- W empik go
Tajemnica gabinetu restauracyjnego - ebook
Tajemnica gabinetu restauracyjnego - ebook
Opowiadanie kryminalne „warszawskiego Sherlocka Holmesa" z pierwszej połowy XX wieku, podane z pierwszej ręki. Daniel Bachrach, aspirant Urzędu Śledczego w Warszawie, wspomina sprawę kryminalną, którą prowadził. Znany komisarz policji śledczej Daniel Bachrach świętuje z przyjaciółmi nadejście nowego roku na reducie w sali Teatru Wielkiego. Sylwestrową zabawę przerywa mu pojawienie się jednego z wywiadowców. Po nawiązaniu kontaktu okazuje się, że przed godziną w gabinecie jednej z pierwszorzędnych restauracji w okolicach Nowego Światu doszło do zabójstwa. Dla Bachracha oznacza to koniec beztroskiej nocy. Komisarz opuszcza współtowarzyszy i natychmiast udaje się na miejsce zbrodni. Sprawa nie jest prosta, a śledztwo potrwa jeszcze dobrych kilka tygodni...
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-3476-4 |
Rozmiar pliku: | 166 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pamiętną dla mnie na zawsze postanie noc sylwestrowa 1920 roku. Nie spodziewałem się, że zamiast zabawy całą spędzę na mozolnej pracy i jeszcze kilka tygodni później pozostanie dla mnie niezgłębiona tajemnica dramatu, jaki miał miejsce w gabinecie jednej z pierwszorzędnych restauracji w okolicach Nowego Światu.
Na zegarze ratuszowym już dawno wybiła północ. Bawiłem się wyśmienicie na reducie w sali Teatru Wielkiego, gdy nagle zauważyłem jednego z moich wywiadowców, rozglądającego się po sali. Ujrzawszy mnie, dał znak, bym wyszedł do westybulu. „Masz tobie” – pomyślałem. „Z zabawy już dziś nic nie będzie. Prawdopodobnie zaszło coś poważnego i będę musiał pożegnać towarzystwo, z którym przyjechałem razem na redutę”.
– Co się stało, panie K.? – zapytałem wywiadowcę.
– Przed godziną w gabinecie restauracyjnym znaleziono zabitego mężczyznę i naczelnik polecił mi zawiadomić pana, ażeby pan komisarz natychmiast pojechał na miejsce.
Nie pozostało mi nic innego, jak pożegnać towarzystwo i pojechać razem z wywiadowcą. W drodze wypytywałem go, co się stało, lecz nie mogłem się od niego nic dowiedzieć, gdyż będąc dyżurnym w urzędzie śledczym, otrzymał telefoniczne polecenie odszukania mnie i zawiadomienia o wypadku.
Po kilku minutach sanki zatrzymały się przed restauracją. Widocznie nikt nie wiedział jeszcze o dramacie, jaki niedawno miał miejsce w gabinecie, gdyż na ulicy nie było żadnego zbiegowiska. Na sali panował niebywały tłok. Wszystkie stoliki były zajęte. Panie w balowych strojach i dominach, panowie w smokingach i frakach. Naprzeciw mnie wyszedł zarządzający restauracją i zaprowadził korytarzem do gabinetów.
Przed drzwiami gabinetu stał jeden z wywiadowców. Komisarza odnośnego komisariatu zastałem w gabinecie, gdzie leżał nieboszczyk, obok niego pochylony nad trupem klęczał nieznany mi mężczyzna. Był to sprowadzony natychmiast po wypadku doktor.
Po przywitaniu się z komisarzem, przedstawiwszy się doktorowi, rozejrzałem się po gabinecie, gdzie leżał nieboszczyk. Nie zauważyłem nic podejrzanego. Stół był zastawiony trunkami i różnego rodzaju zakąskami. Na stole znajdowało się nakrycie na dwie osoby. Widać było, że nieboszczyk był na kolacji w towarzystwie kobiety, nie wyobrażałem sobie bowiem, by noc sylwestrową spędzał w gabinecie w towarzystwie mężczyzny.
– Pan doktor jest zdania, że zmarły popełnił samobójstwo – odezwał się komisarz. – Obok nieboszczyka leżał na ziemi rewolwer.
– Czy zawiadomieni już zostali prokurator i sędzia śledczy? – zapytałem komisarza. – Nie chcę bowiem bez nich nic ruszać w gabinecie.
– Z pewnością lada chwila przyjadą. Zawiadomiłem już prokuraturę przeszło godzinę temu, ale w noc sylwestrową z pewnością nikogo nie ma w domu.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i na progu stanęli prokuratur oraz sędzia śledczy rewiru, gdzie mieściła się restauracja. Razem z nimi nadszedł i naczelnik urzędu śledczego.
Po uzyskaniu pozwolenia od prokuratora zająłem się wraz z wywiadowcami przede wszystkim zrewidowaniem nieboszczyka.
Był to mężczyzna lat około trzydziestu pięciu, bardzo elegancko ubrany. Na palcu nosił pierścień z dużym brylantem, w kieszeni od kamizelki złoty zegarek z dewizką. W krawacie tkwiła szpilka z brylantem i perłą. W portfelu znalazłem większą sumę pieniędzy w markach polskich, dolarach i milrejsach brazylijskich.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.