Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Teleexpress. 30 lat minęło - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Teleexpress. 30 lat minęło - ebook

Choć wydaje się to nieprawdopodobne, Teleexpress towarzyszy widzom na antenie telewizyjnej Jedynki już od trzydziestu lat. Pierwsze wydanie programu zostało wyemitowane 26 czerwca 1986 roku i od tej pory wiadomości w pigułce stały się obowiązkową pozycją oglądaną codziennie przez miliony Polaków, a sam Teleexpress zyskał miano kultowego.

Tworzyły go wspaniałe osobowości telewizyjne, a w studiu zasiadali młodzi dziennikarze, którzy swoją energią kształtowali styl przekazu. Dziś ci, którzy zaczynali karierę w Teleexpressie, należą do grona najbardziej lubianych i rozpoznawalnych twarzy mediów. Sam program zaś święci kolejne triumfy, bije rekordy oglądalności i przyciąga przed ekrany telewizorów nowe pokolenia widzów, którzy pokochali szybki styl przekazu w myśl legendarnego powiedzenia, wygłoszonego wprost do kamery przez prowadzącego program: „Państwo piszą do nas listy, kartki, że zbyt szybko czytamy nasze wiadomości, no ale to jest Teleexpress, osobowy odchodzi o 19.30”.

Książka Teleexpress. 30 lat minęło to fascynująca wędrówka przez trzydzieści lat historii programu, błyskotliwie opowiedziana przez wspaniałych prezenterów – Macieja Orłosia i Marka Sierockiego.

Spis treści

STOI NA STACJI

MACIEJ ORŁOŚ ZAPRASZA NA TELEEXPRESS
I BIEGU PRZYSPIESZA, I GNA CORAZ PRĘDZEJ

MAREK SIEROCKI W TELEEXPRESSIE
PIERWSI NA POKŁADZIE
WOJCIECH RESZCZYŃSKI
DUCH ZESPOŁU
TELEHIT PO RAZ PIERWSZY
POPULARNOŚĆ
CENZURA
NA ŻYWO I Z TAŚMY
SIEROCKI W MUNDURZE
SIEROCKI GRA
POGLĄDY I ŚWIATOPOGLĄDY
TVP, TELEEXPRESS, POLITYKA
DLA KOGO TEN PROGRAM?
FORMUŁA I JĘZYK
TECHNIKA
DOOKOŁA OKRĄGŁEGO STOŁU
A SKĄDŻE TO, JAKŻE TO, CZEMU TAK GNA?

MACIEJ ORŁOŚ WSIADA DO TELEEXPRESSU
PRZYJAŹNIE
GOŚCIE
TELEEXPRESS INSIDE
KRÓTKA FORMA I POCZĄTKUJĄCY ARTYŚCI
PO KOLEGIUM
PRACA NAD TEKSTEM KIEDYŚ I TERAZ
RÓŻNE GATUNKI TELEEXPRESSU
KONKURENCJA
KASA, WIZERUNEK, REKLAMA
PREZENTERZY I LEKTORZY
TELEHIT PO RAZ DRUGI
TWITTER I ONE DIRECTION
HIREK WRONA I PRZEKOMARZANKI
NAWAŁNICA W KRYNICY MORSKIEJ
I PEŁNO LUDZI W KAŻDYM WAGONIE

ŚWIĘTUJEMY
CZAS GWIAZD
EDYTA GÓRNIAK
WOKÓŁ KONKURSU EUROWIZJI
TROCHĘ O POLSKIM SHOW-BIZNESIE
DAWID PODSIADŁO
WŁODEK PAWLIK, JACEK GAWŁOWSKI I NAGRODA GRAMMY
AEROSMITH
CHRIS REA
EROS RAMAZZOTTI
ZUCCHERO
RAY CHARLES
BON JOVI, MARK KNOPFLER I INNI
CZY ENRIQUE IGLESIAS POTRAFI ŚPIEWAĆ?
DISCO POLO
WPADKI I PRZYPADKI
ZBLIŻAMY SIĘ DO STACJI KOŃCOWEJ
I GNAJĄ, I PCHAJĄ, I POCIĄG SIĘ TOCZY…

DO ZOBACZENIA NA ANTENIE
ZAWIADOWCY TELEEXPRESSU I PROWADZĄCY PROGRAM

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7773-649-4
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MACIEJ ORŁOŚ ZAPRASZA NA TELEEXPRESS

Kiedy je­sie­nią 2014 roku uprzy­tom­ni­łem so­bie, że nie­ba­wem Te­le­express skoń­czy 30 lat, wpa­dłem na nie­zbyt – przy­zna­ję – ory­gi­nal­ny po­mysł, by wy­dać książ­kę o tym pro­gra­mie. No i za­czę­ło się wy­my­śla­nie kon­cep­cji, przy czym oczy­wi­ście wszel­kie idee oka­za­ły się nie­do­sko­na­łe. Czy to ma być lek­sy­kon? Czy bio­gra­fia? Czy mo­no­gra­fia, a może al­fa­bet Te­le­expres­su, a może al­bum, a może zbiór wy­wia­dów, a może coś jesz­cze? Wszyst­ko wy­da­wa­ło się nie­tra­fio­ne. Aż pew­ne­go dnia spo­tka­łem Mar­ka Sie­roc­kie­go na ko­ry­ta­rzu te­le­wi­zyj­nym. Za­wsze gdy w prze­lo­cie się spo­ty­ka­my, za­czy­na się roz­mo­wa, to zna­czy ja za­ga­jam, wrzu­cam te­mat, a re­dak­tor Sie­roc­ki od­po­wia­da, opo­wia­da, snu­je roz­wa­ża­nia, mo­no­lo­gu­je, aż w koń­cu mu­si­my nie­chęt­nie prze­rwać spo­tka­nie, by w po­śpie­chu wró­cić do pra­cy. Tego dnia do­zna­łem olśnie­nia. Prze­lej­my na pa­pier ten nie­zwy­kły po­ten­cjał – niech ta książ­ka bę­dzie roz­mo­wą z Mar­kiem Sie­roc­kim! No do­brze – moją z nim i jego ze mną. On ma tyle do opo­wie­dze­nia, pa­mię­ta tyle hi­sto­rii – o Te­le­expres­sie, o te­le­wi­zji, o mu­zy­ce! I tak wła­śnie się sta­ło – ta pu­bli­ka­cja to na­sze oso­bi­ste, su­biek­tyw­ne wspo­min­ki. On w Te­le­expres­sie od sa­me­go po­cząt­ku, ja rów­no od ćwierć­wie­cza. Za­pra­sza­my!MAREK SIEROCKI W TELEEXPRESSIE

Ma­ciej Or­łoś: Je­steś w Te­le­expres­sie od sa­me­go po­cząt­ku – to już trzy­dzie­ści lat! Jak to się sta­ło, że wsko­czy­łeś do tego po­cią­gu? Kie­dyś już o tym ga­wę­dzi­li­śmy, ale przy­znam się, że nie pa­mię­tam na przy­kład, kto cię po­pro­sił o to, że­byś ro­bił Te­le­hit w Te­le­expres­sie? Jak to było? Opo­wiedz, je­steś w koń­cu świad­kiem hi­sto­rii.

Ma­rek Sie­roc­ki: Po­pro­sił mnie sam Jó­zef Wę­grzyn, któ­ry z An­drze­jem Tur­skim był twór­cą Te­le­expres­su. Wę­grzyn znał mnie z Hy­bryd. By­łem tam wte­dy di­dże­jem i cza­sa­mi re­dak­to­rzy z Te­le­wi­zyj­ne­go Ku­rie­ra War­szaw­skie­go, któ­rym on wte­dy kie­ro­wał, ro­bi­li ze mną krót­kie wy­wia­dy o mu­zy­ce – co bę­dzie prze­bo­jem na na­stęp­ne ty­go­dnie i po­dob­ne te­ma­ty, stąd ta pro­po­zy­cja. Wte­dy nie było te­le­fo­nów w domu, więc Sła­wek Zie­liń­ski, któ­ry był też w pierw­szym ze­spo­le Te­le­expres­su, za­dzwo­nił do mo­jej żony, pra­cu­ją­cej w przed­szko­lu, na służ­bo­wy te­le­fon. Przy­szła z pra­cy i po­wie­dzia­ła: „Słu­chaj, pro­szą cię na ja­kieś zdję­cia prób­ne do te­le­wi­zji”. Za­dzwo­ni­łem, za­py­ta­łem, o co cho­dzi. Oka­za­ło się, że mam przy­go­to­wać trzy za­po­wie­dzi do ja­kichś te­le­dy­sków, ja­kich­kol­wiek. Oczy­wi­ście to mia­ły być te­le­dy­ski przy­go­to­wa­ne prze­ze mnie. Nie­ste­ty, by­łem wte­dy pi­ra­tem, bo te ka­wał­ki do­sta­wa­łem od zna­jo­mych, któ­rzy miesz­ka­li za gra­ni­cą. W Pol­sce trud­no je było na­grać, mało kto miał w ogó­le wte­dy sa­te­li­tę, nie moż­na było na­wet o tym ma­rzyć. Do­sta­łem więc od zna­jo­mych cał­kiem do­brej ja­ko­ści VHS-y i z nich na­gra­łem te pierw­sze trzy te­le­dy­ski. Na­wet po 30 la­tach pa­mię­tam, co to było: Brian Fer­ry z pio­sen­ką Wind­swept, Gra­ce Jo­nes – Sla­ve To The Rhy­thm. I trze­ci ze­spół Star­ship, utwór Sara. Uff! Wę­grzyn mó­wił, że za­po­wie­dzi mają być krót­kie, kil­ka­na­ście se­kund, więc się wy­da­wa­ło…

MO: Jak to moż­li­we?

MS: Otóż to! Jak to jest moż­li­we, przy­naj­mniej z mi­nu­tę trze­ba o czymś ta­kim mó­wić. No, ale okej, przy­go­to­wa­łem. Ma­ciek Kro­gul­ski, ope­ra­tor, na­gry­wał. Szcze­rze mó­wiąc, my­śla­łem, że na tym się skoń­czy cała hi­sto­ria.

Legendarni pierwsi prezenterzy: Sławomir Zieliński i Wojciech Reszczyński – 15-lecie Teleexpressu.

MO: Na tych trzech na­gra­niach?

MS: Nie wiem, czy to się ko­muś spodo­ba­ło, czy nie. Nie mia­łem po­ję­cia.

MO: Ktoś jesz­cze star­to­wał oprócz cie­bie?

MS: Wiesz co, chy­ba nie. Pro­po­zy­cję zło­żo­no Mar­ko­wi Niedź­wiec­kie­mu i Woj­cie­cho­wi Man­no­wi, ale z tego co wiem, od­mó­wi­li. Nie chcie­li, więc tyl­ko ja zo­sta­łem na pla­cu boju. Nic się nie dzia­ło przez na­stęp­ne ty­go­dnie, aż przy­szedł 26 czerw­ca, pierw­szy Te­le­express…

MO: 1986 rok.

MS: Tak, 1986 rok, 26 czerw­ca. Czwar­tek. Pa­mię­tam, że tego dnia by­li­śmy na obie­dzie u mo­ich ro­dzi­ców z oka­zji imie­nin ojca Jana. Zje­cha­ła się cała ro­dzi­na, ja­cyś zna­jo­mi, wiesz, kie­dyś imie­ni­ny wy­glą­da­ły ina­czej – dwa­dzie­ścia osób za­sia­da­ło przy sto­le. I ktoś mówi: „Ja­kiś nowy pro­gram ma być w te­le­wi­zji, Te­le­express, o 17.15”. Wte­dy im­pre­zy za­czy­na­ły się wcze­śniej, bo lu­dzie wcze­śniej przy­cho­dzi­li z pra­cy. Włą­czy­li te­le­wi­zor, ja nic nie mó­wi­łem, po­nie­waż nie wie­dzia­łem, czy będę, czy mnie nie bę­dzie. Nikt mi nic nie mó­wił. Oka­za­ło się, że by­łem. Wszy­scy tak się dziw­nie na mnie po­pa­trzy­li, chy­ba z wy­rzu­tem, że nic wcze­śniej nie wspo­mnia­łem, ale ja na­praw­dę nic nie wie­dzia­łem.

Póź­niej już po­szło. Do­tar­ło do mnie, że te­raz trze­ba bę­dzie co­dzien­nie na­gry­wać. No i tak to się dla mnie za­czę­ło. Fraj­da z pra­cy z nie­zwy­kły­mi ludź­mi była ogrom­na. Jó­zef Wę­grzyn miał wi­zję, jak osią­gnąć suk­ces. Dla nie­go ten pro­gram był czymś bar­dzo waż­nym. I rze­czy­wi­ście – Te­le­express był re­wo­lu­cyj­nym zja­wi­skiem w ów­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści. Pa­mię­taj­my, rok 1986, sza­ro na uli­cach, w skle­pach ocet i musz­tar­da, co z tego moż­na zro­bić? Cza­sa­mi po­ja­wia­ły się ja­kieś wina im­por­to­wa­ne. Zu­peł­na bez­na­dzie­ja. I w tej bu­rej rze­czy­wi­sto­ści lu­dzie do­sta­li pro­gram, któ­ry mó­wił tro­chę in­nym ję­zy­kiem, nie było w nim na­chal­nej pro­pa­gan­dy, wszyst­ko po­da­wa­no szyb­ko i krót­ko. A przede wszyst­kim ro­bi­li go mło­dzi lu­dzie.

MO: O po­cząt­kach pro­gra­mu opo­wia­dał mi tro­chę Sła­wek Zie­liń­ski. Był tam od sa­me­go po­cząt­ku, przez trzy lata pro­wa­dził go na zmia­nę z Woj­cie­chem Resz­czyń­skim.

MS: W za­mie­rze­niach zle­ce­nio­daw­ców Te­le­express miał być wen­ty­lem tro­chę upusz­cza­ją­cym nie­do­bre na­stro­je.

MO: My­ślę, że mło­dym lu­dziom trud­no to so­bie wy­obra­zić, ale wy­star­czy w In­ter­ne­cie zna­leźć Dzien­nik Te­le­wi­zyj­ny z tego okre­su, czy­li po­ło­wy lat 80., i po­rów­nać te dwa pro­gra­my. Rze­czy­wi­ście, to była zu­peł­nie inna for­mu­ła, inny świat i inna rze­czy­wi­stość. Dzien­nik Te­le­wi­zyj­ny był sztyw­ny, z bez­na­dziej­ną sce­no­gra­fią, z koł­ko­wa­ty­mi pre­zen­te­ra­mi, któ­rzy czy­ta­li w nie­skoń­czo­ność dłu­gie i nud­ne in­for­ma­cje.

MS: Nie daj Boże się po­my­lić, praw­da?

MO: No wła­śnie, zwłasz­cza w nie­któ­rych mo­men­tach. A tu wszedł pro­gram ab­so­lut­nie inny i to było fe­no­me­nal­ne. Inny ję­zyk, tem­po, tro­chę mu­zy­ki i w ogó­le – jak to się te­raz mówi – zu­peł­nie inny for­mat. My­ślę, że dla­te­go lu­dzie od razu tak po­lu­bi­li Te­le­express. No i czo­łów­ka – ka­pi­tal­na, zu­peł­nie od­jaz­do­wa. Tro­chę jak pasz­cza u Rol­ling Sto­ne­sów.

MS: Dzie­ło An­drze­ja Pą­gow­skie­go – war­to pa­mię­tać.

Słynna czołówka Teleexpressu, do której planszę narysował Andrzej Pągowski.

Jolanta Fajkowska, Andrzej Pągowski – twórca pierwszej planszy Teleexpressu – i Magda Mikołajczak.PIERWSI NA POKŁADZIE

MS: Pierw­szą wiel­ką gwiaz­dą Te­le­expres­su był Woj­ciech Resz­czyń­ski, ale nie on po­pro­wa­dził pierw­sze wy­da­nie pro­gra­mu. Pre­zen­te­rem był nie­ży­ją­cy już Woj­tek Ma­zur­kie­wicz. Resz­czu bar­dzo szyb­ko wy­rósł na gwiaz­dę. Po­do­bał się wi­dzom. Już po kil­ku dniach przy­cho­dzi­ły do nie­go wor­ki li­stów. Dzi­siaj ko­mu­ni­ku­je­my się przez In­ter­net. Wte­dy ko­mu­ni­ka­cja od­by­wa­ła się przez li­sty i kart­ki pocz­to­we. Tych kar­tek przy­cho­dzi­ła masa, trzy, cza­sa­mi czte­ry wor­ki dzien­nie. Była pani Wie­sia, któ­ra…

MO: Tak, kie­dy ja przy­sze­dłem, to jesz­cze była pani Wie­sia.

MS: …któ­ra zaj­mo­wa­ła się se­gre­go­wa­niem ko­re­spon­den­cji. Pa­mię­tam, że też wte­dy spo­ro ta­kich li­stów do­sta­wa­łem: z proś­ba­mi o pio­sen­ki i py­ta­nia­mi, gdzie moż­na ja­kąś pły­tę ku­pić. Nie­wie­le na­grań moż­na było u nas do­stać, bo rzad­ko uka­zy­wa­ły się w Pol­sce. Były ja­kieś li­cen­cyj­ne wy­da­nia, ale moż­na było tyl­ko po­ma­rzyć o ta­kiej do­stęp­no­ści jak dziś. To był też czas, gdy po­zna­wa­łem nie­zwy­kłych lu­dzi, któ­rzy im­po­no­wa­li mi swo­ją wie­dzą i pra­co­wi­to­ścią, na przy­kład Wojt­ka Ma­zur­kie­wi­cza i Krzyś­ka Jusz­cza­ka. Oczy­wi­ście gwiaz­dą był Woj­tek Resz­czyń­ski, ale to oni…

MO: …two­rzy­li ję­zyk Te­le­expres­su.

Wojciech Mazurkiewicz, autor tekstów i kultowych powiedzonek.

MS: Two­rzy­li ję­zyk Te­le­expres­su. I czę­sto są za­po­mi­na­ni, rzad­ko wy­mie­nia się ich po­śród pio­nie­rów pro­gra­mu. Oczy­wi­ście byli Jó­zef Wę­grzyn i An­drzej Tur­ski, któ­rzy stwo­rzy­li pe­wien sche­mat tego, dzi­siaj by­śmy po­wie­dzie­li…

MO: …for­mat.

MS: Tak, for­mat tego pro­gra­mu, ale ję­zyk Te­le­expres­su two­rzy­li przede wszyst­kim Woj­tek Ma­zur­kie­wicz i Krzy­siek Jusz­czak. Oni są au­to­ra­mi słyn­ne­go po­wie­dze­nia, że „oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”, któ­re z fi­lu­ter­nym bły­skiem w oku Woj­ciech Resz­czyń­ski wy­gło­sił wprost do ka­me­ry: „Pań­stwo pi­szą do nas li­sty, kart­ki, że zbyt szyb­ko czy­ta­my na­sze wia­do­mo­ści, no ale to jest Te­le­express, oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. A to ci ak­to­rzy dru­gie­go pla­nu byli nie­sa­mo­wi­cie waż­ni. Pa­mię­tam ich roz­mo­wy na ko­ry­ta­rzu. Spie­ra­li się o każ­de zda­nie i sło­wo, wszyst­ko w opa­rach dymu. Wte­dy więk­szość lu­dzi pa­li­ła pa­pie­ro­sy. I wszę­dzie moż­na było pa­lić. Pa­mię­tam, jak dys­ku­to­wa­li i pi­sa­li tek­sty, opie­ra­jąc się o szaf­ki z ta­śma­mi na ko­ry­ta­rzu. Po­tem za­no­si­li no­tat­ki do prze­pi­sa­nia. Nie było kom­pu­te­rów, tyl­ko ma­szy­ny do pi­sa­nia i da­le­ko­pi­sy. Była taka część Te­le­expres­su, któ­ra się na­zy­wa­ła Te­le­express – de­pe­sze – ta ko­re­spon­den­cja była czy­ta­na z dłu­gich da­le­ko­pi­so­wych wy­dru­ków. Czy­ta­li Zby­szek Kra­jew­ski…

Krzysztof Juszczak, współtwórca języka programu, i Sławomir Kozłowski, dwukrotny szef Teleexpressu.

MO: ...i Woj­tek No­wa­kow­ski.

MS: Jola Faj­kow­ska, Piotr Ra­dzi­szew­ski i Bo­że­na Tar­gosz. Tak, to były czte­ry oso­by. Wszy­scy przy­szli z ra­dia, albo z Je­dyn­ki, albo z Trój­ki. Do tych wia­do­mo­ści nie było żad­nych ob­ra­zów, po pro­stu ich w te­le­wi­zji nie mie­li. Przy­naj­mniej do więk­szo­ści.

MO: Wspo­mnia­łeś zna­ko­mi­te na­zwi­ska. Pa­mię­tasz może, skąd ci lu­dzie tra­fia­li do Te­le­expres­su, kto ich za­pro­sił do pro­gra­mu?

MS: Mó­wi­łem już o Jó­ze­fie Wę­grzy­nie. On był naj­waż­niej­szy, przy­naj­mniej tak go po­strze­ga­łem. Był, jest czło­wie­kiem, któ­ry po­tra­fi za­ra­zić swo­im en­tu­zja­zmem i zmo­ty­wo­wać do jak naj­lep­szej pra­cy. Miał ta­kie po­wie­dze­nie, że je­że­li czło­wiek sku­pi się w stu pro­cen­tach na tym, co robi, to efek­ty przej­dą jego naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Mó­wiąc ina­czej: żeby coś osią­gnąć, trze­ba to ro­bić z peł­nym prze­ko­na­niem. Mia­łem przy­jem­ność pod­pa­try­wać go przy pra­cy w po­cząt­kach Te­le­expres­su. Sie­dział wte­dy przy mon­ta­żu, dużo kle­ił i cza­sa­mi po­zwa­lał mi usiąść z tyłu i pa­trzeć, jak to robi. Sztu­ka mon­ta­żu fa­scy­no­wa­ła mnie przez wie­le lat i na­dal fa­scy­nu­je, choć te­raz już się tym nie zaj­mu­ję. Te lek­cje, od­bie­ra­ne od mi­strza, dużo dla mnie zna­czy­ły. Pa­mię­tasz, był taki pro­gram Hity z sa­te­li­ty.

MO: Był taki pro­gram, ale nie pa­mię­ta­łem ty­tu­łu.

MS: Po­ka­zy­wa­no w nim frag­men­ty pro­gra­mów z róż­nych sta­cji te­le­wi­zyj­nych. Je­rzy Wę­grzyn sam to mon­to­wał i pusz­czał na an­te­nę. Uczy­łem się od nie­go. Dzi­siaj bra­ku­je mi­strzów, więc ci ucznio­wie, któ­rzy chcie­li­by się cze­goś na­uczyć, nie mają od kogo. Ode­szło po­ko­le­nie ar­ty­stów w tym fa­chu. Bywa jed­nak i tak, że mło­dzi lu­dzie uwa­ża­ją, że wie­dzą już wszyst­ko, i nie po­trze­bu­ją się uczyć.

MO: Ja bym się z tobą nie zgo­dził. Uwa­żam, że są mi­strzo­wie, ale oni są od­su­wa­ni na dal­szy plan, pa­nu­je taka ten­den­cja, że ci mło­dzi do­syć szyb­ko przej­mu­ją pa­łecz­kę. Więc mi­strzo­wie są, tyl­ko po­ukry­wa­ni; ina­czej mó­wiąc, wir­tu­ozi fa­chu zna­leź­li­by się na pew­no wśród re­ali­za­to­rów te­le­wi­zyj­nych, mon­ta­ży­stów, dzien­ni­ka­rzy. Kie­dy ja wcho­dzi­łem do ze­spo­łu Te­le­expres­su w 1991 roku, Wę­grzy­na już tam nie było. Po­zna­łem go póź­niej, przy Wik­to­rach, bo to prze­cież on był twór­cą tej na­gro­dy. I po­my­sło­daw­cą Pa­no­ra­my. Nie­sa­mo­wi­ty czło­wiek.

MS: Wpro­wa­dził do te­le­wi­zji pro­gram Jaka to me­lo­dia, ale to nie jest pol­ski for­mat.

MO: Wy­pro­du­ko­wał rów­nież W la­bi­ryn­cie, praw­da? Wy­my­ślił ten se­rial.

MS: Tak. To była pierw­sza pol­ska te­le­no­we­la.

MO: Pa­mię­tam roz­mo­wy to­czo­ne po la­tach, to był może 2005 rok. Wę­grzyn opo­wia­dał, jak po­szedł do Te­le­wi­zji na roz­mo­wę z dy­rek­cją Je­dyn­ki. Sie­dział w po­cze­kal­ni, a se­kre­tar­ka za­py­ta­ła: „Prze­pra­szam, ja­kie na­zwi­sko za­anon­so­wać?”. Czy­li on, hi­sto­ria te­le­wi­zji, jest na­gle pe­ten­tem, a pani se­kre­tar­ce nie­wie­le mówi jego na­zwi­sko. Przy­kra spra­wa.

MS: Dla nas, bo dla ta­kie­go sza­re­go czło­wie­ka…

MO: Dla­te­go trze­ba o tych za­po­mnia­nych twór­cach opo­wie­dzieć.

MS: No to jesz­cze o śp. An­drze­ju Tur­skim i trze­cim ojcu chrzest­nym Te­le­expres­su, Oska­rze Ma­rii Bram­skim – pierw­szym ofi­cjal­nym sze­fie pro­gra­mu.

MO: Czy­li Wę­grzyn nie był sze­fem?

Józef Węgrzyn – 20-lecie Teleexpressu.

MS: Nie, Wę­grzyn był wte­dy dy­rek­to­rem War­szaw­skie­go Ośrod­ka Te­le­wi­zyj­ne­go. Te­le­exspress był po­cząt­ko­wo w jego struk­tu­rach, zresz­tą prze­miesz­czał się kil­ka razy. Po­tem był w dy­rek­cji pro­gra­mów in­for­ma­cyj­nych, po­tem zno­wu w Wo­cie, w Pro­gra­mie Pierw­szym Te­le­wi­zji Pol­skiej, a te­raz jest w Te­le­wi­zyj­nej Agen­cji In­for­ma­cyj­nej – tro­chę nami rzu­ca­ło. Oskar Ma­ria Bram­ski był pierw­szym sze­fem Te­le­expres­su, mniej wię­cej przez dwa lata pil­no­wał tego pro­gra­mu. Był dzien­ni­ka­rzem, któ­ry przy­szedł do te­le­wi­zji z ga­ze­ty, dla­te­go taką uwa­gę zwra­cał na ję­zyk in­for­ma­cji. Poza tym uwa­żam, że jak na tam­te cza­sy, świet­nie spraw­dzał się w roli me­ne­dże­ra. Ko­goś, kto spa­jał Te­le­express i w mo­men­cie naj­więk­sze­go suk­ce­su po­tra­fił utrzy­mać ze­spół w ry­zach. Prze­cież wszyst­kim mo­gła od­bić pal­ma, woda so­do­wa ude­rzyć do głów. Pa­mię­tam, że trud­no nam było wyjść na uli­cę, bo lu­dzie nas roz­po­zna­wa­li, za­cze­pia­li. Nie­sa­mo­wi­ta po­pu­lar­ność. W cza­sie emi­sji pro­gra­mu uli­ce pu­sto­sza­ły. W moim ran­kin­gu sze­fów Te­le­expres­su sta­wiam Bram­skie­go nie­zwy­kle wy­so­ko. Miał mło­dy ze­spół, am­bit­ny i po­tra­fił jesz­cze tę am­bi­cję w lu­dziach pod­krę­cać. Po­tem sze­fem zo­stał Sła­wek Zie­liń­ski, któ­ry był wi­ce­dy­rek­to­rem Trój­ki. Po­cząt­ko­wo pro­wa­dził Te­le­express w so­bo­ty i w nie­dzie­le, bo Woj­tek Resz­czyń­ski pro­wa­dził pro­gram w ty­go­dniu. Sze­fo­wał do po­cząt­ku lat 90.

Oskar Maria Bramski, jeden z „ojców założycieli” Teleexpressu, i Maciej Orłoś – 20-lecie programu.

MO: No i An­drzej Tur­ski… Opo­wiedz, bo ty to pa­mię­tasz.

MS: To było na sa­mym po­cząt­ku. Za­raz po pierw­szych ty­go­dniach jak­by się odłą­czył – zo­stał chy­ba dy­rek­to­rem Pro­gra­mu Pierw­sze­go Te­le­wi­zji Pol­skiej. Wcze­śniej był dy­rek­to­rem ra­dio­wej Trój­ki, wy­bit­ny ra­dio­wiec, współ­twór­ca Ra­dio­ku­rie­ra. Dla­cze­go Ra­dio­ku­rier był naj­po­pu­lar­niej­szą au­dy­cją? Bo on był ta­kim Te­le­expres­sem bez wi­zji, tyl­ko z fo­nią. To do­świad­cze­nia wy­nie­sio­ne przez Tur­skie­go z ra­dia, czy­li krót­ka for­ma, zgrab­ny ję­zyk, tzw. mi­chał­ki, czy­li róż­ne śmiesz­nost­ki, któ­re były po­da­wa­ne też w Te­le­expres­sie. I to wszyst­ko spra­wia­ło, że pro­gram miał lek­ką for­mę i był ła­two przy­swa­jal­ny dla tak wie­lu lu­dzi. Tur­ski na­praw­dę spo­ro wniósł do Te­le­expres­su. Bar­dzo cie­pły czło­wiek. Je­śli cho­dzi o ję­zyk pol­ski, to ab­so­lut­ny­mi au­to­ry­te­ta­mi byli dla mnie Woj­tek Ma­zur­kie­wicz i Krzy­siek Jusz­czak, któ­rzy opra­co­wy­wa­li i po­pra­wia­li więk­szość tek­stów; sami też je pi­sa­li. Wspo­mi­na­łem już o tym – „oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. Pa­mię­tam, że wte­dy by­łem na pią­tym roku stu­diów i mia­łem za­ję­cia z re­to­ry­ki.

Andrzej Turski i Józef Węgrzyn, pomysłodawcy Teleexpressu.

MO: Z re­to­ry­ki? Nie­źle!

MS: Na za­li­cze­nie mu­sia­łem na­pi­sać pra­cę, któ­ra mia­ła być proś­bą skie­ro­wa­ną do pro­wa­dzą­cej za­ję­cia. Moim za­da­niem było wy­ko­rzy­sta­nie sty­lu urzęd­ni­czej no­wo­mo­wy. Na­pi­sa­łem tekst, da­łem go do prze­czy­ta­nia Wojt­ko­wi Ma­zur­kie­wi­czo­wi i Krzyś­ko­wi Jusz­cza­ko­wi. Wpro­wa­dzi­li kil­ka po­pra­wek i uma­ili róż­ny­mi sfor­mu­ło­wa­nia­mi. Pa­mię­tam, że do­sta­łem piąt­kę. Pio­trek Bał­tro­czyk – by­li­śmy ra­zem na roku - też do­stał piąt­kę, on z ko­lei miał użyć sty­lu ba­ro­ko­we­go w wa­rian­cie in­tym­nym. Już wte­dy było wia­do­mo, że to jest ogrom­ny ta­lent i wiel­kie po­czu­cie hu­mo­ru – w ogó­le nie­zwy­kły fa­cet. Woj­tek i Krzy­siek po­tra­fi­li z każ­de­go gnio­ta zro­bić pe­reł­kę. Już dzi­siaj nie pa­mię­tam więk­szo­ści ich tek­stów, ale każ­dy koń­czył się ja­kąś faj­ną po­in­tą. To było za­wsze na­pi­sa­ne ta­kim ję­zy­kiem, któ­ry był zro­zu­mia­ły dla wszyst­kich. Nie było tam wie­lu przy­miot­ni­ków, któ­re moim zda­niem osła­bia­ją moc prze­ka­zu. Nie­zwy­kli, a jed­no­cze­śnie skrom­ni lu­dzie. Pra­ca z nimi, szcze­gól­nie w tam­tym okre­sie, to był wiel­ki za­szczyt i nie­zwy­kła na­uka. Splen­dor spły­wał na tych, któ­rzy się po­ja­wia­li na wi­zji, cho­ciaż pre­zen­te­rzy też cza­sem wy­my­śla­li i pi­sa­li swo­je tek­sty, na przy­kład Woj­tek Resz­czyń­ski, któ­ry w for­mu­le Te­le­expressu od­na­lazł się na­praw­dę zna­ko­mi­cie. Był wów­czas w kra­ju ido­lem nu­mer je­den, naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­ną twa­rzą, wiel­bio­nym – jak by­śmy te­raz po­wie­dzie­li – ce­le­bry­tą. My­ślę, że Te­le­express był dla nie­go naj­lep­szym miej­scem, bo gdzie­kol­wiek póź­niej po­szedł do pra­cy, to już nie miał wo­kół sie­bie lu­dzi, któ­rzy by mu po­ma­ga­li tak, jak w Te­le­expres­sie. Mać­ku, prze­cież sam wiesz, i to po­twier­dzisz: ilu lu­dzi pra­cu­je na cie­bie.

MO: Oczy­wi­ście, wia­do­mo, to jest gra ze­spo­ło­wa.

MS: A ile razy ja do­sta­ję ja­kieś mu­zycz­ne in­for­ma­cje od in­nych? Któ­ryś ze zna­jo­mych mówi: „Faj­ny jest taki a taki ze­spół, faj­ny taki a taki wy­ko­naw­ca, sprawdź”. Czy ty, Mać­ku, przy­cho­dzisz i mó­wisz: do­sta­łem mejl od fa­nek, że kon­cert gdzieś bę­dzie, że coś się dzie­je? To jest pra­ca ze­spo­ło­wa. Ile razy ja ko­muś pod­po­wia­dam, że jest in­te­re­su­ją­ce wy­da­rze­nie spor­to­we lub inna im­pre­za. Dla Wojt­ka Te­le­express był ide­al­nym miej­scem, bo pra­co­wał na nie­go ze­spół. Nie moż­na oczy­wi­ście umniej­szać jego roli, bo świet­nie wy­glą­dał wte­dy w te­le­wi­zo­rze, faj­nie mó­wił, z od­po­wied­nią in­to­na­cją, pi­sał też cza­sem tek­sty dla sie­bie. Był ido­lem nu­mer je­den w kra­ju. Więk­szym niż spor­tow­cy i pio­sen­ka­rze. Mać­ku, mia­łeś trud­ne za­da­nie, przej­mu­jąc po nim pa­łecz­kę pro­wa­dzą­ce­go.

Maciej Orłoś „uczy się” Teleexpressu pod czujnym okiem Magdy Mikołajczak (obecnie Olszewska) i Marka Sierockiego.WOJCIECH RESZCZYŃSKI

MO: Jego już wte­dy nie było w pro­gra­mie od kil­ku lat, ale spo­ro mi o nim opo­wia­dał Sła­wek Zie­liń­ski, pra­co­wa­li ra­zem dłu­gi czas, chy­ba czte­ry lata w Za­pra­sza­my do Trój­ki, do­kąd Woj­tek tra­fił z Sy­gna­łów Dnia, a Sła­wek z Ra­dio­ku­rie­ra. Z tam­tych cza­sów za­pa­mię­tał Wojt­ka, a było to na po­cząt­ku lat 80., z bia­ło-czer­wo­ną opa­ską straj­ko­wą, co w jego re­dak­cji było ak­tem du­żej od­wa­gi. Mi­ja­li się na ko­ry­ta­rzach ra­dio­wych. Cześć, cześć i tyle. Po sta­nie wo­jen­nym, kie­dy Trój­ka ru­sza­ła, jako ostat­ni zresz­tą z od­blo­ko­wa­nych pro­gra­mów Pol­skie­go Ra­dia, An­drzej Tur­ski ścią­gnął Wojt­ka do ze­spo­łu. A był to ze­spół gwiazd, świet­nie ze sobą współ­pra­cu­ją­cych i… ba­wią­cych się. Wszy­scy wte­dy słu­cha­li Za­pra­sza­my do Trój­ki: Mo­ni­ka Olej­nik, Gra­ży­na Do­broń, Be­ata Mich­nie­wicz, Ma­rek Niedź­wiec­ki, Piotr Kacz­kow­ski, Woj­ciech Mann, Piotr Metz, Ja­nusz Ko­siń­ski, Mar­cin Zi­moch, To­mek Sia­nec­ki, Grześ Mie­cu­gow, Ja­nusz Atlas, Kuba Strzycz­kow­ski, Sła­wo­mir Szczę­śniak i inni. Prze­cież to są wiel­kie na­zwi­ska, dziś z ogrom­nym do­rob­kiem. A póź­niej Sła­wek Zie­liń­ski przez pra­wie trzy lata pro­wa­dził na zmia­nę z Wojt­kiem Te­le­express, to zna­czy naj­pierw na zmia­nę, a po­tem Woj­tek od po­nie­dział­ku do piąt­ku, a Sła­wek wy­da­nia week­en­do­we. Woj­tek, zda­je się, bu­do­wał wte­dy dom i w week­en­dy udzie­lał się na róż­nych im­pre­zach, po pro­stu za­ra­bia­jąc kasę. W 1987 roku wy­je­chał do sta­cji Wal­te­ra Ko­ta­by do Chi­ca­go. Kie­dy wró­cił po dwóch la­tach, to wszę­dzie wi­dział spi­ski, wro­gów i ko­mu­nę. Bar­dzo się zmie­nił. Sła­wek z ża­lem opo­wia­dał, że przez ostat­nie kil­ka­na­ście lat spo­tka­li się kil­ka razy i były to roz­mo­wy dość ofi­cjal­ne. Smut­ne – po tylu la­tach współ­pra­cy. We­dług re­la­cji Zie­liń­skie­go Resz­czyń­ski od po­cząt­ku miał re­zer­wę do te­le­wi­zji lat 80., no wiesz, jak wszy­scy, ale w koń­cu brał w tym udział, cho­ciaż nie­chęt­nie, co­kol­wiek to zna­czy. Na przy­kład nie przy­szedł na na­gra­nie ma­kie­ty pierw­sze­go Te­le­expres­su. Po­dob­no żona za­dzwo­ni­ła i po­wie­dzia­ła, że Wojt­ka boli gło­wa i w ogó­le źle się czu­je. Ma­kie­tę na­grał wte­dy Woj­tek Ma­zur­kie­wicz. A póź­niej wła­śnie Te­le­express dał mu naj­więk­szą sła­wę.

Wojciech Reszczyński, legendarny prezenter Teleexpressu.

MS: Cie­ka­we, co Woj­tek opo­wie­dział­by o Sław­ku?

MO: Nie wiem, ale w tam­tym cza­sie obaj byli nie­praw­do­po­dob­nie po­pu­lar­ni, szcze­gól­nie Woj­tek.

MS: Cały czas lu­dzie mnie za­cze­pia­ją na uli­cy i py­ta­ją: a co się dzie­je z Woj­cie­chem Resz­czyń­skim. Nie prze­krę­ca­ją jego na­zwi­ska. Bar­dzo za­padł w pa­mięć, wy­star­czy­ły dwa lata.

MO: To jest fe­no­men: Woj­ciech Resz­czyń­ski w Te­le­expres­sie. Za­le­d­wie –moż­na po­wie­dzieć – dwa lata. I do tej pory spo­ty­kam się z tym, o czym mó­wisz – pod­cho­dzą lu­dzie i mó­wią na przy­kład: „Ale to było su­per, jak Resz­czyń­ski wte­dy po­wie­dział, że oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. Oczy­wi­ście, ta pa­mięć już po­wo­li słab­nie, bo wcho­dzą nowe po­ko­le­nia wi­dzów, któ­rzy nie mają po­ję­cia o tam­tych cza­sach, nie wie­dzą nic o Wojt­ku i Te­le­expres­sie z tam­tych lat, nie było ich po pro­stu wów­czas na świe­cie. Przez dłu­gi czas by­łem oszo­ło­mio­ny tym fe­no­me­nem Wojt­ka i na­wet pa­mię­tam swo­je zdzi­wie­nie: cho­le­ra ja­sna, no co jest gra­ne, tyle lat pro­wa­dzę Te­le­express…

MS: A oni wciąż py­ta­ją o Resz­czyń­skie­go!

MO: A on tam był za­le­d­wie dwa lata. To wła­śnie była siła ra­że­nia, któ­rą miał Te­le­express. Nie było ta­kie­go dru­gie­go pro­gra­mu w te­le­wi­zji pol­skiej.DUCH ZESPOŁU

MS: Pio­nier­skie cza­sy, at­mos­fe­ra nie­uświa­do­mio­nej jesz­cze do koń­ca zmia­ny, nowa for­mu­ła, nowy ję­zyk, mło­dzi lu­dzie, a przede wszyst­kim ze­spół. Lu­dzie byli dla sie­bie nie­zwy­kle życz­li­wi. Każ­dy ko­muś coś pod­po­wia­dał. Pa­mię­tam, ile razy ktoś mi zwra­cał uwa­gę, że coś źle zro­bi­łem, po­wi­nie­nem to tak a tak zro­bić, ina­czej. Ale z życz­li­wo­ścią. Kie­row­ni­cy pro­duk­cji, któ­rzy żyli tym pro­gra­mem, a pew­nie wiesz, że pro­duk­cja od stro­ny tech­nicz­nej była dużo bar­dziej skom­pli­ko­wa­na niż te­raz i wy­ma­ga­ła cza­sem ogrom­nej po­my­sło­wo­ści. Suk­ce­sem Te­le­expres­su, mu­szę to po­wtó­rzyć, był za­wsze ze­spół. Szyb­ko się in­te­gro­wa­li­śmy, tak­że w Hy­bry­dach, dwa kro­ki od Pla­cu Po­wstań­ców; szli­śmy na ów­cze­sną uli­cę Rut­kow­skie­go, czy­li dzi­siej­szą Chmiel­ną. Tam były na­sze – jak to się dzi­siaj mówi – spo­tka­nia in­te­gra­cyj­ne, cza­sem trwa­ją­ce do wcze­snych go­dzin ran­nych. In­te­gra­cyj­ne i re­dak­cyj­ne. Było bar­dzo we­so­ło, bar­dzo faj­nie. My­ślę, że wte­dy Te­le­express był nie­zwy­kle zży­tą re­dak­cją, bar­dzo szyb­ko lu­dzie się za­przy­jaź­ni­li.

I kie­dy pa­trzę z per­spek­ty­wy i z pew­nym dy­stan­sem, to pro­gram za­cho­wał cią­głość. Pew­ne oso­by ode­szły, zo­sta­wia­jąc swój ba­gaż do­świad­czeń, przy­cho­dzi­li mło­dzi, uczy­li się. Zo­bacz, ile i ja­kich osób wy­szło z Te­le­expres­su: Grze­siek Kaj­da­no­wicz pra­cu­je w TVN-ie, Łu­kasz Kar­das był dy­rek­to­rem Te­le­wi­zji Po­lo­nia. Wie­lu lu­dzi za­czy­na­ło lub roz­wi­ja­ło swo­je ka­rie­ry te­le­wi­zyj­ne wła­śnie w Te­le­expres­sie. Pio­trek Ra­dzi­szew­ski, dy­rek­tor Je­dyn­ki (do 1 stycz­nia 2016 – przyp. red.), wspo­mnia­ny już Sła­wek Zie­liń­ski, dy­rek­tor pro­gra­mo­wy te­le­wi­zji (do lu­te­go 2016 – przyp. red.), były dy­rek­tor Pro­gra­mu Pierw­sze­go Te­le­wi­zji Pol­skiej Ma­ciek Soj­ka, Grze­siek Ko­zak – te­raz w Pol­sa­cie. Ma­ciek Ma­zur, któ­ry ma swój pro­gram w TVN 24 – Ran­king Ma­zu­ra, Kuba Strzycz­kow­ski, Han­ka Smok­tu­no­wicz, To­mek Kam­mel, Hi­rek Wro­na. To są lu­dzie, któ­rzy w róż­nych okre­sach pra­co­wa­li w Te­le­expres­sie.

MO: Ty też, Mar­ku, chy­ba spo­ro za­wdzię­czasz Te­le­expres­so­wi. W ogó­le mu­zy­ka pre­zen­to­wa­na w for­mu­le Te­le­hi­tu to był w tam­tych cza­sach hit…

MS: To się dzia­ło jak­by bez mo­je­go udzia­łu. Po pro­stu na­gra­łem swo­je pierw­sze trzy za­po­wie­dzi i już. My­śla­łem, że tra­fi­ły do ko­sza. Kie­dy oka­za­ło się, że jed­nak co­dzien­nie będę mu­siał na­gry­wać, to mó­wi­łem so­bie: dwa, trzy lata, a po­tem będę coś in­ne­go w ży­ciu ro­bił. Ja jed­nak naj­bar­dziej lu­bię sie­dzieć czy stać za kon­so­le­tą, to jest moje ulu­bio­ne za­ję­cie i do dzi­siaj to ro­bię. Spra­wia mi to ogrom­ną fraj­dę. Nie my­śla­łem, że przy­go­da z Te­le­expres­sem bę­dzie tak dłu­go trwa­ła.

MO: Ja uwa­żam, że je­steś, Mar­ku, naj­lep­szym di­dże­jem w Pol­sce. Nie wi­dzia­łem im­prez, przy któ­rych lu­dzie by się tak świet­nie ba­wi­li, jak wte­dy, kie­dy grasz. Ale przy­znaj, Te­le­express po­mógł ci w ka­rie­rze.

25 lat Teleexpressu zespół świętował w newsroomie. Na zdjęciu Maciej Orłoś, Katarzyna Trzaskalska i Beata Chmielowska-Olech.Shakin’ Stevens

To było w po­cząt­kach Te­le­expres­su. Chy­ba do dzi­siaj jest taki prze­pis, że jak chce się zgło­sić wi­zy­tę go­ścia z za­gra­ni­cy, to trze­ba pi­sać po­da­nie do ko­men­dan­ta ochro­ny te­le­wi­zji. Sha­kin’ Ste­vens zo­stał więc po­in­stru­owa­ny, że w ra­zie co na­zy­wa się Ko­wal­ski i żeby się nie od­zy­wał, jak bę­dzie wcho­dził. Do­sta­li­śmy prze­pust­kę, wpro­wa­dzi­li­śmy go. I on był bar­dzo zdzi­wio­ny, że tak wy­glą­da Te­le­express. Zdą­żył już obej­rzeć kil­ka wy­dań pro­ga­mu w ho­te­lu, cie­szył się, że co­dzien­nie pusz­cza­li­śmy jego te­le­dy­ski – wła­śnie koń­czył 40 lat i był nie­zwy­kle po­pu­lar­ny. Kie­dy wszedł do bu­dyn­ku i zo­ba­czył, że tu na­wet po­rząd­ne­go stu­dia nie ma... Był bar­dzo zdzi­wio­ny.TE­LE­HIT PO RAZ PIERWSZY

MS: My­ślę, że bez fał­szy­wej skrom­no­ści mogę po­wie­dzieć, że wte­dy by­łem czo­ło­wym di­dże­jem w kra­ju – je­że­li cho­dzi o stro­nę tech­nicz­ną, bi­blio­te­kę płyt i pro­fe­sjo­nal­ną wie­dzę o tym, co ro­bię. Mia­łem też szko­łę mu­zycz­ną za sobą. To dużo daje. Czło­wiek ina­czej pod­cho­dzi do mu­zy­ki.

MO: Te­le­hit był waż­nym ele­men­tem tego pro­gra­mu, oknem na świat, bo da­wał coś, cze­go lu­dzie nie mie­li, czy­li przy­naj­mniej frag­men­ty mu­zy­ki, któ­ra nie ist­nia­ła u nas w ofi­cjal­nym obie­gu. Dźwięk plus ob­raz. Wi­de­oklip.

MS: Mu­zy­ka była w ra­diu, w dys­ko­te­kach. Cały czas, oprócz tego, że ro­bi­łem wej­ścia w Te­le­expres­sie, by­łem di­dże­jem w Hy­bry­dach. Di­dże­je w klu­bach stu­denc­kich bar­dzo dba­li o to, żeby naj­now­sze prze­bo­je do nas do­cie­ra­ły. Ku­po­wa­li krąż­ki na gieł­dach pły­to­wych, kum­plo­wa­li się ze spor­tow­ca­mi, któ­rzy wy­jeż­dża­li za gra­ni­cę. Przy­jaź­ni­łem się wte­dy z Włod­kiem Na­laz­kiem i Wojt­kiem Drzy­zgą, wy­bit­ny­mi siat­ka­rza­mi. Dziś syn Wojt­ka Drzy­zgi jest mi­strzem świa­ta. Dużo jeź­dzi­li po świe­cie i szcze­gól­nie Wło­dek Na­la­zek miał taki zmysł wy­naj­dy­wa­nia utwo­rów, któ­re po­tem były prze­bo­ja­mi. Za­wsze, gdzie­kol­wiek był, zna­lazł czas, po­szedł do skle­pu, prze­słu­chał no­wo­ści i wy­brał kil­ka czy kil­ka­na­ście prze­bo­jo­wych sin­gli z prze­bo­ja­mi. Klu­by stu­denc­kie były miej­sca­mi, któ­re pro­mo­wa­ły mu­zy­kę, zresz­tą to był je­den z nie­wie­lu spo­so­bów na spę­dze­nie wol­ne­go cza­su – pójść do klu­bu i po­ba­wić się. Ale Te­le­express do­da­wał do mu­zy­ki ob­raz. Wte­dy w te­le­wi­zji cho­dzi­ła jesz­cze Wi­de­ote­ka Krzyś­ka Szew­czy­ka i Jar­mark, gdzie też pre­zen­to­wa­no te­le­dy­ski. To były je­dy­ne miej­sca, gdzie moż­na było się ze­tknąć z taką mu­zy­ką. Pa­mię­tam, jak strasz­nie trud­no zdo­by­wa­ło się in­for­ma­cje o nie­któ­rych ar­ty­stach. Dzi­siaj to so­bie mo­że­my wszyst­ko wy­go­oglo­wać, za prze­pro­sze­niem. Wte­dy było to nie lada wy­zwa­nie. Pre­nu­me­ro­wa­łem nie­ist­nie­ją­cy już ty­go­dnik an­giel­ski Re­cord Mir­ror, któ­ry zaj­mo­wał się tro­chę mu­zy­ką di­sco dan­ce, tro­chę oczy­wi­ście roc­kiem. Tam były faj­ne, cie­ka­we in­for­ma­cje o róż­nych ar­ty­stach, re­cen­zje płyt. Cho­ler­nie kosz­tow­ne źró­dło wie­dzy, bo taką ga­ze­tę się pre­nu­me­ro­wa­ło, pła­cąc w fun­tach, a nie w zło­tów­kach. No, ale war­to było od­ża­ło­wać parę gro­szy i mieć wie­dzę, któ­rej inni nie po­sia­da­li. To dy­gre­sja, ale tak… Te­le­express da­wał nie­praw­do­po­dob­ną po­pu­lar­ność.

MO: Choć­by li­sty, któ­re przy­cho­dzi­ły – po czte­ry, pięć wor­ków dzien­nie, świad­czą o ska­li suk­ce­su.

Rok 1986, Telehit, Marek Sierocki, cześć.

Telehity w Opolu z okazji 25-lecia Teleexpressu, 10 czerwca 2011 roku.ByC didZejem

W Pol­sce lu­dzie naj­czę­ściej pro­szą cię o trzy utwo­ry: „Czy może Pan za­grać coś no­we­go?”, „Czy może Pan za­grać coś szyb­sze­go?” i „Czy może Pan za­grać coś faj­ne­go?”.

To są trzy naj­po­pu­lar­niej­sze ty­tu­ły pio­se­nek.

Jak pro­szą o coś szyb­sze­go, to mó­wię, że już, za chwi­lę. Jak o coś faj­ne­go, to mó­wię: „Ale nie znam ta­kiej pio­sen­ki o ta­kim ty­tu­le, może kon­kret­niej?”. Zda­rza­ło mi się grać w klu­bach w in­nych kra­jach i ni­g­dy nie za­uwa­ży­łem, żeby ktoś pod­cho­dził do di­dże­ja. Tam, je­że­li przy­sze­dłeś do klu­bu, to ba­wisz się przy tej mu­zy­ce, któ­rą dzi­dżej pro­po­nu­je, jest sza­cu­nek dla jego wy­bo­rów. W Pol­sce każ­dy się naj­le­piej zna na mu­zy­ce, tak jak na po­li­ty­ce, pił­ce noż­nej oraz me­dy­cy­nie. W tym je­ste­śmy mi­strza­mi świa­ta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: