Tam, gdzie rodzi się miłość - ebook
Tam, gdzie rodzi się miłość - ebook
Tajemniczy wróg od lat czyha na rodzinę Hajdukiewiczów. W zemście za urojone krzywdy, daleki krewny postanawia odpłacić się swojemu kuzynowi, kierując swój gniew na jego dzieci.
Daria od dzieciństwa trzymana była przez swoją rodzinę w złotej klatce. Groźba wisząca nad dziewczyną stała się jeszcze realniejsza, kiedy dwaj jej najstarsi bracia stracili życie. W obawie o jej bezpieczeństwo, rodzice nie pozwalali Darii samotnie opuszczać rodzinnej willi, za jedyną namiastkę wolności dając jej możliwość pracy w będącym ich własnością hotelu „Zacisze”. Przygnieciona ciągłym nadzorem Daria postanowiła wyrwać się spod rodzicielskiej kurateli. Kiedy w „Zaciszu” poznaje Marka – nieco tajemniczego mężczyznę, który usilnie stara się zwrócić na siebie uwagę dziewczyny – pozwala, aby głos serca stłumił rozsądek… Daria, z powodu groźby wiszącej nad jej rodziną, od dzieciństwa trzymana była przez rodziców pod ciągłym nadzorem. Jednak kiedy poznaje Marka – nieco tajemniczego mężczyznę, który usilnie stara się zwrócić na siebie uwagę dziewczyny – pozwala, aby głos serca stłumił rozsądek… Patronat: Pisaninka |
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7674-331-8 |
Rozmiar pliku: | 798 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Daniel Hajdukiewicz był tak znużony kilkugodzinną podróżą, że marzył tylko o tym, aby wziąć szybki, odprężający prysznic i z kieliszkiem koniaku w dłoni zasiąść przy kominku. Ostatnio jego siostra, Daria, pożyczyła mu niezły thriller. To było tuż przed wyjazdem do Londynu na aukcję w Christie’s, gdzie, jako wielki pasjonat żeglugi dalekomorskiej, licytował dziennik pokładowy „SS Mackay-Bennett” – statku, który został wysłany na ratunek pasażerom Titanica. Nie nabył go, gdyż cena woluminu znacznie przerosła jego możliwości finansowe. Połakomił się jednakże na zdjęcie wydobyte z wraku transatlantyku, przedstawiające niezidentyfikowaną damę w ciemnym kapeluszu.
Wyjeżdżając, miał świadomość, że prawdopodobnie nie zdoła zakupić dziennika. Skusiła go jednak możliwość obejrzenia eksponatu na wystawie oraz wzięcia udziału w aukcji. W pierwszej fazie, gdy cena nie wywoływała zawrotów głowy, odczuwał przyjemny dreszczyk emocji za każdym razem, gdy przebijał kontrlicytatorów. Niestety środki, którymi dysponował, były mizerne w stosunku do dalszego rozwoju sytuacji – musiał zatem odpuścić. Nie uważał wyjazdu za stratę czasu, lubił takie wyprawy. Każda możliwość ucieczki od problemów rodzinnych była na wagę złota.
Drewniane schody zatrzeszczały pod naporem stóp. Daniela zawsze urzekał ten dźwięk, w przeciwieństwie do klekotu leciwej windy z kratowaną klatką kabiny. Mimo zmęczenia, nie korzystał z dźwigu, ponieważ myśl o tym, aby wsiąść do nadgryzionej zębem czasu maszynerii, przyprawiała go o gęsią skórkę. Nawet częste przeglądy techniczne urządzenia nie przekonywały mężczyzny do zmiany zdania. Omijał windę szerokim łukiem – dosłownie, gdyż klatka schodowa wiła się spiralnie wokół szybu.
Wszedł na trzecie piętro kamienicy w Ustrzykach Dolnych, gdzie przed rokiem, ku niezadowoleniu ojca, nabył mieszkanie. Ojciec wyrzucał mu egoizm oraz dezercję w czasie, gdy był potrzebny rodzinie, lecz on czuł, że potrzebuje przestrzeni. Dochodził do swoich drzwi, gdy schody na parterze znowu zatrzeszczały. Widać jeszcze jakiś mieszkaniec kamienicy wracał do domu późną nocą.
Mężczyzna wyjął z kieszeni klucze i zachrobotał mechanizmem zamka. Porzucił w przedpokoju niewielką walizkę i udał się do salonu, gdzie od razu spełnił marzenie o kieliszku koniaku – łyk alkoholu przyjemnie rozgrzał mu wnętrzności. Odstawił opróżnione szkło na stolik. Podszedł do kominka, chwaląc w duchu przezorność, która nakazała mu przygotowanie paleniska przed wyjazdem. W ciszy mieszkania rozległ się trzask zapałki. Kroki na klatce schodowej ucichły, cała kamienica pogrążona była we śnie.
Nie czekając, aż ogień rozpali się na dobre, poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic. Patrząc w zaparowane lustro, stwierdził, że odpuści sobie golenie – równie dobrze może to zrobić rano, zanim wyjedzie do „Zacisza”. Wysuszył ręcznikiem rudą czuprynę.
Daniel nigdy nie miał powodzenia u dziewczyn, gdyż jako jedyny z Hajdukiewiczów nie wyróżniał się atrakcyjną powierzchownością. Był najstarszy z piątki rodzeństwa. Każde z nich − z wyjątkiem Darii, która była łudząco podobna do matki − odziedziczyło po ojcu męskie, klasyczne rysy twarzy. Cała rodzina, pominąwszy tatę, obdarzona została przez naturę rudymi włosami. Młodsi bracia i siostra mieli ciemno-rude, prawie kasztanowe włosy i zielone tęczówki – podobnie jak ich matka, Danuta. Daniel odstawał od reszty: oczy miał bladej, wodnisto-niebieskiej barwy, ponadto był najbardziej piegowaty ze wszystkich. Bracia nosili krótkie, proste fryzury – jego włosy miały najokropniejszy, jasnorudy odcień, do tego kręciły się niesfornie, powodując frustrację mężczyzny. Gdy uczył się w liceum, rówieśnicy wciąż mu dokuczali. Tak działo się do czasu, aż został wysłany przez ojca na treningi sportów walki – wówczas wszystko się zmieniło, prawo pięści zapewniło mu święty spokój. Budowę ciała także miał inną od rodzeństwa – bardziej atletyczną − i przynajmniej to było powodem jego zadowolenia, gdyż na tle wysmukłych braci wyglądał jak prawdziwy osiłek.
Kończył ubierać się w pidżamę i szlafrok, gdy odniósł wrażenie, że słyszy skrzypnięcie podłogi. Zamarł w bezruchu, nasłuchując, ponieważ od lat uczony był czujności. Wytężył słuch, lecz poza trzaskami dochodzącymi z kominka nie dobiegły go żadne odgłosy.
Daniel pokręcił głową.
– Najwyższa pora skończyć z paranoją, która nas dopadła. Ojciec przesadza z tym poczuciem zagrożenia – stwierdził.
Wrócił do salonu. Ogień w kominku buzował aż miło, rozświetlając tonące w półmroku pomieszczenie. Mężczyzna usiadł w fotelu i sięgnął po drugi kieliszek koniaku oraz książkę.
Od lat cierpiał na bezsenność, więc nawet wielogodzinna podróż nie była w stanie zagnać go do łóżka. Wiedział dobrze, że gdyby teraz się położył – pobudzony rześkim prysznicem − to aż do bladego świtu nie mógłby zmrużyć powiek. Lepiej więc było pozwolić, by ciepło ognia i alkohol uśpiły jego zmysły. Zagłębił się w pasjonującej lekturze.
Nagle wydało mu się, że znowu słyszy trzask suchych, podłogowych desek. Kątem oka dostrzegł majaczący za nim cień.