- W empik go
Tam i z powrotem - ebook
Tam i z powrotem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 153 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pod koniec maja i w początkach lipca miasto Zurbagan odwiedza „Szalony Szybkobiegacz”. Błędem byłoby uważać, że ów gość jest człowiekiem jakiejś zwariowanej powierzchowności; człowiekiem długonogim, ryczącym i szybkim jak konkluzja strusia na temat magicznej mocy piasku.
„Szalony Szybkobiegacz” to kontynentalny wiatr stepowy. Niesie obłoki kurzu, motyle, płatki kwiatów; deszcze zimne i krótkie jak pocałunki, chłód dalekich wodospadów, skwar kamienistej ziemi, dzikie aromaty dziewiczych lasów i tęsknotę za nieznanym. Poddani władzy wiatru mieszkańcy miasta łatwo ulegają podnieceniu i stają się roztargnieni; ich sny bywają niespokojne, myśli – dziwaczne, pragnienia zaś mgliste i kuszące niczym wizje anachorety lub marzenia młodości. Na burzliwe dni „Szalonego Szybkobiegacza” przypada najwięcej nieoczekiwanych odjazdów, gorzkich rozstań, niespodziewanych wypraw i desperackich podróży.
Piątego lipca czterdzieści kilometrów od Zurbaganu trzech mężczyzn szło wąską stepową ścieżką, kierując się na zachód.
Idący na czele był silnym, wyprostowanym, nerwowym trzydziestolatkiem. Natura obdarzyła go szczególnego rodzaju kolorytem, odlegle przywodzącym na myśl egzotycznego ptaka tropików: smagła skóra, lśniące błękitne oczy i czarne wijące się, z brązowym połyskiem włosy sprawiały dość oryginalne wrażenie, maskując brzydotę ostrej, grubo ciosanej twarzy właśnie dzięki bogactwu barw. Posuwał się naprzód jakby skokami, sprężyście i pewnie. Ubrany był, jak i jego towarzysze, w strój myśliwego; na ramieniu wisiała strzelba;
resztę podróżnego wyposażenia – torbę, zwinięty koc i skórzany woreczek z nabojami – rozmieścił wokół bioder z rzeczowym, przemyślanym praktycyzmem przewidującego wędrowca, który, gdy trzeba, wykorzystuje nawet kształty własnego ciała.
Zwano go Nef.
Drugi wędrowiec, który rozkołysanym krokiem podążał za pierwszym, był pyzaty, zdrowy i nieciekawy, jak nieciekawi są ludzie stworzeni do pracy i maleńkich myśli o pracy bliźnich. Młody, zapewne dobroduszny, lecz oporny i niechętny wobec wszelkiej nowości, reprezentował ów złoty środek każdego społeczeństwa, który w gruncie rzeczy jest oczywisty jak stół czy mocno przyszyty guzik. Sama natura rozkwita przy takich ludziach niczym wygłodzony poeta przy szynce. Drugiego wędrowca zwano Pek, a był on ogrodnikiem.
Trzeci mógłby wpędzić w melancholię najweselszego błazna. Wyobraźcie sobie żywą trumnę; trumnę na długich, koślawych, niepewnych nogach, z zapadłym brzuchem, podniesionymi ramionami, głęboko osadzonymi, ponurymi oczami i rękami jak grabie. Jego rude wąsy zwisały na kształt nóżek martwego pająka, szedł zamaszyście i chwiejnie, ospale przebijając się przez powietrze niby przez rzędy kufrów. Tego zwano Chin. W Zurbaganie był pucybutem.