Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sztuka: zarys jej dziejów, zarazem podręcznik dla uczących się i przewodnik dla podróżujących. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztuka: zarys jej dziejów, zarazem podręcznik dla uczących się i przewodnik dla podróżujących. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 702 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część II.

Sko­ro­widz dzie­jów sztuk pięk­nych z epo­ki chrze­ściań­skiej (pa­gi­na­cya rzym­ska)… I.

Wy­kaz miej­sco­wo­ści w któ­rych są cel­ne za­byt­ki sztu­ki (Wy­kaz ten może być uży­ty jako prze­wod­nik w po­dró­żach, ma­ją­cych na wzglę­dzie roz­pa­trze­nie się w za­byt­kach sztu­ki)…LIII.

Wło­chy…LV

Hisz­pa­nia…XCII

Fran­cya…XCVII.

Ni­der­lan­dy…CVII.

An­glia…CX.

Niem­cy…CXVII

Pol­ska…CXLV.

Cze­chy…CLXIV.

Szląsk, Mo­ra­wa, Spiż…CLXXVI.

OMYŁ­KI.

Fig. 13, stro­na 68, to­skań­ski na­gło­wek, po­praw na com­po­si­ta. Str. 133 w wier­szu 4 od góry, z koń­ca XIII wie­ku, po­praw: z koń­ca XV.WIA­DO­MO­ŚCI WSTĘP­NE.

Jak­kol­wiek utar­te orze­cze­nie wska­zu­je tam po­czą­tek sztu­ki, gdzie twór­cą jest samo uczu­cie pięk­na, wol­ne od wzglę­dów na po­trze­by i po­żyt­ki ma­te­ry­al­ne, a ko­rzy­ści i wy­go­dy czło­wie­ka; prze­cież na pierw­szej za­raz kart­ce dzie­jów sztu­ki, trud­no nam prze­mil­czeć, że gra­ni­ca ta do­kład­nie ozna­czyć się nie daje, gdy nie­po­dob­na wska­zać ści­śle gdzie się za­czy­na­ją istot­nie dzie­ła sztu­ki, a gdzie koń­czą te utwo­ry któ­re tyl­ko za jej na­sio­na, za­wiąz­ki, kieł­ko­wa­nie, uwa­żać na­le­ży. Śle­dze­nie owych za­wiąz­ków sztu­ki, a czy­cha­nie na schwy­ce­nie, na uję­cie chwi­li jej na­ro­dzin, to może błą­ka­nie się za uj­rze­niem kwia­tu pa­pro­ci w ta­jem­ni­czą pół­noc płod­nej świę­to­jań­skiej nocy.

Wszyst­kie ludy mają po­czu­cie pięk­na, ob­ja­wia­ją je na­zew­nątrz, kształ­cą w so­bie – cho­ciaż przy­pa­tru­jąc się ich roz­wo­jo­wi dzie­jo­we­mu, spo­ty­ka­my jed­ne z tych lu­dów u ma­lucz­kie­go po­cząt­ku, gdy dru­gie ja­śnie­ją po­tę­gą twór­czo­ści, a inne spo­czy­wa­ją prze­ży­te.

Trud­no za­sta­na­wiać się nad wzro­stem drze­wa, a nie­mieć na­sie­nia na my­śli – trud­no dziec­ku lub zbe­z­wład­nia­łe­mu star­co­wi na­zwi­ska czło­wie­ka od­mó­wić. Więc i w roz­pa­try­wa­niu utwo­rów sztuk pięk­nych uwzględ­nić wy­pa­da chwi­le nie­mow­lęc­twa, je­śli nas zaj­mu­ją okre­sy ich doj­rza­łej świet­no­ści, a ba­da­my przy­czy­ny upad­ku. Za­rów­no tedy jest dzie­łem sztu­ki ma­lo­wa­nie w gro­bie egip­skim, jak nim jest to co zdo­bi rzym­skie ka­ta­kum­by, lub to któ­re Kor­ne­lius na ścia­nach ber­liń­skich mu­ze­ów roz­to­czył. Będą za­tem dzie­ła­mi sztu­ki pi­ra­mi­dy, tak jak nie­mi są za­byt­ki bu­dow­nic­twa w Gre­cyi, w Rzy­mie, ka­te­dra ko­loń­ska, lub krzysz­ta­ło­wy pa­łac wy­sta­wy an­giel­skiej. Egip­ska gło­wa Sfink­sa, osa­dzo­na na lwim ka­dłu­bie, może stać w jed­nym rzę­dzie z Świa­to­wi­dem bo­hodz­kim; cho­ciaż roz­mia­ra­mi, wy­ko­na­niem i na­tchnio­ną w nie my­ślą, róż­nic się od sie­bie będą te dwa dzie­ła dłu­ta. Trud­no wy­łą­czyć je ze świa­ta sztu­ki, nie mo­gli­by­śmy bo­wiem mó­wić o po­cząt­ku, wte­dy, gdy nie­tyl­ko roz­wój du­cha pra­gnie­my oka­zać na dzie­łach sztu­ki, ale i po­stęp jego ma­te­ry­al­nych ob­ja­wów.

Są­dzą, że sztu­ka prze­ma­wia­ją­ca ry­sun­kiem, tam się do­pie­ro ro­dzi w przed­mio­tach prze­zna­czo­nych na uży­tek po­wsze­dnie­go ży­cia, gdzie się or­na­men­ty­ka po­czy­na. Kre­mer okre­śla­jąc na­dob­ne, tłu­ma­czy je przez na do­bie, jak­by w porę, jako zdo­bie­nie po­czy­na­ją­ce się w chwi­li gdy przed­miot zy­skał uti­li­tar­ność, a jego twór­ca uczuł or­na­men­tu po­trze­bę. Sztu­ka więc, duch twór­czy, oży­wia na­wet to, cze­go ce­lem było prze­zna­cze­nie do użyt­ku, do wy­go­dy. Tak sztu­ka roz­ra­sta­ła­by się, roz­mna­ża­ła, ro­sła, po­tę­go­wa­ła a świet­nia­ła, z ma­lucz­kie­go na­wet po­cząt­ku, bo z ja­kiejś plą­ta­ni­ny li­nij, któ­re­mi rze­mieśl­nik po­piel­ni­cę ozdo­bił; ol­brzy­mie­jąc w po­są­gu, w ob­ra­zie, w świą­ty­ni.

Za­rów­no w kla­sycz­nej sta­ro­żyt­no­ści, jako i w wie­kach śred­nich, nie ist­nia­ła ści­sła, wy­raź­na gra­ni­ca, od­dzie­la­ją­ca dzie­ła sztu­ki od utwo­rów w pra­cow­ni rze­mieśl­ni­ka zro­bio­nych. Rzec moż­na, że z świą­tyń, z ar­cy­dzieł mi­strzów ar­chi­tek­tu­ry, ma­lar­stwa i rzeź­by, biło ta­jem­ni­cze świa­tło opro­mie­nia­ją­ce rze­mieśl­ni­ków wy­ro­by. Z pod ich bo­wiem ręki tem pięk­niej­sze wy­cho­dzi­ły sprzę­ty i ozdo­by, im świat ar­ty­stycz­ny wię­cej ge­niu­szów po­sia­dał. Sztu­ka, jak­by słoń­ce, pro­mień­mi po­łu­dnia oświe­ca­ła wszyst­ko, cze­go tyl­ko wpły­wem swo­im do­się­gnąć zdo­ła­ła. Więc za­rów­no mi­ster­na ozdo­ba stro­ju ko­bie­ty, jako i sprzęt lub że­la­zne oku­cie, kra­ta, mo­gły i mogą no­sić na so­bie zna­mię sztu­ki, a cha­rak­ter sty­lu. Dla­te­go u gro­bów lu­dów z naj­od­le­glej­szej prze­szło­ści, przy tych ko­leb­kach sztu­ki, spo­tkać się nam przyj­dzie z re­zul­ta­ta­mi ar­che­olo­gicz­nych ba­dań.

Sztu­ki pięk­ne wszel­kiej ma­te­ryi uży­ły dla sie­bie – a duch w gwiaz­dach nie­ba, w kie­li­chach kwia­tów, w bar­wach skrzy­deł mo­ty­lich i w świe­cie stwo­rzeń wszel­kich, po­szu­kał wzo­rów – two­rząc pięk­ność w rzeź­bie, w ma­lar­stwie i w ar­chi­tek­tu­rze, co te pierw­sze obej­mu­je a nie­mi się wy­peł­nia.

Wie­lu nie­spra­wie­dli­wie twier­dzi, ja­ko­by Opatrz­ność od­mó­wi­ła nie­któ­rym lu­dom po­czu­cia pięk­na, a nie zo­sta­wi­ła im na­dziei, iżby kie­dyś i ten kwiat wy­pie­lę­gno­wa­ły u sie­bie. Więc hi­sto­ry­cy, jak­by pu­sty­nie na ma­pach za­zna­czać zwy­kli prze­strze­nie, na któ­rych sztu­ka nie kwit­nie. Są to naj­czę­ściej zie­mie nie­zna­ne, dla tych co je do mar­twych za­li­cza­ją ob­sza­rów.

Na­wet Mi­chał Anioł zwykł był ma­wiać, że Wło­si i tyl­ko Wło­si, mogą być mi­strza­mi pę­zla – że oni sami wzię­li w dzie­dzic­twie tra­dy­cye sztu­ki po Rzy­mia­nach i Gre­kach.

O Wę­grzech, Ser­bii, Ka­ryn­tyi, Sty­ryi, o Cze­chach, głu­cho jesz­cze w hi­sto­ry­ach sztu­ki, cho­ciaż Klo­vio pę­zlem, a Sprin­ger, Zap, Vo­cel, Dla­bacz pió­rem bu­dzą uwa­gę w te stro­ny. Ame­ry­ka przy­po­mi­na się do­pie­ro imio­na­mi Thom­so­na, Bier­stad­ta, Whit­tid­ga, Col­ma­na, Gif­for­da.

Są, co na­wet szla­chet­no­ści, tego bla­sku jaki ota­cza w Nie­bie po­czę­te, od­ma­wia­ją cza­sa­mi sztu­ce, twier­dząc po – do­bnie do Ma­chia­we­la, któ­ry są­dził: że Wło­chy upa­dły wte­dy, gdy w tym kra­ju wię­cej za­czę­to ce­nić wiel­kie­go ar­ty­stę niż oby­wa­te­la pra­we­go. Fra­zes ist­ny – a z ro­dza­ju nie­daw­no o nas pi­sa­nych, gdy do­wo­dzo­no: że sztu­ki pięk­ne szko­dę przy­nieść nam mogą, a nig­dy na zie­mi na­szej nie za­kwit­ną.

Były to do­wo­dze­nia, w któ­rych ze wzglę­du na prze­szłość na­ro­du jest wie­le praw­dy; cho­ciaż do chwil obec­nych sto­so­wać się nie mogą. Że prze­cież pi­sząc dzie­je, o prze­szło­ści mó­wi­my, więc trud­no nie wska­zać cha­rak­te­ru tych orze­czeń.

"Pol­ska za­wsze so­bie sta­wia­ła za­da­nia, w któ­rych wię­cej prze­wa­ża­ło Nie­bo niż zie­mia cią­ży­ła. Ziem­skie, ska­zi­tel­ne rzą­dy ku­szo­no się opie­rać na­tem, co tyl­ko nie­biań­skich, czy­stych dusz jest da­rem – bo na do­brej woli. " Roz­wi­ja­jąc tę myśl, do­dam: że Pol­ska na­wet z ide­ału tkwią­ce­go w po­ję­ciu li­be­rum veto, przez trzy wie­ki rze­czy­wi­stość ro­bić chcia­ła. To na­ród, niby wieszcz mię­dzy lu­da­mi – na­ród, co gdy­byś go chciał za­kląć w po­sąg, mu­siał­by chy­ba gęśl i pług mieć u stóp swo­ich – na­tchnio­ne ob­li­cze ku Nie­bu zwró­co­ne, a krzyż i miecz w ręku. Kie­dy duch in­nych na­ro­dów uta­ił się w sztu­kach pięk­nych, nasz cały na Wa­we­lu u krzy­ża Ja­dwi­gi, u mo­nu­men­tów i tru­mien kró­lew­skich.

Mi­ko­łaj V na­zwał Pol­skę In­c­li­tum re­gnum in­ter ca­ete­ra. To­masz Vi­ta­lis w swo­jej książ­ce na po­chwa­łę Wła­dy­sła­wa IV (w Rzy­mie 1645 r.) wy­da­nej, po­wta­rza o se­na­to­rach pol­skich, co Ju­stin o or­sza­ku Ale­xan­dra Wgo po­wie­dział: "my­ślał­być, że to kró­lo­wie sami" – a mówi: "że zo­ba­czyw­szy ich, są­dził, iż chy­ba nie z jed­ne­go na­ro­du, ale ze świa­ta ca­łe­go wy­bra­ni." Grze­górz XV ry­cer­stwo pol­skie na­zwał: li­be­ra­to­res or­bis ter­ra­rum.

Cóż w sztu­ce po tych lu­dziach zo­sta­ło?

Oto treść do ob­ra­zów. Pol­ska ży­wo­tem swo­im stwo­rzy­ła te­ma­ta dla sztu­ki. Po Rzy­mia­nach i Gre­kach zo­sta­ły po­są­gi, – po prze­szło­ści zaś na­szej, do po­są­gów żywe po­sta­cie.

To z prze­szło­ści – ależ o przy­szło­ści u nas pi­szą: "że sztu­ka pla­stycz­na bę­dzie za­wsze krze­wem eg­zo­tycz­nym, w cie­plar­ni ama­tor­stwa pie­lę­gno­wa­nym mo­zol­nie; bo my sy­no­wie pół­no­cy je­ste­śmy i mo­że­my być tyl­ko mi­strza­mi sło­wa… ar­ty­ści nasi będą tyl­ko pol­ski­mi osad­ni­ka­mi szkół fran­cuz­kich i nie­miec­kich. "

Te­raź­niej­szość za­prze­czy­ła orze­cze­niom ta­kim.

Zresz­tą je­śli się prze­ży­ły w sztu­ce Niem­cy po­łu­dnio­we, i Düre­rów, Hol­be­inów wię­cej nie wy­da­ją, je­śli sama na­wet Gre­cya a Ita­lia, dzie­dzicz­ki świa­ta klas­sycz­ne­go "sta­ły się dziś (jak mówi Kre­mer) grun­tem oschłym dla sztu­ki, gdy tam po dłu­gich, po wie­lo­wie­ko­wych żni­wach, na­sta­ły dłuż­sze jesz­cze lata ja­ło­we­go odło­gu i bez­owoc­nej po­su­chy – bra­kło ziar­na, bra­kło po­tę­gi twór­czej, ro­dzą­cej, bra­kło rosy nie­biań­skiej", cze­muż­by wte­dy, gdy dru­dzy prze­szedł­szy po­łu­dnie ku wie­czo­ro­wi za­pa­dli, my się do­cze­kać u sie­bie nie mo­gli po­ran­ku sztu­ki świet­nej a po­tęż­ne­go wpły­wu? Tem­bar­dziej, gdy zwa­ży­my, że w prą­dzie ma­te­ry­ali­zmu, któ­ry świat w wir swój zaj­mu­je, my sami przy po­ezyi i cier­pie­niu za ide­ję zo­sta­li. Oło­wia­ne nie­bo na­sze nie wy­mro­zi nam tego ognia z du­szy – owszem, je­śli nie mamy pan­te­onu try­um­fu, któ­rym się inne na­ro­dy szczy­cą, to choć­by ka­ta­kum­bo­we tchnie­nie, ziar­na bo­le­ści na ni­wie sztu­ki u nas za­sie­je. Tak są­dząc, ła­two spo­strzedz, że sztu­ka mieć może na­ro­do­wość swo­ją. Chan­trey sny­cerz, zwa­ny Fi­dia­szem an­giel­skim, już z ma­te­ry­al­ne­go sta­no­wi­ska, po­twier­dza to zda­nie, tę praw­dę, oka­zu­ją­cą się naj­wy­raź­niej w bu­dow­nic­twie od kli­ma­tu i ma­te­ry­ału za­leż­nem. Mówi on: że z tego już po­wo­du na­ro­do­wość ist­nie­je w dzie­łach sztu­ki, iż ludy mają.

swo­je od­ręb­no­ści, ce­chy wła­ści­we. Twa­rze i ubio­ry lu­dzi róż­nią się wy­bit­nie w na­ro­dach. Je­śli więc rzeź­ba może mieć na­ro­do­wy cha­rak­ter, tem­bar­dziej ma­lar­stwu przy­znać go wy­pa­da. Mimo tedy ogól­nych, ko­smo­po­li­tycz­nych (że tak na­zwę) praw es­te­ty­ki, tej kon­sty­tu­cyi rzą­dów sztu­ki, szko­ły oprócz kie­run­ków ja­kie im mi­strzo­wie wska­zu­ją, mają jesz­cze zna­mio­na wła­ści­we na­ro­dom w któ­rych za­kwi­tły. In­sty­tu­cye na­wet sil­ne tra­dy­cy­ami, jak na­przy­kład za­ko­ny, wraz z re­gu­ła­mi swo­je­mi prze­no­szą sty­le ar­chi­tek­to­nicz­ne z ich oby­cza­jem spo­jo­ne. Tu miej­sce przy­wieść sło­wa Ta­ine'go (Phi­lo­so­phie de Fart), ra­czej zda­nie jego o prze­szcze­pia­niu sztu­ki. Uwa­ża on, jako roz­ma­ite na­sio­na za­no­si wiatr na brzeg choć­by ska­li­sty, a te tyl­ko na nim wzro­sną, ja­kie grunt przyj­mie a kli­mat pie­lę­gno­wać zdo­ła. W wą­wo­zach po­łu­dnio­wych będą to drze­wa po­ma­rań­czo­we – u nas może so­sny i jo­dły, lub pła­czą­ce wierz­by. Czem kli­mat i zie­mia dla ro­śli­ny, tem dla sztu­ki stan oby­cza­jów i umy­słów, ta tem­pe­ra­tu­ra mo­ral­na. Ge­niusz tyl­ko jest nie­raz kon­tra­stem w spo­łe­czeń­stwie, bo mu przo­du­je a wy­prze­dza. Jego o grunt nie py­taj – bo z Nie­ba ro­dem. Prze­cież ogól­nie mó­wiąc, ko­niecz­ne są wa­run­ki akli­ma­ti­za­cyi, tam gdzie cho­dzi o prze­szcze­pie­nie sztu­ki. Król Sta­ni­sław Au­gust i pol­skie spo­łe­czeń­stwo z cza­sów jego, opie­ko­wa­li się sztu­ką. Stwo­rzyć się nie dała – przy­jąć się nie mo­gła. Byli me­ce­na­si, ale mi­strzo­wie nie ro­dzi­li się wów­czas na pol­skiej zie­mi. Ogół złą­czyć się musi z ar­ty­stą, a po­czuć w nim wyż­szą isto­tę. Sztu­ka chce być ko­cha­ną.

Nie­daw­no, bo przed kil­ku­na­stu jesz­cze laty, tyl­ko w han­dlu Hen­ry­ka Hirsz­la w War­sza­wie za ga­blot­ką, zaś w Kra­ko­wie na wy­sta­wie na rzecz ochro­nek, ama­tor mógł się spo­tkać z ob­raz­kiem współ­cze­sne­go ma­la­rza. W Wiel­ko­pol­sce, co już przed Ka­zi­mie­rzem Wiel­kim mia­ła licz­ne a bo­ga­te w sztu­kę świą­ty­nie, trud­no dziś jesz­cze o do­bry obra – zek. War­sza­wa i Kra­ków przo­du­ją w za­mi­ło­wa­niu sztu­ki – a mi­łość ta do jej wzro­stu po­trzeb­na, krze­wić się po­win­na.

Dzie­je sztu­ki w na­ro­dzie, któ­ry ją miał, prze­cho­dzą zwy­kle pory wła­ści­we rze­czom ludz­kim, jak: obu­dze­nie, roz­wój, doj­rza­łość, schy­łek i upa­dek.

Po­cząt­kiem jej by­wa­ją sym­bo­licz­ne zna­ki, kre­ślo­ne w świą­ty­niach pod kie­run­kiem ka­pła­nów wiar róż­nych. Z tem abe­ca­dłem (że tak na­zwę) wcho­dzi sztu­ka w służ­bę oł­ta­rza. Ztam­tąd już tyl­ko w świat bo­ha­te­rów, mię­dzy szla­chet­nych i świę­tych zejść jej wol­no. Złą­cze­nie re­li­gij­ne­go wąt­ku z owym bo­ha­ter­skim, sta­no­wi świet­ny okres sztu­ki, ja­kim ja­śnia­ła Gre­cya od Fi­dia­sza do Li­zy­pa, od Po­ly­gno­ta do Apel­le­sa; zaś Wło­chy od Griot­ta do Ra­fa­ela i Le­onar­da da Vin­ci. Z tych wy­żyn scho­dzi sztu­ka naj­pow­szech­niej wte­dy, gdy ogól bie­rze ją za słu­żeb­ni­cę swo­ją, gdy za­miast dą­żeń do ide­ału, każą jej na­mięt­no­ści bu­dzić. To anioł strą­co­ny.

Na­śla­do­wa­nie przy­ro­dy, sta­je się wte­dy nie już środ­kiem tyl­ko, ale ce­lem sa­mym. Zwy­czaj­ne sce­ny z re­al­ne­go ży­cia, po­wsze­dniość, hu­mo­ry­sty­ka na­wet, są za­so­bem wąt­ku kom­po­zy­cji, kre­acyi. Nie­baw­nie też taki stan sztu­ki, schy­la ją ku upad­ko­wi.

By­wa­ją wy­jąt­ki, że sztu­ka nie prze­cho­dzi cza­sem tych na­tu­ral­nych stop­ni roz­wo­ju swe­go. U Egip­cy­an na­przy­kład, nie do­szła do szczy­tu. Szu­ka­ją tego przy­czy­ny w oby­cza­jach, pra­wach, kli­ma­cie; a szcze­gól­nie w tym na­ci­sku, jaki wy­wie­ra­li ka­pła­ni, krę­pu­ją­cy sztu­kę niby mu­mią prze­pa­ska­mi owi­tą. Rów­nież Ży­dzi po­słu­gi­wa­li się tyl­ko sztuk­mi­strza­mi z Tyru i Sy­do­nu, a dla swych re­li­gij­nych prze­pi­sów, z po­wo­du za­ka­zu wy­obra­ża­nia Boga w ludz­kiej po­sta­ci, i w naj­świet­niej­szych cza­sach swo­ich, wła­snej sztu­ki nie mie­li. Cza­sa­mi prze­pis re­li­gij­ny lub oby­czaj ta­mo­wał roz­wój sztu­ki. Do­my­ślać się na­przy­kład moż­na u Per­sów, usta­wy czy oby­cza­ju nie­do­zwa­la­ją­ce­go przed­sta­wień na­gich po­sta­ci.

Wszyst­kie bo­wiem ich rzeź­by wy­obra­ża­ją tak otu­lo­ne po­sta­cie, że pod dra­pe­ry­ami nie czuć na­wet kształ­tów czło­wie­ka. To znów nie­raz sym­bo­li­ka cią­ży (że tak po­wiem) nad sztu­ką, nie­do­zwa­la­jąc jej oswo­bo­dzić się z form na­rzu­co­nych, a roz­wi­nąć i przejść w okres świet­no­ści. Jesz­cze o tem słów­ko.

W ostat­nich cza­sach zmar­twych­pow­sta­ła dla na­uki Ni­ni­wa, tak, że as­sy­ryj­ską sztu­kę po­zna­no do­kład­nie.

Na­ro­dy zni­ka­ją, pi­śmien­ne po nich za­byt­ki giną, po­da­nia milk­ną – prze­cież w kil­ka ty­się­cy lat po tym dzie­jo­wym po­grze­bie, sztu­ka co pi­sze li­ni­ja­mi, do­zwa­la wśród owych cmen­ta­rzów świa­ta, na któ­rych spo­czy­wa­ją umar­łe mia­sta, wy­czy­tać myśl świe­żą, jak­by za­bal­sa­mo­wa­ną w ma­te­ryi. Ni­ni­wa zmar­ła przed trze­ma ty­sią­ca­mi lat, żyje w zbio­rach Pa­ry­ża i Lon­dy­nu. Mówi sama o so­bie. Te as­sy­ryj­skie za­byt­ki do­wo­dzą nie­wąt­pli­wie, że ich twór­cy mie­li do­kład­ną zna­jo­mość ana­to­mii; a na­uka o pro­por­cy­ach wy­so­ko u nich sta­nę­ła – prze­cież spo­ty­ka­my się tu­taj z krę­pu­ją­cą sztu­kę oko­licz­no­ścią, to jest z sta­łem, umyśl­nem, przed­sta­wia­niem zwie­rząt sto­sun­ko­wo do lu­dzi nie­pro­por­cy­onal­ne ma­łych. Gdy się to zda­rza­ło w naj­daw­niej­szych dzie­łach sztu­ki grec­kiej, wno­szo­no, że at­tyc­kie ko­nie były ma­leń­kie. Nie­wła­ści­wie tłu­ma­czy­li­by­śmy tą uwa­gą ma­łość zwie­rząt na rzeź­bach as­sy­ryj­skich. Ra­czej to ko­niecz­ność sym­bo­li­ki krę­pu­ją­ca sztu­kę, po­trze­bą wy­ra­że­nia, iż przy­ro­da z wszyst­kiem nad czem czło­wiek pa­nu­je, słu­ży bo­gom i lu­dziom. O pod­rzęd­ność zwie­rząt tu cho­dzi­ło (jak wy­ja­śnia De­leu­tre w swo­jej hi­sto­ryi sztu­ki). W wy­kła­dzie swo­im roz­wa­ża De­leu­tre mi­sty­cyzm In­dyj i Egip­tu, a ide­alizm i po­etycz­ność Gre­cyi, oka­zu­jąc: iż wiel­ce my­lić się moż­na, gdy się kul­tu­rze lu­dów nąj­sta­ro­żyt­niej­szych wy­łącz­nie zna­mię ma­te­ry­ali­zmu przy­pi­su­je.

W rzeź­bach Ni­ni­wy i Kor­sa­ba­du czło­wiek prze­wyż­sza za­wsze zwie­rzę. Owe czte­ry ko­nie, któ­re żoł­nierz na lej­cu pro­wa­dzi, prze­cho­dzą wy­god­nie po­pod jego rękę łu­ko­wa­to zgię­tą. Azy­atyc­ki Her­ku­les cho­ciaż sam pra­wie 20 stóp wy­so­ki, obej­mu­je lwa na­tu­ral­nej wiel­ko­ści, czy­niąc to z lek­ko­ścią, z ła­two­ścią, bez tru­du i pra­cy. Ten sym­bo­licz­ny wy­raz siły, któ­rą przed­sta­wia po­ję­cie Her­ku­le­sa, jest jed­nym z cel­nych dzieł sztu­ki w pa­ryz­kim Lo­uvrze. Ob­li­cze jego ota­cza­ją splo­ty wło­sów i gę­stej bro­dy. Suk­nia się­ga do ko­lan. Na sil­nych no­gach wid­ne musz­ku­ły. Niby z za­ba­wy, ja­ko­by w igrasz­ce, dusi lwa, cho­ciaż pa­zu­ry zwie­rzę­cia wci­snę­ły się w cia­ło zwy­cięz­cy. To naj­wyż­szy wy­raz siły. We wszyst­kich in­nych wy­obra­że­niach si­ła­cza tak sta­ro­żyt­nych jako i no­wo­cze­snych, jest wal­ka mię­dzy czło­wie­kiem a kró­lem zwie­rząt. Tu jej nie­ma wła­ści­wie – bo nie­ma wąt­pli­wo­ści o prze­wa­dze czło­wie­ka. Tak szczę­śli­wie wy­cho­dzi nie­raz sztu­ka z wię­zów, ja­kie jej na­wet w roz­mia­rach, w pro­por­cy­ach, na­rzu­ca za­sa­da przy­ję­ta w sym­bo­li­ce re­li­gij­nej lub w oby­cza­ju.

Oj­ciec Mar­cy­an (po­wta­rza­my za De­leu­trem) opo­wia­da o gó­rze, któ­rą przy­cio­sa­no na po­sąg ol­brzy­mi, tej wiel­ko­ści, że nos i oczy w od­le­gło­ści jak wzrok za­się­gnąć po­zwa­la, ro­ze­znać moż­na było. To niby zre­ali­zo­wa­nie grec­kiej idei; owej za­chcian­ki Sta­zy­kra­te­sa, co pra­gnął z góry Atos zro­bić po­sąg Ale­xan­dra, któ­ry­by mia­sto z dzie­się­cio­ma ty­sią­ca­mi miesz­kań­ców w ręce utrzy­my­wał.

Przed pa­ła­cem Kar­nak w Te­bach (zkąd po­cho­dzi luk­sor­ski obe­lisk) był kruż­ga­nek z trzech ty­się­cy gra­ni­to­wych sfink­sów, z któ­rych każ­dy miał 50 stóp dłu­go­ści; a na na­głów­kach ko­lumn (któ­re do­tąd w Ka­ru­aku ist­nie­ją) po 120 lu­dzi wy­god­nie po­mie­ścić się może.

Pier­wot­ne na­ro­dy siłę uwa­ża­ły za naj­cel­niej­szą z cnót, tak jak u Rzy­mian wa­lecz­ność (vir­tus) wła­ści­wie cno­tę ozna­cza. Gre­cy poj­mo­wa­li w sile nie sam już tyl­ko re­zul­tat wiel­ko­ści, cię­ża­ru i mocy musz­ku­łów. Ich siła tkwi­ła w zręcz­no­ści, a w har­mo­nij­nej rów­no­wa­dze cia­ła. Ka­stor i Pol­lux są przy­kła­da­mi tego poj­mo­wa­nia.

Me bę­dzie­my szcze­gó­ło­wiej za­sta­na­wiać się nad dzie­ja­mi sztuk pięk­nych u tych na­ro­dów, u któ­rych nie do­ści­gły sztu­ki do naj­wyż­sze­go stop­nia roz­wo­ju swo­je­go; nie do­szły tak wy­so­ko jak w owej Gre­cyi, gdzie za­ja­śnia­ły bla­skiem dziś jesz­cze przy­świe­ca­ją­cym ar­ty­stycz­ne­mu świa­tu.

Gre­cy obok na­gro­dy za cno­tę i po­ezyą, i za pięk­ność ją mie­li. God­ną uwiel­bie­nia bę­dzie za­wsze sztu­ka, do­po­kąd po­zo­sta­nie "cu­dow­ną tę­czą, któ­rą mię­dzy nie­bem a zie­mią, na znak przy­mie­rza prze­snuł Ide­ał.

Zda­ło nam się po­trzeb­nem, rzu­cić tu na wstę­pie te uwag kil­ka – po­mó­wić z czy­tel­ni­kiem w przed­sion­ku, za­nim go za­pro­wa­dzi­my przed ar­cy­dzie­ła, któ­rych roz­wa­ża­niu książ­kę na­szą po­świę­ca­my. Je­śli chcesz bli­żej po­znać się z rze­czą, toć wy­pad­nie obznaj­mić się z Es­te­ty­ką.

Ide­alizm i Re­alizm prze­sno­wa­jąc się jak­by nić czer­wo­na przez tę na­ukę od cza­sów już Pla­to­na i Ary­sto­te­le­sa, mają dziś wy­obra­zi­cie­li w szko­le He­glow­skiej (że tak na­zwie­my tre­ści), i w zwo­len­ni­kach sys­te­ma­tu Her­bar­ta (któ­ry szko­lą for­my zo­wie­my). W Niem­czech za­sły­nę­li jako es­te­ty­cy, au­to­ro­wie: Dan­zel, Zim­mer­mann, We­is­se, Ruge, Kuno Fi­scher, Ka­rol Ro­sen­krantz, Fry­de­ryk Teo­dor Fi­scher, Grie­pen­kerl, Na­hlow­sky, Teo­dor Vogt i kil­ku in­nych. U nas: J. Kre­mer, Li­belt, H. Stru­ve, Le­we­stam, L. Na­tan­son, oraz wo­gó­le o sztu­kach pi­szą­cy: Kra­szew­ski, Klacz­ko, Nor­wid, Ka­rol Pod­cza­szyń­ski, Sie­mień­ski, Bu­szard, Ra­sta­wiec­ki, Le­nar­to­wicz itd.

Okre­ślić nam jesz­cze wy­pa­da (po­wta­rza­jąc za Li­bel­te­in w stresz­cze­niu) po­ję­cia znaw­stwa sztuk pięk­nych i ama­tor­stwa – ozna­czyć sto­su­nek hi­sto­ryi sztu­ki do Es­te­ty­ki;

wresz­cie wska­zać, jak się mają do sie­bie ar­chi­tek­tu­ra, rzeź­ba i ma­lar­stwo.

"Sztu­ki pięk­ne przed­sta­wia­ją świat zu­peł­nie inny, niż jest rze­czy­wi­sty – a w tym świe­cie za­miast two­rów Boga, wi­dzi­my utwo­ry czło­wie­ka. Ów świat sztu­ki, to świat ruin, bu­dow­li, po­są­gów, ob­ra­zów – świat za­mar­łych to­nów i słów za­mar­łych. Wśród tego świa­ta ci­sza, jak przed stwo­rze­niem. Je­st­to roz­le­gły, ozdob­ny w po­mni­ki cmen­tarz du­cha, na któ­rym na­mięt­no­ści stę­gły i za­ci­chły. Przy­szłość i prze­szłość za­la­ła się w te­raź­niej­szość i za­mar­ła trwa­niem, cią­gło­by­tem. Sztu­ki pięk­ne są więc mu­mi­ja­mi du­cha cza­su, ale z wy­ra­zem ży­cia, nie śmier­ci, na so­bie. Nie śmierć, nie tru­piość z nich pa­trzy, ale ży­cie za­sty­głe, ży­cie w za­ima­niu. Są to wry­te my­śli, po­ję­cia, wy­obra­że­nia, uczu­cia wie­ków i lu­dzi. W tych to więc ob­li­czach za­sty­głych, do­pa­tru­je fi­lo­zo­fia, jak się duch w ludz­ko­ści roz­wi­jał i roz­wój ten pod przy­mio­tem pięk­na urze­czy­wisz­czał. Es­te­ty­ka nie jest więc znaw­stwem pięk­ne­go, ani hi­sto­ryą sztuk pięk­nych, ale ra­czej fi­zo­gno­mi­ką du­cha, ry­sun­kiem wznio­słym, i śmia­łym fi­lo­zo­fii kon­tu­rem. Znaw­stwo pięk­na i hi­sto­rya sztu­ki są wi­docz­nie od­dziel­ne­mi, osob­ne­mi ga­łę­zia­mi wie­dzy, lubo po­moc­ni­cze­mi do fi­lo­zo­fii sztuk pięk­nych. Es­te­ty­ka uczy po­zna­wać nie­skoń­czo­ne­go du­cha w przy­mio­to­wo­ści pięk­na, a zmy­sło­wym wy­ra­zem tej przy­mio­to­wo­ści są sztu­ki pięk­ne. Pięk­no­znaw­stwa na­bie­ra się, albo przez samo wy­ko­ny­wa­nie sztu­ki, przez tak zwa­ne ar­ty­sto­stwo lub też lu­bow­nic­two (di­le­tan­tyzm); albo przez dłu­go i cią­gle zy­ski­wa­ną zna­jo­mość po­je­dyn­czych dzieł sztu­ki z róż­nych sty­lów, szkół i wie­ków. Znaw­stwo oce­nia więc war­tość dzie­ła sztu­ki, a daje kry­ty­kę utwo­ru; zwra­ca uwa­gę, na uchy­bie­nia, na nie­do­sko­na­ło­ści tak w po­my­śle, w kom­po­zy­cyi, jak i wy­ko­na­niu – a im wię­cej się za­sta­na­wia nad har­mo­nią for­my tre­ści, tem bar­dziej zbli­ża się do czy­sto es­te­tycz­ne­go oce­nie­nia dzie­ła. Wsze­la­ko taki znaw­ca może by­stro są­dzić roz­mia­ry ar­chi­tek­to­nicz­ne a do­kład­nie znać szko­ły ma­lar­skie; jed­nak nie bę­dzie w tem nic z Es­te­ty­ki, je­śli ów kry­tyk tyl­ko for­mę samą śle­dzi, sa­me­go tyl­ko wy­koń­cze­nia do­pa­tru­je, zaś po­mi­ja we­wnętrz­ne zna­cze­nie sztu­ki, któ­ra z du­cho­wo­ścią mi­strza, na­ro­du i wie­ku jest w związ­ku."

"Hi­sto­rya sztuk pięk­nych zo­sta­je tedy w ta­kim sto­sun­ku do Es­te­ty­ki, w ja­kim jest np. hi­sto­rya na­tu­ral­na do fi­zy­olo­gii. We­dle ze­wnętrz­nych po­znak, po­rząd­ku­je ona dzie­ła sztu­ki, klas­sy­fi­ku­je, ukła­da je we­dle wie­ków lub na­ro­dów – na­stęp­nie szy­ku­je we­dle pew­nych wy­dat­nych cha­rak­te­rów, zna­mion (sty­lów), któ­re szko­ła­mi na­zy­wa. Opi­sy też ar­cy­dzieł sztu­ki, ży­wo­ty ar­ty­stów, ko­le­je, tory, dro­gi, kie­run­ki, ja­kie­mi sztu­ki prze­cho­dzi­ły, na­le­żą do hi­sto­ryi, do dzie­jów sztuk pięk­nych – zaś ob­li­cze sztu­ki, tę myśl wie­ku­istą, któ­ra z nie­go przy­świe­ca, chwy­ta jako przed­miot swój, fi­lo­zo­fia sztuk pięk­nych."

"Co się roz­kła­du, po­dzia­łu, sztuk pięk­nych ty­czy, róż­nie sztu­ki pięk­ne, a ra­czej ich fi­lo­zo­fią, roz­kła­da­ją, roz­dzie­la­ją, ci co o tem my­ślą i pi­szą. Jed­ni bio­rą po­dział od ma­te­ry­ału, w ja­kim się sztu­ka przed­sta­wia, dzie­ląc sztu­ki na pla­stycz­ne i ide­al­ne. Do pierw­szych za­li­cza­ją bu­dow­nic­two, rzeź­bę i ma­lar­stwo; bo te wy­le­wa­ją myśl swo­ją w ma­te­ry­ał wy­dat­ny, na­ma­cal­ny. Do ide­al­nych bio­rą: mu­zy­kę, po­ezyą i wy­mo­wę; gdyż wąt­kiem ich, ma­te­ry­ałem, jest głos i ton. Tu myśl jest pa­nem ma­te­ry­ału, owła­da go w zu­peł­no­ści, a nie za­le­żąc od nie­go, ma go w ca­łej mocy woli swo­jej. Za­miast od ma­te­ry­ału, inni zro­bi­li taki sam po­dział sztuk pięk­nych, we­dle tego czy się w prze­strze­ni, czy w cza­sie ob­ja­wia­ją. La­men­na­is wy­wiódł po­dział z jed­no­ści bó­stwa. He­gel na­przód kła­dzie sztu­ki sym­bo­licz­ne, gdzie duch nie złą­czył jesz­cze my­śli swo­jej z ma­te­ry­ałem, ale do­pie­ro ja­ko­by za­wisł na nim – gdzie dzie­ło sztu­ki jest tyl­ko sym­bo­lem my­śli. Taki cha­rak­ter mia­ły sztu­ki u Egip­cy­an i u lu­dów wschod­nich. W dru­gim stop­niu roz­wo­ju du­cha mie­ści sztu­ki klas­sycz­ne, bę­dą­ce zu­peł­nem sto­cze­niem, oże­nie­niem, zla­niem się my­śli z ma­te­ry­ałem, naj­pięk­niej­szą har­mo­nią for­my i tre­ści, ide­ałem pięk­na urze­czy­wist­nio­nym. Ta­kie­mi były sztu­ki pięk­ne u Gre­ków. Na­resz­cie trze­ci i naj­wyż­szy szcze­bel, do któ­re­go się sztu­ki pięk­ne pod­nio­sły, zwie sztu­ka­mi ro­man­tycz­ne­mi. W sztu­kach klas­sycz­nych, w złą­cze­niu owej har­mo­nii, myśl uto­nę­ła w ma­te­ry­ale; zaś ro­man­tycz­na sztu­ka ją wy­wo­łu­je – myśl owła­da wte­dy ma­te­ry­ał, jest pa­nem ma­te­ry­ału, a du­cho­wość w dzie­łach sztu­ki prze­ma­ga. Chrze­ści­jań­stwo oraz wie­ki ry­cer­skie, przy­go­to­wa­ły ten cha­rak­ter."

"We­dług He­gla za­tem, każ­da po­je­dyn­cza sztu­ka prze­szła i roz­wi­nę­ła się w tych trzech sta­no­wi­skach: sym­bo­licz­no­ści, klas­sycz­no­ści i ro­man­tycz­no­ści. Ależ i sztu­ki same mię­dzy sobą, mają i wy­róż­nia­ją ten cha­rak­ter. Ar­chi­tek­tu­ra jest za­wsze sym­bo­licz­na, bo jest miesz­ka­niem du­cha – rzeź­ba jest klas­sycz­ną, bo jest har­mo­nią ma­te­ryi i du­cha – ma­lar­stwo, mu­zy­ka i po­ezya, są ro­man­tycz­ne, bo w nich prze­wa­ża du­cho­wość."

"Ato­li zro­zu­mial­szym po­dzia­łem wy­da­je się roz­dział sztuk mię­dzy sobą i roz­wo­ju ich w cza­sie. "

"Ar­chi­tek­tu­ra jest ob­sło­ną, sko­ru­pą, otu­le­niem, w któ­rem się myśl za­skle­pia, zkąd do­pie­ro ma wyjść po­stać czło­wie­ka. Rzeź­ba jest już wy­ro­bio­ną po­sta­cią czło­wie­ka, ale jesz­cze zim­ną. Ma­lar­stwo ogrze­wa tę po­stać bar­wą i na­da­je jej cie­pło a ży­cie. Po­są­gów oczy są bez źre­ni­cy, jak­by za­mu­ro­wa­ne okna. Du­sza nie prze­glą­da przez nie. W ob­ra­zie do­pie­ro duch pa­trzy z ob­li­cza i z oczu. W mu­zy­ce sztu­ka do uczuć się pod­no­si i wy­le­wa je to­nem i gło­sem. To pierw­szy nie­biań­ski od­zew pięk­na, wstę­pu­ją­ce­go w samo ży­cie. W po­ezyi sztu­ka już prze­ma­wia. Pru­szy my­śla­mi, niby ma­rze­nia­mi sen­ne­mi, rzu­ca wy­ra­zy niby kwia­ty won­ne – po­stać czło­wie­ka sta­je się wiesz­czą­cą. W wy­mo­wie sztu­ka owła­da sam ro­zum – do lu­dzi prze­ma­wia, prze­ko­ny­wa. Po­stać czło­wie­ka zstę­pu­jąc ze sfer ide­al­no­ści w pro­zę ży­cia, roz­grz­mie­wa tu po­tę­gą sło­wa, jak­by ostat­niem echem ide­ałów. "

"Ar­chi­tek­tu­ra jest jak­by kry­sta­li­zo­wa­niem się du­cha, rzeź­ba wro­bie­niem się jego w or­ga­nizm cia­ła, wła­ści­wie zor­ga­ni­zo­wa­niem się w po­stać cie­le­sną, – ma­lar­stwo krwią tego cia­ła, – mu­zy­ka ser­cem, – po­ezya wy­obraź­nią, – wy – mowa ro­zu­mem".ZNA­MIO­NA I CE­CHY STY­LÓW.

Ko­niecz­ność za­sło­nię­cia się przed bu­rzą, spie­ko­tą, zim­nem, a wo­gó­le przed wpły­wem zmien­ne­go po­wie­trza, wy­wo­ła­ła po­trze­bę schro­nie­nia, sza­ła­szu, na­mio­tu, bu­dow­li. To do­go­dze­nie po­trze­bie, cho­ciaż może do­sko­na­lić rze­mio­sło, nie two­rzy jed­nak sztu­ki; je­śli jej dzie­ło ma od­zwier­cia­dlać, wy­ra­żać w po­sta­ci, w kształ­cie, ży­cie du­cho­we. Złą­cze­nie do­pie­ro prak­tycz­ne­go celu z po­my­słem dą­żeń wyż­szych, z ide­ałem, ce­chu­je dzie­ło sztu­ki. Do wznie­sie­nia więc bu­dow­li z ich prze­zna­cze­niem wyż­szem nad ziem­skie po­trze­by ży­cia, po­bu­dzi­ły lu­dzi naj­pierw po­ję­cia i wy­obra­że­nia re­li­gij­ne, zro­dzo­ne w świe­cie nad­zmy­sło­wym, a skie­ro­wa­ne do wy­le­wu uczuć uwiel­bie­nia a wdzięcz­no­ści dla Stwór­cy. Oł­tarz i świą­ty­nia zbu­do­wa­ne dla bó­stwa, były pierw­szem dzie­łem sztu­ki, je­śli w nich wi­docz­ne choć­by ro­dzą­ce się, choć­by jesz­cze w pie­lu­chach nie­mow­lęc­twa spo­wi­te, po­czu­cie pięk­na.

Ce­chy sty­lu, tego ści­słe­go prze­pro­wa­dze­nia prze­wod­niej my­śli w ca­łej bu­dow­li, wy­ra­ża­ją się, miesz­czą i łą­czą, z re­li­gij­ne­mi wy­obra­że­nia­mi, z na­ro­do­we­mi wła­ści­wo­ścia­mi, z dą­że­nia­mi i zna­mio­na­mi wie­ków, z oby­cza­ja­mi, kli­ma­tem, oraz z ma­te­ry­ałem czy­li z wąt­kiem, co wszyst­ko wpły­wa prze­waż­nie na wy­two­rze­nie się od­ręb­no­ści, sty­lu. "Wy­pły­wa ztąd, że sty­le są wier­nym ob­ra­zem stop­nia kul­tu­ry i mo­ral­ne­go sta­no­wi­ska na­ro­dów, w da­nym cza­sie – tem wy­bit­niej w bu­dow­nic­twie, gdy ar­chi­tekt nie może tak wy­raź­nie jak pla­styk lub ma­larz, od­sło­nić, uwy­dat­nić oso­bi­sto­ści swo­jej, bę­dąc ra­czej przed­sta­wi­cie­lem pa­nu­ją­cych idei, któ­re mu kie­ru­nek nada­ły. Dla­te­go nie­ma wy­na­laz­ców sty­lów bu­dow­ni­czych, bo je wy­twa­rza­ją okre­sy, wie­ki, epo­ki, sta­ny kul­tu­ry lu­dów róż­nych.

Za­byt­kom po­zo­sta­łym po pier­wot­nych miesz­kań­cach świa­ta, tym któ­rzy z nie­obro­bio­nych gła­zów wzno­si­li oł­ta­rze i po­mni­ki (Men­hi­ry, Do­lme­ny, itd.), nie przy­zna­my za­słu­gi wy­two­rze­nia sty­lów; gdyż mieć je mogą tyl­ko na­ro­dy sta­le osia­dłe, po­sia­da­ją­ce wy­ro­bio­ne już po­ję­cia re­li­gij­ne i za­sa­dy spo­łecz­ne, ludy roz­wi­nię­te i doj­rza­łe.

Dzie­lą sty­le we­dle re­li­gij i okre­sów kul­tu­ry, na gru­py sty­lów przed­chrze­ściań­skich, chrze­ściań­skich i ma­cho­me­tań­skich. To po­dział naj­ogól­niej­szy. Przed­chrze­ściań­skie roz­dzie­la­ją się znów, na: egip­ski, in­dyj­ski, za­chod­nio­asy­atyc­ki (as­sy­ryj­ski, fe­nic­ki, ży­dow­ski, per­ski), chiń­ski; wresz­cie na sty­le klas­sycz­ne (grec­ki, etru­ski, rzym­ski). Chrze­ściań­skie na rzym­sko-sta­ry chrze­ściań­ski, bi­zan­tyń­ski (wła­ści­wy cer­kwi), ro­mań­ski (pa­nu­ją­cy w po­cząt­kach wie­ków śred­nich), ostro­łu­ko­wy (złą­czo­ny z roz­kwi­tem i upad­kiem wie­ków śred­nich), wresz­cie re­ne­sans (od­ra­dza­ją­cy kla­sy­cyzm) i jego prze­ro­dze­nie się, prze­kwit, schy­łek, w ro­ko­ko a bar­ro­ko.

Or­na­men­ty­ka, zdo­bie­nie, przy­strój, po­zo­sta­je w naj­ści­ślej­szym związ­ku ze sty­lem bu­dow­ni­czym; po­nie­waż styl po­le­ga na pra­wi­dło­wem ze­sta­wie­niu i wy­koń­cze­niu wszyst­kich czę­ści bu­dow­li. Każ­dy więc styl, wy­ma­ga wła­ści­we­go so­bie zdo­bie­nia. Są or­na­men­ta (jak ko­li­ste, krę­te, krzy­żo­we itp.) wspól­ne wszyst­kim sty­lom i na­ro­dom; prze­cież i te w mia­rę roz­wo­ju bu­dow­nic­twa, tem wy­bit­niej­szych, wła­ści­wych lu­dom i cza­som na­bie­ra­ją kształ­tów, wy­róż­nia­jąc się ja­sno a do­kład­nie od­ręb­no­ścią wła­ści­wą każ­de­mu sty­lo­wi, któ­ry za­rów­no bę­dzie wi­docz­ny w bu­dow­li jak i w ma­leń­kim wy­ro­bie złot­ni­ka ar­ty­sty.EGIPT.

W gru­pie przed­chrze­ściań­skich sty­lów bu­dow­ni­czych, egip­ski otwie­ra dzie­je sztuk pięk­nych, pro­wa­dząc nas na brze­gi Nilu, któ­re­go wy­le­wom za­wdzię­cza ten kraj swo­je za­lud­nie­nie. Tam wszyst­ko było trwa­łe jak pi­ra­mi­dy, za­kon­ser­wo­wa­ne niby ty­siąc­let­nia mu­mi­ja. Tra­dy­cye utrzy­my­wa­ły na­ród w nie­ja­kiem za­ima­niu, jak­by w ska­mie­nie­niu. Re­li­gia mniej dla ży­cia, a wię­cej dla śmier­ci, gro­bu i za­świa­tów, wko­rze­nio­na w spo­łe­czeń­stwo pa­no­wa­niem ka­sty ka­pła­nów. Dzie­je Egip­tu się­ga­ją naj­od­le­glej­szych cza­sów, oka­zu­jąc nad Ni­lem za­byt­ki po­wsta­łe już na trzy ty­sią­ce lat przed Chry­stu­sem. Mem­fls było pierw­szą sto­li­cą tego daw­ne­go pań­stwa. Oko­ło 2000 roku przed Chry­stu­sem, obce na­ro­dy ko­czow­ni­cze (praw­do­po­dob­nie ple­mio­na arab­skie) zaj­mu­ją nad­ni­lo­we zie­mie – ich kró­lów Hyk­sos (pa­ste­rzy) wy­pę­dza­ją Fa­ra­ono­wie, kwit­nąc głów­nie za Ra­ma­ze­sa II. (Se­zo­stry­sa), aż do r. 670, gdy Per­so­wie pod Kam­by­ze­se­in zdo­by­li Egipt. Po tych Gre­cy (r. 332), wresz­cie Rzy­mia­nie (30 r.) tam rzą­dzi­li.

Wspo­mnieć wy­pa­da o po­zo­sta­ło­ści po­tem od­wiecz­nem pań­stwie, jak o pi­ra­mi­dach w Mem­fis, o gro­bach skal­nych w śred­nim Egip­cie, i o świą­tyń ru­inach wraz z za­byt­ka­mi w Te­bach, po­cho­dzą­ce­mi z cza­sów, któ­re nas pra­wie o 5000 lat po­prze­dzi­ły.

Pi­ra­mi­dy uwa­ża­ją za ol­brzy­mie gro­by kró­lów, je­śli (jak to ich na­zwa i pło­mien­ny kształt wska­zu­je), nie były sta­wia­ne ku czci Amon-Rha boga słoń­ca. Jest ich oko­ło 40. Naj­więk­sza kró­la Chu­fu. Dłu­gość gła­zów znie­sio­nych na tę ol­brzy­mią bu­dow­lę, wyż­szą od naj­wyż­szych wież ko­ścio­łów Eu­ro­py, li­czą na 20 do 30 stóp. Tu miej­sce na­po­mknąć o Sfink­sach.

W ska­łach w oko­li­cy Mem­fis są znów gro­by skle­pio­ne, któ­rych wi­ze­run­ki i szcze­gó­ło­wy opis naj­le­piej po­dał E. Fey­de­au w swo­jem dzie­le Hi­sto­ire des Usa­ges fu­ne­bres.

Na zwa­li­skach Teb w Kar­na­ku, Lu­xo­rze itd., ist­nie­ją po­mni­ki egip­skie z bliż­szych nam cza­sów. Do tych wspa­nia­łych świą­tyń pro­wa­dzi­ła bra­ma zwa­na Py­lon, któ­rą się wcho­dzi­ło na po­dwó­rze oto­czo­ne ko­lum­na­dą. Ów Py­lon wła­ści­wy egip­skie­mu bu­dow­nic­twu, przed­sta­wia drze­wo­ryt.

Przyj­dzie nam jesz­cze, mó­wiąc szcze­gó­ło­wiej o za­byt­kach egip­skich, roz­pa­trzyć się w tych cha­rak­te­ry­stycz­nych bu­dow­lach, wte­dy gdy to na­sze opo­wia­da­nie (te­raz tyl­ko ma­ją­ce na celu ogól­ne scha­rak­te­ry­zo­wa­nie sty­lów), roz­wi­nie­my w po­gląd ob­szer­niej­szy. Do­da­my więc tyl­ko, że przed Py­lo­na­mi sta­ły po­są­gi i obe­li­ski, zwy­kle z jed­no­li­te­go gła­zu rze­za­ne (Mo­no­li­ty); a pły­ty ka­mien­ne na­kry­wa­ły ko­lum­na­dy. Gło­wi­ce słu­pów po­dob­ne były już­to do pęcz­ku z trzci­ny, prze­pa­sa­ne­go, prze­wią­za­ne­go, już­to do roz­wi­nię­te­go lub zwar­te­go kwia­tu wod­nej ro­śli­ny, niby li­lii, zwa­nej lo­tos. Wza­jem­ny do sie­bie sto­su­nek czę­ści ko­lum­ny, nie zda­je się ule­gać w Egip­cie pew­nym, ści­śle ozna­czo­nym wa­run­kom.

Ze­wnętrz­nie przed­sta­wia­ją się tam bu­dow­le jako uko­śne, co­raz mniej­sze przy­sta­wy, któ­rych zwy­kle kil­ka two­rzy ca­łość. Po­są­gi sta­wia­no sa­mot­nie, albo przy dro­gach wio­dą­cych do świą­tyń.

Zim­ny, ro­zu­mo­wy kie­ru­nek Egip­cy­an nie wpły­wał na roz­wój or­na­men­ta­cyi w ich bu­dow­nic­twie. Wszyst­ko tam mu­sia­ło mieć zna­cze­nie. Więc ozdo­bą były tyl­ko pła­sko­rzeź­by i hie­ro­gli­ficz­ne na­pi­sy. Rzeź­ba rzad­ko wy­stę­pu­je wy­so­ko z tła swo­je­go; naj­czę­ściej ry­su­je się za­le­d­wie, nie wy­sta­jąc z płasz­czy­zny ścian. Ob­ra­zy te przed­sta­wia­ją: ofia­ry, bi­twy, dzie­jo­we sce­ny, rze­mieśl­ni­cze, rol­ni­cze i do­mo­we za­ję­cia. Bó­stwa mie­wa­ją gło­wy uświę­co­nych zwie­rząt. Fi­gu­ry są przed­sta­wia­ne w pro­fi­lu tyl­ko – gło­wy i nogi na bok skie­ro­wa­ne. Skró­ceń i per­spek­ty­wy nie zna­li egip­scy rzeź­bia­rze – czę­sto całe rzę­dy, całe sze­re­gi po­sta­ci, usta­wio­ne są jed­na za dru­gą, jak­by po­za­su­wa­ne za sobą. Mimo sztyw­no­ści, wie­le w tych fi­gu­rach po­wa­gi i ży­cia.

Sztu­ka.

Pła­sko­rzeź­by i słu­py zwy­kle ja­skra­wo ma­lo­wa­ne. Cie­nio­wa­nia nie­zna­li egip­scy ma­la­rze.

Do zdo­bie­nia na­le­ży wspo­mnia­ne pi­smo ob­ra­zo­we, świę­te, hie­ro­gli­fy ze­sta­wio­ne z wy­obra­żeń zwie­rząt, ro­ślin, przed­mio­tów, tak­że z kó­łek, pro­sto­ką­tów i po­dob­nych fi­gur, przed­sta­wia­ją­cych już­to po­ję­cia, już­to po­cząt­ko­we gło­ski wy­ra­zów. Na­pi­sy zna­le­zio­ne z umiesz­czo­nym obok grec­kim prze­kła­dem ich zna­cze­nia, usta­li­ły czy­ta­nie hie­ro­gli­fów.

Tak ze­sta­wio­ne świą­ty­nie z uko­śnie przy­pie­ra­ją­cych do sie­bie ich czę­ści, zbu­do­wa­ne cał­kiem z ka­mie­nia, ol­brzy­mie­mi roz­mia­ra­mi im­po­nu­ją, wy­wo­łu­jąc ra­czej po­dziw, za­miast mi­łe­go uczu­cia, któ­re się ro­dzi tam, gdzie duch swo­bod­ny nie krę­po­wa­ny two­rzy dzie­ła sztu­ki.

Po­nie­waż Egip­cy­anie za­cho­wy­wa­li kon­ser­wa­tyw­nie swój po­rzą­dek i ustrój spo­łecz­ny przez dłu­gie wie­ki, więc i styl ich bu­dow­ni­czy wię­cej niż przez lat 1000 nie zmie­niał się wca­le, a schy­lił się ku upad­ko­wi i za­marł do­pie­ro wte­dy, gdy w VII wie­ku po Chry­stu­sie Sa­ra­ce­ni Egipt zdo­by­li.HIN­DUS.

I tu re­li­gia wraz z cha­rak­te­rem na­ro­do­wym wy­pięt­no­wa­ły się w sztu­ce. Bo­gac­two bar­wy kwia­tów ziem tam­tych, a za­dzi­wia­ją­ca buj­ność ro­ślin­ne­go świa­ta, zro­dzi­ły, a przy­najm­niej wy­pie­lę­gno­wa­ły swa­wol­ną fan­ta­zyą, nad­miar, prze­sa­dę w ozdo­bie, roz­rzut­ność w or­na­men­tach.

Co się re­li­gii ty­czy, Brah­ma­izm i Bu­dha­izm, roz­to­czy­ły idee i wpły­wy swo­je, na to co się… w bu­dow­nic­twie, rzeź­bie i ma­lar­stwie do wy­so­ko­ści sztu­ki wy­bić tam chcia­ło. Brah­nię poj­mo­wa­no du­cho­wo jako naj­wyż­szą isto­tę; zaś po­cho­dzą­cych od nie­go Szi­wę i Wisz­nu wy­obra­ża­no w po­twor­nych kształ­tach. Szi­wy sym­bo­lem był ogień. Wisz­nu woda. Bud – ha­izm bę­dą­cy jak­by udu­cho­wio­nym Brah­ma­izmem, po­wstał oko­ło r. 550 przed Chry­stu­sem. Tre­ścią tej na­uki jest uspo­ko­je­nie, uko­ły­sa­nie, uśpie­nie cie­le­sno­ści, a oswo­bo­dze­nie du­cha z ziem­skich żądz. Obie wia­ry mia­ły za pod­sta­wę pan­te­izm.

Do tych słów kil­ku o kie­run­ku re­li­gij­nym, któ­ry wpły­wał u In­dy­an prze­waż­nie na sztu­kę, do­daj­my, że tam spo­ty­ka­my się z ja­ski­nio­we­mi świą­ty­nia­mi, wy­ku­te­ini w gó­rach i ska­łach, oraz z try­um­fal­ne­mi niby bra­ma­mi, da­go­pa­mi, to­pa­mi i pa­go­da­mi. Świą­ty­nie owe, jak brah­mań­ska w El­lo­rze, zwa­ne Czaj­tia, wy­cio­sa­ne w ska­łach, mają po kil­ka pię­ter, zaj­mu­jąc czwo­ro­bocz­ne prze­strze­nie – dwa rzę­dy cięż­kich słu­pów na­der zdob­nych, dzie­lą je zwy­kle na trzy nawy, z któ­rych środ­ko­wa naj­wyż­sza. Pu­łap pła­ski, albo pod­nio­śle skle­pio­ny – środ­ko­wą część bu­dow­li za­koń­cza pół­okrą­gła ni­sza, oko­ło któ­rej obie­ga niż­szy pła­sko­kry­ty kruż­ga­nek – w niej sta­wia­ją re­li­kwie. Świą­ty­nie te, szcze­gól­nie brah­maj­skie, prze­peł­nio­ne po­sta­cia­mi zwie­rząt, lwów, sło­niów, a mnó­stwem ozdób w roz­bu­ja­łej fan­ta­zyi wy­lę­głych, zro­dzo­nych pod wpły­wem wy­zna­nia re­li­gij­ne­go i ro­ślin­no­ści bo­ga­tej. Z ko­ścio­ła­mi łą­czą się tam ni­skie za­bu­do­wa­nia pła­sko kry­te, ko­ry­ta­rze, ga­le­rye, scho­dy, zaj­mo­wa­ne przez ka­pła­nów, ofiar­ni­ków, po­kut­ni­ków i słu­gi oł­ta­rza. Wej­ścia or­na­men­to­wa­ne zbyt­kow­nie. Wo­gó­le brah­maj­skie świą­ty­nie zdo­bio­ne bo­ga­ciej niż Bu­dha­istów. Słu­py są w nich czwo­ro – lub ośmio­gran­ne, na po­sa­dach czwo­ro­bocz­nych, żłob­ko­wa­ne, z na­głów­ka­mi kształ­tu przy­płasz­czo­nej kuli; lub ze­sta­wio­ne­mi z głów sło­niów, lwów, albo in­nych zwie­rząt. Słu­py te gru­be nad mia­rę, zwy­kle wy­pu­kłe w swo­jej wyż­szej czę­ści, a na moc­nych pod­sta­wach, wy­si­la­ją się, aby udźwi­gnąć cię­żar pu­ła­pu, bu­dząc w pa­trzą­cym uczu­cie po­dob­ne do tej lę­kli­wo­ści i oba­wy, jaka je wzno­si­ła. Kształ­ty w słu­pach owych są roz­ma­ite, do­wol­ne, bez ko­niecz­ne­go związ­ku, lub sta­łe­go pra­wi­dła, któ­re­by rzą­dzi­ło ze­sta­wie­niem czę­ści w har­mo­nij­ną ca­łość. Są, co upa­tru­ją po­do­bień­stwo mię­dzy taką ko­lum­ną in­dyj­skiej ja­ski­nio­wej świą­ty­ni, a słu­pem spo­ty­ka­nym u nas w drew­nia­nych wiej­skich bu­dow­lach.

Naj­zna­ko­mit­sze świą­ty­nie, ol­brzy­mich roz­mia­rów, są w pół­noc­no-za­chod­niej gó­rzy­stej oko­li­cy De­ka­nu, na wy­spie Ele­fan­cie i Sal­se­cie, w głę­bi kra­ju w Kar­li, Mar, Ajun­cie, a szcze­gól­nie bo­ga­to zdo­bio­ne w El­lo­rze.

Sta­ro­in­dyj­skie słu­py, wzno­szo­ne na pa­miąt­kę od­nie­sio­nych zwy­cięztw, by­wa­ją wyż­sze na­wet nad 40 stóp; na ich na­głów­ku (ka­pi­te­lu) roz­wi­tym ja­ko­by kwiat lo­tu­su, sa­dza­no lwa (sym­bol Bu­dhy).

Da­go­py, topy, stu­py, są to bu­dow­le w kształ­cie ko­pu­la­stych ni­skich ka­plic, lub mo­gił z ka­mie­nia wzno­szo­nych. Top w San­chi, do któ­re­go pro­wa­dzi bra­ma pra­wie z rzeź­bio­nych sło­niów zbu­do­wa­na, wi­dzia­ny na ry­sun­ku w do­pie­ro za­cy­to­wa­nem dzie­le A. Fey­de­au, robi wra­że­nie, ja­ko­by się pa­trza­ło na sło­wiań­ską mo­gi­łę. W owych stu­pach czę­sto na­wet z na­sze­mi słu­pa­mi przy­droż­ne­mi, z fi­gu­ra­mi, z ka­plicz­ka­mi, zo­sta­ją­cych w związ­ku, cho­wa­no re­li­kwie (czy­taj O Tra­dy­cy­ach na­rod. Łep­kow­skie­go, Kra­ków 1861 str. 26 i i.). Pa­go­da­mi zo­wią świą­ty­nie, z wie­lu ko­ścioł­ków, po­dwó­rzów, por­ty­ków itd. ze­sta­wio­ne, wła­ści­we miej­sca od­pu­sto­we, z ol­brzy­mie­mi wio­dą­ce­mi do nich bra­ma­mi. Sto­ją te świą­ty­nie pię­trząc się, jak­by pi­ra­mi­dy z ustę­pa­mi stop­niów.

Za­mknie­my tę krót­ką wzmian­kę o bu­dow­lach in­dyj­skich, stresz­cza­jąc: że ich cha­rak­te­rem jest swa­wo­la w or­na­men­ta­cyi, zby­tek w ozdo­bach, a co głów­na, brak pra­wi­deł i ładu – to strą­ca styl in­dyj­ski na niż­sze stop­nie roz­wo­ju osią­gnię­te­go w róż­nych ro­dza­jach bu­dow­nic­twa.ZA­CHOD­NIA AZYA.

Z owych ol­brzy­mich bu­dow­li Ba­by­lo­nu, z świą­tyń i ogro­dów wy­sła­wia­nych przez sta­ro­żyt­nych pi­sa­rzy, po­zo­sta­ły tyl­ko pa­gór­ki, wzgó­rza nad Eu­fra­tem, z gru­zów usy­pa­ne. O kształ­tach więc bu­dow­li As­sy­ryj­czy­ków, za­le­d­wie z do­my­słów są­dzić moż­na; prze­cież z tych stu­dy­ów i od­kryć, ja­kie od r. 1840 po­czy­ni­li szcze­gól­nie ba­da­cze: kon­sul fran­cu­ski Bot­ta i An­glik Au­gu­styn Hen­ryk Lay­ard, któ­rzy roz­ko­pa­li zwa­li­ska w oko­li­cach Khor­sa­ba­du, Nim­ru­du i Ku­jund­szy­ku, zna­la­zł­szy w nich szcząt­ki daw­nej Ni­ni­wy i ru­iny pa­ła­ców tego mia­sta, z tych ba­dań hi­sto­rya zy­ska­ła po­ję­cie o sztu­kach pięk­nych w As­sy­ryi.

Bu­dow­le wzno­szo­no tam z ce­gły, naj­czę­ściej nie wy­pa­la­nej, a spa­ja­nej za­miast wap­na ro­dza­jem smo­łow­ca – ze­wnątrz wy­kła­da­no je ala­ba­strem, któ­ry zdo­bią pła­sko­rzeź­by, a okry­wa pi­smo ćwie­ko­wem zwa­ne – we­wnątrz ścia­ny tak­że pły­ta­mi ka­mien­ne­mi odzia­ne. Pod ma­lo­wa­nia da­wa­no zwy­kle grunt gip­so­wy.

Pa­ła­ce te im­po­nu­ją ra­czej dłu­go­ścią, niż sze­ro­ko­ścią. Okien nie zna­le­zio­no śla­dów. Świa­tło wpa­da­ło do izb ga­le­ry­ami otwar­te­mi, obie­ga­ją­ce­mi górą bu­dow­le. Słu­py były drew­nia­ne jako i stro­py – ka­mien­nych przy­najm­niej nie zna­le­zio­no do­tąd. Od­kry­to szcząt­ki ma­łych skle­pień i łu­ków. Po obu stro­nach wcho­du sto­ją ol­brzy­mie skrzy­dla­te lwy i woły z ludz­kie­mi gło­wa­mi, wy­ku­te z gła­zów, tak że ich przo­dy wy­sta­ją jako cał­ko­wi­te rzeź­by, gdy resz­ta tu­ło­wiów zwy­kle w pła­sko­rzeź­bie wy­rze­za­na. Po­two­ry te mie­wa­ją po pięć nóg, ze­sta­wio­nych w spo­sób iż za­wsze czte­ry wi­dzi pa­trzą­cy na nie.

Rzeź­ba as­sy­ryj­ska ma­lu­je nam do­sad­nie cha­rak­ter ludu, po któ­rym na świa­dec­two zo­sta­ła. Spo­ty­ka­my się tam z wy – mow­ne­mi po­sta­cia­mi skrzy­dla­tych ge­niu­szów, z my­tycz­ne­mi i al­le­go­rycz­ne­mi fi­gu­ra­mi, wy­ku­te­mi na ogrom­nych prze­strze­niach, gdy z jed­ne­go tyl­ko pa­ła­cu ze­bra­no rzeźb tyle, że two­rzą pas dłu­gi 10, 000 stóp, a za­tem pra­wie 2 miłe an­giel­skie. Mnó­stwo owych rzeźb zdo­bi mu­zea pa­ry­skie i lon­dyń­skie, gdzie sztu­ka As­sy­ryj­czy­ków zy­ska­ła dla sie­bie sto­li­ce nowe; tłu­ma­cząc ich ży­cie, ob­rzę­dy re­li­gij­ne, bi­twy, try­um­fal­ne po­cho­dy i szcze­gó­ły za­jęć do­mo­wych; co wszyst­ko wy­ra­żo­ne w dro­bia­zgo­wo wy­koń­czo­nych pła­sko­rzeź­bach, a oto­czo­ne bo­gac­twem ozdób roz­sy­pa­nych ze zbyt­kiem i prze­py­chem. Or­na­men­ty­ka owa świad­czy o wy­kształ­co­nym sma­ku i de­li­kat­nem uczu­ciu. Skła­da się z ozdób kształ­tów lo­tu­su i po­krew­nych mu li­lij, z dło­nia­tek (pal­met­te), ró­ży­czek (ro­sa­ce), tak­że z wzo­rów jak­by ko­bier­co­wych, a ze zwo­jów wstęg.

Za­byt­ki te po­cho­dzą praw­do­po­dob­nie z cza­su mię­dzy 7 a 10 stó­le­ciem przed Chry­stu­sem, za­wsze z przed zbu­rze­nia Ni­ni­wy, co na­stą­pi­ło 625 roku.

Głów­nem zna­mie­niem as­sy­ryj­skich i ogól­nie mó­wiąc wszyst­kich po­mni­ków sztu­ki od­kry­tych w za­chod­niej Azyi, jest prze­pych po­łą­czo­ny ze zbyt­kiem, zna­mio­nu­ją­cy się w ogro­mie bu­dow­li, a w bo­gac­twie ich ozdób. Wi­docz­ne za­mi­ło­wa­nie w ślną­cem i barw­nem, w pstrem, a błysz­czą­cem. Taki cha­rak­ter ma tam ma­lo­wa­nie. Me­tal wcho­dzi tak­że jako or­na­ment. Nie inne wra­że­nie spra­wia­ły za­pew­ne ozdo­by bu­dow­li fe­nic­kich i ży­dow­skich. Ścia­ny świą­ty­ni je­ro­zo­lim­skiej, wznie­sio­nej pier­wot­nie na dzie­sięć wie­ków przed na­ro­dze­niem Chry­stu­sa, a po oba­le­niu jej przez Ne­bu­kad­ne­za­ra zno­wu od­bu­do­wa­nej, błysz­cza­ły zło­tem, dro­gie­mi ka­mie­nia­mi, ja­skra­wo­ścią ko­bier­ców, a roz­ma­ito­ścią wzo­rzy­stą wy­kła­dów z ce­dru i in­ne­go drze­wa.

Po Per­sach zo­sta­ły pa­ła­ce i gro­by kró­lów. Te ostat­nie wy­ku­te w ska­łach, lub jak mo­nu­ment mia­ny za grób Cy­ru­sa, w kształ­cie ka­pli­cy wznie­sio­ne z cio­sów, na pod­sta­wie wie­lu stop­ni.

Czci­li Or­muz­da boga świa­tła i do­bre­go, pa­ląc mu ognie (prze­ciw­sta­wie­niem Or­muz­da był Ary­man) – nie mie­li zda­je się świą­tyń i bał­wa­nów.

Szcząt­ki pa­ła­cu w Per­se­po­lis są ru­iną naj­zna­ko­mit­szej per­skiej bu­dow­li. Wzno­si się tu owo miesz­ka­nie na te­ras­sach złą­czo­nych z sobą wspa­nia­łe­mi scho­da­mi; a mnó­stwo pła­sko­rzeźb zdo­bi­ło ich wnę­trza, przed­sta­wia­jąc wal­ki ze zwie­rzę­ta­mi, ob­ja­śnio­ne na­pi­sa­mi. Od­kry­to też roz­wa­li­ny pa­ła­cu w Suza. Słu­py w per­skich bu­dow­lach są smu­kłe, na ob­szer­nych pod­sta­wach, wzdłuż żłob­ko­wa­ne z na­głów­ka­mi ze­sta­wio­ne­mi zwy­kle z dwóch, gło­wa­mi od sie­bie usia­dłych koni lub wo­łów; tak, że po­mię­dzy ich szy­ja­mi było bru­so­wa­nie (Ge­bälk, tra­be­atio, en­ta­ble­ment) z drze­wa. Mó­wiąc ogól­nie, bu­do­wy per­skie, któ­re­by­śmy te­ra­so­we­mi na­zwać mo­gli, oka­zu­ją wiel­kie po­wi­no­wac­two z as­sy­ryj­skie­mi; skład prze­cież słu­pa, jest wła­ści­wo­ścią per­ską.

Chiń­czy­cy, ów na­ród sil­nie zor­ga­ni­zo­wa­ny, a sto­ją­cy w od­osob­nie­niu, gdy się do­bro­wol­nie z ro­dzi­ny in­nych lu­dów wy­łą­czy­li, spo­czy­wa­ją (jak mówi Sie­mień­ski Prze­gląd lit… po­wsz.) drze­miąc mię­dzy Hin­do­sta­nem a Sy­bi­rem, Per­syą a Ja­po­nią, niby ol­brzy­mi żółw wy­rzu­co­ny na ląd z prze­pa­ści oce­ano­wych. Lud to prak­tycz­ny, szu­ka­ją­cy po­żyt­ku, bu­du­ją­cy ka­na­ły, mo­sty, mury ochron­ne przed na­pa­da­mi Mon­go­łów. Sztu­ka prze­nio­sła się tam z In­dyj, wraz z na­uką Bu­dhy, któ­ra mimo za­sad Kon­fu­cy­uszo­wych prze­kształ­ci­ła się w wie­rze­nie do wła­ści­wo­ści na­ro­du tego sto­sow­ne. Świą­ty­nie chiń­skie są małe, cia­sne, oto­czo­ne rzę­da­mi słu­pów, a na­kry­te da­cha­mi odzia­ne­mi ślną­cą się da­chów­ką. Wie­że wzno­szą­ce się pię­tro­wo, z dasz­ka­mi za­krzy­wio­ne­mi ku gó­rze, a osła­nia­ją­ce­mi każ­de stop­nio­we pod­no­sze­nie się bu­dow­li ta­kiej, mia­ły ścia­ny wy­kła­da­ne pły­ta­mi z por­ce­la­ny róż­no­barw­nej; z ma­te­ry­ału, któ­ry obok la­kie­ro­wa­ne­go ja­skra­wo drze­wa róż­nych ro­dza­jów, przy­czy­nił się do nada­nia bu­dow­nic­twu Chiń­czy­ków wła­ści­wych mu zna­mion. Sły­nie wie­ża z por­ce­la­ny, po­sta­wio­na w Nan­ki­nie oko­ło r. 1420, zbu­rzo­na nie­daw­no.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: