Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tatarzy w Sandomierzu: Dwie legendy wierszem opowiedziane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tatarzy w Sandomierzu: Dwie legendy wierszem opowiedziane - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 212 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dwie Le­gen­dy Wier­szem Opo­wie­dzia­ne z przed­mo­wą

Zyg­mun­ta Ko­la­siń­skie­go z por­tre­tem po­ety i sze­ścio­ma ilu­stra­cy­ami w tek­ście

Wy­da­nie Dru­gie

Kra­ków na­kła­dem Ko­mi­te­tu Oby­wa­tel­skie­go w Tar­no­brze­gu

1912

Bla­dzi nę­dza­rze przy cu­dzym warsz­ta­cie,

Co za­sy­pia­ją pod snów cięż­ką stra­żą,

I ci, co wlo­ką dni w za­pa­dłej cha­cie –

Czy oni ma­rzą?

(Ma­rya Ko­nop­nic­ka).

A je­śli ma­rzą, to o czem? Czy się im kie­dy śni oj­czy­zna? Czy mi­łość ku niej, wia­ra w nią, ofia­ra dla niej za­wsze będą czemś ob­cem i obo­jęt­nem dla tych mi­lio­nów?

To py­ta­nie od lat stu – i wię­cej, bo od cza­sów Ko­ściusz­ki – za­da­wa­ły so­bie wszyst­kie prze­wod­nie du­chy na­ro­du:

Mic­kie­wicz za te, śpią­ce na­ów­czas, mi­lio­ny "ko­chał i cier­piał ka­tu­sze";

Sło­wac­ki za­kli­nał "niech żywi nie tra­cą na­dziei i przed na­ro­dem nio­są oświa­ty ka­ga­niec";

Kra­siń­ski w du­chu prze­czu­wał, że kie­dyś prze­cie speł­ni się "cu­dów cud… "

A za tymi trze­ma po­szła nie tyl­ko myśl, nie tyl­ko pra­gnie­nie – lecz pra­ca wy­trwa­ła i płod­na ca­łych po­ko­leń, by śpią­cych ry­ce­rzy zbu­dzić i uczy­nić z nich świa­do­me celu huf­ce praw­dzi­wych Po­la­ków.

I ziar­no rzu­co­ne wze­szło, bo pa­dło nie na opo­kę, lecz na szla­chet­ne ser­ce i zdro­wy ro­zum na­sze­go ludu – a dzi­siaj wi­dać już plon bo­ga­ty: po­czu­cie oby­wa­tel­skie naj­szer­szych warstw, któ­re sta­ją się w oczach na­szych tem, czem daw­no być po­win­ny, ol­brzy­mim i nie­złom­nym fun­da­men­tem na­ro­do­wej przy­szło­ści.Że lud pol­ski ock­nął się z wie­ko­we­go le­tar­gu, że wcho­dzi na dro­gę wska­za­ną przez Ko­ściusz­kę i przez Trzech Po­etów – tego do­wo­dem jest na­sze ży­cie pu­blicz­ne, w któ­rem sier­mięż­ne tłu­my po­spo­łu z in­ny­mi sta­na­mi dziel­nie pod­trzy­mu­ją sztan­dar na­ro­do­wy.

I nig­dzie, w żad­nym z trzech za­bo­rów, pod­szep­ty, wzy­wa­ją­ce do wa­śni spo­łecz­nej, nie znaj­du­ją od­dźwię­ku pod strze­chą wło­ściań­ską. Prze­ciw­nie, wła­śnie z pod tej strze­chy pod­no­szą się gło­sy, na któ­re za­drgnąć musi ra­do­ścią i na­dzie­ją każ­de ser­ce pol­skie, gło­sy chłop­skich po­etów, któ­rzy w pro­stych i go­rą­cych pie­śniach dają wy­raz nie tyl­ko wła­snym swo­im uczu­ciom, ale wid­no uczu­ciom ca­łe­go wło­ściań­stwa:

Hej Wi­sło!… Iak nic w bie­gu twej wody nie wstrzy­ma,

Nie wstrzy­ma też nic ludu pol­skie­go – ol­brzy­ma!

A jako ty sta­re­go trzy­mać się chcesz łoża,

Tak i my Pol­ski – wol­nej od mo­rza do mo­rza!

Czy­liż ręka, któ­ra te sło­wa pi­sa­ła, nie jest god­na ra­cła­wic­kiej kosy i uści­sku dło­ni Na­czel­ni­ka? A ja­kie w tej głę­bo­kiej du­szy ja­sne zro­zu­mie­nie, że tyl­ko "jed­no­ścią sil­ni" mo­że­my się do­bić od­ro­dze­nia:

Hej! od­ży­je Pol­ska mło­da,

Gdy za­kwit­nie brat­nia zgo­da

Mię­dzy nami

Po­la­ka­mi

W ca­łym kra­ju het!…

Skąd­że to bło­go­sła­wio­ne ock­nie­nie się du­cha i ta peł­nia świa­do­mo­ści na­ro­do­wej? Skąd­że "cud cu­dów" ma­rzo­ny w Przed­świ­cie za dni na­szych wcie­la się żyw­cem w piosn­kę nie­uczo­ną wiej­skie­go śpie­wa­ka?

Bo co­raz czę­ściej za­glą­da w cha­ty

Anioł, co nosi mia­no oświa­ty,

I wzno­si lu­dzi w sło­necz­ny świat,

A ob­ja­śnia­jąc z gór­nej wy­ży­ny

Strasz­na, nie­wo­lę pol­skiej kra­iny,

Wska­zu­je w przy­szłość nie­dłu­gich lat…

Któż jest ów śpie­wak wiej­ski, co ta­kie uczu­cia, ta­kie my­śli do­by­wa z sie­bie i po­mię­dzy lu­dem gło­si?

Fer­dy­nand Ku­raś, pro­sty sa­mo­uk, twór­ca kil­ku zbior­ków rów­nie szcze­rych i rzew­nych pio­snek, zro­dził się w za­gro­dzie chłop­skiej, nad Wi­słą, w Tar­no­brze­gu, tam, gdzie te­raz twa­rzą ku San­do­mie­rzo­wi zwró­co­ny stoi po­mnik Bar­to­sza,

Z wdo­wie­go ludu wznie­sio­ny gro­sza.

Tam, do dziś dnia – ubo­gi, bez­rol­ny po­eta lu­do­wy pra­cą wy­rob­ni­czą musi krwa­wo za­ra­biać na po­wsze­dni chleb dla sie­bie i ro­dzi­ny:

Jak tu­łacz, wio­dąc ży­cie wśród cier­pień nie­do­li,

Bez pię­dzi użyź­nio­nej po­tem dzia­dów roli…

Wal­ka o byt po­chła­nia naj­lep­sze jego siły, gnę­bi w nim dar pie­śni, on zaś, po­to­mek rol­ni­ków zro­dzo­ny do płu­ga, schnie z tę­sk­no­ty za wła­snym za­go­nem, o któ­rym na­wet ma­rzyć nie może.

A zie­mia, zie­mia – taka uro­dzaj­na,

Taka psze­nicz­na – taka chle­bo­daj­na,

Że bez trud­no­ści je­den taki mały

Po­wiat, wy­ży­wić zdo­łał­by kraj cały!(1)

Na wi­dok, jak w twar­dym zno­ju tar­ga się i mar­nu­je ta­lent od Boga sa­me­go dany mu na po­ży­tek spo­łe­czeń­stwa – po­wsta­ła wśród sze­ro­kich kół wło­ściań­stwa po­wia­tu tar­no­brze­skie­go myśl, by ze skła­dek, zbie­ra­nych w ca­łej Pol­sce, za­ku­pić dla po­ety kil­ku­mor­go­wa za­gro­dę wło­ściań­ską.

