- W empik go
Tatiana Borysowna i jej bratanek - ebook
Tatiana Borysowna i jej bratanek - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 164 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tatiana Borysowna – to kobieta może pięćdziesięcioletnia o dużych wypukłych szarych oczach, z lekka zadartym nosie, rumianych policzkach i podwójnym podbródku. Twarz jej promienieje życzliwością i dobrocią. Miała kiedyś męża, lecz wkrótce owdowiała. Tatiana Borysowna – to niezwykła kobieta. Mieszka w swoim małym mająteczku, nigdzie nie wyjeżdża, z sąsiadami niewiele przestaje, przyjmuje u siebie i lubi tylko młodzież. Była córką bardzo ubogich właścicieli ziemskich i nie otrzymała żadnej edukacji, to znaczy nie mówi po francusku; w Moskwie także nie była ani razu – ale pomimo wszystkich tych braków umie zachować się tak pięknie i z taką prostotą, taką ma niezależność myśli i uczuć, tak mało podlega słabostkom właściwym dziedziczkom na małych wioskach, że nie sposób doprawdy jej nie podziwiać. W istocie: kobieta cały boży rok mieszka na wsi, na odludziu – i nie plotkuje, nie piszczy, nie dyga, nie alteruje się, nie przejmuje się niczym, nie drży z ciekawości… niebywałe! Chodzi zwykle w szarej kitajkowej sukni i białym czepku z wiszącymi lila wstążkami; lubi dobrze zjeść, ale nie za dużo; smażenie, suszenie i solenie pozostawia klucznicy. Co robi cały dzień, zapytacie? Czyta? nie, nie czyta; żeby tak prawdę powiedzieć, nie dla niej książki się drukują… Jeśli nie ma gości, siedzi sobie moja Tatiana Borysowna pod oknem i robi pończochę na drutach – to zimą; latem zaś chodzi do ogrodu, sadzi i podlewa kwiaty, całymi godzinami bawi się z kociętami, karmi gołębie… Gospodarstwem mało się zajmuje. Ale jeśli przyjedzie do niej gość, młody jakiś sąsiad, którego lubi, Tatiana Borysowna od razu się ożywia; usadowi go, ugości herbatą, słucha jego opowiadań, śmieje się, od czasu do czasu poklepie go po policzku, ale sama mówi mało; pocieszy w zmartwieniu, w trosce, da dobrą radę. Ileż ludzi zwierzało się jej z rodzinnych, serdecznych tajemnic, płakało na jej ramieniu! Siądzie nieraz naprzeciwko gościa, oprze się cichutko na łokciu i z takim współczuciem patrzy mu w oczy, tak przyjaźnie się uśmiecha, że gościowi mimo woli nasuwa się myśl: „Co za dobra kobieta z ciebie, Tatiano Borysowno! Nie ma co, opowiem ci, co mi leży na sercu.” W jej małych, przytulnych pokoikach dobrze jest człowiekowi, ciepło; u niej w domu – jeśli tak można powiedzieć – panuje zawsze prześliczna pogoda. Tatiana Borysowna to zadziwiająca kobieta, a tymczasem nikt się nie dziwi, że jest taka: jej zdrowy rozsądek, stanowczość i swoboda, żywe współczucie dla cudzych smutków i radości, słowem wszystkie jej zalety jakby się wraz z nią urodziły, jakby nie kosztowały jej żadnych wysiłków ani trudu. Nie można sobie wyobrazić, by mogła być inna, a więc nie ma jej za co dziękować. Lubi zwłaszcza patrzeć, jak młodzież bawi się i dokazuje; złoży wtedy ręce na podołku, podniesie głowę, zmruży oczy i siedzi uśmiechnięta, aż westchnie nagle i powie: „Ach wy, dzieci, moje dzieci!…” Bywało nieraz, że człowieka brała ochota podejść do niej, wziąć ją za rękę i powiedzieć: wie pani, Tatiano Borysowno, pani siebie nie docenia, przecie mimo całej swej skromności i braku edukacji jest pani niezwykłą istotą! Już samo imię jej brzmi jakoś swojsko, życzliwie, wymawia się je z przyjemnością, budzi przyjazny uśmiech. Ileż razy zdarzyło mi się, na przykład, zapytać spotkanego chłopa: – Którędy by tu, bracie, przejechać, powiedzmy, do Graczewki? – A niech pan, proszę łaski pana, jedzie najpierw na Wiazowe, a stamtąd do Tatiany Borysowny, a od Tatiany Borysowny to już każdy panu powie. – I wymieniając imię Tatiany Borysowny chłop jakoś szczególnie potrząsa głową. Służhy trzyma niewiele, na ile ją stać. Domem, pralnią, spiżarnią i kuchnią zarządza klucznica Agafia, dawna jej niania, najzacniejsza na świecie, łzawa i bezzębna istota; podlegają jej dwie zdrowe dziewki o jędrnych, sinawych policzkach przypominających jabłka – antonówki. Obowiązki lokaja, kamerdynera i kredencerza pełni siedemdziesięciopięcioletni służący Polikarp, niezwykły dziwak, człowiek oczytany, emerytowany skrzypek, wielbiciel Viottiego, osobisty wróg Napoleona, czyli, jak mówił, Bonapartaczka, i namiętny amator słowików. Trzyma ich zwykle pięć albo sześć u siebie w pokoju; wczesną wiosną całymi dniami siedzi koło klatek wyczekując pierwszego „trylu”, a doczekawszy się zakrywa twarz rękami, jęczy: „ach, jak smutno, jak smutno!”, i zaczyna płakać jak bóbr. Do pomocy Polikarpowi przeznaczono jego rodzonego wnuka, Wasię, może dwunastoletniego chłopca o kędzierzawych włosach i bystrych oczach; Polikarp kocha go nad życie i gderze na niego od rana do wieczora. Zajmuje się także jego edukacją. – Wasia – mówi do niego – powiedz: Bonapartczak-zbój. – A co mi dasz, dziadziu? – Co ci dam?… nic ci nie dam… A któż ty jesteś? Rosjanin? – Amczanin jestem, dziadziu, urodziłem się w Amczeńsku*. – Głupiś! A Amczeńsk to niby gdzie? – A skąd ja mogę wiedzieć? – W Rosji, głupcze. – No to co z tego, że w Rosji? – Jak to, co z tego? Nieboszczyk książę Michajło Iłłarionowicz Goleniszczew-Kutuzow Smoleński tego to właśnie Bonapartczaka przy boskiej pomocy z granic Rosji wygnał. Z tej racji ułożono piosenkę: