- nowość
- W empik go
Tańczące żurawie - ebook
Tańczące żurawie - ebook
Grupa kilku obcych sobie osób wybiera się na wycieczkę do Japonii. Dla każdej z nich egzotyczna podróż jest odskocznią od osobistych problemów i szansą na zmianę dotychczasowego życia. Joanna nie potrafi otrząsnąć się z rozpaczy po porzuceniu przez narzeczonego, Emilia – ukoić bólu rozłąki z ukochanym, który studiuje za oceanem. Łucja jest znudzona przewidywalną codziennością emerytki. Sandra chce się zemścić na chłopaku, który skradł jej wielkie marzenie o podróży na Islandię. Michał, samotny i zagubiony, pod presją cioci szuka dziewczyny, a Hubert ucieka przed poczuciem, że wciąż rozczarowuje najbliższych. Przewodniczka grupy Todzia, która od wielu lat mieszka w Japonii, pod promiennym uśmiechem skrywa bolesny sekret.
Czy uczestnicy wycieczki wrócą do Polski odmienieni? Czy uda im się dokonać właściwych wyborów?
Urszula Jaksik w książce Tańczące żurawie zabiera czytelników w podróż do świata otulonego różowymi kwiatami wiśni, pulsującego energią Tokio, na zbocza świętej góry Fudżi. Nade wszystko jednak snuje opowieść o samotności, potrzebie akceptacji i poszukiwaniu prawdziwego szczęścia.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68302-08-0 |
Rozmiar pliku: | 570 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Todzia niespiesznie myła ręce. Słyszała, jakżeby nie, ten rozdzierający płacz dziewczyny, który dobiegał z kabiny obok.
Strumień wody płynący z kranu automatycznie się wyłączył. Podeszła do suszarki i włożyła w nią dłonie. Wiedziała, że tym gestem uruchomi huk powietrza, nie lubiła tego, ale osiągnęła zamierzony cel. Płacz w kabinie ustał.
Odczekała jeszcze parę sekund i opuściła toaletę. Poczuła solidarność z tamtą dziewczyną. Domyślała się, że właśnie przeżywa dramatyczne chwile i najbardziej potrzebuje samotności i czasu. Todzia westchnęła głęboko. Wiedziała, że strata, po której można tak rozpaczliwie płakać, nie jest tą najstraszniejszą. Płacz to balsam dla duszy, oczyszcza. Największe dramaty wysuszają łzy.
Od wielu lat, słysząc płacz kobiety, przeżywała od nowa tamten wieczór. Wielka szkolna gala, finał konkursu poezji śpiewanej zorganizowany na zakończenie liceum. Jej ukochany, jej idol miał wystąpić na tej scenie. Sebastian Malicki. Widok jego nazwiska na kolorowym afiszu wzruszał ją do łez.
Ona, Wiewióra, od godziny krążyła blisko męskiej toalety i marzyła, by ją zauważył, marzyła, że się do niej uśmiechnie, może powie coś fajnego. Trzymała w dłoni czerwoną różę. Chciała mu ją wręczyć po występie. Była pewna, że to on zdobędzie pierwsze miejsce w konkursie. Bo kto, jak nie on?
– Nie denerwuj się, jestem pewien, że Gocha przyjdzie – usłyszała głos jego najlepszego kumpla.
– Nie chcę tam iść bez niej. Ona musi być obok mnie – upierał się Sebastian. – Mam przecież patrzeć jej w oczy, gdy będę śpiewał. Tak było ustalone.
– Uspokój się. Nie będziesz sam na scenie. Załatwię to. Mało tu dziewczyn? Każda zemdleje z przejęcia, gdy popatrzysz jej w oczy. – Zenek rozglądał się nerwowo.
– Ma być Gośka! – wrzasnął Sebastian maksymalnie zdenerwowany.
– Popatrz. Wiewióra kręci się tutaj od dawna. Tylko skiniesz, a poleci za tobą.
– Idioto! O czym ty mówisz? Gdzie jej do Gośki? Jak ci się podoba, to ją sobie weź.
– Może zadzwonię po Julkę? – zaproponował Zenek.
– Dzwoń. Wszystko mi jedno. Każda jest lepsza od tej rudej.
– No i po co te nerwy? – Zenek się rozpromienił. – Zobacz, Gośka idzie. Mówiłem, że przyjdzie.
Sebastian nie zdobył pierwszego ani drugiego, ani trzeciego miejsca. Nie dostał nawet wyróżnienia. Wcale nie był genialny, raczej przeciętny. Uczciwie mówiąc, był słaby na tle innych. Wtedy po raz pierwszy to zauważyła.
Jego pogardliwe słowa, że każda jest lepsza od niej, bardzo długo dźwięczały jej w głowie, nękały w snach. Wylała z ich powodu rzekę łez. To one sprawiły, że przez wiele lat czuła się bezwartościowa i niepewna. Ta głupia miłość dopadła ją we Wrocławiu. Pierwszy raz w życiu coś takiego przeżywała. To szalone bicie serca na jego widok, to wiotczenie mięśni, gdy słyszała jego głos. Bardzo się starała, by być tam, gdzie on.
Todzia bardzo długo czekała na miłość, marzyła o niej. Otworzyła swoje serce szeroko, szczęśliwa, że wreszcie to uczucie do niej zawitało. Tak jej się wydawało. Jej zakochanie zauważyli wszyscy, tylko nie Sebastian.
– Ewidentnie straciłaś głowę – stwierdziła polonistka. – To normalne w twoim wieku, tylko dlaczego przed maturą? Opamiętaj się. Odłóż to na po, bo zmarnujesz sobie życie.
Kretynka, wariatka, psycholka – takie łatki jej przyklejano. Nie obchodziło ją to. Uczucie, które nią zawładnęło, było tak silne, że zatraciła logiczne myślenie.
Przekonała się boleśnie, że miłość to zaledwie lukier, który miał osłodzić życie. Niestety, jej przytrafiła się ta nieodwzajemniona i naprawdę mogła ją zniszczyć. Polonistka miała rację.
Todzia wyciągnęła wnioski z tej bolesnej lekcji: miłość jest najsilniejszym motorem życiowym i wszyscy o niej marzą, ale nie każdemu jest dana i czasami nadzieja na miłość musi wystarczyć.