- W empik go
Tajemnica Wilhelma Storitza - ebook
Tajemnica Wilhelma Storitza - ebook
Kwiecień 1757 roku: inżynier Henri Vidal opuszcza Paryż i udaje się do Ragzu na Węgrzech. Z niecierpliwością oczekuje na ślub swojego młodszego brata Marca z Myrą Roderich, córką madziarskiego lekarza.
Podczas podróży w dół Dunaju Henri słyszy tajemniczy głos grożący młodym narzeczonym i jest przekonany, że padł ofiarą halucynacji słuchowych. W Ragzu zostaje bardzo przyjaźnie powitany przez rodzinę Roderichów, a szczególnie zaprzyjaźnia się z kapitanem Haralanem, bratem Myry. Doktor Roderich oznajmia mu, że niejaki Wilhelm Storitz, syn słynnego niemieckiego alchemika, również poprosił o rękę dziewczyny; odrzucony zalotnik nie ukrywał swojego niezadowolenia.
Na przyjęciu wydanym przez rodzinę Roderichów doszło do nadprzyrodzonego zdarzenia: podczas śpiewania Pieśni Nienawiści niewidzialna istota podarła kontrakt małżeński i ukradła koronę panny młodej. Przeszukanie domu Storitza ujawnia koronę, a winowajca jest oczywisty. Wkrótce potem sama ceremonia ślubna zostaje przerwana przez tę złą obecność.
Myra, przerażona, wydaje się tracić zmysły i zapada w swego rodzaju letarg; potem Marc zostaje zraniony sztyletem, który pojawia się znikąd. Mieszkańcy Ragzu, podekscytowani tymi wydarzeniami, wdzierają się do rezydencji Storitza i podpalają ją.
Niespodziewanie, mimo czujności narzeczonego, Myra znika, a jej odnalezienie okazuje się niemożliwe. Kilka dni później policjantowi Steparkowi udaje się w końcu wytropić przestępcę z pomocą kordonu żołnierzy. Dochodzi do pojedynku na szpady między Storitzem, wciąż niewidzialnym, a Haralanem Roderichem: zraniony przez tego ostatniego alchemik umiera i, co ciekawe, powraca do swojej naturalnej postaci.
Kolejny zwrot akcji: Myra, całkowicie wyleczona, ujawnia swoją obecność; niestety, stała się niewidzialna przez eliksir, który Storitz jej wcześniej podał. Wkrótce potem wychodzi za Marca i z rezygnacją przyjmuje rolę niewidzialnej towarzyszki. Szczęśliwe zakończenie tej niezwykłej sytuacji: kilka miesięcy później, kiedy rodzi dziecko, młoda kobieta wraca do normalności dzięki krwotokowi, który usunął z jej ciała szkodliwy lek Storitza.
Dodatkowe informacje: Pośmiertna powieść przerobiona przez Michela Verne’a, który na prośbę wydawcy musiał zmienić czas akcji, która początkowo rozgrywała się pod koniec XIX wieku, co wymusiło liczne zmiany w słownictwie. Zmieniono również zakończenie: w pierwszej wersji Myra nigdy nie odzyskała widocznego wyglądu. Tę pierwszą wersję wydało też Wydawnictwo JAMAKASZ w roku 2017.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67876-34-6 |
Rozmiar pliku: | 4,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tajemnica Wilhelma Storitza to kolejna powieść Juliusza Verne’a, która ukazała się już po jego śmierci i w wersji zmienionej przez jego syna Michela. Przeniósł on akcję utworu do XVIII wieku, co wpłynęło na modyfikację jego realiów. Najbardziej zmienił zakończenie, o czym można się przekonać, porównując oba warianty (oryginalne dzieło Juliusza Verne’a opublikowaliśmy w 2017 roku, także w tłumaczeniu Andrzeja Zydorczaka, pod tytułem Sekret Wilhelma Storitza).
Powieść ta mocno odbiega od innych utworów Czarodzieja z Nantes. Dominują tu wątki fantastyczno-sensacyjne, a nie naukowe, geograficzne i przygodowe, jak we wcześniejszych dziełach pisarza. Znawcy jego twórczości, jak Éric Weissenberg, doszukiwali się w Tajemnicy Wilhelma Storitza wątków autobiograficznych, głęboko zakamuflowanych, dotyczących bowiem miłości Juliusza Verne’a do szerzej nieznanej kochanki (o czym pisaliśmy, za „Bulletin de la Société Jules Verne”, w „Nautilusie” z września 2007 roku). Tradycyjnie natomiast autor „Nadzwyczajnych Podróży” w roli szwarccharakteru obsadził Niemca, bowiem od czasu przegranej przez Francję wojny z Prusami nie pałał do sąsiadów z północy nadmierną sympatią.
Tajemnica Wilhelma Storitza ukazywała się najpierw odcinkach w czasopiśmie „Le Journal” (od 15 czerwca do 13 lipca 1910 roku). W tym samym roku opublikowana została także w formie książki, w małym formacie, z ilustracjami George’a Roux. Równocześnie wyszła w dużym formacie, jako samodzielny tom oraz w podwójnym woluminie, razem ze zbiorem opowiadań „Wczoraj i jutro”.
Pierwszy polski przekład, pod tytułem Sekret Wilhelma Storitza, autorstwa Wacława Leszka Kobieli, ukazał się dopiero w 1990 roku nakładem Wydawnictwa Łódzkiego. Pięć lat później Agencja Wydawnicza Egros opublikowała tłumaczenie Marka Puszczewicza, z „Tajemnicą” zamiast „Sekretu” w tytule.
dr Krzysztof Czubaszek
prezes Prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’aRozdział I
I przybądź najszybciej, jak tylko to możliwe, mój drogi Henri. Nie mogę się doczekać, kiedy Cię zobaczę. Poza tym kraj jest wspaniały, a ten region Dolnych Węgier jest bardzo interesujący dla inżyniera. Tylko z tego punktu widzenia nie pożałujesz swojej podróży.
Twój z całego serca
Marc Vidal
Tak kończył się list, który otrzymałem od brata czwartego kwietnia 1757 roku.
Żaden ostrzegawczy znak nie zapowiadał nadejścia tego listu, który dotarł do mnie w zwykły sposób, to jest za pośrednictwem kolejno posłańca, portiera i mojego lokaja, który, nie podejrzewając znaczenia tego gestu, podał mi go na tacy ze swoim zwyczajnym spokojem.
Byłem równie spokojny, gdy otworzyłem kopertę i przeczytałem list do końca, aż do ostatnich linijek, które jednak zawierały zalążek niezwykłych wydarzeń, w które miałem zostać wplątany. Taka jest ludzka ślepota! W ten sposób tajemniczy splot przeznaczenia jest nieustannie tkany bez naszej wiedzy!
Mój brat miał rację. Nie żałuję tej podróży. Ale czy słusznie robię, że o tym opowiadam? Czy nie jest to jedna z tych spraw, które lepiej przemilczeć? Kto uwierzy w historię tak dziwaczną, że najodważniejsi poeci prawdopodobnie nie odważyliby się jej napisać?
No cóż, niech tak będzie! Zaryzykuję. Niezależnie od tego, czy mi uwierzą, czy nie, ulegam nieodpartej chęci ponownego przeżycia serii niezwykłych wydarzeń, których list mojego brata był w pewnym sensie prologiem.
Mój brat Marc, wówczas dwudziestoośmioletni, cieszył się już dużym uznaniem jako malarz portrecista. Łączyło nas najczulsze, najbliższe wzajemne uczucie. Z mojej strony trochę miłości ojcowskiej, jako że byłem od niego starszy o osiem lat. Zostaliśmy pozbawieni ojca i matki, gdy byliśmy jeszcze mali, i to ja, starszy brat, musiałem wychowywać Marca. Ponieważ wykazywał zadziwiające zdolności malarskie, popchnąłem go w kierunku tej kariery, w której miał osiągnąć tak osobisty i tak zasłużony sukces.
Ale oto Marc miał się wkrótce ożenić. Od jakiegoś czasu mieszkał w Ragzu1, ważnym mieście na południu Węgier. Kilka tygodni spędzonych w stolicy, Budapeszcie, gdzie wykonał kilka bardzo udanych portretów, za które otrzymał sowite wynagrodzenie, pozwoliło mu docenić gościnność, z jaką przyjmowani są artyści na Węgrzech. Po zakończeniu pobytu popłynął Dunajem z Budapesztu do Ragzu.
Jako jedną z najważniejszych rodzin w mieście można było wymienić rodzinę doktora Rodericha, jednego z najbardziej znanych lekarzy na Węgrzech. Oprócz tego, że posiadał spory majątek, dorobił się też znacznej fortuny, praktykując swoją sztukę. Podczas corocznych wakacji, które spędzał, podróżując, czasami aż do Francji, Włoch lub Niemiec, bogaci pacjenci bardzo ubolewali nad jego nieobecnością. Biedni również, ponieważ nigdy nie odmawiał im swoich usług, a jego dobroczynność nie gardziła najskromniejszymi, co przyniosło mu szacunek wszystkich.
Rodzina Roderichów składała się z doktora, jego żony, syna, kapitana Haralana i córki Myry. Marc nie mógł odwiedzać tego gościnnego domu, nie będąc dotknięty wdziękiem i urodą młodej dziewczyny, co niezmiernie przedłużyło jego pobyt w Ragzu. Jeśli jednak podobała mu się Myra Roderich, nie byłoby przesadą powiedzieć, że on spodobał się Myrze Roderich. Należy przyznać, że zasługiwał na to, bo Marc był – i nadal jest, chwała Bogu! – odważnym i uroczym chłopcem, więcej niż średniego wzrostu, o bardzo żywych niebieskich oczach, kasztanowych włosach, czole poety, twarzy szczęśliwego człowieka, któremu życie ukazuje się w najweselszych aspektach, giętkim charakterze, temperamencie artysty fanatycznie zakochanego w pięknych rzeczach.
Jeśli chodzi o Myrę Roderich, znałem ją tylko z namiętnych listów Marca i płonąłem pragnieniem zobaczenia jej. Mój brat jeszcze bardziej życzył sobie, by mnie z nią zapoznać. Poprosił, abym przyjechał do Ragzu jako głowa rodziny, i nie chciał nawet słyszeć, bym pozostał krócej niż miesiąc. Jego narzeczona – ciągle mi to powtarzał – czekała na mnie z niecierpliwością. Jak tylko przyjadę, zostanie ustalona data ślubu. Wcześniej Myra chciała zobaczyć na własne oczy swojego przyszłego szwagra, o którym opowiadano jej tyle dobrych rzeczy – naprawdę tak właśnie mówiła, jak się wydaje…! To najmniej, co można zrobić, aby samemu ocenić członków rodziny, do której zamierzasz dołączyć. Oczywiście nie wymówiłaby sakramentalnego „tak”, dopóki Henri nie zostałby jej przedstawiony przez Marca…
Mój brat opowiadał mi to wszystko w swoich częstych listach z wielkim entuzjazmem, a ja czułem, że jest szaleńczo zakochany w Myrze Roderich.
Powiedziałem już, że znałem ją tylko z entuzjastycznych opisów Marca. A przecież, skoro mój brat był malarzem, z łatwością mógłby wziąć ją za modelkę i przenieść na płótno, a przynajmniej na papier, w pełnej wdzięku pozie, ubraną w najładniejszą suknię. Mógłbym podziwiać ją naocznie… Myra jednak tego nie chciała. Chciała ukazać się moim oszołomionym oczom osobiście, jak twierdził Marc, który, jak sądzę, nie mógł zbytnio nalegać, by zmieniła zdanie. Oboje domagali się, by inżynier Henri Vidal odłożył na bok wszystkie swoje zajęcia i przybył ukazać się na salonach pałacu Roderichów jako pierwszy zaproszony gość.
Czy potrzebowałem aż tylu powodów, by podjąć decyzję? Oczywiście, że nie, i nie pozwoliłbym mojemu bratu ożenić się, nie będąc obecnym na jego ślubie. Miałem więc pojawić się przed Myrą Roderich w bardzo krótkim czasie, zanim zostanie moją szwagierką.
Poza tym, jak wynikało z listu, wizyta w tym regionie Węgier sprawiłaby mi wielką przyjemność i przyniosłaby wiele korzyści. Jest to par excellence2 kraj madziarski, którego przeszłość obfituje w tak wiele bohaterskich czynów i który, buntując się przeciwko mieszaniu się z rasami germańskimi, zajmuje znaczące miejsce w historii Europy Środkowej.
Jeśli chodzi o podróż, oto w jakich warunkach zdecydowałem się ją odbyć: połowa dyliżansem pocztowym, połowa Dunajem, a jedynie dyliżansem w drodze powrotnej. Ta wspaniała rzeka, którą przepłynę tylko od Wiednia, była oczywistym wyborem. Jeśli nie pokonam całych siedmiuset lig3 jej biegu, to zobaczę przynajmniej najbardziej interesującą jej część, przez Austrię i Węgry aż do Ragzu, w pobliżu granicy z Serbią. To byłby mój punkt końcowy. Nie starczyłoby mi czasu, by odwiedzić miasta, które Dunaj wciąż oblewa swoimi potężnymi wodami, oddzielając Wołoszczyznę i Mołdawię od Turcji po przepłynięciu przez słynne Żelazne Wrota4: Vidyń5, Nikopol6, Ruszczuk7, Silistrę8, Braiłę9, Gałacz10, aż do potrójnego ujścia do Morza Czarnego.
Wydawało mi się, że na podróż, którą zaplanowałem, powinny wystarczyć trzy miesiące. Miesiąc spędzę między Paryżem a Ragzem. Myra Roderich była na tyle uprzejma, by nie być zbyt niecierpliwą i dać podróżnikowi ten czas. Po równie długim pobycie w nowej ojczyźnie mojego brata resztę czasu poświęciłbym na powrót do Francji.
Załatwiwszy kilka pilnych spraw i uzyskawszy dokumenty, o które prosił Marc, szykowałem się do wyjazdu. Moje przygotowania, które były bardzo proste, nie wymagały wiele czasu i nie miałem zamiaru zabierać zbyt dużo bagażu; wezmę ze sobą tylko jeden bardzo mały kufer, zawierający odświętne ubrania, niezbędne podczas podniosłego wydarzenia, które wezwało mnie na Węgry.
Nie musiałem się martwić o język kraju, ponieważ niemiecki był mi znany z podróży przez prowincje Północy. Jeśli chodzi o język madziarski, to może nie miałbym większych trudności z jego zrozumieniem. Poza tym na Węgrzech powszechnie mówi się po francusku, przynajmniej w wyższych sferach, a mojemu bratu nigdy nie sprawiało to trudności poza granicami Austrii.
Pewien hospodar powiedział kiedyś do jednego z naszych rodaków: „Jesteś Francuzem, masz prawo mieszkać na Węgrzech”, i w tym bardzo serdecznym zdaniu wyraził uczucia Madziarów wobec Francji.
Dlatego więc napisałem do Marca w odpowiedzi na jego ostatni list, prosząc go, aby oświadczył Myrze Roderich, że moja niecierpliwość dorównuje jej niecierpliwości i że przyszły szwagier płonie pragnieniem poznania swojej przyszłej szwagierki. Dodałem, że wkrótce wyjeżdżam, ale nie mogłem sprecyzować dnia mojego przyjazdu do Ragzu, ponieważ było to zależne od różnych zdarzeń w podróży. Zapewniłem jednak brata, że z pewnością nie będę po drodze marudził. Jeśli rodzina Roderichów zechce, może wyznaczyć datę ślubu na ostatnie dni maja. Proszę, nie przeklinaj mnie – pisałem mu w zakończeniu – jeśli każdy z moich postojów nie będzie oznaczony listem wskazującym na moją obecność w tym czy innym mieście. Będę pisał czasami, tylko tyle, by panna Myra mogła oszacować liczbę lig dzielących mnie od jej rodzinnego miasta. Ale w każdym razie ogłoszę moje przybycie w odpowiednim czasie, co do godziny i jeśli to możliwe, co do minuty.
W przeddzień mojego wyjazdu, czyli trzynastego kwietnia, udałem się do biura namiestnika policji, z którym byłem w przyjaznych stosunkach, aby go pożegnać i odebrać paszport. Kiedy mi go wręczał, obdarzył mnie tysiącem komplementów dla mojego brata, którego znał z dokonań i osobiście i o którego planach małżeńskich się dowiedział.
– Wiem również – dodał – że rodzina doktora Rodericha, do której wejdzie twój brat, jest jedną z najbardziej czcigodnych familii w Ragzu.
– Słyszałeś o nich? – zapytałem.
– Tak, dokładnie wczoraj, na przyjęciu w ambasadzie austriackiej, na którym byłem.
– A od kogo otrzymałeś te informacje?
– Od oficera garnizonu z Budapesztu, który zaprzyjaźnił się z twoim bratem podczas jego pobytu w węgierskiej stolicy i który bardzo go wychwalał. Marc odniósł tam wielki sukces, a powitanie, z jakim spotkał się w Budapeszcie, powtórzyło się w Ragzu, co nie powinno cię dziwić, drogi Vidal.
– I ten oficer nie mniej pochlebnie wyrażał się o rodzinie Roderichów? – dociekałem.
– Bezwzględnie tak. Doktor jest uczonym w pełnym znaczeniu tego słowa. Cieszy się powszechną renomą w królestwie Austro-Węgier. Przyznano mu wszelkie odznaczenia i w sumie małżeństwo, które zawiera twój brat, będzie wspaniałe, ponieważ panna Myra Roderich jest podobno bardzo ładna.
– Nie zaskoczę cię, mój drogi przyjacielu – odpowiedziałem – mówiąc, że Marc uważa ją za piękną, i wydaje się, że bardzo ją lubi.
– Niech się tak dzieje, mój drogi Vidal. Mam nadzieję, że przekażesz moje gratulacje i najlepsze życzenia swojemu bratu, którego szczęście będzie tak wyrafinowane, że wzbudzi zazdrość… Ale – mój rozmówca umilkł, jakby wahając się – nie wiem, czy nie popełniam niedyskrecji… mówiąc ci…
– Niedyskrecji? – zapytałem zdumiony.
– Twój brat pisał do ciebie tylko kilka miesięcy przed swoim przyjazdem do Ragzu…
– Przed swoim przyjazdem…? – powtórzyłem.
– Tak… Panna Myra Roderich… W końcu, mój drogi Vidal, możliwe, że twój brat nic o tym nie wiedział.
– Wytłumacz się, drogi przyjacielu, bo zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Cóż, wygląda na to, co nie powinno nikogo dziwić, że panna Roderich już wcześniej była rozchwytywana, a w szczególności adorowana przez pewnego osobnika, a ten na dodatek nie był pierwszą osobą, który jej pragnął. Tak przynajmniej powiedział mi mój oficer ambasady, który jeszcze pięć tygodni temu przebywał w Budapeszcie.
– Zatem ten rywal…?
– Został odrzucony przez doktora Rodericha.
– Więc nie ma się czym martwić. Poza tym, gdyby Marc wiedział, że ma rywala, wspomniałby o tym w swoich listach. Otóż nie napisał mi o tym ani słowa. Sprawa nie ma więc żadnego znaczenia.
– W rzeczy samej, mój drogi Vidal, a jednak pretensje tego człowieka do ręki panny Roderich wywołały spore poruszenie w Ragzu i będzie lepiej, żebyś o tym wiedział…
– Niewątpliwie, i dobrze zrobiłeś, ostrzegając mnie, skoro nie chodzi o zwykłe plotki.
– Nie, informacja była bardzo poważna…
– Ale już nie jest – odpowiedziałem – i to najważniejsze.
Kiedy miałem już odejść, zapytałem:
– Przy okazji, mój drogi przyjacielu, czy twój oficer wspomniał ci nazwisko tego odrzuconego rywala?
– Tak.
– Jak on się nazywa?
– Wilhelm Storitz.
– Wilhelm Storitz…? Syn chemika, a raczej alchemika?
– Ten sam.
– Ech, to nazwisko…! Nazwisko naukowca, którego odkrycia uczyniły go sławnym.
– I z którego Niemcy są słusznie dumne, mój drogi Vidal.
– Czy on nie umarł?
– Tak, kilka lat temu, ale jego syn żyje, a nawet według mego rozmówcy ten Wilhelm Storitz jest niepokojącym człowiekiem.
– Niepokojącym…? Co przez to rozumiesz, drogi przyjacielu?
– Nie wiem… Ale jeśli wierzyć mojemu oficerowi ambasady, Wilhelm Storitz nie jest taki jak wszyscy.
– Do diabła! – wykrzyknąłem żartobliwie. – Teraz staje się to ogromnie ciekawe! Czy nasz odrzucony kochanek ma trzy nogi, cztery ręce, czy tylko szósty zmysł?
– Nie sprecyzowano – odpowiedział ze śmiechem mój rozmówca. – Jestem jednak skłonny przypuszczać, że osąd dotyczy bardziej istoty moralnej niż fizycznej Wilhelma Storitza, któremu, jeśli dobrze zrozumiałem, nie powinno się ufać…
– Nie będziemy mu ufać, mój drogi przyjacielu, przynajmniej do dnia, w którym panna Myra Roderich zostanie żoną Marca Vidala.
Po tych słowach, nie przejmując się dalej uzyskaną informacją, uścisnąłem serdecznie dłoń namiestnikowi policji i udałem się do domu, aby dokończyć przygotowania do wyjazdu.
1 Ragz – węgierskie miasto wymyślone przez J. Verne’a, który użył tej nazwy także w powieści Piękny żółty Dunaj (przerobionej później przez Michela Verne’a i wydanej pośmiertnie w 1908 roku pt. Pilot dunajski); J. Verne pierwotnie zamierzał umieścić akcję w węgierskim mieście zwanym Wieg Varda (według listu, jaki napisał do Louisa Julesa Hetzela w marcu 1905).
2 Par excellence (fr.) – w całym tego słowa znaczeniu, w najwyższym możliwym stopniu.
3 Liga (z fr. lieue) – dawna francuska miara odległości, po wprowadzeniu miar metrycznych uznana za odpowiednik 4 km.
4 Żelazne Wrota (Żelazna Brama) – przełomowy odcinek doliny Dunaju o długości ok. 150 km, oddzielający Karpaty Południowe i Góry Wschodnioserbskie; stanowi granicę między Rumunią i Serbią; wąski (nawet poniżej 150 m) i kręty, miejscami wcina się do 1000 m pomiędzy przyległe pasma górskie; dawniej żeglugę przez nie uniemożliwiały progi skalne, wysadzone w latach 1890-1896; obecnie w tym rejonie znajduje się zapora wodna ze śluzą i hydroelektrownią.
5 Widyń (rum. i bułg. Vidin) – u J. Verne’a: Viddin; miasto w północno-zachodniej Bułgarii, nad Dunajem, przy granicy z Rumunią i Serbią, stolica obwodu Widyń i gminy Widyń.
6 Nikopol – u J. Verne’a: Nicopoli; miasto w północnej Bułgarii, w obwodzie Plewen, na prawym brzegu Dunaju; było świadkiem kilku historycznych bitew.
7 Ruszczuk (z tur., obecnie, od 1878 roku, Ruse) – u J. Verne’a: Roustchouk, miasto w północno-wschodniej Bułgarii, nad Dunajem, piąte pod względem liczby mieszkańców w kraju; największy port rzeczny Bułgarii.
8 Silistra – miasto w północno-wschodniej Bułgarii (Dobrudża), stolica obwodu Silistra, port nad Dunajem.
9 Braiła – miasto w południowo-wschodniej Rumunii, na Nizinie Rumuńskiej, nad Dunajem; duży port handlowy i rybacki.
10 Gałacz – u J. Verne’a: Galatz; miasto we wschodniej Rumunii, na lewym brzegu Dunaju, pomiędzy ujściami do niego Prutu i Seretu, stolica okręgu Gałacz.