Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajne związki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajne związki - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 270 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jak już na­po­mkną­łem, było dla Mo­skwy rze­czą dość na­tu­ral­ną dą­żyć tymi wszyst­ki­mi środ­ka­mi do przy­tłu­mie­nia du­cha na­ro­do­we­go w Pol­sz­cze Kon­gre­so­wej. Po­nie­kąd i nie mo­gła być w tym wzglę­dzie inna po­li­ty­ka tego mo­car­stwa. Naj­le­piej wi­dzi­my swe rze­czy wi­dząc je tak, jak nie­przy­ja­ciel poj­mu­je. Kon­gres wie­deń­ski ob­ra­ził utwo­rem nad­wi­ślań­skie­go kró­le­stwa głów­ne in­te­re­sa Mo­skwy. Ja­kie­kol­wiek było to kró­le­stwo, nie zga­dza­ło się wsze­la­ko, nie mo­gło się zga­dzać z jej wi­do­ka­mi, z jej spo­so­bem uwa­ża­nia ca­łej Pol­ski. Zwią­zek kon­sty­tu­cyj­ny tego kró­le­stwa z car­stwem czy­nił mniej do­sko­na­łym, mniej pew­nym, ani­że­li so­bie Mo­skwa ży­czy­ła, wcie­le­nie pro­win­cji pol­skich skła­da­ją­cych jej część in­te­gral­ną. Zie­mie za­bra­ne tuż pod bo­kiem kon­sty­tu­cyj­nej Pol­ski przy­bie­ra­ły wię­cej wy­osob­nio­ne­go w car­stwie cha­rak­te­ru, wię­cej, że tak po­wiem, ro­do­wi­to­ści. Na Po­wi­ślu nie mo­gło się nic pa­trio­tycz­ne­go wy­ra­zić bez moc­ne­go od­dźwię­ku w Li­twie i na Po­do­lu. Tam mia­ło swe od­bi­cie każ­de sło­wo, choć­by po ci­chu po­wie­dzia­ne w War­sza­wie. Ta na­rośl wy­sta­ją­ca z ko­lo­su wcią­ga­ła w sie­bie wszyst­ko z Eu­ro­py jak gąb­ka i wszyst­ko jak gąb­ka wpusz­cza­ła we­wnątrz ko­lo­su. Ta zie­mia na­pły­wo­wa, zo­ra­na ku­la­mi tylu po­wstań; ten grunt na­sy­co­ny re­wo­lu­cją miał w so­bie coś nie­mi­łe­go, coś nie­bez­piecz­ne­go dla mar­twej dzie­dzi­ny ca­rów. Do­zna­wa­li tak­że Mo­ska­le upo­śle­dze­nia w tym, że Po­la­cy, choć słab­si, zda­wa­li się być jed­nak wol­niej­szy­mi od nich, że mie­li pew­ne pra­wa, któ­rych im na­wet samo nie­szczę­ście wy­drzeć nie zdo­ła­ło. Cóż by w isto­cie przy­nio­sła car­stwu do­bra wia­ra, co su­mien­ność w prze­strze­ga­niu kon­sty­tu­cji kró­le­stwa? Nic in­ne­go (każ­dy się ze mną na to zgo­dzi), tyl­ko fer­men­ta­cją za Bu­giem i Nie­mnem. Jed­ni Po­la­cy, jed­ni bra­cia nie mo­gli być szczę­śli­wy­mi pod rzą­dem umiar­ko­wa­nym wi­dząc cięż­ką swych współ­zie­mian nie­wo­lę. Ple­mię na­sze na po­przek i wzdłuż Pol­ski ma w so­bie coś ro­dzin­ne­go, do­mo­we­go. Oby­wa­tel­ska ad­mi­ni­stra­cja, z niej wy­pły­wa­ją­cy do­bry byt, in­sty­tu­cje mniej wię­cej li­be­ral­ne, wol­ny druk, wol­ne sej­my, wol­ne sej­mi­ki by­ły­by w pręd­kim cza­sie roz­pło­mie­ni­ły za­wsze po­ryw­cze nad Wi­słą za­mi­ło­wa­nie nie­pod­le­gło­ści, skła­da­ją­ce od wie­ków isto­tę ludu nad­wi­ślań­skie­go; zaś nie­pod­le­głość tak ma­łej kra­iny, jak­że in­a­czej do skut­ku przyjść mo­gła, je­że­li nie przez roz­sze­rze­nie jej gra­nic, to jest przez po­łą­cze­nie kró­le­stwa z za­bo­rem mo­skiew­skim, a po­tem za­bo­rem pru­skim, na ko­niec au­striac­kim? Po­la­ko­wi nie moż­na tedy zo­sta­wić ani cie­nia wol­no­ści, żeby za­raz nie po­my­ślał, jak zo­stać po­tęż­nym i nie­pod­le­głym! Tak ro­zu­mo­wał ga­bi­net pe­ters­bur­ski. Ga­bi­net ten się­gał przez Pol­skę do naj­od­le­glej­szych koń­czyn za­cho­du i wscho­du. Wie­dząc, co go cze­ka­ło przy roz­wi­nie­niu tych na­wet swo­bód, któ­re kon­gres wie­deń­ski za­strzegł kró­le­stwu, ogra­ni­czał kon­sty­tu­cją i le­d­wo by rzec nie moż­na, że mu­siał ogra­ni­czać. Z po­cząt­ku, póki trwa­ła w Au­strii oba­wa jego am­bi­cji, po­stę­po­wał w tej mie­rze dość roz­waż­nie. Tak było pra­wie do r. 1821. Lecz gdy owa oba­wa w Au­strii ustą­pi­ła przed in­ny­mi tro­ska­mi, gdy re­wo­lu­cyj­ne po­ru­sze­nia we Wło­szech i Hisz­pa­nii bacz­ność ga­bi­ne­tu wie­deń­skie­go skie­ro­wa­ła ku po­łu­dnio­wi i za­cho­do­wi: usta­ła w Pol­sz­cze Kon­gre­so­wej po­trze­ba dal­szej dy­sy­mu­la­cji i car śmie­lej, otwar­ciej po­czął znie­wa­żać to, co wbrew praw­dzie swo­im na­zy­wał da­rem, bio­rąc po­chop z po­stron­nych nie­po­ko­jów do ukra­ca­nia na­szych i tak ma­łych swo­bód kon­sty­tu­cyj­nych. Do tych przy­czyn trze­ba do­ło­żyć naj­waż­niej­szą, że się Kon­stan­ty w Pol­sz­cze oże­nił. Po­świę­ciw­szy Po­lce naj­więk­szy tron na świe­cie, mnie­mał mieć pra­wo do wła­dzy nie­ogra­ni­czo­nej nad wszyst­ki­mi Po­la­ka­mi pod ber­łem mo­skiew­skim. Ta ofia­ra tak upra­gnio­na, tak trud­na, tak ko­niecz­nie po­trzeb­na do ubez­pie­cze­nia ab­so­lu­ty­zmu mo­skiew­skie­go wkła­da­ła na Alek­san­dra obo­wią­zek wza­jem­nych kon­ce­sji. W na­gro­dę tej ab­dy­ka­cji mu­siał po­zwo­lić bra­tu, aby przy­najm­niej w War­sza­wie pa­no­wał. Czym­że więc in­nym od ślu­bu Kon­stan­te­go z Gru­dziń­ską mo­gła być hi­sto­ria kró­le­stwa, je­że­li nie ka­ba­łą re­for­my w na­stęp­stwie tro­nu ca­rów? Ta­kie po­bud­ki mia­ła

Mo­skwa do gnę­bie­nia Pol­ski Kon­gre­so­wej. Lecz z dru­giej stro­ny, je­że­li nie moż­na, jak uwa­żał No­wo­sil­cow, dać Po­la­ko­wi żad­nej swo­bo­dy, je­że­li nie moż­na mu po­zwo­lić ani na je­den mo­ment wy­tchnąć w nie­do­li, aże­by z tęgo za­raz nie ko­rzy­stał i nie chciał być nie­pod­le­głym; nie moż­na mu tak­że żad­nej wy­rzą­dzić krzyw­dy, żad­nej od­jąć swo­bo­dy, aby, w ja­kim­kol­wiek sta­nie się znaj­du­je, nie po­rwał za broń dla star­gnie­nia ob­cych wię­zów; tak da­le­ce, że po roz­bio­rze kra­ju, czy wol­ność, czy ucisk, rzą­dy, czy ła­god­ne, czy ostre, pro­wa­dzą go za­wsze do tego sa­me­go re­zul­ta­tu, do krwa­wej wal­ki o byt, któ­ry stra­cił, lecz któ­re­go god­nym nig­dy być nie prze­słał. Taka jest nie­zmien­na dola na­sza! Pod ła­god­nym ob­cym pa­no­wa­niem Po­la­cy po­wsta­ją, bo mogą, pod su­ro­wym, bo mu­szą. Ich jed­nych nic nig­dy nie zdo­ła po­go­dzić z ru­iną oj­czy­zny, ani umiar­ko­wa­nie, ani okru­cień­stwo. Ta ko­niecz­ność z jed­nej stro­ny cią­głe­go ucie­mię­że­nia, z dru­giej cią­głe­go opo­ru, ten mus ty­ra­nii i kru­sze­nia jarz­ma, ten tedy fa­ta­lizm wy­ni­ka­ją­cy z roz­bio­ru Pol­ski, po­ry­wa­ją­cy z sobą i Po­la­ków, i ich gnę­bi­cie­li, na­da­je wszyst­kim po­ru­sze­niom na­sze­go na­ro­du wznio­sły, tra­gicz­ny cha­rak­ter, na­da­je dzie­jom na­szym od­ręb­ną i im tyl­ko wła­ści­wą ce­chę. Toć jest, co je tak po­waż­ny­mi i na­ucza­ją­cy­mi czy­ni.

Po­la­cy mają we zwy­cza­ju dłu­go pier­wej na­ra­dzać się mię­dzy sobą, ni­że­li po­wsta­ną. W kra­jach udziel­nych lud otwar­cie w jed­nej chwi­li zry­wa się na wła­dzę, któ­ra go uci­ska, i to jest re­wo­lu­cją. W kra­jach nie ma­ją­cych udziel­ne­go bytu lud ta­jem­nie knu­je spi­ski prze­ciw­ko ob­cym wro­gom, a je­że­li spi­sek wy­buch­nie, zo­wie się na­ten­czas po­wsta­niem, in­su­rek­cją. Re­wo­lu­cje ukar­to­wa­ne, po­wsta­nia im­pro­wi­zo­wa­ne, po­spo­li­cie nie uda­ją się. Gdy­by kto chciał, mógł­by tak­że po­wie­dzieć, że re­wo­lu­cja jest we­wnętrz­ną in­su­rek­cją, a in­su­rek­cja re­wo­lu­cją ze­wnętrz­ną. W Pol­sz­cze wszyst­kie po­wsta­nia wy­pły­nę­ły z ta­jem­nych kno­wań. To in­a­czej być nie mo­gło, bo obec­ność, czuj­ność nie­przy­ja­cie­la za­wsze wy­ma­ga­ły prze­zor­no­ści i ta­jem­ni­cy. Miesz­kań­cy mu­szą się pier­wej po­ro­zu­mieć co do środ­ków i chwi­li dzia­ła­nia. Na­sam­przód kil­ku się zma­wia, po­tem kil­ku­na­stu, po­tem jesz­cze wię­cej, póki licz­ba nie bę­dzie tak wiel­ka, jak trze­ba do spra­wie­nia ru­chu mo­gą­ce­go nadać po­pęd ca­łe­mu kra­jo­wi. Trud­no ozna­czyć z pew­no­ścią, kie­dy się u nas za­czę­ły two­rzyć ta­jem­ne związ­ki dla oswo­bo­dze­nia na­ro­du; lecz jest rze­czą nie­wąt­pli­wą, że od cza­su, jak Pol­ska stra­ci­ła swą dziel­ność, nie było prze­rwy w usi­ło­wa­niach jej od­zy­ska­nie ma­ją­cych na celu. Jesz­cze przed po­dzia­łem kra­ju, jak tyl­ko Mo­skwa za­czę­ła in­try­go­wać w Pol­sz­cze, kie­dy jej na­rzu­ci­ła kró­la i na sej­mach prze­wo­dzi­ła, znisz­czyć ten wpływ sta­ra­li się pra­wi sy­no­wie oj­czy­zny. Naj­daw­niej­szych kon­spi­ra­to­rów mamy tedy w kon­fe­de­ra­tach bar­skich. Szlach­ta po­ro­zu­mie­wa­ła się z sobą od dwo­ru do dwo­ru. Zbie­ra­ła się po kry­jo­mu dla spi­sa­nia aktu kon­fe­de­ra­cji, bo już nie­przy­ja­ciel był w kra­ju. Związ­ki szły po­tem od po­wia­tu do po­wia­tu, jak pier­wej z wsi do wsi; a gdy całe wo­je­wódz­two było go­to­we, kon­fe­de­ra­ci wsia­da­li na koń, zgro­ma­dza­li się w miej­scach umó­wio­nych, i tym kształ­tem pro­wa­dzi­li woj­nę lat wie­le. Po związ­ku kon­fe­de­ra­cji bar­skiej na­stą­pił pierw­szy roz­biór; po tym roz­bio­rze Sejm Czte­ro­let­ni. Są­sie­dzi roz­szar­pa­li Pol­skę bro­nią­cą się i przed­się­bio­rą­cą we­wnętrz­ną u sie­bie po­pra­wę. Śmierć po­li­tycz­na za­sko­czy­ła na­ród po zbroj­nym po­wsta­niu i w po­cząt­kach re­or­ga­ni­za­cji, na­tchnio­nej przez ro­zum i do­świad­cze­nie. Po­la­cy wzmoc­nie­ni na du­chu, oży­wie­ni wiel­ki­mi ide­ami ule­ga­ją trzem ościen­nym dwo­rom, któ­re im tych ide­ów roz­wi­nąć i le­piej ugrun­to­wać się w za­czę­tej re­wo­lu­cji spo­łecz­nej, w dzie­le trze­cie­go maja, nie do­pu­ści­ły. Roz­biór na­sze­go kra­ju, któ­ry wśród tych oko­licz­no­ści, w tej chwi­li tak sta­now­czej, tak wie­le obie­cu­ją­cej miał miej­sce, nie był więc sek­cją tru­pa albo ob­umie­ra­ją­ce­go cia­ła, lecz ży­wej isto­ty od­ra­dza­ją­cej się w sa­mej ka­ta­stro­fie po­li­tycz­ne­go zgo­nu. Zie­mia zo­sta­ła po­dzie­lo­na, ale tyl­ko zie­mia – co na­ro­du skła­da isto­tę, oca­la­ło. Na­ród stra­cił byt po­li­tycz­ny skut­kiem nie­mo­cy swych daw­nych rzą­dów, lecz nie Stra­cił spo­łecz­ne­go związ­ku, nie stra­cił to­wa­rzy­skie­go je­ste­stwa, któ­re znacz­nie po­pra­wił, któ­re bar­dziej jesz­cze udo­sko­na­lić za­mie­rzał. Kon­fe­de­ra­cja bar­ska i Usta­wa trze­cie­go maja były to dwa wiel­kie wy­si­le­nia, jed­no zbroj­ne, dru­gie pra­wo­daw­cze, dwie wiel­kie re­flek­sje Pol­ski nik­ną­cej z rzę­du głów­nych mo­carstw eu­ro­pej­skich, tra­cą­cej po­li­tycz­ną w Sła­wiańsz­czyź­nie prze­wa­gę, z moc­nym po­sta­no­wie­niem od­zy­ska­nia tej prze­wa­gi w na­stęp­nym cza­sie. Ta oko­licz­ność wszyst­ko tłu­ma­czy! To głę­bo­kie prze­ję­cie się sa­mym sobą przed upad­kiem, to do­bro­wol­ne po­mno­że­nie oby­wa­tel­stwa w na­ro­dzie, zro­dzi­ły dziw­ny i z ni­czym na świe­cie nie po­rów­na­ny fe­no­men ru­chów, któ­re Pol­ska po upad­ku swo­im roz­wi­nę­ła.

Cha­rak­ter tych ru­chów, ży­cie na­sze po zgo­nie po­li­tycz­nym ści­ślej tu ozna­czyć trze­ba, aże­by wnijść w bliż­sze ro­zu­mie­nie na­szych po­wstań. Istot­nie, coś nad­zwy­czaj­ne­go, coś wiel­kie­go mu­sia­ło zajść w Pol­sz­cze przed ostat­nim jej na­tchnie­niem, kie­dy po­tem ta­kich cu­dów do­ka­zać mo­gła. Pol­ska wy­kre­ślo­na z kar­ty eu­ro­pej­skiej jako po­tę­ga po­li­tycz­na w sys­te­ma­cie in­nych po­tęg, wy­kre­ślo­na pod­stę­pem, zna­la­zła w so­bie oso­bliw­szy ro­dzaj ży­cia, nie zna­ne­go do­tych­czas w dzie­jach, zna­la­zła, wy­kształ­ci­ła u sie­bie eg­zy­sten­cją do­mo­wą, cał­kiem fa­mi­lij­ną, da­le­ko moc­niej­szą i po­dob­no trwal­szą od mo­carstw, co ją ro­ze­bra­ły. Czym nie­gdyś groź­na i rząd­na rzecz­po­spo­li­ta sze­ro­ko wła­da­ła na pół­no­cy, a co w dłu­giej cza­sów ko­lei wą­tla­ło przy wzma­ga­ją­cej się po­tę­dze są­sia­dów; wszyst­ko to po roz­bio­rze kra­ju nie zgi­nę­ło, lecz we­szło w skład na­szej rze­czy spo­łecz­nej. Moc ze­wnętrz­na w we­wnętrz­ną się u nas ob­ró­ci­ła, może je­dy­nym w hi­sto­rii przy­kła­dem. Tę myśl tak ob­ja­śniam lud ro­dzi­my, ple­mien­ny, ma w so­bie dwa pier­wiast­ki skła­da­ją­ce jego siłę, je­den spo­łecz­ny, dru­gi po­li­tycz­ny. Lud praw­dzi­wy (nie aliaż prze­mo­cą zrzą­dzo­ny kil­ku nie przy­pa­da­ją­cych do sie­bie ple­mion) jest to za­ra­zem cia­ło spo­łecz­ne i po­tę­ga ze­wnętrz­na, ma­te­rial­na. Je­że­li, co się nie­raz tra­fia, moc ludu ze­wnętrz­na prze­cho­dzi w we­wnętrz­ną, je­że­li lud jest wię­cej cia­łem po­li­tycz­nym ni­że­li spo­łecz­no­ścią, wię­cej kra­jem jak ro­dzi­ną; je­że­li, jed­nym sło­wem, wie­le mo­gąc jako po­tę­ga ma­te­rial­na, za­czep­na albo od­por­na, jest sła­by w swym związ­ku fa­mi­lij­nym – w ta­kim ra­zie po za­gła­dzie swe­go po­li­tycz­ne­go je­ste­stwa, to jest po stra­cie swej nie­pod­le­gło­ści, na­tych­miast musi umie­rać i już nig­dy nie po­wsta­nie. Lecz je­że­li lud, masa ro­dzi­ma, jed­no­rod­na, jest jesz­cze sil­ny w so­bie w swym oj­czy­stym gnieź­dzie, je­że­li wła­dza (jak się u nas sta­ło) przez ciąg po­przed­nich wie­ków nie wy­pom­po­wa­ła, nie wy­po­trze­bo­wa­ła wszyst­kie­go z jego we­wnętrz­ne­go je­ste­stwa i w po­tę­gę ma­te­rial­ną nie prze­mie­ni­ła; je­że­li, krót­ko mó­wiąc, kraj, sta­tus nie wy­kształ­cił się i nie wy­bu­jał kosz­tem

ro­dzi­ny: na­ten­czas taki lud prze­sta­jąc być po­tę­gą po­li­tycz­ną nie prze­sta­je być cia­łem spo­łecz­nym i nie umie­ra; na­ten­czas jego siła ze­wnętrz­na zła­ma­na prze­mo­cą nie roz­pra­sza się, lecz z po­wierzch­ni wcho­dzi we­wnątrz, wra­ca do swe­go źró­dła i, że tak po­wiem, osią­ka w związ­ku spo­łecz­nym. Lud taki, a Po­la­cy są ta­kim lu­dem, może po­wstać, bo ma czym po­wstać, bo wszyst­kie­go w daw­niej­szych cza­sach nie zmar­no­wał i w rze­czy sa­mej tą siłą po­wsta­je.

Nie­któ­re gwiaz­dy, jak mnie­ma­ją astro­no­mo­wie, ga­sną, to jest sty­gną; cze­muż­by temu sa­me­mu pra­wu nie mia­ły ule­gać i cia­ła po­li­tycz­ne w hi­sto­rii? Wpływ wła­dzy na te cia­ła jest nie­zmier­ny. Ruch ze­wnętrz­ny, gwał­tow­ny, któ­ry im wła­dza na­da­je, ście­ra z cza­sem ich siłę we­wnętrz­ną. Kra­je prze­waż­nie i bez­prze­stan­nie wy­wie­ra­ją­ce się na ze­wnątrz, po­tę­gi na­jezd­ne, pań­stwa za­bor­cze i pod­bi­ja­ją­ce zwy­kle pręd­ko lo­do­wa­cie­ją w środ­ku. Przy­czy­na tego na­tu­ral­na: rząd ta­kich państw jest to ko­ło­wrót, co na­wi­ja na sie­bie całą osno­wę po­spo­li­te­go ży­cia na­ro­do­we­go. W ogól­no­ści moż­na przy­jąć z tego wzglę­du za za­sa­dę: im wię­cej ru­chu ze­wnętrz­ne­go, tym wię­cej wła­dzy, im wię­cej wła­dzy, tym mniej spo­łecz­no­ści, tym mniej we­wnętrz­ne­go ży­cia. W ta­kich pań­stwach kraj bie­rze górę nad lu­dem, po­tę­ga ma­te­rial­na nad or­ga­ni­za­cją to­wa­rzy­ską. Za­sto­suj­my te­raz tę teo­rią ży­cia wiel­kich je­stestw po­li­tycz­nych do Pol­ski. Pol­ska, mó­wią, upa­dła nie­rzą­dem. Zgo­da! Le­d­wo by rzec nie moż­na, że Pol­ska wca­le nie była rzą­dzo­na przez dwa wie­ki, któ­re jej upa­dek po­prze­dza­ją. Ale z dru­giej stro­ny, czy roz­wa­ży­li­śmy to kie­dy, co stąd za skut­ki wy­nik­nę­ły, że się u nas siła po­li­tycz­na, jak gdzie in­dziej, nie mo­gła wy­ro­bić kosz­tem związ­ku spo­łecz­ne­go? Oto oczy­wi­ście za­pas tej siły do­stat­ni, bo­ga­ty, nie­wy­czer­pa­ny, zo­stał w na­szym ro­dzin­nym gnieź­dzie, w na­szej po­spo­li­tej rze­czy spo­łecz­nej. Na­ród w Pol­sz­cze był wszyst­kim, a wła­dza rzą­do­wa, ta ro­śli­na po­trze­bu­ją­ca do swe­go wzro­stu ca­łej iści­zny ludu, tym bar­dziej wy­si­la­ją­ca grunt, na któ­rym po­sa­dzo­na zo­sta­ła, im buj­niej kwit­nie, tym bar­dziej osła­bia­ją­ca zie­mię, któ­ra ją kar­mi, im wy­żej się pod­no­si, była pra­wie ni­czym.

Pol­ska była pod Pia­sta­mi de­spo­tycz­na i pod­bi­ja­ją­ca, pod Ja­giel­lo­na­mi rząd­na i po­tęż­na, po nich peł­na we­wnętrz­ne­go ży­cia i anar­chicz­na, a ze­wnętrz­nie sła­ba. Po­nie­waż tedy rząd (jako wła­dza przez ener­gię swo­ją wy­do­by­wa­ją­ca z grun­tu spół­cze­sne­go siły ży­wot­ne i te siły roz­pra­sza­ją­ca ze­wnętrz­nie w bo­jach na­jezd­nych lub od­por­nych) był sła­by w Pol­sz­cze, była prze­to i Pol­ska sła­ba jako po­tę­ga w sys­te­ma­cie in­nych po­tęg, jako kraj. Z tego po­szło, że są­sie­dzi Pol­skę ro­ze­brać mo­gli: ale, zważ­my to do­brze, z tego za­ra­zem po­szło, że Pol­ska po roz­bio­rze tyle razy po­wstać mo­gła. Zo­sta­ło bo­wiem w środ­ku ży­cie nie­wy­ga­słe, nie wy­si­lo­ne przez gwał­tow­ne ze­wnętrz­ne po­ru­sze­nia. Wła­dza nie wy­ssa­ła, nie wy­tra­wi­ła wszyst­kie­go ze środ­ka, Pol­ska była rze­czą­po­spo­li­tą szla­chec­ką. Nie­któ­rym pi­sa­rzom zda­je się, że to je­dy­nie jej upa­dek zrzą­dzi­ło. Mó­wią oni: „mo­nar­chia de­spo­tycz­na, feu­dal­na nie zo­sta­ła­by roz­szar­pa­na?” Być może; nie za­pusz­cza­jąc się jed­nak w roz­strzy­gnie­nie tej waż­nej kwe­stii śmia­ło po­wiedz­my, że mo­nar­chie dzie­dzicz­ne, de­spo­tycz­ne, z upad­kiem swej nie­pod­le­gło­ści cał­kiem ob­umie­ra­ją, przy­najm­niej tak dzie­je świad­czą; nie­rząd­na rzecz­po­spo­li­ta na­sza tyle razy po­wsta­ła z gro­bu i, jak są­dzę, dla­te­go tyl­ko po­wstać mo­gła, że na dwa wie­ki przed za­gła­dą swe­go po­li­tycz­ne­go je­ste­stwa nie była dzie­dzicz­nym sta­ro­stwem kró­la, że była przez ten czas wię­cej lu­dem, jak rzą­dem, wię­cej ro­dzi­ną, jak kra­jem.

Dom, ro­dzi­na – otóż cała ta­jem­ni­ca pol­skich in­su­rek­cji. Je­ste­stwo fa­mi­lij­ne moc­ne w chwi­li upad­ku po­li­tycz­ne­go oto nerw na­szych po­wstań. Taka jest w po­wszech­no­ści na­tu­ra Pol­ski, że się do­bi­ja bytu udziel­ne­go spo­łecz­nym. Żeby le­piej utwier­dzić tę praw­dę w prze­ko­na­niu czy­tel­ni­ka, zwra­cam jego uwa­gę na obce, szcze­gól­niej zaś ościen­ne kra­je, bo­ga­te, po­tęż­ne, nie­pod­le­głe. Po­rów­naj­my je z sobą! Trud­no wy­po­wie­dzieć do­sta­tecz­nie, jak wie­le, jak nie­zmier­nie wie­le zy­ska­my na tym po­rów­na­niu. Te pań­stwa mają ogrom­ne woj­ska, po­rząd­ną ad­mi­ni­stra­cję, licz­ne twier­dze, wiel­kie skar­by. Lecz przy­pa­trz­my się im we­wnątrz: skła­da­ją się z pier­wiast­ków nie­zgod­nych, spo­jo­nych z sobą tyl­ko siłą zwierzch­niej wła­dzy. Jed­na wiel­ka prze­gra­na bi­twa, jed­na kry­zys fi­nan­so­wa po­ło­ży­ła­by kres osta­tecz­ny ich eg­zy­sten­cji. Hi­sto­ria stwier­dza tę opi­nią. Pru­sy w pięt­na­stu dniach znik­nę­ły z rzę­du mo­carstw. Jed­na bi­twa, bi­twa pod Jeną roz­przę­gła kre­acją Fry­de­ry­ka Wie­kie­go. Byt na­stęp­ny Prus był wy­że­bra­ny; win­ny go Pra­sy, jak gło­szą praw­dzi­we czy fał­szy­we, a za­wsze to mo­car­stwo do­sko­na­le ma­lu­ją­ce wie­ści, tyl­ko pięk­nym oczom swej kró­lo­wej. Au­stria w tym sa­mym znaj­do­wa­ła się przy­pad­ku. Ta­kie po­tę­gi po­win­ny się na­zy­wać w hi­sto­rii nie­na­tu­ral­ny­mi. Sztu­ką wzro­sły, sztu­ką się utrzy­mu­ją, lecz nie mają w so­bie nic nie­śmier­tel­ne­go. Są to po­li­tycz­ne aglo­me­ra­ta, od ła­ciń­skie­go wy­ra­zu ozna­cza­ją­ce­go sku­pie­nie. Mo­skwa, Pru­sy i Au­stria sta­no­wią w dzi­siej­szej Eu­ro­pie ol­brzy­mie sys­te­ma róż­no­rod­nych je­stestw po­li­tycz­nych. Te mo­car­stwa, nie bę­dąc cia­ła­mi spo­łecz­ny­mi, nie bę­dąc lu­da­mi, eg­zy­stu­jąc tyl­ko mową swych rzą­dów, prze­sta­ną eg­zy­sto­wać za lada wstrzą­śnie­niem ze­wnętrz­nym lub we­wnętrz­nym, któ­re kształt tych rzą­dów od­mie­ni. Na­rzuć­my Mo­skwie rzecz­po­spo­li­tę, daj­my Au­strii i Pru­som mo­nar­chią kon­sty­tu­cyj­ną, a wnet roz­bi­je­my te kra­je na czę­ści, z któ­rych po­wsta­ły. Któ­reż z tych państw trwa­ło­by, jak Pol­ska, po ty­sią­cz­no­let­nim za­wo­dzie przez lat sześć­dzie­siąt bez wła­dzy cen­tral­nej, bez twierdz i skar­bów, pod na­ci­skiem ob­ce­go jarz­ma? Po­stąp­my da­lej jesz­cze w tym po­rów­na­niu. Są inne mo­car­stwa w Eu­ro­pie rów­nie sil­ne jak owe trzy aglo­me­ra­ta, wię­cej jed­nak ro­dzi­me ni­że­li one, po­nie­waż albo się nie skła­da­ją z czę­ści róż­no­rod­nych, albo tę róż­no­rod­ność w so­bie za­tar­ły, jak np. Fran­cja i An­glia. Nie go­dzi­ło­by się po­wie­dzieć na przy­kład, że jest na­ród au­striac­ki, bo Au­stria jest tyl­ko sys­te­ma­tem po­li­tycz­nym, nie lu­dem. To samo Pru­sy, to samo Mo­skwa. Inna rzecz co do Fran­cji i An­glii. Te pań­stwa nie tyl­ko są po­li­tycz­ny­mi sys­te­ma­ta­mi, ale za­ra­zem i je­ste­stwa­mi or­ga­nicz­ny­mi. Są to nie tyl­ko po­tę­gi za­czep­ne i od­por­ne w po­rząd­ku in­nych po­tęg, in­nych mo­carstw, lecz tak­że związ­ki spo­łecz­ne, ludy. Wzglę­dem nich za­cho­dzi więc to tyl­ko py­ta­nie: jak się ma w tych na­ro­dach siła we­wnętrz­na, spo­łecz­na, do po­li­tycz­nej, ze­wnętrz­nej? Albo in­ny­mi wy­ra­za­mi: co jest w tych kra­jach moc­niej­sze­go, czy lud jako ro­dzi­na, czy lud jako po­tę­ga po­li­tycz­na? Sta­wia­jąc kwe­stią jesz­cze wy­raź­niej: nie­chaj Fran­cja albo An­glia na je­den mo­ment prze­sta­ną być udziel­ny­mi – cóż by wte­dy na­stą­pi­ło? Rzuć­my któ­re­kol­wiek z tych państw na lat kil­ka, kil­ka­na­ście na cięż­ką pró­bę losu, któ­ry nas gnę­bi przez lat bli­sko siedm­dzie­siąt: jak­że – by znio­sło ten stan nad­zwy­czaj­ny, po­śred­ni mię­dzy je­ste­stwem i za­gła­dą? Prze­mo­głożl­by, jak Pol­ska, swą rze­czą spo­łecz­ną, upa­dek nie­pod­le­głe­go bytu? Obec­ny stan tego, co by do­mem, ro­dzi­ną na­zwać moż­na, szcze­gól­niej we Fran­cji, je­że­li nie­zu­peł­nie w spo­so­bie prze­czą­cym od­po­wie­dzieć każe na to za­py­ta­nie, to je przy­najm­niej ra­dzi zo­sta­wić w wąt­pli­wo­ści. Co do mnie, są­dzę, że pod tym wzglę­dem nie masz na­ro­du, któ­ry by mógł iść z nami w po­rów­na­nie. Pol­ska płcio­wą, że tak po­wiem, mocą swo­ją wszyst­kie prze­cho­dzi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: