Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szwedzki kryminał - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szwedzki kryminał - ebook

Trzeci tom cyklu kryminalnego o byłym gliniarzu Tomaszu Winklerze

Usunięty ze służby za przestępstwo, którego nie popełnił, Tomasz Winkler dzisiaj bierze sprawy, z jakimi lepiej nie iść na policję. Jeśli masz kłopoty i nikt inny nie potrafi ci pomóc – możesz go wynająć. A przynajmniej spróbować...

Z zakładu psychiatrycznego w Krowieńcu ucieka niebezpieczny psychopata Adam „Psychoza” Mateńczuk. Skazano go za morderstwo dziecka, ale Psychoza ma sekret – ofiar było więcej. I nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie chwila słabości w towarzystwie współwięźnia. Ci, którzy poznali sekret Mateńczuka, muszą teraz zginąć. Problem w tym, że na liście do odstrzału znajduje się wrocławski detektyw Tomek Winkler.

Aby przeżyć, Winkler będzie musiał rozplątać zagadkę pogmatwanej przeszłości – i tożsamości – Mateńczuka. Kim jest jego prześladowca i co tak naprawdę wydarzyło się lata temu w szeregach tajemniczej dolnośląskiej sekty? Odpowiedzi ciągle się wymykają, a pętla zaciska. Psychoza nie cofnie się przed niczym, a jeśli będzie musiał, skrzywdzi tych, na których Winklerowi najbardziej zależy…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-3731-9
Rozmiar pliku: 1 021 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 2

No i po problemie. Miał trzy dni, nie odezwał się, koniec sprawy. Nie muszę niańczyć obsranego ze strachu złodziejaszka.

Na wszelki wypadek sięgnął po smarciaka, włączył i syknął ze złością.

To właśnie Rabek był jedyną osobą, która wczoraj wysłała SMS-a, a której nie odpowiedział, bo po pierwsze, telefon miał Rabek na kartę i numer się nie ujawniał, po drugie, Winkler i tak nie usłyszał pojedynczego sygnału wiadomości.

„Ten skurwesyn był w domui mojej kobiety. Na stole w kucni lezal kawal watroby przecietej nakrzyz”.

Oj, no teraz to już się robi ostro. Wygląda, że naprawdę jakiś psychol zagiął na niego parol. Tfu, żeby nie doszło... Kurde, jak go teraz znaleźć? Nie podał żadnego adresu.

Wyłączył radio, przycisnął dłonie do uszu i dokładnie przewinął w umyśle całą rozmowę z Rabkiem.

Nie znalazł żadnych danych adresowych. Nic, poza adresem zakładu psychiatrycznego, z którego zwiał ten Psychoza. Krowieniec. Co tam może być? Szpital, oddział, zakład... Coś z tego musi być w sieci.

Było. Szpital powiatowy z oddziałem neuroz i psychoz.

Zastanawiał się chwilę.

– Dzień dobry, prokuratura rejonowa Wrocław Śródmieście. Z ordynatorem oddziału neuroz poproszę – wyrzucił z siebie jednym tchem, niedbale i z wysoka.

– Dzień... Ja... już łączę... – Słuchawka eksplodowała nagłą ciszą, tak nagłą i głęboką, że Winkler zdiagnozował rozłączenie i już miał dzwonić ponownie, ale z ostrzejszym przytupem, gdy na linii pstryknęło i rozległ się męski głos:

– Słucham.

Nie przedstawia się. Pewnie na wszelki wypadek.

– Dzień dobry, Jerzy Karolewski, prokuratura rejonowa Wrocław Śródmieście. Z kim rozmawiam?

– Pełniący obowiązki ordynatora Ryszard Koziej.

– Panie ordynatorze. Jakieś dwa tygodnie temu mieliście u siebie ucieczkę zwolnionego z zakładu karnego bardzo niebezpiecznego pacjenta. Niestabilny psychicznie, wpadający w szał, wzbudzający strach nawet we współwięźniach... Jak to się stało, że uciekł z waszego oddziału?

– Hm... To się wydaje niemożliwe...

– Tak, to się wydaje niemożliwe! Ale, jak widać, u was nie ma rzeczy niemożliwych.

– Proszę pana, ja pełnię obowiązki ordynatora od trzech tygodni. Wie pan, jak wygląda przejęcie oddziału? Po zwolnionym poprzedniku, do którego zwolnienia prokuratura się przyczyniła? – Zabrzmiało to: „Sami się przyczyniliście!!”. – Musiałem miliony rzeczy sprawdzić, po prostu, żeby nie odpowiadać za poprzednika. Do niektórych spraw nie zdążyłem dotrzeć, między innymi nie dotarłem do jedynego niezabezpieczonego okna w świetlicy. Pacjent, ten... Ma-a... Zaraz... – W słuchawce kilka kliknięć w klawiaturę. – Mateńczuk! Tak, Adam Mateńczuk, on był w kaftanie lekowym. Nie powinien przy tej dawce zwlec się z łóżka... – A Rabek mówił, że powaliły go dopiero trzy piguły, które każdego innego waliły w pojedynkę! Skurwysyn zajadły! – O świcie zauważono puste łóżko...

– Pasy?

Chwilę trwała cisza, w końcu Koziej zdecydował się na prawdę.

– Nie było pasów. Personel uznał, że po tej dawce leku nie podniesie się przez dobę.

– Personel? Nie było lekarza?

– Był. Już go nie ma. Został zwolniony.

– Aha, czyli uwolnił się za bezdurno z oskarżenia o niedopełnienie obowiązków służbowych. Pan mu pomaga, panie ordynatorze?

– Nie. Na pewno nie. To jest lekarz, którego bym się pozbył najpóźniej w drugim miesiącu szefowania, ale nie zdążyłem. No i tak się złożyło, miał dyżur, zadecydował tak, a nie inaczej. Ale, proszę pana, atakowanie go nic nie da. Każda ekspertyza wykaże, że jeśli tylko Mateńczuk ten lek w takiej dawce dostał, to nie mógł się poruszyć. A jeśli pielęgniarki źle dawkowały albo w ogóle zapomniały o podaniu leku... Tego nikt nie udowodni i żaden lekarz dyżurny nic na to nie poradzi, nie może i nie powinien siedzieć przy każdym pacjencie przy iniekcji środka, któ...

– Przepraszam, zakład karny... E-e... Skąd go przywieziono?

– Z Wołowa!

– Zakład w Wołowie nie powiadomił o szczególnym temperamencie Mateńczuka?

Już był w domu, już mógł niedbale rzucać „Wołów”, „Mateńczuk”!

– Tak, było to w protokole przekazania, dlatego dostał taką szprycę, że dwaj inni ludzie przez dobę nie tylko by się nie poruszyli, ale nawet nie mieliby ochoty się poruszyć. Wie pan, jak dzia...

– Ja nie wiem, jak działa wasz preparat, ale mi, ignorantowi, wolno nie wiedzieć, gorzej, że i wy tego nie wiecie. – Westchnął głośno, żeby lekarz usłyszał to westchnienie. – Dobrze, na razie wiem to, co mi potrzebne... – Nagle wpadła mu do głowy cenna myśl: Więcej już dzwonić nie będę, trzeba teraz wyciągnąć wszystko, co się da. – Jakieś szczególne cechy tego osobnika? Coś pana w jego dokumentacji uderzyło, zastanowiło, zadziwiło?

Koziej zastanawiał się chwilę.

– Nie-e... Zimny typ, introwertyk do absurdu, nie dzieli się niczym z nikim. Zakład karny w Wołowie podobno odetchnął z ulgą, gdy opuścił ich mury. Ucieszyli się osadzeni i kla... strażnicy. – Odkaszlnął. – Nie wiem, czy to pana zainteresuje, ale mój kolega, który badał kilka razy Mateńczuka tam, w Wołowie, powiedział mi, że z jednej strony zakład odetchnął, z drugiej strony tacy Mateńczukowie są potrzebni, bo oni trzymają całe więzienie w ciągłej gotowości. Podobno do serpentariów wpuszcza się takie małe wężyki, które są kompletnie nieszkodliwe, ale za to w ciągłym niemal ruchu i poszukiwaniu drogi ucieczki, i jeśli jest jakakolwiek szansa na ucieczkę, to właśnie one ją odkryją. Dozorca widząc, że nie ma tych wężyków, wszczyna alarm, bo za chwilę zwieją niebezpieczne kobry i inne grzechotniki.

– Fajnie. Dowiedziałem się czegoś cennego, wzbogaciłem swoją wiedzę o wężyki, ale co do Mateńczuka – to niewiele się dowiedziałem... – nie potrafił sobie odmówić, żeby nie zakończyć ze specyficznym naciskiem: – ...panie ordynatorze! Do widzenia.

Wyrwał słuchawki z uszu i się rozłączył.

Rabek i Mateńczuk-Psychoza siedzieli w jednym zakładzie, w Wołowie. Wołów w kminie to byk, jeszcze tatuaż – sułtan. Ciekawe, czy Rabek ma sułtana? A, zresztą, co to ma za znaczenie?

Wołów... Wołów... Za duża jednostka, żeby na rympał zdobyć dane. Trzeba by kogoś... Kogo, kurna? Malicki? Nie no, szlag by trafił, ciągle do niego uderzam, a on ciągle... Osada? Tego też wykorzystuję ponad stan, kiedyś mi powie, że już ma dość, i wtedy będzie mi przykro. Może Dernisz? Coś mi winien, do cholery! W Polanicy zwaliłem na niego kawał chwały i sławy. Tak, to będzie dobry lewar!

Wyciągnął rękę, ale zanim palce chwyciły słuchawkę, dłoń legła na blacie, palce zaczęły wybijać znany rytm. Coś zaczęło przeszkadzać... Coś...

– Tomasz?

Wydobył się z głębokiego zamyślenia, potrząsnął głową.

– Tak? – krzyknął w przestrzeń.

– Nic, ja otworzę!

Usłyszał skrzypienie desek podłogi, zrozumiał, że to, co przeszkadzało chwilę temu, to natrętny dzwonek do drzwi.

Napiął mięśnie, by wstać, ale od razu uświadomił sobie, że przecież Roma jest zdrowa, mobilna, świadoma, jak to określała, swych praw i obowiązków. No to po co dublować się przy drzwiach, z listonoszem, na przykład.

– Nie, nie, proszę żadnego ściągania butów, i tam, korytarzem do końca, po prawej są otwarte drzwi do jego gawry!

Ciekawe, komu to Romcia tak reklamuje swojego wnuka? Przecież nie Iwie? I nie... no, komu?

W drzwiach stanął Malicki.

Od ostatniego widzenia zmienił emploi: włosy krótko „obsmyczone”, bez udziwnień z Harlemu, tylko jeden kolczyk w uchu. Koszula w kolorze safari, jakaś Columbus albo Camel, w każdym razie na „c”, na wierzch jeansów, niepochlastanych firmowo brzytwą. Stonowany jakiś, jakby zgaszony?

Winkler odkaszlnął, wstał, nie kwapił się z wyciągnięciem dłoni. Malicki zrobił dwa kroki, majtnął dużą nowiutką reklamówką Biedronki.

– Cześć – powiedział, wysuwając dłoń.

Winkler uścisnął, starając się przekazać przez uścisk nieufność.

Dotarło, Malicki uśmiechnął się krzywo, wysunął lewą rękę, niemal wcisnął gospodarzowi w brzuch reklamówkę z twardą zawartością.

– Przynoszę kość pokoju, żeby ją zagrzebać – powiedział.

– Ja pierdolę... – jęknął Winkler.

Za plecami Malickiego pojawiła się w drzwiach Roma.

– Kawy zrobię, dobrze? – zapytała, miło mrugając powiekami.

Znakomicie zagrała rolę miłej staruszki.

– Tak, dwie kawusie poprosimy – rzucił jej wnuk obok i ponad ramieniem Malickiego.

Pokazała mu kciuk i puściła oko. Na pewno wiedziała, kogo wpuściła do domu.

– Siadaj...

Gość zwalił się bezlitośnie w stary, mały, lecz zadziwiająco wygodny fotel.

Winkler sięgnął do reklamówki, wyjął butelkę, postawił na stoliku i wygrzebał z dolnej półki regału dwie szklanki.

– Nie będę mył – powiedział, stawiając obok butelki. – Ballantines Brasil? To jakaś mieszanka z rumem?

– Nie trzeba myć, przecież widzę, że często używane, gdzie i jak się miały zabrudzić? – zakpił Malicki. – A Brasil, żebyś dostrzegł, że się starałem.

Jeśli przyszedł zakopać topór, to z krzywym uśmiechem.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: