Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tęczowy szlak - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
24 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tęczowy szlak - ebook

Jeden z najlepszych westernów Zane Greya, amerykańskiego powieściopisarza. Jest to kontynuacja powieści "Jeźdźcy krainy purpurowej bylicy".

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja – Szlakiem Przygody” to seria, w której publikowane są tłumaczenia powieści należące do szeroko pojętej literatury przygodowej, głównie pisarzy francuskich z XIX i początków XX wieku, takich jak Louis-Henri Boussenard, Paul d’Ivoi, Gustave Aimard, Arnould Galopin, Aleksander Dumas ojciec czy Michel Zévaco, a także pisarzy angielskich z tego okresu, jak choćby Zane Grey czy Charles Seltzer lub niemieckich, jak Karol May. Celem serii jest popularyzacja nieznanej lub mało znanej w Polsce twórczości bardzo poczytnych w swoim czasie autorów, przeznaczonej głównie dla młodzieży. Seria ukazuje się od 2015 roku. Wszystkie egzemplarze są numerowane i opatrzone podpisem twórcy i redaktora serii.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66268-28-9
Rozmiar pliku: 7,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pearl Zane Grey urodził się 31 stycznia 1872 roku w Zanesville w stanie Ohio – w mieście, którego współzałożycielami byli jego przodkowie ze strony matki, a zmarł w Altadena, w Kalifornii, 23 października 1939 roku.

Był jednym z najpopularniejszych i najwyżej ocenianych autorów powieści o Dzikim Zachodzie, współtwórcą gatunku literackiego zwanego dziś westernem. Jego dorobek twórczy ocenia się na około 90 książek (głównie powieści), z których ponad dwie trzecie to westerny. Pozostawił po sobie wiele książek dla młodzieży, w tym biografię młodego Jerzego Waszyngtona, publikacje poświęcone swoim wielkim pasjom: bejsbolowi – w który grywał w czasie studiów, a później przez pewien czas półzawodowo – oraz wędkarstwu, a także liczne zbiory opowiadań.

Miłośnik dzieł J.F. Coopera i D. Defoe, a także zeszytowych powieści przygodowych, studiował stomatologię, ale głównie po to, by uzyskać stypendium sportowe. Praktykę dentystyczną porzucił potem na rzecz pisarstwa, podobnie imię Pearl. Debiutował wydaną w 1903 roku powieścią historyczno-przygodową Betty Zane, otwierającą trylogię o jego przodkach z początków Stanów Zjednoczonych. Wydał ją własnymi siłami po odrzuceniu przez wydawnictwo Harper & Brothers.

Przełom w jego twórczości nastąpił dopiero w 1912 roku, gdy to samo wydawnictwo opublikowało, nie bez oporów redaktora naczelnego, Jeźdźców purpurowego stepu. Powieść okazała się bestsellerem i po dziś dzień należy do najpopularniejszych dzieł Greya. Harper wydał też wcześniejsze jego książki, w tym Ostatni człowiek z prerii, a kariera Greya nabrała niepohamowanego rozpędu. Dziś uchodzi za jednego z pierwszych amerykańskich pisarzy milionerów. Doceniono nie tylko umiejętność snucia fascynujących opowieści, ale i dbałość o realia, wiążącą się z jego częstymi podróżami w poszukiwaniu inspiracji.

Jego westerny doczekały się 46 pełnometrażowych ekranizacji i 31 krótszych. Nie był to jedyny związek Zane’a Greya z filmem. W roku 1919 powołał własną wytwórnię filmową. Sprzedana jakiś czas potem, stała się częścią podwalin wielkiego Paramountu.

W Polsce w latach międzywojennych i tuż po wojnie ukazało się w sumie kilkanaście przekładów powieści Zane’a Greya, głównie nakładem wydawnictwa M. Arct. W 1951 roku jego książki zostały objęte zapisem cenzury, nakazującym także niezwłoczne wycofanie ich z bibliotek. Powracać tam i do księgarń zaczęły dopiero w 1989 roku, w postaci publikacji opartych na wydaniach przedwojennych. Dotyczyło to jednak tylko kilku tytułów, i to niekoniecznie tych najciekawszych lub najlepszych.Przedmowa

Czar pustyni powrócił do mnie, jak będzie powracał zawsze. Widzę w kanionie przesłony przypominające purpurowy dym i czuję ciszę. Wydaje mi się również, że ponownie muszę przebić się przez jedno i drugie, przedostać się do dziwnego, dzikiego życia na ostatnim amerykańskim pustkowiu – nadal niemal równie dzikim, jakim było ono zawsze.

Choć powieść ta jest niezależną książką, to czytelnicy Jeźdźców krainy purpurowej bylicy odnajdą w niej odpowiedź na często zadawane przez nich pytanie.

Pragnę także powiedzieć, że w odcinkach i w odmiennej postaci powieść ta, pod tytułem Pustynny tygiel ukazywała się w jednym z miesięczników1.

Zane Grey, czerwiec 1915

1 Miesięcznik – chodzi o Argosy, gdzie powieść ta pod tytułem The Desert Crucible ukazywała się w numerach z maja, czerwca, lipca, sierpnia i września 1915 roku oraz o Field and Stream Magazine, który drukował ją także w roku 1915.Rozdział I

Red Lake

Shefford zatrzymał swego zmęczonego konia i wpatrywał się powoli pojmującymi oczyma.

Długie na ligę2, porośnięte bylicami3, pofalowane zbocze opadało do Red Lake4, wyschniętej, czerwonej niecki, obnażonej i błyszczącej, zagłębienia w pustyni, samotnej i opuszczonej furcie wiodącej ku ciągnącej się za nią rozległej, dzikiej i poszarpanej wyżynie5.

Przez cały dzień Shefford podążał z trudem w stronę wyraźnej linii horyzontu, ku rzeczy nieosiągalnej; całe dnie wcześniej pokonywał zaś dzikie, nagie płaskowyże i wspinał się na skaliste wały pustyni. Wielkie kolorowe przestrzenie i stopnie przez niewyraźne i mylące dale wiodły bez końca naprzód i wzwyż.

Długa na sto mil podróż pustynią, choć pełna błędów, nauczek i lekcji pokory, nie przygotowała go na to, co widział teraz. Patrzył na świat, który zdawał się znać wyłącznie ogrom. Przyglądał się ze zdumieniem i grozą, a myśli trzymały się z daleka. Następnie owa mroczna i nieznana kraina na północy zdała mu się zagrożeniem. Nieodparte wezwanie ściągnęło go do tego pooranego bruzdami i wyrastającego szczytami pogranicza Arizony, do tej potrzaskanej, blankowanej dziczy wyżyny Utah, a teraz, kiedy po raz pierwszy ją ujrzał, szczerzyła na niego kły, jakby ostrzegając, żeby nie sprawdzał, co leży ukryte poza pasmami gór. Dreszcze Shefforda wywołane były jednak zarówno lękiem, jak i zachwytem. Taką właśnie krainę mu opisywano. Daleko poza czerwoną doliną, daleko poza poszarpaną linią czarnej mesy6 i żółtego pasma gór, leżał dziki kanion kryjący swą drażniącą tajemnicę.

Red Lake musi stać się jego Rubikonem7. Musi albo wkroczyć w nieznane, aby poszukiwać, sięgać po coś, znajdować, albo zawrócić, zawieść, nie dowiedzieć się nigdy i czuć się zawsze dręczonym. Dziwna opowieść przyjaciela pchnęła go do tej osobliwej podróży, piękna tęcza przekonała go swą tajemnicą i obietnicą. Po raz pierwszy w życiu odpowiedział na rozbrzmiałe w nim dzikie wezwanie do krainy przygód i po raz pierwszy w życiu był szczęśliwy. Tu wszakże wobec sięgającego po szeroki horyzont oblicza owej wznoszącej się i rozłupanej pustyni zaczął stygnąć, chwiać się, choć jednocześnie czuł coraz bardziej nieuchronne przyzywanie.

Shefford, jakby przymuszony, ruszył konno w dół piaszczystego traktu, który jednak sprawdził uprzednio sięgającym daleko spojrzeniem. Był wówczas kwiecień, a opadające słońce traciło żar i jasność. Długie cienie wyciągały się przed nim w dół zbocza, a nieliczne bylice pogłębiały swą szarość. Patrzył na jaszczurki niby brązowe smugi śmigające po piasku i zostawiające wąskie ślady; słyszał szelest nowików8 zmykających do swych domów z chrustu; krzyk szybującego nisko jastrzębia9 spłoszył konia przybysza.

Zbocze wznosiło się i opadało niby fale oceanu, jego zagłębienia wypełniał piasek, a wierzchołki grzbietów skąpo porastały bylice, trawy i chwasty. Ostatni grzbiet był piaszczystą wydmą, pięknie żłobkowaną, rzeźbioną we wzorki i porysowaną przez wiatr, a z jego ostrej jak nóż grani ulatywała cienka, pofałdowana płachta piasku, wyglądająca niemal jak dym. Shefford zastanawiał się, dlaczego z oddali piasek ten wyglądał na czerwony, podczas gdy z bliska był prawie biały. Marszczył się wszędzie, czysty i lśniący, zawsze schodząc w dół.

Nagle Shefford dostrzegł dom wyłaniający się z nagiego stoku. Panował na owej długiej, białej pochyłości. Posępny, samotny, odpychający, jakże uderzająco harmonizował z otoczeniem! Budynek był ośmioboczny, wzniesiony z nieociosanych kamieni i przypominał warownię. W bokach otwartych na spojrzenia Shefforda nie było drzwi, lecz małe otwory na dwóch trzecich wysokości ścian pełniły zapewne funkcje okien i strzelnic. Dach wydawał się być zbudowany z żerdzi pokrytych czerwoną ziemią.

Niby wielka zimna skała na rozległej równinie, budynek ów stał na omiatanym wiatrem zboczu. Był siedzibą handlarza Presbreya, o którym Shefford słyszał we Flagstaff10 i Tubie11. Żadna żywa istota nie pojawiła się w zasięgu wzroku przybysza. Wzdragał się, patrząc na niezapraszający dom, na ciemne, przypominające oczy okna, na przestwór nagiego stoku przechodzącego w rozległą, czerwoną dolinę12, na śmiałe, przygnębiające urwiska. Czy ktoś mógł tam mieszkać? Charakter tej posępnej doliny nie dopuszczał do stawiania tam domu, a duch owego miejsca przenikał ciszę i przestrzeń. Shefford nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że wrogowie osadziliby go we właśnie takim piekle. Z goryczą i pogardą rozmyślał o ograniczonej kongregacji13, która wykazała, że nie sprostał służbie kapłańskiej, która obaliła jego przekonania o religii, nieśmiertelności i Bogu, która go wygnała, gdy miał dwadzieścia cztery lata, odrzuciła powołanie, jakie wymusili na nim bliscy. Jako chłopiec marzył o zostaniu artystą, lecz rodzina uczyniła go duchownym, a los skazał na porażkę. Porażkę dopóki co jedyną w jego życiu, coś skłaniało go pośpiesznie do dodania tego – ponieważ podczas samotnych dni i cichych nocy na pustyni doświadczał dziwnych narodzin nadziei. Wzywała go przygoda, lecz owa nadzieja była ulotna i duchowa, stanowiła sen o obietnicy, nienazwanym osiągnięciu, który umacniało jego bardziej dzikie pobudki.

Kiedy Shefford okrążył narożnik kamiennego budynku, jego koń zarżał i stanął. Chudy, kudłaty kuc podskoczył na jego widok, niemal zrzucając czerwoną derkę o długim włosiu, przykrywającą indiańskie siodło. Szybkie stuki kopyt na piasku zwróciły uwagę przybysza na corral14 wykonany z okorowanych słupków, w którym dostrzegł innego kuca.

Shefford usłyszał przytłumione głosy. Zsiadł z konia i podszedł do otwartych drzwi. W mrocznym wnętrzu dostrzegł niewyraźnie wysoki szynkwas, schody, stos worków z mąką, koce i ozdobione srebrem przedmioty, ale w tej części domu nie było osób, które usłyszał. Za następnym narożnikiem ośmiobocznej ściany natrafił na inne otwarte drzwi, przez które zobaczył skóry kóz i kupę brudnej wełny owczej, czarnej, brązowej i białej. W tej części budynku było jasno. Po przekroczeniu progu zdumiał go widok mężczyzny mocującego się z dziewczyną – Indianką. Wyrywała mu się, dysząc i wydając ciche, gardłowe odgłosy. Twarz mężczyzny była pokryta pręgami żył i pociemniała z gniewu. Owa scena dziwnie wpłynęła na Shefforda. Tak prymitywne namiętności były dlań czymś nowym.

Zanim Shefford zdołał się odezwać, dziewczyna wyrwała się i odwróciła, aby uciec. Była Indianką i przynależała do niecywilizowanej pustyni, lecz przybysz rozpoznawał przerażenie, kiedy je dostrzegał. Mężczyzna niczym pies ruszył za dziewczyną. To instynkt nakazał Sheffordowi uderzyć, a jego cios powalił napastnika. Ten przez chwilę leżał oszołomiony, a potem podniósł się do pozycji siedzącej, przyłożył dłoń do twarzy i gapił się na przybysza spojrzeniem, w którym zdumienie zdawało się łączyć z wściekłością.

– Sądzę, żeś nie jest Presbrey – powiedział powoli Shefford. Czuł się niezręcznie, niepewnie.

Mężczyzna był bliski zasypania go słowami, lecz się powstrzymał. Na ustach i dłoni miał krew. Pospiesznie i niezdarnie wstał. Shefford dostrzegł, że u owego mężczyzny zdumienie i wściekłość zastąpił wstyd. Był on wysoki i dość tęgi, o gładkiej, ogorzałej twarzy, łagodnych rysach, niewielkim podbródku, oczy miał ciemne. Jego wygląd, sztruksowy strój i miękkie buty doprowadziły Shefforda do wniosku, że nie pracuje ciężko. W porównaniu z niewieloma innymi znużonymi i obszarpanymi ludźmi pustyni, jakich napotykał przybyły, ten obcy ogromnie się wyróżniał. Teraz pochylił się po miękki, filcowy kapelusz, wcisnął go na głowę i szybko wyszedł. Shefford ruszył za nim i przyglądał się mu z drzwi. Mężczyzna udał się prosto do corralu, dosiadł kuca i wyjechał, aby skręcić w dół zbocza, w kierunku południa. Po dotarciu do poziomu niecki, gdzie piasek był wyraźnie twardszy, pogonił kuca dłuższym krokiem i stopniowo się oddalał.

– No! – wykrzyknął Shefford. Nie wiedział, jak ma rozumieć tę awanturę. Uświadomił sobie, że indiańska dziewczyna siedzi pod ścianą na zawiniątku z koców. Powodowany dużą ciekawością oceniał jej wygląd. Miała długie, kruczoczarne włosy, potargane i rozczochrane, a nad czołem poplamioną, białą opaskę ze sznurka. Shefforda zdumiał odcień jej twarzy: była ciemna, ale nie czerwona czy brązowa, tylko o barwie prawie złotej. Profil dziewczyny był wyrazisty, śmiały, niemal surowy. Długie czarne rzęsy skrywały jej oczy. Nosiła obcisłą, dopasowaną bluzkę z materiału przypominającego welwet. Rozdarta z boku ukazywała skórę jeszcze bardziej złotą, aniżeli na jej twarzy. Naszyjnik ze srebrnych ozdób i turkusowo-białych paciorków otaczał szyję Indianki, unosił się łagodnie w górę i opadał wraz z falowaniem bujnego biustu. Spódnica dziewczyny była jaskrawej barwy, z nadrukowanymi wzorami, podarta, poplamiona i zakurzona. Jej małe stopy zakrywały jasnobrązowe mokasyny15, pasujące jak rękawiczki i nad kostkami zapięte na srebrne monety.

– Co to był za mężczyzna? Czy cię skrzywdził? – zapytał Shefford, obracając się i kierując wzrok w dół doliny, gdzie na nagim piasku widniał poruszający się czarny kształt.

– Nie wiem – odparła Indianka.

– Gdzie jest handlarz Presbrey? – zapytał Shefford.

Wskazała prosto w dolną część czerwonej doliny.

– Toh16 – powiedziała.

Na środku niecki jeziora znajdowała się mała sadzawka wody błyszczącej jasno w blasku zachodzącego słońca. Wokół niej poruszały się małe sylwetki, tak drobne, że Shefford uznał, że widzi kilka psów prowadzonych przez dziecko. Odległość myliła go jednak. Jakiś mężczyzna poił tam bowiem konie. Przypomniało to mu o obowiązku, jaki miał wobec swego zmęczonego i spragnionego zwierzęcia. Dlatego odwiązał swój pakunek, zdjął siodło i miał już odejść, kiedy indiańska dziewczyna wzięła wodze z jego ręki.

– Ja iść – powiedziała.

Dojrzał wówczas jej oczy, przez co wyglądała teraz zupełnie inaczej. Były równie czarne, co włosy Indianki. Shefford nie potrafił się zdecydować, czy uważa ją za ładną, czy nie.

– Dziękuję, ale to ja pójdę – odparł i odebrawszy wodze, ruszył w dół zbocza. Przy każdym kroku zapadał się głęboki, drobny piasek. W dole dróżki natrafił na stos blaszanych puszek; były wszędzie, zagrzebane w całości, częściowo, leżące na wierzchu; wskazywały one, czym żywił się handlarz. Shefford przekonał się teraz, że indiańska dziewczyna idzie za nim prowadząc swego kuca. Spojrzawszy na nią od dołu, pod światło, uznał ją za szczupłą, zgrabną, malowniczą. Z odległości mu się podobała.

Brnął dalej, aż wreszcie z radością wydostał się z nawiewanego piasku na twarde, równe dno doliny. Także je tworzył piasek, ale wyschnięty, spieczony na twardo i czerwonej barwy. W niektórych porach roku ową rozległą płaską przestrzeń musiała pokrywać woda. Jakże była szeroka i pusta! Shefford doznał ponownie uczucia, będącego dlań czymś nowym – że jest swobodny, wolny, niezakotwiczony, gotowy do ulecenia z wiatrem. U podnóża stoku odniósł wrażenie, że dziura z wodą znajduje się w dolinie kilkaset prętów17 dalej. Małe rozmiary postaci wzbudziły wszakże jego wątpliwości; musiał po wielekroć przebyć kilkaset prętów, zanim figurki te zaczęły rosnąć. Następnie rozpoznał, że zbliżają się do niego.

Później wzrosły prędko do normalnych rozmiarów człowieka i zwierzęcia. Kiedy Shefford znalazł się przy nich, zobaczył prowadzącego dwa kuce potężnego, młodego mężczyznę o ciężkiej budowie.

– Czy pan Presbrey, handlarz? – zapytał Shefford.

– Tak, jestem Presbrey, bez pana – odparł mężczyzna.

– Moje nazwisko Shefford. Wałęsam się po pustyni. Przyjechałem dzisiaj spoza Tuby.

– Rad was widzę – powiedział Presbrey i podał mu rękę.

Był rosłym mężczyzną, odzianym w szarą koszulę, spodnie robocze i ciężkie buty. Strzecha opadających jasnych włosów pokrywała jego potężną głowę; był ogorzały, ale nie na ciemno, z czerwonymi plamami na policzkach; pod krzaczastymi brwiami widniały głęboko osadzone, bystre oczy; usta miał twarde i zaciśnięte, jakby rzadko miały sposobność uśmiechać się czy mówić, zaś wielka, mocna szczęka wyglądała na stale zamkniętą.

– Chciałbym, żeby więcej podróżnych wałęsało się wokół Red Lake – dodał. – Pewnikiem jest ono tutaj punktem wyjścia.

– To miejsce raczej… samotne – powiedział Shefford z wahaniem, jakby brakowało mu słów.

Wówczas podeszła dziewczyna. Presbrey zwrócił się do niej w języku indiańskim, którego Shefford nie rozumiał. Wyglądała na nieśmiałą i nie odpowiadała; stała z opuszczoną twarzą i wzrokiem. Presbrey odezwał się ponownie, a wtedy wskazała w dół doliny, a potem wraz z kucem wyruszyła w stronę sadzawki.

Bystre oczy Presbreya skupiły się na czarnej kropce niknącej daleko w dole tego owalnego przestworu.

– Tamten człek odjechał… dość nagle – powiedział powstrzymujący się Shefford. – Kim on był?

– Zwie się Willetts. Jest misjonarzem. Przyjechał dzisiaj z tą dziewczyną Nawaho18. Zabierał ją do Blue Canyon19, gdzie mieszka i nawraca Indian. Spotkałem się z nim zaledwie kilka razy. Widzicie, niewielu białych tędy przeciąga. Jest pierwszym białym mężczyzną, jakiego widziałem od sześciu miesięcy, a wy jesteście drugim. Dwaj tego samego dnia…! Red Lake staje się popularne! To jednak dziwne, że wyjechał. Miał tu zostać na noc. Nie może w żadnym innym miejscu. Blue Canyon jest pięćdziesiąt mil stąd.

– Z przykrością powiem… nie, bez żadnej przykrości… ale muszę wam rzec, że to przeze mnie pan Willetts wyjechał – przyznał się Shefford.

– Jak to? – zapytał Presbrey.

Wówczas Shefford opowiedział o wydarzeniu, jakie nastąpiło po jego przybyciu.

– Może zbyt pospieszyłem się z działaniem – zakończył przepraszająco. – Nie myślałem wtedy. W istocie sam siebie zaskoczyłem.

Presbrey zupełnie nie zareagował, a jego twarz była równie niemożliwa do odczytania, co lico jednego z odległych urwisk.

– Jakie były zamiary tego człowieka? – zapytał Shefford, świadom lekkiego pałania jego policzków. – Jestem tu obcy. Nic nie wiem o Indianach i jak się z nimi postępuje. Nie jestem jednak głupi… Jeśli nawet Willetts nie chciał zrobić nic złego, to był co najmniej brutalny.

– Nawracał na swoją religię – odrzekł Presbrey. Ton jego głosu wskazywał na cień kpiny i na żart, ale wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę.

Nie pojmując zupełnie dlaczego Shefford poczuł, że jego przekonanie jest zasadne, a działanie było słuszne. Następnie uświadomił sobie lekki wstrząs wywołany zdumieniem i odrazą.

– Jestem… byłem pastorem głoszącym Ewangelię – powiedział Presbreyowi. – Wasz domysł wydaje mi się wykluczony. Nie mogę w to uwierzyć.

– Niczego się nie domyślam – odparł handlarz wprost i było jasne, że jest człowiekiem szczerym, choć niechętnym do mówienia. – Shefford, jesteście więc kaznodzieją…? Czy przybyliście tutaj, aby próbować nawracać Indian?

– Nie. Powiedziałem, że BYŁEM pastorem. Już nim nie jestem. Jestem tylko… wędrowcem.

– Rozumiem. No, pustynia nie jest dobrym miejscem dla misjonarzy, ale dla wędrowców tak… Napójcie swego konia i zabierzcie go do corralu. Znajdzie się dla niego siano. Przygotuję coś do żarcia.

Shefford poszedł z koniem do sadzawki. Woda okazała się gęsta, zielona, mętna, a wokół zarysu stawu widniała linia skraju skorupy wyschniętej soli. Spragniony koń wszedł z pluskiem do wody i chciwie pochylił głowę. Smak mu się jednak nie spodobał. Po wielekroć cofał się przed piciem, ale za każdym razem znowu opuszczał pysk. Wreszcie się napił, choć nie do pełna. Shefford widział, jak dziewczyna piła z dłoni, Zaczerpnął ręką wodę i przekonał się, że jest zbyt kwaśna, aby ją przełknąć. Kiedy się odwrócił, żeby odjechać, Indianka dosiadła kuca i ruszyła za nim.

Złocista łuna jaśniała na zachodnim niebie, na jej tle placówka handlowa widniała jako ciemna i samotna sylwetka. Powracający Shefford wyczuł, że zrywa się wiatr, który go ochłodził. Kiedy dotarł do zbocza, cienkie, szare smugi piasku wznosiły się tam nisko, wzbijały, siekły, opadały, przesuwały się z miękkim, jedwabistym szelestem. Te szare płachty czasami przesłaniały mu buty. Wspinaczka po tym osypującym się, wstrzymującym kroki wzniesieniu była długa i ciężka, a był już wcześniej okulawiony i zmęczony. Kiedy zostawił konia, zmrok panował już wszędzie, jedynie nie na zachodzie. Indiańska dziewczyna umieściła swego kuca w corralu i niby cień ruszyła w stronę domu.

Shefford z trudem odnalazł dół schodów. Wszedł po nich na wielkie poddasze, oświetlone dwiema lampami. Presbrey był tam, ugniatając w rondlu ciasto.

– Rozgośćcie się wygodnie – powiedział.

Ogromny strych miał kształt połowy ośmioboku. Prowadzące do niego drzwi były od strony doliny, podobnie jak i okna. Jakie zachęcająco wyglądało to miejsce w porównaniu z wrażeniem, jakie sprawiało z zewnątrz! Meble składały się z indiańskich derek na podłodze, dwóch łóżek, biurka i stołu, kilku krzeseł i kanapy, stojaka na broń pełnego strzelb, wiszących na ścianach niezliczonych ilości ozdabianych srebrem pasów, uzd i innych wyrobów indiańskich oraz z pieca w kącie, gdzie na płonących drwach wypuszczał parę czajnik i kredensu o półkach wypełnionych jedzeniem w puszkach.

Shefford oparł się o framugę i wyjrzał na zewnątrz. Pod nim na zwoju koców siedziała indiańska dziewczyna, milcząca i nieruchoma. Zastanawiał się, o czym myśli, co zrobi, jak potraktuje ją handlarz. Zbocze było teraz długą pochyłością poruszających się cieni smug piasku. W dolinie zbierał się zmrok. Dalej majaczyły urwiste ściany. W górze migotała blada gwiazda. Shefford uświadomił sobie nagle wielkie natężenie ciszy wokół niego. Kiedy jednak wsłuchał się w owe milczenie, dobiegło go przerywane i bezmiernie ciche jęczenie, niespokojne, żałobne szemranie. Niewątpliwie był to jedynie wiatr. Mimo to mroziło mu to krew. Wiatr ten różnił się tego, który grał pod okapem jego domu w Illinois. Był samotny, nawiedzający, przenoszący głód pustyni i coś więcej, czego nie potrafił nazwać. Shefford słuchał tego dręczącego ducha dźwięku i patrzył, jak dolinę otula noc. Jakże czarnym, jakże grubym płaszczem! Nie dawał on jednak kojącego wrażenia ochrony dawanej przez jego ciasno zawijające poły, ścian zapewniających łagodny sen, domu. Zamiast tego przynosił poczucie przestrzeni, pustki, bezkresnego ogromu poniżej, gdzie złowróżbny wiatr miotał potokami szemrzącego piasku.

– No, jadło prawie gotowe – powiedział Presbrey.

– Czy macie wodę? – zapytał Shefford.

– Jasne. Tam w wiadrze. To deszczówka. Mam tu cysternę.

Spierzchnięta i pokryta pęcherzami twarz Shefforda poczuła się lepiej, kiedy zmył z niej piasek i alkaliczny kurz.

– Przebywając na pustyni lepiej nie myć za często twarzy. To zły pomysł – dodał Presbrey zauważywszy, jak ostrożnie jego gość dokonuje owych ablucji. – No, podejdźcie i zjedźcie.

Shefford zauważył, że handlarz, choć żył samotnie, to odżywiał się dobrze. Na stole znalazło się więcej jedzenia, niż wystarczyłoby dla dwóch par ludzi. Po raz pierwszy od czterech dni siedział przy stole i nadrabiał teraz brak takiej możliwości.

Działania jego gospodarza wskazywały, że odczuwa przyjemność, lecz dziwna, twarda twarz nie odprężyła się ani na chwilę, nie podległa zmianie. Po skończonym posiłku Presbrey odrzucił propozycję pomocy, zadbał szczodrze o Indiankę, która, jak powiedział, ma na dole miejsce do jedzenia i spania, a potem z umiejętnością i sprawnością doskonałej gospodyni sprzątnął ze stołu. Po tej pracy nabił fajkę i wyraźnie nastawił się na słuchanie.

Zaledwie jedno pytanie przekonało Shefforda, że handlarz łaknął chciwie wieści ze świata zewnętrznego i przez godzinę zaspokajał ten jego apetyt, chociaż był wykończony. Kiedy tak wypowiedział się do cna, zauważył, że Presbrey jest kimś więcej, aniżeli dobrym słuchaczem.

– Jakeście tu przybyli? – zapytał w końcu handlarz.

– Przez Flagstaff – z pokonaniem Little Colorado20 – i przez Moenkopi21.

– Czy zatrzymaliście się w Moen Ave22?

– Nie. Co to za miejsce?

– Mieszka tam misjonarz. Czy zatrzymaliście się w Tubie?

– Tylko na czas napicia się i napojenia konia. Jest tam cudowne źródło na pustyni.

– Powiedzieliście, że jesteście wędrowcem… Czy szukacie pracy? Mogę ją wam dać.

– Nie, dziękuję wam, Presbrey.

– Widziałem wasz pakunek. Nie nadaje się do podróżowania w tym kraju. Także wasz koń nie przetrwa. Czy macie jakieś pieniądze?

– Tak, mnóstwo pieniędzy.

– No, to dobrze. Chociaż żaden biały tutaj nigdy nie weźmie od was choćby dolara. Możecie jednak kupować rzeczy od Indian. A właśnie, dokąd zmierzacie?

Shefford zawahał się, rozważając w myślach, czy ma powiedzieć o swoim celu, czy nie. Gospodarz nie naciskał na odpowiedź na to pytanie.

– Rozumiem. Po prostu wałęsanie się i wędrowanie – ciągnął Presbrey. – Potrafię pojąć, jak pustynia was pociąga. Kaznodzieje wiodą łatwe, bezpieczne życie pośród ludzi i ograniczeń. Zamykają się w kościele z Biblią i z dobrymi ludźmi. Kiedy raz w życiu urywają się na swobodę, to zaczynają robić szalone rzeczy.

– Tak, robię je, bez żadnych ograniczeń – odparł ze smutkiem Shefford. Przez chwilę zdawał się pogrążać we wspomnieniach, nieświadom bystrego i współczującego wzroku handlarza, a potem przyłapał się na tym. – Chcę doświadczyć odrobiny dzikiego życia. Czy znacie tereny na północ stąd?

– Jedynie z tego, co mówili mi Nawahowie, a nie mówią za wiele. Na północ stąd wiedzie szlak, ale nigdy go nie przemierzałem. To nowy szlak, jak każdy, którym chodzą Indianie, gdyż wiatr zasypuje tutaj i ukrywa stare. Paru Nawaho pojechało jednak na północ. Handluję głównie z Indianami z górnej i dolnej części tej doliny.

– Co z wodą i trawą tam?

– Mieliśmy tu deszcze i śniegi. Na pewno jest woda. Nic nie wiem o trawie, choć owce i kuce z północy są zawsze tłuste… Powiem wam jednak, Shefford, jeśli wybaczycie mi udzielanie rad: nie wybierajcie się na północ.

– Dlaczego? – zapytał Shefford, i na pewno przeszedł go dreszcz.

– To kraj nieznany, okropnie nierówny, jak możecie stąd dostrzec, a w tamtym kanionie kryją się źli Indianie. Nigdy nie spotkałem człowieka, który by był poza przełęczą leżącą pomiędzy tym miejscem a Kayentą23. Podróżowano nią, musi więc istnieć jakiś szlak. Podróż taka jest jednak niebezpieczna dla każdego, a co dopiero dla żółtodzioba. Nie macie nawet broni.

– Co to za miejsce, ta Kayenta? – zapytał Shefford.

– To źródło. Kayenta znaczy Bezdenne Źródło24. Jest tam mała placówka handlowa, ostatnia i najbardziej dzika w północnej Arizonie. Withers25, prowadzący ją kupiec, swoje towary sprowadza z Colorado i Nowego Meksyku. Nigdy nie przybył tutaj. Nigdy go nie widziałem. Nic o nim nie wiem, oprócz pogłosek. Pewnikiem ma stalowe nerwy i siły, skoro prowadzi tę placówkę. Jeśli chcecie tam pojechać, to najlepiej przez Keams Canyon26, a potem wokół podnóża Black Mesa27. Taka jazda będzie długa – zajmie może z dwieście mil.

– Jak daleko jest prosto na północ przez kanion?

– Nie potrafię powiedzieć. Ponad siedemdziesiąt pięć mil ciężką drogą, jeśli w ogóle są jakieś drogi… Słyszałem pogłoski o mieszkającym tam całym plemieniu Nawaho, mającym pełno owiec i koni. Może być to prawdą, a może nie być. Wiem jednak o złych Indianach, półkrwi i wyrzutkach, którzy się tam ukrywają. Niektórzy odwiedzali mnie tutaj. Niedobrzy nabywcy! Na dobitkę przejedziecie niedaleko granicy Utah, a tamtejsi mormoni28 są obecnie nieprzyjaźni.

– Dlaczego? – zapytał Shefford, powodowany ponowie żarliwą ciekawością.

– Są prześladowani29 przez rząd.

Shefford nie zadał więcej pytań, a jego gospodarz nie raczył przekazać mu więcej wiadomości na ten temat. Rozmowa się rwała. Potem przybysz zainteresował się indiańską dziewczyną i dowiedział się, że mieszka gdzieś w górze doliny. Presbrey nigdy jej nie widział, zanim Willetts nie przybył z nią do Red Lake. Przy tej okazji okazało się, że Presbrey nad Red Lake i w okolicach przebywał od dość niedawna. Shefford zastanawiał się, dlaczego spędzone przez handlarza w samotności sześciu miesięcy nie wzbogaciło go o większą wiedzę. Zapewne pustynia nie tak łatwo odkrywała swe tajemnice. Ponadto ten dom nad Red Lake był używany przez Presbreya tylko niekiedy, gdyż główna jego placówka handlowa znajdowała się w Willow Springs30, leżącym po drugiej stronie mesy31 pięćdziesiąt mil na zachód.

– Niedługo na krótko zamykam to miejsce – powiedział Presbrey, a jego twarz utraciła twardość rysów i podległa osobliwej zmianie. Nabrała odmiennego światła i miękkości. – W Willow Springs nie będę już taki samotny… Wkrótce się ożenię.

– To wspaniale – odparł serdecznie Shefford. Cieszył się szczęściem tego samotnego człowieka pustyni. Ileż dobra w życie handlarza wzniesie żona!

Naiwne wyznanie Presbreya oderwało go jednakże od obecnej rzeczywistości, a jego otulona dymem potężna głowa zatonęła w marzeniach.

Shefford uszanował to głębokie zamyślenie się jego gospodarza. Był w istocie wdzięczny za zapadłe milczenie. W rzadko który wieczór przeszłość wdzierała się tak mocno w teraźniejszość. Rana jego duszy nie zagoiła się jeszcze, a mówienie o sobie otwierało ją na nowo. Pamięć była zbyt paląca, przeszłość zbyt bliska; pragnął o niej zapomnieć, dopóki nie wedrze się z trudem w serce tego zakazanego pustkowia – dopóki nie upłynie czas i nie odważy się stawić czoła swej niespokojnej duszy. Wsłuchał się następnie w narastające ciągle wycie wiatru. Jakże było obce i puste! Wiatr ten niósł ciężki piasek, słyszał, jak miotał nim, miotał i miotał w podmuchach, a potem tępym, stałym szturmem uderzał w ściany. Odgłosy te skłaniały do myślenia. Owe jęczenie i napieranie wichury nie było snem – jego własna obecność w owym otulonym nocą i obleganym przez piasek domu na samotnej pustyni była czymś rzeczywistym – owa przygoda nie była wymysłem. Prawdziwa musi więc być dzika, dziwaczna opowieść, która sprowadziła go tutaj. Przybył, aby szukać, dążyć, odnaleźć. Gdzieś na północ stąd w rozwalonych warowniach gór leżała ukryta dolina, odgrodzona ścianami od świata. Czy są w niej owi zaginieni zbiegowie, opowieść o których tak nim wstrząsnęła? Czy po dwunastu latach żyje jeszcze dziecko, z którego w samotności pięknego kanionu wyrosła kobieta? Niewiarygodne! Mimo to wierzył w opowieść przyjaciela i wiedział zaiste, jakże dziwne i tragiczne bywa życie. Wyobrażał sobie, że w napierającym wietrze słyszy głos tej kobiety. Wzywała go, prześladowała. Przyznawał, że jej istnienie jest czymś nieprawdopodobnym, lecz wbrew temu nie tracił ani trochę upartej, nieuchwytnej nadziei, która go napędzała. Uważał się za człowieka ugodzonego w duszę, niegodnego, wskutek zwątpienia w Boga, do bycia kapłanem ludzi, którzy go odrzucili. Może praca Herkulesa32, ogromne i niebezpieczne działania ratownicze, uratowanie owej zaginionej i uwięzionej dziewczyny pomoże mu w pozbyciu się kłopotów. Może okaże się ona jego wybawieniem. Kto wie? Jako chłopiec i jako mężczyzna dążył zawsze do poszukiwania skarbu33 ukrytego u stóp tęczy.

2 Liga (ang. league) – dawna jednostka długości, odległość, jaką człowiek może pokonać pieszo w ciągu godziny, w krajach angielskich liga lądowa jest tradycyjnie uważana za odpowiednik trzech mil (czyli ma 4828 metrów).

3 Bylice (Artemisia) – rodzaj roślin z rodziny astrowatych, obejmuje krzewy i byliny, po angielsku sagebrush, główny gatunek na suchych (niepustynnych) terenach zachodniej części Stanów Zjednoczonych to bylica trójzębna, Artemisia tridentata, ang. big sagebrush, tworząca krzewy dochodzące do 3 m wysokości, wydzielające olejki aromatyczne, kwitnące na żółto.

4 Red Lake (ang. Czerwone Jezioro) – małe (ok. 1200 m długości) jezioro w północnej części stanu Arizona w Stanach Zjednoczonych, na terenie osady Tonalea, w wielkim rezerwacie Indian Nawaho, gdzie rzeczywiście istniała dawna placówka handlowa, ale założona w roku 1891, dziesięć lat po początku akcji powieści.

5 Wyżyna – chodzi o Black Mesa, płaskowyż będący częścią Colorado Plateau.

6 Mesa (hiszp. stół) – płaskowyż o stromych, urwistych ścianach, typowy dla zachodniej i południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych.

7 Rubikon – mała (29 km długości) rzeka w północnych Włoszech, wpadająca do Adriatyku, w czasach Republiki Rzymskiej granica prowincji Italia, której nie można było przekraczać z wojskiem, w 49 r. p.n.e. dokonał tego Juliusz Cezar, rozpoczynając wojnę domową; później przenośnie granica, za którą nie można już zawrócić.

8 Nowiki (Neotoma) – rodzaj gryzoni występujących w Ameryce Północnej, najpowszechniejszy gatunek to nowik białogardły (Neotoma albigula) żyjący także w Arizonie, długości 30-40 cm, buduje ogromne (do 2 m wysokości) gniazda, o jasnej sierści, roślinożerny.

9 Jastrząb – w Ameryce Północnej jastrzębiem nazywany jest myszołów rdzawosterny (Buteo jamaicensis) z rodziny jastrzębiowatych, duży (do 60 cm długości) ptak drapieżny, o szerokich skrzydłach, występujący w całej Ameryce Północnej i Środkowej.

10 Flagstaff – miasto w Stanach Zjednoczonych, w północnej części Arizony, założone w roku 1876, obecnie około 70 tys. mieszkańców, jest ośrodkiem przemysłowym (głównie przemysł drzewny), turystycznym (leży niedaleko Wielkiego Kanionu) i naukowym (obserwatorium astronomiczne, siedziba uniwersytetu Northern Arizona).

11 Tuba City – małe (ok. 9 tys. mieszkańców) miasteczko w Stanach Zjednoczonych, w północnej części Arizony, przy granicy z Utah, na pustyni Painted Desert, założone w roku 1872 przez mormonów, obecnie główny ośrodek rezerwatu plemienia Nawaho, także turystyczny, leży około 35 km na południowy zachód od Red Lake.

12 Dolinę – chodzi o Red Lake Valley, część wielkiej doliny Begashibito Wash, pomiędzy płaskowyżami White Mesa i Black Mesa.

13 Kongregacja – tutaj wspólnota religijna, kościół.

14 Corral (hiszp. zagroda) – w Stanach Zjednoczonych określenie ogrodzonych wybiegów dla koni, owiec i bydła.

15 Mokasyny – buty indiańskie, robione z miękkiej skóry jelenia, łosia, bizona, na wyżynach południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych miały twardą zelówkę z niewyprawionej skóry i miękką cholewkę.

16 Toh – w obecnej pisowni tó, w języku nawaho woda, zbiornik wody.

17 Pręt – dawna miara długości, pręt polski miał 15 stóp, czyli około 4,32 metra, a pręt angielski (rod) 16,5 stopy, czyli około 5,03 metra; odległość między dawną placówką handlową a jeziorem wynosiła około 2 km, czyli około 400 prętów.

18 Nawaho (ang. Navajo) – plemię indiańskie występujące w stanach Arizona, Nowy Meksyk i Utah, od kontaktów z Hiszpanami osiadłe, zajmujące się rolnictwem i hodowlą owiec, po roku 1849 ich ziemie zajęły Stany Zjednoczone; po szeregu walk został zmuszone do życia w rezerwatach, w tym w ogromnym (ok. 70 tys. km2) Navajo Nation na pograniczu Arizony, Utah i Nowego Meksyku; obecnie jest ich około 300 tys.

19 Blue Canyon – kanion leżący około 20 km na południe od Red Lake, część doliny Moenkopi Wash.

20 Little Colorado – rzeka w Stanach Zjednoczonych, w północnej Arizonie, dł. 544 km, płynie mniej więcej na północny zachód, wpada do Kolorado w Wielkim Kanionie, wzdłuż jej prawego brzegu ciągnie się Painted Desert (Pustynia Pstra); płynie około 50 km na wschód od Flagstaff.

21 Moenkopi – u Z. Grey’a: Moencopie, mała osada w północnej Arizonie, 4 km na południe od Tuba City, założona przez Indian Hopi w roku 1870, zajmuje szeroką dolinę, obecnie ma 1000 mieszkańców, niemal wyłącznie Indian.

22 Moen Ave – obecna (od roku 1971) pisownia Moenave, mała osada leżąca około 10 km na zachód od Tuba City, w dolinie Hamblin Wash, także nazwa kanionu.

23 Kayenta – małe miasto w północno-wschodniej Arizonie, na wysokości 1740 m n.p.m., na terenie rezerwatu Navajo Nation, około 80 km na północny wschód od Red Lake, obecnie ma ok. 5 tys. mieszkańców, niemal wyłącznie Indian Nawaho, popularne miejsce wyruszania do leżącej 40 km dalej Monument Valley.

24 Bezdenne Źródło – nazwa Kayenta pochodzi z wcześniejszego Tye-nde w języku nawaho, współcześnie brzmi Tó Dínéeshzhee’, gdzie tó znaczy „woda”, a dínéeshzhee’ znaczy „rozchodzić się, rozpływać”.

25 Withers – w roku 1913, kiedy Kayentę odwiedził Zane Grey, była tam jedynie placówka handlowa prowadzona przez Johna Wetherilla wraz z jego żoną Louisą.

26 Keams Canyon – mała (około 300 mieszkańców, prawie wyłącznie Indian Nawaho i Hopi) osada w północno-wschodniej Arizonie, założona przez braci Keams, którzy w końcu XIX wieku prowadzili tam placówkę handlową, leży około 80 km na południowy wschód od Red Lake i 100 km na południe od Kayenty, wskazana droga jest okrężna.

27 Black Mesa – płaskowyż, część Colorado Plateau, bezpośrednio na południe od Kayenty, na wschód od Red Lake, o najwyższej wysokości 2490 m n.p.m.

28 Mormoni – wspólnota religijna założona w roku 1830 w USA przez Josepha Smitha; mają doktrynę złożoną z wątków chrześcijańskich, judaistycznych i objawień zawartych w rzekomo starożytnej Księdze Mormona; obecnie są zrzeszeni w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich; najliczniejsi w USA (Utah), z główną świątynią w Salt Lake City; jest ich około 16 milionów.

29 Prześladowani – spory dotyczyły głównie wielożeństwa mormonów i ich dążeń do niezależności od władzy federalnej, nasiliły się po śmierci przywódcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w roku 1877, w 1878 sąd najwyższy Stanów Zjednoczonych uznał wyższość zakazu poligamii nad nakazami religijnymi i władze zaczęły ten zakaz wymuszać.

30 Willow Springs – mała osada w północnej Arizonie, leżąca około 15 km na północny zachód od Tuby, Red Lake i 50 km na południowy zachód od Red Lake; 50 mil liczy droga między tymi miejscami.

31 Mesa – chodzi o Preston Mesa leżącą na wschód od doliny Little Colorado.

32 Praca Herkulesa – w mitologii greckiej heros Herkules (Herakles) miał do wykonania dwanaście nadludzkich prac, zadań.

33 Skarb – według legend irlandzkich, przejętych przez Anglosasów, tęcze wiodą do garnków ze złotem zakopanych w miejscu, gdzie koniec tęczy styka się z ziemią.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: