- promocja
- W empik go
Tajemnice dworu sułtana: Hürrem. Słowiańska odaliska. Księga II - ebook
Ebook
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Tajemnice dworu sułtana: Hürrem. Słowiańska odaliska. Księga II - ebook
Saga, która stała się inspiracją dla twórców serialu Wspaniałe stulecie. Średnia oglądalność – 2,30 mln widzów!
Gdy w grę wchodzą polityka i miłość, upadek może być tylko kwestią czasu.
Powieść, która zainspirowała twórców serialu Wspaniałe stulecie, uwielbianego przez miliony polskich widzów!
Hürrem ma wszystko, czego pragnęła: miłość sułtana i jedną z najważniejszych pozycji w Imperium Osmańskim.
Ale czy w świecie pełnym wielkich namiętności, ukrytych żądzy i bezpardonowej walki o wpływy sułtanka zdoła utrzymać się na szczycie? Sieć intryg zagęszcza się coraz bardziej, a w haremie Sulejmana pojawia się coraz więcej młodych i niebezpiecznych kobiet, gotowych na wszystko, by zdobyć serce wielkiego władcy.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7898-2 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
XXXVI
Tej czerwcowej nocy Hürrem miała wrażenie, jakby cały świat zwalił się jej na głowę. Dowiedziała się dlaczego, gdy wróciła z kościoła w noc Bożego Narodzenia. Sulejman poprosił ją, aby pomodliła się za zwycięstwo armii i jego żołnierzy. Sądziła, że w słowach padyszacha nie ma nic szczególnego.
Była w piątym miesiącu ciąży, a jej brzuch wyraźnie już urósł. Hürrem dumnie przechadzała się po haremie, pokazując wszystkim, że nosi dziecko Sulejmana. Zarówno Sułtanka Matka, jak i Sulejman przykładali dużą wagę do zdrowia Hürrem. Otaczali ją medycy, akuszerki i służące. Gdy zdarzyło się, że w środku zimy miała ochotę na arbuza, natychmiast rozesłano wiadomości do wszystkich zakątków imperium w poszukiwaniu tego owocu. W końcu życzenie Hürrem spełniono, przywożąc arbuzy z Egiptu.
Tej zimy Hürrem doświadczyła, jak to jest być kochaną i rozpieszczaną. Wzbudzała zazdrość odalisek. Nie dawała nawet chwili wytchnienia Mestanowi Adze, który przejął po Sümbülu Adze funkcję agi haremu. „Zobaczymy, Mestanie Ago, czy właściwie będziesz wypełniał swoje obowiązki, a także jakie poczynisz postępy w edukacji dziewcząt i czy będziesz potrafił je okiełznać”. Obrzucany zawoalowanymi groźbami młodziutki aga haremu uprzykrzał życie nowo przybyłym pięknościom: trzem przecudnej urody Greczynkom i dwóm Ormiankom.
Służące, które cieszyły się, że dzięki wygnaniu Gülbahar Haseki do Manisy uwolniły się od dereniowego kija, również nie miały się najlepiej. Co prawda Hürrem go nie używała, ale jej cięty język, nieustające napady złości, humory i zachcianki wszystkim dawały się we znaki. Chowając się za drzwiami, dziewczęta płakały, wołając: „Niech już urodzi i będzie po wszystkim!”. Plotki o tym, że jeśli urodzi chłopca, będzie raptusem, a jeśli dziewczynkę – to czarownicą, dotarły nawet do uszu sułtanki Hafsy. Kobieta pomijała to milczeniem. Ona również z niecierpliwością wyczekiwała porodu Hürrem.
Natomiast sułtan Sulejman gotów był przychylić nieba Hürrem. Obsypywał ją prezentami. Robił wszystko, żeby było jej dobrze. Nocami, które spędzali razem, układał jej poduszki za plecami i poił ją sorbetami. Zrobił coś jeszcze, czego nigdy wcześniej nie widziano w haremie – wyszedł ze swoją faworytą na spacer po ogrodzie różanym.
Do Stambułu zawitała wiosna. Ogród wypełnił się kolorami. Wszędzie słychać było śpiew ptaków. Letnie słońce kąpało się w morskiej toni. Drzewa na przeciwnym brzegu, ozdobione niczym panna młoda białymi i różowymi kwiatami, wzbudzały nadzieję i uskrzydlały. Jednak Hürrem była nieszczęśliwa, mimo że spodziewała się dziecka.
Nieustannie zastanawiała się, czy Sulejman ją jeszcze kocha. Zadręczała się obawami, że z powodu jej wstrzemięźliwości padyszach zaprosi do swojej alkowy inne dziewczęta.
Siedzieli obok siebie w ogrodzie, wśród promieni wiosennego słońca, pod drzewem judaszowca zasadzonego na życzenie Hürrem. Sulejman wpatrywał się w jej oczy. Jednak strach, który w nich dostrzegał, napawał go niepokojem. Padyszach był przekonany, że jest to lęk przed porodem. Nie przypuszczał, że Hürrem obawia się utraty Sulejmana. Oznaczałoby to dla niej utratę wszystkiego, nawet życia.
– Mój Sulejmanie? – zaczęła cicho.
– Słucham.
– Już wam się nie podoba wasza uśmiechnięta muza?
Sulejman pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się.
– Co ty opowiadasz, moja pani?
– Jeśli wasza niewolnica straci waszą miłość i przychylność, nie będzie mogła dłużej żyć.
– Troszczymy się o to, żeby niczego nie brakowało naszej uśmiechniętej buzi. Nie widzisz tego?
– Tak rzadko mnie odwiedzacie, że z tęsknoty mam różne nieprzyjemne myśli.
Faktycznie, teraz Sulejman znacznie rzadziej do niej przychodził. Z powodu coraz bardziej zaawansowanej ciąży namiętne noce odeszły w zapomnienie. Z obawy, że może zaszkodzić jej lub dziecku, padyszach nie brał jej już w ramiona. Żądza i zaloty Hürrem zachęcały młodego mężczyznę do działania, ale te wymuszone zbliżenia nie przynosiły satysfakcji ani jemu, ani Hürrem. Jednak nie oznaczało to, że znudził się swoją ukochaną. Dla padyszacha nie był to po prostu dobry czas na myślenie o miłości.
– Droga Hürrem – powiedział, patrząc łagodnie w jej oczy – nie musisz się obawiać. Sulejman nie powącha żadnej róży oprócz ciebie. Teraz myśl tylko o sobie i dziecku. Niczym innym się nie martw.
Hürrem wpatrywała się w niego wnikliwie. W jego oczach nie dostrzegła nic oprócz miłości. Z wdzięcznością ucałowała dłoń padyszacha. Gdy ponownie uniosła głowę, ich spojrzenia się spotkały. Teraz Sulejman patrzył tak, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Hürrem nigdy wcześniej nie widziała go takiego zamyślonego.
– Musisz wiedzieć, że – odezwał się, a jego głos dochodził jakby z oddali – gdy przyjdzie czas porodu, my będziemy bardzo daleko. Ponieważ mężczyzna, nawet jeśli jest padyszachem, który rządzi światem, ma obowiązki ważniejsze niż miłość.
Hürrem nie mogła się skupić na tyle, aby wysłuchać go do końca. Czyżby się przesłyszała? Czy Sulejman powiedział: „Będziemy bardzo daleko...”? Gdzie? Dlaczego? Opuszczał ją? Sen się kończył? A może ona również, jak Gülbahar i jej syn, zostanie gdzieś wysłana? Co padyszach miał na myśli, mówiąc: „obowiązki ważniejsze niż miłość”?
Ze spojrzenia Hürrem dało się wyczytać wszystkie te pytania. Chociaż próbowała się powstrzymać, w jej oczach pojawiły się łzy.
– Panie... – jęknęła.
– Hürrem, chcę tylko powiedzieć, że niedługo wyruszymy na wyprawę.
– Na wyprawę, mój czcigodny sułtanie? – Dziewczyna zawahała się, próbując dobrać właściwe słowa. – Macie na myśli wojnę?
– Tak, moja Hürrem, wojnę. Przygotowujemy się już od miesięcy. Myślałaś, że nad czym ślęczałem nocami, gdy nie przychodziłem do mojej uśmiechniętej muzy? Razem z wezyrami, agami i bejami nieustannie dyskutowaliśmy i obmyślaliśmy plany. Teraz wszystko jest już gotowe. Jutro jest czwarty czerwca. Wtedy flota rozwinie żagle. Jeśli Bóg pozwoli, za tydzień, może dziesięć dni, my również wyruszymy.
Hürrem przez chwilę próbowała przyswoić to, co usłyszała, i pozbierać myśli.
– Mój wspaniały sułtan także wyruszy na wojnę? – wydusiła z siebie.
– Oczywiście – odpowiedział Sulejman. – Moje miejsce jest przy żołnierzach.
Dziewczyna wiedziała, że to nic nie zmieni, ale mimo to, ogarnięta paniką, próbowała się sprzeciwić:
– Ale od czego nasz sułtan ma całe zastępy wezyrów, paszów i agów? Od czego ma podwładnych? Skoro sułtan ma wyruszyć na wojnę, po co są ci wszyscy ludzie?
Sulejman, uśmiechając się, otarł płynące po policzkach dziewczyny łzy i ucałował jej wilgotne oczy.
– To właśnie jest państwo – oznajmił. – Ten, kto stoi na jego czele, dźwiga największy ciężar. Nie myśl, że łatwo nosi się koronę. Korona jest lekka, ale cena za nią wysoka. Przytłacza tego, kto ją nosi, rządzi nim. Myślisz, że to ty masz władzę, ale to ona ma władzę nad tobą. Jeśli chcesz korony, musisz za nią zapłacić. Czasem krwią, a czasem nawet życiem. – Sulejman westchnął zamyślony i pełen żarliwości. Nie odrywając oczu od Hürrem, mówił dalej: – Każdy do czegoś dąży. Jeśli nie idziesz na czele, nie osiągniesz celu. Twój miecz nie sięgnie wroga, a twoja kopia go nie przebije.
Sulejman znów zamilkł. Próbował wyczytać w jej spojrzeniu, jakie wrażenie na niej wywarło to, co przed chwilą powiedział.
Tymczasem Hürrem w skupieniu przysłuchiwała się słowom mężczyzny, z którego oczu sypał się grad iskier. Czyż nie chciała zasiadać z nim na tronie Osmanów? Jeśli tak, powinna go uważnie słuchać i się uczyć. „Hürrem, odłóż na bok swoje lęki, miłość i nadzieję. Zapamiętaj, co trzeba robić, żeby zasiąść na tronie. Zapamiętaj to dobrze. Skoro tron wymaga swojej ceny, zapłać ją, jakakolwiek by była. Czasem wymaga krwi, a czasem nawet życia”, pomyślała.
– Posłuchaj – mówił dalej Sulejman. – Wszyscy, którzy zapisali się na kartach historii jako wielcy władcy, stali na czele swojej armii. My jesteśmy od nich więksi. Nasze słowo rządzi światem. Jednym naszym rozkazem możemy obalać i osadzać na tronie królów. Czy to przystoi, żeby władca wysyłał żołnierzy na wojnę, a sam siedział w pałacu przy kołysce?
Hürrem, roniąc łzy, położyła głowę na piersi padyszacha.
– Nie przystoi – powiedziała cicho.
Młody padyszach, zatopiony w marzeniach, mówił dalej, głaszcząc jej włosy:
– Poza tym, jeśli zwyciężymy i powrócimy cali i zdrowi, zyskamy chwałę ghaziego.
Hürrem pociągnęła nosem.
– Już teraz nazywają mojego wspaniałego Sulejmana ghazi. Mówią też o nim zdobywca. Zdobywca Belgradu.
Sulejman delikatnie uniósł głowę Hürrem. W oczach, które jeszcze przed chwilą przepełniał ból rozstania, był teraz ten figlarny błysk.
– To dobrze – powiedział. – A teraz zostaniemy Zdobywcą Rodos Sulejmanem Ghazim.
„Rodos? Gdzie to jest?”, zastanawiała się Hürrem.
Tego wieczoru Sulejman długo opowiadał jej o Rodos i o tym, co ściągnęli na Imperium Osmańskie kawalerowie Zakonu Świętego Jana.
Sulejman uwielbiał wcielać się w rolę nauczyciela.
– Zbudowali taką twierdzę, że nawet mój pradziad Mehmed Zdobywca, który trzykrotnie pod nią podchodził, nie dał jej rady. Jak myślisz, dlaczego? – zapytał nagle, jakby chciał ją sprawdzić.
Dziewczyna nie znała odpowiedzi.
Młody padyszach najpierw pochylił się, żeby ucałować jej piękne usta, a później wyjaśnił:
– Dlatego że nie stał na czele swoich wojsk. Teraz nadchodzi Sulejman Chan. Zobaczymy, jak długo twierdza będzie się nam opierać.
W wieczór rozstania Sulejman najpierw odwiedził sułtankę Hafsę. Ucałował jej dłonie i przyjął matczyne błogosławieństwo.
– Matko, powierzam ci Hürrem i twojego wnuka – powiedział.
Dziewczyna pierwszy raz widziała go w stroju wojskowym. Na koszulę miał zarzuconą grubą kamizelkę ze skóry, a na to lekki, skromny, czerwony kaftan. Za pasem, w miejscu, gdzie zawsze nosił okazały, bogato zdobiony sztylet, tkwiło teraz zwyczajne żołnierskie ostrze. Na nogach miał czarne, wojskowe baczmagi. Kto by pomyślał, że ten młody mężczyzna jest najlepszym dowódcą wojska, jakiego widział świat.
– Czas się pożegnać, Hürrem – odezwał się, trzymając dziewczynę w ramionach.
– Mój wspaniały sułtanie. – Mocno objęła Sulejmana.
W ich pocałunku więcej było miłości, przyjaźni i oddania niż namiętności. Teraz, gdy musieli się ze sobą rozstać, Sulejman nic nie mówił, tylko długo patrzył w jej niebiesko-zielone oczy.
– Napełnij mnie dumą. Zachowuj się tak, jak powinna zachowywać się kobieta wodza.
– Co mam zrobić, mój sułtanie? Wszystko, co rozkażesz.
– Nie waż się płakać. Jeśli kobieta wodza płacze, co mają zrobić te, które pozostawili żołnierze?
– Dobrze – odpowiedziała Hürrem. – Nie będę płakać, mój czcigodny sułtanie. Aż do twojego powrotu nie będę płakać. Nawet gdy będę rodziła, z moich ust nie wydobędzie się żaden szloch, a z oczu nie popłynie nawet jedna łza. Obiecuję ci.
– Dbaj o siebie i moją matkę. – Sulejman pogłaskał dziewczynę po brzuchu. – I o nie. Dzielnie znieś poród i wyjaśnij mu, że jego tata ghazi niedługo wróci, a... jeśli polegnę w bitwie jak mój przodek Murat I, to powiedz mu, że zginąłem bohaterską śmiercią. Swoim pięknym głosem wyśpiewuj mu kołysanki. Zaśpiewaj mu pieśń o Wołdze.
Hürrem musiała się bardzo postarać, żeby dotrzymać danego mu słowa. Przygryzając wargi, tłumiła płacz.
Sulejman zrobił kilka kroków w stronę drzwi, po czym nagle odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.
– Jeśli odniesiemy sukces, wiedz, że Rodos będzie moim prezentem dla ciebie. Piękno potrzebuje piękna.
Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Rozstali się w ostatnim uścisku i ostatnim pocałunku. Hürrem nadal nie płakała, tak jak obiecała. Ale gdy Sulejman zostawił ją za wielkimi drzwiami, zamknęła się w komnacie i ukryła głowę w poduszkach.
Nagle usłyszała dochodzące z zewnątrz dźwięki surm janczarskiej orkiestry wojskowej. Nie widziała tego, ale pełen majestatu sułtan Sulejman, dosiadając białego rumaka, którego grzywa tańczyła na wietrze, opuszczał pałacowe mury. Pieśń zwycięstwa wtórowała okrzykom janczarów ustawionych w rzędach.
– Idź po święte zwycięstwo! Hej, Sulejmanie Ghazi!
Hürrem uniosła głowę z poduszek. „Powiedział mi, że jestem kobietą wodza. Dlatego nikt nie może widzieć moich łez”.
Otarła oczy i pewnym krokiem udała się wprost do komnaty sułtanki Hafsy.
Gdy już tam dotarła, ucałowała dłoń staruszki i przyłożyła ją do czoła. Dwie kobiety objęły się bez słowa.
Oblężenie rozpoczęło się pod koniec czerwca. Gdy dwudziestego ósmego dnia miesiąca sułtan Sulejman, przybywszy na galerze „Zielony Anioł”, którą dowodził kapitan Mahmud, wyszedł na Rodos, mimo że wystrzelono już dziesiątki kul armatnich, w grubych, wzniesionych z czarnego kamienia murach twierdzy nie pojawił się ani jeden wyłom, który mógłby przyspieszyć podbój. Rodos wiła się w bólach.
Hürrem też wiła się w bólach. Na początku września pewnej nocy obudziła się, przekonana, że umiera. Gdyby nie obietnica dana Sulejmanowi, krzyczałaby, ile sił w płucach. Żeby znieść rozdzierający ją ból w ciszy, gryzła kołdrę. Aby stłumić swoje krzyki i łkanie, próbowała ukryć głowę w poduszkach.
Akuszerki czekały w gotowości. Wydawało jej się, że słyszy głos głównej akuszerki: „To już czas”. „Boże – powiedziała w duchu – nie widzę, nie słyszę!”. Wydawało jej się, że patrzy na wszystko zza zasłony. Dostrzegała tylko poruszające się cienie. Kto to był? Delikatnie obróciwszy głowę, spojrzała na siedzącą przy jej łóżku kobietę. Ta wyciągnęła rękę, zabrała mokrą szmatkę z jej czoła i po chwili położyła ją z powrotem. A więc ma gorączkę. Gdy kobieta pochyliła się nad nią, Hürrem ją rozpoznała.
– Matko Hafso. Matko Gul. Matko, która wskazałaś mi drogę do twojego syna chana – odezwała się.
Naprawdę to powiedziała czy tylko tak jej się wydawało?
– Wytrzymaj, dziecko – usłyszała.
– Nie mogę – wyjęczała załamującym się głosem.
W tej samej chwili skurcze stały się jakby lżejsze, a głosy słyszała wyraźniej. Zaczęła dostrzegać barwy. Gdy podniosła oczy, ujrzała nad sobą czułą twarz sułtanki Hafsy. Przy łóżku stało pięć akuszerek. Mimo iż było lato, napalono w piecu, a na nim postawiono wielki kocioł. Merzuka i służące uwijały się jak w ukropie.
Hürrem wydawało się, że leży w wodzie. Od skurczów i z powodu gorąca była całkiem mokra. Prześcieradło było wilgotne od potu. Czy tylko od potu? „Boże! – krzyknęła w duchu. – Czy to krew?”.
– Matko, czy ja umieram? – wyszeptała bez sił.
Na twarzy sułtanki Hafsy pojawił się wyraz niepokoju.
– Nawet tak nie myśl, Hürrem. Rodzisz. Odeszły ci wody.
Dziewczyna nie uwierzyła.
– Nie, ja umieram! Umrę, nie zobaczywszy Sulejmana.
Sułtanka Hafsa uśmiechnęła się.
– Poród jest jak śmierć. Tylko Bóg wie, kiedy nadejdzie. Nie martw się. Jeszcze wiele dni przed tobą.
Jakich dni?
Przed jej oczami pojawiły się obrazy. We śnie ujrzała dziewczynkę. Goniła motyle. Kto to był? Ona? Dziewczynka zaczęła biec w jej kierunku. Nie, to nie była dziewczynka. To chłopiec, to mały chłopiec! Jak bardzo był do niej podobny. Chłopiec wyciągnął do niej rękę... Chciała zrobić to samo, ale nie była w stanie. Nie mogła złapać wyciągniętej ku niej ręki. Chłopiec płakał.
Skurcz przeszył jej podbrzusze jak nóż. Chłopiec zniknął. Kim był? Czy był prawdziwy? Pomimo bólu pustym wzrokiem rozejrzała się dookoła. Dziecka nigdzie nie było. Uciekło.
– Gdzie jest ten chłopiec, matko? – zapytała.
Sułtanka Hafsa zdziwiła się.
– Jaki chłopiec?
– Był tu przed chwilą. Chłopiec, który wyciągał do mnie rękę.
Kobiety spojrzały na siebie. Gdy ciało Hürrem skręcało się w szponach ogromnego bólu, usłyszała czyjś głos:
– Przyj, Hürrem. Przyj mocniej. Wychodzi.
Dziewczyna obracała głowę w jedną i drugą stronę, tłumiąc ból.
– Krzycz, dziewczyno! – nakazała akuszerka. – Nie wstydź się! Krzycz, płacz, ale przyj!
– Nie – sprzeciwiła się Hürrem, zagryzając wargi, żeby powstrzymać szloch. – Przyrzekłam to mojemu czcigodnemu sułtanowi. Kobieta wodza nie płacze i nie krzyczy.
Sułtanka Hafsa uśmiechnęła się.
– Kobieta wodza nie krzyczy, ale rodzi, a rodząca kobieta krzyczy. Co może o tym wiedzieć nasz syn sułtan? Urodził kiedyś dziecko? Krzycz i przyj, córko. Nie masz innego wyboru. Krzyk dodaje sił. Krzycz.
Przeraźliwy ciężar wypełnił jej podbrzusze. Nie mogła już uleżeć na plecach. Zapomniawszy o wszystkim, chciała się podnieść. Jeśli wstanie, może ból się zmniejszy. Gdy próbowała wstać, rzuciły się na nią wszystkie kobiety znajdujące się w komnacie. Z trudem powstrzymały ją, trzymając za ręce i nogi.
W tym silnym uścisku ciało Hürrem wygięło się w luk i po chwili opadło na łóżko. Ile razy to się powtórzyło? Trzy? Tysiąc? Nie mogła już niczego odróżnić. W końcu nie wytrzymała i krzyknęła, ile sił w płucach.
– Boże! Boże, ocal mnie! – Krzyk stopniowo zmieniał się w zawodzenie: – Matko nasza, Maryjo! Matko nasza, Maryjo!
Tylko sułtanka Hafsa potrafiła zrozumieć te słowa, ponieważ Hürrem krzyczała i modliła się w swoim ojczystym języku.
– Przyciśnijcie! – rzuciła akuszerka.
Z niewiarygodną siłą parła, wstrzymując oddech. Czuła jedynie, jak cztery kobiety, stojące po obu stronach łóżka, z całą siłą napierają na jej brzuch. „O Boże! Co one robią? Chcą mnie zabić?”. Odwróciwszy głowę, błagalnym wzrokiem spojrzała na sułtankę Hafsę. To wstrząsnęło staruszką. Ale co ona mogła zrobić? To była sprawa między Hürrem a Bogiem. Koniec tego bólu oznaczał życie lub śmierć.
– Wytrzymaj, dziecko. – To wszystko, co mogła powiedzieć. – Wytrzymaj.
Naczelna akuszerka znów nakazała:
– Przyciśnijcie mocniej. A ty przyj z całej siły, Hürrem! Mocniej! – Teraz nawet ona krzyczała.
Kobiety silnymi rękami uciskały jej brzuch.
Nagle Hürrem znów zobaczyła chłopca. Był tam. Był na tyle blisko, że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby go dotknąć. Z jej oczu popłynęły łzy bezradności. Gdyby akuszerki puściły jej ramiona, wyciągnęłaby rękę. „Mój wspaniały sułtanie – pomyślała – nie płaczę. To z bólu. Nic na to nie poradzę. Łzy same płyną z moich oczu. A do tego nie pozwalają mi chwycić tego chłopca”.
– Rozłóżcie szerzej jej nogi – usłyszała nagle.
Na wpół przytomna Hürrem uczepiła się tego rozkazu. Czy ten ból już się kończył? „Niech się skończy! Niech już się skończy! – błagała. – Niech się skończy. Chcę chwycić tego chłopca”.
– Widać główkę! Widać główkę!
– Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem – modliły się wszystkie kobiety.
Dziewczyna dołączyła do ich błagania.
– Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem. Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem!
Zdziwiła się, gdy pojęła, że po raz pierwszy zwróciła się do Boga po turecku.
Z tych przemyśleń wyrwał ją głos głównej akuszerki:
– Dalej, dziecko, większość masz już za sobą. Jeszcze trochę. Jeszcze odrobina wysiłku. Przyj jeszcze mocniej.
Mogła jedynie starać się zrobić to, co jej powiedziano. Zemdlała.
Nie czuła już bólu, ale widziała, że nie ustał. Jej ciało nieustannie się wiło. Znów się pojawił. Chłopiec biegł prosto do niej. Był coraz bliżej. Szeroko rozłożył ramiona. Ach, gdyby Hürrem również mogła rozłożyć ramiona i go przytulić...
Wydawało jej się, że stacza się w ciemną otchłań, którą przepełniała wielka cisza. Przepastna, wszechogarniająca ciemność... A potem powoli, powoli, jakby świtało. Ciemność się rozproszyła. Hürrem czuła się spokojna, rozluźniona i szczęśliwa. Zupełnie jakby urodziła się na nowo. Jakby życie zaczynało rozkwitać jak maleńki pączek róży. Nagle coś zmąciło jej spokój. Zdawało jej się, że gdzieś w oddali słyszy krzyk.
– Syn – usłyszała kobiecy głos.
Hürrem z trudem otworzyła zmęczone oczy. Zobaczyła swojego syna i akuszerkę wymierzającą mu klapsa. Złapała chłopca i wyciągnęła z objęć śmierci. Chłopiec płakał, a wraz z nim Hürrem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
Tej czerwcowej nocy Hürrem miała wrażenie, jakby cały świat zwalił się jej na głowę. Dowiedziała się dlaczego, gdy wróciła z kościoła w noc Bożego Narodzenia. Sulejman poprosił ją, aby pomodliła się za zwycięstwo armii i jego żołnierzy. Sądziła, że w słowach padyszacha nie ma nic szczególnego.
Była w piątym miesiącu ciąży, a jej brzuch wyraźnie już urósł. Hürrem dumnie przechadzała się po haremie, pokazując wszystkim, że nosi dziecko Sulejmana. Zarówno Sułtanka Matka, jak i Sulejman przykładali dużą wagę do zdrowia Hürrem. Otaczali ją medycy, akuszerki i służące. Gdy zdarzyło się, że w środku zimy miała ochotę na arbuza, natychmiast rozesłano wiadomości do wszystkich zakątków imperium w poszukiwaniu tego owocu. W końcu życzenie Hürrem spełniono, przywożąc arbuzy z Egiptu.
Tej zimy Hürrem doświadczyła, jak to jest być kochaną i rozpieszczaną. Wzbudzała zazdrość odalisek. Nie dawała nawet chwili wytchnienia Mestanowi Adze, który przejął po Sümbülu Adze funkcję agi haremu. „Zobaczymy, Mestanie Ago, czy właściwie będziesz wypełniał swoje obowiązki, a także jakie poczynisz postępy w edukacji dziewcząt i czy będziesz potrafił je okiełznać”. Obrzucany zawoalowanymi groźbami młodziutki aga haremu uprzykrzał życie nowo przybyłym pięknościom: trzem przecudnej urody Greczynkom i dwóm Ormiankom.
Służące, które cieszyły się, że dzięki wygnaniu Gülbahar Haseki do Manisy uwolniły się od dereniowego kija, również nie miały się najlepiej. Co prawda Hürrem go nie używała, ale jej cięty język, nieustające napady złości, humory i zachcianki wszystkim dawały się we znaki. Chowając się za drzwiami, dziewczęta płakały, wołając: „Niech już urodzi i będzie po wszystkim!”. Plotki o tym, że jeśli urodzi chłopca, będzie raptusem, a jeśli dziewczynkę – to czarownicą, dotarły nawet do uszu sułtanki Hafsy. Kobieta pomijała to milczeniem. Ona również z niecierpliwością wyczekiwała porodu Hürrem.
Natomiast sułtan Sulejman gotów był przychylić nieba Hürrem. Obsypywał ją prezentami. Robił wszystko, żeby było jej dobrze. Nocami, które spędzali razem, układał jej poduszki za plecami i poił ją sorbetami. Zrobił coś jeszcze, czego nigdy wcześniej nie widziano w haremie – wyszedł ze swoją faworytą na spacer po ogrodzie różanym.
Do Stambułu zawitała wiosna. Ogród wypełnił się kolorami. Wszędzie słychać było śpiew ptaków. Letnie słońce kąpało się w morskiej toni. Drzewa na przeciwnym brzegu, ozdobione niczym panna młoda białymi i różowymi kwiatami, wzbudzały nadzieję i uskrzydlały. Jednak Hürrem była nieszczęśliwa, mimo że spodziewała się dziecka.
Nieustannie zastanawiała się, czy Sulejman ją jeszcze kocha. Zadręczała się obawami, że z powodu jej wstrzemięźliwości padyszach zaprosi do swojej alkowy inne dziewczęta.
Siedzieli obok siebie w ogrodzie, wśród promieni wiosennego słońca, pod drzewem judaszowca zasadzonego na życzenie Hürrem. Sulejman wpatrywał się w jej oczy. Jednak strach, który w nich dostrzegał, napawał go niepokojem. Padyszach był przekonany, że jest to lęk przed porodem. Nie przypuszczał, że Hürrem obawia się utraty Sulejmana. Oznaczałoby to dla niej utratę wszystkiego, nawet życia.
– Mój Sulejmanie? – zaczęła cicho.
– Słucham.
– Już wam się nie podoba wasza uśmiechnięta muza?
Sulejman pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się.
– Co ty opowiadasz, moja pani?
– Jeśli wasza niewolnica straci waszą miłość i przychylność, nie będzie mogła dłużej żyć.
– Troszczymy się o to, żeby niczego nie brakowało naszej uśmiechniętej buzi. Nie widzisz tego?
– Tak rzadko mnie odwiedzacie, że z tęsknoty mam różne nieprzyjemne myśli.
Faktycznie, teraz Sulejman znacznie rzadziej do niej przychodził. Z powodu coraz bardziej zaawansowanej ciąży namiętne noce odeszły w zapomnienie. Z obawy, że może zaszkodzić jej lub dziecku, padyszach nie brał jej już w ramiona. Żądza i zaloty Hürrem zachęcały młodego mężczyznę do działania, ale te wymuszone zbliżenia nie przynosiły satysfakcji ani jemu, ani Hürrem. Jednak nie oznaczało to, że znudził się swoją ukochaną. Dla padyszacha nie był to po prostu dobry czas na myślenie o miłości.
– Droga Hürrem – powiedział, patrząc łagodnie w jej oczy – nie musisz się obawiać. Sulejman nie powącha żadnej róży oprócz ciebie. Teraz myśl tylko o sobie i dziecku. Niczym innym się nie martw.
Hürrem wpatrywała się w niego wnikliwie. W jego oczach nie dostrzegła nic oprócz miłości. Z wdzięcznością ucałowała dłoń padyszacha. Gdy ponownie uniosła głowę, ich spojrzenia się spotkały. Teraz Sulejman patrzył tak, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Hürrem nigdy wcześniej nie widziała go takiego zamyślonego.
– Musisz wiedzieć, że – odezwał się, a jego głos dochodził jakby z oddali – gdy przyjdzie czas porodu, my będziemy bardzo daleko. Ponieważ mężczyzna, nawet jeśli jest padyszachem, który rządzi światem, ma obowiązki ważniejsze niż miłość.
Hürrem nie mogła się skupić na tyle, aby wysłuchać go do końca. Czyżby się przesłyszała? Czy Sulejman powiedział: „Będziemy bardzo daleko...”? Gdzie? Dlaczego? Opuszczał ją? Sen się kończył? A może ona również, jak Gülbahar i jej syn, zostanie gdzieś wysłana? Co padyszach miał na myśli, mówiąc: „obowiązki ważniejsze niż miłość”?
Ze spojrzenia Hürrem dało się wyczytać wszystkie te pytania. Chociaż próbowała się powstrzymać, w jej oczach pojawiły się łzy.
– Panie... – jęknęła.
– Hürrem, chcę tylko powiedzieć, że niedługo wyruszymy na wyprawę.
– Na wyprawę, mój czcigodny sułtanie? – Dziewczyna zawahała się, próbując dobrać właściwe słowa. – Macie na myśli wojnę?
– Tak, moja Hürrem, wojnę. Przygotowujemy się już od miesięcy. Myślałaś, że nad czym ślęczałem nocami, gdy nie przychodziłem do mojej uśmiechniętej muzy? Razem z wezyrami, agami i bejami nieustannie dyskutowaliśmy i obmyślaliśmy plany. Teraz wszystko jest już gotowe. Jutro jest czwarty czerwca. Wtedy flota rozwinie żagle. Jeśli Bóg pozwoli, za tydzień, może dziesięć dni, my również wyruszymy.
Hürrem przez chwilę próbowała przyswoić to, co usłyszała, i pozbierać myśli.
– Mój wspaniały sułtan także wyruszy na wojnę? – wydusiła z siebie.
– Oczywiście – odpowiedział Sulejman. – Moje miejsce jest przy żołnierzach.
Dziewczyna wiedziała, że to nic nie zmieni, ale mimo to, ogarnięta paniką, próbowała się sprzeciwić:
– Ale od czego nasz sułtan ma całe zastępy wezyrów, paszów i agów? Od czego ma podwładnych? Skoro sułtan ma wyruszyć na wojnę, po co są ci wszyscy ludzie?
Sulejman, uśmiechając się, otarł płynące po policzkach dziewczyny łzy i ucałował jej wilgotne oczy.
– To właśnie jest państwo – oznajmił. – Ten, kto stoi na jego czele, dźwiga największy ciężar. Nie myśl, że łatwo nosi się koronę. Korona jest lekka, ale cena za nią wysoka. Przytłacza tego, kto ją nosi, rządzi nim. Myślisz, że to ty masz władzę, ale to ona ma władzę nad tobą. Jeśli chcesz korony, musisz za nią zapłacić. Czasem krwią, a czasem nawet życiem. – Sulejman westchnął zamyślony i pełen żarliwości. Nie odrywając oczu od Hürrem, mówił dalej: – Każdy do czegoś dąży. Jeśli nie idziesz na czele, nie osiągniesz celu. Twój miecz nie sięgnie wroga, a twoja kopia go nie przebije.
Sulejman znów zamilkł. Próbował wyczytać w jej spojrzeniu, jakie wrażenie na niej wywarło to, co przed chwilą powiedział.
Tymczasem Hürrem w skupieniu przysłuchiwała się słowom mężczyzny, z którego oczu sypał się grad iskier. Czyż nie chciała zasiadać z nim na tronie Osmanów? Jeśli tak, powinna go uważnie słuchać i się uczyć. „Hürrem, odłóż na bok swoje lęki, miłość i nadzieję. Zapamiętaj, co trzeba robić, żeby zasiąść na tronie. Zapamiętaj to dobrze. Skoro tron wymaga swojej ceny, zapłać ją, jakakolwiek by była. Czasem wymaga krwi, a czasem nawet życia”, pomyślała.
– Posłuchaj – mówił dalej Sulejman. – Wszyscy, którzy zapisali się na kartach historii jako wielcy władcy, stali na czele swojej armii. My jesteśmy od nich więksi. Nasze słowo rządzi światem. Jednym naszym rozkazem możemy obalać i osadzać na tronie królów. Czy to przystoi, żeby władca wysyłał żołnierzy na wojnę, a sam siedział w pałacu przy kołysce?
Hürrem, roniąc łzy, położyła głowę na piersi padyszacha.
– Nie przystoi – powiedziała cicho.
Młody padyszach, zatopiony w marzeniach, mówił dalej, głaszcząc jej włosy:
– Poza tym, jeśli zwyciężymy i powrócimy cali i zdrowi, zyskamy chwałę ghaziego.
Hürrem pociągnęła nosem.
– Już teraz nazywają mojego wspaniałego Sulejmana ghazi. Mówią też o nim zdobywca. Zdobywca Belgradu.
Sulejman delikatnie uniósł głowę Hürrem. W oczach, które jeszcze przed chwilą przepełniał ból rozstania, był teraz ten figlarny błysk.
– To dobrze – powiedział. – A teraz zostaniemy Zdobywcą Rodos Sulejmanem Ghazim.
„Rodos? Gdzie to jest?”, zastanawiała się Hürrem.
Tego wieczoru Sulejman długo opowiadał jej o Rodos i o tym, co ściągnęli na Imperium Osmańskie kawalerowie Zakonu Świętego Jana.
Sulejman uwielbiał wcielać się w rolę nauczyciela.
– Zbudowali taką twierdzę, że nawet mój pradziad Mehmed Zdobywca, który trzykrotnie pod nią podchodził, nie dał jej rady. Jak myślisz, dlaczego? – zapytał nagle, jakby chciał ją sprawdzić.
Dziewczyna nie znała odpowiedzi.
Młody padyszach najpierw pochylił się, żeby ucałować jej piękne usta, a później wyjaśnił:
– Dlatego że nie stał na czele swoich wojsk. Teraz nadchodzi Sulejman Chan. Zobaczymy, jak długo twierdza będzie się nam opierać.
W wieczór rozstania Sulejman najpierw odwiedził sułtankę Hafsę. Ucałował jej dłonie i przyjął matczyne błogosławieństwo.
– Matko, powierzam ci Hürrem i twojego wnuka – powiedział.
Dziewczyna pierwszy raz widziała go w stroju wojskowym. Na koszulę miał zarzuconą grubą kamizelkę ze skóry, a na to lekki, skromny, czerwony kaftan. Za pasem, w miejscu, gdzie zawsze nosił okazały, bogato zdobiony sztylet, tkwiło teraz zwyczajne żołnierskie ostrze. Na nogach miał czarne, wojskowe baczmagi. Kto by pomyślał, że ten młody mężczyzna jest najlepszym dowódcą wojska, jakiego widział świat.
– Czas się pożegnać, Hürrem – odezwał się, trzymając dziewczynę w ramionach.
– Mój wspaniały sułtanie. – Mocno objęła Sulejmana.
W ich pocałunku więcej było miłości, przyjaźni i oddania niż namiętności. Teraz, gdy musieli się ze sobą rozstać, Sulejman nic nie mówił, tylko długo patrzył w jej niebiesko-zielone oczy.
– Napełnij mnie dumą. Zachowuj się tak, jak powinna zachowywać się kobieta wodza.
– Co mam zrobić, mój sułtanie? Wszystko, co rozkażesz.
– Nie waż się płakać. Jeśli kobieta wodza płacze, co mają zrobić te, które pozostawili żołnierze?
– Dobrze – odpowiedziała Hürrem. – Nie będę płakać, mój czcigodny sułtanie. Aż do twojego powrotu nie będę płakać. Nawet gdy będę rodziła, z moich ust nie wydobędzie się żaden szloch, a z oczu nie popłynie nawet jedna łza. Obiecuję ci.
– Dbaj o siebie i moją matkę. – Sulejman pogłaskał dziewczynę po brzuchu. – I o nie. Dzielnie znieś poród i wyjaśnij mu, że jego tata ghazi niedługo wróci, a... jeśli polegnę w bitwie jak mój przodek Murat I, to powiedz mu, że zginąłem bohaterską śmiercią. Swoim pięknym głosem wyśpiewuj mu kołysanki. Zaśpiewaj mu pieśń o Wołdze.
Hürrem musiała się bardzo postarać, żeby dotrzymać danego mu słowa. Przygryzając wargi, tłumiła płacz.
Sulejman zrobił kilka kroków w stronę drzwi, po czym nagle odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.
– Jeśli odniesiemy sukces, wiedz, że Rodos będzie moim prezentem dla ciebie. Piękno potrzebuje piękna.
Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Rozstali się w ostatnim uścisku i ostatnim pocałunku. Hürrem nadal nie płakała, tak jak obiecała. Ale gdy Sulejman zostawił ją za wielkimi drzwiami, zamknęła się w komnacie i ukryła głowę w poduszkach.
Nagle usłyszała dochodzące z zewnątrz dźwięki surm janczarskiej orkiestry wojskowej. Nie widziała tego, ale pełen majestatu sułtan Sulejman, dosiadając białego rumaka, którego grzywa tańczyła na wietrze, opuszczał pałacowe mury. Pieśń zwycięstwa wtórowała okrzykom janczarów ustawionych w rzędach.
– Idź po święte zwycięstwo! Hej, Sulejmanie Ghazi!
Hürrem uniosła głowę z poduszek. „Powiedział mi, że jestem kobietą wodza. Dlatego nikt nie może widzieć moich łez”.
Otarła oczy i pewnym krokiem udała się wprost do komnaty sułtanki Hafsy.
Gdy już tam dotarła, ucałowała dłoń staruszki i przyłożyła ją do czoła. Dwie kobiety objęły się bez słowa.
Oblężenie rozpoczęło się pod koniec czerwca. Gdy dwudziestego ósmego dnia miesiąca sułtan Sulejman, przybywszy na galerze „Zielony Anioł”, którą dowodził kapitan Mahmud, wyszedł na Rodos, mimo że wystrzelono już dziesiątki kul armatnich, w grubych, wzniesionych z czarnego kamienia murach twierdzy nie pojawił się ani jeden wyłom, który mógłby przyspieszyć podbój. Rodos wiła się w bólach.
Hürrem też wiła się w bólach. Na początku września pewnej nocy obudziła się, przekonana, że umiera. Gdyby nie obietnica dana Sulejmanowi, krzyczałaby, ile sił w płucach. Żeby znieść rozdzierający ją ból w ciszy, gryzła kołdrę. Aby stłumić swoje krzyki i łkanie, próbowała ukryć głowę w poduszkach.
Akuszerki czekały w gotowości. Wydawało jej się, że słyszy głos głównej akuszerki: „To już czas”. „Boże – powiedziała w duchu – nie widzę, nie słyszę!”. Wydawało jej się, że patrzy na wszystko zza zasłony. Dostrzegała tylko poruszające się cienie. Kto to był? Delikatnie obróciwszy głowę, spojrzała na siedzącą przy jej łóżku kobietę. Ta wyciągnęła rękę, zabrała mokrą szmatkę z jej czoła i po chwili położyła ją z powrotem. A więc ma gorączkę. Gdy kobieta pochyliła się nad nią, Hürrem ją rozpoznała.
– Matko Hafso. Matko Gul. Matko, która wskazałaś mi drogę do twojego syna chana – odezwała się.
Naprawdę to powiedziała czy tylko tak jej się wydawało?
– Wytrzymaj, dziecko – usłyszała.
– Nie mogę – wyjęczała załamującym się głosem.
W tej samej chwili skurcze stały się jakby lżejsze, a głosy słyszała wyraźniej. Zaczęła dostrzegać barwy. Gdy podniosła oczy, ujrzała nad sobą czułą twarz sułtanki Hafsy. Przy łóżku stało pięć akuszerek. Mimo iż było lato, napalono w piecu, a na nim postawiono wielki kocioł. Merzuka i służące uwijały się jak w ukropie.
Hürrem wydawało się, że leży w wodzie. Od skurczów i z powodu gorąca była całkiem mokra. Prześcieradło było wilgotne od potu. Czy tylko od potu? „Boże! – krzyknęła w duchu. – Czy to krew?”.
– Matko, czy ja umieram? – wyszeptała bez sił.
Na twarzy sułtanki Hafsy pojawił się wyraz niepokoju.
– Nawet tak nie myśl, Hürrem. Rodzisz. Odeszły ci wody.
Dziewczyna nie uwierzyła.
– Nie, ja umieram! Umrę, nie zobaczywszy Sulejmana.
Sułtanka Hafsa uśmiechnęła się.
– Poród jest jak śmierć. Tylko Bóg wie, kiedy nadejdzie. Nie martw się. Jeszcze wiele dni przed tobą.
Jakich dni?
Przed jej oczami pojawiły się obrazy. We śnie ujrzała dziewczynkę. Goniła motyle. Kto to był? Ona? Dziewczynka zaczęła biec w jej kierunku. Nie, to nie była dziewczynka. To chłopiec, to mały chłopiec! Jak bardzo był do niej podobny. Chłopiec wyciągnął do niej rękę... Chciała zrobić to samo, ale nie była w stanie. Nie mogła złapać wyciągniętej ku niej ręki. Chłopiec płakał.
Skurcz przeszył jej podbrzusze jak nóż. Chłopiec zniknął. Kim był? Czy był prawdziwy? Pomimo bólu pustym wzrokiem rozejrzała się dookoła. Dziecka nigdzie nie było. Uciekło.
– Gdzie jest ten chłopiec, matko? – zapytała.
Sułtanka Hafsa zdziwiła się.
– Jaki chłopiec?
– Był tu przed chwilą. Chłopiec, który wyciągał do mnie rękę.
Kobiety spojrzały na siebie. Gdy ciało Hürrem skręcało się w szponach ogromnego bólu, usłyszała czyjś głos:
– Przyj, Hürrem. Przyj mocniej. Wychodzi.
Dziewczyna obracała głowę w jedną i drugą stronę, tłumiąc ból.
– Krzycz, dziewczyno! – nakazała akuszerka. – Nie wstydź się! Krzycz, płacz, ale przyj!
– Nie – sprzeciwiła się Hürrem, zagryzając wargi, żeby powstrzymać szloch. – Przyrzekłam to mojemu czcigodnemu sułtanowi. Kobieta wodza nie płacze i nie krzyczy.
Sułtanka Hafsa uśmiechnęła się.
– Kobieta wodza nie krzyczy, ale rodzi, a rodząca kobieta krzyczy. Co może o tym wiedzieć nasz syn sułtan? Urodził kiedyś dziecko? Krzycz i przyj, córko. Nie masz innego wyboru. Krzyk dodaje sił. Krzycz.
Przeraźliwy ciężar wypełnił jej podbrzusze. Nie mogła już uleżeć na plecach. Zapomniawszy o wszystkim, chciała się podnieść. Jeśli wstanie, może ból się zmniejszy. Gdy próbowała wstać, rzuciły się na nią wszystkie kobiety znajdujące się w komnacie. Z trudem powstrzymały ją, trzymając za ręce i nogi.
W tym silnym uścisku ciało Hürrem wygięło się w luk i po chwili opadło na łóżko. Ile razy to się powtórzyło? Trzy? Tysiąc? Nie mogła już niczego odróżnić. W końcu nie wytrzymała i krzyknęła, ile sił w płucach.
– Boże! Boże, ocal mnie! – Krzyk stopniowo zmieniał się w zawodzenie: – Matko nasza, Maryjo! Matko nasza, Maryjo!
Tylko sułtanka Hafsa potrafiła zrozumieć te słowa, ponieważ Hürrem krzyczała i modliła się w swoim ojczystym języku.
– Przyciśnijcie! – rzuciła akuszerka.
Z niewiarygodną siłą parła, wstrzymując oddech. Czuła jedynie, jak cztery kobiety, stojące po obu stronach łóżka, z całą siłą napierają na jej brzuch. „O Boże! Co one robią? Chcą mnie zabić?”. Odwróciwszy głowę, błagalnym wzrokiem spojrzała na sułtankę Hafsę. To wstrząsnęło staruszką. Ale co ona mogła zrobić? To była sprawa między Hürrem a Bogiem. Koniec tego bólu oznaczał życie lub śmierć.
– Wytrzymaj, dziecko. – To wszystko, co mogła powiedzieć. – Wytrzymaj.
Naczelna akuszerka znów nakazała:
– Przyciśnijcie mocniej. A ty przyj z całej siły, Hürrem! Mocniej! – Teraz nawet ona krzyczała.
Kobiety silnymi rękami uciskały jej brzuch.
Nagle Hürrem znów zobaczyła chłopca. Był tam. Był na tyle blisko, że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby go dotknąć. Z jej oczu popłynęły łzy bezradności. Gdyby akuszerki puściły jej ramiona, wyciągnęłaby rękę. „Mój wspaniały sułtanie – pomyślała – nie płaczę. To z bólu. Nic na to nie poradzę. Łzy same płyną z moich oczu. A do tego nie pozwalają mi chwycić tego chłopca”.
– Rozłóżcie szerzej jej nogi – usłyszała nagle.
Na wpół przytomna Hürrem uczepiła się tego rozkazu. Czy ten ból już się kończył? „Niech się skończy! Niech już się skończy! – błagała. – Niech się skończy. Chcę chwycić tego chłopca”.
– Widać główkę! Widać główkę!
– Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem – modliły się wszystkie kobiety.
Dziewczyna dołączyła do ich błagania.
– Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem. Boże, pomóż swojej służebnicy Hürrem!
Zdziwiła się, gdy pojęła, że po raz pierwszy zwróciła się do Boga po turecku.
Z tych przemyśleń wyrwał ją głos głównej akuszerki:
– Dalej, dziecko, większość masz już za sobą. Jeszcze trochę. Jeszcze odrobina wysiłku. Przyj jeszcze mocniej.
Mogła jedynie starać się zrobić to, co jej powiedziano. Zemdlała.
Nie czuła już bólu, ale widziała, że nie ustał. Jej ciało nieustannie się wiło. Znów się pojawił. Chłopiec biegł prosto do niej. Był coraz bliżej. Szeroko rozłożył ramiona. Ach, gdyby Hürrem również mogła rozłożyć ramiona i go przytulić...
Wydawało jej się, że stacza się w ciemną otchłań, którą przepełniała wielka cisza. Przepastna, wszechogarniająca ciemność... A potem powoli, powoli, jakby świtało. Ciemność się rozproszyła. Hürrem czuła się spokojna, rozluźniona i szczęśliwa. Zupełnie jakby urodziła się na nowo. Jakby życie zaczynało rozkwitać jak maleńki pączek róży. Nagle coś zmąciło jej spokój. Zdawało jej się, że gdzieś w oddali słyszy krzyk.
– Syn – usłyszała kobiecy głos.
Hürrem z trudem otworzyła zmęczone oczy. Zobaczyła swojego syna i akuszerkę wymierzającą mu klapsa. Złapała chłopca i wyciągnęła z objęć śmierci. Chłopiec płakał, a wraz z nim Hürrem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
więcej..