Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Task Force-50 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Task Force-50 - ebook

To była pierwsza w historii Wojska Polskiego operacja ratowania zakładników uwięzionych przez terrorystów samobójców. Ośmiu żołnierzy z Task Force-50, zespołu z Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, zaryzykowało życie, żeby wykonać to skrajnie niebezpieczne zadanie. O misji w Afganistanie opowiada kilkudziesięciu świadków opisywanych wydarzeń, specjalsów służących w Task Force-50. Dzięki tej książce na tajne operacje można spojrzeć oczami ludzi z jednego z najbardziej elitarnych oddziałów specjalnych na świecie.

 

Nie jest łatwo przeniknąć do świata specjalsów. Poznaję go od ponad piętnastu lat. Pierwszy reportaż o żołnierzach z Lublińca napisałem w 1997 roku. Potem obserwowałem ich w koszarach, na poligonach i misjach: w Macedonii, Iraku, Afganistanie. W międzyczasie kapituły komandosów z GROM-u i Lublińca wyróżniły mnie odznakami honorowymi swoich jednostek, pracowałem w Ministerstwie Obrony Narodowej i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Myślę więc, że dosyć dobrze znam to środowisko. Jestem autorem kilku książek o polskich jednostkach specjalnych, ale nigdy wcześniej nie relacjonowałem takiej historii.

Jarosław Rybak

Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62730-47-6
Rozmiar pliku: 12 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

------------------------------------------------------------------------

Dla cy­wi­la wy­buch gra­na­tu hu­ko­we­go jest jak ma­łe trzę­sie­nie zie­mi. Pod­ło­ga drży, ścia­ny jak­by mia­ły się za mo­ment za­wa­lić. Na kil­ka se­kund osza­ła­mia każ­de­go, kto jest w środ­ku. Ale sa­mo­bój­cy, ob­wie­sze­ni ma­te­ria­łem wy­bu­cho­wym, by­li szko­le­ni, że­by ra­dzić so­bie z ta­ki­mi eks­plo­zja­mi…

Gdy tyl­ko ucichł huk ko­lej­ne­go wy­bu­chu, po­wie­trze prze­szył prze­raź­li­wy wrzask: „Al­lah Ak­bar!”. Dłu­go­wło­sy, nie­zbyt wy­so­ki męż­czy­zna z drob­nym wą­sem pod no­sem wy­sko­czył na ko­ry­tarz. Wcze­śniej nie strze­lał, przy­cza­ił się i chciał jak naj­bli­żej do­pu­ścić na­cie­ra­ją­cych. Biegł bez bro­ni. W le­wej dło­ni trzy­mał ma­ły, czar­ny te­le­fon ko­mór­ko­wy. Spod roz­pię­tej blu­zy ame­ry­kań­skie­go mun­du­ru wy­sta­wa­ła wy­peł­nio­na żół­ta­wy­mi kost­ka­mi pla­sti­ku płó­cien­na ka­mi­zel­ka sa­mo­bój­cy.

Na­past­nik nie zro­bił na­wet kil­ku kro­ków. Na­si od­po­wie­dzie­li ogniem. Z pre­cy­zyj­nie wy­mie­rzo­nych ka­ra­bin­ków po­sy­pa­ły się ku­le. Afgań­czy­cy strze­la­li z Ka­łasz­ni­ko­wów. Po­ci­ski ka­li­bru 7,62 mi­li­me­tra ma­ją zde­cy­do­wa­nie więk­szą moc oba­la­ją­cą od tych ka­li­bru 5,56, uży­wa­nych w NA­TO. Dla­te­go te pierw­sze se­rie spo­wo­do­wa­ły, że fa­ce­ta do­słow­nie od­rzu­ci­ło.

Męż­czy­zna upadł na pod­ło­gę. Nie mógł prze­żyć tej ka­no­na­dy. Z roz­war­tej dło­ni wy­padł te­le­fon. Spe­cjal­si idą­cy na prze­dzie za­uwa­ży­li, że ekran jest pod­świe­tlo­ny, a włą­czo­na ko­mór­ka na­wią­zu­je po­łą­cze­nie.

Gwał­tow­ne: „Out... Out... Out...” roz­le­gło się na ko­ry­ta­rzu. Wąż su­ną­cy przy obu ścia­nach bły­ska­wicz­nie za­czął się co­fać do naj­bliż­szych po­miesz­czeń.

– Każ­dy z nas wie­dział, że te­le­fon ko­mór­ko­wy mo­że być ini­cja­to­rem wy­bu­chu. A fa­cet za mo­ment eks­plo­du­je. W ka­mi­zel­ce by­ło kil­ka ki­lo­gra­mów ma­te­ria­łów wy­bu­cho­wych, me­ta­lo­wych ku­lek, śrub i in­ne­go drob­ne­go że­la­stwa. Na­wet gdy­by­śmy ukry­li się przed odłam­ka­mi, w be­to­no­wym bu­dyn­ku mo­gło nas ska­so­wać ci­śnie­nie fa­li ude­rze­nio­wej wy­bu­chu – mó­wi „Su­chy”.

Mi­nę­ło kil­ka se­kund. Do eks­plo­zji nie do­szło. Nie by­ło cza­su na wa­ha­nie. Ko­lej­ny ta­lib ob­wie­szo­ny ma­te­ria­łem wy­bu­cho­wym mógł cza­ić się w po­bli­żu. Ru­szy­li do przo­du. Mu­sie­li sta­wić czo­ła nie­bez­pie­czeń­stwu, z ja­kim wcze­śniej nie ze­tknął się ża­den pol­ski żoł­nierz.

Mie­li uwol­nić za­kład­ni­ków poj­ma­nych przez ter­ro­ry­stów sa­mo­bój­ców. Póź­niej Afgań­czy­cy nada­li tej ope­ra­cji kryp­to­nim „Sled­ge­ham­mer”. ■

Spe­cjal­si z Task For­ce-50 w ak­cji.Powrót do Afganistanu

------------------------------------------------------------------------

Po sze­ściu go­dzi­nach lo­tu wiel­ki ame­ry­kań­ski sa­mo­lot pa­sa­żer­ski gwał­tow­nie zni­żył lot. Żo­łąd­ki do­słow­nie pod­cho­dzi­ły do gar­deł. Ale na po­kła­dzie ni­ko­go to nie zdzi­wi­ło. Nor­mal­na pro­ce­du­ra lą­do­wa­nia na lot­ni­sku, wo­kół któ­re­go mógł się cza­ić ktoś z wy­rzut­nią prze­ciw­lot­ni­czą. Ma­szy­na bez pro­ble­mów wy­lą­do­wa­ła w Ba­gram i pod­ko­ło­wa­ła na bok pa­sa star­to­we­go.

– We­lco­me to Ba­gram Air­port! – po­wi­tał pa­sa­że­rów ka­pi­tan ma­szy­ny.

– Wszę­dzie do­brze, ale w do­mu naj­le­piej – za­żar­to­wał spe­cjals, któ­ry spę­dził w Afga­ni­sta­nie już kil­ka­na­ście mie­się­cy. Schy­lił się po swo­je­go „hacz­ka”, jak nie­któ­rzy piesz­czo­tli­wie na­zy­wa­ją HK-416. W cza­sie lo­tu ka­ra­bi­nek le­żał pod fo­te­lem.

Z sie­dzeń pod­nio­sło się kil­ku­set żoł­nie­rzy. Woj­sko­wy ra­port od­no­to­wał­by to krót­ko: „Część sta­nu Pol­skich Sił Za­da­nio­wych dzie­sią­tej zmia­ny zna­la­zła się na te­atrze dzia­łań”.

Spo­ra gru­pa wy­cho­dzą­cych z sa­mo­lo­tu mia­ła na so­bie nie­ty­po­we mun­du­ry. In­ny krój i ka­mu­flaż wska­zy­wa­ły jed­no­znacz­nie, że w mul­ti­ka­mach przy­le­cie­li żoł­nie­rze Wojsk Spe­cjal­nych.

Od kil­ku lat na mi­sje pod Hin­du­ku­szem Do­wódz­two Wojsk Spe­cjal­nych wy­sy­ła ko­lej­ne zmia­ny żoł­nie­rzy z Jed­nost­ki Woj­sko­wej Ko­man­do­sów z Lu­bliń­ca, prze­ka­zu­jąc ich w pod­po­rząd­ko­wa­nie do­wód­cy Sił Spe­cjal­nych państw ko­ali­cyj­nych (ISAF SOF). Tam spe­cjal­si dzia­ła­ją pod na­zwą Task For­ce-50.

„Lu­bli­niec” to naj­star­sza jed­nost­ka spe­cjal­na Woj­ska Pol­skie­go. Zo­sta­ła sfor­mo­wa­na w 1961 ro­ku. Choć kil­ku­krot­nie zmie­nia­ła na­zwy i miej­sca sta­cjo­no­wa­nia, od po­cząt­ku no­si nu­mer 4101. W ro­ku 1986 żoł­nie­rzy ulo­ko­wa­no w nie­wiel­kim gór­no­ślą­skim mie­ście, od któ­re­go jed­nost­ka przy­ję­ła swo­ją naj­po­pu­lar­niej­szą na­zwę.

Wy­cho­dzą­cych uprzej­mie że­gna­ły ste­war­des­sy. Dla nich obec­ność woj­sko­wych na po­kła­dzie to nic no­we­go. Pra­co­wa­ły w sie­ciach, któ­re pod­pi­sa­ły umo­wę z De­par­ta­men­tem Obro­ny USA na trans­port woj­ska. Z żoł­nie­rza­mi la­ta­ły więc czę­ściej niż z tu­ry­sta­mi.

Wi­dok z be­to­no­wej pły­ty lot­ni­ska za­pie­rał dech w pier­siach. Po­wie­trze w Afga­ni­sta­nie ma nie­zwy­kłą przej­rzy­stość, dla­te­go gó­ry na ho­ry­zon­cie by­ły jak na wy­cią­gnię­cie dło­ni. Kil­ka­dzie­siąt lat wcze­śniej wspi­na­ły się w nich eki­py pol­skich stu­den­tów. Afga­ni­stan był wte­dy ra­jem dla tu­ry­stów. Eg­zo­tycz­ny, ta­ni i pięk­ny, gwa­ran­to­wał nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia – ale to dzia­ło się w cza­sach, gdy nikt tu nie sły­szał o ta­li­bach.

Spe­cjal­sów po­wi­tał cie­pły po­ra­nek. Był 16 wrze­śnia 2011 ro­ku.

Od trzech ty­go­dni w Afga­ni­sta­nie dzia­ła­ło już dzie­się­ciu in­nych żoł­nie­rzy z TF-50.

– Gru­pa re­ko­ne­san­so­wa przy­le­cia­ła do Ba­gram trans­por­to­wym Her­cu­le­sem, a na­stęp­nie śmi­głow­cem CH-47, po­pu­lar­nym Chi­no­okiem, do Sha­ra­ny. Lot mie­li­śmy dość kom­for­to­wy, ale przede wszyst­kim bar­dzo krót­ki. W Sha­ra­nie by­li­śmy już po dwu­dzie­stu pa­ru go­dzi­nach od wy­lo­tu z Pol­ski. To na­praw­dę eks­pre­so­we tem­po – wspo­mi­na je­den ze spe­cjal­sów.

– Za­da­niem re­ko­ne­san­su by­ło „opra­co­wa­nie za­bez­pie­cze­nia in­for­ma­cyj­ne­go i kon­cep­cji pierw­szych ope­ra­cji”. Mó­wiąc naj­pro­ściej, mie­li na ty­le po­znać rze­czy­wi­stość, że­by gru­py sztur­mo­we, nie tra­cąc cza­su, przy­stą­pi­ły do „czar­nej ro­bo­ty” – mó­wi pod­puł­kow­nik „Wró­bel”, w kra­ju do­wód­ca Ze­spo­łu Bo­jo­we­go C z Jed­nost­ki Woj­sko­wej Ko­man­do­sów. Na mi­sji – do­wód­ca Task For­ce-50.

Ra­zem z nim przy­le­cie­li „Le­chu”, „An­drew”, „Du­dzik”, lo­gi­sty­cy „Jóź­wa”, „Ma­ciek” i „Sta­ni­sław” oraz łą­czno­ściow­cy „Ja­wor” i „Ga­ła”. Li­stę za­my­kał „Ma­chu” – ofi­cer łącz­ni­ko­wy, któ­ry miał słu­żyć w ba­zie w Ba­gram.

„Wró­bel” w ro­ku 1990 tra­fił do szko­ły ofi­cer­skiej we Wro­cła­wiu, po­pu­lar­ne­go Zme­chu.

– W de­cy­zji o wy­bo­rze stu­diów by­ło spo­ro przy­pad­ku. Nie mam ja­kichś po­waż­nych tra­dy­cji ro­dzin­nych. No, mo­że wuj? Ja­ko pry­mus ukoń­czył ofi­cer­ską szko­łę Wojsk Ochro­ny Po­gra­ni­cza w Szczyt­nie. Na pod­po­rucz­ni­ka mia­no­wał go i gra­tu­lo­wał awan­su sam pierw­szy se­kre­tarz Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go PZPR Wła­dy­sław Go­muł­ka! Dla ca­łej ro­dzi­ny był to po­wód do du­my, szcze­gól­nie dla bab­ci, ale cza­sy nie sprzy­ja­ły lu­dziom z otwar­ty­mi gło­wa­mi. – „Wró­bel” pa­mię­ta, jak bę­dąc chłop­cem, to wła­śnie od wu­ja do­wie­dział się o Ka­ty­niu, a wie­czo­ra­mi, w at­mos­fe­rze ta­jem­ni­czo­ści, ra­zem słu­cha­li Ra­dia Wol­na Eu­ro­pa. W 1994 ro­ku, po ukoń­cze­niu szko­ły ofi­cer­skiej, tra­fił do Lu­bliń­ca. Zo­stał do­wód­cą kil­ku­oso­bo­wej gru­py spe­cjal­nej.

W tam­tych cza­sach struk­tu­ra jed­nost­ki by­ła in­na. Obec­nie sek­cja dzia­łań spe­cjal­nych li­czy sze­ściu żoł­nie­rzy. Kil­ka sek­cji two­rzy gru­pę. Kil­ka grup – ze­spół. Wte­dy naj­mniej­szym ele­men­tem by­ła kil­ku­oso­bo­wa gru­pa wcho­dzą­ca w skład plu­to­nu, na­stęp­nie kom­pa­nii i ba­ta­lio­nu spe­cjal­ne­go.

„Wró­bel” nie ma syl­wet­ki atle­ty, pierw­szy nie za­bie­ra gło­su, nie bry­lu­je w to­wa­rzy­stwie, na uro­czy­sto­ściach nie pcha się do pierw­sze­go sze­re­gu. Jest za­prze­cze­niem zna­ne­go z ksią­żek i fil­mów ob­ra­zu ko­man­do­sa. Spo­koj­ny, sza­nu­je hie­rar­chię służ­bo­wą, ale nie uni­ka ja­sne­go przed­sta­wia­nia swo­ich – czę­sto od­mien­nych od resz­ty – opi­nii. To wła­śnie je­go do­wód­cy wy­sy­ła­li na dzie­wi­cze mi­sje. A suk­ce­sy ze­spo­łu po­ka­zu­ją, że ten spo­sób do­wo­dze­nia świet­nie się spraw­dza.

Je­go pa­sją jest spa­do­chro­niar­stwo. Ska­cze od 1992 ro­ku, w 1995 zo­stał in­struk­to­rem spa­do­chro­no­wym, z cza­sem zdo­był kla­sę mi­strzow­ską w tej spe­cjal­no­ści. Jest jed­nym z naj­bar­dziej do­świad­czo­nych skocz­ków w Lu­bliń­cu. Za­li­czył rów­no osiem­set sko­ków ze spa­do­chro­nem.

– W po­rów­na­niu do osią­gnięć lu­dzi ska­czą­cych spor­to­wo to nie jest im­po­nu­ją­ca „cy­fra”. Ale dla mnie sko­ki są je­dy­nie spo­so­bem do­tar­cia do miej­sca wy­ko­ny­wa­nia za­da­nia. Każ­dy jest pew­nym za­da­niem tak­tycz­nym.

Ofi­cer na­le­ży do pierw­szych żoł­nie­rzy, któ­rzy w Lu­bliń­cu ska­ka­li z wy­so­ko­ści dzie­się­ciu ty­się­cy me­trów. Spraw­dzał też w prak­ty­ce moż­li­wo­ści tech­nik HA­LO i HA­HO. Pierw­sza z nich po­le­ga na sko­ku z du­żej wy­so­ko­ści, swo­bod­nym opa­da­niu i otwar­ciu spa­do­chro­nu ni­sko nad zie­mią. Ta­ki spo­sób de­san­to­wa­nia po­zwa­la gru­pie spe­cjal­nej szyb­ko wy­lą­do­wać w bez­po­śred­niej bli­sko­ści ce­lu i za­sko­czyć prze­ciw­ni­ka na­głym i zde­cy­do­wa­nym dzia­ła­niem.

W dru­giej tech­ni­ce spa­do­chron otwie­ra się w kil­ka se­kund po opusz­cze­niu ma­szy­ny, na wy­so­ko­ści pa­ru ty­się­cy me­trów. Swo­bod­ny lot na spa­do­chro­nach tu­ne­lo­wych umoż­li­wia do­tar­cie do ce­lu od­le­głe­go o kil­ka­dzie­siąt ki­lo­me­trów od punk­tu zrzu­tu. HA­HO po­zwa­la na dys­kret­ne de­san­to­wa­nie żoł­nie­rzy w te­re­nie i kon­ty­nu­owa­nie ope­ra­cji.

– Ana­li­zu­jąc współ­cze­sne kon­flik­ty, ma­my świa­do­mość, że sko­ki spa­do­chro­no­we są mar­gi­ne­sem dzia­łań tak­tycz­nych. Spo­wo­do­wa­ne jest to ogra­ni­cza­niem ry­zy­ka ope­ra­cji, a de­san­to­wa­nie na spa­do­chro­nach nie­ste­ty owo ry­zy­ko pod­no­si. Te umie­jęt­no­ści mu­si­my jed­nak po­sia­dać – wy­ja­śnia pod­puł­kow­nik. ■

Trzy­na­sta zmia­na kon­tyn­gen­tu. Gru­pa bo­jo­wa TF-50 na tle śmi­głow­ca Mi-24. W pierw­szym rzę­dzie, siód­my od le­wej, mię­dzy ope­ra­to­rem z bro­dą a tym bez bejs­bo­lów­ki, klę­czy „Mi­ron” – ope­ra­tor, któ­ry zgi­nął w Afga­ni­sta­nie.Irackie wspomnienia

------------------------------------------------------------------------

Bar­dzo po­waż­ne za­da­nie prze­ło­że­ni po­sta­wi­li przed „Wró­blem” już w ro­ku 2003. Na dzie­wi­czej, pierw­szej zmia­nie kon­tyn­gen­tu w Ira­ku miał do­wo­dzić kom­pa­nią spe­cjal­ną zło­żo­ną z pięć­dzie­się­ciu sze­ściu żoł­nie­rzy z Lu­bliń­ca.

– Lu­dzi mie­li­śmy do­brych. Jed­nak sprzęt… Bez sza­łu, ale ta­ka by­ła wte­dy rze­czy­wi­stość – wspo­mi­na.

Cza­sy nie sprzy­ja­ły pro­wa­dze­niu skom­pli­ko­wa­nych ope­ra­cji spe­cjal­nych. Ta­kich szta­bow­cy z War­sza­wy, de­cy­du­ją­cy o za­da­niach Pol­skie­go Kon­tyn­gen­tu Woj­sko­we­go w Ba­bi­lo­nie, nie za­kła­da­li. Z de­fi­ni­cji by­ła to mi­sja sta­bi­li­za­cyj­na. Po­la­cy mie­li do­wo­dzić dy­wi­zją mię­dzy­na­ro­do­wą i od­po­wia­dać za spo­kój w jed­nej z kil­ku stref, na ja­kie po­dzie­lo­no Irak.

Ale to nie zna­czy, że spe­cjal­si się nu­dzi­li. Pod do­wódz­twem „Wró­bla” za­pla­no­wa­no za­trzy­ma­nie Muk­ta­dy as-Sa­dra. Wów­czas jesz­cze nie­zbyt zna­ny, z cza­sem stał się jed­nym z sym­bo­li woj­ny do­mo­wej w Ira­ku. Na­le­żał do naj­bar­dziej ra­dy­kal­nych szy­ic­kich przy­wód­ców, sta­nął na cze­le „Ar­mii Mah­die­go”, głów­nej si­ły wal­czą­cej z ko­ali­cjan­ta­mi. Kon­tro­lo­wał du­żą część Bag­da­du, a w kwiet­niu 2004 ro­ku prze­wo­dził re­be­lii prze­ciw si­łom mię­dzy­na­ro­do­wym w Ira­ku.

– To za­da­nie mie­li­śmy zre­ali­zo­wać już po mie­sią­cu mi­sji. Pod ko­niec wrze­śnia 2003 ro­ku do­sta­li­śmy roz­kaz śle­dze­nia i ewen­tu­al­nie za­trzy­ma­nia As-Sa­dra. On wte­dy miał jesz­cze nie­wiel­ką ochro­nę. Czę­sto tyl­ko jed­nym sa­mo­cho­dem po­ko­ny­wał tra­sę mię­dzy Nad­ża­fem a Kar­ba­lą. Przy­go­to­wa­li­śmy dwa miej­sca na za­sadz­ki – opo­wia­da „Wró­bel”.

Spe­cjal­si ukry­li się przy dro­gach, któ­ry­mi naj­czę­ściej jeź­dził muł­ła. Śle­dze­nie sa­mo­cho­du za­pew­nia­ły ame­ry­kań­skie bez­pi­lo­tow­ce.

– Wszyst­ko zo­sta­ło do­pię­te na ostat­ni gu­zik, ale tuż przed za­trzy­ma­niem do­sta­li­śmy „czer­wo­ne świa­tło”. Do­wódz­two dy­wi­zji mię­dzy­na­ro­do­wej do­szło do wnio­sku, że ope­ra­cja mo­gła­by za­ostrzyć sy­tu­ację po­li­tycz­ną – mó­wi ofi­cer.

Kil­ka ra­zy w cza­sie je­go zmia­ny lu­dzi sta­wia­no na bacz­ność, gdy wy­wiad do­no­sił, że w pol­skiej stre­fie ukry­wa HVT#1 – oso­ba nu­mer 1 na High-Va­lue Tar­get, li­ście naj­waż­niej­szych ce­lów ko­ali­cji mię­dzy­na­ro­do­wej. Czy­li Sad­dam Hu­sajn!

Jed­nak to nie ści­ga­nie re­be­lian­tów oka­za­ło się naj­bar­dziej nie­ty­po­wą ope­ra­cją, ja­ką do­wo­dził „Wró­bel”.

– Do­sta­li­śmy roz­kaz za­pla­no­wa­nia i prze­pro­wa­dze­nia za­ma­chu bom­bo­we­go na wła­sny obóz w Ba­bi­lo­nie! To by­ła naj­więk­sza pol­ska ba­za w Ira­ku. Na­szym służ­bom spe­cjal­nym bar­dzo za­le­ża­ło na uwia­ry­god­nie­niu agen­ta. A ten otrzy­mał roz­kaz pod­ło­że­nia bom­by w obo­zo­wi­sku. Od­pa­la­jąc bom­bę na te­re­nie ba­zy, zy­skał­by za­ufa­nie sze­fów or­ga­ni­za­cji, do któ­rej miał prze­nik­nąć. Mu­sie­li­śmy to zro­bić za te­go Ira­kij­czy­ka.

O ca­łej ro­bo­cie wie­dzia­ło tyl­ko ści­słe do­wódz­two dy­wi­zji. Plan był ta­ki, że w cza­sie ru­ty­no­we­go noc­ne­go pa­tro­lu spe­cjal­si zde­to­nu­ją du­ży ła­du­nek wy­bu­cho­wy w po­bli­żu obo­zo­wi­ska.

– Wy­je­cha­li­śmy bra­mą w kie­run­ku po­bli­skiej Al-Hil­li. Wy­buch mu­siał być sły­szal­ny w mie­ście... Naj­waż­niej­sze, że­by nikt z po­stron­nych nie ucier­piał. Mi­nę­ło do­pie­ro kil­ka mie­się­cy od za­koń­cze­nia woj­ny, więc jesz­cze by­ło spo­koj­nie. No­ca­mi na uli­cach krę­ci­ło się spo­ro Ira­kij­czy­ków. Ist­nia­ło więc du­że praw­do­po­do­bień­stwo, że ja­kiś sa­mo­chód czy pie­szy znaj­dzie się w za­się­gu eks­plo­zji – wspo­mi­na je­den z ope­ra­to­rów.

Za­pal­nik zo­stał tak usta­wio­ny, że­by zde­to­no­wał ła­du­nek w kil­ka­na­ście se­kund po pod­ło­że­niu. Ruch był na ty­le du­ży, że pa­trol do­pie­ro za trze­cim ra­zem zna­lazł się w usta­lo­nym punk­cie, gdy wo­kół by­ło pu­sto.

– Uło­ży­łem ła­du­nek, od­pa­li­łem za­pal­nik i pę­dem do sa­mo­cho­du. Ru­szy­li­śmy na peł­nym ga­zie. Po chwi­li na­stą­pił po­tęż­ny huk i błysk – re­la­cjo­nu­je „Dre­wi”, uczest­nik tej ak­cji.

W ba­zie ogło­szo­no peł­ną pro­ce­du­rę zwią­za­ną z ata­kiem bom­bo­wym. Wszy­scy żoł­nie­rze wy­bie­gli do schro­nów. Za­mie­sza­nie trwa­ło kil­ka go­dzin. A od ra­na oko­licz­ni miesz­kań­cy plot­ko­wa­li, że w ba­zie wy­bu­chła po­tęż­na bom­ba.

– „Źró­dło” zo­sta­ło uwia­ry­god­nio­ne. Uśmie­cha­li­śmy się pod no­sem, bo w cza­sie alar­mu nie­któ­rych żoł­nie­rzy ogar­nę­ła spo­ra pa­ni­ka. Wszy­scy prze­sie­dzie­li kil­ka go­dzin w schro­nach, tyl­ko do­wódz­two kom­pa­nii spe­cjal­nej w na­mio­cie po­pi­ja­ło spo­koj­nie her­ba­tę w ocze­ki­wa­niu na po­wrót chło­pa­ków. Zgod­nie z pla­nem ra­no na­si wró­ci­li z pa­tro­lu – wspo­mi­na in­ny uczest­nik tej mi­sji.

Pierw­sza irac­ka zmia­na zwar­te­go pod­od­dzia­łu wy­sta­wio­ne­go przez jed­nost­kę z Lu­bliń­ca za­koń­czy­ła się suk­ce­sem. Spe­cjal­si za­trzy­ma­li osiem­na­ście osób po­dej­rza­nych o ata­ki na si­ły mię­dzy­na­ro­do­we. Prze­ję­li po­nad dwa­dzie­ścia sztuk bro­ni, kil­ka­dzie­siąt gra­na­tów, sześć­dzie­siąt ki­lo­gra­mów ma­te­ria­łów wy­bu­cho­wych, osiem­dzie­siąt sil­ni­ków do ra­kiet bo­jo­wych.

Spe­cjals z TF-50 go­to­wy do od­da­nia ci­che­go i sku­tecz­ne­go strza­łu.

Był to okres zbie­ra­nia pierw­szych do­świad­czeń. Spe­cjal­si na­wią­za­li kon­takt z ame­ry­kań­ski­mi si­ła­mi spe­cjal­ny­mi sta­cjo­nu­ją­cy­mi w Al-Hil­li i w Kar­ba­li. Ko­ope­ra­cja oka­za­ła się owoc­na i prze­ło­ży­ła się na za­cie­śnie­nie współ­pra­cy pod­czas ko­lej­nych zmian w Ira­ku. Z cza­sem spo­wo­do­wa­ła, że ame­ry­kań­skie jed­nost­ki spe­cjal­ne za­czę­ły za­bie­gać o wspól­ne szko­le­nia ze spe­cjal­sa­mi z Lu­bliń­ca, za­rów­no w Pol­sce, jak i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

Po za­koń­cze­niu pierw­szej zmia­ny puł­kow­nik Mie­czy­sław Go­cuł, wte­dy szef Od­dzia­łu Ope­ra­cyj­ne­go mię­dzy­na­ro­do­wej dy­wi­zji w Ira­ku, po de­ka­dzie Szef Szta­bu Ge­ne­ral­ne­go WP, przy­słał do Lu­bliń­ca ofi­cjal­ną oce­nę pra­cy kom­pa­nii spe­cjal­nej:

„Dzia­ła­nie, po­ziom wy­szko­le­nia oraz po­sta­wa żoł­nie­rzy za­słu­gu­je na uzna­nie i wy­róż­nie­nie. Po­mi­mo że man­dat mi­sji nie obej­mo­wał te­go ty­pu ope­ra­cji, kom­pa­nia do­ko­na­ła sze­re­gu aresz­to­wań osób po­dej­rza­nych o dzia­łal­ność ter­ro­ry­stycz­ną, co znacz­nie przy­czy­ni­ło się do pod­nie­sie­nia bez­pie­czeń­stwa w stre­fie od­po­wie­dzial­no­ści. Pro­fe­sjo­nal­ne wy­szko­le­nie żoł­nie­rzy po­zy­tyw­nie od­zna­cza­ło się na tle in­nych pod­od­dzia­łów. Pro­wa­dzo­ne dzia­ła­nia ce­cho­wa­ły się sta­ran­nym przy­go­to­wa­niem i per­fek­cyj­nym wy­ko­na­niem. Do mi­ni­mum ogra­ni­cza­no ry­zy­ko po­dej­mo­wa­ne przy wy­ko­ny­wa­niu ak­cji spe­cjal­nych, co świad­czy o doj­rza­ło­ści i pro­fe­sjo­nal­nym przy­go­to­wa­niu żoł­nie­rzy.

Na­wią­za­no ści­słą współ­pra­cę i współ­dzia­ła­nie z jed­nost­ka­mi spe­cjal­ny­mi Ar­mii Sta­nów Zjed­no­czo­nych oraz prze­pro­wa­dzo­no wie­le wspól­nych ope­ra­cji, za­koń­czo­nych suk­ce­sa­mi. Jed­nost­ki spe­cjal­ne Ar­mii Sta­nów Zjed­no­czo­nych ini­cjo­wa­ły współ­dzia­ła­nie z kom­pa­nią spe­cjal­ną i ze wzglę­du na wy­so­ki po­ziom pro­fe­sjo­na­li­zmu nie by­ły skłon­ne do współ­pra­cy z in­ny­mi pod­od­dzia­ła­mi na­szej dy­wi­zji. Po­ziom wy­szko­le­nia żoł­nie­rzy zo­stał z uzna­niem przy­ję­ty przez Ame­ry­ka­nów, a w wie­lu wy­pad­kach dzia­ła­nie kom­pa­nii spe­cjal­nej by­ło spraw­niej­sze”. ■
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: