Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Tajemnice dworu sułtana: Nurbanu. Synowa odaliski. Księga VI - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnice dworu sułtana: Nurbanu. Synowa odaliski. Księga VI - ebook

Książka, która zainspirowała twórców serialu Wspaniałe stulecie
Życie na skraju przepaści. Droga z piekła haremu do raju. Piękna kobieta, która poszła pod prąd, stworzyła własną historię i pokierowała losem dynastii osmańskiej. Nurbanu zrobi wszystko, by jej mąż Selim został sułtanem. Nawet jeśli oznacza to otwartą wojnę z Hürrem, która na tronie widzi raczej innego ze swoich synów. Dwie silne i niebezpieczne kobiety rozpoczną walkę na śmierć i życie – tylko jedna może zwyciężyć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7925-5
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

XXXIII. STAMBUŁ. NOWY PAŁAC. HAREM

XXXIII
Stam­buł
Nowy Pałac
Harem

Trudno było pojąć, czy cier­pie­nie tak szybko ustało, czy życie zawsze takie było.

Ból po stra­cie Meh­meda – syna wiel­kiego suł­tana Sulej­mana – powoli zaczął odcho­dzić.

Nur­banu wes­tchnęła ze smut­kiem.

– Zapo­mina się o umar­łych.

Menek­sze poki­wała głową.

– Ogień wypala miej­sce, na które spad­nie, pani.

Ten ogień spa­lił także Nur­banu. Jej marze­nia i sny…

Dziew­czyna spoj­rzała tak żało­śnie, jakby zro­zu­miała jej myśli.

– Wy też wiele wycier­pia­ły­ście. Książę oddał ducha w waszych ramio­nach – to nie jest łatwe. Dzięki Bogu, ta prze­ra­ża­jąca cho­roba was nie… Tfu, tfu, tfu…

Odkąd wró­ciła do haremu, więk­szość miesz­kań­ców pałacu scho­dziła z drogi na jej widok, jakby została nazna­czona przez śmierć. Było także wielu takich jak Menek­sze, któ­rzy splu­wali i mówili na prawo i lewo: „Boże, ucho­waj”.

– Sły­sza­ły­ście, pani? – Bez względu na to, czy Nur­banu sły­szała, czy nie, Menek­sze i tak by jej o tym opo­wie­działa. – Nasz pan każ­dego dnia udaje się do gro­bowca księ­cia Meh­meda i prze­sia­duje tam godzi­nami. Hodżo­wie całymi dniami recy­tują Koran. Nasz pady­szach powie­dział podobno do naczel­nego archi­tekta: „Liczę na cie­bie, Sina­ned­di­nie Ago. Wybu­duj tu taki meczet, a przy nim taki gro­bo­wiec, żeby uwiecz­niły imię mojego Meh­meda. Niech nie za sto, lecz za tysiąc lat, każdy, kto będzie modlił się pod stwo­rzoną przez cie­bie kopułą, odmówi Fatihę za duszę Meh­meda Chana”.

I po co to wszystko? Mogli się modlić, ile chcieli. Z miej­sca, do któ­rego udał się Meh­med, nie było powrotu.

– A suł­tanka _haseki_?

– To suł­tanka Hürrem – powie­działa Menek­sze z dumą. – Nikt ni­gdy nie widział, żeby pła­kała. Jej damy dworu mówią, że na wieść o śmierci Meh­meda nie uro­niła ani jed­nej łzy.

Nur­banu także dzi­wiło zacho­wa­nie Hürrem. Jej obli­cze było bez wyrazu, a spoj­rze­nie lodo­wate. Jakby patrzyła, ale nie widziała. Nawet wtedy, gdy zdra­dziła jej prze­ra­ża­jącą tajem­nicę, którą syn Hürrem wyszep­tał do ucha na łożu śmierci, także ani drgnęła.

Tym­cza­sem głos Meh­meda wciąż brzmiał jej w uszach: „Za… Zabili mnie… Gül… ba… har… Mahi…”.

– To serce matki, pani – cią­gnęła Menek­sze, wzdy­cha­jąc. – Czy jest w sta­nie znieść coś takiego? Kto wie, jak roz­pa­cza, gdy zostaje sama? Ile krwa­wych łez wylała?

Tak musiało być. Ale czy wystar­czy pła­kać? A zemsta? Co z nią będzie? Skoro Meh­med odszedł, któ­rego syna wyko­rzy­sta Hürrem, żeby roze­grać tę par­tię sza­chów? Przy­szedł czas na Żół­to­gło­wego.

Nur­banu poki­wała głową.

– A jego bra­cia? Co robią?

Przez twarz Menek­sze prze­mknął gorzki uśmiech.

– Co mają robić? – zapy­tała. W jej gło­sie sły­chać było wyrzut, a nawet skry­wany gniew. Przy­su­nęła się nieco do swo­jej pani. – Selim, jak wie­cie, nie opusz­cza swo­ich kom­nat. Mówią, że czę­sto zagląda do niego jakiś żydow­ski kupiec. Yasef czy jakoś tak. Podobno przy­wozi księ­ciu Seli­mowi rzad­kie gatunki win z obcych krain. Są też tacy, któ­rzy twier­dzą, że spro­wa­dza mu dziew­częta. Książę opusz­cza Yasefa Efen­diego tylko wtedy, gdy kła­dzie się spać.

Wyraz jej twa­rzy zdra­dzał, że nie pochwala takiego zacho­wa­nia.

– Umarł jego brat, a od niego jedne dziew­częta wycho­dzą, a następne do niego przy­cho­dzą. Trwają nie­ustanne liba­cje. Wymy­ślił nawet, że ból po stra­cie brata wypala mu serce, i pije, żeby zapo­mnieć o tym cier­pie­niu. Kto miałby w to uwie­rzyć? Jeśli tak, to dla­czego pił przed śmier­cią Meh­meda? Nasz pan i _haseki_ bar­dzo się tym mar­twią, choć nie dają tego po sobie poznać.

Spoj­rzała na Nur­banu, jakby chciała zapy­tać: „Powie­dzia­łam zbyt wiele?”.

– Jeśli cho­dzi o księ­cia Baja­zyda…

– Nie­ważne, Menek­sze…

Nie inte­re­so­wało jej, co robią Baja­zyd i Dżi­han­gir. Od pogrzebu Meh­meda nie prze­sta­wała myśleć o Żół­to­gło­wym. Nur­banu miała wra­że­nie, że wciąż ją obser­wuje. Nawet spo­tkali się wzro­kiem. Dziew­czyna kilka razy przy­ła­pała Selima na tym, jak jej się przy­gląda.

„Jedne dziew­częta wycho­dzą, następne przy­cho­dzą”, tak? Ale czy któ­raś z nich jest wyjąt­kowa? Czy on też, jak Meh­med, ma swoją uko­chaną?

Nagle zdała sobie sprawę, o czym myśli. Zasta­na­wiała się, w jakim wieku jest Selim. Miał dzie­więt­na­ście lat. Nie mogła w to uwie­rzyć. Poli­czyła jesz­cze raz. Nie pomy­liła się. Selim miał już dzie­więt­na­ście lat. O, rety! Jak ten czas szybko minął. Nur­banu nie­długo miała skoń­czyć sie­dem­na­ście.

Menek­sze zebrała rze­czy i opu­ściła kom­natę. Wycho­dząc, coś powie­działa, ale Nur­banu nie usły­szała. Znów miała mętlik w gło­wie. Dobrze znała to uczu­cie. Coś się sta­nie. Nad­cho­dzące dni przy­niosą wiele zmian – była tego pewna.

Dopóki nie upły­nęło czter­dzie­ści dni od śmierci Meh­meda, ran­kiem grób syna odwie­dzała Hürrem, a popo­łu­dniami suł­tan

Sulej­man.¹ Lud­ność także napły­wała falami, żeby pomo­dlić się za duszę nie­szczę­snego księ­cia Meh­meda. Wypo­wia­dano życze­nia i wią­zano kolo­rowe gał­ganki na oko­licz­nych drze­wach. Gro­bo­wiec Meh­meda zmie­nił się w drzewo życzeń.

Czter­dzie­stego dnia w pałacu wrzało po raz ostatni. Roz­no­szono sagany z chałwą. Do koszar wysłano tace pełne prze­róż­nych dań. Przez cały dzień mury wypeł­niały głosy modlitw i hym­nów. A wie­czo­rem, pomimo chłodu, odczy­ty­wano _Mevlid_². W czte­rech rogach placu usta­wiono namioty odsło­nięte od przodu. Naj­więk­szy z nich nale­żał do pady­sza­cha. Namiot Hürrem i Mih­ri­mah znaj­do­wał się naprze­ciwko niego. Po raz pierw­szy widziała suł­tana Sulej­mana tej nocy, gdy w łożu Meh­meda zna­le­ziono skor­piona. Póź­niej patrzyła na niego z daleka pod­czas pogrzebu i teraz. Wcale nie był taki, jak sobie wyobra­żała – gruby, gar­baty, odra­ża­jący, o zdra­dziec­kim spoj­rze­niu i bry­zga­jący śliną z bez­zęb­nych ust. Był przy­gnę­biony jak jej ojciec. Jej ojciec nosił kozią bródkę, a policzki Sulej­mana były pokryte zaro­stem. Ojciec był wątły, kru­chy i wytworny, suł­tan nato­miast był postawny. W kafta­nie obszy­tym sobo­lo­wym futrem wyglą­dał potęż­nie jak góra.

Nur­banu stała nieco z boku, ale mimo to cie­szyła się, że jest w tym samym namio­cie co suł­tanka _haseki_ i Mih­ri­mah. Pozo­stałe damy dworu, oczy­wi­ście oprócz Merzuki i Esmy, znaj­do­wały się gdzieś indziej.

Przed dwoma namio­tami zaj­mo­wa­nymi przez kobiety usta­wiono kratę. Hürrem i jej świta stały za zasłoną z czar­nego tiulu.

Męż­czyźni zaj­mu­jący wyso­kie sta­no­wi­ska w pałacu prze­by­wali w namio­cie razem z suł­ta­nem. Wszy­scy oprócz pady­sza­cha sie­dzieli na kola­nach. Podob­nie jak Rudo­brody i jego kor­sa­rze pod­czas uro­czy­sto­ści pogrze­bo­wych na okrę­cie. Nur­banu posta­no­wiła, że już nie będzie nazy­wała ich kor­sa­rzami. Przy­po­mniały jej się dni, gdy wykrzy­ki­wała: „Inno­wiercy!”. Teraz wyzna­wała tę samą wiarę co oni. Razem z nimi roz­chy­lała dło­nie i recy­to­wała Fatihę. Oni tylko wyko­ny­wali roz­kazy, to wszystko. A także odważ­nie sta­wiali czoła śmierci. Przy­szło jej na myśl, że spała na koi jed­nego z tych, któ­rzy pole­gli. Jak on miał na imię? Il… Iljas.

Gdy była w Konyi, dwu­krot­nie słu­chała _Mevlidu_. Jed­nak tego wie­czoru po raz pierw­szy, wśród mrozu sma­ga­ją­cego jej twarz, poczuła, że modli­twa ją oczysz­cza i roz­grzewa jej wnę­trze. Po raz pierw­szy udało jej się wychwy­cić słowa: „Podano kie­lich pełen sor­betu…”.

Od tam­tej pory spodo­bało jej się, że pod­czas modli­twy cza­sami wszy­scy wsta­wali i gła­skali się po ple­cach. To było coś wspa­nia­łego. W ten spo­sób można było się pozbyć poczu­cia samot­no­ści, bo wokół znaj­do­wali się ludzie chętni do wycią­gnię­cia ręki, gdyby zaist­niała taka potrzeba. Tej nocy też tak było. Za każ­dym razem, gdy kobieca ręka doty­kała jej ple­ców, czuła, że jest jedną z nich. Coraz bar­dziej była czę­ścią Impe­rium Osmań­skiego. Przy­po­mniała sobie, że w Konyi powie­działa księ­ciu Meh­me­dowi: „Jestem giau­rem”. Póź­niej zapy­tała:

„Czy giaur zawsze pozo­sta­nie giau­rem? Nie ma wyj­ścia?”. Poczuła wielki cię­żar, gdy na pyta­nie hodży: „Czy jesteś gotowa dostą­pić świa­tło­ści islamu?”, odpo­wie­działa twier­dząco. Tej nocy pierw­szy raz poczuła, że uwol­niła się od obwi­nia­nia sie­bie i od stra­chu, że Bóg ją za to uka­rze.

Gdy przy­szła kolej na modli­twę, wylała z sie­bie wszyst­kie pra­gnie­nia. Naj­go­rę­cej pro­siła Boga, żeby zesłał jej króla. „Żegnaj, Meh­me­dzie Cha­nie – mruk­nęła w duchu. – Nie było mi pisane, żebyś został moim kró­lem. Bądź szczę­śliwy tam, dokąd odsze­dłeś”.

Następ­nego dnia rano naj­pierw usły­szała odgłosy pospiesz­nych kro­ków. Zanim Menek­sze zdą­żyła się ode­zwać, do jej kom­naty weszła Hürrem.

– Pady­szach cię ocze­kuje, dziecko.

Zamarła.

– Nasz pan chce usły­szeć od cie­bie to, co mi mówi­łaś.

Dobry Boże! Miała sta­nąć przed suł­ta­nem? Gdy tu przy­była, odcho­dziła od zmy­słów ze stra­chu, że wepchną ją do jego łoża, brzy­dziła się nim, myślała nawet, że ją zabije, a teraz miała powie­dzieć temu męż­czyź­nie, że jego syn został zabity przez jego dawną fawo­rytę?

Gdy weszła do kom­naty, była spo­kojna. Strach się ulot­nił. Sądziła, że nogi będzie miała jak z waty, a język odmówi jej posłu­szeń­stwa, ale nic takiego się nie stało.

Przez chwilę wyda­wało jej się, że sie­dzi przed nią Meh­med. Jedno kolano miał pod­cią­gnięte pod brodę, a na nim opie­rał rękę.

– Opo­wiedz mi o tej nocy, dziecko – ode­zwał się suł­tan Sulej­man. – Niczego nie pomi­jaj, nic nie doda­waj. Rozu­miesz? Póź­niej będę miał do cie­bie jedno pyta­nie. Śmiało.

Opo­wie­działa.

– Czy nasz syn oznaj­mił: „Zabili mnie”? Dobrze sły­sza­łaś? Czy to moż­liwe, że źle to zro­zu­mia­łaś? W końcu od nie­dawna uczysz się naszego języka.

– Dobrze sły­sza­łam. Wyszep­tał: „Za-bi-li mnie”.

– Podobno wymie­nił też jakieś imię. Czy to prawda?

– Tak. Zapy­ta­łam, kto go zabił. Odpo­wie­dział: „Gülbahar”. Oczy­wi­ście nie tak wyraź­nie. Był bar­dzo słaby. Jego głos był ledwo sły­szalny. Nie mógł poru­szać ustami. Mówił syla­bami. Ale zro­zu­mia­łam… Póź­niej wyszep­tał: „Mahi…”. Nie star­czyło mu odde­chu, żeby dokoń­czyć. Nie wiem, co to miało zna­czyć, panie.

Oczy­wi­ście, wie­działa, tylko uda­wała. Sulej­man także od razu pojął, o co cho­dzi albo raczej o kogo.

– Możesz odejść, dziecko.

Prze­cież miał o coś zapy­tać. Suł­tan Sulej­man natych­miast zauwa­żył jej waha­nie.

– Chcia­łaś coś jesz­cze dodać, dziecko?

– Powie­dzie­li­ście, panie, że chce­cie zapy­tać o coś waszą _sługę_…

Nie mogła uwie­rzyć wła­snym uszom. Powie­działa „sługę”! Taka wła­śnie była prawda. W ciągu ostat­nich pię­ciu lat zro­dził się w niej nowy duch, nowy cha­rak­ter. Ceci­lia Baffo nie tylko zmie­niła imię. Była teraz Nur­banu i stała się czę­ścią Impe­rium Osmań­skiego, sługą suł­tana Sulej­mana.

Na twa­rzy zamy­ślo­nego pady­sza­cha zary­so­wały się głę­bo­kie zmarszczki.

– Masz rację. A co ty o tym myślisz? Czy nasz zmarły książę miał rację? Czy to był spi­sek? Widzia­łaś coś albo sły­sza­łaś? Czy Meh­med Chan naprawdę został zabity?

– Tak – odpo­wie­działa bez waha­nia.

– Jak możesz być tego taka pewna? To nie była cho­roba?

– Tutaj też pró­bo­wali, ale im się nie udało. Za to w Seru­ha­nie – tak.

– Jed­nak nie możesz być tego pewna.

– Jestem – mruk­nęła Nur­banu z wyra­zem twa­rzy wska­zu­ją­cym, że prze­żywa to na nowo. – Prze­bie­gła ręka się­gnęła do naszego księ­cia. Zgła­dziła go. Nikt oprócz czte­rech osób znaj­du­ją­cych się w jego kom­na­cie nie zacho­ro­wał na ospę.

– Rozu­miem. Imię, które wypo­wie­dział nasz syn… To oczy­wi­ste, że nie był w sta­nie rzec nic wię­cej. Jed­nak ty… Jesteś pewna, do kogo należy ta prze­bie­gła ręka?

Nie mogła się posu­nąć tak daleko, żeby to potwier­dzić. Wzru­szyła ramio­nami.

– Nie chcę nikogo oczer­niać, ale skoro tak powie­dział nasz książę, to tak musi być.

Suł­tan Sulej­man ze smut­kiem poki­wał głową.

– Możesz już iść.

Z pozor­nym ocią­ga­niem skie­ro­wała się do drzwi, powoli się wyco­fu­jąc.

– Nur­banu!

– Panie?

– Choć wie­dzia­łaś, że cho­roba, która dotknęła księ­cia Meh­meda, jest zaraź­liwa, bez waha­nia weszłaś do jego kom­naty. Ocze­ki­wa­li­by­śmy tego od żony naszego syna. Ona jed­nak wolała pozo­stać na zewnątrz.

Nur­banu natych­miast wyczuła zawód w gło­sie pady­sza­cha. Ucie­szyła się w duchu, ale nie dała tego po sobie poznać.

– Fülane Hatun nosi dziecko naszego księ…

Pady­szach pod­niósł wzrok i spoj­rzał na nią.

– Teraz jej dziecko nie będzie miało ojca – wyszep­tał.

Było oczy­wi­ste, że nie wyba­czy żonie swo­jego syna, że tak postą­piła. Z pew­no­ścią uwa­żał, że razem z księ­ciem powinny umrzeć rów­nież jego żona i dziecko.

– Nie­ważne – cią­gnął. – Byłaś przy naszym synu, nie opu­ści­łaś go aż do samego końca, do ostat­niego tchnie­nia. Nie zapo­mnie­li­śmy, że taką samą odwagą wyka­za­łaś się tej nocy, gdy do łoża naszego syna pod­ło­żono skor­piona. Niech cię Bóg bło­go­sławi. Za twoją lojal­ność i serce naj­wyż­szy Bóg nagro­dził cię, daru­jąc ci życie. Powiedz teraz, czego życzysz sobie od nas?

Dobry Boże! Przez lata cze­kała na to pyta­nie. Przez lata wyobra­żała sobie tę chwilę. Wszystko miało być jak w baśni. Suł­tan miał powie­dzieć: „Speł­nię każde twoje życze­nie”, ona zaś wyjawi, czego pra­gnie: „Wyślij mnie do mojego domu”. Póź­niej mieli wsa­dzić ją na okręt o bia­łych żaglach i ode­słać. Miał być przy niej także czar­no­brody, przy­stojny kor­sarz, ten sam, który był na statku, ten, który ją upro­wa­dził. Kapi­tan, któ­rego ukra­dła jej Gabriella. Jak on miał na imię? Ha… Ajdyn. Trzy­ma­jąc się za ręce, podzi­wia­liby z pokładu ską­pane w słońcu obli­cze Wene­cji. Jakaś kobieta bie­głaby wzdłuż nabrzeża i woła­łaby: „Ceci­lio, dziecko!”.

To marze­nie ode­szło wraz z jej wenec­kim imie­niem.

– To, czego sobie życzę, to wasze zdro­wie, szczę­ście i pomyśl­ność, panie. Czego wię­cej mogłaby pra­gnąć wasza sługa?

Nur­banu nie mogła uwie­rzyć, że to powie­działa. Czy to naprawdę była ona?

– Może chcesz wró­cić do domu?

– Jestem w domu.

Spoj­rzała w zacho­dzące mgłą oczy pady­sza­cha.

„Co mamy począć, Sulej­ma­nie? – jęk­nęła w duchu. – Ty stra­ci­łeś syna, a ja koronę”.

– Pań­stwo naszego pana jest naszym pań­stwem, jego dom jest naszym domem.

Nagle suł­tan Sulej­man ujrzał ogień w oczach dziew­czyny. Hürrem i Haj­rad­din Pasza mieli rację. Ta dziew­czyna jest wyjąt­kowa.

– Podobno dostą­pi­łaś zaszczytu przy­ję­cia islamu. Zatem prze­by­wa­jąc w Konyi i odwie­dziw­szy zakon czci­god­nego Mevlany, raczej nie można nie usły­szeć boskiego wezwa­nia. Jed­nak jest coś, co mnie zasta­na­wia. Czy sama tego pra­gnę­łaś, czy ktoś cię do tego prze­ko­nał, dziecko?

„Ta chwila jest dla mnie rów­nie ważna jak ta, w któ­rej po raz pierw­szy spo­tka­łam się z Hürrem – prze­szło jej przez myśl. – Otwórz oczy, Nur­banu. Rusz głową”.

Powoli unio­sła wzrok. Spoj­rzała na pady­sza­cha i odpo­wie­działa powoli, jakby nawle­kała paciorki tas­bihu.

– Czy można pozo­stać głu­chym na woła­nie Boga, który wzywa swo­jego sługę? Gdy zosta­ły­śmy wezwane na drogę Prawdy, poczu­ły­śmy to tutaj. – Nur­banu przy­ci­snęła dłoń do piersi. – Pospie­szy­ły­śmy co tchu. Bóg spro­wa­dził nas tutaj, żeby­śmy go zna­la­zły.

Przez chwilę uda­wała, że się waha. Pochy­liła głowę.

– Dla­tego niczyje słowa nie spra­wią, że zwąt­pimy. Jeste­śmy młode, ale nasz umysł jest doj­rzały.

Poczuła na sobie pełen podziwu wzrok suł­tana Sulej­mana, jakby mówił: „Tylko na nią spójrz­cie”. Unio­sła głowę. Tym razem patrzyła na suł­tana stra­chli­wie jak mała dziew­czynka, która boi się, że jej słowa roz­gnie­wają pady­sza­cha. Zoba­czyła drogę pro­wa­dzącą od oczu do duszy. Wtedy zro­zu­miała. Matka Mih­ri­mah widziała w niej sie­bie, upodo­bała ją sobie i chciała dać jej rolę w roz­grywce o wła­dzę. Jed­nak uwiel­bie­nie w oczach pady­sza­cha było bez­in­te­re­sowne i szczere.

Zawsty­dziła się na myśl, że nie­gdyś wyobra­żała sobie Sulej­mana jako potwora.

– Niech cię Bóg bło­go­sławi. Ogrom­nie nas to cie­szy. Niech Bóg obda­rzy cię wszel­kim _dobro­dziej­stwem_.

Co to miało zna­czyć? Nie znała tego słowa. Dobro­dziej­stwo? Sły­szała to po raz pierw­szy, jed­nak nie ocze­ki­wała wyja­śnień.

Mil­cze­nie się prze­dłu­żało. Zro­zu­miała, że wizyta dobie­gła końca. Wyco­fała się, wypo­wia­da­jąc słowa, które tak czę­sto sły­szała od Hürrem.

– Niech Bóg obda­rzy naszego pana zdro­wiem i pomyśl­no­ścią. Niech jego pań­stwo i wła­dza będą wieczne.

– Podejdź! – ode­zwał się suł­tan Sulej­man do kogoś, gdy tylko dziew­czyna opu­ściła kom­natę.

Za para­wa­nem przy bocz­nej ścia­nie coś się poru­szyło. Zza niego wynu­rzył się bia­ło­brody wielki wezyr Hadym Sulej­man Pasza. Miał wysoki, biały tur­ban.

– Sły­sza­łeś, paszo?

Wielki wezyr opu­ścił głowę jesz­cze niżej i prze­chy­lił ją w lewo.

– Sły­sza­łem, panie.

– Co powiesz na te słowa Wene­cjanki? My też znamy się na ludziach, jed­nak ty jesteś w wieku naszego ojca i w ciągu swo­jego życia pozna­łeś wię­cej ludzi niż my. Co o tym sądzisz?

– Piękna.

Pady­szach uśmiech­nął się mimo woli. Gdyby nie to, że z twa­rzy pady­sza­cha nie powinna zni­kać powaga, która przy­stoi władcy, wybuch­nąłby śmie­chem.

– Paszo – mruk­nął z zakło­po­ta­niem – widzimy, że nadto pospie­szy­li­śmy się, mówiąc, że jesteś w wieku naszego ojca. Masz tak prze­ni­kliwe spoj­rze­nie. Nawet zza kratki dostrze­głeś jej urodę.

Nagle twarz wiel­kiego wezyra spło­nęła rumień­cem.

– Ależ, panie – pokło­nił się prze­sad­nie – jeśli w waszej obec­no­ści posu­nę­li­śmy się za daleko, wiedz, że nasza szyja jest cień­sza niż włos. Chcę tylko pod­kre­ślić, że to nie­bez­pieczne, gdy rozum idzie w parze z urodą.

– Sły­sza­łem, że powie­dzia­łeś, że jest piękna, ale mądra?

– Od tego powi­nie­nem był zacząć, pady­sza­chu. Rozum Wene­cjanki wyprze­dza jej urodę.

– W takim razie jest nie­bez­pieczna. W czym może zagra­żać taka dziew­czyna, mój podejrz­liwy wielki wezy­rze? Ibra­him nie zauwa­żył zdrady, nawet gdy ta była tuż przed jego oczami, ty zaś sta­jesz się podejrz­liwy przy każ­dym sil­niej­szym powie­wie wia­tru.

Sulej­man Pasza nie mógł pojąć, dla­czego pady­szach tak nie­spo­dzie­wa­nie porów­nał go do daw­nego wiel­kiego wezyra Ibra­hima Paszy. Co to miało zna­czyć? Ibra­him był naj­bar­dziej zaufa­nym czło­wie­kiem suł­tana Sulej­mana. Znali się jak łyse konie. Pady­szach oddał mu swoją sio­strę suł­tankę Hati­dże, mia­no­wał go wiel­kim wezy­rem, a jakby tego było mało, usta­no­wił go sera­ske­rem³. W Wiel­kim Impe­rium Osmań­skim zapa­mię­tano go jako _Wybrańca Ibra­hima_. Jed­nak pew­nej nocy ludzie Czar­nego Alego owi­nęli mu na szyi tłu­sty powróz. Następ­nego ranka jego głowę wywie­szono przed murami pałacu. Sulej­man wyrzu­cił na śmiet­nik histo­rii Ibra­hima wybrańca jako Ibra­hima _ska­zańca_. Dla­czego teraz dawał mu tego czło­wieka za przy­kład?

– Nic to, jeśli ten wiatr nas porwie. Jeśli mamy poświę­cić nasze życie na dro­dze naszego pana, zro­bimy to z uśmie­chem. Jed­nak obro­nimy naszego pana nie przed wia­trem, ale przed skrzy­dłem muchy. Wła­śnie dla­tego jeste­śmy tak prze­czu­leni. Sam suł­tan wie, że czuj­ność ma otwarte oczy i bystry umysł, panie.

– W takim razie co ty na to? Wyda­jąc ostat­nie tchnie­nie, nasz zmarły syn doniósł tej dziew­czy­nie o spi­sku, mówiąc: „Zabili mnie”. Pró­bo­wał wypo­wie­dzieć imię. Ona jest jedy­nym świad­kiem tych słów. Nasz syn wyszep­tał je do ucha. Medyk, który pozo­stał przy życiu, nie sły­szał ich. Pozo­stali oddali ducha wkrótce po naszym synu. Co o tym sądzisz? Dziew­czyna mówi prawdę? A może jest ktoś, kto kazał jej tak powie­dzieć? Jak uwa­żasz?

Sulej­man Pasza stra­pił się.

– Zasta­na­wiam się, jakie korzy­ści mia­łaby oda­li­ska, mówiąc coś takiego, panie.

– Jak to jakie? Oczy­wi­ście przy­po­do­bać nam się, wkraść się w nasze łaski.

– Czy dziecko, żeby wkraść się w łaski, przy­sta­wi­łoby ucho do ust śmierci? To wła­śnie zro­biła ta Wene­cjanka. Pod przy­sięgą świad­czy o tym pozo­stały przy życiu medyk.

Suł­tan Sulej­man poki­wał głową. On rów­nież tak myślał. Jed­nak w żaden spo­sób nie mógł uwie­rzyć, że za zbrod­nię odpo­wie­dzialna jest matka jego naj­star­szego syna. Gülbahar prze­peł­niał szał, gniew, ale w końcu była kobietą, która dała mu dziecko, a kie­dyś go kochała. Chciał, żeby poja­wił się ktoś, kto powie: „To nie­moż­liwe. Mahi­de­vran nie zro­bi­łaby cze­goś takiego”. Był gotów natych­miast się z tym zgo­dzić.

– W takim razie nie była to przy­pad­kowa cho­roba. Ty także suge­ru­jesz, że ktoś zatruł krew naszego syna.

– Nie mam dowo­dów, ale mnó­stwo wąt­pli­wo­ści, panie.

– A imię? Nasz Meh­med podał dziew­czy­nie imię. Co o tym sądzisz?

– Żyjemy w takich cza­sach, że nawet prawa ręka nie może ufać lewej.

– Sulej­man, który nie ufa nikomu, zaufa obcej dziew­czy­nie? To chcesz nam powie­dzieć? To prawda, że ta dziew­czyna roz­grzała nasze serce. Nasza sym­pa­tia do niej jest więk­sza niż uwiel­bie­nie, jakim darzą ją nasza żona i córka. Zupeł­nie, jakby uro­dziła się w tej rodzi­nie i tu dora­stała, jakby była jedną z nas. Pod­czas gdy kobieta, którą nasz syn pojął za żonę i wziął do swo­jego łoża, trzy­mała się z dala, ta dziew­czyna sta­wiła czoła śmierci. Tej nocy, gdy do łoża Meh­meda pod­ło­żono skor­piona, także bez waha­nia zary­zy­ko­wała życie.

Wielki wezyr Sulej­man Pasza mil­czał przez chwilę. Jeśli powie, że jej ufa, będzie źle, jeśli powie, że jej nie ufa, też będzie źle. Dziew­czyna była sprytna. Bóg jeden wie, co naprawdę jej przy­świe­cało. Jeśli z taką urodą i bystro­ścią usłu­cha pod­szep­tów sza­tana, może tylko spro­wa­dzić na wszyst­kich kło­poty. Jed­nak na razie nic na to nie wska­zy­wało. Jeśli powie suł­ta­nowi, żeby jej nie ufał, oczerni jesz­cze nie­doj­rzałą, nie­winną dziew­czynę. Co wię­cej, pady­szach pod wpły­wem zło­ści mógłby nawet kazać ją zgła­dzić za to, że ścią­gnęła podej­rze­nia na matkę następcy tronu Mustafy. Posta­no­wił, że nie będzie krył swo­ich prze­my­śleń.

– Cię­żar odpo­wie­dzi jest zbyt wielki dla tych sta­rych bar­ków, panie. Nie mam prawa radzić w tym mojemu suł­ta­nowi. Jeśli jed­nak ocze­ku­je­cie odpo­wie­dzi, powiem, że uczu­cia mogą zmy­lić czło­wieka. Skoro darzy­cie ją cie­płem, skoro uwa­ża­cie ją za członka tej rodziny, postąp­cie zgod­nie z tym. Jed­nak zacho­waj­cie ostroż­ność.

Sulej­man z zado­wo­le­niem poki­wał głową.

– Dobrze mówisz, paszo. My także myślimy w ten spo­sób. – Wstał i prze­szedł kilka kro­ków z rękami skrzy­żo­wa­nymi z tyłu. – W takim razie…

Nie dokoń­czył. Sulej­man Pasza dobrze znał takie zacho­wa­nie pady­sza­cha. Zasta­na­wiał się.

– W takim razie… – powie­dział po namy­śle suł­tan, głasz­cząc się po bro­dzie – podej­miemy dzia­ła­nia w związku z tym, co nam prze­ka­zała Wene­cjanka, a jej – nasz zmarły syn. Czy w pałacu w Ama­syi jest ktoś, kto jest bar­dziej lojalny wobec nas niż naszego syna, paszo?

Wielki wezyr zadrżał. Te słowa nie wró­żyły nic dobrego. Ski­nął głową.

– Każ­dego dnia będziesz dosta­wał wia­do­mo­ści z Ama­syi i prze­ka­zy­wał nam wszystko, o czym powin­ni­śmy wie­dzieć. Nie obcho­dzi mnie mie­siąc, dzień ani godzina. Jeśli będzie trzeba, pod­nie­siesz mnie z łóżka, znaj­dziesz mnie, gdzie­kol­wiek będę. Nie będziesz zatrud­niał żad­nych pośred­ni­ków ani posłań­ców. Będziesz wie­dział nie tylko, co powie­dział nasz syn, ale też to, co pomy­śli. Będziesz mówił mi nie tylko o tym, co zro­bił, ale też o tym, co zamie­rza.

Spoj­rzał w oczy wiel­kiego wezyra.

– To samo tyczy się matki naszego syna.

Wielki wezyr w potwier­dze­niu uca­ło­wał jego dłoń i pokło­nił się.

– I – syk­nął nagle pady­szach – zapa­mię­tasz, co ci powie­dzia­łem, ale nikomu o tym nie wspo­mnisz, paszo.

Dobrze to zro­zu­miał. Jeśli nie będzie trzy­mał ust na kłódkę, zanim straci głowę, obe­tną mu język.

– A teraz – ode­zwał się suł­tan Sulej­man – oto mój roz­kaz. Mia­nu­jemy naszego syna księ­cia Selima, san­dżak­beja Kara­manu, san­dżak­be­jem Manisy. Niech nie­zwłocz­nie zaj­mie miej­sce, które zwol­nił jego świę­tej pamięci star­szy brat. Oto mój roz­kaz: Od dziś Selim san­dżak­bej Manisy jest dru­gim księ­ciem. Niech wie­dzą o tym wszy­scy w moim pań­stwie. Niech służą mu i darzą go takim sza­cun­kiem jak nas samych.

Gdy Nur­banu opu­ściła kom­natę pady­sza­cha, pod­bie­gła do niej Mih­ri­mah, która cze­kała na nią nie­cier­pli­wie.

– Co zna­czy „dobro­dziej­stwo”?

– Pocze­kaj, złap oddech.

– Nie potrze­buję odde­chu, ale odpo­wie­dzi, córko pady­sza­cha. Co zna­czy „dobro­dziej­stwo”?

– Dla­czego o to pytasz?

– Pady­szach powie­dział do mnie: „Niech Bóg obda­rzy cię wszel­kim dobro­dziej­stwem”.

Mih­ri­mah, która ocze­ki­wała jej z nie­po­ko­jem, bojąc się, że dziew­czyna jakimś nie­wła­ści­wym zacho­wa­niem roz­zło­ści jej ojca, uspo­ko­iła się.

– To dobrze. Ojciec cię pobło­go­sła­wił – wyja­śniła. – Dobro­dziej­stwo to łaska i szczę­ście. Powie­dział, żeby Bóg dał ci to, czego pra­gniesz.

Serce jej zało­mo­tało, a dusza się roz­świe­tliła. To wła­śnie było słowo klucz: dobro­dziej­stwo! Ona zapra­gnie, a Bóg jej to da.

Suł­tan wła­śnie wyzwo­lił ją z wię­zie­nia roz­pa­czy i bez­na­dziei, w któ­rym do tej pory tkwiła. Gdy wró­ciła do kom­naty, wycią­gnęła pamięt­nik, w któ­rym od dawna nic nie napi­sała. _Le mie spe­ranze hanno fio­rito_ – zano­to­wała.

Teraz było jej już wszystko jedno, czy ktoś to prze­czyta i zro­zu­mie.

_Moje nadzieje roz­kwi­tły. Duch pięk­nej Heleny znów mi pomógł. Dziś przy­jął mnie suł­tan. Nauczył mnie magicz­nego słowa – dobro­dziej­stwo. Ni­gdy go nie zapo­mnę. Scho­wam go w moim sercu niczym zacza­ro­wany klucz. Wiesz? Podobno „dobro­dziej­stwo” ozna­cza łaskę i szczę­ście, speł­nie­nie pra­gnień. Pady­szach pobło­go­sła­wił mnie sło­wami: „Niech Bóg obda­rzy cię wszel­kim dobro­dziej­stwem”. Ja też uwa­żam, że powi­nien to zro­bić._

Posta­wiła kropkę. Pod­parła brodę i się zamy­śliła. Póź­niej znów wzięła pióro i napi­sała:

_Wró­ci­łam. Jestem w domu._

Przez chwilę wahała się, czy powinna to otwar­cie napi­sać. W końcu zre­zy­gno­wała. „Cze­kam na k.”, dodała. Pod­pi­sała się. „N”. W gór­nym rogu nary­so­wała nie­wielką sto­krotkę.

Nie wie­działa, jak to zrobi i gdzie go znaj­dzie, ale cze­kała. Znaj­dzie księ­cia, z któ­rego zrobi króla. To było jej dobro­dziej­stwo. Bóg pomoże jej w tym, żeby speł­nić modli­twę pady­sza­cha. Była tego pewna.

Odcho­dziła od zmy­słów ze stra­chu, że źle postąpi. Bała się, że pod­czas gdy Ojciec Nie­bie­ski wyba­czył jej wielki grzech, któ­rego się dopu­ściła, znów ścią­gnie na sie­bie lawinę nie­szczęść z powodu popeł­nio­nego błędu. Nie­ła­two było zmie­nić reli­gię.

Przede wszyst­kim niczego nie wie­działa. Uczyła się nowego życia od początku, a do tego w innym języku. Gdy w końcu udało jej się lepiej opa­no­wać język, w któ­rym roz­ma­wiali, poja­wił się język reli­gii.⁴ Zda­rzało się, że gdy o coś pytała, Mih­ri­mah nie potra­fiła udzie­lić jej odpo­wie­dzi. Nawet córka pady­sza­cha nie znała dobrze tego języka. Podob­nie było w kościele. Gdy ksiądz mru­czał coś po łaci­nie, więk­szość zgro­ma­dzo­nych go nie rozu­miała. W Impe­rium Osmań­skim także modlono się w innym języku.

Naj­ła­twiej było prze­strze­gać postu. Nale­żało się powstrzy­mać od jedze­nia i picia. Poza tym Nur­banu lubiła nastrój panu­jący pod­czas rama­danu. Hürrem pole­ciła słu­żą­cym, żeby przy­no­szono jej do kom­naty posiłki na _iftar_ i _suhur_, ale Nur­banu wolała być pośród ludzi. W nocy nakry­wano do stołu. Wie­czo­rem zaś nie­cier­pli­wie nasłu­chi­wano ezanu. Naj­pierw łyk wody, póź­niej hurma⁵ i zupa.

Jed­nak gdy przy­cho­dziło do modli­twy, było jej naprawdę trudno. Myliła jej się kolej­ność ruchów. Mie­szało jej się w gło­wie, gdy tygo­dniami, mie­sią­cami czy­tała modli­twy, pró­bu­jąc nauczyć się ich na pamięć. Zasta­na­wiała się, co powinna teraz zro­bić, i zapo­mi­nała słów. Dla­tego sta­rała się modlić w oto­cze­niu innych kobiet, żeby dys­kret­nie śle­dzić ich ruchy, we wła­ści­wym cza­sie odda­wać pokłon czy wsta­wać.

Tego dnia także odma­wiała wie­czorną modli­twę w lustrza­nym holu wraz z innymi dziew­czę­tami. Póź­niej, razem z Menek­sze, ruszyła w stronę swo­jej kom­naty. Nie­koń­czące się wąskie, kręte kory­ta­rze haremu w drżą­cym świe­tle świecy wyglą­dały bar­dzo tajem­ni­czo. Stop­niowo towa­rzy­szyło jej coraz mniej osób. Wszy­scy kie­ro­wali się do swo­ich pokoi, żeby poło­żyć się spać.

Gdy zna­la­zły się w kory­ta­rzu, w któ­rym mie­ściły się kom­naty Mih­ri­mah, a także jej, pozo­stały z Menek­sze same. Nur­banu szła przo­dem, a słu­żąca za nią, pocie­ra­jąc zmę­czone oczy.

Nagle zauwa­żyła kawa­łek sukni zni­ka­ją­cej za rogiem. Pur­pu­ro­wej sukni obszy­tej sobo­lo­wym futrem.

To była Hürrem. A może coś jej się przy­wi­działo? Zawa­hała się. Czy tka­nina naprawdę była pur­pu­rowa? Może zmy­liło ją świa­tło świec. Nie, widziała wyraź­nie, była pur­pu­rowa. Zatem to suł­tanka Hürrem weszła do ciem­nego kory­ta­rza. W pałacu nikt oprócz niej nie nosił pur­pu­ro­wych stro­jów. Jed­nak co robiła w tym kory­ta­rzu o tak póź­nej porze? I to bez towa­rzy­szą­cych jej dam dworu.

– Idź. Ja za chwilę przyjdę.

Menek­sze zdzi­wiła się.

– Ale…

– Zaraz zaśniesz na sto­jąco. Idź i się połóż. Mam jesz­cze coś do zro­bie­nia w łaźni.

Menek­sze nie upie­rała się, cho­ciaż nie rozu­miała tej nagłej potrzeby sko­rzy­sta­nia z łaźni. Powieki jej się zamy­kały. Nagro­dziła swoją panią uśmie­chem uwy­dat­nia­ją­cym dołeczki w jej czar­nych policz­kach.

Nur­banu cze­kała, aż Menek­sze się oddali. Po chwili zanu­rzyła się w kory­tarz, w któ­rym przed chwilą znik­nęła Hürrem. Jedyne świa­tło padało z lampy na rogu. Wokół pano­wały jesz­cze więk­szy mrok i cał­ko­wita cisza. Nur­banu rozej­rzała się. Za któ­rymi drzwiami znik­nęła matka Mih­ri­mah?

Poru­szała się na pal­cach. Przy­kła­dała ucho do drzwi. Docho­dziły zza nich kobiece szepty, głosy dzieci, ale nic nie wska­zy­wało na to, że gdzieś tam była suł­tanka _haseki_.

Dokąd poszła ta kobieta? Prze­cież nie roz­pły­nęła się w powie­trzu.

Od strony łaźni docho­dziło szcze­bio­ta­nie kobiet. Kobiet, które ze względu na późną porę sta­rały się nie hała­so­wać, ale jed­no­cze­śnie nie prze­sta­wały chi­cho­tać… Wielka suł­tanka Hürrem raczej nie weszła tam, gdzie myły się słu­żące.

Nur­banu szła dalej. Ciem­ność w kory­ta­rzu zaczęła gęst­nieć. Świa­tło świecy nie wystar­czało. Skrę­ciła w lewo, mimo że z tru­dem dostrze­gała, co ma przed sobą. Ni­gdy wcze­śniej tu nie była. Sły­szała, jak mocno bije jej serce. Jed­no­cze­śnie zasta­na­wiała się, co powie, jeśli ktoś ją tu zoba­czy. Miała wra­że­nie, że przed sobą dostrzega deli­katne świa­tło. Powoli skie­ro­wała się w tamtą stronę. Zoba­czyła przed sobą małe, żela­zne drzwi. Świa­tło sączyło się z nie­wiel­kiej szpary pod nimi.

Wycią­gnęła rękę, żeby je otwo­rzyć, i nagle zamarła… Usły­szała jakiś głos. Głos męż­czy­zny był szorstki, chra­pliwy, przy­pra­wia­jący o drże­nie.

Po chwili do jej uszu dobiegł jesz­cze jeden głos – kobiecy.

Bez­sze­lest­nie zbli­żyła się do drzwi.

Nagle udało jej się wyło­wić jakieś zda­nie:

– Ale co możemy zro­bić? Taki jest roz­kaz pady­sza­cha.

Były to słowa męż­czy­zny. Pomimo stra­chu pode­szła jesz­cze bli­żej.

– Paszo!

To był jej głos, głos Hürrem. Roz­ma­wiała z jakimś męż­czy­zną.

– Wybra­ły­śmy się tu tylko po to, żebyś narze­kał i bez­rad­nie pocie­rał dło­nie?

Męż­czy­zna mil­czał.

– Roz­kaz zmie­nia roz­kaz – ode­zwała się ponow­nie Hürrem. – Musimy zmie­nić _dru­giego_. To wszystko. On ni­gdy nie udźwi­gnie takiego cię­żaru. Nie możemy przejść do dzia­ła­nia, pole­ga­jąc na nim. Potrze­bu­jemy innego _dru­giego_. Dru­giego, któ­remu lud­ność przy­kla­śnie, kiedy sta­nie się to, co ma się stać.

„Dru­giego”? O czym oni roz­ma­wiali? Jakiego „dru­giego”? Nagle pojęła, że cho­dzi o dru­giego księ­cia.

Serce zaczęło jej bić szyb­ciej, tym razem bar­dziej z pod­nie­ce­nia niż ze stra­chu. Kto to mógł być? Kto został dru­gim księ­ciem? Nikt jej nic nie mówił! Kto­kol­wiek wie­dział, co działo się w tym pałacu, dowia­dy­wała się jako ostat­nia. I jak w tej sytu­acji miała zna­leźć księ­cia, który uczyni z niej kró­lową?

Nur­banu miała mętlik w gło­wie. Wyda­wało jej się, że kogo­kol­wiek pady­szach ogło­sił dru­gim księ­ciem, Hürrem to się nie spodo­bało. Mówiła, że trzeba to zmie­nić. Ale o co tu cho­dziło? Czy ten, który został obwo­łany dru­gim księ­ciem, nie był jej synem? Czy to moż­liwe, że pady­szach ogło­sił księ­ciem w miej­sce Meh­meda syna innej kobiety? Być może tak się wła­śnie stało. Hürrem prze­cież nie wystą­pi­łaby prze­ciwko swo­jemu synowi.

– Może wy o tym poroz­ma­wia­cie – pod­jął męż­czy­zna.

– Sądzisz, że nie roz­ma­wia­ły­śmy? Zawsze sły­szę: „Takie jest prawo i tra­dy­cja. Jeśli my się im sprze­ci­wimy, co zrobi nasz lud?”. Powie­dzia­łam wprost, że on sobie nie pora­dzi. „Pora­dzi sobie, pora­dzi – roze­śmiał się. – Nauczy się. Poza tym będzie miał wokół sie­bie zdol­nych ludzi”. Jeśli będę dalej nale­gać, nabie­rze podej­rzeń.

– Jest tam ktoś? – zapy­tał nie­spo­dzie­wa­nie męż­czy­zna.

W jego gło­sie sły­chać było nie­po­kój, ale naj­bar­dziej prze­stra­szyła się Nur­banu. Zadrżała z prze­ra­że­nia. Musieli się domy­ślić, że ktoś ich pod­słu­chuje. Zaraz drzwi się otwo­rzą, zosta­nie zła­pana i wszystko się skoń­czy.

– Ja niczego nie sły­sza­łam.

– Usły­sza­łem jakiś dźwięk.

– Czyżby nasz zięć zaczął nasłu­chi­wać już nawet chro­bo­ta­nia szczu­rów?

Zięć? A zatem męż­czy­zną, z któ­rym nama­wiała się Hürrem, był mąż Mih­ri­mah!

– W ostat­nim cza­sie sta­łem się nieco prze­wraż­li­wiony, moja suł­tanko. Wybacz­cie.

– Potrzeba nam serca nie­złom­nego jak stal i zim­nego jak lód. Za takiego cię uwa­ża­ły­śmy.

– Nie pomy­li­ły­ście się. Może moja żona też by spró­bo­wała?

– Jesz­cze na to za wcze­śnie. Domy­śli się, że to ja ją do tego skło­ni­łam. Twoja żona póź­niej wej­dzie na scenę. Teraz bar­dziej niż języka potrze­bu­jemy jej rozumu. Ty powoli przejdź do dzia­ła­nia. Roz­puść plotkę. Niech ludzie zaczną gadać. Niech natych­miast dotrze do tych ple­ciug na baza­rze.

– Jaką plotkę?

Przez chwilę Hürrem mil­czała.

– Niech na przy­kład pytają, czy teraz do zwy­cięstw będzie pro­wa­dził nas pijak.

_Pijak_! Żół­to­głowy!

Roz­wią­zała zagadkę. To Selim został dru­gim księ­ciem. Nur­banu krzyk­nęła w duchu ze szczę­ścia. Jed­nak nagle jej radość zga­sła. Jego matka tego nie chciała. Nie chciała swo­jego syna na księ­cia.

– Póź­niej… – cią­gnęła Hürrem. – „Armia będzie dosta­wać roz­kazy zza bie­siad­nego stołu?”. Takie plotki. Są nie­groźne, ale pozo­stają w pamięci. Gdy nadej­dzie wła­ściwy czas, suł­tan wyda roz­kaz i mia­nuje innego.

– Jest jesz­cze ten Żyd. Nie odstę­puje go na krok.

– Jego też wyko­rzy­staj. Niech ludzie go obwi­niają. Ten męż­czy­zna to szu­bra­wiec.

– Trzeba pomy­śleć, dokąd wysłać dru­giego.

– Niech będzie bli­sko sto­licy. Nawet bli­żej niż Manisa. Zro­zu­mia­łeś?

Nur­banu zasta­na­wiała się, co ozna­czały te słowa. Matka Selima przy­go­to­wy­wała zamach na niego?!

– Czy ist­nieje san­dżak, który jest bli­żej sto­licy niż Manisa?

Dziew­czyna usły­szała cichy śmiech Hürrem.

– A nie ma? – zadrwiła kobieta.

Zatem był, a ona roz­gnie­wała się, że jej zięć o tym nie pomy­ślał.

– Ger­miyan?

– Tak, Ger­miyan. Pałac w Kütahyi cie­szy się dobrą sławą.⁶

– Czy mogę o coś zapy­tać?

– Pytaj.

– Czy ona wie?

– Kto?

– Moja żona. Mih­ri­mah.

Nur­banu ledwo sły­szała głos męż­czy­zny.

– Jesz­cze nie, ale się dowie.

– A jeśli będzie prze­ciwna?

– Nie będzie. Idź i roz­puść plotki na baza­rze. Co z drugą sprawą?

– Szu­kam ręki, która napi­sze list.

– Znajdź ją.

Głosy uci­chły.

Dla­czego zamil­kli? Czyżby zro­zu­mieli, że są pod­słu­chi­wani? Nagle Nur­banu wpa­dła w popłoch. Nie, nie zdali sobie sprawy z jej obec­no­ści. Po pro­stu roz­mowa się skoń­czyła.

O nie! Za chwilę drzwi się otwo­rzą, a ona sta­nie twa­rzą w twarz z Hürrem. Kobieta zro­zu­mie, że Nur­banu dowie­działa się o zama­chu, jaki pla­nuje na swo­jego syna.

Sta­ra­jąc się nie wydać żad­nego dźwięku, odda­liła się od drzwi i prze­su­nęła się w ciem­niej­szą część kory­ta­rza. Jej ręce błą­dziły po ścia­nie. Gdyby to było moż­liwe, zro­bi­łaby w niej dziurę i scho­wa­łaby się tam. Jej ręka na chwilę zawi­sła w pustej prze­strzeni. Wąska wnęka. Dzięki Bogu! Natych­miast się tam scho­wała. Z ser­cem biją­cym jak osza­lałe cze­kała, aż drzwi się otwo­rzą.

Skrzyp­nęły zawiasy. Podmuch wia­tru, który wytwo­rzyła suk­nia szybko odda­la­ją­cej się kory­ta­rzem kobiety, dosię­gnął Nur­banu. Bez ruchu, z zapar­tym tchem cze­kała dalej. Po chwili drzwi znów zatrzesz­czały. W świe­tle, które wydo­było się z wnę­trza, na kory­tarz padł długi, prze­ra­ża­jący cień męż­czy­zny. Gdy cień poru­szył się, żeby zamknąć drzwi, Nur­banu zauwa­żyła, że jedna noga męż­czy­zny jest krót­sza. Dobrze przy­pusz­czała. To był Rüstem! Zawszony mąż Mih­ri­mah. Męż­czy­zna zdmuch­nął świecę tlącą się w środku. Mdłe świa­tło zadrżało, póź­niej zga­sło i cień znik­nął. Pozo­stał tylko odgłos kro­ków odda­la­ją­cych się kory­ta­rzem.

Nur­banu jesz­cze przez chwilę cze­kała, aż jej serce się uspo­koi. Co takiego sły­szała? Żół­to­głowy! Żół­to­głowy został dru­gim księ­ciem. Jeśli coś się sta­nie synowi Gülbahar – a była pewna, że Hürrem się o to postara – Selim odzie­dzi­czy tron ojca i zosta­nie pady­sza­chem.

Czy to on był księ­ciem, któ­rego szu­kała? Czemu nie? Czy nie był przy­stojny? Nawet jeśli nie, książę, który miał zostać kró­lem, nie musiał być uro­dziwy.

Jed­nak Hürrem nie chciała Selima.

Nagle Nur­banu wyszep­tała coś, co ją samą zdzi­wiło:

– Matka może i nie chce, ale ja tego chcę.

Gdy odgłos kro­ków Rüstema ustał, wyszła z ukry­cia. Szyb­kim kro­kiem skie­ro­wała się do swo­jej kom­naty, a na jej twa­rzy poja­wił się tajem­ni­czy uśmiech.

Znów była na nie­bez­piecz­nych wodach.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. W wielu reli­giach, także w chrze­ści­jań­stwie i isla­mie, ist­nieje prze­ko­na­nie, że czter­dzie­ści dni od śmierci dusza prze­bywa na Ziemi, dla­tego szcze­gól­nie ważne jest, żeby w tym cza­sie się za nią modlić. W chrze­ści­jań­stwie tyle dni prze­bywał na Ziemi Jezus przed wnie­bo­wstą­pie­niem. W isla­mie w tym okre­sie rodzina zmar­łego recy­tuje w mecze­cie Koran, a także roz­daje pokarm bied­nym i potrze­bu­ją­cym. (Wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki).

2. _Mevlid_ (z arab.) – tekst o naro­dzi­nach pro­roka Maho­meta odczy­ty­wany w szcze­gólne dni, np. pod­czas uro­czy­sto­ści obrze­za­nia, z oka­zji odby­cia piel­grzymki do Mekki czy czter­dzie­stego dnia po śmierci jakiejś osoby.

3. Sera­sker – funk­cja naczel­nego dowo­dzą­cego jed­no­stek woj­sko­wych.

4. Podob­nie jak języ­kiem chrze­ści­jań­stwa była nie­gdyś wyłącz­nie łacina, tak język arab­ski jest języ­kiem islamu. W tym języku zapi­sane są i odma­wiane wszyst­kie modli­twy, obrzędy reli­gijne, święte tek­sty itp. Koran w tłu­ma­cze­niu na inny niż arab­ski język nazywa się komen­ta­rzem do Koranu, a nie wła­ści­wym tek­stem świę­tej księgi – za taki uznaje się tylko tekst pier­wotny, spi­sany po arab­sku.

5. Hurma – drzewo wystę­pu­jące w stre­fie mię­dzy­zw­rot­ni­ko­wej. Nie­które jego gatunki dają jadalne owoce, m.in. hurma wschod­nia, któ­rej owoce znane są pod nazwą kaki lub sha­ron, oraz hurma kau­ka­ska, tzw. dak­ty­lo­śliwa, rosnąca w połu­dniowo-zachod­niej Azji i połu­dniowo-wschod­niej Euro­pie, któ­rej owoce sta­ro­żytni Grecy nazy­wali „owo­cem bogów” (o tych owo­cach praw­do­po­dob­nie wspo­mina Homer w _Ody­sei_).

6. San­dżak Ger­miyan – san­dżak w Impe­rium Osmań­skim ze sto­licą w Kütahyi (z cza­sem cała pro­win­cja przy­jęła taką nazwę), nazy­wany „ksią­żę­cym san­dżakiem”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: