- W empik go
Tajne związki - ebook
Tajne związki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 270 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moskwa do gnębienia Polski Kongresowej. Lecz z drugiej strony, jeżeli nie można, jak uważał Nowosilcow, dać Polakowi żadnej swobody, jeżeli nie można mu pozwolić ani na jeden moment wytchnąć w niedoli, ażeby z tęgo zaraz nie korzystał i nie chciał być niepodległym; nie można mu także żadnej wyrządzić krzywdy, żadnej odjąć swobody, aby, w jakimkolwiek stanie się znajduje, nie porwał za broń dla stargnienia obcych więzów; tak dalece, że po rozbiorze kraju, czy wolność, czy ucisk, rządy, czy łagodne, czy ostre, prowadzą go zawsze do tego samego rezultatu, do krwawej walki o byt, który stracił, lecz którego godnym nigdy być nie przesłał. Taka jest niezmienna dola nasza! Pod łagodnym obcym panowaniem Polacy powstają, bo mogą, pod surowym, bo muszą. Ich jednych nic nigdy nie zdoła pogodzić z ruiną ojczyzny, ani umiarkowanie, ani okrucieństwo. Ta konieczność z jednej strony ciągłego uciemiężenia, z drugiej ciągłego oporu, ten mus tyranii i kruszenia jarzma, ten tedy fatalizm wynikający z rozbioru Polski, porywający z sobą i Polaków, i ich gnębicieli, nadaje wszystkim poruszeniom naszego narodu wzniosły, tragiczny charakter, nadaje dziejom naszym odrębną i im tylko właściwą cechę. Toć jest, co je tak poważnymi i nauczającymi czyni.
Polacy mają we zwyczaju długo pierwej naradzać się między sobą, niżeli powstaną. W krajach udzielnych lud otwarcie w jednej chwili zrywa się na władzę, która go uciska, i to jest rewolucją. W krajach nie mających udzielnego bytu lud tajemnie knuje spiski przeciwko obcym wrogom, a jeżeli spisek wybuchnie, zowie się natenczas powstaniem, insurekcją. Rewolucje ukartowane, powstania improwizowane, pospolicie nie udają się. Gdyby kto chciał, mógłby także powiedzieć, że rewolucja jest wewnętrzną insurekcją, a insurekcja rewolucją zewnętrzną. W Polszcze wszystkie powstania wypłynęły z tajemnych knowań. To inaczej być nie mogło, bo obecność, czujność nieprzyjaciela zawsze wymagały przezorności i tajemnicy. Mieszkańcy muszą się pierwej porozumieć co do środków i chwili działania. Nasamprzód kilku się zmawia, potem kilkunastu, potem jeszcze więcej, póki liczba nie będzie tak wielka, jak trzeba do sprawienia ruchu mogącego nadać popęd całemu krajowi. Trudno oznaczyć z pewnością, kiedy się u nas zaczęły tworzyć tajemne związki dla oswobodzenia narodu; lecz jest rzeczą niewątpliwą, że od czasu, jak Polska straciła swą dzielność, nie było przerwy w usiłowaniach jej odzyskanie mających na celu. Jeszcze przed podziałem kraju, jak tylko Moskwa zaczęła intrygować w Polszcze, kiedy jej narzuciła króla i na sejmach przewodziła, zniszczyć ten wpływ starali się prawi synowie ojczyzny. Najdawniejszych konspiratorów mamy tedy w konfederatach barskich. Szlachta porozumiewała się z sobą od dworu do dworu. Zbierała się po kryjomu dla spisania aktu konfederacji, bo już nieprzyjaciel był w kraju. Związki szły potem od powiatu do powiatu, jak pierwej z wsi do wsi; a gdy całe województwo było gotowe, konfederaci wsiadali na koń, zgromadzali się w miejscach umówionych, i tym kształtem prowadzili wojnę lat wiele. Po związku konfederacji barskiej nastąpił pierwszy rozbiór; po tym rozbiorze Sejm Czteroletni. Sąsiedzi rozszarpali Polskę broniącą się i przedsiębiorącą wewnętrzną u siebie poprawę. Śmierć polityczna zaskoczyła naród po zbrojnym powstaniu i w początkach reorganizacji, natchnionej przez rozum i doświadczenie. Polacy wzmocnieni na duchu, ożywieni wielkimi ideami ulegają trzem ościennym dworom, które im tych ideów rozwinąć i lepiej ugruntować się w zaczętej rewolucji społecznej, w dziele trzeciego maja, nie dopuściły. Rozbiór naszego kraju, który wśród tych okoliczności, w tej chwili tak stanowczej, tak wiele obiecującej miał miejsce, nie był więc sekcją trupa albo obumierającego ciała, lecz żywej istoty odradzającej się w samej katastrofie politycznego zgonu. Ziemia została podzielona, ale tylko ziemia – co narodu składa istotę, ocalało. Naród stracił byt polityczny skutkiem niemocy swych dawnych rządów, lecz nie Stracił społecznego związku, nie stracił towarzyskiego jestestwa, które znacznie poprawił, które bardziej jeszcze udoskonalić zamierzał. Konfederacja barska i Ustawa trzeciego maja były to dwa wielkie wysilenia, jedno zbrojne, drugie prawodawcze, dwie wielkie refleksje Polski niknącej z rzędu głównych mocarstw europejskich, tracącej polityczną w Sławiańszczyźnie przewagę, z mocnym postanowieniem odzyskania tej przewagi w następnym czasie. Ta okoliczność wszystko tłumaczy! To głębokie przejęcie się samym sobą przed upadkiem, to dobrowolne pomnożenie obywatelstwa w narodzie, zrodziły dziwny i z niczym na świecie nie porównany fenomen ruchów, które Polska po upadku swoim rozwinęła.
Charakter tych ruchów, życie nasze po zgonie politycznym ściślej tu oznaczyć trzeba, ażeby wnijść w bliższe rozumienie naszych powstań. Istotnie, coś nadzwyczajnego, coś wielkiego musiało zajść w Polszcze przed ostatnim jej natchnieniem, kiedy potem takich cudów dokazać mogła. Polska wykreślona z karty europejskiej jako potęga polityczna w systemacie innych potęg, wykreślona podstępem, znalazła w sobie osobliwszy rodzaj życia, nie znanego dotychczas w dziejach, znalazła, wykształciła u siebie egzystencją domową, całkiem familijną, daleko mocniejszą i podobno trwalszą od mocarstw, co ją rozebrały. Czym niegdyś groźna i rządna rzeczpospolita szeroko władała na północy, a co w długiej czasów kolei wątlało przy wzmagającej się potędze sąsiadów; wszystko to po rozbiorze kraju nie zginęło, lecz weszło w skład naszej rzeczy społecznej. Moc zewnętrzna w wewnętrzną się u nas obróciła, może jedynym w historii przykładem. Tę myśl tak objaśniam lud rodzimy, plemienny, ma w sobie dwa pierwiastki składające jego siłę, jeden społeczny, drugi polityczny. Lud prawdziwy (nie aliaż przemocą zrządzony kilku nie przypadających do siebie plemion) jest to zarazem ciało społeczne i potęga zewnętrzna, materialna. Jeżeli, co się nieraz trafia, moc ludu zewnętrzna przechodzi w wewnętrzną, jeżeli lud jest więcej ciałem politycznym niżeli społecznością, więcej krajem jak rodziną; jeżeli, jednym słowem, wiele mogąc jako potęga materialna, zaczepna albo odporna, jest słaby w swym związku familijnym – w takim razie po zagładzie swego politycznego jestestwa, to jest po stracie swej niepodległości, natychmiast musi umierać i już nigdy nie powstanie. Lecz jeżeli lud, masa rodzima, jednorodna, jest jeszcze silny w sobie w swym ojczystym gnieździe, jeżeli władza (jak się u nas stało) przez ciąg poprzednich wieków nie wypompowała, nie wypotrzebowała wszystkiego z jego wewnętrznego jestestwa i w potęgę materialną nie przemieniła; jeżeli, krótko mówiąc, kraj, status nie wykształcił się i nie wybujał kosztem
rodziny: natenczas taki lud przestając być potęgą polityczną nie przestaje być ciałem społecznym i nie umiera; natenczas jego siła zewnętrzna złamana przemocą nie rozprasza się, lecz z powierzchni wchodzi wewnątrz, wraca do swego źródła i, że tak powiem, osiąka w związku społecznym. Lud taki, a Polacy są takim ludem, może powstać, bo ma czym powstać, bo wszystkiego w dawniejszych czasach nie zmarnował i w rzeczy samej tą siłą powstaje.
Niektóre gwiazdy, jak mniemają astronomowie, gasną, to jest stygną; czemużby temu samemu prawu nie miały ulegać i ciała polityczne w historii? Wpływ władzy na te ciała jest niezmierny. Ruch zewnętrzny, gwałtowny, który im władza nadaje, ściera z czasem ich siłę wewnętrzną. Kraje przeważnie i bezprzestannie wywierające się na zewnątrz, potęgi najezdne, państwa zaborcze i podbijające zwykle prędko lodowacieją w środku. Przyczyna tego naturalna: rząd takich państw jest to kołowrót, co nawija na siebie całą osnowę pospolitego życia narodowego. W ogólności można przyjąć z tego względu za zasadę: im więcej ruchu zewnętrznego, tym więcej władzy, im więcej władzy, tym mniej społeczności, tym mniej wewnętrznego życia. W takich państwach kraj bierze górę nad ludem, potęga materialna nad organizacją towarzyską. Zastosujmy teraz tę teorią życia wielkich jestestw politycznych do Polski. Polska, mówią, upadła nierządem. Zgoda! Ledwo by rzec nie można, że Polska wcale nie była rządzona przez dwa wieki, które jej upadek poprzedzają. Ale z drugiej strony, czy rozważyliśmy to kiedy, co stąd za skutki wyniknęły, że się u nas siła polityczna, jak gdzie indziej, nie mogła wyrobić kosztem związku społecznego? Oto oczywiście zapas tej siły dostatni, bogaty, niewyczerpany, został w naszym rodzinnym gnieździe, w naszej pospolitej rzeczy społecznej. Naród w Polszcze był wszystkim, a władza rządowa, ta roślina potrzebująca do swego wzrostu całej iścizny ludu, tym bardziej wysilająca grunt, na którym posadzona została, im bujniej kwitnie, tym bardziej osłabiająca ziemię, która ją karmi, im wyżej się podnosi, była prawie niczym.
Polska była pod Piastami despotyczna i podbijająca, pod Jagiellonami rządna i potężna, po nich pełna wewnętrznego życia i anarchiczna, a zewnętrznie słaba. Ponieważ tedy rząd (jako władza przez energię swoją wydobywająca z gruntu spółczesnego siły żywotne i te siły rozpraszająca zewnętrznie w bojach najezdnych lub odpornych) był słaby w Polszcze, była przeto i Polska słaba jako potęga w systemacie innych potęg, jako kraj. Z tego poszło, że sąsiedzi Polskę rozebrać mogli: ale, zważmy to dobrze, z tego zarazem poszło, że Polska po rozbiorze tyle razy powstać mogła. Zostało bowiem w środku życie niewygasłe, nie wysilone przez gwałtowne zewnętrzne poruszenia. Władza nie wyssała, nie wytrawiła wszystkiego ze środka, Polska była rzecząpospolitą szlachecką. Niektórym pisarzom zdaje się, że to jedynie jej upadek zrządziło. Mówią oni: „monarchia despotyczna, feudalna nie zostałaby rozszarpana?” Być może; nie zapuszczając się jednak w rozstrzygnienie tej ważnej kwestii śmiało powiedzmy, że monarchie dziedziczne, despotyczne, z upadkiem swej niepodległości całkiem obumierają, przynajmniej tak dzieje świadczą; nierządna rzeczpospolita nasza tyle razy powstała z grobu i, jak sądzę, dlatego tylko powstać mogła, że na dwa wieki przed zagładą swego politycznego jestestwa nie była dziedzicznym starostwem króla, że była przez ten czas więcej ludem, jak rządem, więcej rodziną, jak krajem.
Dom, rodzina – otóż cała tajemnica polskich insurekcji. Jestestwo familijne mocne w chwili upadku politycznego oto nerw naszych powstań. Taka jest w powszechności natura Polski, że się dobija bytu udzielnego społecznym. Żeby lepiej utwierdzić tę prawdę w przekonaniu czytelnika, zwracam jego uwagę na obce, szczególniej zaś ościenne kraje, bogate, potężne, niepodległe. Porównajmy je z sobą! Trudno wypowiedzieć dostatecznie, jak wiele, jak niezmiernie wiele zyskamy na tym porównaniu. Te państwa mają ogromne wojska, porządną administrację, liczne twierdze, wielkie skarby. Lecz przypatrzmy się im wewnątrz: składają się z pierwiastków niezgodnych, spojonych z sobą tylko siłą zwierzchniej władzy. Jedna wielka przegrana bitwa, jedna kryzys finansowa położyłaby kres ostateczny ich egzystencji. Historia stwierdza tę opinią. Prusy w piętnastu dniach zniknęły z rzędu mocarstw. Jedna bitwa, bitwa pod Jeną rozprzęgła kreacją Fryderyka Wiekiego. Byt następny Prus był wyżebrany; winny go Prasy, jak głoszą prawdziwe czy fałszywe, a zawsze to mocarstwo doskonale malujące wieści, tylko pięknym oczom swej królowej. Austria w tym samym znajdowała się przypadku. Takie potęgi powinny się nazywać w historii nienaturalnymi. Sztuką wzrosły, sztuką się utrzymują, lecz nie mają w sobie nic nieśmiertelnego. Są to polityczne aglomerata, od łacińskiego wyrazu oznaczającego skupienie. Moskwa, Prusy i Austria stanowią w dzisiejszej Europie olbrzymie systema różnorodnych jestestw politycznych. Te mocarstwa, nie będąc ciałami społecznymi, nie będąc ludami, egzystując tylko mową swych rządów, przestaną egzystować za lada wstrząśnieniem zewnętrznym lub wewnętrznym, które kształt tych rządów odmieni. Narzućmy Moskwie rzeczpospolitę, dajmy Austrii i Prusom monarchią konstytucyjną, a wnet rozbijemy te kraje na części, z których powstały. Któreż z tych państw trwałoby, jak Polska, po tysiącznoletnim zawodzie przez lat sześćdziesiąt bez władzy centralnej, bez twierdz i skarbów, pod naciskiem obcego jarzma? Postąpmy dalej jeszcze w tym porównaniu. Są inne mocarstwa w Europie równie silne jak owe trzy aglomerata, więcej jednak rodzime niżeli one, ponieważ albo się nie składają z części różnorodnych, albo tę różnorodność w sobie zatarły, jak np. Francja i Anglia. Nie godziłoby się powiedzieć na przykład, że jest naród austriacki, bo Austria jest tylko systematem politycznym, nie ludem. To samo Prusy, to samo Moskwa. Inna rzecz co do Francji i Anglii. Te państwa nie tylko są politycznymi systematami, ale zarazem i jestestwami organicznymi. Są to nie tylko potęgi zaczepne i odporne w porządku innych potęg, innych mocarstw, lecz także związki społeczne, ludy. Względem nich zachodzi więc to tylko pytanie: jak się ma w tych narodach siła wewnętrzna, społeczna, do politycznej, zewnętrznej? Albo innymi wyrazami: co jest w tych krajach mocniejszego, czy lud jako rodzina, czy lud jako potęga polityczna? Stawiając kwestią jeszcze wyraźniej: niechaj Francja albo Anglia na jeden moment przestaną być udzielnymi – cóż by wtedy nastąpiło? Rzućmy którekolwiek z tych państw na lat kilka, kilkanaście na ciężką próbę losu, który nas gnębi przez lat blisko siedmdziesiąt: jakże – by zniosło ten stan nadzwyczajny, pośredni między jestestwem i zagładą? Przemogłożlby, jak Polska, swą rzeczą społeczną, upadek niepodległego bytu? Obecny stan tego, co by domem, rodziną nazwać można, szczególniej we Francji, jeżeli niezupełnie w sposobie przeczącym odpowiedzieć każe na to zapytanie, to je przynajmniej radzi zostawić w wątpliwości. Co do mnie, sądzę, że pod tym względem nie masz narodu, który by mógł iść z nami w porównanie. Polska płciową, że tak powiem, mocą swoją wszystkie przechodzi.