Tajemniczy ogród. Opowieść filmowa - ebook
Tajemniczy ogród. Opowieść filmowa - ebook
Najpiękniejsze historie to te, które opowiadamy wciąż na nowo.
Osierocona Mary przyjeżdża z daleka, by zamieszkać z tajemniczym wujem, który nie wpuszcza do swojego domu słońca ani radości. Dziewczynce nie wolno zaglądać do zamkniętych pokoi, włóczyć się po okolicy ani zadawać pytań. Mimo surowych zakazów Mary zaczyna poznawać ukryte zakątki posiadłości, by wkrótce odkryć fantastyczny, ogromny ogród. To tu, wraz z miejscowymi chłopcami Dickonem i Colinem oraz bezpańskim, uroczym psiskiem, dziewczynka odkryje moc wyobraźni, siłę przyjaźni i potęgę odwagi.
A ty? Dasz się porwać do krainy za murem?
„Tajemniczy ogród” od ponad stu lat podbija serca dzieci i dorosłych. Historia doczekała się dziesiątek adaptacji na całym świecie. Teraz w wyjątkowej, filmowej wersji rozbudzi wyobraźnię nowego pokolenia czytelników.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7546-1 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NOCNE HAŁASY
Mary Lennox nie mogła zasnąć. Wielki wiatrak pod sufitem obracał się wolno i statecznie, ale nadal było zbyt gorąco, by mogła poczuć jakąkolwiek ulgę. Na zewnątrz panowała ciemna, indyjska noc, ludzkie krzyki zagłuszały cykanie owadów, które układało się w monotonny szum. _Służba tej nocy bardzo hałasuje_, pomyślała Mary. _Dlaczego tatuś ich nie uciszy?_ Siedząc w łóżku, założyła za uszy krótkie włosy i sięgnęła po szmacianą lalkę.
– Jemimo, śpisz? – szepnęła. Jemima spojrzała na nią w odpowiedzi.
Mary lubiła udawać, że lalka rozumie wszystkie jej słowa. Dzięki temu, że mówiła do Jemimy i opowiadała jej różne historie, czuła się mniej znudzona i samotna. Nie miała rodzeństwa, a służba – z wyjątkiem _ayah_, jej hinduskiej niani – zachowywała wobec niej dystans. Ze względu na mocne słońce dziewczynce nie wolno było dłużej bawić się na zewnątrz. Tatuś był zbyt zajęty pracą, by grać z nią w różne gry tak długo, jak ona by chciała, a mama… Mary przygryzła dolną wargę. Wiedziała, że mama jej nie lubi. Czasem jej się wydawało, że mama jej nienawidzi.
_Więc ja też jej nienawidzę_, pomyślała Mary, marszcząc brwi.
Gdzieś w głębi domu rozległ się krzyk, potem dał się słyszeć łoskot i trzasnęły drzwi. Mary spojrzała na drzwi swojego pokoju i poczuła w żołądku ucisk strachu. Co się dzieje?
Słyszała, że ojciec rozmawia z przyjaciółmi o walkach, jakie w tych dniach toczyły się w Indiach. Mary niewiele z tego rozumiała, ale brzmiało to, jakby Hindusi nie chcieli już u siebie Anglików i woleli, żeby ci sobie stąd poszli. Tato wspomniał o zamieszkach ulicznych. Ale te ulice na pewno były gdzieś w odległych miastach. Hinduska służba, którą zatrudniała rodzina Lennoxów, wykonywała wszystkie jej polecenia, więc Mary nie potrafiła sobie wyobrazić, że jest zdolna do jakiejś walki. Nie, tutaj na pewno była bezpieczna. Nic złego nie może jej się przydarzyć.
Próbując odciąć się od stłumionych krzyków i hałasu z zewnątrz, pogłaskała Jemimę po wełnianych włosach.
– Jemimo, boisz się? – wyszeptała. – Nie bój się. To są dorosłe sprawy dorosłych. Mam ci coś opowiedzieć, żebyś przestała się bać?
Zapaliła lampę i wstała z łóżka. Wzięła Jemimę i umieściła ją na środku pokoju w siedzisku z poduszek i koca. Zaczęła opowiadać jedną ze swoich ulubionych historii, dla jej zobrazowania wykorzystując lalki z teatru cieni. Znała ją od swojej _ayah._ Bajka mówiła o chłopcu imieniem Rama i dziewczynie zwanej Sita, którzy bardzo się kochali, lecz pewnego dnia demon porwał Sitę i zabrał ją do siebie. W historiach opowiadanych przez _ayah_ zawsze występowali bogowie i demony, było w nich miejsce na czary i niezwykłe wydarzenia.
Pod koniec opowieści hałas na zewnątrz przycichł, a Mary poczuła, że ciążą jej powieki.
– Rama właśnie miał dogonić Sitę i demona, ale demon wzniecił ogień i uwięził chłopaka w płomieniach – powiedziała, ziewając. – Na szczęście bóg ognia Agni wszystko widział, spowodował, że płomienie się rozstąpiły, i uniósł Ramę w chmury. A potem obaj wyruszyli w poszukiwaniu wiecznej miłości Ramy – zakończyła.
Zdmuchnęła płomień lampy i z Jemimą w ramionach zapadła się w poduszkach. Zamrugała i po kilku sekundach już spała. _Soczysta zieleń trawnika… Rabaty pełne różowych, liliowych i niebieskich kwiatów… Gałęzie drzew obsypane kwieciem… Mary biegła ścieżką wzdłuż posągów… Ktoś z dorosłych trzymał ją za rękę. Roześmiana Mary starała się utrzymać równowagę i czuła się szczęśliwa, dogłębnie i całkowicie szczęśliwa_…
Mary powoli się budziła. Nie chciała rozstawać się ze znajomym snem, ale – tak jak zawsze – on wkrótce się rozwiał. Ogród ze snu nie przypominał żadnego znanego jej ogrodu, ale gdy w nim przebywała, wydawał się bardzo prawdziwy i czuła się tam taka szczęśliwa! Z westchnieniem przetarła oczy. Od razu zauważyła, że okiennice są nadal otwarte i jest bardzo jasno. Światło słoneczne wlewało się przez okna do pokoju. Mary poczuła skurcz w żołądku. Gdzie jest _ayah_? Dlaczego jeszcze nie przyniosła jej śniadania?
Głodna i rozdrażniona wyprostowała się pośród poduszek.
– _Ayah!_ – zawołała głośno. Ku jej zaskoczeniu drzwi się nie otworzyły i życzliwa twarz niani wcale się w nich nie ukazała. Jeszcze bardziej rozdrażniona Mary podniosła głos: – _Ayah!_ Wołam cię! Jest późno, a ja nawet nie jestem jeszcze ubrana! – Głos dziewczynki przeszedł w krzyk: – _AYAH!_
Mary odczekała chwilę. Nikt się nie pojawił. Co się dzieje? Dom pogrążony był w ciszy. Zdała sobie sprawę, że to bardzo dziwne. Zazwyczaj o tej porze słyszała krzątaninę służby. Poczuła niepokój na myśl o nocnych hałasach.
– Myślisz, Jemimo, że powinnyśmy pójść i kogoś poszukać? – Próbowała być odważna, lecz głos jej lekko drżał. – Tak, myślę, że to bardzo dobry pomysł – mówiła dalej. – Nie martw się. Zajmę się tobą. Pójdziemy poszukać taty, a on przyprowadzi do nas _ayah_.
Zatrzymała się w drzwiach pokoju. Na korytarzu panował zupełny chaos. Ktoś pościągał obrazy ze ścian, leżały teraz na podłodze, pozbawione złotych ram. Mary z bijącym sercem przemierzała dom. We wszystkich pokojach widziała to samo – zerwane zasłony i ozdobne sprzęty pogruchotane na podłodze, wielu mebli brakowało, w kuchni otwarty kredens, a półki zupełnie puste. Wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, zniknęło, a co najgorsze, nigdzie nie było żywej duszy.
– Tato? Tatusiu? _Ayah?_ – W głosie Mary dźwięczał coraz większy niepokój. Pchnęła drzwi wychodzące na werandę. Słońce świeciło jasno, lecz ogród był opuszczony tak jak dom. Mary mocniej przytuliła Jemimę.
– Gdzie się wszyscy podziali? – wyszeptała.
_ROZDZIAŁ DRUGI_
DŁUGA PODRÓŻ
Mary usiadła na drewnianej ławce umieszczonej na pokładzie ogromnego statku, który z terkotem silników przemierzał ocean, oddalając się od Indii i zmierzając w kierunku Anglii. Siedziała wyprostowana i w milczeniu wpatrywała się w niebo, przytulając Jemimę. Obok na pokładzie hałaśliwie bawiła się grupa dzieci, ale Mary się do nich nie przyłączyła. Zaledwie kilka tygodni minęło od chwili, gdy po przebudzeniu odkryła, że jej dom został splądrowany, lecz dziewczynce wydawało się, że było to wieki temu.
Dwa dni spędziła w domu całkiem sama, a potem przyszli dwaj angielscy oficerzy. Byli zaskoczeni, że tam jest – brudna, głodna, spragniona – i zabrali ją do szpitala. Pytała ich, gdzie są jej mama i tato, ale oni powiedzieli tylko, że ma być grzeczna i się nie martwić. W szpitalu pielęgniarka nakarmiła ją i napoiła, pomogła Mary się umyć i przebrać w czyste rzeczy. Potem dziewczynkę zbadał lekarz. Ani pielęgniarka, ani lekarz nie odpowiedzieli jej na pytania o rodziców.
Czekała w niewielkiej sali, zastanawiając się, kiedy tato przyjdzie i zabierze ją do domu i co powie, gdy zobaczy, że cała służba zniknęła. Nagle usłyszała rozmowę dwóch oficerów, którzy byli w pokoju obok.
– To jakiś koszmar – powiedział ponuro pierwszy z nich. – Biedne dziecko. Szkoda, że w porę nie ewakuowaliśmy tej rodziny. Epidemia cholery nie mogła wybuchnąć w gorszym dla nich momencie.
Mary nadstawiła uszu. Wiedziała, że cholera to choroba, która potrafi zabić mnóstwo ludzi, ale co to ma wspólnego z jej rodziną?
– Lekarz mi powiedział, że jej matka zachorowała na cholerę bardzo raptownie. Ojciec natychmiast, w nocy, przywiózł ją tutaj, ale było za późno – mówił dalej ten pierwszy oficer.
Mary zamarła, ogarnęły ją złe przeczucia. Za późno na co?
– Matka umarła tamtej nocy, a ojciec zaraz następnego ranka.
Mary poczuła, że jej serce bije jak szalone, wydawało się, że zaraz wyskoczy jej z piersi. _Mama i tatuś… oboje nie żyją?_ Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. _Nie, oni nie mogli umrzeć. Nie mogli!_ Jednak gdzieś w głębi niej narastała straszna, druzgocąca pewność, że to prawda. W takich sprawach oficerzy nie mogli się mylić. Zbierało jej się na płacz, ale wydała z siebie tylko zduszony krzyk, który zabrzmiał jak jęk.
Usłyszała odgłos kroków i jeden z oficerów zajrzał przez uchylone drzwi.
– O Boże. Ona tu jest. – Odchrząknął bezradnie, najwyraźniej nie mając pojęcia, jak pocieszyć dziesięcioletnią dziewczynkę.
Dołączył jego towarzysz.
– Co, na Boga, mamy z nią zrobić? Dziecko nie może tu zostać – powiedział.
Mary dojrzała przez łzy, że pierwszy z oficerów przegląda jakieś notatki.
– Dziewczynka ma w Anglii owdowiałego wuja – rzekł. – Odeślemy ją tam statkiem razem z pozostałymi dziećmi.
Od tamtej chwili Mary była przekazywana z miejsca na miejsce jak niechciana paczka. Po wyjściu ze szpitala wysłano ją do pastora o nazwisku Crawford, który miał żonę i pięcioro dzieci. Słyszała, jak dorośli powtarzają między sobą, że dla swojego dobra powinna przebywać z rówieśnikami, ale nie rozumiała dlaczego. Nie chciała się bawić z dziećmi pastora. Były od niej młodsze i koniecznie chciały wszystko wiedzieć o jej rodzicach i o tym, jak doszło do ich śmierci. Czuła się okropnie i nie odpowiadała na pytania. W końcu straciła panowanie nad sobą, podarła rysunek zrobiony dla niej przez najmłodsze dziecko i wykrzyczała, żeby wszystkie zostawiły ją w spokoju. Po tym zajściu dzieci trzymały się od niej z daleka, obserwując ją, jakby była nieznanym, dzikim zwierzęciem. Mary się tym nie przejmowała. Czuła, że już nigdy niczym nie będzie w stanie się przejąć.
Słyszała, jak pastor i jego tęga, dobroduszna żona rozmawiają o niej przyciszonymi głosami:
– Biedne dziecko… Wiadomość poszła do Anglii… Wiesz, że on jest jej wujkiem dzięki małżeństwu…? Był mężem siostry jej matki, ona była jej bliźniaczką i umarła już dawno temu… Co za tragedia, biedny człowiek… Ale to jej jedyny żyjący krewny… Będzie musiał ją zabrać, czy zechce, czy nie…
W końcu przyszedł telegram.
– Jutro wypływa statek, który zabierze cię do Anglii – poinformowała ją pani Crawford. – Twój wuj, pan Craven, który był mężem twojej ciotki Grace, zgodził się zabrać cię do siebie. Mieszka w Yorkshire, w miejscu zwanym Misselthwaite Manor. Jesteś szczęśliwą dziewczynką, Mary. Twój wuj jest bogaty.
Mary wysłuchała tego w milczeniu. Jak pani Crawford mogła o niej powiedzieć, że jest szczęśliwa? Jej rodzice nie żyją, a ona będzie mieszkać ze starym wujem w jakimś okropnym domu w obcym kraju! Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie rozpłakała się przed Crawfordami – nigdy w życiu by tego nie zrobiła!
Zaciskając usta, skinęła głową i poszła na górę. Weszła do swojego pokoju, zamknęła drzwi i rzuciła się na łóżko, wtulając twarz w poduszkę, by stłumić przejmujące łkanie.
Statek, którym Mary płynęła z Bombaju do Anglii, był przepełniony i panował na nim zgiełk. Na pokładzie było wiele rodzin, wszystkie wracały na Wyspy z powodu niepokojów w Indiach. Mary musiała jadać posiłki z innymi dziećmi i słuchać wydawanych jej poleceń. Nie znosiła tego – jedzenie było okropne, a dzieci nieznośne i hałaśliwe. Pierwszego dnia odsunęła na bok talerz z posiłkiem.
– To jest wstrętne! – powiedziała.
Siedzący obok niechlujny chłopak chwycił jej talerz i zsunął z niego jedzenie na swój.
Oburzona Mary zmierzyła go gniewnym spojrzeniem.
– Wcale ci na to nie pozwoliłam!
– Ale też mi nie zabroniłaś – odparł chłopak. – Jeśli ci nie smakuje, to ja to zjem.
– Nic nie rozumiesz! – krzyknęła Mary. – Powinnam mieć jakieś lepsze jedzenie niż to. Moi rodzice nie żyją.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Wszyscy dzielimy ten sam los, dziewczyno.
Mary patrzyła, jak pochłania jej porcję. Niezbyt go lubiła, ale na razie był jedyną osobą, która się do niej odezwała.
– Czy… czy chciałbyś posłuchać pewnej historyjki? – spytała z wahaniem.
Spojrzał na nią pogardliwie.
– Nie, nie jestem dzieckiem. – Wstał i przesiadł się na dalsze miejsce, obok kogoś innego, zostawiając Mary samą. Od tamtej chwili prawie z nikim nie zamieniła słowa.
Mary wstała i wyszła na pokład. Zatrzymała się przy barierce, poniżej falował głęboki, błękitny ocean. Uniosła Jemimę nad barierkę. Może to jej powinna opowiedzieć jedną z historii _ayah_ i uciec w nią, by zapomnieć o wszystkim dookoła. Opowiadając historyjki, zawsze sobie jakoś radziła, gdy matka nie chciała jej widzieć, a tatuś nie miał czasu, by się z nią pobawić.
– Opowiem ci pewną historię, Jemimo – powiedziała. – Tak jak robiłam to w domu. Był sobie kiedyś Pan Mórz. Nazywał się Waruna i… I on…
Słowa tłoczyły się jej w głowie. Spróbowała ponownie.
– Waruna miał potężną moc. On… – Głos się jej załamał. Nic z tego. Mary potrafiła myśleć jedynie o domu. – Już nie mam domu, prawda, Jemimo? – szepnęła. – Nie należę teraz nigdzie ani do nikogo.
Patrząc na nieruchomą twarz Jemimy, Mary poczuła nagle ukłucie bólu. Jemima była lalką, nie przyjaciółką. Tylko dzieci bawią się lalkami, dzieci muszą jeść to, co im się daje, i mają być cicho. Dzieci przenosi się z miejsca na miejsce. Dzieci muszą robić to, co każą im dorośli. Nagle Mary podjęła pewną decyzję.
– Nie jestem dzieckiem – powiedziała twardo. – Już nie.
Wypuściła Jemimę z rąk. Gdy lalka uderzyła o taflę wody daleko w dole, Mary poczuła przerażenie. _Co ja zrobiłam?_ Przez chwilę Jemima utrzymywała się na wodzie. Po raz ostatni spojrzała w górę na Mary, by potem zniknąć pod falami.
Mary poczuła rosnącą w gardle gulę, ale ją przełknęła.
– Koniec ze łzami – powiedziała. Uniosła podbródek, spojrzała buntowniczo przed siebie. – Nie mam zamiaru się rozpłakać, nie teraz. Już nigdy.
Ze skrzyżowanymi ramionami odwróciła się od barierki. Jej złamane serce zostało zamknięte, jakby ktoś przekręcił klucz w kłódce.