Ce­lem urze­czy­wist­nie­nia my­śli tej, za­wią­zał się w Tar­no­brze­gu, pod pro­tek­to­ra­tem prof. Sta­ni­sła­wa hr. Tar­now­skie­go, pre­ze­sa Aka­de­mii Umie­jęt­no­ści w Kra­ko­wie, Ko­mi­tet, któ­ry za­jął się zbie­la­niem fun­du­szów, a obec­nie, ce­lem przy­spo­rze­nia tych­że, wy­da­je na­kła­dem swo­im ni­niej­szą ksią­żecz­kę – dzieł­ko po­ety. Cały do­chód z wy­daw­nic­twa prze­zna­cza Ko­mi­tet na fun­dusz po­wyż­szy.

"Nie­chaj­że po­eta, któ­ry gło­si zgo­dę i mi­łość – (1) Przy­to­czo­ne tu uryw­ki wier­szy po­ety po­cho­dzą ze zbior­ku zat.: "Z pod chłop­skiej strze­chyw. Zbio­rek po­ezyi chło­pa z nad Wi­sły Fer­dy­nan­da Ku­ra­sia. Wy­daw­nic­two imie­nia Ta­de­usza Ko­ściusz­ki. Nr. 50. Kra­ków. Na­kła­dem Księ­gar­ni Lu­do­wej Ka­spra Woj­na­ra. 1905.

wszyst­kich sta­nów – od wszyst­kich sta­nów otrzy­ma za­szczyt­ną na­gro­dę; nie­chaj spła­cheć wła­snej zie­mi orze ten śpie­wak lu­do­wy, któ­ry uko­chał całą zie­mię pol­ską "od mo­rza do mo­rza" (1 ).

* * *

Na­zwi­sko Fer­dy­nan­da Ku­ra­sia nie ob­cem jest dzi­siaj ogó­ło­wi czy­ta­ją­ce­mu w Pol­sce. Zna­ją je czy­tel­ni­cy pism lu­do­wych, któ­re do nie­daw­na prze­waż­nie jego żyły po­ezyą, zna­ją je czy­tel­ni­cy co­raz wię­cej roz­po­wszech­nia­nych ka­len­da­rzy pol­skich wy­daw­ców, nie ob­cem wresz­cie na­zwi­sko po­ety czy­tel­ni­kom pism miej­skich, któ­re czę­sto, wy­ło­wiw­szy praw­dzi­we per­ły po­śród po­wo­dzi wier­szy jego, za­miesz­cza­ją je na ła­mach swo­ich.

Przed czte­re­ma laty, ze­bra­no sta­ra­niem przy­ja­ciół po­ety roz­rzu­co­ne po cza­so­pi­smach utwo­ry i wy­da­no w po­kaź­nym zbior­ku, za­ty­tu­ło­wa­nym "Z pod chłop­skiej strze­chy". Zbio­rek ten był pierw­szym prze­glą­dem do­tych­cza­so­we­go do­rob­ku po­ety, któ­ry też po raz pierw­szy sta­nął przed oce­ną pu­blicz­ną.

Sąd o zbior­ku wy­padł jak naj­po­myśl­niej – jed­no­gło­śnie uzna­no au­to­ra jego za po­etę z Bo­żej ła­ski, po­sia­da­ją­ce­go nie­zwy­kłą, jak na wiej­skie­go sa­mo­uka, kul­tu­rę li­te­rac­ką, wy­po­sa­żo­ne­go w szcze­rość i pod­nio­słość uczuć. Biły bo­wiem z tych strof, – (1) Z ode­zwy Ko­mi­te­tu oby­wa­tel­skie­go dla spra­wy Fer­dy­nan­da Ku­ra­sia. Skład Ko­mi­te­tu po­da­ny na koń­cu ni­niej­szej ksią­żecz­ki.

skre­ślo­nych twar­dą ręką wiej­skie­go pra­cow­ni­ka, my­śli pod­nio­słe i pro­mien­ne, ja­śnia­ła bez­gra­nicz­na mi­łość zie­mi oj­czy­stej, wiel­ka, ni­czem nie­za­chwia­na wia­ra i wiel­ka na­dzie­ja.

To sym­pa­tycz­ne nad wy­raz przy­ję­cie po­sta­wi­ło Ku­ra­sia na cze­le sze­re­gu pol­skich po­etów – wło­ścian.

Od­tąd mi­nę­ło lat kil­ka – cięż­kich i sza­rych dla chłop­skie­go lir­ni­ka, któ­ry upo­śle­dzo­ny na słu­chu, obar­czo­ny licz­ną ro­dzi­ną, z za­wist­nym lo­sem bo­ry­kać się musi. Upły­nę­ły lata – a Ku­raś, mimo roz­pacz­li­wej wal­ki z ży­ciem lut­ni nie za­rzu­ca, lecz prze­ciw­nie, z my­ślą o lep­szem ju­trze, na co­raz ją peł­niej­szy ton na­dziei na­stra­ja. Mówi o tem cały do­ro­bek po­ety z tego cza­su (1 ), świad­czą­cy do­bit­nie, że ta­lent jego roz­wi­ja się i na co­raz wyż­sze szczy­ty twór­czo­ści się wzno­si.

Jak daw­niej, tak i te­raz ko­rzy­sta po­eta z każ­dej spo­sob­no­ści, z każ­de­go ob­cho­du, z każ­dej rocz­ni­cy, by zwró­cić się do swej naj­bliż­szej bra­ci i w po­ry­wa­ją­cych a szcze­rych sło­wach przy­po­mnieć jej po­tę­gę uśpio­ną w jej sze­re­gach i obo­wiąz­ki wo­bec zie­mi oj­czy­stej:

O Ludu pol­ski! Aza ty wiesz o tem,

Jaka ol­brzy­mia w To­bie drze­mie siła?

O Ludu pol­ski, zla­ny pra­cy po­tem, – (1) "Wią­zan­ka z chłop­skiej niwy". Po­ezyę chło­pa znad Wi­sły Fer­dy­nan­da Ku­ra­sia. Bi­blio­te­ka Ma­cie­rzy Pol­skiej Nr. 51. Lwów. Na­kła­dem Ma­cie­rzy Pol­skiej. 1909. – Po­eta po­sia­da obec­nie w tece ma­te­ry­ał na kil­ka zbior­ków.

Aza wiesz o tem, że Oj­czy­zna miła,

Od­kąd nie­wo­li brze­mię pierś jej tło­czy,

Ku To­bie, Ludu, zwra­ca łza­we oczy… (1)

Ży­jąc zaś na san­do­mier­skiem Po­wi­ślu, o dzie­jach za­mierz­chłych, peł­nych chwil smut­nych i krwa­wych, to zno­wu ja­śnie­ją­cych chwa­łą i bo­ha­ter­stwem, pra­gnie w ry­mo­wa­nej mo­wie opo­wia­dać bra­ciom o tej wiel­kiej prze­szło­ści na­szej, by roz­pa­mię­tu­jąc jej bieg, znaj­do­wa­li w niej uko­je­nie i po­cie­chę w obec­nej nie­do­li.

Leży oto przed Tobą, Czy­tel­ni­ku, ksią­żecz­ka po­ety, za­wie­ra­ją­ca dwie le­gen­dy z cza­sów pierw­szych na­pa­dów hord ta­tar­skich na zie­mię pol­ską. Za­nim po­krót­ce opo­wie­my dla wiej­skie­go Czy­tel­ni­ka bieg opi­sa­nych w niej wy­pad­ków, pra­gnie­my – w myśl ży­cze­nia po­ety – od­ma­lo­wać wy­gląd, oby­cza­je i spo­sób pro­wa­dze­nia wal­ki przez Ta­ta­rów, ści­śle we­dług tego, co nam o nich je­den z hi­sto­ry­ków po­da­je.

* * *

Z głę­bi Azyi, aż hen! z nad gra­ni­cy Chin, wy­ru­szy­ły na Za­chód, jesz­cze za pa­no­wa­nia Lesz­ka Bia­łe­go, ko­czow­ni­cze ple­mio­na mon­gol­skie (śmia­łe) czy­li ta­tar­skie, któ­rych wódz Dżin­gis-chan (wiel­ki wład­ca) zdo­ław­szy zjed­no­czyć mie­czem wszyst­kie ple­mio­na i pod­biw­szy wie­le są­sia­du­ją­cych z nie­mi lu­dów azy­atyc­kich, za­ma­rzył o za­ję­ciu Eu­ro­py.

–- (1) Ury­wek z wier­sza p… t. "Do ludu pol­skie­go", za­miesz­czo­ne­go w "Wią­zan­ce z chłop­skiej niwy".

W ten spo­sób za­po­cząt­ko­wa­ne zo­sta­ły strasz­ne za­go­ny ple­mion ta­tar­skich, któ­re roz­le­wa­jąc się rok rocz­nie co­raz to da­lej i da­lej, przez sze­reg wie­ków za­gra­ża­ły cy­wi­li­za­cyi i kul­tu­rze wschod­nio­eu­ro­pej­skich kra­jów.

Na­wał­ni­cy ta­tar­skiej ule­gli naj­pierw po­wi­no­wa­ci jej Po­łow­cy, otwie­ra­jąc dro­gę zwy­cię­skiej dzi­czy ku wy­cień­czo­nej bra­to­bój­cze­mi wal­ka­mi Rusi. I kraj ten, mimo roz­pacz­li­wej obro­ny, ru­nął u stóp prze­mo­cy.

Dro­ga do Pol­ski sta­ła otwo­rem. Ta­ta­rzy jed­nak, do­ko­naw­szy tyle znisz­cze­nia, cof­nę­li się do swo­ich sie­dzib i do­pie­ro w kil­ka­na­ście lat póź­niej, pod wo­dzą cha­na Batu, ru­szy­li na Za­chód.

W po­dzie­lo­nym i bez­sil­nym kra­ju na­szym pa­no­wał pod­ów­czas Bo­le­sław Wsty­dli­wy. Znisz­czyw­szy do szczę­tu sta­ro­żyt­ną sto­li­cę Rusi, Ki­jów, sta­nę­li Ta­ta­rzy u gra­nic Pol­ski.

* * *

Ta­ta­rzy byli nie wiel­kie­go wzro­stu, ale bar­czy­ści i sil­ni. Na sze­ro­kiej, śnia­dej i zgru­bia­łą skó­rą po­kry­tej twa­rzy po­sia­da­li spłasz­czo­ny nos, uko­śne oczy i ko­ści po­licz­ko­we sil­nie wy­sta­ją­ce. Za­har­to­wa­ni w ży­ciu ko­czow­ni­czem, ży­wi­li się lada czem, cier­pli­wie w po­trze­bie po­ści­li, pili tyl­ko wodę, za zby­tek zaś uwa­ża­li sztu­kę mię­sa ko­by­le­go, upra­żo­ne­go pod sio­dłem lub na­pój, zwa­ny "ku­my­sem", przy­rzą­dza­ny z mle­ka ko­by­le­go. Ubio­rem była dla nich skó­ra ba­ra­nia, ło­żem zie­mia a na­mio­tem ob­łok nie­bie­ski. Rze­ki naj­więk­sze wpław prze­by­wa­li, a każ­dy ma­no­wiec był dla nich dro­gą.

Przy tych ko­rzy­ściach od­zna­cza­li się tem jesz­cze, że wszy­scy od dzie­ciń­stwa, ko­biet nie wy­łą­cza­jąc, spo­so­bie­ni byli do wo­jen­ne­go rze­mio­sła, jeź­dzi­li kon­no, strze­la­li z łuku, a kil­ka­dzie­siąt lat cią­głych zwy­cięstw w głę­bi Azyi na­po­iły ich naj­wyż­szą po­gar­dą dla in­nych lu­dów.

Prócz tego ra­bu­nek był dla nich żoł­dem, a kar­no­ścią prze­cho­dzi­li wszyst­kie przy­kła­dy. Tak bo­wiem byli wło­że­ni do nie­ogra­ni­czo­ne­go po­słu­szeń­stwa dla cha­na, któ­ry był im wo­dzem, pra­wo­daw­cą i pro­ro­kiem, że jak wy­ra­żał to chan przy obej­mo­wa­niu wła­dzy "sło­wo jego było mie­czem". Po­dzie­lo­ne na dzie­siąt­ki, sta, ty­sią­ce, od­po­wia­da­ły szy­ki je­den za dru­gie­go – sko­ro w dzie­siąt­ku je­den nie do­trzy­mał pola, prze­pła­cał to śmier­cią dzie­sią­tek cały, je­śli uciekł dzie­sią­tek, tra­co­no całą set­nie, do któ­rej na­le­żał. Po­dob­nie któ­ry­kol­wiek za­wo­łał na­przód! – su­run! – po­cią­gał za sobą swój dzie­sią­tek a za dzie­siąt­kiem iść mu­sia­ła set­nia, ty­sią­ce za set­nia­mi – za­wsze pod karą nie­chyb­nej śmier­ci. Tak też od­po­wia­da­li ca­łe­mi szy­ka­mi, za każ­de­go poj­ma­ne­go w nie­wo­lę.

Nie było więc trud­ne­go dla Ta­ta­rów przed­się­wzię­cia. Jed­na noc wy­star­cza­ła im do opa­sa­nia się wy­so­kim oko­pem. Nie po­trze­ba im było wie­le cza­su do od­wró­ce­nia bie­gu rze­ki, na osu­sze­nie lub za­la­nie miejsc obron­nych; pod­ko­py­wa­li się pod zie­mię, je­śli od bra­my twier­dza sta­wia­ła im nie­prze­ła­ma­ny opór; szyb­ko­ścią na­pa­du uprze­dza­li naj­skor­sze o swo­im ru­chu do­nie­sie­nia.

* * *

Na woj­nę ru­sza­li Ta­ta­rzy w ol­brzy­miej mno­go­ści, na ma­łych, chu­dych lecz szyb­kich i wy­trwa­łych ko­niach, obron­ni od przo­du skó­rza­ną zbro­ją, uzbro­je­ni w piki, krzy­we pa­ła­sze, któ­re prze­szy­wa­ły eu­ro­pej­ską zbro­ję. Przed sobą pę­dzi­li szy­ki za­wo­jo­wa­nych lu­dów, któ­ry­mi się za­sła­nia­li. Każ­dy Ta­tar wiódł za sobą dru­gie­go ko­nia, na któ­re­go prze­sia­dał się w bie­gu; ko­niom, dla któ­rych wy­star­cza­ła pa­sza ro­sną­ca pod no­ga­mi, prze­ci­na­li noz­drza, aby ła­twiej w pę­dzie od­dy­cha­ły. Wal­czy­li zaś nie tyl­ko mę­stwem ale tak­że zdra­dą i chy­tro­ścią, tru­li, gdzie oręż ich nie prze­mógł.

Bi­twę pro­wa­dzi­li w spo­sób na­stę­pu­ją­cy. Po za­sy­pa­niu nie­przy­ja­cie­la strza­ła­mi, ude­rza­li na nie­go całą siłą i pę­dem pio­ru­na. Je­śli od razu nie zwy­cię­ży­li, roz­sy­py­wa­li się z rów­ną szyb­ko­ścią, aby wy­wieść go do po­go­ni i po­dzie­le­nia sił, któ­re szyb­kim zwro­tem ła­twiej po­ko­ny­wa­li. Po­ko­na­ne­go nie­przy­ja­cie­la ści­ga­li dniem i nocą, tak urzą­dza­jąc swo­je szy­ki, aby jed­ne po dru­gich bez prze­rwy na­stę­po­wa­ły.

Okrop­ny był stan zie­mi pol­skiej po pierw­szym na­pa­dzie Ta­ta­rów. Mia­sta i wło­ści zrów­na­li z zie­mią, we­dle przy­sło­wia nie zo­sta­ła tra­wa gdzie prze­szli. Padł pod ich mie­czem, kto­kol­wiek zdol­ny do bro­ni – a żywi, mó­wią kro­ni­ki – za­zdro­ści­li umar­łym gro­bo­we­go spo­ko­ju. Zda­niem bo­wiem Dżin­gis-cha­na, mi­ło­sier­dzie było przy­mio­tem sła­bych; su­ro­wość sama za­pew­nia­ła po­słu­szeń­stwo po­ko­na­ne­go nie­przy­ja­cie­la, któ­re­go nie­na­wi­ści ku zwy­cięz­cy – jak mó­wił – ła­ska­wość nig­dy nie ła­go­dzi.

* * *

W dwa­dzie­ścia lat po pierw­szym na­pa­dzie, Ta­ta­rzy zno­wu po­wró­ci­li, ale ten nowy na­jazd był jesz­cze strasz­niej­szy od pierw­sze­go. Wy­pad­ki, ja­kie się pod­ów­czas w mu­rach San­do­mie­rza ro­ze­gra­ły, po­słu­ży­ły po­ecie za te­mat do skre­śle­nia pierw­sze­go po­ema­tu, za­ty­tu­ło­wa­ne­go "Zdra­da ta­tar­ska".

Wpa­dli wów­czas do Pol­ski Ta­ta­rzy – opo­wia­da pierw­szy nasz hi­sto­ryk Dłu­gosz – za­raz po uro­czy­sto­ści św. Ję­drze­ja, a byli pod wo­dza­mi

No­ga­jem i Te­le­bu­giem. Pod­stą­pi­li pod San­do­mierz, spa­li­li mia­sto i wnet ści­snę­li ob­lę­że­niem za­mek, do któ­re­go schro­ni­li się miesz­kań­cy ca­łej oko­li­cy z żo­na­mi, dzieć­mi i ma­jąt­ka­mi. Ta­ta­rzy – po trzech dniach ob­lę­że­nia, wy­wa­biw­szy zdra­dziec­ko do­wód­cę zam­ku Pio­tra z Kre­py, i jego bra­ta Zbi­gnie­wa, za­bi­li ich u sie­bie w obo­zie; po­tem gwał­tow­nie rzu­ci­li się na za­mek i zdo­byw­szy go, spra­wi­li w nim rzeź okrut­ną. Tyle wte­dy – mówi da­lej Dłu­gosz – pod mie­czem bar­ba­rzyń­ców wy­la­ło się krwi chrze­ści­jań­skiej, że ze wzgó­rza, na któ­rem za­mek jest zbu­do­wa­ny, do Wi­sły, co pod­le zam­ku pły­nie, krew cie­kła jak­by po­to­kiem i woda Wi­sły krwią się za­bar­wi­ła.

Piotr z Krę­py, za­nim opu­ścił mury za­ni­ku, jak­by śmierć swą prze­wi­du­jąc, przy­wo­łał wier­ne­go słu­gę swe­go, bur­gra­bie­go Bo­gu­chwa­ła i po­wie­rzył mu opie­kę nad swo­ją có­recz­ką. Po­szedł wo­je­wo­da Piotr, a Bo­gu­chwał wziąw­szy małą Ha­li­nę na ręce i osło­niw­szy ją płasz­czem, uniósł skry­ty­mi lo­cha­mi do ko­ścio­ła św. Ja­kó­ba i ukrył na jego wie­ży. Speł­ni­ły się smut­ne prze­wi­dy­wa­nia – lud i ka­pła­ni zo­sta­li wy­mor­do­wa­ni, ale Ha­li­na oca­la­ła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: