompozycji, kreacyi. Niebawnie też taki stan sztuki, schyla ją ku upadkowi.
Bywają wyjątki, że sztuka nie przechodzi czasem tych naturalnych stopni rozwoju swego. U Egipcyan naprzykład, nie doszła do szczytu. Szukają tego przyczyny w obyczajach, prawach, klimacie; a szczególnie w tym nacisku, jaki wywierali kapłani, krępujący sztukę niby mumią przepaskami owitą. Również Żydzi posługiwali się tylko sztukmistrzami z Tyru i Sydonu, a dla swych religijnych przepisów, z powodu zakazu wyobrażania Boga w ludzkiej postaci, i w najświetniejszych czasach swoich, własnej sztuki nie mieli. Czasami przepis religijny lub obyczaj tamował rozwój sztuki. Domyślać się naprzykład można u Persów, ustawy czy obyczaju niedozwalającego przedstawień nagich postaci.
Wszystkie bowiem ich rzeźby wyobrażają tak otulone postacie, że pod draperyami nie czuć nawet kształtów człowieka. To znów nieraz symbolika ciąży (że tak powiem) nad sztuką, niedozwalając jej oswobodzić się z form narzuconych, a rozwinąć i przejść w okres świetności. Jeszcze o tem słówko.
W ostatnich czasach zmartwychpowstała dla nauki Niniwa, tak, że assyryjską sztukę poznano dokładnie.
Narody znikają, piśmienne po nich zabytki giną, podania milkną – przecież w kilka tysięcy lat po tym dziejowym pogrzebie, sztuka co pisze linijami, dozwala wśród owych cmentarzów świata, na których spoczywają umarłe miasta, wyczytać myśl świeżą, jakby zabalsamowaną w materyi. Niniwa zmarła przed trzema tysiącami lat, żyje w zbiorach Paryża i Londynu. Mówi sama o sobie. Te assyryjskie zabytki dowodzą niewątpliwie, że ich twórcy mieli dokładną znajomość anatomii; a nauka o proporcyach wysoko u nich stanęła – przecież spotykamy się tutaj z krępującą sztukę okolicznością, to jest z stałem, umyślnem, przedstawianiem zwierząt stosunkowo do ludzi nieproporcyonalne małych. Gdy się to zdarzało w najdawniejszych dziełach sztuki greckiej, wnoszono, że attyckie konie były maleńkie. Niewłaściwie tłumaczylibyśmy tą uwagą małość zwierząt na rzeźbach assyryjskich. Raczej to konieczność symboliki krępująca sztukę, potrzebą wyrażenia, iż przyroda z wszystkiem nad czem człowiek panuje, służy bogom i ludziom. O podrzędność zwierząt tu chodziło (jak wyjaśnia Deleutre w swojej historyi sztuki). W wykładzie swoim rozważa Deleutre mistycyzm Indyj i Egiptu, a idealizm i poetyczność Grecyi, okazując: iż wielce mylić się można, gdy się kulturze ludów nąjstarożytniejszych wyłącznie znamię materyalizmu przypisuje.
W rzeźbach Niniwy i Korsabadu człowiek przewyższa zawsze zwierzę. Owe cztery konie, które żołnierz na lejcu prowadzi, przechodzą wygodnie popod jego rękę łukowato zgiętą. Azyatycki Herkules chociaż sam prawie 20 stóp wysoki, obejmuje lwa naturalnej wielkości, czyniąc to z lekkością, z łatwością, bez trudu i pracy. Ten symboliczny wyraz siły, którą przedstawia pojęcie Herkulesa, jest jednym z celnych dzieł sztuki w paryzkim Louvrze. Oblicze jego otaczają sploty włosów i gęstej brody. Suknia sięga do kolan. Na silnych nogach widne muszkuły. Niby z zabawy, jakoby w igraszce, dusi lwa, chociaż pazury zwierzęcia wcisnęły się w ciało zwycięzcy. To najwyższy wyraz siły. We wszystkich innych wyobrażeniach siłacza tak starożytnych jako i nowoczesnych, jest walka między człowiekiem a królem zwierząt. Tu jej niema właściwie – bo niema wątpliwości o przewadze człowieka. Tak szczęśliwie wychodzi nieraz sztuka z więzów, jakie jej nawet w rozmiarach, w proporcyach, narzuca zasada przyjęta w symbolice religijnej lub w obyczaju.
Ojciec Marcyan (powtarzamy za Deleutrem) opowiada o górze, którą przyciosano na posąg olbrzymi, tej wielkości, że nos i oczy w odległości jak wzrok zasięgnąć pozwala, rozeznać można było. To niby zrealizowanie greckiej idei; owej zachcianki Stazykratesa, co pragnął z góry Atos zrobić posąg Alexandra, któryby miasto z dziesięcioma tysiącami mieszkańców w ręce utrzymywał.
Przed pałacem Karnak w Tebach (zkąd pochodzi luksorski obelisk) był krużganek z trzech tysięcy granitowych sfinksów, z których każdy miał 50 stóp długości; a na nagłówkach kolumn (które dotąd w Karuaku istnieją) po 120 ludzi wygodnie pomieścić się może.
Pierwotne narody siłę uważały za najcelniejszą z cnót, tak jak u Rzymian waleczność (virtus) właściwie cnotę oznacza. Grecy pojmowali w sile nie sam już tylko rezultat wielkości, ciężaru i mocy muszkułów. Ich siła tkwiła w zręczności, a w harmonijnej równowadze ciała. Kastor i Pollux są przykładami tego pojmowania.
Me będziemy szczegółowiej zastanawiać się nad dziejami sztuk pięknych u tych narodów, u których nie dościgły sztuki do najwyższego stopnia rozwoju swojego; nie doszły tak wysoko jak w owej Grecyi, gdzie zajaśniały blaskiem dziś jeszcze przyświecającym artystycznemu światu.
Grecy obok nagrody za cnotę i poezyą, i za piękność ją mieli. Godną uwielbienia będzie zawsze sztuka, dopokąd pozostanie "cudowną tęczą, którą między niebem a ziemią, na znak przymierza przesnuł Ideał.
Zdało nam się potrzebnem, rzucić tu na wstępie te uwag kilka – pomówić z czytelnikiem w przedsionku, zanim go zaprowadzimy przed arcydzieła, których rozważaniu książkę naszą poświęcamy. Jeśli chcesz bliżej poznać się z rzeczą, toć wypadnie obznajmić się z Estetyką.
Idealizm i Realizm przesnowając się jakby nić czerwona przez tę naukę od czasów już Platona i Arystotelesa, mają dziś wyobrazicieli w szkole Heglowskiej (że tak nazwiemy treści), i w zwolennikach systematu Herbarta (który szkolą formy zowiemy). W Niemczech zasłynęli jako estetycy, autorowie: Danzel, Zimmermann, Weisse, Ruge, Kuno Fischer, Karol Rosenkrantz, Fryderyk Teodor Fischer, Griepenkerl, Nahlowsky, Teodor Vogt i kilku innych. U nas: J. Kremer, Libelt, H. Struve, Lewestam, L. Natanson, oraz wogóle o sztukach piszący: Kraszewski, Klaczko, Norwid, Karol Podczaszyński, Siemieński, Buszard, Rastawiecki, Lenartowicz itd.
Określić nam jeszcze wypada (powtarzając za Libeltein w streszczeniu) pojęcia znawstwa sztuk pięknych i amatorstwa – oznaczyć stosunek historyi sztuki do Estetyki;
wreszcie wskazać, jak się mają do siebie architektura, rzeźba i malarstwo.
"Sztuki piękne przedstawiają świat zupełnie inny, niż jest rzeczywisty – a w tym świecie zamiast tworów Boga, widzimy utwory człowieka. Ów świat sztuki, to świat ruin, budowli, posągów, obrazów – świat zamarłych tonów i słów zamarłych. Wśród tego świata cisza, jak przed stworzeniem. Jestto rozległy, ozdobny w pomniki cmentarz ducha, na którym namiętności stęgły i zacichły. Przyszłość i przeszłość zalała się w teraźniejszość i zamarła trwaniem, ciągłobytem. Sztuki piękne są więc mumijami ducha czasu, ale z wyrazem życia, nie śmierci, na sobie. Nie śmierć, nie trupiość z nich patrzy, ale życie zastygłe, życie w zaimaniu. Są to wryte myśli, pojęcia, wyobrażenia, uczucia wieków i ludzi. W tych to więc obliczach zastygłych, dopatruje filozofia, jak się duch w ludzkości rozwijał i rozwój ten pod przymiotem piękna urzeczywiszczał. Estetyka nie jest więc znawstwem pięknego, ani historyą sztuk pięknych, ale raczej fizognomiką ducha, rysunkiem wzniosłym, i śmiałym filozofii konturem. Znawstwo piękna i historya sztuki są widocznie oddzielnemi, osobnemi gałęziami wiedzy, lubo pomocniczemi do filozofii sztuk pięknych. Estetyka uczy poznawać nieskończonego ducha w przymiotowości piękna, a zmysłowym wyrazem tej przymiotowości są sztuki piękne. Pięknoznawstwa nabiera się, albo przez samo wykonywanie sztuki, przez tak zwane artystostwo lub też lubownictwo (diletantyzm); albo przez długo i ciągle zyskiwaną znajomość pojedynczych dzieł sztuki z różnych stylów, szkół i wieków. Znawstwo ocenia więc wartość dzieła sztuki, a daje krytykę utworu; zwraca uwagę, na uchybienia, na niedoskonałości tak w pomyśle, w kompozycyi, jak i wykonaniu – a im więcej się zastanawia nad harmonią formy treści, tem bardziej zbliża się do czysto estetycznego ocenienia dzieła. Wszelako taki znawca może bystro sądzić rozmiary architektoniczne a dokładnie znać szkoły malarskie; jednak nie będzie w tem nic z Estetyki, jeśli ów krytyk tylko formę samą śledzi, samego tylko wykończenia dopatruje, zaś pomija wewnętrzne znaczenie sztuki, która z duchowością mistrza, narodu i wieku jest w związku."
"Historya sztuk pięknych zostaje tedy w takim stosunku do Estetyki, w jakim jest np. historya naturalna do fizyologii. Wedle zewnętrznych poznak, porządkuje ona dzieła sztuki, klassyfikuje, układa je wedle wieków lub narodów – następnie szykuje wedle pewnych wydatnych charakterów, znamion (stylów), które szkołami nazywa. Opisy też arcydzieł sztuki, żywoty artystów, koleje, tory, drogi, kierunki, jakiemi sztuki przechodziły, należą do historyi, do dziejów sztuk pięknych – zaś oblicze sztuki, tę myśl wiekuistą, która z niego przyświeca, chwyta jako przedmiot swój, filozofia sztuk pięknych."
"Co się rozkładu, podziału, sztuk pięknych tyczy, różnie sztuki piękne, a raczej ich filozofią, rozkładają, rozdzielają, ci co o tem myślą i piszą. Jedni biorą podział od materyału, w jakim się sztuka przedstawia, dzieląc sztuki na plastyczne i idealne. Do pierwszych zaliczają budownictwo, rzeźbę i malarstwo; bo te wylewają myśl swoją w materyał wydatny, namacalny. Do idealnych biorą: muzykę, poezyą i wymowę; gdyż wątkiem ich, materyałem, jest głos i ton. Tu myśl jest panem materyału, owłada go w zupełności, a nie zależąc od niego, ma go w całej mocy woli swojej. Zamiast od materyału, inni zrobili taki sam podział sztuk pięknych, wedle tego czy się w przestrzeni, czy w czasie objawiają. Lamennais wywiódł podział z jedności bóstwa. Hegel naprzód kładzie sztuki symboliczne, gdzie duch nie złączył jeszcze myśli swojej z materyałem, ale dopiero jakoby zawisł na nim – gdzie dzieło sztuki jest tylko symbolem myśli. Taki charakter miały sztuki u Egipcyan i u ludów wschodnich. W drugim stopniu rozwoju ducha mieści sztuki klassyczne, będące zupełnem stoczeniem, ożenieniem, zlaniem się myśli z materyałem, najpiękniejszą harmonią formy i treści, ideałem piękna urzeczywistnionym. Takiemi były sztuki piękne u Greków. Nareszcie trzeci i najwyższy szczebel, do którego się sztuki piękne podniosły, zwie sztukami romantycznemi. W sztukach klassycznych, w złączeniu owej harmonii, myśl utonęła w materyale; zaś romantyczna sztuka ją wywołuje – myśl owłada wtedy materyał, jest panem materyału, a duchowość w dziełach sztuki przemaga. Chrześcijaństwo oraz wieki rycerskie, przygotowały ten charakter."
"Według Hegla zatem, każda pojedyncza sztuka przeszła i rozwinęła się w tych trzech stanowiskach: symboliczności, klassyczności i romantyczności. Ależ i sztuki same między sobą, mają i wyróżniają ten charakter. Architektura jest zawsze symboliczna, bo jest mieszkaniem ducha – rzeźba jest klassyczną, bo jest harmonią materyi i ducha – malarstwo, muzyka i poezya, są romantyczne, bo w nich przeważa duchowość."
"Atoli zrozumialszym podziałem wydaje się rozdział sztuk między sobą i rozwoju ich w czasie. "
"Architektura jest obsłoną, skorupą, otuleniem, w którem się myśl zasklepia, zkąd dopiero ma wyjść postać człowieka. Rzeźba jest już wyrobioną postacią człowieka, ale jeszcze zimną. Malarstwo ogrzewa tę postać barwą i nadaje jej ciepło a życie. Posągów oczy są bez źrenicy, jakby zamurowane okna. Dusza nie przegląda przez nie. W obrazie dopiero duch patrzy z oblicza i z oczu. W muzyce sztuka do uczuć się podnosi i wylewa je tonem i głosem. To pierwszy niebiański odzew piękna, wstępującego w samo życie. W poezyi sztuka już przemawia. Pruszy myślami, niby marzeniami sennemi, rzuca wyrazy niby kwiaty wonne – postać człowieka staje się wieszczącą. W wymowie sztuka owłada sam rozum – do ludzi przemawia, przekonywa. Postać człowieka zstępując ze sfer idealności w prozę życia, rozgrzmiewa tu potęgą słowa, jakby ostatniem echem ideałów. "
"Architektura jest jakby krystalizowaniem się ducha, rzeźba wrobieniem się jego w organizm ciała, właściwie zorganizowaniem się w postać cielesną, – malarstwo krwią tego ciała, – muzyka sercem, – poezya wyobraźnią, – wy – mowa rozumem".ZNAMIONA I CECHY STYLÓW.
Konieczność zasłonięcia się przed burzą, spiekotą, zimnem, a wogóle przed wpływem zmiennego powietrza, wywołała potrzebę schronienia, szałaszu, namiotu, budowli. To dogodzenie potrzebie, chociaż może doskonalić rzemiosło, nie tworzy jednak sztuki; jeśli jej dzieło ma odzwierciadlać, wyrażać w postaci, w kształcie, życie duchowe. Złączenie dopiero praktycznego celu z pomysłem dążeń wyższych, z ideałem, cechuje dzieło sztuki. Do wzniesienia więc budowli z ich przeznaczeniem wyższem nad ziemskie potrzeby życia, pobudziły ludzi najpierw pojęcia i wyobrażenia religijne, zrodzone w świecie nadzmysłowym, a skierowane do wylewu uczuć uwielbienia a wdzięczności dla Stwórcy. Ołtarz i świątynia zbudowane dla bóstwa, były pierwszem dziełem sztuki, jeśli w nich widoczne choćby rodzące się, choćby jeszcze w pieluchach niemowlęctwa spowite, poczucie piękna.
Cechy stylu, tego ścisłego przeprowadzenia przewodniej myśli w całej budowli, wyrażają się, mieszczą i łączą, z religijnemi wyobrażeniami, z narodowemi właściwościami, z dążeniami i znamionami wieków, z obyczajami, klimatem, oraz z materyałem czyli z wątkiem, co wszystko wpływa przeważnie na wytworzenie się odrębności, stylu. "Wypływa ztąd, że style są wiernym obrazem stopnia kultury i moralnego stanowiska narodów, w danym czasie – tem wybitniej w budownictwie, gdy architekt nie może tak wyraźnie jak plastyk lub malarz, odsłonić, uwydatnić osobistości swojej, będąc raczej przedstawicielem panujących idei, które mu kierunek nadały. Dlatego niema wynalazców stylów budowniczych, bo je wytwarzają okresy, wieki, epoki, stany kultury ludów różnych.
Zabytkom pozostałym po pierwotnych mieszkańcach świata, tym którzy z nieobrobionych głazów wznosili ołtarze i pomniki (Menhiry, Dolmeny, itd.), nie przyznamy zasługi wytworzenia stylów; gdyż mieć je mogą tylko narody stale osiadłe, posiadające wyrobione już pojęcia religijne i zasady społeczne, ludy rozwinięte i dojrzałe.
Dzielą style wedle religij i okresów kultury, na grupy stylów przedchrześciańskich, chrześciańskich i machometańskich. To podział najogólniejszy. Przedchrześciańskie rozdzielają się znów, na: egipski, indyjski, zachodnioasyatycki (assyryjski, fenicki, żydowski, perski), chiński; wreszcie na style klassyczne (grecki, etruski, rzymski). Chrześciańskie na rzymsko-stary chrześciański, bizantyński (właściwy cerkwi), romański (panujący w początkach wieków średnich), ostrołukowy (złączony z rozkwitem i upadkiem wieków średnich), wreszcie renesans (odradzający klasycyzm) i jego przerodzenie się, przekwit, schyłek, w rokoko a barroko.
Ornamentyka, zdobienie, przystrój, pozostaje w najściślejszym związku ze stylem budowniczym; ponieważ styl polega na prawidłowem zestawieniu i wykończeniu wszystkich części budowli. Każdy więc styl, wymaga właściwego sobie zdobienia. Są ornamenta (jak koliste, kręte, krzyżowe itp.) wspólne wszystkim stylom i narodom; przecież i te w miarę rozwoju budownictwa, tem wybitniejszych, właściwych ludom i czasom nabierają kształtów, wyróżniając się jasno a dokładnie odrębnością właściwą każdemu stylowi, który zarówno będzie widoczny w budowli jak i w maleńkim wyrobie złotnika artysty.EGIPT.
W grupie przedchrześciańskich stylów budowniczych, egipski otwiera dzieje sztuk pięknych, prowadząc nas na brzegi Nilu, którego wylewom zawdzięcza ten kraj swoje zaludnienie. Tam wszystko było trwałe jak piramidy, zakonserwowane niby tysiącletnia mumija. Tradycye utrzymywały naród w niejakiem zaimaniu, jakby w skamienieniu. Religia mniej dla życia, a więcej dla śmierci, grobu i zaświatów, wkorzeniona w społeczeństwo panowaniem kasty kapłanów. Dzieje Egiptu sięgają najodleglejszych czasów, okazując nad Nilem zabytki powstałe już na trzy tysiące lat przed Chrystusem. Memfls było pierwszą stolicą tego dawnego państwa. Około 2000 roku przed Chrystusem, obce narody koczownicze (prawdopodobnie plemiona arabskie) zajmują nadnilowe ziemie – ich królów Hyksos (pasterzy) wypędzają Faraonowie, kwitnąc głównie za Ramazesa II. (Sezostrysa), aż do r. 670, gdy Persowie pod Kambyzesein zdobyli Egipt. Po tych Grecy (r. 332), wreszcie Rzymianie (30 r.) tam rządzili.
Wspomnieć wypada o pozostałości potem odwiecznem państwie, jak o piramidach w Memfis, o grobach skalnych w średnim Egipcie, i o świątyń ruinach wraz z zabytkami w Tebach, pochodzącemi z czasów, które nas prawie o 5000 lat poprzedziły.
Piramidy uważają za olbrzymie groby królów, jeśli (jak to ich nazwa i płomienny kształt wskazuje), nie były stawiane ku czci Amon-Rha boga słońca. Jest ich około 40. Największa króla Chufu. Długość głazów zniesionych na tę olbrzymią budowlę, wyższą od najwyższych wież kościołów Europy, liczą na 20 do 30 stóp. Tu miejsce napomknąć o Sfinksach.
W skałach w okolicy Memfis są znów groby sklepione, których wizerunki i szczegółowy opis najlepiej podał E. Feydeau w swojem dziele Histoire des Usages funebres.
Na zwaliskach Teb w Karnaku, Luxorze itd., istnieją pomniki egipskie z bliższych nam czasów. Do tych wspaniałych świątyń prowadziła brama zwana Pylon, którą się wchodziło na podwórze otoczone kolumnadą. Ów Pylon właściwy egipskiemu budownictwu, przedstawia drzeworyt.
Przyjdzie nam jeszcze, mówiąc szczegółowiej o zabytkach egipskich, rozpatrzyć się w tych charakterystycznych budowlach, wtedy gdy to nasze opowiadanie (teraz tylko mające na celu ogólne scharakteryzowanie stylów), rozwiniemy w pogląd obszerniejszy. Dodamy więc tylko, że przed Pylonami stały posągi i obeliski, zwykle z jednolitego głazu rzezane (Monolity); a płyty kamienne nakrywały kolumnady. Głowice słupów podobne były jużto do pęczku z trzciny, przepasanego, przewiązanego, jużto do rozwiniętego lub zwartego kwiatu wodnej rośliny, niby lilii, zwanej lotos. Wzajemny do siebie stosunek części kolumny, nie zdaje się ulegać w Egipcie pewnym, ściśle oznaczonym warunkom.
Zewnętrznie przedstawiają się tam budowle jako ukośne, coraz mniejsze przystawy, których zwykle kilka tworzy całość. Posągi stawiano samotnie, albo przy drogach wiodących do świątyń.
Zimny, rozumowy kierunek Egipcyan nie wpływał na rozwój ornamentacyi w ich budownictwie. Wszystko tam musiało mieć znaczenie. Więc ozdobą były tylko płaskorzeźby i hieroglificzne napisy. Rzeźba rzadko występuje wysoko z tła swojego; najczęściej rysuje się zaledwie, nie wystając z płaszczyzny ścian. Obrazy te przedstawiają: ofiary, bitwy, dziejowe sceny, rzemieślnicze, rolnicze i domowe zajęcia. Bóstwa miewają głowy uświęconych zwierząt. Figury są przedstawiane w profilu tylko – głowy i nogi na bok skierowane. Skróceń i perspektywy nie znali egipscy rzeźbiarze – często całe rzędy, całe szeregi postaci, ustawione są jedna za drugą, jakby pozasuwane za sobą. Mimo sztywności, wiele w tych figurach powagi i życia.
Sztuka.
Płaskorzeźby i słupy zwykle jaskrawo malowane. Cieniowania nieznali egipscy malarze.
Do zdobienia należy wspomniane pismo obrazowe, święte, hieroglify zestawione z wyobrażeń zwierząt, roślin, przedmiotów, także z kółek, prostokątów i podobnych figur, przedstawiających jużto pojęcia, jużto początkowe głoski wyrazów. Napisy znalezione z umieszczonym obok greckim przekładem ich znaczenia, ustaliły czytanie hieroglifów.
Tak zestawione świątynie z ukośnie przypierających do siebie ich części, zbudowane całkiem z kamienia, olbrzymiemi rozmiarami imponują, wywołując raczej podziw, zamiast miłego uczucia, które się rodzi tam, gdzie duch swobodny nie krępowany tworzy dzieła sztuki.
Ponieważ Egipcyanie zachowywali konserwatywnie swój porządek i ustrój społeczny przez długie wieki, więc i styl ich budowniczy więcej niż przez lat 1000 nie zmieniał się wcale, a schylił się ku upadkowi i zamarł dopiero wtedy, gdy w VII wieku po Chrystusie Saraceni Egipt zdobyli.HINDUS.
I tu religia wraz z charakterem narodowym wypiętnowały się w sztuce. Bogactwo barwy kwiatów ziem tamtych, a zadziwiająca bujność roślinnego świata, zrodziły, a przynajmniej wypielęgnowały swawolną fantazyą, nadmiar, przesadę w ozdobie, rozrzutność w ornamentach.
Co się religii tyczy, Brahmaizm i Budhaizm, roztoczyły idee i wpływy swoje, na to co się… w budownictwie, rzeźbie i malarstwie do wysokości sztuki wybić tam chciało. Brahnię pojmowano duchowo jako najwyższą istotę; zaś pochodzących od niego Sziwę i Wisznu wyobrażano w potwornych kształtach. Sziwy symbolem był ogień. Wisznu woda. Bud – haizm będący jakby uduchowionym Brahmaizmem, powstał około r. 550 przed Chrystusem. Treścią tej nauki jest uspokojenie, ukołysanie, uśpienie cielesności, a oswobodzenie ducha z ziemskich żądz. Obie wiary miały za podstawę panteizm.
Do tych słów kilku o kierunku religijnym, który wpływał u Indyan przeważnie na sztukę, dodajmy, że tam spotykamy się z jaskiniowemi świątyniami, wykuteini w górach i skałach, oraz z tryumfalnemi niby bramami, dagopami, topami i pagodami. Świątynie owe, jak brahmańska w Ellorze, zwane Czajtia, wyciosane w skałach, mają po kilka pięter, zajmując czworoboczne przestrzenie – dwa rzędy ciężkich słupów nader zdobnych, dzielą je zwykle na trzy nawy, z których środkowa najwyższa. Pułap płaski, albo podniośle sklepiony – środkową część budowli zakończa półokrągła nisza, około której obiega niższy płaskokryty krużganek – w niej stawiają relikwie. Świątynie te, szczególnie brahmajskie, przepełnione postaciami zwierząt, lwów, słoniów, a mnóstwem ozdób w rozbujałej fantazyi wylęgłych, zrodzonych pod wpływem wyznania religijnego i roślinności bogatej. Z kościołami łączą się tam niskie zabudowania płasko kryte, korytarze, galerye, schody, zajmowane przez kapłanów, ofiarników, pokutników i sługi ołtarza. Wejścia ornamentowane zbytkownie. Wogóle brahmajskie świątynie zdobione bogaciej niż Budhaistów. Słupy są w nich czworo – lub ośmiogranne, na posadach czworobocznych, żłobkowane, z nagłówkami kształtu przypłaszczonej kuli; lub zestawionemi z głów słoniów, lwów, albo innych zwierząt. Słupy te grube nad miarę, zwykle wypukłe w swojej wyższej części, a na mocnych podstawach, wysilają się, aby udźwignąć ciężar pułapu, budząc w patrzącym uczucie podobne do tej lękliwości i obawy, jaka je wznosiła. Kształty w słupach owych są rozmaite, dowolne, bez koniecznego związku, lub stałego prawidła, któreby rządziło zestawieniem części w harmonijną całość. Są, co upatrują podobieństwo między taką kolumną indyjskiej jaskiniowej świątyni, a słupem spotykanym u nas w drewnianych wiejskich budowlach.
Najznakomitsze świątynie, olbrzymich rozmiarów, są w północno-zachodniej górzystej okolicy Dekanu, na wyspie Elefancie i Salsecie, w głębi kraju w Karli, Mar, Ajuncie, a szczególnie bogato zdobione w Ellorze.
Staroindyjskie słupy, wznoszone na pamiątkę odniesionych zwycięztw, bywają wyższe nawet nad 40 stóp; na ich nagłówku (kapitelu) rozwitym jakoby kwiat lotusu, sadzano lwa (symbol Budhy).
Dagopy, topy, stupy, są to budowle w kształcie kopulastych niskich kaplic, lub mogił z kamienia wznoszonych. Top w Sanchi, do którego prowadzi brama prawie z rzeźbionych słoniów zbudowana, widziany na rysunku w dopiero zacytowanem dziele A. Feydeau, robi wrażenie, jakoby się patrzało na słowiańską mogiłę. W owych stupach często nawet z naszemi słupami przydrożnemi, z figurami, z kapliczkami, zostających w związku, chowano relikwie (czytaj O Tradycyach narod. Łepkowskiego, Kraków 1861 str. 26 i i.). Pagodami zowią świątynie, z wielu kościołków, podwórzów, portyków itd. zestawione, właściwe miejsca odpustowe, z olbrzymiemi wiodącemi do nich bramami. Stoją te świątynie piętrząc się, jakby piramidy z ustępami stopniów.
Zamkniemy tę krótką wzmiankę o budowlach indyjskich, streszczając: że ich charakterem jest swawola w ornamentacyi, zbytek w ozdobach, a co główna, brak prawideł i ładu – to strąca styl indyjski na niższe stopnie rozwoju osiągniętego w różnych rodzajach budownictwa.ZACHODNIA AZYA.
Z owych olbrzymich budowli Babylonu, z świątyń i ogrodów wysławianych przez starożytnych pisarzy, pozostały tylko pagórki, wzgórza nad Eufratem, z gruzów usypane. O kształtach więc budowli Assyryjczyków, zaledwie z domysłów sądzić można; przecież z tych studyów i odkryć, jakie od r. 1840 poczynili szczególnie badacze: konsul francuski Botta i Anglik Augustyn Henryk Layard, którzy rozkopali zwaliska w okolicach Khorsabadu, Nimrudu i Kujundszyku, znalazłszy w nich szczątki dawnej Niniwy i ruiny pałaców tego miasta, z tych badań historya zyskała pojęcie o sztukach pięknych w Assyryi.
Budowle wznoszono tam z cegły, najczęściej nie wypalanej, a spajanej zamiast wapna rodzajem smołowca – zewnątrz wykładano je alabastrem, który zdobią płaskorzeźby, a okrywa pismo ćwiekowem zwane – wewnątrz ściany także płytami kamiennemi odziane. Pod malowania dawano zwykle grunt gipsowy.
Pałace te imponują raczej długością, niż szerokością. Okien nie znaleziono śladów. Światło wpadało do izb galeryami otwartemi, obiegającemi górą budowle. Słupy były drewniane jako i stropy – kamiennych przynajmniej nie znaleziono dotąd. Odkryto szczątki małych sklepień i łuków. Po obu stronach wchodu stoją olbrzymie skrzydlate lwy i woły z ludzkiemi głowami, wykute z głazów, tak że ich przody wystają jako całkowite rzeźby, gdy reszta tułowiów zwykle w płaskorzeźbie wyrzezana. Potwory te miewają po pięć nóg, zestawionych w sposób iż zawsze cztery widzi patrzący na nie.
Rzeźba assyryjska maluje nam dosadnie charakter ludu, po którym na świadectwo została. Spotykamy się tam z wy – mownemi postaciami skrzydlatych geniuszów, z mytycznemi i allegorycznemi figurami, wykutemi na ogromnych przestrzeniach, gdy z jednego tylko pałacu zebrano rzeźb tyle, że tworzą pas długi 10, 000 stóp, a zatem prawie 2 miłe angielskie. Mnóstwo owych rzeźb zdobi muzea paryskie i londyńskie, gdzie sztuka Assyryjczyków zyskała dla siebie stolice nowe; tłumacząc ich życie, obrzędy religijne, bitwy, tryumfalne pochody i szczegóły zajęć domowych; co wszystko wyrażone w drobiazgowo wykończonych płaskorzeźbach, a otoczone bogactwem ozdób rozsypanych ze zbytkiem i przepychem. Ornamentyka owa świadczy o wykształconym smaku i delikatnem uczuciu. Składa się z ozdób kształtów lotusu i pokrewnych mu lilij, z dłoniatek (palmette), różyczek (rosace), także z wzorów jakby kobiercowych, a ze zwojów wstęg.
Zabytki te pochodzą prawdopodobnie z czasu między 7 a 10 stóleciem przed Chrystusem, zawsze z przed zburzenia Niniwy, co nastąpiło 625 roku.
Głównem znamieniem assyryjskich i ogólnie mówiąc wszystkich pomników sztuki odkrytych w zachodniej Azyi, jest przepych połączony ze zbytkiem, znamionujący się w ogromie budowli, a w bogactwie ich ozdób. Widoczne zamiłowanie w ślnącem i barwnem, w pstrem, a błyszczącem. Taki charakter ma tam malowanie. Metal wchodzi także jako ornament. Nie inne wrażenie sprawiały zapewne ozdoby budowli fenickich i żydowskich. Ściany świątyni jerozolimskiej, wzniesionej pierwotnie na dziesięć wieków przed narodzeniem Chrystusa, a po obaleniu jej przez Nebukadnezara znowu odbudowanej, błyszczały złotem, drogiemi kamieniami, jaskrawością kobierców, a rozmaitością wzorzystą wykładów z cedru i innego drzewa.
Po Persach zostały pałace i groby królów. Te ostatnie wykute w skałach, lub jak monument miany za grób Cyrusa, w kształcie kaplicy wzniesione z ciosów, na podstawie wielu stopni.
Czcili Ormuzda boga światła i dobrego, paląc mu ognie (przeciwstawieniem Ormuzda był Aryman) – nie mieli zdaje się świątyń i bałwanów.
Szczątki pałacu w Persepolis są ruiną najznakomitszej perskiej budowli. Wznosi się tu owo mieszkanie na terassach złączonych z sobą wspaniałemi schodami; a mnóstwo płaskorzeźb zdobiło ich wnętrza, przedstawiając walki ze zwierzętami, objaśnione napisami. Odkryto też rozwaliny pałacu w Suza. Słupy w perskich budowlach są smukłe, na obszernych podstawach, wzdłuż żłobkowane z nagłówkami zestawionemi zwykle z dwóch, głowami od siebie usiadłych koni lub wołów; tak, że pomiędzy ich szyjami było brusowanie (Gebälk, trabeatio, entablement) z drzewa. Mówiąc ogólnie, budowy perskie, którebyśmy terasowemi nazwać mogli, okazują wielkie powinowactwo z assyryjskiemi; skład przecież słupa, jest właściwością perską.
Chińczycy, ów naród silnie zorganizowany, a stojący w odosobnieniu, gdy się dobrowolnie z rodziny innych ludów wyłączyli, spoczywają (jak mówi Siemieński Przegląd lit… powsz.) drzemiąc między Hindostanem a Sybirem, Persyą a Japonią, niby olbrzymi żółw wyrzucony na ląd z przepaści oceanowych. Lud to praktyczny, szukający pożytku, budujący kanały, mosty, mury ochronne przed napadami Mongołów. Sztuka przeniosła się tam z Indyj, wraz z nauką Budhy, która mimo zasad Konfucyuszowych przekształciła się w wierzenie do właściwości narodu tego stosowne. Świątynie chińskie są małe, ciasne, otoczone rzędami słupów, a nakryte dachami odzianemi ślnącą się dachówką. Wieże wznoszące się piętrowo, z daszkami zakrzywionemi ku górze, a osłaniającemi każde stopniowe podnoszenie się budowli takiej, miały ściany wykładane płytami z porcelany różnobarwnej; z materyału, który obok lakierowanego jaskrawo drzewa różnych rodzajów, przyczynił się do nadania budownictwu Chińczyków właściwych mu znamion. Słynie wieża z porcelany, postawiona w Nankinie około r. 1420, zburzona niedawno.