Tajemnica klejnotu Nefertiti - ebook
Tajemnica klejnotu Nefertiti - ebook
Zaczęło się zupełnie niewinnie od artykułu w gazecie: w Egipcie odkryto nowy grobowiec. Dalej wypadki potoczyły się już lawinowo. Każdy, kto choć trochę interesuje się archeologią, rusza do Kairu. I oto zatłoczone uliczki miasta i bezkresne piaski pustyni, stają się świadkami szaleńczego wyścigu. Kto pozna legendę Nefertiti? Kto wyniósł sarkofag z grobowca? Kim jest tajemnicza Cressida Finch? Pytań coraz więcej, a czas upływa szybciej niż piasek w klepsydrze… No i najważniejsze – kto pierwszy dotrze do klejnotu? „Tajemnica klejnotu Nefertiti” to nie tylko zapierające dech w piersiach przygody piątki przyjaciół. To odkrywanie tajemnic, legend i zapomnianych historii, zaglądanie do zakurzonych ksiąg, tajemniczych komnat i nikomu nieznanych grobowców…Kroniki Archeo to wartka akcja, przygody na miarę Indiany Jones, bohaterowie, z którymi nie będziesz chciał się rozstawać i mnóstwo humoru! Oto książka, którą czyta się jednym tchem!"
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-2650-005-3 |
Rozmiar pliku: | 8,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Była ciemna, zimna noc. Rozciągająca się wokół cmentarzyska pustynia – cicha i przerażająca.
– Pamiętajcie, na razie zabieramy tylko sarkofag – mówił dalej Achmed. – Niech nikt nie waży się dotknąć innych kosztowności! – uprzedził i wymownie oparł dłoń na klindze ostrego sztyletu.
– Po resztę przyjdziemy później.
– Achmedzie, a jeśli ktoś odkryje ten grobowiec i sprzątnie nam wszystko sprzed nosa? – zapytał przezornie Ali.
– Już moja w tym głowa, żeby nikt się tu nie szwendał – odparł z ironicznym uśmieszkiem Achmed. – Bierzcie się do roboty! Bo na czczym gadaniu upłynie cała noc. Nasz kupiec już czeka! Jalla! Chodźmy!
Sarkofag: kamienna trumna, wewnątrz której umieszczano drewnianą skrzynię z mumią zmarłego. Na sarkofag było stać tylko bardzo zamożnych Egipcjan.
Każdy z mężczyzn zapalił w dogasającym ognisku pochodnię. Potem starannie zasypano żar piaskiem.
Achmed z Alim odsłonili zamaskowane wejście do wykutego głęboko w skale grobowca. Ukazały się stopnie schodów i po chwili wszyscy zeszli do podziemnego tunelu.
Minęła godzina nim pojawili się znowu. Nie wracali jednak z próżnymi rękami.
Na ramionach nieśli ciężki, szczerozłoty sarkofag…
– Prędzej! Prędzej! – popędzał Achmed, idący na przedzie kolumny z pochodnią w dłoni. – Wy dwaj zostańcie na straży! – wskazał dwóch uzbrojonych towarzyszy. – A jeśli przyjdzie wam do głowy jakiś głupi pomysł – spojrzał znacząco na mężczyzn – przysięgam, że wasze kości pochłonie pustynia! – zagroził.
Strażnicy potulnie skinęli głowami.
– Niedługo będziemy z powrotem – powiedział Achmed. Odwrócił się i już po chwili zniknął w mroku pustyni, wraz całym pochodem niosącym złoty sarkofag.Skoro świt panna Ofelia Łyczko wpadła do pokoju Ani i gwałtownym ruchem podniosła rolety.
– Pora wstawać, śniadanie już dawno na stole! Nie chcesz chyba moja droga spóźnić się do szkoły? – energiczny głos opiekunki obudził dziewczynkę.
– A czemu nie? – Ania pomyślała z przekorą, ale wolała tego nie mówić głośno, żeby nie narażać się na pełne oburzenia gderanie panny Ofelii, która już od tygodnia niepodzielnie królowała w domu Ostrowskich. Zawsze, gdy rodzice Ani gdzieś wyjeżdżali, to właśnie ta drobna, niesamowicie energiczna blondynka prowadziła dom i pilnowała dzieci, a szczególnie tego, czy mają czyste uszy i odrobione lekcje. Tym razem było dokładnie tak samo: wciąż te uszy i lekcje.
– Spójrz na niebo i powiedz, jakie chmury dzisiaj widzisz! – poleciła panna Ofelia. Ostatnio przerabiała z Anią zagadnienia zawiązane z klimatem i pogodą. Stąd tak dziwne pytanie o poranku.
Ania naprawdę nie miała ochoty na jakąś chmurologię od samego rana. Miała nadzieję, że za parę dni wrócą rodzice, którzy przebywali akurat w Paryżu na konferencji naukowej, i te poranne katusze wkrótce się skończą.
– Przyjrzyj się dokładnie i powiedz, czy widzisz cumulonimbusy, cumulusy, cirrusy czy może stratusy? – panna Ofelia zapytała podchwytliwie.
– Zerusy! – Ania odparła bez namysłu, patrząc na czyste, błękitne niebo.
– Też coś! – Ofelia prychnęła głośno i wzruszyła ramionami jednocześnie.
Pomruczała coś jeszcze pod nosem i wyszła do kuchni.
Ania zaczęła się ubierać. W jej pokoju wiecznie panował bałagan, więc jak zwykle miała problem z odnalezieniem pasujących do siebie skarpetek. Najpierw sprawdziła, czy przypadkiem nie wiszą na rozstawionych przy oknie sztalugach. Tam ich nie było. Spojrzała więc na stolik, na którym leżała paleta, tubki z farbami i pędzle. Jednak ani tam, ani pod stosem porozrzucanych kartek, nie znalazła tego, czego szukała. Cały jej pokój wyglądał jak wielka pracownia malarska. Ania, choć przeurocza istota, nie należała do najporządniejszych dziewczynek i wszędzie zostawiała swoje prace na wierzchu. Uważała, że skoro i tak rysowała w każdej wolnej chwili, to po co w ogóle chować materiały?
Kiedy w końcu właściwe skarpetki znalazły się na właściwych stopach, Ania zeszła na śniadanie.
Przy stole siedział jej starszy brat Bartek i czytał gazetę.
– Cześć bzyku! – przywitał wesoło siostrę. W przeciwieństwie do Ani tryskał dobrym humorem.
– Nie mów do mnie bzyku! – Ania złościła się. – Nie jestem już małą dziewczynką!
– Och, przebacz o pani! Zapomniałem, że skończyłaś już przecież osiem lat! – Bartek wstał od stołu i złożył jej głęboki, rycerski ukłon. Potem nalał siostrze do miski mleka i dosypał garść jej ulubionych płatków. – Przeczytałem właśnie coś bardzo ciekawego – zmienił temat i stuknął palcem w gazetę. – Jestem ciekawy, czy rodzice o tym wiedzą – mruknął w zamyśleniu.
– O czym? – Ania ożywiła się nagle.
– W Egipcie odkryto nowy grobowiec! – powiedział zaaferowany; – Przeczytam ci, posłuchaj:Bartek skończył czytać.
– Myślisz, że w tym grobowcu naprawdę były jakieś skarby? – Ania zapytała zaciekawiona.
– Kto wie – odparł filozoficznie brat.
– Gdybyśmy tam byli, na pewno rozwiązalibyśmy tę zagadkę – dziewczynka stwierdziła z przekonaniem. – Tak jak wtedy, gdy z muzeum znikł obraz, albo gdy pan Walenty znalazł na polu skorupy naczyń i zupełnie nie wiedział, co z tym zrobić.
– Ale nas nie ma w Egipcie! Jesteśmy tu, w Zalesiu Królewskim, a rodzice są w Paryżu – westchnął z żalem Bartek.
Złożył gazetę na pół i wstał od stołu.
– To na razie bzyku! – rzucił czule do siostry na pożegnanie. – Muszę wyjść wcześniej, bo idę jeszcze przed lekcjami na pływalnię – uprzedził, i już go nie było.
– Starszy brat to ma dobrze – Ania pomyślała z zazdrością.
– Może chodzić sam na basen, należy do Bractwa Rycerskiego i pojedynkuje się z innymi chłopakami rycerzami. – Też bym chciała mieć dwanaście lat! Byłabym wreszcie wolna! – mruknęła buntowniczo.
W tej samej chwili na progu kuchni stanęła panna Łyczko.
– Aniu, musimy już wychodzić! Kończ wreszcie to śniadanie, bo się spóźnimy! Czas się dla nas nie zatrzyma! – z surową miną pokazała zegarek.
Ania przełknęła szybko ostatnią łyżkę płatków i burknęła pod nosem:
– I bądź tu człowieku wolnym!Artefakt: przedmiot wytworzony lub używany przez człowieka, a następnie odkryty w trakcie prac archeologicznych.
W uroczym miasteczku Newbury, w hrabstwie Berkshire w południowej Anglii, w przepięknym zamku Highclere, lady Ginevra Carnarvon małymi łyczkami popijała popołudniową herbatę. Przed nią, na okrągłym stoliku, leżał gruby album oprawiony w skórę. Musiał być bardzo stary, bo złocone zdobienia były w niektórych miejscach wytarte. Lady Ginevra bardzo lubiła go przeglądać. W środku były starannie wklejone zdjęcia jej sławnego przodka – piątego lorda George’a Carnarvona.
George Edward Stanhope Molyneux Herbert piąty lord Carnarvon
urodził się 26 czerwca 1866 roku. Słynął z zamiłowania do samochodów i szybkiej jazdy. Pasja ta stała się przyczyną groźnego wypadku, jakiemu uległ w 1901 roku. Cudem uniknął wówczas śmierci, ale już nigdy nie odzyskał pełni sił. Często chorował na płuca, dlatego lekarz zalecił mu dla zdrowia wyjazd do Egiptu. Ciepłe i suche powietrze miało pomóc lordowi w rekonwalescencji. Starożytne zabytki państwa faraonów wywarty na nim ogromne wrażenie i natchnęły do nowej pasji – kolekcjonowania egipskich antyków. Został archeologiem amatorem. Prowadził również wykopaliska. Niestety, brakowało mu niezbędnej wiedzy i doświadczenia. Zatrudnił więc innego Anglika, Howarda Cartera. Wkrótce razem rozpoczęli wykopaliska w Dolinie Królów, które zaowocowały wprost niezwykłym odkryciem – odnalezieniem grobu Tutanchamona. Carnarvon zmarł 5 kwietnia 1923 roku.
Starsza pani przyglądała się czarno-białej fotografii, na której lord razem z archeologiem Howardem Carterem uśmiechają się dumnie przed wejściem do grobowca Tutanchamona. Na innym zdjęciu widniała słynna złota maska młodziutkiego faraona, jego złoty tron i wiele innych pięknych artefaktów wydobytych z grobowca.
– Spójrz Totmesiku, to było odkrycie wszechczasów! – powiedziała lady Ginevra do swojego ukochanego rudego perskiego kota, który siedział na stojącej obok pufce.
Totmesik łypnął zielonym okiem na fotografię i miauknął, jakby w zupełności zgadzał się z tym stwierdzeniem.
– W porannych wiadomościach w radio podawali coś o odkryciu kolejnego grobowca w Amarnie w Egipcie – lady mówiła do Totmesika. – Ale nie znaleziono w nim żadnych skarbów – wzruszyła ramionami. – To odkrycie w żaden sposób nie może się równać z dokonaniem George’a! – prychnęła, a kot znowu miauknął z aprobatą.
Lady podumała jeszcze chwilkę, a potem zamknęła album. Wstała i wolnym krokiem udała się do biblioteki. Totmesik zeskoczył miękko z pufy i podążył za nią. Nie lubił rozstawać się ze swoją panią.
Howard Carter
urodził się 9 maja 1874 roku w Brompton w Anglii. Nie posiadał gruntownego wykształcenia, ale dzięki ogromnej determinacji, poświęceniu i niezwykłym zdolnościom stał się archeologiem znanym na całym świecie. Swoją karierę zaczynał od kopiowania inskrypcji i malowideł w egipskich grobowcach.
W 1914 roku wraz z lordem Carnarvonem rozpoczął prace wykopaliskowe w Dolinie Królów. 4 listopada 1922 roku pod zwałami gruzu zespół Cartera natrafił na pierwszy stopień schodów prowadzących do grobowca Tutanchamona. Znajdowały się w nim nietknięte bezcenne skarby sprzed trzech tysięcy lat.
Resztę życia Howard Carter poświecił na badanie, ilustrowanie, konserwację i katalogowanie wszystkich zabytków z grobowca. Dzięki niemu przetrwały one do naszych czasów i następne pokolenia mogą podziwiać ich kunszt oraz piękno. Carter zmarł 2 marca 1939 roku.
Zamek Highclere, od pokoleń należący do rodziny lady Carnarvon, mógł poszczycić się wspaniałą, liczącą tysiące cennych woluminów biblioteką. Regały i przeszklone witryny były wypełnione równiutko ustawionymi książkami.
Lady Ginevra włożyła na jedną z półek album ze zdjęciami i już miała odejść, gdy nagle jej uwagę przykuła pewna książka. Był to dość gruby tom. Ale czego? Na grzbiecie książki nie było ani nazwiska autora, ani tytułu. Może właśnie dlatego lady nigdy wcześniej nie zwróciła na nią uwagi. Od urodzenia mieszkała w zamku Highclere, ale jakoś nie mogła sobie przypomnieć, aby ją czytała.
Nagle ogarnęła ją wielka ciekawość.
Książka znajdowała się dość wysoko i starsza pani musiała przysunąć sobie do regału rozkładaną drabinkę. Trochę zakręciło się jej w głowie, gdy stanęła na wyższym stopniu, ale na szczęście udało się jej zdjąć z półki opasłe tomisko.
Lady usiadła w fotelu z tajemniczą książką w dłoniach.
Zdmuchnęła z okładki kurz i z uwagą przyjrzała się popękanej skórzanej oprawie.
Wreszcie otworzyła księgę.
– Co to?! – lady w najwyższym zdumieniu wpatrywała się w stronę tytułową. Doprawdy, czegoś takiego jeszcze nie widziała!
Zaniepokojony Totmesik wskoczył na oparcie fotela i zaintrygowany patrzył na lady Ginevrę.
– Mój Boże! – wykrzyknęła.
Ciekawostki ze świata.
Zamek Highclere…
Siedziba lorda Carnarvona okryta jest mgłą tajemnicy i związana jest z niezwykłymi zdarzeniami. Wiele lat po śmierci lorda, majordomus Robert Taylor dokonał w zamku zaskakującego odkrycia. W tajnej skrytce odnalazł kolekcję egipskich zabytków. Były to wazy, pieczęcie, naszyjniki, papirusy, figurki uszebti i wiele innych bezcennych przedmiotów. Ostatni zabytek z tej kolekcji znaleziono w 1989 roku w specjalnej komódce na pistolety. Ale czy na pewno był to ostatni skarb?
We wnętrzu książki znajdowała się wielka dziura! Była starannie wycięta we wszystkich stronach, przez całą grubość tomu! A w środku, jak w szkatułce, spoczywał odłamek wapiennej skały. Lady wyjęła go, a wówczas pod spodem zobaczyła złożony w kwadracik kawałek papieru.
Trzymała te znaleziska na kolanach i zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.
W końcu ostrożnie rozłożyła pożółkłą kartkę.
– To niemożliwe! – mruknęła zszokowana.
Serce zabiło jej mocniej.
Lady od razu rozpoznała charakter pisma lorda Carnarvona!
Na karteluszku skreślono drobnym maczkiem tylko dwa zdania: Klejnot Nefertiti. Legenda jest prawdą.
– Co to wszystko ma znaczyć?! Nic nie rozumiem! – Lady Ginevra miała coraz większy zamęt w głowie. Dobrze wiedziała, że zamek Highclere krył niejedną tajemnicę, ale nie spodziewała się, że zupełnie przypadkiem trafi na trop jednej z nich!
– Cóż to za kamień? – lady obróciła wapienny odłamek.
Przyjrzała mu się uważnie i już po chwili była pewna! Tak!
To był starożytny egipski ostrakon! Ponieważ papirus był drogi, Egipcjanie często używali takich odłamków skały lub glinianych tabliczek do różnych zapisków i notatek.
Na ostrakonie widniał przedziwny, starożytny rysunek.
– To mi przypomina jakiś plan – lady Ginevra obracała ostrakon na wszystkie strony i przypatrywała się rysunkowi pod każdym możliwym kątem. – Coś mi się wydaje, Totmesiku, że to plan grobowca! – zdumiała się lady Ginevra.
Uszebti: figurki służących, które umieszczano w grobowcu, w pobliżu sarkofagu. Uszebti miały wyręczać zmarłego w pracach, do jakich w zaświatach mogli wezwać go bogowie.
Tak jak jej przodek, doskonale znała się na sztuce egipskiej.
– Zobacz Totmesiku! – pokazała kotu swoje znalezisko.
Totmesik ostrożnie powąchał ostrakon i mruknął.
Lady zamyśliła się głęboko.
W pierwszej chwili pomyślała, że jest to szkic bądź plan grobowca Tutanchamona. Lord Carnarvon i Howard Carter szukali go przecież wiele lat. Na długo przed ich słynnym odkryciem napotykali w różnych innych miejscach i grobowcach przedmioty z imieniem młodziutkiego faraona. To dlatego Howard Carter, mimo wielu niepowodzeń, tak uparcie szukał miejsca pochówku Tutanchamona. Miał przeczucie, że musi się ono znajdować w Dolinie Królów. Może więc ten ostrakon to jeden z takich znalezionych wcześniej przedmiotów? – rozważała lady Ginevra.
Po głębszym zastanowieniu doszła jednak do wniosku, że to niemożliwe. Grób Tutanchamona posiadał przecież tylko cztery pomieszczenia: przedsionek, komorę boczną, skarbiec i komorę grobową. Jak na króla był to niewielki grobowiec. Na dodatek widoczne było, że został przygotowany w wielkim pośpiechu, i że pierwotnie przeznaczony był dla kogoś innego. Nawet nie ozdobiono odpowiednio ścian, a malowidła rytualne wykonano jedynie w komorze, w której znajdował się sarkofag. Prawdopodobnie ta nagła śmierć Tutanchamona wszystkich zaskoczyła.
twa Faraona?
Rysunek wykonany na ostrakonie, który trzymała lady Ginevra, przedstawiał o wiele większy grobowiec.
Kilka miesięcy po otwarciu grobowca Tutanchamona w Dolinie Królów, świat zelektryzowała emocjonująca wiadomość o klątwie rzuconej przez mumię. Młody faraon rzekomo miał mścić się na tych, którzy ośmielili się zakłócać jego wieczny spoczynek.
Gazety donosiły o tajemniczych zgonach osób związanych z pracami archeologicznymi w grobowcu. Pierwszy zmarł sam lord Carnarvon. Podobno, w chwili gdy umarł, w całym Kairze zgasły światła, a jego wierny pies, który pozostał w Londynie, zaczął przeraźliwie wyć i zaraz potem sam padł martwy. Przyczyną śmierci lorda było ukąszenie owada. W rankę wdało się zakażenie, które wywołało infekcję. Rozwinęło się zapalenie płuc i lord Carnarvon zmarł. Niektórzy wierzą jednak, że klątwa była prawdziwa…
Składał się on z wielu pomieszczeń i wielu poziomów! Wyglądał wręcz jak plan jakiejś świątyni!
„Czyżby lord Carnarvon i Howard Carter byli na tropie następnego skarbu?
Skarbu królowej Nefertiti?” śmiała myśl przemknęła przez głowę lady Ginevry.
Lady doskonale pamiętała, że Howard Carter zaczynał swoją przygodę z archeologią między innymi w Amarnie, czyli w starożytnym Achetaton, gdzie mieszkała Nefertiti. Na terenie ówczesnego miasta szkicował plan dróg. Być może to właśnie tam znalazł ten ostrakon? I może w wiele lat później planował z lordem Carnarvonem odnaleźć klejnot, o którym mówi zdanie na karteczce? Może nie zdążyli do niego dotrzeć, bo lorda dosięgła klątwa Tutanchamona? – rozmyślała.
Starsza pani wzdrygnęła się. Do dziś legenda o klątwie przejmowała zabobonnym lękiem wszystkich członków rodziny. Mimo to, lady Ginevra podjęła odważną decyzję:
– Totmesiku! Rozwikłamy tę zagadkę! – obwieściła kotu.Po lekcjach po Anię jak zwykle miała przyjść panna Ofelia, ale tym razem stało się inaczej. Przed bramą szkoły stał wujek Ryszard! Właściwie to siedział na koniu! Miał na sobie kolczugę i długie buty z cholewami, a z jego ramion spływał długi czerwony płaszcz z białym orłem w koronie na prawym ramieniu. Widok był tak niecodzienny, że przed bramą zgromadzili się niemal wszyscy uczniowie.
– Wujek? – Ania przecierała oczy ze zdumienia.
– Twój wujek jest odjazdowy! – pisnęła z zazdrością Jagoda, koleżanka Ani. – Też bym takiego chciała!
– Nic z tego, to wersja limitowana – roześmiał się Bartek, który właśnie pojawił się za plecami dziewczynek.
– Pewnie miał ważnych gości na zamku i nie zdążył się przebrać – Ania domyśliła się skąd niecodzienny strój wujka, największego oryginała w miasteczku.
Wujek Ryszard był dyrektorem Muzeum Regionalnego, które mieściło się w odrestaurowanym średniowiecznym zamku. Swoją niezwykłą pasją i zamiłowaniem do epoki średniowiecza zarażał młodzież w całym Zalesiu Królewskim. Założył nawet Bractwo Rycerskie, do którego wstąpił Bartek i wielu innych chłopców, a nawet dziewcząt. Kiedyś nazwano go Kasztelanem i tak już zostało.
Ostatnio wujek miał niewiele czasu dla Ani i Bartka ponieważ zajęty był organizowaniem Międzynarodowego Turnieju Rycerskiego. Dlatego rodzeństwo tak bardzo zdziwiło się, widząc Kasztelana przed szkołą.
A Kasztelan tego dnia wyglądał naprawdę imponująco. Dostojnie siedział na siwym koniu o imieniu Landor i z podniesioną przyłbicą wypatrywał Ani i Bartka.
– Ciekawe, dlaczego przyjechał? Przecież miała po mnie przyjść panna Ofelia! – Anię zaniepokoiła ta zamiana. – Mam nadzieję, że nic się jej nie stało. I rodzicom też!
– Nie martw się, na pewno wszystko jest w porządku – Bartek otoczył siostrę ramieniem. Sam jednak poczuł lekki niepokój.
Rodzeństwo szybkim krokiem podeszło do rycerza.
– Przyjechałeś nas odwiedzić? – zapytał Bartek. Kasztelan zsiadł z konia i przytrzymał jego uzdę.
– A co, nie wolno mi łobuziaki? – z uśmiechem zwichrzył włosy bratankowi i cmoknął w policzki Anię.
– Myślałam, że coś się stało rodzicom albo Ofelii – dziewczynka uważnie zajrzała wujkowi głęboko w oczy.
– Zapewniam, że waszym rodzicom nic nie jest – Kasztelan powiedział uspokajającym tonem. – A panna Ofelia również ma się dobrze – dodał i odchrząknął nieco zakłopotany.
– No dobrze już, macie trochę racji. Nie jestem tu tylko po to, żeby na was popatrzeć… – rzekł zagadkowo.
Ania z Bartkiem wymienili spojrzenia.
Wujek rozejrzał się ukradkiem kilka razy, jakby sprawdzał, czy nikt go nie śledzi, a potem nachylił się do uszu dzieci i powiedział szeptem:
– Mam wam coś ważnego do powiedzenia.
– Co takiego? – rodzeństwo zapytało równocześnie.
– Rano dzwonił do mnie z Paryża wasz ojciec…
– A dlaczego tata do nas nie zadzwonił?! – Ania zapytała z wyrzutem.
– Na pewno zadzwoni – uspokoił wujek. – Po prostu byliście jeszcze w szkole, a to bardzo pilna sprawa.
– Ojej, a co może być aż tak pilnego? – Bartek zastanawiał się głośno.
– Pewnie rodzice muszą dłużej zostać i nie przyjadą w sobotę! – Ania zmartwiła się.
– Zgadłaś! – odparł Kasztelan, a Ania momentalnie posmutniała. Wujek położył rękę na jej ramieniui dodał przyciszonym głosem: – Mama i tata otrzymali niezwykłą wiadomość z Kairu i muszą natychmiast tam lecieć. Prosto z Paryża!
– O nie! – jęknęła Ania i łzy zakręciły się jej w oczach. Miała nadzieję, że w ten weekend będą już wszyscy razem.
– Ale… – wujek zaczął mówić z wesołą miną – mam dla was coś na pocieszenie.
Rodzeństwo znowu spojrzało na siebie.
– Co takiego? – brat i siostra zapytali niemal równocześnie.
– Wy też lecicie do Egiptu! Spotkacie się z rodzicami w Kairze!
– Hurra! – Ania wykrzyknęła głośno.
– Psst! – Kasztelan gwałtownym gestem położył palec na ustach i znowu rozejrzał się z niepokojem. – Chodźmy dalej, tu wszyscy na nas patrzą – rzekł, ruchem głowy wskazując wlepione w nich oczy innych uczniów. Pociągnął Landora za uzdę i ruszył w stronę zacisznej uliczki.
Ania umilkła i ze zdziwieniem popatrzyła na wujka. A potem posłusznie poszła za nim.
– Coś jednak jest nie tak? – Bartek pociągnął Kasztelana za połę płaszcza. Za nic nie mógł rozgryźć jego dzisiejszego, trochę dziwacznego, zachowania.
– Nie, nie – zaprzeczył energicznie wujek.
– Nie martwcie się, chodzi po prostu o jakieś odkrycie w Egipcie. Wasi rodzice zostali nagle wezwani do jego zbadania.
Tylko że… – na chwilę zawiesił głos, a potem dodał konspiracyjnym szeptem: – Wszystko jest ściśle tajne!
Ania poczuła dreszczyk emocji na plecach. Miała wrażenie, że w jednej chwili w całym Zalesiu Królewskim zapachniało wielką przygodą.
– Jedziesz z nami, wujku? – dla Ani było to oczywiste, skoro nie będą mogli podróżować z rodzicami. W takich przypadkach Kasztelan zawsze towarzyszył dzieciom. Zresztą wujek często podróżował z całą rodziną i brał udział w różnych wyprawach archeologicznych brata i bratowej, którzy byli archeologami. Przywoził z nich mnóstwo ciekawych eksponatów do swojego muzeum w zamku.
– Nie tym razem, skarbeńki. Pojedzie z wami panna Ofelia – uśmiechnął się pod nosem Kasztelan. – Ja nie mogę. Trwają przygotowania do turnieju, przybędą goście z całej Europy, muszę wszystko zorganizować. Wybaczcie, ale nie mogę wam towarzyszyć – rozłożył bezradnie ręce.
Ani zebrało się na płacz.
Bartek roześmiał się, widząc nieszczęśliwą minę siostry.
– Spoko, nie będzie tak źle! – poklepał siostrę po plecach.
– Akurat! – burknęła naburmuszona.
Gdy tylko dowiedziała się, że wyjeżdżają do Egiptu, miała nadzieję, że będą to małe wakacje w trakcie roku szkolnego. Ale na wieść, że będzie im towarzyszyć panna Ofelia, Ania całkiem się zasępiła. Wiedziała, że opiekunka i korepetytorka w jednym nie odpuści ani jej, ani Bartkowi nawet na pół sekundy. Będzie ciągle sprawdzać czy mają czyste uszy i przerobi z nimi cały zaległy materiał ze szkoły, albo i jeszcze więcej! Dziewczynka wyobrażała już sobie lot samolotem i Ofelię, która wypytuje ją o rodzaje chmur! „W trakcie kilkugodzinnego lotu zrobi chyba ze mnie specjalistkę od chmuro-logii” – dziewczynka myślała z przekąsem.
– Gdzie jest teraz Ofelia, skoro nie mogła po nas przyjść? – zainteresował się Bartek.
– Pakuje się – odparł Kasztelan. – A właściwie to jest na zakupach. Kiedy wasi rodzice powiadomili ją, że musi lecieć z wami do Egiptu, Ofelia od razu pobiegła na zakupy, bo stwierdziła, że nie ma w czym jechać! Ach, te kobiety! – Kasztelan pokręcił głową. – Mówiłem jej, że zawsze wygląda ładnie, ale ona w ogóle nie chciała mnie słuchać – westchnął rozmarzony.
Bartek uśmiechnął się pod nosem. Już dawno zauważyli z Anią, że panna Ofelia bardzo się podoba wujkowi, który ciągle był jeszcze kawalerem.
– No, ale wy również powinniście zacząć się pakować! – wujek zmienił temat.
Zatrzymali się właśnie przed furtką z kutego żelaza ozdobioną finezyjnymi esami floresami. Prowadziła ona do starej, pięknej willi, w której mieszkali Ania i Bartek. Willę otaczały drzewa i trochę zarośnięty, lecz niezwykle przez to tajemniczy ogród. Ania kochała to miejsce, a dom nazwała Bursztynową Willą.
– Muszę teraz zaprowadzić Landora do stajni – powiedział Kasztelan. – Potem przyjdę pomóc wam przy pakowaniu – puścił do dzieci oko. – Och, trochę zazdroszczę wam tego wyjazdu – westchnął. – Zobaczycie piramidy i wszystkie te cudowne zabytki! – pokręcił z uznaniem głową. – Oj! Byłbym zapomniał! – wujek klepnął się w przyłbicę. – W Kairze spotkacie się z waszymi przyjaciółmi z Anglii!
– Z Mary Jane? Z Jimem i Martinem? – Ania wymieniła wszystkich jednym tchem, żeby się upewnić.
Z angielskimi przyjaciółmi ostatni raz widziała się prawie rok temu! To kawał czasu i bardzo się już za nimi stęskniła.
– Genialnie! – zawołał Bartek.
– Wiedziałem, że się ucieszycie! – wujek Ryszard uśmiechnął się na widok ich reakcji. – Melindę i sir Edmunda – Kasztelan miał na myśli rodziców Mary Jane, Jima i Martina – również wezwano do Egiptu. Zanosi się więc na to, że spędzicie z Gardnerami kilka fantastycznych dni! Jak was znam, to przeżyjecie mnóstwo przygód! – mrugnął znacząco okiem.
– Mam nadzieję! – Ania była tak podekscytowana, że na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce.
– Tylko pamiętajcie, żeby przywieźć jakąś pamiątkę do naszego Muzeum Regionalnego! – przykazał Kasztelan.
– Nie ma sprawy wujku, na pewno coś przywieziemy z kraju faraonów! – obiecał solennie Bartek, a potem otworzył furtkę i rodzeństwo pognało w podskokach do domu.
Ania zatrzymała się jeszcze na ganku i pomachała stryjowi na pożegnanie. Stała przez chwilę i patrzyła, jak Kasztelan wsiada na konia i prędko odjeżdża w stronę wzgórza, na którym wznosił się majestatyczny zamek. Czerwony płaszcz wujka powiewał za nim na wietrze.
– Muszę koniecznie zabrać Kronikę Archeo! – przypomniała sobie Ania, po czym weszła do domu i wbiegła po schodach do swojego pokoju na poddaszu.
Zdyszana stanęła przed komodą, w której na dnie szuflady spoczywała ciężka księga.W Kairze było późne popołudnie. Pomimo egipskiego słońca, które nadal niemiłosiernie paliło, Mary Jane Gardner od dłuższego czasu stała na tarasie hotelu Ramzes. Z wielką niecierpliwością wypatrywała polskich przyjaciół, którzy mieli zjawić się lada moment.
Wreszcie pod hotel podjechała taksówka. Wysiedli z niej Ania i Bartek ze swoimi rodzicami oraz panna Ofelia Łyczko.
– Już są! Mamo, tato, już przyjechali! – zawołała Mary Jane.
Swoim nowiutkim nikonem pstryknęła od razu kilka zdjęć, by uwiecznić przyjazd przyjaciół.
– Naprawdę już są? – młodsi bracia Mary Jane wpadli na taras.
Bliźniacy Jim i Martin byli do siebie podobni jak dwie krople wody. Obaj mieli jasne, lekko rudawe włosy oraz mnóstwo piegów na nosie i policzkach.
– Hej! Cześć! – pomachali Ani i Bartkowi.
Kilka minut później rodzina Ostrowskich witała się z rodziną Gardnerów w pokoju hotelowym.
– Dzień dobry! – sir Edmund Gardner ściskał dłoń profesora Adama Ostrowskiego. – Jak się masz Beato? – uściskał serdecznie mamę Ani i Bartka.
– Dziękuję, dobrze – odparła.
– Nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że znowu będziemy razem pracować! – z radością powiedziała Melinda, żona sir Edmunda.
Dzieciaki witały się na swój, nieco odmienny, sposób. Po prostu rzuciły się na siebie z radości. Dziewczynki zasypywały się pytaniami, przerywanymi co chwilę kolejnym uściskiem. Chłopcy z kolei wymieniali powitalne kuksańce – tacy już są chłopcy, porządny lewy sierpowy wyraża więcej uczuć niż uścisk dłoni. Choć tu akurat Bartek stanowił wyjątek – był najstarszy z całej ferajny i nad wyraz rozsądny. Kiedy jednak chciał uścisnąć dłoń bliźniakom, a ci klepali go po ramieniu, nie mógł być im przecież dłużny. Dojrzałość i dobre wychowanie to jedno, a porządne, męskie powitanie to już całkiem inna sprawa.
„Całe szczęście, że panna Ofelia piłowała ze mną angielski. Będę teraz mogła swobodnie pogadać sobie z Mary Jane, nie jak w zeszłym roku, kiedy ledwie dukałam” – pomyślała Ania i choć raz przyznała rację pedagogicznym wymaganiom panny Łyczko.
Bartek przybijał już chyba dwudziestą piątą piątkę z podekscytowanymi bliźniakami: