- W empik go
Tajemnice pustyni. Tom 3. Wyrocznia Awarisu - ebook
Tajemnice pustyni. Tom 3. Wyrocznia Awarisu - ebook
Seria przygodowa osadzona w realiach starożytnego Egiptu. Przed nami ekscytujący finał serii – Sesha i jej przyjaciele poszukują kapłanki, która wypowiedziała tajemniczą przepowiednię. Grupa wyrusza do Awarisu, by powstrzymać wodza Hyksosów przed objęciem tronu i rozpętaniem wojny przeciwko Tebom. Kiedy podróżnicy przybywają do tętniącego życiem portowego miasta, z zaskoczeniem odkrywają, że wyroczni tam nie ma... Gdy młodzi skrybowie szukają odpowiedzi, Sesha musi rozwikłać swoją przeszłość i przyszłość, a jednocześnie powstrzymać wojnę, która może wybuchnąć tu i teraz. Nie chce bowiem stanąć na polu bitwy przeciwko swojemu bratu. Kanadyjska pisarka ALISHA SEVIGNY jest autorką „Zaginionego papirusu”, pierwszego tomu serii „Tajemnice pustyni”, oraz uznanych powieści dla młodzieży: „Summer Constellations” i „Kissing Frogs”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8271-299-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nóż ze świstem przecina powietrze, mija moją twarz o łokieć.
– Rozbroić go! – ryczy Reb, za którym faluje ogromny żagiel statku.
Robię unik, a potem uchylam się raz jeszcze przed sztyletem, tnącym powietrze w literę „X”.
– Lekko na palcach, Sesho. – Paser mnie okrąża, wskazuje obsydianowym ostrzem na moje stopy. – Wyobraź sobie, że jesteś świątynną tancerką.
– Twój stan zdrowia znacznie się poprawił, Paserze. – Dysząc, cofam się w stronę rufy łodzi i przyglądam się jego dłoni.
– Miałem wspaniałą uzdrowicielkę. – Uśmiecha się, po czym ponownie rusza do ataku. Robię unik, obracam się, by złapać go za łokieć, a następnie wymierzam kilka szybkich ciosów, by go złamać – gdybym rzeczywiście użyła siły – po czym uderzam go w pierś, a on udaje, że pod moim ciosem upada na świeżo wyszorowany pokład.
– Teraz lepiej. – Paser się podnosi, jego oczy lśnią w promieniach zachodzącego słońca. Pod wpływem emocji jego oczy stają się bardziej wyraziste, widzę w nich złote plamki z nikłym błyskiem zieleni w źrenicach. – Pamiętaj, że twoim głównym celem jest unieszkodliwienie węża.
Opieram ręce na biodrach i ciężko oddycham. Unoszę pytająco brew.
– Unieszkodliwienie węża?
– Musisz unieszkodliwić rękę z bronią. – Paser demonstruje to, wymachując ostrzem. W jego ręce jest siła, a także wdzięk. Włada narzędziami wojownika z taką samą łatwością jak narzędziami skryby. – Jeśli jesteś nieuzbrojona, to twoim jedynym zadaniem jest zmuszenie przeciwnika do upuszczenia noża.
– Możesz też uciec – wtrąca Reb, podciągając się i siadając na burcie statku, jego stopy dyndają w powietrzu. Paser szkoli nasze umiejętności bojowe, choć Reb już całkiem nieźle posługuje się wspaniałym łukiem Hyksosów.
– To prawda, ale kiedy znajdujesz się w zamkniętej przestrzeni, takiej jak ta – Paser wskazuje imponujący statek, na którym się znajdujemy, po czym wręcza mi z powrotem ostrze mojego ojca – możesz nie mieć wyboru i musisz się bronić.
Chowam sztylet.
– A propos obrony, jak twoim zdaniem radzą sobie ludzie w oazie?
– Są tam Min, Pentu i Zina – Paser wymienia uzdrowiciela, pszczelarza i przyjaciółkę Reba, która została, by opiekować się powracającymi do zdrowia mieszkańcami wioski. – Są w dobrych rękach.
– Myślę raczej o szpiegu, który uciekł – mówię i natychmiast mam wyrzuty sumienia. W trakcie wyprawy po zwój ja i Pepi nie zauważyliśmy dwojga ludzi, którzy podążali za nami od Teb. – A jeśli zaprowadzi faraona do oazy?
– Nie zrobi tego – uspokaja mnie Paser. – Pepi powiedział, że szpieg ma nikłe szanse na powrót przez pustynię.
– Bardziej martwię się o nas. – Reb podnosi rękę, by osłonić oczy przed odbijającymi się od powierzchni rzeki promieniami słońca. – Ostatnim razem, gdy byliśmy na łodzi, nie poszło nam najlepiej. – Patrzy na wodę z taką miną, jakby przypomniał sobie, że prawie utonął, gdy nasza łódź zatonęła, a potem ruszyły za nami krokodyle.
– Przynajmniej nie zasypali nas strzałami – wtrąca Paser z uśmiechem.
– Nie mów hop… – mruczy Reb.
– Ta łódź jest o wiele bardziej stabilna niż łódź rybacka, którą my, eee… – zaczynam.
– Ukradliśmy? – Reb drapie się po haczykowatym nosie.
– Pożyczyliśmy? – podsuwam.
– Zatopiliśmy – kończy Paser. – Lepiej, żeby żaden z tych żeglarzy tego nie słyszał. – Statek, który nas przewozi, pełen olśniewających skarbów, przybył z bogatego Królestwa Kusz i zmierza do stolicy Hyksosów. Gdy wreszcie dotarliśmy do delty, zaczął się ostatni etap naszej podróży; Awaris leży na północ, przy najbardziej wysuniętej na wschód odnodze Nilu.
– Nie wierzę, że już prawie jesteśmy na miejscu. – W moim żołądku kłębią się lęk i ekscytacja, które tworzą twardą gulę.
– Przepraszam za opóźnienie. – Wokół oczu Pasera pojawiają się zmarszczki.
– Nie mogłeś nic poradzić na chorobę – mówię. Kiedy oazę nawiedziła zaraza, to on był jednym z tych, którzy doświadczyli jej najdotkliwiej. Zawsze warto sprawdzić, komu demony pozwalają żyć, a po kogo przychodzą; nie pozwoliłam im zabrać mojego przyjaciela. – Cieszę się, że już ci lepiej.
– Dzięki tobie – mówi łagodnie.
– I zwojowi – przypominam mu. Gdy opiekowałam się Paserem, odkryłam, że w papirusie znajduje się tajemnicza inkantacja, dzięki której bardzo szybko wyzdrowiał.
– To ty przywołałaś _heka_, uniwersalną magię, i wysłałaś ją do mojego ciała, by zniszczyć chorobę – odpowiada.
– Ty, Reb i Min uratowaliście większość mieszkańców wioski. – Macham lekceważąco ręką. Jednak zmagania z chorobą sprawiły, że straciliśmy kilka dni do żądnego władzy Yanassiego. Wódz wyruszył do stolicy Hyksosów, aby odebrać koronę od umierającego ojca, i zabrał ze sobą księżniczkę Merat, swoją narzeczoną i naszą przyjaciółkę.
– Tak, tak, wszyscy jesteśmy wspaniałymi uzdrowicielami. – Reb się krzywi. – Mam tylko nadzieję, że konie znajdują się pod dobrą opieką. – Po wyścigu przez piaski do portu w Qis nie mogliśmy zabrać zwierząt na statek, więc zostawiliśmy je pod opieką miejscowych urzędników. Tam Pepi wynegocjował dla nas wejście na pokład jednego z wielu statków odpływających do miasta Hyksosów.
– Tak będzie najlepiej. – Paser kiwa głową w stronę biednej Nefer, ulubionej oślicy Pepiego. Tylko jej pozwolono płynąć z nami i to tylko dlatego, że Pepi dużo za to zapłacił. Skulona na jednym końcu statku leży obok sterty słomy jęczmiennej, na którą od naszego wyjazdu nawet nie spojrzała. Zdaniem Pepiego to wytrzymałe zwierzę, stworzone do życia na lądzie, nie przepada za łodziami.
Patrzę na niego. Rozmawia z kapitanem, który wydaje się zaszczycony, że sprowadza do domu krewnego szanowanego króla. Z zachowania marynarza jasno wynika, że Pepi cieszy się dużym poważaniem, ze względu czy to na swoje koneksje rodzinne, czy też na własne zasługi. Albo na jedno i drugie. Wraz z Yanassim Pepi został wezwany przez króla Hyksosów, swojego wuja Khyana, który chce ogłosić swojego następcę. To między innymi dlatego płyniemy właśnie do Awarisu.
– Myślisz, że uda ci się wyleczyć Akina? – Paser kiwa głową w stronę skrytego w moich szatach zwoju i wymienia kolejny powód naszej podróży.
– Nie wiem – przyznaję i przypominam sobie ciężkie obrażenia żołnierza po upadku z konia. Prawa ręka Yanassiego jest również mężem mojej przyjaciółki Amary i wszyscy modlimy się, by papirus był kluczem do jego wyzdrowienia. – Stan jego nogi pewnie się już poprawia. Ale jego kręgosłup to inna sprawa… – Wypuszczam głośno powietrze, pragnąc, by mój oddech wypełnił żagiel i sprawił, że będziemy płynąć szybciej. – Zwój jest dla niego najlepszą szansą, ale im później zacznie się leczenie, tym większe ryzyko. – Denerwuję się, bo będę musiała przeprowadzić operację sama, bez Mina, jak pierwotnie planowano, ale lekarz w oazie zapewnił mnie, że sprostam temu zadaniu. Ja jednak mam wątpliwości.
– Naprawdę wierzysz, że zwój ma moc pokonania śmierci? – Reb wyciąga rękę po papirus z wiedzą medyczną. Wyciągam go z szaty i, choć niechętnie, podaję mu go. Wie tak samo dobrze jak ja, że należy być ostrożnym. Delikatnie wyjmuje delikatny dokument z jego osłony i ogląda starożytne skrypty i potężne zaklęcie, które odkryłam podczas leczenia Pasera.
– Jeśli to, co powiedział Pepi, jest prawdą, to jest też kluczowym elementem obu przepowiedni – mówi Paser i przygląda się enigmatycznemu zwojowi. – Możesz mi raz jeszcze przypomnieć słowa przepowiedni? – Z początku Pepi wcale nie chciał nam ich ujawnić i upierał się, żebyśmy skupili się na walce z zarazą i na tych, którzy na nią zapadli. Dopiero w noc przed naszym wyjazdem z oazy, gdy większość mieszkańców odzyskała już siły, uznał, że nadszedł odpowiedni czas. Chwila, w której wypowiedział te święte słowa, na zawsze wyryła się w moim sercu.
_– Wiele lat temu – mówi Pepi z poważną miną – słynna wyrocznia z Awarisu wypowiedziała pewną przepowiednię. Jest ona doskonale znana władcom naszych krain._
_Wiatr szeleści wśród liści palm i sprawia, że cienie tańczą na twarzy szpiega. Uświadamiam sobie, że wstrzymuję oddech, bo wiem, że zaraz usłyszę coś, co zmieni bieg mojego życia. Znowu. Pepi robi głęboki wdech, kieruje wzrok ku niebu, tak jakby chciał polecić swoją duszę bogom, a następnie zaczyna recytować._
_Wreszcie._
_Pochylamy się do przodu, aby usłyszeć każde jego słowo._
_Nowe Królestwa, stare Królestwa_
_I te między nimi_
_Dla tych, co pragną rządzić ludźmi swymi_
_Kluczem jest zwój_
_Kto papirus uzdrowiciela posiada_
_Ten życiem i śmiercią włada_
_Gdy bogowie sieją zniszczenie_
– Czy ktoś z was też martwi się tą częścią o sianiu zniszczenia przez bo gów? – pyta teraz Reb i ostrożnie – tak jakby się bał, że mogę go ugryźć – oddaje mi papirus.
– Bardziej martwi mnie, po co Yanassiemu zwój – odpowiadam i go zwijam. – Powiedział, że dzięki niemu chce uleczyć Akina, ale co jeśli w ten sposób chce ugruntować swoje prawo do rządzenia i usprawiedliwić atak na Teby? – Wkładam dokument z powrotem w fałdy mojej zakurzonej szaty. – Może właśnie teraz pozyskuje poparcie władz Awarisu i okolicznych wiosek dla swoich planów militarnych. – Patrzę na wodę, niebo jarzy się karmazynowym blaskiem. – Wojna między królestwami może rozerwać tę okolicę na strzępy. – Na myśl o śmiercionośnej broni Hyksosów, ich koniach, przechodzi mnie dreszcz. W Tebach ostrzegałam faraona przed ich imponującą technologią, ale tylko bogowie wiedzą, czy mnie posłuchał. – Jeśli Yanassi obejmie tron, ta szeroka rzeka spłynie krwią.
– Istnieje szansa, że król wyznaczy Pepiego na swojego następcę – wtrąca rozsądnie Reb. – W końcu jest krewnym Khyana.
Mam ochotę powiedzieć, że jest kimś więcej. Jego synem. Ale gryzę się w język. Przecież przysięgłam Pepiemu, że nie zdradzę jego tajemnicy. Yanassi nie może się o tym dowiedzieć. Jeśli wódz uzna, że szpieg stanowi zagrożenie dla jego sukcesji, może zechcieć go zabić.
– Ale Pepi nie wierzy, że jest mu pisane rządzić tą ziemią. – Paser krzyżuje ręce i patrzy na mnie znacząco. – Jego zdaniem rządzić będzie Sesha.
Kręcę głową, by zaprotestować przeciwko tym słowom, których nadal nie potrafię pojąć. Moje serce znowu zaczyna szybciej bić.
– Na pewno nie jestem przeznaczona do rządzenia królestwem. Ani tego nie pragnę.
– To, czego pragniesz, może nie mieć znaczenia – zauważa Reb. – Pepi jest pewien, że ta druga przepowiednia odnosi się do ciebie.
Kiedy wciąż byliśmy pod wrażeniem pierwszej przepowiedni dotyczącej zwoju, szpieg wprawił nas w jeszcze większe oszołomienie, wypowiadając drugą. Jego matka, Kalali, wyjawiła ją, gdy konała w jego ramionach – taki był tragiczny finał misji, która zupełnie się nie powiodła.
_– Powiedziała, że jest jeszcze jedno proroctwo dotyczące „kogoś z rodu uzdrowiciela” – mówi nam Pepi – kto będzie rządził ziemiami w pokoju przez czterdzieści lat. – Krzywi się. – Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że zostało to całkiem ładnie sformułowane. Efekt psuła tylko krew lejąca się z jej ust._
_– Jak brzmiała ta przepowiednia? – pyta Paser cicho, ale natarczywie._
_Pepi patrzy na mnie i zaczyna recytować:_
_Gdy papirus uzdrowiciela_
_Ktoś z jego rodu weźmie w dłoń_
_To będzie rządził_
_Przez czterdzieści lat_
_Oświecenie ludu nastanie_
_A pokój i dobrobyt_
_Opanują świat_
_– Kto jeszcze wie o tych przepowiedniach? – pyta Reb._
_– O pierwszej wie cały dwór w Awarisie i nie tylko – odpowiada Pepi. – Nie wiem, kto wie o drugiej, nie mam też pojęcia, skąd matka się o niej dowiedziała._
_– Ktoś z rodu uzdrowiciela – mówi powoli Paser, przesuwając wzrok z Hyksosa na mnie i z powrotem na Pepiego. – Uważasz, że to Sesha będzie rządzić tymi ziemiami. – To nie jest pytanie._
_– Tak._
Teraz staram się zignorować jego słowa.
– Tamta kobieta miała wtedy krtań przeszytą strzałą – protestuję. – Być może coś źle zrozumiał, przecież sytuacja była dość… napięta. – Paser i Reb milczą. – Ale masz rację, Reb. – Zniżam ton, by wypowiedzieć myśl, która od jakiegoś czasu krążyła w mojej głowie. – A jeśli uda nam się przekonać Khyana, by wyznaczył Pepiego na swojego następcę? Byłby godnym królem.
– To szpieg – zauważa Reb.
– No właśnie. Potrafi nakłonić ludzi, by udzielili mu potrzebnych informacji i zrobili to, czego on chce, a następnie sprawić, by myśleli, że to ich własny pomysł. – Chowam za ucho kosmyk włosów, które rozwiał wiatr. – Jest też odważny i honorowy. Nie wszyscy przywódcy posiadają takie cechy. Troszczy się o swoich ludzi, ale mimo to pomógł nam, tebańczykom. O innych kulturach mówi z szacunkiem, podobnie jak o nauce i chęci kształcenia swoich ludzi. – Patrzę na mojego mentora, który spożywa teraz posiłek z kapitanem, podczas gdy płyniemy w stronę zachodzącego koralowego słońca. – I, co najważniejsze, pragnie pokoju.
– Ludzie z pewnością by za nim poszli – przyznaje Paser. – Mógłby utrzymać jedność wśród plemion i pozwolić Tebom przetrwać.
– Yanassi nie odda władzy bez walki – ostrzega Reb, gdy ognista kula zsuwa się poniżej horyzontu.
Czuję zarys obsydianowego ostrza, które ponownie przypięłam do swojej nogi.
– W takim razie być może będziemy musieli walczyć.2
Budzę się gwałtownie, zziębnięta od chłodnego nocnego powietrza i przerażona snem o matce Pepiego. Siadam, piję wodę z bukłaka, otrząsam się z niepokojącej wizji Kalali przechodzącej z tego świata do następnego, z drugą przepowiednią na ustach, która może wstrząsnąć światem. Pepi jest przekonany, że chodzi o mnie. Gdybym nie była tak zszokowana, z pewnością śmiałabym się z oszołomionych min moich przyjaciół, gdy po raz pierwszy zdradził nam słowa proroctwa.
_– Myślisz, że to Sesha ma rządzić i że Awaris zaakceptuje ją na miejsce Yanassiego? – Reb otwiera usta ze zdziwienia. – Młoda dziewczyna zamiast syna ich króla? I do tego tebanka?_
_– Awaris o wiele chętniej toleruje ludzi innego pochodzenia niż wasze miasto – odpowiada Pepi, żeby Reb nie miał wątpliwości. – Jest szansa, że tamtejszy król, o ile jeszcze żyje – jego głos się łamie – da się przekonać. Khyan bardzo wierzy w tę przepowiednię. Ale musimy się spieszyć, żeby móc z nim porozmawiać._
_– Dlaczego uważasz, że to właśnie o Seshę chodzi? – pyta Paser, wciąż blady po chorobie, która dopadła go w oazie. – Przecież wielu uzdrowicieli ma dzieci._
_– Owszem – zgadza się szpieg. – Ale jej ojciec był uważany za najlepszego z nich._
_– A co z Ky? – Powiedzieć, że jestem wstrząśnięta, to jak powiedzieć, że Sfinks jest mało znaczącą formą topograficzną._
_– Może też chodzić o niego – przyznaje Pepi. – Pamiętaj, że powiedziałem, że to dotyczy zarówno ciebie, jak i twojego brata. Ale obie przepowiednie odnoszą się do papirusu uzdrowiciela. – Kiwa głową w stronę dokumentu przymocowanego do mojego ciała. – Który jest obecnie w twoim posiadaniu i nieustannie trafia w twoje ręce, tak jakby było to dla niego jedyne właściwe miejsce._
_– Powtórzę to, żeby mieć pewność, że wszystko zrozumiałem. – Reb unosi dłonie, jakby chciał spowolnić napór rewelacji od Pepiego. – Yanassi i inni, w tym twój król, uważają, że zwój jest kluczem do rządzenia imperium i że ma jakąś specjalną zdolność uzdrawiania?_
_Szpieg kiwa głową w stronę Pasera._
_– Jestem skłonny w to uwierzyć – przypomnijcie sobie, w jakim stanie jeszcze niedawno znajdował się wasz przyjaciel._
_– I naprawdę uważasz, że to Sesha jest przeznaczona do panowania nad Hyksosami w okresie dobrobytu i oświecenia? – pyta Paser._
_– Owszem. – Pepi krzyżuje ręce na piersi._
_Wzdrygam się pod wpływem jego spojrzenia._
_– A czy ja mam coś do powiedzenia w tej sprawie?_
_– To wspaniałe przeznaczenie. – Pepi patrzy na mnie w skupieniu. – Wtedy mogłabyś uratować tysiące istnień, o wiele więcej niż zdołałabyś ocalić, będąc uzdrowicielką. Sesho, z naszych rozmów wnioskuję, że pragniemy tego samego. Pokoju._
_Mam wrażenie, jakbym utknęła w ruchomych piaskach i szybko się w nich zanurzała._
_– To jakieś szaleństwo. – Rozcieram sobie skronie. – Potrzebuję czasu do namysłu._
_– Będzie na to czas po drodze – mówi Pepi. – Spotkajmy się przy koniach o zachodzie słońca. – Odwraca się i odchodzi, a my stoimy w miejscu, gapiąc się na niego._
_– Kto powiedział, że w ogóle przyjdę? – krzyczę za nim._
Ale to była pusta groźba. Oto bowiem jestem w drodze do Awarisu, by uleczyć Akina, odnaleźć Merat i zapobiec wojnie i rozlewowi krwi, które nastąpią, jeśli Yanassi obejmie tron.
– Hathor, pomóż mi – szepczę w noc. Wiem, że nie uda mi się zasnąć przed wschodem słońca, więc po cichu wstaję i idę na drugi koniec statku. Patrzę na błyszczące niebo oraz półpełnego Chonsu i myślę o księżniczce. Robię to bardzo często. Czy wódz ożeni się z nią, zanim zdążymy do niej dotrzeć?
Włoski na moim karku falują jak wody poniżej, odwracam się gwałtownie i widzę sylwetkę mężczyzny opierającego się o złoty posąg Seta. To Nubijczyk, współpasażer. Ostrzy na kamieniu swój zakrzywiony miecz chepesz i w milczeniu, spod lnianego nakrycia głowy, wpatruje się bacznie w skarby znajdujące się na pokładzie.
Kiwam głową w ostrożnym pozdrowieniu.
Nie odpowiada, tylko dalej ostrzy haczykowaty miecz na kamieniu. Skrob, skrob. Zakrzywiona broń jest długości mojej ręki i nagle obsydianowy sztylet przypięty do nogi wydaje mi się… mało znaczący.
Podczas tego rejsu moi przyjaciele i ja czuliśmy na sobie wrogie spojrzenie tego mężczyzny więcej niż raz. Wspomnieliśmy o naszym niepokoju Pepiemu, który kazał nam zachować czujność, ale był przekonany, że nikt nie wyrządzi krzywdy krewnemu króla i jego towarzyszom.
– Nubijczyk jest najemnikiem – powiedział. – Wierzcie mi, on nie ma w zwyczaju pracować za darmo. Dopóki nikt nie zapłaci mu za naszą przedwczesną śmierć, będziemy bezpieczni.
Przełykam ślinę i odwracam się plecami do najemnika. Patrzę na ciemne wody. Nagle ktoś staje obok mnie.
– Nie możesz spać? – mruczy Pepi.
– Miałam zły sen – odpowiadam, przyzwyczajona już do jego zakradania się.
– Znam to – uśmiecha się krzywo. – Dotrzymam ci towarzystwa.
– Powinieneś się jeszcze przespać.
– Nie potrzebuję dużo snu – mówi.
– Zauważyłam. – Pepi zawsze wydaje się rześki, wstaje przed Ra i kładzie się spać długo po tym, jak bóg schodzi do podziemi. I nagle uświadamiam sobie, że ja też przyzwyczaiłam się już do małej ilości snu. – Zawsze tak było?
Na jego pełnej cieni twarzy znowu pojawia się krótki uśmiech.
– Moja mama nazywała mnie swoją małą żyrafą – mówi i mam wrażenie, że wyczuwa jej bliskość. – I to nie ze względu na tę piękną szyję. – Podnosi jedną dłoń do szyi, gładzi zarost. – Która nie raz znalazła się już na pieńku do rąbania drewna.
– Czyli żyrafy nie potrzebują dużo snu? – pytam, bo nigdy nie obserwowałam zwyczajów tych wysokich nakrapianych zwierząt.
– Prawie wcale. Od czasu do czasu drzemią godzinkę lub dwie, na stojąco i czasami z jednym otwartym okiem. – Uśmiecha się. – Ja potrzebuję trochę więcej – dodaje.
– Zastanawiam się, dlaczego tak mało śpią.
– Podejrzewam, że z podobnych względów co ja. – Uśmiech na jego twarzy znika. – Zbyt długi odpoczynek jest niebezpieczny.
Przez kilka chwil milczymy.
– Wyrocznia w Awarisie, czy to…
– Czy ona – wtrąca Pepi.
– Ona – poprawiam się. – Czy ona zawsze ma rację?
– Przepowiedziała rządy samego Khyana. – Pepi spogląda w górę na mieniący się na niebie ocean gwiazd. – Wyrocznia nie zawsze wygłasza przepowiednie, ale te, które wygłosiła, do tej pory się sprawdzały. Będzie nam potrzebna, by zweryfikować słowa mojej matki przed królem i dworem.
– A kim ona właściwie jest? – pytam zaciekawiona.
– To czczona kapłanka, która pośredniczy między ludźmi a bogami. Zarówno królowie, jak i słudzy mogą ją prosić o odpowiedzi na dręczące ich pytania.
– I myślisz, że to ona wyjawiła twojej matce drugą przepowiednię dotyczącą zwoju? – Jeśli wyrocznia znała Kalali, to może również będzie w stanie udowodnić, kto jest ojcem Pepiego, co bardzo pomogłoby w realizacji naszego planu osadzenia go na tronie zamiast Yanassiego.
– Chyba tak. – Jego głos łagodnieje. – Moja matka musiała się o tym dowiedzieć jeszcze przed śmiercią.
Ponieważ chcę oszczędzić mu kolejnych niepokojących wspomnień, zmieniam temat.
– Dlaczego nie popierasz agresji Yanassiego na Teby?
– Choć jakaś część mnie kocha mojego kuzyna – na jego twarzy pojawia się kolejny zawadiacki uśmiech – w wielu sprawach mamy zupełnie inne poglądy. Zwłaszcza gdy chodzi o kwestie polityczne. – Patrzy na jaśniejący horyzont i dostrzega coś lub kogoś, czego ja nie widzę. – Moja matka zawsze działała na rzecz pokoju. Pragnęła go dla swoich dzieci, tak jak ja pragnę go dla moich. Oddała swoje życie, próbując to osiągnąć; walcząc o pokój, uczczę jej pamięć i spełnię jej ostatnie życzenie.
– Większość osób powiedziałaby, że jesteś o wiele lepszym kandydatem na władcę Awarisu niż ja.
Dłonią pociera pokrytą szczeciną skórę głowy.
– To nie jest moje przeznaczenie.
– Niektórzy twierdzą, że sami tworzymy swoje przeznaczenie.
Kolejny przelotny uśmiech.
– Być może.
– Kiedy twoja matka brała udział w tej misji?
Patrzy na mnie z uznaniem.
– Tuż przed tym, jak znaleźliście mnie w dole.
– Ach, więc to ty – mruczę. – Sam oddałeś się w ręce żołnierzy faraona.
– Dałem się złapać – poprawia mnie.
– Dlaczego?
– Żeby moja siostra miała czas na ucieczkę.
– Twoja siostra? – Reb ziewa i podchodzi do nas razem z Paserem.
– Skoro tebańczycy mogą dziedziczyć funkcje po ojcach i matkach, to my też – odpowiada Pepi i się do nich odwraca. – Cała nasza rodzina działała na rzecz jednej sprawy.
– Gdzie jest teraz twoja siostra? – pyta Paser.
– Nie wiem, jaki los ją spotkał. – Głos szpiega znowu staje się łagodny. – Od tamtej pory nikt jej nie widział ani o niej nie słyszał. Prawdopodobnie jest na Polach Jaru z moją matką, dokąd i ja się wybierałem po kilku dniach spędzonych w tamtym brudnym dole. Przysiągłem na ich duchy i na bogów, że jeśli się stamtąd wydostanę, ukończę naszą misję odnalezienia zwoju i zobaczę, jak wypełniają się przepowiednie i jak zawierany jest pokój między naszymi ludami. – Patrzy na nas jeszcze intensywniej i mruży oczy. – I, na bogów, zrobię to.
– Kiedy przyszło ci do głowy, że w przepowiedni może chodzić właśnie o Seshę? – Paser podkreśla słowo „może”.
– Zacząłem się nad tym zastanawiać, gdy dowiedziałem się, kto jest jej ojcem – przyznaje Pepi. – Ale nabrałem pewności, dopiero gdy po wypadku Akina wspomniała o papirusie uzdrowiciela.
– Czy to dlatego zgodziłeś się wyszkolić ją na szpiega? – W głosie Pasera pobrzmiewa oskarżycielska nutka. – Przez cały czas kierowałeś się własnymi motywacjami?
– A kto z nas nie ma własnych motywacji? – pyta szpieg, a ja myślę o najnowszym planie Reba, Pasera i moim, by osadzić go na tronie. – Przepraszam za to oszustwo – dodaje z krótkim skinieniem ostrzyżonej głowy. – Ale, jak już Sesha wie, utrzymanie informacji w tajemnicy jest jedynym sposobem na zakończenie naszej misji powodzeniem. Musimy też pozostać przy życiu. Powinniście się przygotować. – Subtelnie kiwa głową w stronę Nubijczyka, od razu pojmujemy, o co mu chodzi. Znajdujemy się poza zasięgiem jego słuchu, nadal jednak musimy być ostrożni. – Wkrótce dotrzemy do stolicy. Na bogów, miejmy nadzieję, że nie jest za późno.3
Widoki i dźwięki portowego miasta atakują zmysły. Stoimy zafascynowani na dziobie i patrzymy, jak statki wszystkich kształtów i rozmiarów przypływają i odpływają z dużej zatoki, a ich żagle trzepoczą na silnym wietrze. Wymachujące zręcznie wiosłami ręce z wyćwiczoną łatwością manewrują różnymi jednostkami w ciasnych dokach. Ptaki skrzeczą nad głową, białe plamy rozpryskują się na pokładzie jak rozproszone krople deszczu. Jedna zabłąkana kropla ląduje wprost na głowie Reba. Ten krzyczy, podnosi rękę do włosów, opuszcza ją i z obrzydzeniem przygląda się zielonobiałej mazi.
– Błogosławieństwo od bogów! – chichocze jeden z członków załogi i rzuca liny do wyciągniętych rąk, które zwinnie mocują statek do doku.
– A to ci szczęście – mruczy Reb. Pluje na dłoń i wyciera ją w swoją brudną szatę. Równie głośni jak morskie ptaki nad nami są ludzie na dole, rojący się w dokach jak pracowite pszczoły Pentu.
Kapitanowie, królowie portu, rozkazują swoim pracownikom załadowywać i rozładowywać towary, krzyczą tu, ryczą tam, dziko gestykulują. Pracownicy ocierają pot z czół, witają się w dziwnych, różnorodnych językach lub przekazują instrukcje członkom swojej załogi. Urzędnicy i kupcy machają rękami, nadzorując i przekierowując ładunki tu i tam. Ogromne ilości drewna, metali i węgla drzewnego przechodzą z rąk do rąk, są podnoszone, przenoszone i dźwigane za pomocą lin, bloków i brutalnej siły. Wygląda na to, że każdy wie, co robi i dokąd zmierza w tym, jak się wydaje, bardzo efektywnym chaosie.
Schodzę ze statku i wchodzę do doku, łapię się Pasera, który idzie pierwszy. Ponieważ łódź się chwieje, ja zaczynam się kołysać. Paser wyciąga rękę, by mnie podtrzymać, i wtedy Reb ląduje z hukiem na deskach obok nas. Obaj schodzą na dół, czuję niebezpieczny ścisk w żołądku. Reb nabiera powietrza, zapomniał już o ptasiej kupie i teraz cieszy się, że wreszcie dotarliśmy do stolicy Hyksosów.
– Tu jest inne powietrze.
Czuję na twarzy chłodną bryzę i biorę głęboki oddech, wdycham ostre zapachy wody morskiej, rozkładu i ryb.
– Wiatr niesie ze sobą świeże sole z Uat-Ur, Zielonego Morza – krzyczy Pepi. – To nieco bardziej orzeźwiające niż piasek. – Uśmiecha się przez ramię i ciągnie sznurek Nefer. Najpierw pomógł w pracy załodze statku, a teraz bierze do ręki trochę słomy i zaczyna wymachiwać nią przed nosem naszej oślicy, by zachęcić ją do zejścia po skrzypiącej desce. Zwierzę stawia niepewne kroki i ryczy przerażone, gdy Pepi ciągnie za sznur. Nefer chyba lubi wodę tak samo jak burze piaskowe.
– Raczej spodziewałbym się, że z chęcią opuści statek – zauważa Paser. – Przez całą podróż była nieszczęśliwa.
– To, co znane, często wielu istotom wydaje się bezpieczniejsze niż to, co nieznane, nawet jeśli są one niezadowolone ze swoich obecnych warunków. – Pepi cmoka na upartą oślicę. – Dlatego wiele istot woli pozostać w miejscu zamiast iść do przodu.
Nubijczyk przechodzi obok i bezceremonialnie klepie Nefer w zad. Zwierzę wywraca oczami, potyka się, spada po pozostałych stopniach i ląduje tak samo niefortunnie jak ja na nabrzeżu. Widzę, jak trzęsą jej się nogi. Pepi daje oślicy trochę jęczmienia, a potem szarpie ją za kędzierzawą, czarną grzywę i przytula nos do jej pyska, gdy ta niechętnie przeżuwa ziarna.
– Dobra robota, moja droga. Jesteśmy w domu.
Rozglądamy się po tętniącym życiem mieście szpiega, podziwiamy widoki, dźwięki i zapachy tego zupełnie nowego dla nas miejsca. Kiedyś Awaris znajdował się pod władzą Egiptu, dziś rządzą tu władcy Hyksosów, którzy osiedlili się tu wiele lat temu i powiększali swoją liczebność i siłę dzięki handlowi, małżeństwom i stałemu napływowi imigrantów. Stopniowo przejęli oni pełną kontrolę nad regionem, by utrzymywać swą władzę przez całe dziesięciolecia.
Ludzie nie zwracają na nas uwagi i krzątają się wokół, gdy idziemy na koniec doku i podchodzimy do jednego z urzędników.
– W jakim celu przybyliście do Awarisu? – pyta mężczyzna, nie podnosząc wzroku.
– Daba, daj spokój. Nie rozpoznajesz mnie w tej nowej fryzurze?
Skryba patrzy w górę ze zdziwieniem, mruży oczy i patrzy na Pepiego. Kilka razy mruga, aż wreszcie rozpoznaje naszego towarzysza.
– Jakiej fryzurze? – Unosi gęste brwi. – Jesteś jeszcze brzydszy niż wtedy, gdy widziałem cię po raz ostatni. – Paser, Reb i ja zerkamy po sobie. Tebańczycy z pewnością nie zwróciliby się w ten sposób do członka rodziny królewskiej. Chyba że chcieliby trafić do dołów.
Ale Pepi się śmieje i jedną dłonią gładzi się po głowie, kędzierzawej teraz jak pestka owocu.
– Po prostu mi zazdrościsz. Tak jest mi o wiele chłodniej.
Daba parska.
– Wyglądasz jak jeden z tych nadętych, obleśnych teba…
– Pozwól, że przedstawię ci moją oblubienicę – przerywa szpieg. Jedną ręką wskazuje na nas, drugą wciąż trzyma sznur Nefer. – To Sesha i jej bracia, Reb i Paser. – Uzgodniliśmy, że pozostaniemy przy pierwotnym scenariuszu, najbezpieczniejszym dla wszystkich zainteresowanych. – Z Teb – dodaje grzecznie. Skryba mruga raz jeszcze, ale trochę się prostuje.
– To zaszczyt. – Kiwa głową, a potem patrzy zaciekawiony na Pepiego. – O twoich zaręczynach nie słyszałem.
Co oznacza, że słyszał o zaręczynach Yanassiego. Co z kolei oznacza, że dotarli bezpiecznie do miasta. Czuję osłabienie, jakbym została pozbawiona kości, niczym ryba, którą jedliśmy wczoraj na kolację. Merat jest blisko. Amara i Akin też. Zwój, skryty pod brudną szatą, naciska na moje ciało. Nie wiem, ile czasu zostało człowiekowi Yanassiego, ani czy ranny wojownik w ogóle jeszcze żyje.
– Utrzymujemy naszą radosną nowinę w tajemnicy, aby nie przyćmić mojego kuzyna i jego zamiarów – kłamie gładko Pepi. – Jak mniemam, wódz ogłosił, że niedługo odbędzie się ceremonia?
– Od przyjazdu jego i jego przyszłej żony mówi się o tym w całym mieście. Wszystkie inne tematy zeszły na dalszy plan. – Skryba odkłada swoją piękną trzcinę – palce mnie świerzbią, by jej dotknąć – i odchrząkuje. – Wygląda na to, że wieści te ożywiły nawet króla, do którego zapewne przybyliście? – Ponownie unosi ciemną brew.
– Mój wuj. – Pepi uczepia się tej informacji i odsuwa na bok wszelkie przekomarzanki. – Jak on się ma?
– Ponoć wybierał się już do świata podziemnego, ale po przybyciu syna i nowej córki wyraźnie się ożywił. – Mężczyzna przygląda mi się z zainteresowaniem, a ja niepewnie odgarniam na bok moje potargane przez wiatr włosy, które w większości wydostały się już z warkocza. – Oby wasza radosna nowina sprawiła, że w ogóle nie wybierze się do Krainy Umarłych.
– Miejmy taką nadzieję – odpowiada żarliwie Pepi. – Chwała Hadadowi, że masz dla nas takie dobre wieści. Chodźcie – mówi do nas. – Pójdziemy na spotkanie z królem.