- promocja
- W empik go
Sztuka życia według stoików - ebook
Sztuka życia według stoików - ebook
Jak nie zagubić się we współczesnym, chaotycznym i pełnym pokus świecie? Jak w pełni efektywnie wykorzystać swe życie? Jak nie marnować czasu, nie dać się zaskoczyć nieszczęściu czy uniezależnić nasze samopoczucie od tego, na co i tak nie mamy wpływu? Odpowiedzi na te i podobne pytania znajdziemy w „Sztuce życia według stoików” Piotra Stankiewicza. Za jej pośrednictwem autor dostarcza czytelnikowi szereg wypracowanych przez Senekę, Epikteta oraz Marka Aureliusza recept, które pomogą nauczyć się „sztuki dobrego życia” i wskażą jak zostać nowoczesnymi stoikami. Dzięki zestawieniu starożytnych cytatów ze współczesnymi realiami, licznym przykładom wziętym z życia i położeniu nacisku na praktyczny aspekt stoicyzmu, niniejsza książka jest nie tylko ciekawą lekcją dotyczącą tej szkoły filozofii, ale też podręcznikiem konkretnego, realnego sposobu myślenia.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7881-336-1 |
Rozmiar pliku: | 614 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poprzednicy nasi wynaleźli już lekarstwa na niedomagtania duchowe.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, LXIV.8)
Nawet jeżeli nie dajesz wiary mym słowom, spróbuj przynajmniej.
(Epiktet, Diatryby, IV.1)
Książka, którą trzymasz w ręku, stawia sobie prosty i ambitny cel: nauczyć Cię, jak żyć szczęśliwie. Recepta w niej przedstawiona nie jest moim własnym pomysłem – jest to recepta stoicka, a mój wkład ogranicza się do jej systematycznego i dokładnego opisania.
Co to właściwie jest stoicyzm? Jest to pewien sposób życia, wymyślony dwa tysiące trzysta lat temu w Grecji. Jest on – po pierwsze – dostępny dla każdego: każdy może zostać stoikiem i każdy może stać się dzięki temu szczęśliwy. Nie ma tu żadnych ograniczeń, nieważny jest wiek, płeć, orientacja, rasa, narodowość, inteligencja, wykształcenie, światopogląd czy poczucie humoru. Po drugie, stoicki sposób życia sprawi, że będziemy szczęśliwi w każdej sytuacji i w każdych możliwych okolicznościach. Jest to recepta uniwersalna: sprawdzi się zawsze i pomoże na wszystko. Po trzecie, jest to recepta prosta: łatwo jest się nauczyć stoicyzmu, łatwo jest żyć po stoicku i łatwo jest być dzięki niemu szczęśliwym.
Niniejsza książka jest prezentacją tego stoickiego sposobu życia. Jest jego praktycznym i pozytywnym podręcznikiem. Nie ma tu żadnych ogólnikowych wywodów ani nieuchwytnych abstrakcji – bo stoicyzm jest praktyką i konkretnym działaniem. Nie ma tu fachowego słownictwa i nieprzystępnych pojęć – bo stoicyzm jest prosty i zrozumiały, nie ma on nic wspólnego ze słownym hokus-pokus i terminologiczną plątaniną.
Układ książki jest następujący: w 28 kolejnych rozdziałach przedstawiam 28 technik, ćwiczeń, tudzież metod stoickich. Stanowią one narzędzia, dzięki którym możemy sięgnąć po szczęście, a w razie potrzeby rozgonić nasze kłopoty. Każda z nich jest możliwie jasno i precyzyjnie zdefiniowana, każda jest też zilustrowana zaczerpniętymi z życia przykładami. Każdy rozdział rozpoczyna „pigułka”, która przedstawia w skrócie jego treść, a po niej przywołuję kilka lub kilkanaście fragmentów z dzieł starożytnych stoików i każdy z nich opatruję szczegółowym komentarzem.
Struktura ta obmyślona jest tak, by spełnić kilka celów. Po pierwsze, daje ona szeroki wybór stoickich metod. Każdemu co innego może przypaść do gustu i każdy ma szansę wybrać dla siebie coś, co będzie mu odpowiadało. Nie przedstawiam tu jednej i jedynie słusznej drogi do stoicyzmu: dróg jest wiele i można wśród nich wybierać wedle woli. Po drugie, jak pisał Seneka: „jeśli ktoś sądzi, że każdy z tych leków z osobna jest nie dość skuteczny to jednak kiedy je razem ze sobą połączy, przyzna, że zawierają bardzo wielką skuteczność działania”¹. Po trzecie, można tę książkę czytać na kilka sposobów. Można ją czytać po kolei i traktować jako całościowy, spójny wykład stoicyzmu albo też korzystać z niej wyrywkowo i w potrzebie: stąd wyróżnione miejsce cytatów z tekstów klasycznych, stąd pigułki. Są to jakby koła ratunkowe, po które można sięgnąć, by w dowolnej chwili odświeżyć sobie założenia stoicyzmu. Można też czytać rozdziały w takiej kolejności, jaka komu pasuje, można również pozwolić sobie na pewną dowolność wewnątrz każdego rozdziału (choć każdy z nich jest logiczną całością). Można zacząć od spojrzenia na same pigułki, można też stworzyć własną metodę czytania. Stoicyzm jest propozycją dla Ciebie, Czytelniku, i niczego Ci nie narzuca siłą.
Na koniec kilka uwag osobistych. Napisałem tę książkę w duchu zasady, że uczyć innych to najlepsza droga, by nauczyć samego siebie. Z ręką na sercu mogę zaświadczyć, że właśnie dzięki niej stałem się odrobinę lepszym stoikiem. Jeżeli Tobie, Czytelniku, przysłuży się ona w ten sam sposób – będę tylko szczęśliwszy. Jeśli cokolwiek wyda Ci się niejasne bądź niezrozumiałe – jest to jedynie moja wina, nie stoików. A jeśli popadniesz w zwątpienie – pamiętaj, że nie Ty pierwszy. Stoicyzm nie jest przeznaczony dla tych, którzy nie upadli na duchu, ale dla tych, którzy chcą się podnieść. Ta książka nie jest dla tych, którzy nie mają sobie i swojemu życiu nic do zarzucenia, ale dla tych, którzy chcą siebie i swoje życie poprawić. A więc w drogę! Zapraszam.Rozdział pierwszy Żyjemy wyobrażeniami
Wyobrażenie jest tą przyczyną, która nas dręczy, i każde zło przybiera tak wielkie rozmiary, na jak wiele je oceniamy.
(Seneka, O pocieszeniu do Marcji, XIX.1)
W PIGUŁCE: Świat, w którym żyjemy i którego doświadczamy, nie jest światem rzeczy i zdarzeń, ale światem naszych wyobrażeń o nich. By być szczęśliwym, trzeba zrozumieć, że o naszym życiu i szczęściu decydują wyobrażenia, a nie rzeczy, których te wyobrażenia dotyczą.
* * *
Treścią naszego życia nie są rzeczy i zdarzenia, ale nasze wyobrażenia o nich (fragment I). Wyobrażenia pośredniczą w postrzeganiu świata, izolują nas od rzeczy i zdarzeń (II). Co najważniejsze, to właśnie wyobrażenia decydują o tym, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie (III). Wyobrażenia odzwierciedlają się w naszym języku i vice versa: używając takich, a nie innych słów, tworzymy określone wyobrażenia (IV). Przyczyn naszego szczęścia i nieszczęścia nie należy nigdy szukać w świecie zewnętrznym, ale w naszych wyobrażeniach o nim (V). Wiemy to stąd, że w przeciwnym wypadku wszyscy musielibyśmy jednakowo reagować na te same fakty, a tak ewidentnie nie jest (VI), a także stąd, że bardzo często cieszymy się z rozmaitych rzeczy lub się ich lękamy, zanim staną się one faktem (VII). Odpowiedzialni za powstanie wyobrażeń jesteśmy my sami (VIII), nie możemy więc sobie w tej materii pozwolić ani na niedbałość, ani na szukanie przyczyn gdziekolwiek indziej niż w nas (IX). Stoicy nie chcą bynajmniej nikogo przekonać, że nie istnieje ból fizyczny, a tylko wyobrażenie o nim (X). Twierdzą jednak, że owszem, istnieją kosztowne przedmioty, ale źródłem oraz przyczyną zawiści i pożądania są wyłącznie nasze o nich wyobrażenia (XI).
FRAGMENT I
Od tego, co sobie wyobrażasz, zawisł twój sposób myślenia. Dusza bowiem barwi się wyobrażeniami.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, V.16)
KOMENTARZ: Oto fundamentalna zasada, od której zaczyna się nie tylko nasz pierwszy rozdział, ale też cały stoicyzm: nasz sposób myślenia, funkcjonowanie w świecie i podejmowanie w nim działań, zależą w pierwszym rzędzie od tego, jak ten świat widzimy, zależą od wyobrażeń, które na jego temat sobie tworzymy. Ściślej i bardziej podręcznikowo można to ująć tak: każde nasze odniesienie się do świata (na przykład jakieś działanie lub decyzja) poprzedzone jest pewnym aktem myślowym, zachodzącym w sposób mniej lub bardziej uświadomiony. Innymi słowy, wszystko zaczyna się od pomyślenia o sprawach w pewien określony sposób i wydania o nich pewnej opinii – robimy to nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wydanie sądów i opinii jest równoznaczne z wytworzeniem sobie pewnych wyobrażeń, które to wyobrażenia stanowią treść naszego doświadczenia. To właśnie jest podstawowa zasada, od której zaczyna się stoicyzm: żyjemy w świecie wyobrażeń, nie rzeczy.
Stoicy nie twierdzą bynajmniej, że nie istnieją te dobrze znane nam rzeczy, takie jak drzewa i gwiazdy, fale na morzu, plotki i pochwały, sława i niesława, pamięć ludzka i zapomnienie. One istnieją niepodważalnie, ale w pewnym oddaleniu od nas. Nie oddziałują na nas bezpośrednio. Jesteśmy od nich odizolowani miękkim kokonem wyobrażeń, który otacza nas i pośredniczy w doświadczaniu świata. Tylko z wyobrażeniami mamy bezpośredni, realny kontakt.
Brzmi to trochę jak paradoks. Bo wyobraźmy sobie, że w piękny letni dzień opalamy się na plaży: czujemy nagrzany piasek, ciepło promieni słonecznych, orzeźwiający chłód wiatru. Nieopodal szumi morze. W jakim sensie mielibyśmy być od tego odizolowani? Gdzie miałyby znajdować się te wyobrażenia, które nas ponoć otulają i we wszystkim pośredniczą? Stoicy odpowiedzą następująco: owszem, słońce nas grzeje, a wiatr chłodzi. Ale to nie one są źródłem naszej radości, nie one są paliwem dla tego, co przeżywamy. A co jest tym źródłem? Nasze wyobrażenia o tych rzeczach. Weźmy inny przykład: ponury grudniowy poranek, kiedy na dworze jest ciemno, a my musimy wyjść z domu na mróz i śnieg. Taka sytuacja wydaje się podsuwać dość nieprzyjemne wyobrażenia, ale jasne jest, że nie musimy się poddawać ich sugestii. Możemy przecież powiedzieć sobie, że chłód i śnieg nie są wcale złe – i możemy w to uwierzyć. Dzieje się tak właśnie dlatego, że między grudniowym porankiem a nami rozciąga się sfera naszych wyobrażeń.
Spójrzmy na to z jeszcze innej strony: wyobraźmy sobie – powiedzą stoicy – że palimy się żywcem, że zostaliśmy poddani torturom (wszystkie filozofie hellenistyczne² lubowały się w skrajnych przykładach) albo przynajmniej że boli nas ząb. Gdyby nie było różnicy między bólem a wyobrażeniem o nim, jakżeby można było mówić o szczęściu w każdej sytuacji i w każdych możliwych warunkach? Stoicy pokażą nam, że między jednym a drugim jest przestrzeń naszej wolności. Jest ona możliwa właśnie dzięki temu, że rolę bufora między nami a światem pełnią wyobrażenia. Ta myśl jest spoiwem gmachu stoicyzmu, który będziemy omawiać w tej książce.
FRAGMENT II
Zdarzenia stoją poza drzwiami, same w sobie, nic o sobie nie wiedząc, ani się nie wypowiadając.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, IX.15)
KOMENTARZ: Istnieje szczelnie nas otulająca sfera wyobrażeń. Na zewnątrz niej rozciąga się ocean rzeczy i zdarzeń, które dzieją się w świecie, a od których jesteśmy bezpiecznie odizolowani. Marek Aureliusz ilustruje to następująco: oto przebywamy w wygodnym i przytulnym domu, w komfortowym towarzystwie naszych wyobrażeń. To, co znajduje się na zewnątrz, jest od nas odgrodzone, utrzymywane w bezpiecznej odległości przez ściany, okna i drzwi. Nie dochodzi do nas stamtąd żaden hałas i nic nas nie niepokoi. Rzeczy i zdarzenia są nieme, nie są w stanie mówić we własnym imieniu. Dopóki dobrowolnie nie udzielimy im głosu, milczą.
Komfort i wygoda tego domu biorą się stąd, że nie ma w nim nieproszonych gości. Wszystkie wyobrażenia, w których towarzystwie przebywamy i pędzimy swoje życie, zostały do niego przez nas samych wpuszczone i zaakceptowane. Jesteśmy panami własnego domu i własnego świata, na każdą w nim wizytę wydaliśmy osobistą zgodę. Według jakiego klucza i w jaki sposób należy wydawać tę zgodę, by zapewnić sobie szczęśliwe życie – to właśnie będzie treścią tej książki.
FRAGMENT III
bez żadnych wyraźnych oznak, które by zapowiadały coś złego, umysł sztucznie roi sobie fałszywe obrazy: albo tłumaczy na gorsze jakiś wyraz o niepewnym znaczeniu, albo przedstawia sobie urazę jako większą, niż jest w rzeczywistości.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XIII.12)
KOMENTARZ: Marek Aureliusz mówił o duszy, która barwi się wyobrażeniami, albo o drzwiach, które utrzymują zdarzenia w bezpiecznej odległości. Seneka mówi zaś o umyśle, przedstawiającym sobie pewne fałszywe obrazy, i próbuje opisać, w jaki sposób te obrazy powstają. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Wiele rzeczy istotnych lubi przez długi czas pozostawać w nierozstrzygnięciu. W zdecydowanej mniejszości jest to, o czym z góry wiemy, jak się potoczy – normą jest mniejsza lub większa doza niepewności. I właśnie w tych rzeczach nierozstrzygniętych z góry, w tych półcieniach i w ciemnych zaułkach, najjaskrawiej widać kluczową rolę wyobrażeń. Wyobraźmy sobie, że idziemy odebrać wyniki badań lekarskich. Póki nie dostaniemy ich do ręki, nie wiemy jeszcze, na co jesteśmy chorzy, ale myśl o tym, że może to być rak albo czarna ospa, potrafi nam skutecznie zepsuć nastrój. Zwróćmy jednak uwagę, że nic się jeszcze nie stało. Stanie się – być może – w przyszłości i wtedy będziemy się musieli z tym zmierzyć. Jak na razie, nie ma żadnego zła, jest tylko wyobrażenie, że zło może przyjść. I właśnie owo wyobrażenie decyduje o tym, czy jesteśmy szczęśliwi i spokojni, czy nie. Koperta z naszymi wynikami ciągle leży w szufladzie u lekarza – jedyne, co mamy, to nasze wyobrażenie o jej zawartości.
Seneka mówi też o „przedstawianiu sobie urazy jako większej, niż jest w rzeczywistości” i można to rozumieć dwojako: albo chodzi o przykrość, którą my komuś sprawiliśmy, albo o przykrość, którą nam wyrządzono. Zacznijmy od tej pierwszej możliwości.
Skrzywdzić drugiego człowieka możemy na nieskończenie wiele sposobów. Niekiedy robimy to świadomie, niekiedy nieświadomie, czasem można by tego uniknąć, czasem nie. Możemy nieumyślnie komuś nadepnąć na odcisk, możemy też dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej i sprzątnąć komuś sprzed nosa świetną posadę. Wszystkie te przypadki mają wspólny pierwiastek: nigdy nie wiemy, jak odebrała to osoba pokrzywdzona, nigdy nie wiemy, co sobie o tej sytuacji i o nas pomyślała. Mogła się poczuć urażona, ale mogła też w ogóle sprawy nie zauważyć. Nigdy nie mamy pewności, ale nagminnie staramy się odgadywać reakcję innych ludzi na podstawie kruchych poszlak, dwuznacznych gestów i niejasnych półsłówek. I raz po raz nadinterpretujemy: ktoś niewiele się danym zdarzeniem przejął, my jednak tworzymy sobie wyobrażenie, że żywi on do nas śmiertelną urazę. Istotne jest nie to, co dany ktoś czuje, ale nasze wyobrażenie o tym. Powtarza się poprzedni schemat: nie zdarzenia decydują o naszym samopoczuciu, ale nasze wyobrażenia o zdarzeniach.
W sytuacji przeciwnej to my będziemy poszkodowani. Kiedy ktoś nam wyrządza krzywdę, nie ma już żadnej zewnętrznej miary urazy, nie ma odniesienia do czegoś, co skryte jest w umyśle drugiego człowieka i dlatego dla nas niedostępne. My sami jesteśmy zarazem pokrzywdzonymi, jak i tymi, którzy do krzywdy mają się w jakiś sposób odnieść. Wydawać by się mogło, że jest to sytuacja łatwiejsza i że nie powinien powstać żaden rozdźwięk poznawczy. Tak jednak nie jest. Wystarczy bowiem odrobina myślowego lenistwa (czy przeciwnie: nadgorliwości w zastanawianiu się nad tym, co się nam przytrafiło), a nasze wyobrażenia znów zupełnie rozbiegną się z tym, co się faktycznie stało. Możemy swoją krzywdę wyobrażać sobie jako nieproporcjonalnie dotkliwą, możemy też zupełnie mylnie interpretować przebieg zdarzeń. Morał jest w obu wypadkach ten sam: ważniejsze od faktów jest nasze o nich wyobrażenie.
FRAGMENT IV
większość tych spraw, z powodu których gniew nas ogarnia, jest tego rodzaju, że są to bardziej urojone urazy niż rzeczywiste krzywdy.
(Seneka, O gniewie, ks. III, XXVIII.4)
KOMENTARZ: Nie bez znaczenia jest używany przez nas język. Dobór słów, którymi opisujemy rzeczywistość i swoje doświadczenia, odzwierciedla sposób, w jaki patrzymy na świat. Co to bowiem miałoby znaczyć, że przyczyną gniewu jest krzywda? Oto ktoś nas okradł. Jeżeli rozgniewamy się i rozzłościmy, najprawdopodobniej będziemy skłonni opisać tę sytuację następująco: „wpadliśmy w gniew, bo nas okradziono”. Tkwi w tym milczące założenie, że między faktem kradzieży a naszym gniewem zachodzi związek przyczynowo-skutkowy. Ale według stoików jest to założenie błędne. Twierdzą oni, że sam fakt bezprawnej zmiany właściciela przez pewne przedmioty nie ma w sobie wystarczającej mocy, by wprowadzić nas w jakiś stan emocjonalny. Przyczyną gniewu nie jest kradzież, lecz nasze wyobrażenie o niej. Mówiąc inaczej: gniewamy się nie z powodu kradzieży, ale dlatego, że uznaliśmy kradzież za coś, co może prowadzić do gniewu. Tak więc: język zdradza niestoika i czyni niestoikiem.
Przyczyną gniewu nie są żadne fakty (takie jak kradzież), ale to, jak je ocenimy i nazwiemy. Sama kradzież nie jest krzywdą – krzywda pojawia się dopiero wtedy, gdy zaczynamy myśleć o kradzieży w kategoriach krzywdy. A złość i gniew pojawiają się dopiero jako reakcja na te myśli. Można to powiedzieć mocniej: przyczyną gniewu nie może być krzywda, bo krzywda nie istnieje. Istnieją tylko pewne fakty i nasze wyobrażenia o nich, a krzywda nie zalicza się do faktów, tylko do wyobrażeń. Nic spośród tego, co się dzieje w świecie, nie jest krzywdą i nie może nią być, póki my tego tak nie nazwiemy. A jeśli niczego nie nazwiemy krzywdą – nie będziemy mieli żadnych powodów do gniewu.
Jest to „mocna” interpretacja przytoczonych wyżej słów Seneki³. Można je również rozumieć nieco inaczej, unikając tego paradoksalnego stwierdzenia, że nie ma czegoś takiego jak krzywda. Ta „słabsza” interpretacja brzmiałaby mniej więcej tak: nazwać kradzież „krzywdą” i wpaść z tego powodu w gniew to tyle samo, co dobrowolnie odstąpić od zasady współmierności między przyczyną a skutkiem. Podobnie jest z wymierzaniem sprawiedliwości: sprawiedliwej i racjonalnej kary będziemy się spodziewać raczej ze strony wyważonego i doświadczonego sędziego niż rozwścieczonego tłumu. Tłum może zlinczować za drobną kradzież, za którą sędzia wydałby wyrok w zawieszeniu. Nie ma tutaj odpowiedniości między skalą zdarzenia a skalą reakcji na nie.
I tak samo w naszym wypadku. Złe nazwanie tego, co się nam przytrafia, to abdykacja rozumu i rezygnacja z logiki. Stwierdzić, że gniewamy się i czujemy nieszczęśliwi dlatego, że coś nam ukradziono, to zabrać władzę roztropnemu i sprawiedliwemu sędziemu i oddać ją szaleństwu wyobrażeń. Szaleństwu, które nie posługuje się żadną logiką i które myli się tylko w jedną stronę: na naszą niekorzyść i na nasze nieszczęście.
Jakiego więc języka trzeba używać? Nie wolno mówić, że jesteśmy nieszczęśliwi, bo coś się stało – trzeba mówić, że jesteśmy nieszczęśliwi, bośmy uznali, że to dla nas źle, że tak się stało. Różnica jest olbrzymia: dostrzeżenie jej jest fundamentem stoicyzmu.
FRAGMENT V
jedni takim, drudzy innym hołdują urojeniom. Ten dopatruje się swego nieszczęścia w chorobie. Drugi znowu w ubóstwie, trzeci w tym, że ma zrzędliwego ojca i zrzędliwą matkę, czwarty, że cesarz nie patrzy na niego łaskawym okiem.
(Epiktet, Diatryby, IV.1)
KOMENTARZ: Stwierdziliśmy wyżej, że przyczyną ludzkiego nieszczęścia jest pomieszanie faktów z wyobrażeniami o nich. To właśnie ono burzy naszą wewnętrzną harmonię i duchową równowagę. Jednym wydaje się, że to zły stan zdrowia uniemożliwia im szczęśliwe życie, drugim, że brak pieniędzy, niektórzy obwiniają relacje rodzinne, jeszcze inni winią zbyt niską pozycję społeczną czy polityczną. Stoicy odpowiedzą im prosto i jednoznacznie: to wszystko jest nieprawdą, są to błędnie wskazane przyczyny. Przyczynami zła nie są bowiem ubóstwo ani choroby, ale nasze wyobrażenia o nich.
Powyższe słowa Epikteta można też rozumieć nieco inaczej. Otóż zwraca on uwagę, że złym odruchem, zwyczajem, którego należy się pozbyć, jest już samo szukanie przyczyn nieszczęścia w świecie rzeczy, a nie wśród wyobrażeń. Jest to błędna strategia, skierowanie uwagi w złą stronę. Powinniśmy cały czas pamiętać, że rzeczy i zdarzenia stoją za drzwiami, odseparowane od nas i bez prawa wstępu. Nie należy wychylać się w ich kierunku i zachodzić w głowę, czy aby któreś z nich nie jest winne temu, co dzieje się w naszej duszy. Nie jest. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu czujemy się zaniepokojeni lub nieszczęśliwi, przede wszystkim powinniśmy spojrzeć w głąb siebie, w stronę naszych myśli i wyobrażeń. Spojrzenie na zewnątrz, ku rzeczom, zdarzeniom i innym ludziom, powinno zawsze przychodzić dopiero w drugiej kolejności.
FRAGMENT VI
Nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój. I tak na przykład śmierć nie jest żadnym postrachem – w przeciwnym razie to i Sokrates⁴ miałby o niej takie wyobrażenie – ale mniemanie o śmierci jako czymś strasznym, ono to dopiero postrachem się staje.
(Epiktet, Encheiridion, fragm. 5)
KOMENTARZ: Powiedzieliśmy sobie o pierwszeństwie wyobrażeń przed rzeczami i zdarzeniami, ale nie poświęciliśmy wiele uwagi uzasadnieniu tego. Spróbujmy się nad tym teraz zastanowić, spróbujmy pokazać, dlaczego – zdaniem stoików – tak się właśnie sprawy mają.
Argument, jaki przedstawia Epiktet, jest następujący: gdyby śmierć była straszna „sama z siebie”, wówczas bałby się jej każdy bez wyjątku. Gdyby groza była nieodłączną i nieusuwalną właściwością śmierci, wówczas czułby ją każdy. Doświadczenie uczy jednak, że wcale tak nie jest, że są ludzie (na przykład Sokrates), którzy się śmierci nie bali i nie boją. Źródłem strachu nie jest więc sama śmierć, która jest dla wszystkich taka sama, ale nasze wyobrażenia o niej, tworzone indywidualnie, na własny sposób i na własny rachunek.
Można w tym miejscu zaoponować, twierdząc, że większość ludzi czuje jednak lęk przed śmiercią, a nie boją się jej tylko jednostki wyjątkowo silne. Można twierdzić, że ten lęk jest reakcją odruchową i samoczynną. Przeciwstawienie się jej jest wyjątkiem, a nie regułą.
Co odpowiedzą stoicy? Stwierdzą, że takie zastrzeżenie w żaden sposób nie godzi w stoicyzm. Dla nich bowiem nie liczy się statystyka, nie jest istotne, czy mały, czy duży procent społeczeństwa znajdzie się po tej drugiej stronie, ale że w ogóle można się tam znaleźć. Były jednostki, które się śmierci nie bały – a więc jest to możliwe. I to stoikom wystarcza. Ważne jest dla nich, że nie ma tutaj determinacji absolutnej, że istnieje wolność wyboru i sądu, a wyobrażenia są czymś różnym od rzeczy i zdarzeń. Nie to się liczy, że ludzie na ogół nie kontrolują tego, co myślą, ale że ten, kto chce, ten może kontrolować. Wiemy, że jest to możliwe, skoro byli tacy, którym się udało.
Nasuwa się tu jednak kolejny kontrargument. Można mianowicie zauważyć, że ten, kto dzielnie stawia czoła śmierci, nie musi wcale czynić tak dlatego, że zrozumiał, iż śmierć nie jest sama w sobie niczym złym, ale raczej pomimo tego, że ją za zło uważa. Taki ktoś nie tyle przestał widzieć w śmierci zło, ile nauczył się je pokonywać. Nie przestał się bać śmierci, ale wie, jak ten strach przezwyciężać. Kwestie związane z wyobrażeniami zostałyby na boku, a cała zasługa przypadłaby silnej woli czy też męstwu. Co na to odpowiedzą stoicy?
Odpowiedzą, że mężną postawę wobec śmierci możemy opisać na różne sposoby, ale zawsze jest w niej obecne przekonanie, że śmierć nie jest – a przynajmniej nie musi być – czymś strasznym. To zaś, w jaki sposób dochodzimy do tego przekonania, nie jest (w tym rozdziale przynajmniej) specjalnie istotne. Jednemu się to udaje dlatego, że został stoikiem, innemu dlatego, że był zaprawiony w zmaganiu się z przeciwnościami losu. Nie ma to znaczenia, ważne jest jedynie, że żaden z nich się śmierci nie przestraszył, przez co udowodnili, że nie istnieje konieczny związek logiczny między śmiercią a strachem przed nią.
To rozumowanie, przeprowadzone na przykładzie śmierci, można powtórzyć dla wszystkiego, co może nas spotkać w życiu. Brak pieniędzy nie jest rzeczą samą w sobie złą, bo przecież nie wszyscy go w ten sposób odbierają, są i tacy, których nie przeraża skromny stan portfela czy nawet ubóstwo. Problemy zdrowotne również nie są złe same w sobie, bo przecież są ludzie, których choroba nie przeraża i którzy się jej nie poddają. Obmowa i fałszywe plotki również nie są złe jako takie, bo przecież nie wszyscy się uginamy pod ich ciężarem – są i tacy, którzy potrafią się nimi nie przejmować. Mówiąc krótko: różni ludzie różnie reagują na te same fakty, sytuacje i życiowe okoliczności. Świadczy to o tym, że nie nimi samymi żyjemy, ale wyobrażeniami o nich.
FRAGMENT VII
Otóż takich rzeczy, które nas tylko przestraszają, jest więcej, Lucyliuszu, niźli takich, które istotnie uciskają; i częściej się trapimy urojeniem aniżeli czymś rzeczywistym. Radzę ci byś nie czuł się nieszczęśliwy przedwcześnie. Wszak to, czego przeraziłeś się jako wiszącej nad twą głową groźby, może nie nastąpi nigdy, a przynajmniej nie nastąpiło dotychczas. Niektóre rzeczy przeto niepokoją nas bardziej, niż powinny, niektóre dręczą wcześniej, niż powinny, niektóre wreszcie nękają, choć wcale nie powinny.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XIII.4–5)
KOMENTARZ: O tym, że ważniejsze od zdarzeń są wyobrażenia o nich, możemy się również przekonać, zastanawiając się nad ich porządkiem w czasie. Wyobraźmy sobie coś, co ma się rozstrzygnąć w niezbyt odległej przyszłości. Weźmy dla przykładu wspomniane już wcześniej badania lekarskie. Zaczęliśmy czuć się źle, poszliśmy do lekarza, zrobiliśmy badania, teraz czekamy na wyniki. Gdyby źródłem niepokoju miała być diagnoza, to skądże nasz niepokój, zanim ją dostaniemy do ręki? Gdyby przyczyną nieszczęścia była choroba, lęk powinien spaść na nas dopiero wtedy, gdy dowiadujemy się, że jesteśmy chorzy. Dzieje się jednak inaczej: powszechną rzeczą jest martwienie się na zapas, nadgorliwe uprzedzanie niepokojem nadchodzących wypadków. Jest to kolejny dowód, że bieg zdarzeń nie oddziałuje na nas bezpośrednio, ale za pośrednictwem naszych wyobrażeń.
Rozważmy z kolei coś, co zdarzy się na pewno, ale dopiero w przyszłości. Wyobraźmy sobie skazańca oczekującego na egzekucję. O świcie ma zostać rozstrzelany, do tego czasu zostało jeszcze kilkanaście godzin. Gdyby decydujące były fakty, a nie wyobrażenia, moglibyśmy oczekiwać, że ów pozostały czas spędzi we względnym spokoju, bo przecież wykonanie wyroku czeka go dopiero jutro. Wiemy jednak, że trudno jest zachować w takich okolicznościach równowagę umysłu. Decydującą rolę odgrywają bowiem wyobrażenia: myślenie o tym, co ma się wydarzyć jutro, zastanawianie się, jak to będzie. Wyobrażenie o jutrzejszym wydarzeniu potrafi nam skutecznie zniszczyć dzisiejszy spokój.
FRAGMENT VIII
Rzeczy same przez się nie mają w sobie siły zdolnej do utworzenia w nas sądu.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, VI.52)
KOMENTARZ: Zdarzenia nie tylko nie narzucają nam żadnego określonego wyobrażenia o sobie, ale również nie mają w sobie mocy, by wytworzyć w nas jakiekolwiek wyobrażenie. Lecz skoro tak, trzeba zapytać, co właściwie jest źródłem wyobrażeń? Odpowiedź jest prosta: odpowiedzialni za ich powstanie jesteśmy my sami.
Jest to kluczowa teza stoicyzmu. Twórcami wszystkich (bez wyjątku) wyobrażeń, którymi żyjemy, jesteśmy my sami. Sprawujemy nad nimi pełną i niepodzielną władzę, żadne wyobrażenie nie powstanie w naszej głowie bez naszej zgody i bez naszego uwierzytelniającego podpisu⁵. Nikt i nic nie jest nas w stanie zmusić, byśmy pomyśleli coś, czego myśleć nie chcemy, lub byśmy spojrzeli na jakąś rzecz inaczej, niż byśmy sobie życzyli. Logika tworzenia wyobrażeń jest niezmienna i niewzruszona, ostateczny głos zawsze należy do nas, niezależnie od czasu, miejsca i okoliczności. To my musimy udzielić zgody na powstanie każdego wyobrażenia.
Pomyślmy o tym jeszcze inaczej: zdarzenia i wyobrażenia zamieszkują dwa różne kontynenty, oddzielone od siebie cieśniną. Ta cieśnina jest pod kontrolą naszej wolnej woli, będącej jedynym środkiem umożliwiającym przedostanie się z jednego kontynentu na drugi. Ma to zasadnicze konsekwencje: każdy potencjalny pasażer musi prosić nas o pośrednictwo, jeżeli chce tę cieśninę przekroczyć, a my każdemu mamy prawo odmówić. Nie ma tu innej drogi, nie ma skrótu, nie ma możliwości podróży na gapę. Każde zdarzenie bez wyjątku musi poprosić nas o to, byśmy zechcieli sobie o nim wyrobić wyobrażenie, żadne nie może się bez nas obejść. Innymi słowy: w każdym wypadku i w każdych okolicznościach mamy autonomiczne i niepodważalne prawo wytworzenia sobie takiego wyobrażenia, jakie zechcemy – nikt nas tego prawa nie może pozbawić.
Co więcej, jako dysponenci jedynego środka przeprawy przez tę cieśninę, jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, co się znalazło po drugiej stronie. Nikt nam tu nie podrzuci kontrabandy, wszystko, co się przedostanie, przedostanie się wyłącznie dzięki nam. Każde wyobrażenie, jakie powstało w naszych głowach, zostało stworzone przez nas samych. Nie ma sensu szukanie winnych czy próba zrzucania odpowiedzialności na okoliczności lub innych ludzi. Odpowiedzialni jesteśmy wyłącznie my sami.
FRAGMENT IX
Ilekroć tedy borykamy się z trudnościami albo wpadamy w niepokój lub smutek, nikogo nigdy nie obwiniajmy o to, lecz siebie samych, to znaczy – nasze własne mniemania.
(Epiktet, Encheiridion, fragm. 5)
KOMENTARZ: Mimo sprawowania przez nas wyłącznej władzy nad wyobrażeniami, notorycznie się jednak zdarza, że przez wspomnianą cieśninę przedostaje się coś, czego byśmy na dobrą sprawę nie chcieli. Nieustannie tworzymy wyobrażenia, z powodu których czujemy się nieszczęśliwi, myślimy sobie rzeczy, które sprawiają nam ból. Jak i dlaczego tak się dzieje?
Przyczyna jest prosta: z naszego prawa do decydowania o wyobrażeniach bardzo często korzystamy niedbale albo w ogóle zrzucamy z siebie odpowiedzialność za decyzje w tej sprawie. Mamy prawo rozporządzać swymi myślami i wyobrażeniami, a często zachowujemy się tak, jakbyśmy go nie mieli. Staramy się wmówić sobie (i innym), że to ktoś inny (lub coś innego) jest odpowiedzialny za to, co myślimy. Każdy i wszystko – tylko nie my. Lubimy twierdzić, że odpowiedzialne są okoliczności, inni ludzie, sytuacja społeczna lub historyczna. Lista możliwych wymówek jest nieskończona. Prawda jednak jest taka, że zawsze zgodę na powstanie takich, a nie innych wyobrażeń podpisuje nasza ręka. Nawet jeśli głowa uchyla się od tego, by tą ręką kierować.
A jeśli głowa się uchyla, to podpisywane decyzje raczej nie będą dla nas korzystne. Dlatego też główną tezą stoicyzmu (i główną tezą tej książki) jest obowiązek i konieczność wzięcia odpowiedzialności za wyobrażenia, które sobie tworzymy. Sztuka życia jest bowiem sztuką właściwego zarządzania wyobrażeniami. I nie będzie szczęśliwy ten, kto ucieka od odpowiedzialności za nie, kto gdzieś na zewnątrz szuka winnego za swój niepokój lub smutek. Winni jesteśmy zawsze my sami, a błąd jest zawsze ten sam: zrzeczenie się odpowiedzialności za własne myśli. Stwórzmy więc pierwszą zasadę: za każdym razem, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, szukajmy przyczyny w naszych wyobrażeniach. Nigdy na zewnątrz, zawsze w sobie. Jesteśmy wściekli, że nas okradziono? Pamiętajmy – przyczyną wściekłości nie jest fakt zmiany właściciela przez pewne przedmioty, tylko to, że uznaliśmy, iż źle się stało, że one właściciela zmieniły. Postarajmy się przyszpilić i nazwać to wyobrażenie, postarajmy się zrozumieć, że wślizgnęło się w naszą duszę coś, na co nieświadomie wydaliśmy zgodę, której nie powinniśmy ani nie musieliśmy wydać.