- nowość
Szymborska. Szkice do portretu - ebook
Szymborska. Szkice do portretu - ebook
Książka Krystyny Pietrych Szymborska. Szkice do portretu to niezmiernie ciekawa propozycja odczytania na nowo poezji autorki Końca i początku, osadzająca twórczość w kontekstach biograficznych, by ukazać ścisły splot poezji i życia, poczynając od juweniliów po utwory ostatnie. Całość składa się z dwóch części, proponujących odrębne rozwiązania koncepcyjnie i problemowe, a zarazem wzajem uzupełniające się. Z pierwszej, obejmującej trzy pierwsze rozdziały, wyłania się złożony i wieloaspektowy portret Szymborskiej – kobiety i poetki. Opowieść o życiu noblistki dopełniaj wiersze, tyleż prywatne, co uniwersalizujące indywidualne doświadczenie. Autorka, sięgając do faktografii, wybiera z niej fragmenty o decydującym o przyszłości poetyckiej znaczeniu, jak np. zarzut awangardowego niezrozumialstwa, doświadczenie socrealizmu, doznanie osobistej straty. Fakty z życia i twórczość poetki ukazywane są w szerokiej perspektywie, która pozwala wydobyć ciągłość procesu twórczego, związanego z prywatnym i pokoleniowym doświadczeniem Szymborskiej. Pierwsze trzy rozdziały mają otwarty na wszystkich, w dużej mierze popularnonaukowy charakter – prowadzą biograficznym kluczem przez poezję autorki Soli, pokazując jej różnorodność i związek doświadczenia życiowego z artystycznymi wyborami. Na drugą, symetryczną objętościowo część książki składają się kolejne trzy rozdziały. Dominuje w nich podejście problemowe, wynikające z pytań o rzeczy zasadnicze: o miejsce człowieka w poetyckim świecie i jego antropologiczny wymiar, o relację człowiek–zwierzę i ekokrytyczną empatię; o figurę „małej dziewczynki” czy „mistrzyni”, która w tej poezji staje się znakiem ludzkiej kondycji; o rolę snu i śnienia w poezji i życiu poetki. O ile w pierwszej części książki dominuje spojrzenie z lotu ptaka na poezję Szymborskiej, a poetyka stanowi dyskretne tło rozważań, o tyle w drugiej pojawiają się analizy poszczególnych wierszy, a tym samym pokazany zostaje kunszt poetycki Szymborskiej. W efekcie powstaje autorski „szkic do portretu” poetki – znacząca, uważna i empatyczna opowieść o poezji i egzystencji Szymborskiej. Rolę najważniejszych światopoglądowych drogowskazów pełnią tu kategorie, takie jak dar, zdumienia, żart, zachwyt czy rozpacz. Książka naukowo niezmiernie kompetentna, napisana w sposób zajmujący i przystępny, zapraszająca do lektury szersze grono także nieprofesjonalnych czytelników. Uzupełnieniem publikacji są zdjęcia z życia Wisławy Szymborskiej (m.in. odręcznie napisanej ostatniej prośby skierowanej do Michała Rusinka).
Kategoria: | Polonistyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-23961-9 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W zakończeniu swego wykładu noblowskiego Szymborska mówiła:
Świat, cokolwiek byśmy o nim pomyśleli zatrwożeni jego ogromem i własną wobec niego bezsilnością, rozgoryczeni jego obojętnością na poszczególne cierpienia ludzi, zwierząt, a może i roślin, bo skąd pewność, że rośliny są od cierpień wolne; cokolwiek byśmy pomyśleli o jego przestrzeniach przeszywanych promieniowaniem gwiazd, gwiazd, wokół których zaczęto już odkrywać jakieś planety, już martwe? jeszcze martwe? nie wiadomo; cokolwiek byśmy pomyśleli o tym bezmiernym teatrze, na który mamy wprawdzie bilet wstępu, ale ważność tego biletu jest śmiesznie krótka, ograniczona dwiema stanowczymi datami; cokolwiek jeszcze pomyślelibyśmy o tym świecie jest on zadziwiający.
Ale w określeniu „zadziwiający” kryje się pewna logiczna pułapka. Zadziwia nas przecież to, co odbiega od jakiejś znanej i powszechnie uznanej normy, od jakiejś oczywistości, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Otóż takiego oczywistego świata nie ma wcale. Nasze zadziwienie jest samoistne i nie wynika z żadnych z czymkolwiek porównań.
Zgoda, w mowie potocznej, która nie zastanawia się nad każdym słowem, wszyscy używamy określeń: „zwykły świat”, „zwykłe życie”, „zwykła kolej rzeczy”… Jednak w języku poezji, gdzie każde słowo się waży, nic już zwyczajne i normalne nie jest. Żaden kamień i żadna nad nim chmura. Żaden dzień i żadna po nim noc. A nade wszystko żadne niczyje na tym świecie istnienie.
Zdumienie to postawa, która charakteryzuje twórczość autorki _Chwili_ od początku do końca – jest niezbywalnym warunkiem poezji, a także fundamentem świadomego w świecie istnienia. Już w jej debiutanckim wierszu z roku 1945 pod znaczącym tytułem _Szukam słowa_ zawarte zostało przekonanie o nieadekwatności i niewystarczalności języka wobec doświadczeń wojennych, a więc o niemożności sprostania słowem rzeczywistości – zawsze nie do pojęcia i nie do nazwania. W wierszu zatytułowanym wprost _Zdumienie_ z tomu _Wszelki wypadek_ czytamy:
Czemu w zanadto jednej osobie?
Tej a nie innej? I co tu robię?
W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe?
W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem?
Dlaczego tylko raz osobiście?
Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe?
Po tylu erach nieobecności?
Za wszystkie czasy i wszystkie glony?
Za jamochłony i nieboskłony?
Akurat teraz? Do krwi i kości?
Sama u siebie z sobą? Czemu
Nie obok ani sto mil stąd,
nie wczoraj, ani sto lat temu
siedzę i patrzę w ciemny kąt
– tak jak z wzniesionym nagle łbem
patrzy warczące zwane psem?
Same pytania. Ani jednej odpowiedzi. Nic nie jest proste ani jednoznaczne, a już zwłaszcza nasze tutaj, na tym świecie i w tym czasie, (za)istnienie. Można zatem jedynie mnożyć wątpliwości, z niewzruszoną pewnością nic orzec nie podobna, nie ma prawd i odkryć bezspornych ani definitywnych. Jeśli coś w tej sytuacji jest niezbędne, to konieczność stawiania pytań – tylko one bowiem mogą oddać permanentny stan niepewności i nieoczywistości. „Ona cały czas – pisała o Szymborskiej Małgorzata Baranowska – ulega zdziwieniu, ale jest to nie tylko zdziwienie filozoficzne, o którym w jej przypadku często się mówi. Jest to również zdziwienie historyczne, takie bardziej zmysłowe – że może być jeszcze coś, poza bezwonną przestrzenią czasu, co może nas jeszcze zaskoczyć. Nie możemy się w to przenieść, ale wyobrazić sobie możemy”.
Gdyby w mojej książce „dar” nie stanowił kategorii nadrzędnej, poprzez którą staram się ujmować nie tylko twórczość autorki _Soli_, ale także specyficzny splot jej poezji i życia, to najpewniej pojęciem takim byłoby „zdumienie”. Lub może „cud”:
Cud pospolity:
to, że dzieje się wiele cudów pospolitych.
Cud zwykły:
w ciszy nocnej szczekanie
niewidzialnych psów.
Cud jeden z wielu:
chmurka zwiewna i mała,
a potrafi zasłonić duży księżyc.
Kilka cudów w jednym:
olcha w wodzie odbita
i to, że odwrócona ze strony lewej na prawą,
i to, że rośnie tam koroną w dół
i wcale dna nie sięga,
choć woda jest płytka.
Cud na porządku dziennym:
wiatry dość słabe i umiarkowane,
w czasie burz porywiste.
Cud pierwszy lepszy:
krowy są krowami.
Drugi nie gorszy:
ten a nie inny sad
z tej a nie innej pestki.
Cud bez czarnego fraka i cylindra:
rozfruwające się białe gołębie.
Cud, no bo jak to nazwać:
słońce dziś wzeszło o trzeciej czternaście
a zajdzie o dwudziestej zero jeden.
Cud, który nie tak dziwi, jak powinien:
palców u dłoni wprawdzie mniej niż sześć,
za to więcej niż cztery.
Cud, tylko się rozejrzeć:
wszechobecny świat.
Cud dodatkowy, jak dodatkowe jest wszystko:
co nie do pomyślenia
jest do pomyślenia.
(_Jarmark cudów_, tom _Ludzie na moście_)
Takie widzenie świata – jako czegoś zachwycająco nieoczekiwanego i nieoczywistego – stanowi znak charakterystyczny postawy Szymborskiej. Wszystko, wedle niej, może nas zachwycić: krowa, która jest krową, psy, których nie widać, ale w ciemności słychać, jak szczekają, wiatry, które wieją, słońce, które co dzień wschodzi… Wyliczenie można by kontynuować... Czy to zauważymy, zależy od nas, od naszego patrzenia i zdolności dostrzegania. Zależy od naszej umiejętności przekroczenia starych sposobów percepcji i utartych przyzwyczajeń, od otwarcia na nowość oraz umiejętności zobaczenia i usłyszenia na nowo, po raz pierwszy, czyli od zdumienia „wszechobecnym światem”.
Bardzo mnie kuszą oba te słowa: „zdumienie” i „cud”. Pozostaję jednak przy słowie „dar” – bo, jak sądzę, pozwoli ono odkryć coś istotniejszego; coś, co Szymborska ukryła, niczym tajemne zaklęcie, nie tylko w twórczości, ale również w nie-zwykłej codzienności własnego życia.URODZINY
Zacznijmy od początku. W metryce urodzin poetki czytamy:
Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawił się dzisiaj co do osobistości znany dyrektor dóbr Wincenty Korwin Szymborski zamieszkały w Prowencie, katolickiego wyznania, i zeznał, że Anna Szymborska urodzona Karp Rottermund, żona jego, katolickiego wyznania, zamieszkała u niego w Prowencie w mieszkaniu meldującego, urodziła dnia drugiego lipca roku tysiąc dziewięćset dwudziestego trzeciego po południu o godzinie trzeciej dziecko płci żeńskiej, któremu nadane zostało imię Maria Wisława Anna.
Zdarzenie to miało miejsce w Kórniku bądź w sąsiadującym z nim Bninie – o co ponoć spierają się do dziś mieszkańcy obu miejscowości. Nierozstrzygalność wynika zapewne z faktu, że dom państwa Szymborskich usytuowany był wówczas na granicy pomiędzy tymi miastami. Dziś nie ma powodu do sporu – Bnin stał się częścią Kórnika. O narodzinach drugiej córki już dzień później, 4 lipca 1923 roku, Wincenty Szymborski pisał do Antoniego Paczyńskiego, dyrektora Zarządu Lasów w Poznaniu: „Przybyła nam córa, bardzo dorodna panna”. Po latach Szymborska tak poetycko zrekonstruuje wydarzenie własnych narodzin:
Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza, i zorze,
i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech –
jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?
Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,
bodziszki, modliszki – gdzie ja to pomieszczę?
Motyle, goryle, beryle i trele –
dziękuję, to chyba o wiele za wiele,
Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,
i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?
Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!
Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta –
dziękuję, doprawdy nie czuję się warta.
Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?
Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.
Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.
Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.
Już choćby najmniejszy – szalony wydatek:
fatyga łodygi i listek, i płatek
raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,
wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle.
(_Urodziny_, tom _Sto pocie_ch, 1967)
Oczywiście, nie jest to zapis tego, co skrywa najgłębsza pamięć, bo cóż można pamiętać z własnych narodzin, ale próba odpowiedzi na fundamentalne ontologiczne pytania: co to znaczy urodzić się? Zaistnieć tu, teraz, w tej postaci? Według Szymborskiej – doświadczać intensywnie nieogarnionej wielości i różnorodności świata, zostać niejako wrzuconym w centrum dynamicznego bytu, w sam środek dziejących się nieustannie przemian, pośród mnogości istnień i zdarzeń. Zostać obdarowanym niewyczerpanym bogactwem wszystkiego, doznawać ekscytacji i radości. Być w stanie nieustannego odurzenia istnieniem, zachwycać się wielopostaciowością bytu, doświadczać bezbrzeżnego zdumienia i oszołomienia. Ale jednocześnie – trudno nie odnieść takiego wrażenia – pod tą radością czai się jakiś niepokój, bo można zginąć w tym nadmiarze, obfitości, intensywności. Rzeczywistość nieustannie napiera, nie można sobie z nią poradzić, zapanować nad nią, choć przecież próbuje się ją na różne sposoby okiełznać i uporządkować – tutaj choćby słowem poetyckim. Wiersz _Urodziny_ traktuje zatem, tonem żartobliwym, o rzeczy niezmiernie poważnej – o zaistnieniu, o wyłonieniu się z niebytu, o „odróżnieniu od próżni”. Ale mówi także o corocznym święcie, które upamiętnia to zdarzenie pierwsze i fundamentalne, przypominając, że dla jednostki jest to doświadczenie bez precedensu. Jak napisze Szymborska w _Rozpoczętej opowieści_: „Na urodziny dziecka / świat nigdy nie jest gotowy” – z wielu powodów natury, by tak rzec, przyziemnej. Choćby takich:
Jeszcze nasze okręty nie powróciły z Winlandii,
Jeszcze przed nami przełęcz św. Gotharda.
(…)
Dopiero w Acapulco
Zaczniemy wszystko od nowa.
Wyczerpał się nam zapas opatrunków,
zapałek, argumentów, tłuków pięściowych i wody.
Nie mamy ciężarówek i poparcia Mingów.
Tym chudym koniem nie przepłacimy szeryfa.
Żadnych jak dotąd wieści o porwanych w jasyr.
Brakuje nam cieplejszej jaskini na mrozy
i kogoś, kto by znał język.
Nigdy nie ma czasu zadowalająco dobrego, wystarczająco pomyślnych wiatrów i sprzyjających okoliczności, w przypadkowym zatem momencie („Nadchodzi pora rozpalenia ognia”) wydarza się najważniejsze, a my możemy jedynie wyrazić życzenie, zwracając się do nadziemskich mocy:
Oby połóg był lekki
i dziecko rosło nam zdrowo.
Niech będzie czasem szczęśliwe
i przeskakuje przepaście.
Niech serce jego ma zdolność wytrwania,
a rozum czuwa i sięga daleko.
Są zatem wymierne powody, dla których urodziny odbywają się zawsze nie w porę, ale są też powody bardziej zasadnicze, chciałoby się powiedzieć: prymarne, wynikające z istoty wydarzenia mającego charakter totalny, kosmiczny, będącego zajściem ekstremalnym na miarę całego wszechświata. Wydarzenia, podczas którego z bytu i pośród wielości bytów wyłania się byt kolejny, wyodrębnia w swej inności, nabiera kształtów, dookreśla w swych granicach i niepowtarzalności.
Tak widziała fascynujący cud, nie tylko swoich, ale każdych narodzin, dojrzała poetka. Tymczasem mała Ichnia – tak nazywana była w dzieciństwie (to zdrobnienie od Marychnia, Maria, pierwszego oficjalnego imienia) – rozpoczyna swoją twórczość literacką. Pisze, jak wiele dzieci, rymowanki okolicznościowe na imieniny najbliższych, krótkie wierszyki, za które dostaje od ojca po 20 groszy – „śmiała się potem, że już jako mała dziewczynka zarabiała na poezji”. Zdarzają się pośród tych wczesnych prób również i takie, w których ujawnia się tak charakterystyczne dla twórczości Szymborskiej poczucie humoru:
Na ulicy Kazimierza
Mieszkają ciotki B.
Każdej uroda jest świeża,
I wdzięk nie byle jaki.
Wszystkie polują na męża
Lecz nikt się im nie trafia
Brak kandydatów w tym względzie
Co czasem też zdarza się.
Chciałabym im zaradzić
Gdyż chcę wujeczka mieć
Lecz nie mogę poradzić
Bo nikt mych cioć nie chce.
(…)
Muszę choć ze 2 wyswatać
By potem z wujkami latać,
Po cukierniach i kawiarniach
Dziwna słabość mnie ogarnia.
Te dziecięce zabawy, jeszcze rozbrajająco nieporadne, stanowią pierwsze nieśmiałe zapowiedzi poetyckiego talentu. Późniejsze utwory pochodzą z czasów gimnazjalnych: _Topielec. Poemat epiczny w dwóch pieśniach_ opowiada nie całkiem serio o tragicznym wydarzeniu – utonięciu małej Ichni w wiosennych roztopach:
I kilka baniek powietrza z bulgotem
Na wierzch wyprysło i zanikło potem,
A na powierzchni pływał niczym kaczka
Beret uczniowski – brudny i bez znaczka.
W części drugiej odbywa się „pogrzeb smętnego topielca”. Jest tu wszystko to, co być powinno: dźwięk dzwonów, trumna obsypana kwieciem, rozpacz (nie do końca autentyczna) żałobników. Ale smutny nastrój zostaje niemal od razu przełamany ironiczno-żartobliwymi komentarzami:
Oto u kresu. Wszyscy stają kołem
I nad glinianym chylą głowy dołem.
Już nie ma Ichny… Tylko trumna biała
W dół się zsunęła i tak pozostała.
Westchnienie bólu z piersi nam ulata,
Już nie ma Ichny, stracona dla świata…
A koleżanki rzekły w dobrej wierze:
„Głupia bo głupia, lecz jakoś żal bierze”.
Matka Józefa rzekła o niebodze
„pewnie jest w piekle, bo grzeszyła srodze”.
Matka Stefania westchnęła zbolała:
„A tak dobrze się zapowiadała”.
Już nie ma Ichny. Pozostał grobowiec.
Żałuj jej śmierci, innym ją opowiedz.
Figlarno-łobuzerski ton, z jakim nastoletnia Ichnia opowiada bądź co bądź o własnym pogrzebie, będącym na szczęście tylko igraszką dziecięcej wyobraźni, zapowiada już stałe cechy postawy Szymborskiej: dystans, ironię, koncept, gry konwencjami oraz skłonność do zabawy, która potem znajdzie swą pełną reprezentację w twórczości niepoważnej dla dorosłych (limerykach, moskalikach, lepiejach czy odwódkach). Warto przy okazji zauważyć, że poetka potrafiła żartować z własnej śmierci również w wierszu napisanym kilkadziesiąt lat później:
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.
(_Nagrobek_, tom _Sól_)
Cały zaś poemat _Topielec_ można potraktować jako nieoczywistą i zdumiewającą, wymykającą się racjonalnym uzasadnieniom przyczynowo-skutkowym, zapowiedź późnego wiersza _Kałuża_:
Dobrze z dzieciństwa pamiętam ten lęk.
Omijałam kałuże,
zwłaszcza te świeże, po deszczu.
Któraś z nich przecież mogła nie mieć dna,
choć wyglądała jak inne.
Stąpnę i nagle zapadnę się cała,
zacznę wzlatywać w dół
i jeszcze głębiej w dół,
w kierunku chmur odbitych
a może i dalej.
Potem kałuża wyschnie,
zamknie się nade mną,
a ja na zawsze zatrzaśnięta – gdzie –
z niedoniesionym na powierzchnię krzykiem.
(_Kałuża,_ tom _Chwila)_
Tu z dziecięcej beztroskiej zabawy nic nie pozostało. Być może wypadek tonięcia naprawdę kiedyś w młodości się Szymborskiej przytrafił i mocno zapadł jej w pamięć. Jeśli tak, to w czasach młodości zamieniła go w beztroską zabawę literacką, którą skutecznie okiełznała strach, na starość zaś wydobyła z niego grozę, starając się ją opanować racjonalnym namysłem. Lecz – chyba nie do końca skutecznie.PRZYPISY
W. Szymborska, _Poeta i_ Świat (Odczyt Noblowski, Sztokholm, 7 grudnia 1996), w: taż, _Wiersz wybrane_, Wyd. a5, Kraków 2000, s. 342.
M. Baranowska, _„Tak lekko było nic o tym nie wiedzieć”. Szymborska i świat_, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, s. 34.
Metryka znajduje się w archiwum Fundacji Wisławy Szymborskiej, zdeponowanym w dziale rękopisów Biblioteki Jagiellońskiej. Przytacza ją także w swojej książce Joanna Gromek-Illg (zob. J. Gromek-Illg, _Szymborska. Znaki szczególne. Biografia wewnętrzna_, Znak, Kraków 2020, s. 23).
Cytat za: A. Bikont, J. Szczęsna, _Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej_, Wyd. Agora, Warszawa 2023, s. 46.
Oficjalnie Szymborska stanie się Wisławą w 1971 roku.
M. Rusinek, _Szalik. O Wisławie Szymborskiej dla dzieci_, Zygzaki, Grupa Wydawnictwa Poznańskiego, Poznań 2023, s. 19.
Wierszyk opublikowany w książce: W. Szymborska, _Błysk rewolwru_, wstęp i komentarz naukowy B. Maj, Agora, Warszawa 2013, s. 35–36.
Tamże, s. 52–53.
Więcej o tych tekstach piszę w rozdziale następnym, _Zachwyt i rozpacz_.
Do tego wiersza powracam w rozdziale _Mistrz(yni) od dawna jest wśród nas_.