- W empik go
Tajemnice astrologji chrześcijańskiej - ebook
Tajemnice astrologji chrześcijańskiej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 307 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka niniejsza dobywa na światło dnia fakty, które dotąd, o ile sięgają moje wiadomości, nie były nauce znane. Uczeni sądzili, że symbolika malarstwa katakumbowego została dostatecznie zbadana i żadnych już nie zawiera tajemnic. Jestem wręcz przeciwnego zdania. Mniemam, że zawiera cały świat tajemnic i że praca moja odsłania zaledwie ich rąbek, będąc jedynie podjęciem zadań badawczych w tym kierunku.Świadomość takiego stanu rzeczy wpłynęła na formę ujęcia przedmiotu. Musiałem drobiazgowość posunąć do granic tak dalekich, że nietylko czytelnik od autora, ale i autor od czytelnika będzie tu czegoś wymagał. Na szczęście nic więcej, prócz uważnego czytania. To jest bowiem przywilejem nowych dróg w nauce, że za badaczem, który je wytyka, może iść każdy rozumny a uprzedzeń pozbawiony człowiek, gdy za kontynuatorem, który tylko rozszerza lub wydłuża znane drogi, podążać mogą w charakterze kontrolerów jedynie specjaliści.
Ale niestety nowe drogi badania wiodą często przez obszary, które ktoś ongi zagarnął dla całkiem innych celów i ciągnie z nich moralne lub materjalne zyski. Niemiła mu będzie inwazja badacza, więc gotów chwycić nawet za kamień, byle go w jakiś sposób powstrzymać w pochodzie i do odwrotu zniewolić.
Wiem o tym aż zbyt dobrze. Wiem, że poleci w moją stronę grad kamieni. Ale i to wiem, że takie kamienie padały również na pierwszego anatoma, ważącego się poddać autopsji majestat śmierci.
Legenda opromieniła katakumby aureolą męczeńskiej ofiary, opowiadając światu o bohaterach, którzy oddali swe kości pod fundament dziś widzialnego kościoła. Lecz kiedy kościół dobył przedmiot tej legendy z pod ziemi, aby go podnieść do godności historji, sam kres legendzie położył, choć może sobie z tego sprawy nie zdaje.
U nas wszakże większość publiczności ukształconej tak ieszcze nie odróżnia badań nad religjami od teologji, jak ongi nie odróżniało się medycyny od cudownego leczenia, chemji od alchemji i astronomji od astrologji. Jak człowiek, który w sprawie fizjologji szedłby do przyrodnika a w sprawie biologji do czarodzieja, tak większość ieszcze ludzi ukształconych w sprawie informacji o Chrobrym idzie do historyka, a po informacje o Jezusie do księdza. Przewiduję więc, że ze zdziwieniem i niedowierzaniem spojrzy na książkę o nagłówku "Tajemnice astrologji chrześcijańskiej", pisaną przez człowieka, który nie jest ani prałatem, ani dziekanem. Będzie też myślała, ie jest to nowa forma walki z religją, jak swego czasu sądziła to o astronomji, fizyce, chemji i teorji ewolucji.
Ale na to wszystko takie jestem przygotowany. Wiem, ie akademje nie raczą nawet zainteresować się mą pracą, ie uczeni nasi kontynuatorowie będą zbyt się szanowali, aby ją przeczytać, ie filary, podpierające swemi kapitelami architraw naszego myślenia naukowego, nie mają oczu dla dojrzenia takiej książki. Byłoby to jednak naiwnością żądać od nich czegoś innego w okresie, w którym każdy prawie przypomina człowieka, idącego po linie nad przepaścią, że nawet tak nieważka rzecz, jak myśl nowa, może go przybawić o utratę równowagi, a przeto ogarnia go przed nią lęk śmiertelny.
Wszelako i ja mam swój świat, do którego przemawiam i który mnie rozumie. Tylko dla tego świata dziś to piszę i drukuję. Nie potrzebuję trafiać do niego przez wydawców lub recenzentów. Trafiamy do siebie bezpośrednio. Nie może zaiste pisarz większego nad to czuć zadowolenia.Świat mój, któremu tę nową książkę podaję, przyjmie ją, wiem o tym, z równą dozą zaufania, jak i krytycyzmu. Wie, że książki tej nie pisał człowiek nieomylny, ale i to wie, ie zabrał się do niej w imię poznania naukowego i z ogromnym ukochaniem przedmiotu.
A jakiż cel jest tego rodzaju studjów?
Pokolenie, które stanowimy, jest cząstką długiego promienia, częstokrotnie załamanego, a przeto źródło, z którego wyszło, widzi tylko po linji załamania ostatniego, czyli w miejscu fałszywym. Jest tedy wielkie prawdopodobieństwo, iż cel przyszły wskutek idących naprzód załamań, również w fałszywym widzi miejscu. Poznać swą przeszłość we wszystkich załamaniach, to znaczy, zbliżyć się do zrozumienia swych uzdolnień, a przeto pewniejszą stopą iść naprzód.
Dziś lekarz, u którego się zjawiamy, nie poprzestaje na badaniu naszego organizmu. Rozpytuje nas o matkę i ojca, dziada i babkę, nawet o linje boczne rodu. Tak samo powinien postępować historyk, socjolog i filozof. Czym jesteśmy dziś? Czym byliśmy w epoce krucjat? Czym w epoce katakumb? A jeżeli nie braliśmy przez przodków w tym udziału, to jednak całą naszą psychikę tacy właśnie kształtowali. Jak ziemia, pozornie nieruchoma, bezwładnie naprzód pędzi, tak nasza psychika, rzekomo około własnej tylko obracająca się osi, pędzi wedle pchnięć z przed tysiącoleci i dziesięciotysiącoleci, jak i sama psychice pokoleń następnych pchnięć takich udziela.
Przyczynić się do poznania orbity naszej psychiki, oto filozoficzny cel tej książki, gdy celem specjalnym jest rozeznanie podstawowych tajemnic astrologji chrześcijańskiej, która ongi była królową nauk, wszystkie od siebie uzależniwszy.
Zdawałoby mi się, że temat tej książki powinienby zainteresować w równej mierze księdza, jak niedowiarka, przy rodnika, jak filozofa, społecznika, jak psychologa, literata, jak i malarza. Ale to może nastąpi dopiero znacznie później, kiedy ręki, która te słowa pisze, już dawno nie będzie. Tymczasem książka moja będzie krążyła tylko w świecie wyżej wspomnianym. Lecz to mi zupełnie wystarcza.
* * *1.
Chrześcijaństwo wypływa na powierzchnią dziejów w epoce, kiedy światowładne cesarstwo rzymskie żyło pod urokiem astrologji, która, jak to słusznie powiada Buché Ledercq, była ongi religją(1).
Urokowi temu ulegają w równej mierze ludzie prości, jak i cezarowie. Swetonjusz w Życiu Oktawiana Augusta pod koniec rozdziału 44 pisze o nim: "Mieszkając w Apolonji, wszedł na wykusz (pregula) matematyka (astrologa) Teogena w towarzystwie Agrypy: gdy Agrypie, który się go najpierw radził, wielkie i nieprawdopodobne zwiastował rzeczy, August wolał zamilczeć o godzinie swego urodzenia, z bojaźni lub wstydu, aby się czymś pośledniejszym nie okazał; Gdy jednak po wielu naleganiach wreszcie to uczynił. Teogen zerwał się i oddał mu cześć. August wnet tak uwierzył w swe przeznaczenie, iż rozgłosił stan nieba w czasie swego urodzenia i mc dal srebrny ze znakiem gwiazdy Koziorożca (sideris Capricorni), pod którą się urodził, kazał wybić". Znak ten umieszcza nawet na sztandarach ufundowanych przez siebie legji(2).
Dzień urodzin cesarza Augusta jest nam znany. W roz. 5 Swetonjusz pisze: "August urodził się za konsulatu Cycerona dnia 22 września przed samym wschodem słońca". Ponieważ wiemy choćby z Owidjuszowego Kalendarza Uroczystości, mającego w oryginale tytuł "Fasti", w jakich znakach konste- – (1) L'astrologie grecque, str. 1.
(2) Alfred von Domaszewski. Abhandlungen zur roemischen Religion, str, 6 – 8.
lacyjnych przyjmowano wtedy przebywanie słońca w różnych miesiącach, (aczkolwiek z dzieła tego doszło nas tylko sześć pierwszych ksiąg, poświęconych miesiącom od stycznia do lipca), przeto możemy sobie przy pomocy globusu astralnego bardzo łatwo odtworzyć położenie ciał niebieskich, a więc materiał wróżebny astrologa Teogena. Był to czas jesiennego porównania dnia z nocą.
Dnia 22 września słońce znajdowało się w konstelacji Wagi. W ciągu dwóch godzin, nim wypłynęło na horyzont, przez dolny południk przechodziła konstelacja Koziorożca. W tym to czasie i pod tym znakiem rodził się władca Rzymu, Italji i świata. Nie bez przyczyny oświetliłem wróżbę astrologa Teogena na globusie astralnym, albowiem Teogen nie inaczej postępował. Jeżeli wogóle tak błyskawicznie zawyrokował, to nietylko musiał posiadać globus astralny, który często obracał, ale musiał również mieć go, jak się to mówi, w głowie.Że globusy astralne były w użyciu na kilkaset lat przed pojawieniem się chrześcijaństwa i ie były obracalne, wiemy dziś na pewno z badań naukowych(1). Już Hipparch pracował przy pomocy globusu astralnego. Roku 212 przed naszą erą Marcellus przywozi z Syrakuz do Rzymu wspaniały spiżowy globus astralny i ustawia go w świątyni Cnoty. Poezja poświęcą mu swą uwagę(2). Thiele(3) i Boll(4) wykazali wpływ globusów astralnych na teksty starożytnych astronomów. "Jak można się było inaczej upewnić", pyta Boll, "nietylko już co do tego, które figury konstelacyjne znajdują się na wschodzie, w górze, na zachodzie, ale nawet w najniższym punkcie pod widnokręgiem?" To, co mówi Boll, stosuje się właśnie do wróżby Teogena, gdyż figura konstelacji Koziorożca w chwili narodzin cezara dołowała.
W znaku Koziorożca odradzało się podczas zimowego przesilenia dnia z nocą Nieprzezwyciężone Słońce, z którym był równany boski Apollo. Otóż cezar August, pod znakiem Koziorożca zrodzony, nietylko uważał się za boga, ale nawet uczty wzorem bogów odprawiał.
Wiadomo, że liczba uczestników biesiady zależna była od pewnych nader starożytnych i zakorzenionych głęboko pojęć. Jeszcze późny Macrobius w wieku V wspomina, że na pewnych wieczerzach sakralnych liczba uczestników nie może być mniejsza niż Gracji, ani też większa niż Muz(5). Ukażę później wizerunki z trzema i dziewięcioma uczestnikami takiej wieczerzy.
Ale widocznie inne liczby miały też swoje znaczenie, między innemi dwunastka, święta liczba dwunastu bogów konstelacyjnych zodjaku, skoro Swetonjusz w roz. 70 tak dalej o Auguście pisze: "Dużo też rozpowiadano sobie o jego tajnej – (1) Thiele, Antike Himmelsbilder, str. 27 – 45.
(2) Owidjusz, Fasti VI, 277 i nast.
(3) Thiele j… w. str. 45 i nast.
(4) Sphaera, str. 88 i nast.
(5) Saturn. I, VII, 12.
wieczerzy, zwanej przez pospólstwo dwunastobogową (quae vulgo δωδεxαθεος vocabatur), w której uczestnicy brali udział, upostaciowani za bogów i boginie, zaś on sam za Apollina przebrany".
Cezar August umarł 14 roku naszej ery. Otóż jest rzeczą wielce znamienną, ie znakomity znawca katakumb rzymskich Garrucci w "Storia dell'arte cristiana" pokazuje nam podobiznę fresku, na którym zasiadło u wieczerzy misteryjnej także dwanaście postaci, a pierwsza z nich po lewej nie pozostawia najmniejszej wątpliwości co do swego charakteru(1).
Wraz z cezarem wszyscy się grążą w astrologji, pociągnięci jej czarem nieprzepartym(2), kulty boga i bogów, życie obywatelskie, publiczne i prywatne, nauka, sztuka. Wpływ astrologji tak odbija się w wojskowości na sztandarach rzymskich w ich rozmaitych znakach zodjakalnych(3) a w budownictwie na stawianiu septizonjów (siedmiosfer) czy septizodjów (siedmioznaków), jak na symbolach konstelacyjnych wielu herbów średniowiecznych(4) i na 366 kolumnach meczetu Amru'ego w Kairze, odpowiadających liczbie dni roku przestępnego, w którym to meczecie dotąd odprawia się nabożeństwo tylko raz do roku, zaś w latach wielkich klęsk zbiera się duchowień- – (1) Porów. Daremberg i Saglio, Dictionnaire des antiquités grecques et romaines, pod "Mapa", fig. 4831.
(2) Cumont, Die orientalischen Religionen im roemischen Heidentum, str. 192.
(3) Domaszewski j… w. w skorowidzu pod "Zodiakalzeichen".
(4) Myśl Niepodległa Nr. 185, str. 1385.
stwo wszystkich religji, jak w roku 1808, kiedy duchowieństwo mahometańskie, chrześcijańskie z rabinatem żydowskim na wspólne zebrało się, modły, aby uprosić Boga o wylew Nilu.
Nawet malarstwo chrześcijańskie katakumb rzymskich chce myśl swą religijną wyrazić astrologicznie. Najstarszy fresk Łamania Chleba (Fractio Panis), czyli Ofiary Eucharystycznej, poprzedzającej Komunję, a znajdujący się w Cappella Greca katakumby św. Pryscylli i pochodzić mający z początku wtórego stulecia naszej ery, został pomyślany i wykonany czysto astrologicznie.
Zamierzam fakt ten, nauce zupełnie nieznany, ukazać tu i udowodnić z całą dokładnością a nawet drobiazgowością, odpowiadającą jego doniosłości i niezwykłości.2.
Otwieram cenną książką niemiecką pod nagłówkiem "Fractio panis (Łamanie chleba), najstarszy wizerunek ofiary eucharystycznej w Cappella Greca, odkryty i objaśniony przez Józefa Wilperta"(1) i zatrzymuję wzrok na tablicy podwójnej – (1) Fractio panis. Die aelteste Darstcllung des eucharistischen Opfers in der "Cappella Greca", entdeckt und erlaeutert von Joseph Wilpert, mit 15 Tafein und 20 Abbildungen im Text, Freiburg im Breisgau 1895, str. XII, 140, XVII, folio.
XIII – XIV. Następnie otwieram tom drugi pomnikowego dzieła Wilperta "Malatury katakumb rzymskich"(1) na tablicy 15 Nr. 1. Aby nie powtarzać długich tytułów, będę rzecz pierwszą stale nazywał "Fractio", drugą zaś "Malatury".
Kto się zabiera do podobnego Studjum, jak w danej chwili ja, temu nie wystarcza zwiedzenie katakumb rzymskich. Zwiedzałem je przecież. Słusznie całkiem pisze Wilpert w przed' mowie do swych dwóch ogromnych foljantów: "Studjowanie tresków cmentarzyskowych na miejscu jest bardzo utrudnione nawet dla takich, którzy mieszkają w Rzymie; pomijając bowiem trudności materjalne, nie wiem nawet, czyby znalazł się śród cavatori taki, któryby do tego stopnia orjentował się w labiryncie katakumb, iiby zdołał odnaleść wszystkie obrazy. Dla większości archeologów jest to wogóle niemożliwe, albowiem zaledwie niewielu miewa szczęście przebywania czas dłuższy w wiecznym mieście. Z tego powodu a następnie wskutek stale postępującego blaknięcia fresków stawiłem sobie za cel, aby przy sporządzaniu kopji osiągać możliwie największą wierność" (Malatury I, VIII IX).
Dzieło to, nad którym Wilpert pracował piętnaście lat, a które na 267 tablicach tomu wtórego zawiera przeszło 500 reprodukcji akwarelowych, zostało dokonane pod opieką Siedzy Apostolskiej a przy poparciu materjalnym cesarza Wilhelma II, oraz kardynała Koppa, któremu też Wilpert je dykował. Prócz tego ostatnią serję akwarel sporządziło pertowi Towarzystwo Górresa, rozmaici uczeni specjaliści pomagali mu radą i wskazówkami, a różni monsinjorowie robili nawet korektę tomu pierwszego, zawierającego tekst, gdyż Wilpert nie chciał być tylko wydawcą tego skarbu, ale zarazem, jego historykiem i egzegetą. Z przyczyn, których wyjawić nie może, ale których łatwo się dymyśleć, musiał przed publikacją dwa razy całe dzieło przerabiać.
Otóż teraz czytelnik zrozumie, że wszelkie studja nad malarstwem katakumbowym muszą się zacząć od tego, co Wilpert zrobił. Dopiero posiadając w swej własnej pracowni – (1) Die Malereien der Katakomben Roms, herausgegeben von Joseph Wilpert, mit 267 Tafeln und 54 Abbildungen im Text, Freiburg im Breisgau 1903, t. I str. XIX, 596, II tablic 267, folio.
ów skarbiec doskonale skopjowany, rozsegregowany i skatologowany, można przystąpić do studjów dalszych, które mnie tu właśnie interesują.
W rozdziale dziewiątym Wilpert podaje "Reguły zasadnicze wyjaśniania religijnych malatur katakumbowych" (str. 140 150). Mniema, że treść tych obrazów jest zawsze bardzo jasna i prosta. Kto będzie się, uciekał do egzegezy zawiłej, ten się oddali od prawdopodobieństwa. W zakresie scen obrządkowych wystarcza Pismo Święte i literatura Ojców Kościoła. Niestety!
Wiedza współczesna, która patrzy na malarstwo katakumbowe tylko jako na jeden klawisz wielkich organów o kilku klawiaturach i wielu registrach, nie zgodzi się z Wilpertem! To, co moie było rzeczywiście proste i zrozumiałe dla tak zwanych wtajemniczonych, a moie nawet ogółu pewnej kategorji wyznawców z przed dwudziestu wieków, dla nas stało się zagadką, na pierwszy rzut oka zupełnie niezrozumiałą, a wyjaśnienia mistrzów, jak Wilpert, roją się od sprzeczności i nawet wprost fałszywych widzeń.
Bądźmy z całym respektem i pełni wdzięczności dla niezrównanej pracy takich mistrzów, jak między innemi Wilpert, którzy ów bogaty materjał odkryli, wydali w reprodukcjach i opisali. Ale wybiła godzina, w której chłodna, krytyczna i niezależna wiedza musi materjał ów zbadać i zestawić z temi skarbami, które na innych polach zostały znalezione i naukowo rozeznane.
Zatrzymuję w tej chwili wźrok na jednym tylko pomniku, ale najważniejszym i łączącym się organicznie z całym splotem innych, pozornie nie mających z nim nic wspólnego. Wstępna zaraz analiza wykaże, ie stoimy przed zagadką. Mówię o wizerunku sceny Łamania Chleba.3.
Najpierw muszę poddać szczegółowej krytyce objaśnienia Wilperta. Proszę każdy szczegół mej krytyki sprawdzać z wiz. 3.
W mężczyznie brodatym po lewej od widza Wilpert rozpoznaje biskupa chrześcijańskiego w chwili, kiedy rozpoczyna obrządek liturgiczny, Wilpert twierdzi, ie biskup trzyma w wyciągniętych rękach chleb i ma go właśnie łamać (Fractio, 9; Malatury I, 286).
Powyższe objaśnienie Wilperta brzmi dziwnie z tego powodu, ponieważ na talerzu po stronie prawej znajduje się… pięć chlebów w pełnej liczbie symbolicznej sztuk pięciu, odpowiających innej liczbie symbolicznej, mianowicie dwóch ryb, które znajdują się na talerzu w środku obrazu.
Skoro Wilpert sądzi, ie obraz ten wprawdzie przedstawia realistycznie scenę obrządku, lecz zarazem opiera się na scenie ewangielicznej cudownego nakarmienia rzesz dwiema rybami i pięcioma chlebami (Fractio, 16-17), to przecież chleb w rękach biskupa byłby szóstym.
A więc objaśnienie Wilperta mimo pozorów trafności budzi powątpiewanie.
Wilpert mniema następnie, ie wierni, których ma wyobrażać sześć dalszych postaci, "leżą" (sind gelagert) wedle zwyczaiu rzymskiego, zachowywanego przy ucztach (Fractio, 16; Malatury I, 287).
Zgodzą się z Wilpertem, ie postać biskupa, czyli po lewej owego brodatego mężczyzny z wyciągniętemi na prawo rękami, wywiera wrażenie, jak gdyby "przed" sofą jadalną (Speisesopha) siedziała na jakimś niskim przedmiocie, choć tego przedmiotu nie widać. Ale o "leżeniu" owych sześciu postaci nie moie być mowy. Zbyt uważnie oglądałem reprodukcje Wilperta, pokazywałem je licznym znajomym, zestawialiśmy je z wizerunkami, na których postaci rzeczywiście "leżą", albo, jak się to mówi, "spoczywają", aby na fresku tym ślad najmniejszy takiego "leżenia, " lub "spoczywania" dał się wykombinować. Wystarcza zestawić wiz. 3 z wiz. 2, aby się przekonać, ie tak jest, jak piszę. Owe sześć postaci za sofą moie siedzi, stoi lub nawet wisi w przestrzeni, ale na pewno żadna z nich nie "leży". To "leżenie" czy też "spoczywanie" Wilpert wkłada w ów fresk od siebie.
Podobizna triclinium pompejańskiego ukazuje nam przestrzeń, na której biesiadnicy mogli się istotnie układać do uczty. Rzeczywiście w okresie, do którego Wilpert ów fresk Łamania Chleba zalicza, używano legowisk owalnych, zwanych "sigma", gdyż przypominały kształt ówczesny tej litery greckiej, mianowicie C. Ale gdyby nawet przyjąć, że na fresku Łamanie Chleba mamy przed sobą sigmę, jakie owe sześć postaci byłoby cudacznie wykręconych!
Przypuśćmy wszakże, ie Wilpert ma co do tego słuszność i że autor fresku ile te sześć postaci pod względem rysunkomwym namalował. Nic to położenia nie polepszy.
Jeżeli bowiem ową "sofą jadalną" (Speisesopha) ma być wedle Wilperta "sigma", "stibadium", "aceubitum", "aceubitorium" (Fractio, 8; Malatury I, 48), to musimy się go zapytać, gdzie podziały się obowiązkowe przed niemi stoły trójnożne, "mensae tripodes"?
Oto podobizna fresku pompejańskiego, na którym amorki rzeczywiście spoczywają na "stibadium", mając przed sobą stół trójnożny. Amorków jest dziesięć, co odpowiada wspomnianej wyżej cytacie Macrobiusa, iż ma być liczba wiać "excepto rego convivii," prócz "króla" czyli przewodniczącego uczty. Że jest to obraz treści religijnej a nie rodzajowej, nikt chyba nie wątpi. Ale na innym fresku pompejańskim mamy już ściśle dziewięć postaci. I to musi być wizerunek religijny. Przyznają, że postaci w głębi "spoczywać" nie mogą; niezawodnie przyklękły. Wszelako leżą bodaj postaci, widniejące po obu bokach, gdy rzekoma postać biskupa na fresku Łamania Chleba znajduje się w takiej pozycji, która żadnym innym wzorom nie odpowiada. Ale na fresku pompejańskim mamy najwyraźniej stół trójnożny.
Wszak sam Wilpert przyznał, widząc na fresku Łamania Chleba talerze z rybami i chlebami, a zwłaszcza kielich na ziemi, ie grunt w katakumbach "nie był całkiem równy" (Fractio, 80), więc kielich mógł był wywrócić się bardzo łatwo. Przytym sam powinien był się dziwić, ie wbrew najbardziej prymitywnym pojęciom ceremonji sakralnych owych czasów uczestnicy tak się z darami boźemi obchodzili. Sami siedzą czy lezą, a świętości stawiają przed sobą na ziemi?
Wilpert zarzuca nas formalnie cytatami z literatury o ców kościoła, ale nie przytoczył ani jednej, któraby usprawiedliwiła taką praktykę liturgiczną.
Minutius Felix powiada wprawdzie, że chrześcijanie "nie mają świątyń i ołtarzy"(1), lecz niezawodnie w sensie poganskim, gdyż stałby w sprzeczności z całym piśmiennictwem chrześcijan.
–- (1) Octavius, 32.
Justyn, opisując uroczystość eucharystyczną, nie powiada wprawdzie wyraźnie, czy był w użyciu stół albo ołtarz(1), wszelako mówi, że ceromonja ta odbywała się podobnie, jak u czcicieli Mitry, ci zaś posługiwali się stołem ołtarzem, jak świadczy zachowany materjał wizerunkowy(2).
Ale w pismach Nowego Testamentu mamy najwyraźniejsze wzmianki "ołtarza" i "stołu Pana"(3). Tak samo rzecz się ma w najstarszych pomnikach piśmiennictwa kościelnego (4). Probst, który badał liturgję wieków pierwszych chrześcijaństwa, stwierdza, że stół święty musiał być w użyciu a nawet wykazuje, że dwa jego określenia, "trapeza" i "thysiasterion", oznaczały jeden i ten sam przedmiot(5).
Sam Wilpert dostarcza nam dowodu przeciwko sobie. Mianowicie pokazuje nam fresk z katakumb św. Kaliksta, na którym ofiary eucharystyczne, chleb i ryba, leżą na stole trójnożnym (Wiz. 7). Dokonywa się ich konsekracja. Wilpert mniema nawet, że konsekracji dokonywa sam Chrystus (Malatury 1, 46; 11, 41 Nr. *l), czyli postać po lewej, dotykająca ofiar, nie zaś postać po prawej z rękoma rozskrzyźowanemi, to znaczy w postawie "orante".
Fresk eucharystyczny Łamania Chleba; który jest przed" miotem mego badania, pochodzi, jak już powiedzia- – (1) 1 Apologja, 65-66.
(2) Cumont, Die Mysterien des Mithra, tablica II fig. 6.
(3) 1 Kor. IX, 13; X, 18, 21; Hebr. VII, 13; XIII. 10; Rzym. XI, 3.
(4) Ignacy Antjocheński, List do Trall. 7, do Filad. 4; Konstytucje Apostoł. VIII, 12.
(5) Liturgie der ersten drei christlichen Jahrhunderte, str. 20.
łem, z początku II wieku. Tymczasem na fresku o sto lat późniejszym, a nazwanym "Stypa" (Totenmahl), widać nawet trzy takie stoły trójnożne (Malatury 1, 516; II, 66). Jeżeli podłoga w katakumbach była tak święta, że można było na niej stawiać ofiary eucharystyczne, to chyba w niebie wedle wyobrażeń chrześcijan była jeszcze świętsza. Tymczasem na obrazach, przedstawiających "biesiady niebieskie", widujemy stoły (I, 473-475; II, 157 Nr. * 1 i 2; 133 Nr. *2; 184). Wszystkie te freski pochodzą z pierwszej połowy lub połowy IV wieku i tylko na jednym z wcześniejszych brak stołu (11, 132 Nr. *1).
Na pewnym fresku "biesiady niebieskiej" z połowy IV wieku mamy nietylko stół, ale takie owe przez Macrobiusa wspomniane trzy, odpowiadające liczbie Gracji, postaci. Ale co zczególniejsze, że mamy kielich prosty a nie o dwóch uchach.
A więc właściwie tylko na freskach, uznanych przez Wilperta za "uczty" lub powiedzmy "wieczerze eucharystyczne" brak stołów trójnożnych, aczkolwiek pisma Nowego Testamentu znają "Stół Pana", po grecku "trapeza kyriu", które to okres – lenie, oznaczające przystępowanie do komunji, czyli "przystępowanie do Stołu Pańskiego", do dziś się zachowało.
Ponieważ na fresku Łamania Chleba uczestnicy stanowczo nie "leżą", lecz najwyraźniej znajdują się za "sofą", przeto pojmowanie tej sceny "realistycznie", jak chce Wilpert, jest bardzo utrudnione.
Wyobraźmy sobie iście wygodne położenie: siadam do uczty, ale krzesło, na którym mam siedzieć, stawiam przed sobą, a jedzenie, po które mam sięgnąć, stawiam przed krzesłem na podłodze!
Wilpert przypomina wprawdzie fakt znany z literatury ojców kościoła, że wierni otrzymywali komunję z rąk biskupa, wszelako na fresku Łamania Chleba trzecia i siódma osoba najwyraźniej wyciągają prawice w stronę talerza z rybami, jak gdyby zamierzały same sięgnąć sobie tę postać ofiary eucharystycznej, a nie czekać na otrzymanie jej z ręki biskupa.
Przytym w chwili tak uroczystej nie wszystkie postaci wywierają wrażenie odpowiednio skupionych. Wprawdzie postaci druga, czwarta, szósta i siódma są zwrócone głową do biskupa; ale trzecia i piąta odwróciły się od celebransa nietylko głową, lecz i całym ciałem.
Gdyby nawet obyczajność chrześcijan pierwotnych niezawsze stać miała na wysokości pożądanej, jak się zresztą o tym dowiadujemy z pism ojców kościoła, nie szczędzących skarceń i upomnień, to trudno przypuścić, aby taką nieobyczajność chciano uwiecznić na fresku w kaplicy katakumby św. Pryscylli.
Wszak kwestją "orjentacji" tak była ważna i tak umysły zajmowała, iż nawet to było przedmiotem dyskusji, czy Jezus, konając na krzyżu, miał twarz zwróconą na zachód, aby chrześcijanie, którzy podczas modlitwy zwracali się na wschód, mogli mieć go obliczem przed sobą (1).
Jakżeż możemy przypuścić, aby w obrazie świętym i to jeszcze z owych czasów rzecz tak pierwszorzędna, jak orjentacja, była tak dowolnie traktowana!
Protestuje przeciwko temu cała literatura chrześcijańska.
–- (1) Jan Damasceński, Wykład wiary IV, 12.
Wilpert powiada, ie mamy przed sobą "półkoliste łoże" rzymskie (halbkreisfoermiges Ruhebett). Ale jeżeli uwzględnimy, gdzie fresk się mieści, i ie do niego należy rząd czterech koszów z chlebami po lewej i trzech koszów z chlebami po prawej, których na moim rysunku niema, gdyż kosze te nie interesują mnie w tej chwili (Fractio, tablica III; Malatury 11, 15 Nr. * l), to mam wrażenie, że "sofa" jest nietylko krągła, ale krągłością swą nieco w górę wzniesiona.
Na innych tego rodzaju freskach wzniesienie to występu" je wyraźniej (Malatury 11, 14 Nr. * 2; 41 Nr. * 3 i 4), zwłaszcza na owym, który się zwie "biesiadą niebieską".
W zbiorach watykańskich znajduje się stary a iluminowany odpis Wergiljusza, pochodzący z IV wieku naszej ery. Jest w nim wizerunek uczty Eneasza i Dydony. Pomijając charakterystyczną rybę na talerzu, stół jakby o czterech nogach, trzy osoby wedle liczby trzech Gracji, oraz bezwarunkowo prostą sofę, kielich bez uch, sakralnie wzniesione ręce prawe dwóch postaci, nimby, widzimy wyraźnie, ie nad stołem ów pas prążkowany, będący gdzieindziej właściwie "sofą", jest wyraźnie góry wzniesiony.
Nie od rzeczy byłoby też pytanie – aczkolwiek wyda się niejednemu dziwnym – czy na fresku Łamania Chleba (Wiz. 3) "sofa" jest wklęsła, czy też wypukła? To znaczy, czy półkolistość jej cofa się w głąb, czy tez, jak balkon, występuje naprzód?
Niechaj czytelnik raczy dla próby wygiąć półkolisto stronę niniejszej książki, na której znajduje się Wiz. 3, raz w głąb, drugi raz naprzód.