- W empik go
Tadeusz - ebook
Tadeusz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 152 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spożytymi one być miały w godzinie południowej, teraz zaś ranek był jeszcze wczesny. Ale Chwedora wnet musiała wyjść z chaty, bo najęła się na dzień ten do pełcia dworskich ogrodów warzywnych, a mąż jej, Klemens, od godziny już w pobliżu dworu orał ziemię pod zasiew jesienny.
Była to chłopka młoda, wysoka, silna, ze skórą twarzy i rąk grubą i ciemną, lecz w tej porze dnia czystą jeszcze, bo tylko co po wodę poszedłszy umyła się pod studnią. Przez tę grubą i ciemną skórę jej policzków przebijały się silne rumieńce; z niskim czołem, małym, zadartym nosem i grubymi wargami, jako też z szerokimi bary i dużymi, płaskimi stopy-nie była wcale piękna, lecz biły z niej zdrowie, siła i hożość. Strój jej składał się z krótkiej i pstrej spódnicy, z szarawej, grubej 'koszuli ł pasiastego, szerokiego fartucha przewiązanego, kilkakrotnie stan okalającą, w domu z różnobarwnych nici utkaną, sztywną taśmą. U szyi jej błyszczał brązowy, poświęcony medalik, a głowę okrywała chustka w czerwone kwiaty tak z tyłu czaszki zawiązana, że nad czołem widać było dwa szerokie, pasma włosów gęstych, czarnych, ale zrudziałych i bez połysku.
Gdy na czas nieobecności swej urządziła już swe gospodarstwo, pochyliła się nad stojącymi na ziemi glinianymi naczyniami i z jednego z nich nalewając mleko do małego garnka wołać zaczęła:
– Tadeusz! Tadeusz!
Trudno było zgadnąć, do kogo stosowało się to wołanie, bo na pozór nikogo prócz niej w izbie nie było. Ale był to tylko pozór. Po chwili na szerokim tapczanie służącym tu za łóżko, pod radnem, czyli wielkim kawałem szarego płótna okrywającym siennik i sianem wypchaną poduszkę, poruszać się zaczęła żywa jakaś istota. Zrazu obecność jej zdradzały tylko szelesty poruszanego siana oraz wydymanie się i opadania grubych zgięć radna. Potem nad tapczanem i radnem wzbił się czarny rój niezliczonych brzęczących much, a spod płótna wydobywać się zaczęły dwie małe, ciemne stopki i dwie również małe, okrągłe rączki, aż rąbek radna uchylił się całkiem i w spływającym na tapczan wąskim pasie słonecznego światła ukazało się dziecko, którego pierwszym gestem było zatopienie obu rąk w rozczochranych włosach, a pierwszym krzykiem wpółpłaczliwym, wpółśmiejącym się:
– Mamo!
Gdyby jej był zaraz przy sobie nie zobaczył, byłby najpewniej wrzasnął płaczem na całą izbę; ponieważ jednak szła właśnie ku niemu z garnuszkiem w ręku, zdecydował się na śmiech głośny i radosny.