Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Teija. Czarna róża - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 maja 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,90

Teija. Czarna róża - ebook

Przeprowadzka z bratem do nowego miasta. Pójście na studia i do wymarzonej pracy. Ucieczka od przeszłości. Rozpoczęcie nowego rozdziału. Dla May Shannon taka propozycja wydała się idealna. Gdy ją przyjęła, a plan się powiódł, nareszcie mogła odetchnąć z ulgą. W końcu zyskała spokój. Jednak gdy pewnego dnia jest świadkiem wypadku samochodowego i ratuje życie Jasego Callowaya, ten spokój znów zostaje zaburzony. Czy dla May może być teraz coś gorszego? Okazuje się, że może, kiedy na jej drodze do szczęścia stanie ktoś, kto będzie próbował zniszczyć wszystko, co budowała przez ostatnie miesiące. Pod otoczką opowieści o miłości skrywa się tu porządna dawka suspensu. Powieść Alexandry Claire przyprawi was o gęsią skórkę i wciągnie aż do ostatniej strony. Polecam! - Anna Bellon, autorka serii „The Last Regret” Uwaga, czytelnicy, zastanówcie się dwa razy, czy chcecie sięgnąć po „Czarną różę”. Kiedy bowiem to zrobicie, nie będziecie mogli się od niej oderwać! Autorka stworzyła świetną, pełną napięcia, zagadek i niedopowiedzeń historię, którą zwieńczyła niespodziewanym finałem. Dajcie się wciągnąć w pełen zagrożeń i namiętności świat głównej bohaterki, a gwarantuję, że nie pożałujecie i będziecie prosić o więcej! - Ludka Skrzydlewska, autorka książki „Sentymentalna bzdura”

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-018-7
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Alexandra Claire

Urodzona 22 września 2000 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Sercem i duchem jest w rodzinnym mieście, a ciałem w Bangor w Północnej Walii, gdzie studiuje to, co kocha najbardziej, czyli kreatywne pisanie i literaturę angielską. Kiedy tylko może, rozpieszcza swojego ukochanego husky Kiarę oraz dwa koty – Rysię i Mruczka. Zakręcona romantyczka, fanka speedwaya z krwi i kości, swoje serce oddała książkom. Pierwsze prace zaczęła pisać w wieku trzynastu lat, a kilka lat później ukazał się jej debiut literacki. Publikuje także na Wattpadzie pod pseudonimem alexaandra_claire. Pisze głównie literaturę young i new adult ze szczyptą sensacji lub fantastyki. Stara się spełniać marzenia i cieszyć każdym dniem, bo życie jest tylko jedno i, jak twierdzi, trzeba czerpać z niego pełnymi garściami jak z miski pełnej ulubionych słodkości.Playlista

„Alive” – Sia

„Angel on Fire” – Halsey

„Bad Dream” – Ruelle

„Lovely (with Khalid)” – Billie Eilish, Khalid

„The Lonely” – Christina Perri

„Vendetta” – UNSECRET, Krigarè

„Who’s at the Door” – UNSECRET, Sam Tinnesz

„Over the Rainbow” – Judy Garland

„Will I Make It Out Alive” – Tommee Profitt, Jessie Early

„Too Far Gone” – Hidden Citizens, SVRCINA

„Secrets” – OneRepublic

„Stone Cold” – Demi Lovato

„Good Enough” – Little Mix

„Slip Away” – UNSECRET, RuelleRozdział 1

MAY

Gdyby nie głos profesora Jablonsky’ego oznajmiający koniec dzisiejszego wykładu, zasnęłabym z głową schowaną w ramionach. Nie to, żebym nie lubiła pogadanek na temat literatury antycznej, ale zajęcia były naprawdę nudne, a ja wyjątkowo zmęczona. Znów nie spałam pół nocy i miałam ochotę walić głową w ścianę, żeby się rozbudzić. Dosłownie.

Podniosłam się ociężale z krzesła, spakowałam swoje rzeczy, a potem czym prędzej wyszłam z dusznej sali. Przed ostatnim wykładem chciałam znaleźć Sophie i zamienić z nią parę słów, ale nim zdążyłam pomyśleć, w którą stronę powinnam iść, poczułam, jak telefon wibruje mi w tylnej kieszeni dżinsowych spodni. Wyjęłam go i stanęłam pod ścianą, żeby odczytać esemes i nie zostać przy tym staranowaną.

Sophie: Pani Kingston odebrała telefon, że jej córka rodzi. Odwołała wszystkie zajęcia z matematyki. Mam okienko! :D Chyba urwę się potem z ekonomii…

Matematyka to był mój ostatni moduł, więc dobrze się złożyło. Leo za czterdzieści minut kończył lekcje. Przed pracą miałam też trochę czasu, więc postanowiłam, że zrobię bratu niespodziankę i odbiorę go ze szkoły, a później zrobimy zakupy, żebyśmy mieli co zjeść na kolację.

Oby ojciec nie zapomniał przelać tych pieniędzy. Inaczej będziemy dzisiaj głodować – pomyślałam.

Zabrałam z szatni swoje rzeczy i ubierałam się, spiesząc na przystanek. Nienawidzę ścigać się z czasem, żeby tylko zdążyć na autobus. Kursowały raz na godzinę, więc spóźnienie całkowicie pokrzyżowałoby mi plany, a dotarcie na najbliższy przystanek zajmowało mi zazwyczaj dziesięć minut. Kiedy minęłam główne drzwi budynku Fleming Hall, jęknęłam w duchu. Natychmiast zdjęłam z siebie chustkę. Słońce grzało niemiłosiernie, a ta, przewiązana na mojej szyi, sprawiała, że było mi jeszcze bardziej gorąco. Już zaczął się wrzesień, temperatura mogłaby spaść o te kilka stopni. Wszyscy byliby wtedy o wiele szczęśliwsi.

Za pierwszym zakrętem uznałam, że w takim tempie nie zdążę na czas. Otarłam kropelki potu z czoła, a w gardle poczułam suchość. Butelka wody mineralnej skończyła mi się przed końcem lunchu, a później nie pomyślałam, żeby podejść do automatu i kupić kolejną. Wzięłam parę głębszych oddechów, a potem zaczęłam biec. Z torbą na ramieniu i japonkami na stopach nie było to wcale łatwe. Co kilkadziesiąt stóp zwalniałam do szybkiego marszu. Nie chciałam, żeby ktoś później zeskrobywał moje roztopione ciało z chodnika. To byłby dla niego zapewne duży kłopot.

Kiedy dotarłam do Marina Street, zobaczyłam przystanek. Autobus powinien przyjechać za dwie minuty, więc dalej szłam już bez pośpiechu. Wraz ze mną do pojazdu wsiadało kilku studentów, których względnie kojarzyłam z uczelni. Wiele osób jeździło tą linią, głównie dlatego, że przemierza ona dość spory kawałek miasta. Na moje szczęście działała tu klimatyzacja. Inaczej chyba nie przeżyłabym tych trzydziestu minut drogi.

Usiadłam na wolnym miejscu przy oknie i wyciągnęłam z plecaka jedno z nowszych wydań „Emmy” Jane Austen. Było piękne. Otworzyłam na stronie zaznaczonej zakładką. Nim dałam się jednak pochłonąć lekturze, spojrzałam w okno, bo akurat przejeżdżaliśmy obok rzeki. Kanawha była centrum całego Charleston. Dzieliła miasto na pół. Charakterystyczny element stanowił główny most znajdujący się nieco dalej. Uważałam go za trochę przestarzały, choć nadawał nieco klimatu. Czasami obserwowałam zakochane pary, które przyczepiały kłódki skrywające najróżniejsze sekrety i potem wrzucały klucz do rzeki. To w pewnym sensie romantyczne. Sama marzyłam, żeby kiedyś stanąć tam z miłością swojego życia i zrobić coś takiego. Był tylko jeden problem – w nikim się nie zakocham ani nikt nie zakocha się we mnie. Nigdy.

Natychmiast otrząsnęłam się z tych myśli i wróciłam do książki, choć nim się spostrzegłam, minęło pół godziny. Usłyszałam nazwę przystanku Littlepage Terrace, więc gdy drzwi się rozsunęły, wysiadłam na prażące słońce. Rozejrzałam się dookoła, bo chwilowo straciłam orientację. Niełatwo było się skupić, czując tak potworny skwar. Powachlowałam twarz dłonią i już chciałam przechodzić przez ulicę, gdy ze skrzyżowania wyjechał z piskiem opon brązowy lśniący SUV i pognał wprost na czarny samochód jadący z naprzeciwka, jakby obrał go sobie za cel. Cofnęłam się przerażona na chodnik i krzyknęłam, a po chwili usłyszałam potężny huk. Odłamki szkła i metalu posypały się na wszystkie strony, a zmasakrowane auto zaczęło dachować. Nie wiem, jakim cudem, ale sprawca jakby nigdy nic odjechał z miejsca zdarzenia. Śledziłam go wzrokiem, całkowicie oszołomiona, dopóki nie zniknął za kolejnym zakrętem. W uszach mi świszczało, a w płucach brakowało powietrza. Patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć, że byłam świadkiem wypadku. Takie rzeczy zdarzały się codziennie, ale nigdy na moich oczach.

Rozejrzałam się nerwowo, czy nic nie jedzie, i na drżących nogach wyszłam na drogę. Podeszłam do rozbitego samochodu. W liceum, a także w pracy na szkoleniu BHP ćwiczyliśmy zachowanie w takich sytuacjach, więc zasady pierwszej pomocy miałam w jednym paluszku, ale teraz…? Teraz wszystko uleciało mi z głowy. Wiedziałam jedynie, że sama nie dam rady.

– Ej, wy! – krzyknęłam do nastolatków stojących niedaleko. – Musicie mi pomóc. Trzeba ratować rannych!

Oni mieli to gdzieś. Pobiegli w drugą stronę, śmiejąc się do siebie. Gdybym znajdowała się w lepszym momencie, zaczęłabym się zastanawiać nad ich zachowaniem. Tym razem musiałam jednak przełknąć gorzką wiązankę przekleństw, jaka cisnęła mi się na usta, i skupić na bieżącej sytuacji.

Nie było ognia ani przeszkód, które uniemożliwiałyby dostanie się do auta.

Pierwsze, co zrobiłam, zanim zajrzałam do środka, to drżącymi dłońmi wybrałam numer na pogotowie.

– Pogotowie ratunkowe w Charleston, w czym mogę pomóc? – zapytała kobieta ciepłym, łagodnym głosem.

– D-dzień dobry, potrzebna j-jest karetka, natychmiast! Na skrzyżowaniu… – zerknęłam szybko na tablicę – Washington Street z Lowa Street zderzyły się dwa samochody, jeden uciekł z miejsca zdarzenia, a kierowca drugiego pojazdu prawdopodobnie jest ciężko ranny. Proszę przysłać karetkę!

– Dobrze, ale najpierw proszę się uspokoić…

– Jak mam być spokojna, jak właśnie umiera człowiek?! – warknęłam.

– Panika nic tutaj nie da, jedynie wszystko utrudni. Niech pani wciągnie powietrze nosem, a potem wypuści ustami.

Zrobiłam tak, jak kazała.

– Jak się pani nazywa i ile ma pani lat?

– May Shannon, dwadzieścia jeden – odpowiedziałam szybko.

Usłyszałam dźwięk uderzania palców o klawiaturę.

– Czy jesteś bezpieczna? Nic ci nie grozi? Nie jesteś ranna?

– Nie. – Pociągnęłam nosem. – Jestem cała. Stałam kilkanaście stóp dalej. To stało się tak nagle…

– Czy przejeżdżają obok samochody? Jeśli tak, proszę pomachać ręką i dać znak, żeby ktoś się zatrzymał. Sama możesz nie dać rady pomóc rannym. Możesz określić, ilu ich jest?

– Nikt t-tędy nie jedzie. Kawałek dalej jest zamknięta d-droga z powodu budowy. Nie ma tutaj dużego ruchu.

Z komórką przy uchu podeszłam bliżej, omijając elementy rozbitego auta. W powietrzu unosił się odór spalonej gumy. Myślałam, że za moment zwrócę śniadanie. Drzwi od strony kierowcy stały otworem. W środku siedział mężczyzna z rozciętym łukiem brwiowym.

– W samochodzie jest ranny kierowca – powiedziałam, starając się oddychać i nie wpadać w panikę.

– Pogotowie powinno dotrzeć za dziesięć minut. Zostań na miejscu zdarzenia. Sprawdź, czy poszkodowany oddycha i czy jest przytomny. Jeśli będzie trzeba, spróbuj wyciągnąć go z pojazdu, a następnie wykonaj resuscytację. Gdyby ktoś przejeżdżał, spróbuj go zatrzymać z bezpiecznej odległości. Zachowaj ostrożność.

– Dobrze, dziękuję. – Głos zaczynał mi się łamać, a w oczach poczułam łzy.

– Proszę się nie martwić i nie rozłączać. W razie czego wytłumaczę, co zrobić.

Pokiwałam głową, mimo że kobieta nie mogła tego zobaczyć. Drżącymi dłońmi chwyciłam delikatnie nadgarstek mężczyzny i zmierzyłam puls dwoma palcami. Wyczuwalny. Na wszelki wypadek przysunęłam ucho do jego lekko rozchylonych warg. Oddychał.

– On żyje, a-ale jest nieprzytomny – powiedziałam do słuchawki.

Z ogromną ulgą wypuściłam wstrzymywane powietrze.

– Dobrze. Określ mniej więcej jego obrażenia i na ile mogą być one poważne. Kontroluj cały czas, czy klatka piersiowa poszkodowanego się porusza.

Zmierzyłam wzrokiem jego ciało, próbując wyszukać głębszych ran. Zauważyłam jedno ogromne rozcięcie na nodze. Skrzywiłam się, choć bardziej z braku możliwości pomocy niż z powodu okropnego metalicznego zapachu krwi. Odwróciwszy głowę, trafiłam na pasy, które najprawdopodobniej uratowały mu życie. Teraz uwierały go, utrudniając oddychanie. Chciałam je odpiąć, ale zacięły się, więc nie było innego wyjścia, jak je przeciąć.

– Halo? May? Co się tam dzieje? – zapytała dyspozytorka.

– Pasy uciskają. Przez nie trudniej mu jest oddychać. Co mam robić? – wychlipałam, kompletnie przerażona.

– Rozejrzyj się dookoła za czymś ostrym, czym będziesz mogła je przeciąć. Bądź przy tym ostrożna.

Miałam zamiar zacząć przeszukiwać dostępne schowki w samochodzie, ale wolałam nie marnować czasu. Chwyciłam z ziemi ostry kawałek zbitego lusterka. Nagle syknęłam, czując ostre ukłucie. Krew powoli spływała mi po dłoni i skapywała na asfalt.

– Wszystko w porządku?

– Tak. Przecięłam się szkłem. To nic takiego.

Kiedy cięłam taśmę, powieki chłopaka zaczęły drgać, a z jego ust wydobywały się pojedyncze jęki bólu.

– Jak się pan nazywa?! – krzyknęłam, potrząsając lekko jego ramieniem.

Nie powiem, łatwo nie było się z nim porozumieć. Mruczał coś pod nosem, może uchylił powieki, jednak zaraz znów je zamknął.

– Obudził się, ale tylko na moment. Nie łapie kontaktu.

– Dobrze, próbuj do niego mówić. Jestem pewna, że teraz będzie dobrze. Karetka powinna być za chwilę.

Spoglądałam na mężczyznę, zagryzając wargę prawie do krwi.

Uklęknąwszy na ziemi, wsunęłam głowę do samochodu i w miarę możliwości przyjrzałam się dość poważnej ranie na jego prawej nodze.

Wolną ręką wyjęłam z torebki chustkę w kwiaty, po czym przewiązałam nią udo poszkodowanego, żeby choć trochę zatamować krwawienie. Walczyłam z atakiem paniki, który próbował opanować moje ciało. Tym bardziej kiedy on… przestał oddychać.

Zaczęłam przeraźliwie płakać, niemal szlochać, zapominając o kobiecie będącej na linii.

– May, uspokój się. Jestem tu z tobą. Co się dzieje?

– On przestał oddychać! On umiera! – krzyczałam do niej.

– Nie pozwól, żeby panika tobą zawładnęła. Dasz radę mu pomóc. Postaraj się wyciągnąć…

– Co tu się stało? Może pomogę – odezwał się ktoś za mną.

Był to mężczyzna, który zatrzymał się autem nieopodal.

– Powiedz temu, kto podszedł, żeby pomógł ci wyciągnąć rannego z pojazdu.

– Trzeba… on nie oddycha. Dyspozytorka mówi, byśmy ułożyli go na chodniku. Sama sobie nie poradzę.

– Znam chwyt Rauteka1. Jestem przeszkolony – oznajmił mi i dyspozytorce.

– Ja też znam – chlipnęłam. – Wiem, co robić.

Odłożyłam komórkę na ziemię, po czym chwyciłam nieprzytomnego pod pachy i ustabilizowałam jego głowę oraz szyję. Mężczyzna zaś ostrożnie wysunął jego nogi i razem ułożyliśmy go na chodniku przy murze. Szybko udrożniłam poszkodowanemu drogi oddechowe, sprawdziłam, czy na pewno się nie pomyliłam, czy on faktycznie nie oddycha. Kiedy byłam pewna, że nie, zaczęłam resuscytację. Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy. Cykl powtarzałam kilka razy, krzycząc do mężczyzny jak w jakimś transie:

– Żyj, żyj, nie możesz umrzeć, walcz! – wołałam do niego, próbując jakimś cudem przelać w niego energię. Życie.

Ten facet, który przyszedł z pomocą, chyba stał obok i rozmawiał z kobietą z pogotowia.

Byłam cholernie zmęczona, wystraszona, ale i zdeterminowana – dlatego nie przestawałam. Gdy usłyszałam sygnał karetki, ponownie sprawdziłam, czy mężczyzna oddycha. Niestety. Dopiero w połowie następnej rundy uciśnięć nabrał głęboko powietrza, a ja opadłam tyłkiem na asfalt, nie zważając na odłamki szkła, i zaczęłam płakać z ulgi.

– Słyszy mnie pan? Pomoc za chwilę będzie. Proszę się nie ruszać! – powiedział nieznajomy do ledwie żyjącego chłopaka. – Świetna robota. – Te słowa chyba skierował do mnie, bo poklepał jeszcze moje ramię i ruszył w kierunku zatrzymującego się pogotowia.

Podbiegło do nas kilku ratowników, ale ja już nie byłam w stanie rejestrować tego, co dzieje się dookoła. Słyszałam tylko, jak zadawali mi pytania, próbowali coś ze mnie wyciągnąć, jednak szok opanował moje ciało do tego stopnia, że przez chwilę nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się znajduję i co się wydarzyło. Jakaś kobieta pomogła mi wstać.

– Zawiezie ją pan do szpitala imienia Pamięci Thomasa? Trzeba opatrzyć tę rękę. – Usłyszałam jej głos.

– Tak, oczywiście. Czy policja zajmie się tą sprawą? Jestem prawnikiem.

– Najprawdopodobniej. Tym bardziej że, jak podała nam dziewczyna, sprawca uciekł z miejsca zdarzenia.

– Dziękuję.

Nie pamiętam, jak wsiadałam do jego samochodu. Chyba zasnęłam i obudziłam się w szpitalu, mając na twarzy maseczkę z tlenem, a na ręku bandaż. Czułam się niemal jak nowo narodzona. Mogłabym skakać pod sam sufit, biegać po całej sali, lecz tylko do momentu, kiedy przypomniałam sobie, co się niedawno stało. Nagle ktoś zdjął mi maskę. Była to uśmiechnięta pielęgniarka, która teraz sprawdzała moje parametry życiowe. Gdy odeszła na bok, zobaczyłam przed sobą lekarza.

– Dzień dobry, panno Shannon. Jestem doktor Greg Hudson. Jak się pani czuje?

Popatrzyłam na mężczyznę, który, gdyby nie miał na sobie białego kitla, nie wyglądałby na lekarza. Może przekroczył już trzydziestkę, ale był naprawdę przystojny.

– Dobrze. Jak… jak ja się tu znalazłam?

– Była pani świadkiem wypadku samochodowego. Uratowała życie kierowcy. Doznała pani jednak ogromnego szoku i ratownicy medyczni nie mogli się z panią porozumieć. Pani ręka zresztą wcale nie wyglądała dobrze. Musieliśmy ją zszywać. Zostanie pani tutaj jeszcze kilka godzin. Niech pani odpocznie, nabierze sił. Potem znów przyjdę sprawdzić, co z dłonią. – Posłał mi pocieszający, choć sztuczny, lekarski uśmiech.

Nim zdążył wyjść z sali, zapytałam:

– A co z tym rannym człowiekiem? Żyje?

– Nie mogę zdradzać szczegółów. Jednak jest tutaj ktoś, kto chciałby z panią porozmawiać.

Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Przez próg przeszła elegancko ubrana kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Czułam się przy niej jak bezdomna. Byłam cała brudna, w niektórych miejscach poplamiona krwią, a na bluzce dostrzegłam dwie dość widoczne dziury.

– Dzień dobry. Nazywam się Lydia Calloway i jestem matką poszkodowanego. – Uśmiechnęła się do mnie ciepło.

Wytrzeszczyłam oczy, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu jechałam autobusem z uczelni do pracy, czytając książkę. Ha!

– O cholera. – Odruchowo zakryłam zabandażowaną ręką usta.

– Coś się stało? Wezwać lekarza? – zmartwiła się i zaczęła już wstawać z krzesła.

Pokręciłam głową.

– Ja… ja muszę wracać do domu. – Ściągnęłam z siebie nakrycie szpitalne i próbowałam niezdarnie wstawać z łóżka. – Mój brat jest sam. Powinnam być teraz w pracy. Nie będą wiedzieć, gdzie jestem…

Kiedy chciałam stanąć na nogi, poczułam na ramieniu ciepłą dłoń tej kobiety. Spojrzałam na nią wystraszonym wzrokiem.

– Szpital już poinformował twoich najbliższych, że jesteś w szpitalu. Za chwilę ktoś powinien przyjechać.

– A mój brat?

– Z tego, co udało mi się podsłuchać, jakaś jego opiekunka ma się nim zająć do twojego powrotu. – Uśmiechnęła się niewymuszenie.

Odchrząknęłam.

– To nie opiekunka, tylko sąsiadka i moja pracodawczyni. Czasami zajmuje się Leo.

Lydia przytaknęła, nie pytając już o nic więcej.

Obydwie chwilę milczałyśmy. Było mi trochę niezręcznie. Nie znałam tej kobiety. To matka chłopaka, którego uratowałam z wypadku, a ona tu siedziała jakby nigdy nic i ze mną rozmawiała. Czy takie rzeczy nie dzieją się wyłącznie w filmach? Czy ona nie powinna siedzieć teraz przy tym mężczyźnie zamiast przy mnie?

– Czy mogę spytać, co z pani synem?

– Jase ma się już lepiej, jest w prywatnej klinice i czeka na operację. – Westchnęła ze smutkiem. – Ja… chcę ci podziękować. To mój ukochany syn, a gdyby nie ty… mogłabym go stracić. Cudowne jest to, że istnieją tacy ludzie jak ty. – Położyła dłoń na mojej zdrowej ręce, a potem spojrzała prosto w oczy. Biła z nich całkowita szczerość. – Jestem ci wdzięczna.

***

Mama Jasego posiedziała chwilę, dotrzymując mi towarzystwa, dopóki nie zjawiła się policja, żeby mnie przesłuchać, i, ku mojemu zdziwieniu, Sophie. Potem Lydia, wychodząc z sali, pożegnała się, jeszcze raz dziękując.

– Dziewczyno… coś ty znowu nawyprawiała? – zapytała przyjaciółka, gdy drzwi zamknęły się za panią Calloway, i dokładnie zmierzyła wzrokiem moje ciało, czy na pewno tylko ręka fizycznie ucierpiała.

Westchnęłam ciężko.

– Przepraszam, Soph, ale nie mam najmniejszej ochoty teraz tego wyjaśniać. Sama muszę to przetrawić, bo do tej pory nie wszystko do mnie dotarło. Chcę już wracać do domu.

– Jasne, rozumiem. Poczekaj tu, a ja pójdę po wypis od lekarza i chyba możemy już jechać.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Na szczęście nie trwało to długo. Lekarz przyszedł wraz z Sophie, żeby zrobić ostatnią kontrolę mojej ręki i ogólnie stanu psychicznego. Pożegnał nas uprzejmie, a potem mogłyśmy opuścić szpital. I wszystko znów wróciło do normy. Chyba…

------------------------------------------------------------------------

1 Chwyt Rauteka – jest to chwyt ratowniczy wykorzystywany w razie potrzeby natychmiastowej ewakuacji z niebezpiecznego miejsca; również w sytuacjach, gdy jest to konieczne, ponieważ nie ma innej możliwości wykonania resuscytacji krążeniowo-oddechowej (przyp. autor).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: