- W empik go
Tajemnicza Bogini - ebook
Tajemnicza Bogini - ebook
Sofia. Imię kojarzyło mu się z ciepłem, choć nie wiedział dlaczego. Odpowiedział szybko, przedstawiając się i dodając kilka słów o sobie, jednocześnie starając się nie być zbyt nachalnym. Wiedział, że w takich rozmowach delikatna równowaga między zainteresowaniem a ostrożnością jest kluczowa. - To historia Marco i Sofii, którzy odnaleźli nowy sens w życiu, łącząc swoje pasje i tworząc coś, co przynosiło radość zarówno im, jak i innym.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 811 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
"Wiesz co jest największą tragedią tego świata?
Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć".
- Terry Pratchett "Ruchome obrazki"
Dedykuję tę książkę … wszystkim tym, którzy stoją przed dylematem wyboru własnej drogi … jak również tym, którzy pokonują właśnie swój pierwszy albo kolejny ostry zakręt życiowy …PROLOG
...Czekał, wpatrując się w ekran, jakby czas stanął w miejscu. W jego głowie zaczęły pojawiać się różne myśli – czy to przypadek, czy może los sprawił, że dostali tę okazję? Coś wewnątrz niego, mimo że było to zupełnie nowe doświadczenie, wzbudzało podekscytowanie.
Telefon zabrzęczał. Powiadomienie. Przyszła odpowiedź.
– Brzmi intrygująco. Miło mi Cię poznać, nazywam się Sofia. A Ty?
Sofia. Imię kojarzyło mu się z ciepłem, choć nie wiedział dlaczego. Odpowiedział szybko, przedstawiając się i dodając kilka słów o sobie, jednocześnie starając się nie być zbyt nachalnym. Wiedział, że w takich rozmowach delikatna równowaga między zainteresowaniem a ostrożnością jest kluczowa. (…)CODZIENNOŚĆ LEKARZA
S łoneczny grudniowy poranek przyniósł złudzenie spokoju. Chociaż był środek zimy, chłód nie przeszywał tak, jak zazwyczaj w tym okresie na północy Włoch. Mieszkańcy miasteczka wciąż żyli w cieniu pandemii, która już od miesięcy spowijała świat niepewnością i strachem. Marco, lekarz rodzinny z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem, spoglądał przez okno na wąskie, brukowane ulice, które tak dobrze znał. Z daleka widział parę starszych ludzi spacerujących wolnym krokiem w stronę kawiarni, teraz niemal pustej z powodu ograniczeń sanitarnych. Było w tym coś nierealnego – małe, senne miasteczko, które zwykle tętniło życiem, stało się symbolem stagnacji.
Marco odłożył kubek z niedopitą kawą na parapet i westchnął głęboko. Mimo spokojnego obrazu za oknem, jego życie było dalekie od spokojnego. Pandemia zmieniła wszystko. Wcześniej jego praca miała rytm, który nauczył się kochać – pacjenci przychodzili z codziennymi dolegliwościami, drobnymi infekcjami, pytaniami o zdrowie dzieci czy starszych rodziców. Teraz wszystko kręciło się wokół jednego: wirusa. Każdego dnia przychodnia była pełna pacjentów, którzy szukali pomocy, nadziei, ratunku. A Marco, jak wielu jego kolegów po fachu, walczył na pierwszej linii, coraz bardziej zmęczony i wypalony.
Zegar na ścianie wskazywał godzinę siódmą rano. Jeszcze godzina i znów zacznie się ten sam cykl. Marco ubrał się mechanicznie – biały fartuch, który kiedyś kojarzył się z dumą, teraz stawał się symbolem wyczerpania. W lustrze zauważył, jak bardzo się zmienił w ostatnich miesiącach. Ciemne kręgi pod oczami, które nie znikały nawet po weekendzie, siwiejące włosy i delikatne zmarszczki wokół ust. Wyglądał na starszego, niż się czuł – przynajmniej psychicznie.
Przychodnia znajdowała się zaledwie dziesięć minut od jego domu, więc zazwyczaj chodził pieszo. Po drodze mijali go ludzie, niektórzy go pozdrawiali, choć ich twarze skrywały maski. Dawniej te poranne spacery były dla niego przyjemnością – dawały mu czas na zebranie myśli, na przemyślenia, co przyniesie dzień. Teraz były tylko kolejnym przypomnieniem, że nie ma chwili wytchnienia. Przychodnia działała na pełnych obrotach, a personel medyczny – ograniczony. Marco codziennie zastępował brakujących kolegów, pracując po kilkanaście godzin, a jego nadgodziny rosły.
Kiedy dotarł do gabinetu, powitał go hałas telefonów i ciche rozmowy z poczekalni. Asystentka pielęgniarska już była na miejscu, przygotowując rejestr pacjentów.
– Dzień dobry, doktorze – powiedziała cicho, uśmiechając się słabo znad biurka. Nawet ona wyglądała na zmęczoną.
Marco skinął głową i wszedł do swojego gabinetu. Biurko zasypane było dokumentami, receptami, raportami. Spojrzał na pierwszą kartę – pacjent z wysoką gorączką, kaszlem i dusznością. Nic nowego, typowe objawy, które stały się jego codziennością.
Dzień płynął szybko. Pacjenci pojawiali się jeden po drugim, a Marco coraz bardziej czuł ciężar odpowiedzialności, który na nim spoczywał. Wspominał czasy, gdy jego praca miała inny charakter – pomagał ludziom odzyskać zdrowie, doradzał, cieszył się z każdego sukcesu medycznego. Teraz jego rola sprowadzała się do diagnozowania, leczenia i mierzenia się z poczuciem bezradności. Nawet jego rozmowy z pacjentami stały się krótsze, bardziej techniczne. Każda minuta była na wagę złota, a czasu brakowało.
Pod koniec dnia, kiedy ostatni pacjent opuścił przychodnię, Marco osunął się na krzesło. Czuł, jak potworne zmęczenie powoli przejmowało nad nim kontrolę. Wiedział, że tak dłużej nie da rady, ale nie miał wyjścia. Zbyt wiele osób potrzebowało pomocy, a personelu medycznego było zbyt mało.
W drodze powrotnej do domu czuł, że coś się w nim zmienia. Wiedział, że jego ciało mówi mu, że powinien zwolnić, ale nie miał odwagi, by to zrobić. Ostatnie miesiące były nieustanną walką, i choć czuł się wyczerpany, z jakiegoś powodu nie mógł sobie wyobrazić, że po prostu przestanie.