- W empik go
Szukając szczęścia - ebook
Szukając szczęścia - ebook
W momencie gdy u malutkiej Dagusi zdiagnozowano zespół Pierre’a Robina, cały szczęśliwy świat Malwiny runął. Młoda niepracująca matka – opuszczona przez męża, samotnie wychowująca niepełnosprawną córkę – stara się jednak iść przez życie z podniesioną głową, ciesząc się z każdego dnia i kolejnych nowych umiejętności córki, w duchu licząc na uśmiech losu.
Malwina codziennie na nowo odbudowuje w sobie chęć do życia i walki o lepsze jutro dla siebie i swojego dziecka, które przez wielu, w tym również przez własnego ojca, zostało odtrącone, a tym samym pozbawione miłości, troski i wsparcia, którego ze względu na swój stan zdrowia szczególnie potrzebuje.
www.facebook.com/krasinskaaneta
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-061-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wrześniowy poranek leniwie budził się ze snu. Nachalnie zaglądał przez okno, które już od dawna wymagało umycia, ale najwyraźniej z jakichś przyczyn musiało wciąż cierpliwie czekać na swoją kolej. Nieśpiesznie przenikał przez gładkie, żakardowe firanki w kolorze écru, lustrując nowocześnie urządzone pomieszczenie. Sypialnia, choć niewielka, pomalowana była na słoneczny, żółty kolor, doskonale kontrastujący z ciemnymi meblami i podłogą w niemal identycznym kolorze. Na szafce nocnej, obok przypominającej szklaną kulę lampki, stał kubek z niedopitym, zimnym już mlekiem.
W łóżku leżały dwie osoby mocno w siebie wtulone. Jedna, chcąc się skryć przed nieustannie zaglądającym do sypialni słońcem, niemal całkowicie schowała się pod kołdrą. Druga, której głowa ułożona była na poduszce, miarowo oddychała.
Panujący wokół spokój został zburzony przez dźwięk dzwonka. Malwina szybko otworzyła oczy. Natychmiast wróciła jej świadomość, więc czym prędzej wyłączyła budzik i spojrzała na śpiącą z nią osobę, ale widząc, że się nie poruszyła, uznała, że dzwonek jej nie obudził. To dobrze, bo miała zamiar przygotować dla niej niespodziankę. W końcu urodziny obchodzi się tylko raz w roku. Ostrożnie wstała, nałożyła stojące pod łóżkiem kapcie i na palcach przeszła do toalety.
Kiedy schodziła do kuchni, założyła szlafrok. Wprawdzie już wczoraj zrobiła zakupy, ale dzisiaj musiała podgrzać bułeczki, zagotować mleko na kakao i przystroić tort, który schowała w spiżarce. Zabrała się więc do przygotowywania śniadania. Nastawiła wodę na kawę. Bułeczki włożyła do opiekacza i przyniosła tort, po czym wyjęła różnokolorowe żelki w kształcie płatków kwiatów i listków i zabrała się do dekorowania ciasta. Tort wyglądał pięknie. Na koniec włożyła świeczki, zanim je jednak podpaliła, na talerz wyjęła ciepłe bułeczki i nalała do dwóch kubków gorące mleko. Do jednego z nich dosypała kakao. Ostatni rzut oka potwierdził, że wszystko jest gotowe na przyjęcie solenizantki, dlatego skierowała się na schody.
Tym razem nie szła już na palcach. Zajrzała do sypialni, ale schowana pod kołdrą postać uporczywie trwała na swym miejscu. Podeszła do łóżka i usiadła obok na podłodze. Delikatnie odkryła kołdrę i nachyliła się, ale w tym momencie spostrzegła wpatrzony w nią wzrok.
– Tysiące buziaków z okazji dziesiątych urodzin – powiedziała i zaczęła ją całować po całej twarzy. – Dziś kończysz dziesięć lat, kochanie, i w związku z tym zapraszam cię na dół na niespodziankę.
Pomogła córce się podnieść. Założyła jej szlafrok i trzymając ją mocno pod ramię, poprowadziła do kuchni, gdzie zapaliła kolorowe świeczki.
– A teraz nabierz dużo powietrza i postaraj się jak najmocniej dmuchnąć.
Dziewczynka nabrała powietrza, ale zdołała zdmuchnąć tylko trzy świeczki. Malwina natychmiast pomogła jej dokończyć dzieło i klaszcząc w ręce, zawołała:
– Brawo, skarbie. Prezent dostaniesz na przyjęciu urodzinowym. Pamiętasz, zaprosiłyśmy na nie babcię oraz ciocię Alicję z dziewczynkami.
– Tak – odpowiedziała i wyjęła z tortu świeczkę, którą z dużym zapałem zaczęła oblizywać.
– Nie, kochanie. Nie wolno tego robić – spokojnie tłumaczyła, jednocześnie wyjmując z jej rąk kolorową świeczkę. – Tort zjemy dopiero wieczorem. Teraz przygotowałam dla nas pyszne śniadanie. Zobacz, twoje ulubione bułeczki.
Mówiąc to, cały czas spoglądała na córkę, która usiłowała wyjmować kolejne świeczki z tortu, jakby nie pamiętając tego, co przed chwilą usłyszała.
– Wiesz, może schowamy ten tort do lodówki i zajmiemy się śniadaniem – zaproponowała Malwina, nie widząc lepszego rozwiązania. – Spróbuj kakao.
Przysunęła jej kubek wypełniony ciepłym napojem. Dziewczynka upiła niewielki łyk, ale odsunęła talerzyk z przygotowanym dla niej jedzeniem.
– Mama, tort – powiedziała dość niewyraźnie.
– Pamiętasz, że tort podamy na przyjęciu urodzinowym? – tłumaczyła, zachowując spokój. – Najpierw musisz zjeść śniadanie.
Pokazała jej talerzyk z posiłkiem. Dziewczynka nadal nie była zainteresowana. Wstała od stołu i podeszła do lodówki. Otworzyła ją i próbowała wyjąć schowany przed chwilą tort.
– Daguniu, torcik musi być schowany, bo się popsuje i będzie niesmaczny, a przecież po obiedzie przychodzą do ciebie goście. Przyniosą prezenty i wtedy poczęstujemy ich ciastem – tłumaczyła z uporem maniaka, choć miała świadomość, że do wieczora jeszcze kilka razy będzie musiała powtórzyć to samo. – Ale możemy się umówić, że przy gościach będziesz mogła jeszcze raz zdmuchnąć świeczki – zaproponowała, chcąc córce sprawić radość. – A teraz zjemy śniadanie, bo kakao stygnie.
Chwyciła ją za rękę i posadziła przy stole. Dagmara wzięła bułkę i odgryzła jeden kęs, który powoli zaczęła przeżuwać. Codzienny rytuał związany ze zjadaniem posiłków trwał około godziny. Na początku Malwinę to złościło, więc próbowała różnych zabaw, łącznie z wyścigami, dopóki nie uświadomiła sobie, że Dagmara może się zachłysnąć. Później próbowała jej czytać, a każda kolejna strona mogła być rozpoczęta wówczas, gdy córeczka odgryzła kolejny kęs jedzenia, ale i ten sposób nie przyniósł spodziewanych efektów. W końcu zrezygnowała i przestała liczyć czas spędzany nad talerzem. Czasem nawet kilka razy podczas jednego posiłku podgrzewała zupę.
Malwina już dawno skończyła jeść, więc zabrała się do sprzątania ze stołu. Minęła już dziesiąta, a ona musiała jeszcze przygotować sałatkę z tuńczyka i kotlety z piersi indyka. Wczoraj zdążyła upiec sernik z brzoskwinią. Przyjęcie zaplanowała na szesnastą i bardzo chciała, aby wszystko dobrze wypadło. Już kilka dni temu powiedziała Dagmarze, że zbliżają się jej dziesiąte urodziny i z tej okazji otrzyma prezenty. Dzięki temu córka chętnie chodziła do szkoły.
Kiedy Malwina wyjmowała kolejne produkty, z których miała zamiar przygotować sałatkę, usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiła się, bo nie spodziewała się nikogo o tak wczesnej porze. Spojrzała na córkę, która wciąż jadła, jakby niczego nie słysząc. Wytarła ręce i poszła zobaczyć, kto przyszedł.
Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Zamarła. O tym nawet jej się nie śniło. Poczuła, że jest jak sparaliżowana. Umysł podpowiadał jej, żeby jak najszybciej uciekała, nie oglądając się za siebie. Tylko kilka kroków dzieliło ją od schodów prowadzących na górę. Łatwo mogłaby się na nie wspiąć. Później szybko pobiec do sypialni, zamknąć drzwi i schować się pod kołdrę. Może udałoby się jej przeczekać, a później wszystko wróciłoby do normy. Normy, która od kilku lat była ustalana tylko przez nią. Nie chciała niczego zmieniać. W końcu tyle przeszła, aby znaleźć się w tym punkcie, i nie było sensu robić kroku w tył.
Patrząc na przybyłego mężczyznę, próbowała pozbierać myśli. Od razu go poznała. Niewiele się zmienił. Nosił teraz dłuższe włosy i małą bródkę, a wokół oczu widoczne były nieliczne zmarszczki nieuniknione w wieku trzydziestu ośmiu lat. Nadal był szczupły, dlatego świetnie wyglądał w jasnych jeansach i skórzanej kurtce, spod której wystawała elegancka koszula.
– Co tu robisz? – zapytała, gdy w końcu odzyskała głos.
– Chciałem was odwiedzić.
– No, to odwiedziłeś. A teraz do widzenia – powiedziała, usiłując zamknąć przed nim drzwi.
– Nie traktuj mnie tak – prosił, wkładając jednocześnie nogę między futrynę a drzwi. – Wiem, że sobie zasłużyłem, ale proszę…
– Odejdź albo zadzwonię po policję – przerwała mu. – Ach, przepraszam, przecież to ty jesteś z policji. Może zatem miej honor i wyjdź, unikając wstydu przed kolegami – syknęła przez zęby.
– Malwina, chcę porozmawiać. – Nie ustępował, cały czas nie pozwalając jej zamknąć drzwi.
– Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać, rozumiesz? – wyjaśniła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Wiem, że minęło tyle lat, ale ja muszę ci wszystko wyjaśnić – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku.
– Jeśli pamięć mnie nie myli, to miałeś taką szansę, i to nie raz – mówiła, nie kryjąc sarkazmu w głosie. – I przypomnij mi, co wtedy zrobiłeś? – Patrzyła na niego, oczekując odpowiedzi. – Nie chcesz tego powiedzieć, to ci przypomnę: odpuściłeś sobie!
– Malwina… To nie tak.
– To dokładnie tak, więc nie wymagaj, że cię wpuszczę i odbędziemy miłą pogawędkę przy kawie i ciastku. Twój czas minął.
– Nie mów tak, proszę.
– To nie tylko słowa, ale fakty. Do widzenia – powiedziała, patrząc na jego but wciąż sterczący w drzwiach.
Widząc, że nie uda mu się wejść, wycofał się, więc poprosiła:
– Nie przychodź tu więcej.
– Twój ojciec mówił dokładnie to samo – dodał, odchodząc spod drzwi i kierując się w stronę furtki.
Nie mogła się przesłyszeć. Dlaczego wspomniał o jej ojcu? Co on mógł mieć z tym wspólnego? Zupełnie nie mogła tego pojąć i choć trochę ją to zaintrygowało, postanowiła o tym nie myśleć i wróciła do kuchni, gdzie Dagmara kończyła jeść śniadanie.
– No, świetnie. Już kończysz. – Uśmiechnęła się do córki i pocałowała ją w czoło. – Widzę, że ci smakowało. Teraz masz dużo siły, żeby się samodzielnie ubrać.
Ale wyraz twarzy dziewczynki świadczył o czymś zupełnie innym, dlatego postanowiła nie rezygnować i dalej motywować ją do samodzielności.
– Jesteś już duża i potrafisz sama założyć ubrania, a dziś naszykowałam ci nową sukienkę, w której będziesz mogła się pokazać na przyjęciu urodzinowym.
– Mama, tort? – spytała, ponownie pokazując na lodówkę.
– Tak, wtedy będzie też tort – wyjaśniła po raz kolejny. – Więc teraz grzecznie idź na górę i załóż sukienkę. Dobrze?
Wzięła córkę za rękę i poprowadziła ją do schodów. Wciąż robiła wszystko, aby mała w końcu się usamodzielniła, ale cały proces przebiegał bardzo wolno. Czasem miała wrażenie, że robią dwa kroki do przodu, po czym krok, a czasem nawet dwa – w tył. Jednak każda kolejna czynność, jaką potrafiła wykonać Dagmara, sprawiała, że Malwina czuła się dumna i nie przestawała podejmować kolejnych prób.
Od tego roku przyjęła zasadę: jedna nowa umiejętność Dagmary w miesiącu. Zgodnie z tą regułą pracowały nad samodzielnym myciem zębów, później nad czesaniem włosów, zakładaniem butów i tak dalej. We wrześniu uczyła się sama zakładać ubrania. Różnie jej to wychodziło. Czasem zapominała o bieliźnie czy skarpetkach, dlatego za każdym razem Malwina musiała ją sprawdzić, ale nie poddawała się nawet wtedy, gdy mała się buntowała i zamiast włożyć przygotowane dla niej ubrania, rozrzucała je po pokoju. Najgorzej było w dni, kiedy chodziła do szkoły, bo miały mniej czasu. Wtedy Malwina siadała na łóżku, tłumacząc, że im szybciej się ubierze, tym dłużej będą mogły spacerować po parku wokół szkoły. Na szczęście było to coś, co Dagmara bardzo lubiła, dlatego zazwyczaj podejmowała wyzwanie. Malwina miała nadzieję, że teraz będzie podobnie, bo sama miała coś innego do zrobienia.
Stojąc pod schodami, patrzyła, jak córka nieporadnie wspina się na górę. Teraz choć przez chwilę mogła skupić się na przygotowaniu sałatki. Wstawiła wodę, żeby ugotować ryż. Następnie posiekała cebulę. Otworzyła puszkę z tuńczykiem i kiedy nożem odchylała wieczko, usłyszała dzwonek do drzwi, wówczas nóż jej się omsknął i palcem zahaczyła o ostry rant puszki. Spojrzała na dłoń, która w jednej chwili zalała się krwią. Natychmiast podstawiła rękę pod zimną wodę, ale kolejny dzwonek do drzwi nie pozwalał jej dłużej zostać przy zlewie. Ostrożnie włożyła palec do ust i poszła zobaczyć, kto znajduje się przed domem.
Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła, że stoi przed nimi dokładnie ten sam gość, który wyszedł stąd pół godziny temu. Zapominając, że cały czas trzyma w ustach krwawiący palec, zapytała:
– So robis?
– Słucham? – dopytywał, nie rozumiejąc, o co jej chodzi, i pokazał na palec.
– Pytam, co tu robisz? – powtórzyła, gdy tylko zawstydzona wyjęła palec z ust.
– Musimy porozmawiać – zaczął, nie chcąc jej zdenerwować.
– Już mi to mówiłeś – stwierdziła, siląc się na spokój. – A ja powiedziałam, że nie chcę. Pamiętasz?
– Nieważne, czego my chcemy czy czego nie chcemy. – Nie poddawał się. – Mamy dziecko i powinniśmy zatroszczyć się właśnie o nie.
Zaskoczyły ją te słowa. Nigdy wcześniej w ten sposób nie wyrażał się o Dagmarze, ale po tym, co jej zrobił, nie miał prawa o niej mówić, dlatego nie zważając na to, że stoją w drzwiach wejściowych, a po chodniku idzie jakaś para, zaczęła coraz głośniej mówić:
– Nie masz prawa mówić, co powinnam robić i jak się troszczyć o swoją córkę! Nie masz prawa! Rozumiesz?! Utraciłeś je, wyprowadzając się stąd! Nagle się zjawiasz i chcesz mi coś wyjaśniać?! Nie liczy się już to dla mnie, tak samo jak ty!
Krzycząc, nawet nie spostrzegła, że palec ponownie zaczął krwawić. Ciemnoczerwone kropelki krwi ściekały na podłogę, tworząc oryginalny wzór na kamiennej beżowej posadzce. Nie słuchając jej słów, wziął ją za prawą rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Próbowała mu się wyrwać, ale trzymał ją zbyt mocno. Później posadził ją na krześle, a sam podszedł do regału i nie pytając o nic, wysunął dolną szufladę, w której kiedyś schowane były środki opatrunkowe. Nie pomylił się. Znalazł wodę utlenioną i plaster. Położył je przed nią na stole, po czym sam usiadł tuż obok i zaczął polewać jej palec wodą utlenioną, która uporczywie się pieniła. Kiedy w końcu uznał, że wystarczy, nakleił na ranę plaster. Przez cały czas ani razu się nie odezwał, nawet nie podniósł na nią wzroku, jakby się bał, że narusza jej terytorium. W końcu to ona się odezwała:
– Dziękuję.
A po chwili dodała, spoglądając na niego:
– Sama mogłam to zrobić.
– Wiem i podziwiam cię za to, że jesteś dzielna i ze wszystkim tak świetnie sobie radzisz. – Udało mu się nawiązać z nią kontakt wzrokowy.
Nie spodziewała się tego usłyszeć i była odrobinę zaskoczona. Nie czuła się wyjątkowa. Żyła tak, jak wymusiła to na niej sytuacja, w której się znalazła. Kochała swoją córkę, a dzięki długoletniej pomocy ojca mogła wrócić do pracy, która dawała jej wytchnienie i możliwość oderwania się od trudnej codzienności. Czasem umawiały się z Alicją na plotki i wspólne zakupy. Wówczas stale towarzyszące jej napięcie gdzieś ulatywało, a ona, uśmiechając się, mierzyła kolejne fatałaszki. Z utęsknieniem czekała na te krótkie chwile wolne od wizyt u lekarza czy spotkań z terapeutami, pod opieką których była jej córka.
– O co ci chodzi? Dlaczego akurat dzisiaj mnie nachodzisz?
– Bo zbyt długo czekałem, pozwalając, aby życie przeciekało mi przez palce.
– No właśnie, twoje życie nie ma nic wspólnego z moim. Obydwoje to zaakceptowaliśmy i nie ma do czego wracać – powiedziała zrezygnowana.
– Nawet jeśli rzeczywiście tak jest, to tym bardziej możemy porozmawiać – namawiał. – Skoro nie ma już emocji, to porozmawiajmy o faktach.
– Chcesz rozmawiać o faktach? Świetnie! – Znowu zaczęła się denerwować. – Fakt numer jeden: najważniejsza była i pewnie nadal jest dla ciebie praca! Fakt numer dwa: zostawiłeś mnie! Fakt numer trzy: zerwałeś kontakt ze swoją córką!
– Masz rację. Jestem idiotą i nic tego nie zmieni, ale chcę ci powiedzieć, że to nie jest twoja wina, że odszedłem – stwierdził, czekając na jej reakcję.
Tego było już dla niej za wiele. Fala złości zalała ją całą. Patrzyła pustym wzrokiem, nie zauważając, że ktoś przed nią siedzi. Ktoś, komu kiedyś tak bardzo ufała. Ktoś, komu przysięgała miłość. Ktoś, z kim chciała mieć dzieci. Ktoś, kogo zawsze wspierała. Ktoś, kto tak bardzo ją zawiódł. Jego słowa otworzyły zabliźnioną ranę, która przez lata krwawiła, ale od niedawna sądziła, że ma to za sobą. W tej chwili już nie panowała nad sobą. Rzuciła się na niego z pięściami, krzycząc:
– Jak śmiesz?! Jak śmiesz?! Wynoś się stąd i daj mi spokój! Nienawidzę cię!
– Uspokój się. Uspokój się. – Próbował się osłonić przed jej chaotycznymi ciosami, które nie sprawiały mu większego bólu.
W końcu złapała go za kurtkę i szarpiąc, zaciągnęła do przedpokoju. Cały czas przy tym wykrzykując.
– Nie masz prawa tu przychodzić i mówić mi, co mam myśleć! Rozumiesz?!
Spojrzała mu prosto w oczy, po czym otworzyła drzwi i nadludzką siłą wypchnęła go na zewnątrz.
Miała swoją dumę i nikt nie mógł jej tak traktować, a na pewno nie on. Nie miała zamiaru go słuchać. Nie obchodziło ją, że nagle zebrało mu się na wyjaśnienia. Nie miała już siły z nim walczyć. Potrzebowała spokoju, żeby móc zająć się wychowaniem córki i związanymi z tym problemami, których wraz z wiekiem wcale nie ubywało.
– Już nie masz takiego prawa… – Urwała wyczerpana i osunęła się na posadzkę.
Plecami dotykała zimnej ściany. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać, nie rozumiejąc, dlaczego akurat dziś się pojawił i wprowadził takie zamieszanie. Miała już dosyć tego dnia, a czekało ją jeszcze przyjęcie, na które w tej chwili zupełnie nie miała ochoty.